Koniec z jeździectwem?

Może i racja, dziewczyny. Nie wiem, na dziś nie umiem podjąć decyzji. Ale pewnie spróbuję zrobić tak, jak mówicie.
xxmalinaxx, ja też miewam kryzysy jeździeckie - kto ich nie miewa
Zwłaszcza w 3/4 sezonu - w tygodniu szybko po pracy treningi, weekendy zawody znó treningi, raca, zawody treningi... czasami przestaję ogarniać
Pomaga nawet 2 dniowy reset z dala od koni 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
23 lipca 2014 12:50
xxmalinaxx, ale po jednej jeździe chcesz konia sprzedawać?
_Gaga może i racja, może się zapędziłam.

Strzyga to nie mój koń, ja go nie sprzedaję. I nie zrozumiałaś - chodzi o to, że zaczynam się bać. Nie o jedną jazdę. Po prostu na tej jeździe to wyszło.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
23 lipca 2014 13:09
bo co innego, gdy strach jest taki hm, rozsądny, "wiem, że koń nie jest szczególnie bezpieczny (wiadomo, że każdy może mieć gorszy dzień, albo się wystraszyć) i trochę się boję, bo moje umiejętności mogą nie wystarczyć"
ale jest też strach, który rozniesie się na wszystkie konie i odbierze całą przyjemność z jazdy. człowiek wsiada i się boi
🙁
xxmalinaxx, mam nadzieję, że to nie ten drugi  :kwiatek:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
23 lipca 2014 13:11
xxmalinaxx, wybacz, nie doczytałam.
Ja im jestem starsza, tym mniej na dzikusy wsiadam. Tym mniej jeżdżę za wszelką cenę, tym mniej mam chęci wpychać konia na myjkę, choćby nie wiem co. Można powiedzieć, że się boję, że jestem tchórzem i miękką bułą. Ale... ja mam za dużo do stracenia obecnie =) Zapytaj siebie, pobądź ze sobą, zastanów się, dlaczego się boisz, ale nie podejmuj pochopnie decyzji.
Gillian   four letter word
23 lipca 2014 13:29
[quote author=_Gaga link=topic=4156.msg2145201#msg2145201 date=1406109005]
To samo chciałam napisać
Odsapnij, odetnij się całkowicie od koni za kilka dni (żadnych treningów z siodła, czy z ziemi) - pomaga 🙂

[/quote]

Mi nie pomogło. Straciłam CAŁY zapał, cały fun. Męczę się jeżdżąc, wkurzam się na konia jak go czyszczę, denerwuje mnie wszystko co robi. Nie pamiętam już kiedy usłyszał ode mnie, że jest dobrym koniem, kiedy go od serca pogłaskałam. Zaczęłam jeździć bez bata bo boję się, że puszczą mi nerwy i dostanie bez powodu. Tzn nie, powód to ja zawsze znajdę - wlecze się, nie chce się wygiąć, uwala się, nie zareagował wystarczająco szybko. Jadę do stajni już poddenerwowana i zniechęcona, dalej jest już tylko gorzej. A w domu okropne wyrzuty sumienia...
Próbowałam wprowadzić urozmaicenia, odkryliśmy nowe tereny, pierwszy raz się kąpałam z koniem - jakoś specjalnie mnie to nie ucieszyło. Całą drogę wkurzałam się, że się potyka. I rozgląda. I za wolno kłusuje. A to za szybko. Wszystko źle.
Kilka dni przerwy zrobiłam - bez poprawy. Ot, prysnęła mi bańka mydlana i tyle 🙁
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
23 lipca 2014 13:37
Gillian, a współdzierżawa? Dużo Ci się dzieje w życiu obecnie, o ile się nie mylę, może po prostu brakuje Ci Ciebie, żeby jeszcze konia obdzielić?
Gillian   four letter word
23 lipca 2014 13:39
Mam dla konia sporo czasu, nikt mi nad głową nie stoi zupełnie, nie pogania - w zasadzie mogę być w stajni ile chcę. O ile nie jestem w pracy to całe dnie mam wolne. I siedzę na kompie bo odpycha mnie sama myśl, że mam jechać do stajni 🙁
madmaddie, Strzyga dzięki wielkie, laski. Właśnie o to mi chodziło - o taki strach, który lekko jednak ogranicza chęć do jazdy. Będę się starała z tego wybrnąć, bo dajecie mi motywację. Dziękuję  :kwiatek:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
23 lipca 2014 13:43
Gillian, ja nie mówiłam o czasie, tylko... kurcze, ciężko to wytłumaczyć 😀

xxmalinaxx - sprawdź sobie na ile to jest lęk, który nie pozwala Ci czerpać radości z jazdy, a na ile to jest po prostu rozsądek.
Strzyga tak, zrozumiałam to, już czytając Twoją wcześniejszą wiadomość. Przełączyłaś mi w głowie trochę taką dźwigienkę, która mówi: ej, a może ty masz rację, może nie wsiadaj bez sensu na konie, które mogą cię pozbawić zdrowia jednym ruchem i wiesz, że chętnie to zrobią? Może czas zbastować. Jeździć na swoim, nie ryzykować, dogadywać się z poważnymi osobami, których konie są...normalne, nie wiem, jak to inaczej ująć. Nie brać na siebie zadań dla profesjonalisty, i to dla najlepiej faceta 90 kg. Tak, trochę mi otworzyłaś oczy, że może jednak nie warto być na siebie złym, tylko pomyśleć  :kwiatek:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
23 lipca 2014 13:49
xxmalinaxx, a to się cieszę bardzo =)
we mnie tkwi lęk od kiedy się okazało, że... nie jestem tak sprawna jak kiedyś. Kiedys nie byłam taka gruba. Kiedyś wsiadałam na wszystko co się rusza bez lęku. Kiedyś leciałam i wsiadałam dalej. Nawet wywrotka z dębującym koniem, na plecy do jeziora jakoś mnie nie przeraziła na tyle, żeby przestać.

A ... jakiś czas temu spadłam z Rudej. Nic się nie stało poza solidnym obiciem pupska. Ale... lęk pozostał. W terenie była trochę jak "bomba" i bałam się, że spadnę. Przestałam jezdzić w tereny. Potem... przestałam jezdzić ogólnie.

Teraz jestem sprawna jeszcze mniej. nawet chyba "niepełnosprawna". I jeszcze bardziej się wszystkiego boję. Boję się, że koń mi ucieknie i bedzie latał po wsi. Boję się, że spadnę w terenie i koń ucieknie. Boję się, że spadnę na ujeżdzalni. Boję się, że wyrwie mi się z uwiązem i ucieknie i nadepnie i złamie sobie wszystko-co-możliwe. Wszystkiego się boję. Mam same czarne wizje. Doszło nawet do takiego absurdu, że... bałam się sprowadzić konia w ręku z pastwiska. jakieś 50m. Po ogrodzonym terenie podwórka. bo na pewno się zabije, ucieknie, zdemoluje ogrodzenia z siatki i się zaplącze i będzie konał... Ucieczek koni boję się tak, że kombinuję jak tu ogrodzić jakieś 3 hektary... płotem betonowym na 2m. Gdybym miała dość funduszy-już bym to zrobiła.

No nic, z koni zrezygnować nie mogę. Kupiłam nowego konia, który ponoć jest oazą spokoju. Zimnokrwistego. Właściwie "-tą". 8 letnią. Będę uczyć się nie bać od nowa. Pewnie jak wsiądę kilka razy i będzie dobrze - zyskam trochę pewności siebie i może kiedyś wypuszczę się w teren. Chciałabym jezdzić bryczką (ale też mam w głowie scenariusz : Koń poza kontrolą-wywrotka bryczki-szalejące 800 kg z kawałkami bryczki na plecach...).
Isabelle w tym co piszesz też tkwi odniesienie do mojej sytuacji. Bo trochę jest tak, że przeraża mnie ten ból, gdy koń bryka, to, że nie jestem na tyle sprawna, by takie końskie nieposłuszeństwa przetrwać bez bólu. Kiedyś miałam więcej siły i elastyczności, a mam 19 lat - i zaczynam się zastanawiać, że skoro już teraz są problemy, to kiedy przyjdzie moment, w którym nie będę się mogła ruszyć, bo spadnę o jeden raz za dużo..? Za miesiąc czy za 10 lat?

Staram się połączyć to, co Ty napisałaś i co ma duże przeniesienie na rzeczywistość, z tym, co pisała Strzyga - by nie popadać w lęk, tylko znaleźć w tej sytuacji granicę rozsądku. Dziękuję Tobie również za to, co napisałaś i pomoc.

Można na Was liczyć, jak zawsze :kwiatek:
ha, my mieliśmy taki przypadek, koń poszedł z bryczką, skończyło się wywrotką na zakręcie, pozbyłam się tego konia, bałam się go, on wiedział, że się go boję, błędne koło

boję się czasem
wolę oglądać jak inni jeżdżą
jesienią kupiliśmy klacz zimnokrwistą, taki wiejski chłoporolny koń, ale pracowała w polu, kilka razy była w lesie, ciągnie za sobą wszystko bez okularów, wprawdzie nie porusza się w ruchu miejskim, ale mieszkam na wsi więc to potrzebne nie jest
i przestaję się bać przy zaprzęganiu i jeździe
Ines się nie płoszy jak na razie, raczej jej się nie chce
o matko! Isabelle nieźle 🤣 Ja też się boję. Nie jeżdżę w tereny bo mam podobne czarne wizje, jak wyjeżdżałam to byłam wiecznie w stresie, spięta i męczyło mnie to niemiłosiernie a najbardziej się boję, że spadnę, rozwalę sobie łeb, kręgosłup albo jeszcze gorzej i moje dziecko zostanie bez matki.
Ja również przechodziłam przez taki lęk przed końmi w sumie do tej pory trochę mi zostało -bo tak naprawdę  nie boję się i jestem pewna tylko przy moim koniu, który naprawdę jest szczerym , bezpiecznym koniem. A lęk wziął się od momentu kiedy wyprowadzałam na spacer konia rekonwalescenta i dostałam kopa w brzuch. Chociaż nic mi się nie stało, po tym incydencie za każdym razem już w drodze do stajni czułam ścisk w żołądku i strach. Pozbycie się tego lęku u mnie trwało dość długo .

xxmalinaxx , ale podczytując Cie na forum no nie wierzę, że Ty zrezygnujesz 🙂 Tak fajnie ogląda się waszą parę, don't do it ! 🙂
tylko...

zostałam skopana niezliczoną ilość razy.
spadałam z furiatów po 10 razy w pół godziny.
jezdziłam w tereny. bez kasku, obok TIRów.
Kupiłam kobyłę. Surową. 3 letnią. ponad 180 wzrostu. leciałam i leciałam z niej.

I CHOLERA NIGDY, PO NICZYM SIĘ NIE BAŁAM.

A tu... fajtłam i klops. boję się wszystkiego.

Ten koń to dla mnie nadzieja, że się przełamię. Że mi przejdzie. Bo ponoć zimnokrwista krew to zupełnie inna skala spokoju.  Jeśli ciągle mi się nie uda zawalczyć ze sobą... zostanę przy hodowli. Zimnokrwistej 😉

larabarson, wiem, że to śmiesznie brzmi, ale cóż. Ubarwiać nie mam po co 😉

anyann, piękność! Moja belgijka trochę mniej na nogach włochata, a szkoda, bo włochacze podobają mi się mocniej 🙂 może źrebik w brzuchu będzie bardziej włochaty 🙂



xxmalinaxx,  Lęk jesli racjonalny... jest dobry. Ja zaczynam wchodzić w jakieś absurdy. Stąd radę mam jedną. Nie rób odpoczynku. Bo... mój odpoczynek skończył się jeszcze większym lękiem i brakiem wsiadania wogóle. Jakbym wtedy wsiadła kilka razy na końskiego tuptaka to pewnie by się to tak nie skończyło. Nie pozwól lękowi dojść do takiego pułapu, bo uwierz mi... wtedy wrócić jest jeszcze ciężej. Im więcej odpuszczałam, tym bardziej się bałam.

Ja też się boje... nawet boję się czyścić kopyta! bo mnie ten stary truteń na pewno kopnie/przewróci/podepcze/poturbuje/poobija itd.
Codziennie BOJE się wypuszczać na padok konie bo mam wizję, że uciekną, tak zwyczajnie. Rozwalą ogrodzenie i pójdą W ŚWIAT, a szos blisko  🙄 Z pastwiska sprowadzać się boje... wiązać się boje  😵 nie lonżuje bo z pewnością mnie któryś przewróci i ucieknie z lonża robiąc sobie krzywdę  😲
Non stop mam czarne wizje i coraz to gorsze scenariusze... a kiedyś? wsiadałam na każdego (nawet porąbanego) konia, jeździłam w tereny bez kasku, poboczami ulic, między tirami, przez plac budowy, lasy i knieje. Skakałam przez przeszkody, galopowałam przez pola... spadałam, wsiadałam i jechałam dalej.
Kąpałam konie co drugi dzień, prowadzałam po polach bez ogłowia... przeprowadzałam w samych kantarach na pastwisko 100 m dalej, poboczem drogi (wiejskiej ale droga asfaltowa).

Jeździłam na koniach znajomych, wsiadałam na zupełnie obce. Jeździłam na koniach trudnych, sama układałam młode konie pod siodło od podstaw...
Pracowałam jako instruktorka, 'naprawiałam' konie rekreacyjne.

Teraz z perspektywy czasu jestem już zupełnie inną osobą  🙁
Konie mam, bo je kocham ale co z tego? jeśli się ich boję?  🙁

Wydaje mi się, że poprzez BÓL człowiek nabiera dystansu, dojrzewa do pewnych rzeczy i inaczej podchodzi do życia, bo zauważa, że żyje raz i pewne rzeczy są nieodwracalne.
Mam problem z kręgosłupem (dyskopatia), boję się bólu, tego, że zostanę kaleką a mam dziecko, chcę mieć jeszcze dzieci. Chcę żyć jak najdłużej a konie mogą mnie pozbawić sprawności w każdej chwili (w moim przekonaniu). W duchu modlę się aby mój syn nie miał w sobie "końskiego bakcyla", aby trzymał się od koni z daleka. Bo to niebezpieczny sport i sposób na życie.

Bryczkę posiadam i baaaardzo mocno zastanawiam się nad wystawieniem ogłoszenia o zamianie koni. Oddam swojego małopolaka w zamian za kuca  😲 bo kucyków się nie boje  😎
xxmalinaxx, to normalne, że masz czasem wątpliwości.

Też się bałam...  10 lat temu strach po poważnym upadku "wpędził" mnie  w hodowlę, w pokazy- byle nie wsiadać.... Trwało to kilka lat, bo nie chciałam i nie mogłam całkiem żyć bez koni. Tym bardziej, że mam swoją stajnię. Ale " to coś" związane z jazdą siedzi w głowie. Strach o dzieci ( bo jak złamię kręgosłup i będę rośliną itp..) jest okropny, czasem paraliżujący ( na początku po upadku) Trzy lata temu zaczęłam myśleć o regularnej jeździe. W tym roku skończyłam 40 lat,  można powiedzieć, że od roku nareszcie jeżdżę regularnie, pół roku pod okiem trenerki, sprawia mi to nieziemską frajdę- mam cel- niedługo zawody...  dla siebie. Muszę się sprawdzić- czy dam radę.



Stara baba Was pozdrawia 🤣
BASZNIA   mleczna i deserowa
23 lipca 2014 16:24
Byl jakis temat o blokadzie-poczytajcie. Mnie chyba pomoglo.. i tez uwazam, ze na strach niewsiadanie dziala powiekszajaco :-( .
madmaddie   Życie to jednak strata jest
23 lipca 2014 16:33
anyann , ale fajny grubcio!  😍

mnie strach zablokował na dwa lata. tzn. dwa lata niejeżdżenia, bo wcześniej wsiadałam na kłus na najspokojniejszego konia i zsiadałam szybko.
więc dwa lata temu uznałam, że nie będę się zmuszać i męczyć. bo kupno kamizelki ochronnej nie pomogło, spokojne konie, nic.
w stajni jestem co tydzień, bo bez koni nie da się żyć.
wsiadłam na początku czerwca na stępa na Pallasa. Sankaritarina musiała mnie oprowadzać w ręku przez chwilę. 😉 pojeździłam stępem i zsiadłam. i strachu nie czułam, byłam mega zaskoczona.
potem wsiadłam na spokojnego folbluta, też na stępa, też na chwilę. to by było tyle jeśli chodzi o moje jeździectwo w ostatnich latach.
ale że nie poczułam tego strachu, to powoli myślę o jakiejś jeździe. zobaczymy, trochę sprzętu mi zostało. 😉
w obejściu, w obchodzeniu się z koniem z ziemi jestem dużo pewniejsza niż kiedyś. bardzo się cieszę, że przestałam jeździć. dało mi to dużo spokoju. 
więc ja jestem za tym, żeby się nie zmuszać. bo taki strach niszczy. a konie go czują 🙁
maleństwo   I'll love you till the end of time...
23 lipca 2014 17:05
Gillian, może po prostu kilka dni przerwy to za krótko? może Tobie potrzebny jest reset kilkutygodniowy, może kilkumiesięczny? Zdaję sobie sprawę, ze to rozwiązanie dalekie od ideału, bo koń nie zniknie, nie schowasz go do szafy, płacić nadal będzie trzeba. Może pokombinuj z łąkami na kilka miechów? Aż zatęsknisz. Przerabiałam taki zestaw "ciepłych uczuć" względem swojego konia. Wstyd mi za to okrutnie. Dałam go do jazdy dla dwóch podopiecznych trenerki, potem 10 miesięcy miał zupełny luz na pastwisku. Wróciłam i od tamtej pory przeżywam zalew miłości do niego jak nigdy, trwa już 4 lata 😉
BASZNIA   mleczna i deserowa
23 lipca 2014 17:18
madmaddie, czyli pewnie co pacjent to inaczej ...No nic, powodzenia wszystkim...i pewnosci o wlasciwej decyzji, jaka by nie była.
xxmalinaxx - nikt dojrzały i wiedzący jaką krzywdę potrafi zrobić koń nie będzie na luzie siedział na 500 kg rozbrykanego cielska, które robi wszystko, żeby zwalić człowieka 😉 Ja ostatnio wsiadłam na konia koleżanki, który po pauzie spowodowanej kontuzją zaczął odstawiać cyrki. Nie spodziewałam się, że aż takie, bilans - złamany obojczyk. I tak sobie pomyślałam: kurczę, jestem młoda, mam fajne życie, fajną rodzinę, fajnego faceta - opłaca się ryzykować? Pojechałam w odwiedziny do trenera i jego żony, gadaliśmy o trudnych koniach, o strachu. Stwierdzili zgodnie, że gdyby nie mus utrzymania rodziny to trudnych koni nie przyjmowaliby w trening, bo szkoda zdrowia. Żona trenera przed urodzeniem dzieci jeździła na zawody, skakała wysokie parkury. Jak wsiadła pierwszy raz po porodzie to nie mogła skoczyć krzyżaczka 40 cm, bo strach ją sparaliżował. Dziś normalnie skacze i jeździ na wariatach, choć nie uczestniczy już w zawodach. Także - przyznanie się, że jazda na brykaczu nie sprawia nam frajdy nie jest wcale ,,początkiem końca'' kariery 😉 To raczej zdrowy rozsądek.
ja chyba z 2,5 roku nie jeżdzę mając konie pod domem. Kilka miesiecy temu wsiadłam na stęp na fryza. i okazało się, że ustawienie stopy w strzemieniu baaardzo mnie boli i jest... mało możliwe. Poza tym - boję się oprzeć ciężar na tej nodze mocniej, bo boję się, że znów trzaśnie. A fryz mnie wkurzał niebywale i chciałam COŚ zrobić, np ciut go posłać do przodu. A on - nic. Kiedyś - dałabym sobie radę. Teraz-czułam jak się spina i BAŁAM SIĘ robić to co zwykle bym zrobiła - bo bałam się jego "spięcia" i jego zdenerwowania. Nie wiem czy jasno tłumaczę, bałam się "przepracować problem" z obawy przed protestem ze strony konia. Bałam się "wymagać" z obawy przed buntem.

cała nadzieja w Bułce 🙂




Eh... bardzo tęsknię za jeździectwem. Nie siedziałam na koniu już 3 miesiące i cholernie źle mi z tym. Niestety chwilowo nie mam warunków finansowych na spełnienie marzeń. Może kiedyś...
Strach strachowi nierówny....... Ja też mam swój. Koń po kontuzji i areszcie boksowym był bardzo trudny w ręku. Dostałam kopa- nie był złośliwy - koń się spłoszył. Minęły prawie dwa lata a to we mnie siedzi. Wolę opłacić stajennego niż sama sprowadzać go z padoku. Dziwne że jak już go prowadzę to strachu nie czuję ale nawet teraz jak piszę i myślę o tym to mam gulę w żołądku. Podsumowując ... Unikam sytuacji które powodują strach i mam nadzieję, że to minie czego sobie i wszystkim z " gulą " w żołądku życzę.
Też miałam dosyć i się bałam.
Jeździłam rekreacyjnie - od zawsze.
Tylko, że nawet rekreant mający cele, chcący aby koń fajnie się budował, lepiej nosił - może mieć problem: nie mogę tych celów osiągnąć. Bo praca, bo coś tam, bo czas bo kasa.
Niby chcieć to móc, ale nie zawsze😉
Frustracja mi narastała, bo: jak to, koń musi progresować, a nie stać w miejscu.
Jak tylko zaczełąm wsiadać wtedy kiedy mam dobry dzień, czas i chęć, jest git. Nie muszę być w stajni nawet raz w tygodniu, mam dziewczynę, która coddziennie praktycznie jest. Odciążyło mnie to psychicznie, teraz jak jadę do stajni to faktycznie wypoczywam i mam z tego frajdę.
I też nie pcham się już na wszystko co problematyczne, jak kiedyś. Stara się robię:P
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się