Gdzie instruktor rekreacji a gdzie trener?

Witam!
Zaczynam nowy temat zainspirowana rozmową na forum krakowskich stajni i jestem ciekawa waszej opinii.
Kraków jest bardzo ubogi jeśli chodzi o kadrę trenerską specjalizującą się w ujeżdżeniu.
Nie ma ani jednego trenera z licencją w naszym mieście. 🙄
Jest za to parę ośrodków ujeżdżeniowych ,gdzie treningi prowadzą instruktorki rekreacji.
Szkolą konie i zawodników do zawodów nieamatorskich.
Jes parę osób, które jeżdżą po różnych pensjonatach i prowadzą treningi ujeżdżeniowe, oczywiście odpłatnie, bez uprawnień trenerskich i bez licencji.
Co Wy na to?

szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
18 stycznia 2009 09:22
Dorcysia, jesli prowadza dobrze i z glowa i ludzie chca im placic, to wystarczy. wolny kraj,wolny wybor- nikt nikogo nie zmusza  do 'zatrudniania' instruktora do swojego prywatnego konia.

no i ciezko zeby prowadzili 'nieodplatnie',w koncu to ich zawod. i pokaz mi madrego,ktory powie gdzie konczy sie jazda rekreacyjna,a zaczyna trening 😉
Tutaj raczej chodzi o brak wyboru. Ludzie chcą mieć treningi a nie ma trenerów.
Trening zaczyna się jeżeli koń startuje w zawodach i jest do tych zawodów przygotowywany.
Nie jest nigdzie powiedziane,że zarówno konia jak i zawodnika do zawodów musi przygotowywać instruktor z papierami sportowymi a nie instruktor rekreacji konnej.

Jest faktem,tak jak piszesz Dorcysiu,że nie mamy na naszym krakowskim terenie instruktora sportu w dyscyplinie ujeżdżenia,ale mamy czynne zawodniczki,które chętnie udzielają lekcji w tej materii.
Mają wiedzę i umiejętność jej przekazania i o to w efekcie chodzi osobie,która chce się uczyć,a także startować w zawodach.

Wiadomym jest,że chciałoby się aby osoba,która nas szkoli i której płacimy była i super trenerem z uprawnieniami PZJ i wybitnym zawodnikiem ze spektakularnymi osiągnięciami,bo wtedy my sami czulibyśmy się wyjątkowo,że pobieramy nauki u kogoś takiego.
Natomiast jestem pewna,że taka osoba za lekcję zażyczyłaby sobie wiele więcej niż 50zł(taka jest cena z dojazdem instruktorek rekreacji).
Przypuszczam,że większość osób obecnie korzystających z zajęć uj.u naszych instruktorek rekr.nie byłoby stać aby uczyć się za większe pieniądze.
F, oto mi chodzi. chciałabym, żeby dziewczyny się szkoliły dalej,
żeby szły na kursy trenerskie, żeby miały licencje.
Jest takie wielkie zapotrzebowanie na trenerów, instruktorów, kogokolwiek, kto stanie na środku ujeżdżalni, że w niektórych stajniach panienki siedemnastoletnie prowadzą "treningi" innym równie nieletnim panienkom.

Dorcysia, skoro bardzo Ci zależy na treningach ujeżdżeniowych to zbierz grupę osób i spróbujcie znaleźć trenera spoza Krakowa, który dojeżdża i który jest trenerem z licencją i wszystkimi "papierkami". Do większej liczby osób koszty będą mniejsze niż jakby trener miał dojechać do jednej osoby.

Z mojego punktu widzenia to jednak wygląda w ten sposób: dużo dowiedziałam się sama. Owszem, jeździłam do różnych miejsc, żeby się doszkalać, ale patrzyłam na to w ten sposób: nie tyle co mnie nauczy człowiek, a tyle, co może mnie nauczyć ten konkretny koń. Owszem, słuchałam uważnie tego, co ma do powiedzenia trener/instruktor i wykonywałam ćwiczenia a przy okazji starałam się patrzeć jaki jest koń i na co lepiej reaguje. Gdybym miała konia profesora i wiedziałabym co on umie i co mogę od niego wymagać i wiedziałabym w teorii jak dana czynność wygląda i jak wygląda jej wykonanie, a nie miałabym ludzi do treningów i trenera, uczyłabym się od konia. Oczywiście, gdyby był i koń profesor i trener na miejscu, sprawa byłaby cudowna, bo mogłabym się uczyć dużo szybciej i efektowniej, bez kluczenia naokoło.... ale czasem taka rzecz nie jest możliwa. No i nie można wymagać czegoś od konia, który tego nie umie, a do trenera/instruktora trzeba mieć zaufanie i być przekonanym o jego autorytecie. Nie mam nic przeciwko temu, by mnie uczył np. czynny zawodnik bądź instruktor bez papierków trenerskich w momencie, kiedy znam tego człowieka i jestem przekonana, że umie to co chce mi przekazać i wie, jak mi to przekazać.

[quote="Dorcysia"]Jest takie wielkie zapotrzebowanie na trenerów, instruktorów, kogokolwiek, kto stanie na środku ujeżdżalni, że w niektórych stajniach panienki siedemnastoletnie prowadzą "treningi" innym równie nieletnim panienkom.[/quote]
To nie tylko w Krakowie. W wielu stajniach w dużej części Polski zdarzają się takie sytuacje... bo nie ma trenerów/instruktorów. A dlaczego? Bo kursy są drogie, najlepiej mieć do tego wszystkiego własnego konia i dużo kasy. Wtedy można próbować piąć się w górę.
Przypuszczam,że przynajmniej część z obecnie posiadających "tylko"papier instruktora rekreacji w jakimś czasie zrobi uprawnienia trenerskie, to nawet z czystej ekonomii dla nich korzystne-bo cenę za zajęcia będą mogły podnieść.

Natomiast na dzień dzisiejszy ja sama będąc instruktorem rekreacji,a nie będąc zawodniczką(czyli nie szlifuję i nie sprawdzam swych umiejętności na zawodach) chylę głowę przed koleżankami mającymi takie same uprawnienia,ale mające o niebo większą wiedzę i doświadczenie wynikające z czynnego uprawiania ujeżdżenia,a także zdobywania umiejętności przekazywania wiedzy poprzez regularne prowadzenie zajęć.
Mam przykład ostatnio co najmniej dwóch trenerów z papierami, którymi się chwalą na prawo i lewo. I kilka osób trenujących konie i jeźdźców bez tychże papierów. Patrząc przez pryzmat ostatnich 4 lat - mam w nosie papiery - interesuje mnie rzeczywista wiedza i umiejętność treningu pary: koń-jeździec. Mam dość patrzenia na trenerów z papierami i uprawnieniami, którzy nie potrafią wyszkolić człowieka z koniem  nawet do brązowej odznaki, którzy mają w nosie dobro konia, momentami opierając się o dręczenie tegoż. którzy nie mają podstawowej wiedzy z psychologii koni.  I jednocześnie mam przykład, że można umieć przekazać wiedzę i nauczyć naprawdę sporo bez papierów trenerskich... Ja wiem, że to skrajności, ale ostatnie lata naprawdę mi pokazały, że nie papier świadczy o trenerze...
taggi   łajza się ujeżdża w końcu
18 stycznia 2009 10:42
ja mam bardzo podobne zdanie  jak epk - z trenerem jest podobnie jak z koniem - jezdzisz na zwierzeciu a nie na jego papierze. Imponujacy dokument owszem, moze sugerowac ze zwierz jest dobry i utalentowany, ale wcale nie jest tego gwarancją. Z trenerem tak samo - licencja moze sugerowac ze czlowiek ma pojecie o temacie, ale wcale nie zawsze tak musi byc. A inny, kto ma duze doswiadczenie i umiejetnosci praktyczne a do tego zdolnosc do przekazywania wiedzy +dobrze sie rozumie z parą jezdziec i kon, moze byc tysiac razy lepszy niz zawodowy trener.

ja rozumiem, ze papier trenerski jest czyms fajnym w sensie ze moze swiadczyc o ciaglym rozwoju i poszerzaniu umiejetnosci, ale niektorzy ludzie nie korzystaja z tej szansy i nawet po tysiacach szkolen/kursow itp. pozostawią klapki na swoich oczach
Ja uważam, że osoby, które mają talent dydaktyczny, chcące prowadzić coś więcej niż rekreacyjne dupotłuczenie,
powinny się rozwijać i podnosić kwalifikacje, robiąc kursy trenerskie.
A nie siadać na tronie po zrobieniu instruktora rekreacji i uważać, że wiedzą już wszystko.
Dorcysia, w 100% popieram, to co piszesz, sama jestem instruktorem sportu z licencja PZJ w zakresie ujeżdżenia - i co z tego? Myslisz, że to ma jakieś znaczenie, że się człowiek doszkala i buli kasę na kursy, skoro 15-latki bez jakichkolwiek uprawnień prowadzą "treningi" za taką samą kasę?
Wierz mi, że na palcach jednej ręki mogę policzyć ilu z moich uczniów zapytało mnie kiedykolwiek o uprawnienia. Liczy się to jak uczysz i to jest ważne, ale nie powinno być jedyną rzeczą jaka interesuje klienta...
Nie powinno byc sytuacji, że instruktorzy bez aktualnej licencji szkolą zawodnoków do startów w zawodach - tylko jak to sprawdzić???
I w ten sposób kolejna reforma PZJ wzięła w łeb... No bo dlaczego niby instruktor rekreacji ma robić dalsze uprawnienia i wydawać kasę, a trener robić licencję i poświęcać "aż" 3 dni raz na 3 lata jak i bez tego mogą pracować. I co z tego, że ustawa o sporcie mówi inaczej? Kto zapyta czy dany trener ma uprawnienia do wykonywania zawodu???
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
18 stycznia 2009 13:02
Mnie również nic a nic nie obchodzą jakiekolwiek papiery, osiągnięcia i znane nazwisko też mnie średnio podnieca. Dla mnie liczy się to tylko i wyłącznie jak ten ktoś uczy.
Zgadzam się z przedmówczyniami, choć dodam coś jeszcze: kiedy szukałam ośrodka, żeby wrócić do jazdy nie mogłam znaleźć np. na stronach internetowych ośrodków infa o uprawnieniach instruktorów - a może właśnie taka informacja skłoniłaby mnie do wypróbowania stajni? Po umówieniu się/przyjściu też nikt mi się nie "chwalił" papierkiem (a ja jestem z tych, co się wstydzą zapytać, żeby źle nie trafić  😁 ) - przecież to dobra reklama, zwłaszcza dla kogoś, kto się nie zna i chce trafić w kompetentne ręce.
ushia   It's a kind o'magic
18 stycznia 2009 14:26
a to Kasia Kielan nie ma uprawnien trenerskich?

zreszta wisi mi to, bardzo fajnie uczy, nawet jezeli ich nie ma

Dorcysia - osobiscie bardzo bym chciala "nie siadać na tronie po zrobieniu instruktora rekreacji i uważać, że wiedzą już wszystko", zwlaszcza ze do takiego mniemania mi daleko 😉
ALE nie stac mnie na konia, starty, szkolenia, itp itd, wiec w takim tempie w jakim podnosze kwalifikacje, to szanse na instruktora sportu, o trenerze nie mowiac, mam za jakies 10 do 15 lat... 😉

i szczerze? nie widze powodow swietego oburzenia, malo tego, jak ktos mi powie, ze nie moge jezdzic z dziewczyna ktora mnie uczy, bo ona ma takie same jak ja papiery "ruchawca" to go wysmieje
moja sprawa u kogo sie szkole i za ile, ja wybieram


poza tym, Dorcysiu, chcialabys, zeby dziewczyny szly dalej, szkolily sie i w ogole
jednoczesnie masz "ale" ze ucza za pieniadze - a w jaki inny sposob maja zarobic na te szkolenia???
nie mowiac o tym, ze TY uwazasz ze powinny
a one moga uwazac inaczej, i np postawic na starty i szkolenie raczej praktyczne, bez podkladki w oficjalnych uprawnieniach - rynek zweryfikuje kto uwaza lepiej 😉
milusia   czas na POZYTYWNE zmiany!!!
18 stycznia 2009 16:45
To ja podczepie sie pod temat i zapytam: mam uprawnienia instruktora rekreacji ruchowej ze specjalnoscia jezdziectwo.Chcialabym za jakis czas zrobic instruktora sportu, czy z tymi uprawnieniami ktore juz mam to mozliwe, czy musze zrobic jeszcze jakies dodatkowe kursy np na instruktora nauczania poczatkowego?-bo juz kompletnie sie w tym zamotalam 😡
ushia   It's a kind o'magic
18 stycznia 2009 17:31
Masz na mysli instruktora szkolenia podstawowego?
Tak, musisz go zrobic, wzglednie czasami PZJ oferuje dla "ruchawcow" cos w duchu kursu doszkalajacego.
I o ile mi wiadomo potrzebujesz zlotej odznaki
widzicie jakie to śmieszne? Jak taka osoba jak Adam Olender z wykształcenia zootechnik, człowiek świetnie korygujący końskie zęby da koniowi w żyłę przed zabiegiem, to niektórzy ludzie podnoszą wrzawę: Jak to? Ten człowiek daje zastrzyki bez uprawnień? Co z tego, że robi to dobrze? Nie jest weterynarzem.
Każdy może trenować z kim chce. Z instruktorem rekreacji, sportu lub z masztalerzem.
Do mnie do stajni też przyjeżdżały rózne osoby trenować konie i osoby  przygotowujące się do zawodów.
Też tylko instruktorki rekreacji. Trenuje się z nimi, bo nie ma z kim tak naprawdę, a ludzie nie kierują się tym czy dany trener ma uprawnienia, tylko ILE BIERZE ZA LEKCJĘ. I uwierzcie mi, byłam świadkiem, że ktoś brał tą a nie inną tylko dlatego, że była o dychę tańsza.
ushia   It's a kind o'magic
18 stycznia 2009 18:22
no to juz jego problem, jezeli kieruje sie ceną
jak dla mnie rownie idiotyczne jak kierowanie sie tylko papierem
ja kieruje sie tym, czy dana osoba potrafi mi przekazac swoja wiedze
chociaz prawdopodobnie, gdybym miala do wyboru podobnie uczacych trenera za 100 i instruktora jezdzacego C za 50,  to wybralabym tego drugiego - bo jeszcze dlugo nie bede potrzebowala wiecej
ale nikt mnie nie namowi na badziewnie uczacego, "bo taniej"

(a pan Olender to osobny temat, ja tam nie mam do niego za grosz zaufania i to nie dlatego, ze nie jest wetem...)
Właśnie o to chodzi, o cenę.
Ponieważ wszystkie osoby dające lekcję ujeżdżenia w Krakowie mają dokładnie takie same uprawnienia i reprezentują podobny poziom, to czynnikiem czy się weźmie Panią K, czy Panią B jest cena za godzinę.


ushia   It's a kind o'magic
18 stycznia 2009 18:39
ale czekaj, znaczy chodzi Ci o to, ze maja rozne cenniki? a co w tym zlego?
czy jednak o to, ze nie maja papierow na trenera?
tylko skoro i tak nie ma w okolicy trenera to w czym problem (oczywiscie poza faktem, ze ogolnie jestesmy jakos jezdziecko uposledzonym regionem  :marze🙂

nie mowiac o tym, ze nawet przy takich samych uprawnieniach i podobnym poziomie, sposob przekazywania wiedzy moze sie zwyczajnie jednym podobac, innym nie
Chodzi mi właśnie o nasze krakowskie zadupie jeździeckie, brak zaplecza, brak trenerów, dobrych wetów, kowali. Sama wiesz jak jest.
W skokach jeszcze jakoś się kręci ale w dresażu? Wystarczy zobaczyć na ilość startujących np w C
Jak są dwie osoby to jest tłum.
Proti   małymi kroczkami...
18 stycznia 2009 18:48
ushia, Dorcysia, nie tylko u Was jest takie zadupie 😉 u nas też ze wszystkim problem, a ściągnąć kogoś nie jest łatwo, bo interesujące nas osoby są wiecznie zapracowane....
No, bo koni coraz więcej ale szkoleniowców ciągle za mało.
Na chwilę obecną, pomijając fakt niejeżdżenia, moje umiejętności są na takim poziomie, że wystarcza mi instruktor rekreacji - więc wybieram taką osobę, która potrafi mnie nauczyć najwięcej, nie potrzebuje do tego osoby z papierami trenerskimi i jeszcze długo potrzebować nie będę...

Ale chciałabym zapytać dlaczego mam wybierać trenera, który owszem, papiery ma, tylko szkoda że nic nie potrafi nauczyć ani nikogo wytrenować - ani jeźdźca ani konia... Co takiego  - jaką wiedzę przekazuje się na kursie trenerskim, która jest ważniejsza, lepsza niż doświadczenie zbierane przez lata z setkami koni i jeźdźców? Pytam poważnie, czego takiego uczą na kursach trenerskich. Jakim cudem młodzik z uprawnieniami trenerskimi, który w swoim życiu nie wytrenował konia od początku do końca  - (załóżmy od początku jego kariery sportowej aż do dajmy na to klasy - hmm, C - niech będzie łatwo) ma być lepszy od osoby bez tychże papierów trenerskich, której konie trenowane od klasy L,P chodzą GP, jeźdźcy trenowani z roku na rok coraz wyżej. Nie wiem czy jasno tłumaczę. W Polsce nie tylko uprawnienia instruktorskie ale i trenerskie są tak naprawdę wyjątkowo łatwo osiągalne dla kogoś kto ma pieniądze - więc ich wartość jest taka a nie inna. Zamiast za papier wolę więc płacić za wiedzę zdobywaną przez lata!

Bo jeśli chodzi o kursy instruktorskie - nie podważam w żadnym stopniu konieczności posiadania uprawnień instruktorskich - bez nich nie ma prawa prowadzić się jazd w żadnym ośrodku. I tu wchodzi kwestia także przepisów i odpowiedzialności karnej, jak wszyscy wiemy...
Nie zgodzę się, że kurs trenerski jest łatwo osiągalny. Najpierw trzeba zrobić instruktora sportu a wcześniej instruktora nauczania początkowego. Gdyby to było łatwe i przyjemne, to pewnie trenerów byłoby więcej.
Wszystko oczywiście sporo kosztuje.
A czego uczą na kursach trenerskich? Niech sie jakiś trener wypowie 🙂
okwiat   Я знаю точно – невозможноe возможно!
18 stycznia 2009 19:08
Tak jak parę postów wcześniej przeczytałam- pomysł zorganizowania kilkuosobowej grupy i zaproszenie trenera z poza Krakowa to świetny pomysł. Jeszcze gdy mieszkałam w Białej Podlaskiej, gdzie również trenera nie znajdziecie, dziewczyny ze stajni w której trzymałam konia bardzo efektywnie potrafiły zgromadzić się do kupy, tak że wychodziło od 5 (najczęściej) -8 (to już rzadziej) osób i zapraszałyśmy swego czasu pana Zagora od skoków, a później, panią Kozłowską od ujeżdżenia. Koszty były bardzo unormowane i jak najbardziej w granicach rozsądku, ponieważ wychodziło po 50zł na głowę.

A co do osób bez większych tytułów, którzy szkolą jeźdźców, to oczywiście kwestia danego przypadku. Sama miałam przyjemność jeździć wiele razy właśnie z milusią i nie czułam specjalnej różnicy jak na jazdach z utytułowanymi trenerami. Sama robię teraz kurs na instruktora i jeżdżę z panem, który niestety w sposobie przekazywania wiedzy i prowadzenia jazd do pięt nie sięga cenionym przeze mnie osobom m.in. właśnie milusi. I za nic nie przekonają mnie do niego wszelkie tytuły jakie zdobył- profesor, sędzia międzynarodowy w ujeżdżeniu i wkkw, trener I klasy, sędzia pzj... Moim zdaniem nie ważne czy jeździ się z chodzącymi tytułami, czy z prostym instruktorem. Ważniejsze są efekty pracy.
m. in. na takim kursie uczą jak uczyć 😉
a dokładniej jak przekazywać wiedzę zgodnie z obowiązującą w FEI
Niestety z instruktorami rekreacji jest tak, że niektórzy uczą kompletnie na odwrót - trochę to zależy u kogo i kiedy robili kurs.
Odnośnie trenerów i instruktorów sportu ich wiedza i sposób uczenia podlega kontroli przez PZJ (przynajmniej w teorii tak jest).
Myślenie typu: teraz będę trenować u byle kogo bo jestem jeszcze na niskim poziomie jest błędne, bo potem oduczanie się nabytych błędów trwa conajmniej dwa razy dłużej niż uczenie się od zera, a jak do tego dochodzi koń, to błędy są wielokrotnie nie do naprawienia.
Mówię to z doświadczenia, bo też się kiedyś uczyłam i uczę się nadal, no i uczę innych... i wielokrotnie odrabiałam czyjeś błędy jak np. działanie łydkami w stępie na przemian (prawa - lewa).
Co do zawodników lub ujeżdżaczy, którzy prowadzą jazdy bez papierów - często jest tak, że wybitny jeździec kompletnie nie potrafi przekazać swojej wiedzy, a ktoś jeżdżący średnio i bez kariery sportowej jest super nauczycielem, więc dla mnie to nie jest akurat argument.
tu nie chodzi o jazdę u byle kogo, tylko po co mam się zabijać i wyszukiwać trenera szkolącego konie i jeźdźców do CC, skoro sama jeżdżę na poziomie L - dobry instruktor, szczególnie taki, który jest także czynnym zawodnikiem i stratuje w wyższych konkursach na dobrym poziomie jest zupełnie wystarczający - 🙂, przynajmniej u nas kilku dobrych instruktorów jest... Generalnie L to totalna rekreacja - to co, całą rekreacje pędem do trenerów??? I to tylko tych z papierami, bo tylko oni umieją przekazać wiedzę?? Ciekawe uproszczenie...
Przypomniał mi się dość znany trener skoków - Paweł Binek (zięć <były> Wojciecha Mickunasa).
Szkoli od w okolicach łodzi na poziomie N/C.

Ludzie mu ufają, a mało kto wie, że nie skończył nawet ogólniaka, nie wspominając o czymś dalej...  😉
I od Mickunasa też się nie miał okazji uczyć...
Zacznijmy o d**y strony...
Ile za trening? 50? Ile godzin dziennie można poprowadzić: o 16, o 17, o 18? Praktyka uczy, że max trzy (czas po szkole, studiach, pracy) i to w układzie bez przejazdów. Policzmy: 6x150=900x4=3600 - ZUS, podatki, ubezpieczenie, dojazdy, koszta kursów i szkoleń (trener II klasy to 4000 i około rok harówki, a wcześniej instruktor sportu za niewiele mniej a czasu więcej)... Zakładając, że ma się full klientów i dobrą organizację... czy za to da się utrzymać rodzinę? Dlatego mało kto pracuje wyłącznie jako trener (robienie koni na sprzedaż, stawianie parkurów etc).
Marudzimy, że nie ma trenerów, ale nie chcemy im płacić 😁 tyle, żeby opłacało się wykonywać ten zawód. I jest błędne koło: trenowanie tylko jako zajęcie dodatkowe, brak pieniędzy na podnoszenie kwalifikacji... Po co inwestować w studia podyplomowe (na takim poziomie są studia trenerskie) skoro można sobie zarabiać jako instruktor rekreacji? Mówimy: ja decyduję, kto mi prowadzi treningi. Czy decyduję też kto mi stawia dom (np. koleżanka z sąsiedniej ławki), kto mnie leczy (cioteczna babcia, która trochę zna się na ziołach)? Jeżeli nie egzekwuje się przepisów wymuszających posiadanie kwalifikacji zawodowych - każdy wybierze rozwiązanie hm... tak samo dobre (?), ale tańsze. Tak będzie do momentu, kiedy zaczną pojawiać się sprawy sądowe o prowadzenie treningu sportowego bez uprawnień (wypadki, niestety, się zdarzają - nikomu nie życzę). Co do umiejętności i talentu trenerów...cóż, lekarze (ludzcy i nieludzcy) też są różni 🤔
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się