Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Naturalsi, mam znajomą która parę lat temu miała podobny problem, nie dostała sie na wymarzoną medycynę, aby nie tracić ,,bezczynnie,, roku poszła do pomaturalnego studium na ratownika medycznego i tak jej sie to spodobało że została, potem skończyła studia i nie wyobraża sobie juz innej pracy .
Filologię odradzał mi profesor, który wykłada na uczelni. Ciężko o pracę, jeszcze bardziej niż po medycznych kierunkach. Maturę rozszerzoną z polskiego pisałam... dla sportu. Z ciekawości, żeby się sprawdzić. A dziennikarstwo... Nie jestem kontaktową osobą. Wydaje mi się, że to nie tylko pisanie ale i ogromna wszechstronność. Znajomość języków, komunikatywność, wywiady. Nie tylko pisanie w zaciszu swojego domu... Nie wyobrażam sobie siebie jako dziennikarki. Chociaż chciałabym podjąć kiedyś współpracę z redakcją na wydruk tekstów regularnie. Tylko też boję się tego, że pisząc wtedy kiedy muszę/mam jakiś termin- teksty byłyby wymuszone. Bez weny i polotu, sprowadzone trochę do chałturzenia. Nie mam na razie takiej biegłości języka,  piszę gdy mam pomysł i wenę.


Za text dostajesz ok 200-300 zł. Masz termin, czesto tydzień, dwa. Temat który musisz zrealizować.
Jak jesteś juz w miarę znana to tematy odrzucasz te, które ci nie leżą. Ale musiałabys np. Napisać 10 textow miesięcznie - czyli 2000 zł, z tego przecież musisz miec działalność i opłacać zusy i inne - to ile ci zostanie?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 lipca 2014 10:18
Dodofon, i się dziwić, że teraz są "dziennikarze", a nie dziennikarze.
Dodofon Podejrzewam, że po opłaceniu zus mając 10 tekstów na życie nie wystarczy  🤣
halo masz wiele racji w tym co piszesz. Zupełnie się pogubiłam i rozbijam się o wyobrażenia zawodów, nie mając o nich tak naprawdę zielonego pojęcia. Dodatkowo mój introwertyczny charakter raczej nie będzie mi pomagał w pracy. Nie umiem tego opisać. Taka życiowa rezygnacja, izolowanie się. Faktycznie, nie nadaję się na lekarza. Mam nadzieję sprawdzić się chociaż jako fizjoterapeuta... W końcu się przemogłam i napisałam o tych studiach na forum, żeby ktoś mądrzejszy mi podpowiedział. Dziękuję wszystkim za odzew  :kwiatek:
Wiele ludzi pracuje w zawodach, które nie są spełnieniem ich marzeń. Pracują dla szmalu. A marzenia spełniają PO pracy. Jasne, że fajnie jest robić to co się kocha, ale tak naprawdę niewielu osobom jest to dane robić. Tak myślę. I myślę, że wiele osób po prostu przyzwyczaja się do wykonywanej pracy i zaczyna ją lubić na zasadzie przyzwyczajenia. Ważne, by być godziwie wynagradzanym. Wtedy nie ma takiego bólu, że robisz coś co nie jest spełnieniem twoich marzeń.
Wszak nasze życie, to nie tylko praca, nie? Praca służy zarabianiu gotówki. na przykład po to by można było spełniać swoje marzenia.  🙂
busch   Mad god's blessing.
05 lipca 2014 11:02
halo, z wydawaniem powieści jako źródłem utrzymania jest jeszcze jeden problem 😉. Udaje się to tylko naprawdę nielicznym, natomiast zwykli śmiertelnicy wydają książkę i materialnie nic się w ich życiu nie zmienia. Honorarium za napisanie książki to nie jest kwota, która pozwala odejść na emeryturę i sączyć drinki z palemką. Inaczej jest, jeśli:
-osoba pisze z tempem maszynowym, a na każdy tekst jest popyt (czyli pewnie trzeba by pisać romanse)
-osoba stanie się naprawdę super popularna, jak J.K. Rowling
ale nawet z tym drugim punktem nie jest tak łatwo, Sapkowski na przykład jest bardzo znany, a utrzymywał się bardzo długo ze zwykłej pracy zwykłego śmiertelnika bodajże w handlu - pisanie traktując jako swoje hobby. Nawet wygranie prestiżowej polskiej nagrody nie daje tylu pieniędzy, by sie "ustawić" do końca życia. A wygranie takiej nagrody to nie w kij dmuchał, to nie tylko literatura, ale też dużo polityki 😉

Naturalsi, jeśli rozważasz dziennikarstwo, to już lepiej iść na polonistykę. Dziennikarstwo to nie jest zawód, którego możesz nauczyć się na studiach. Największe "sławy" mają wykształcenie niezwiązane z zawodem. A na polonistyce jednak dostaniesz gruntowne humanistyczne przeszkolenie 😉

tunrida, zgadzam się z Tobą całkowicie. Z jakichś niewyjaśnionych przyczyn wmawia się nastolatkom, że powinny realizować w pracy swoją pasję. A tu po pierwsze, nie każdy ma pasję, którą może przenieść na życie zawodowe. A po drugie - często po przeniesieniu tej pasji do pracy przestajemy czerpać z tego tak wielką radość, jak wcześniej. Bo teraz to już przymus jest, a nie żadna pasja 😉
Warto jest podążać za swoimi uwarunkowaniami psychofizycznymi, ale bardziej w jakimś szerszym spektrum, niż w ściśle określonych punktach do spełnienia.  I nie kierować się popularnymi przekonaniami. Ja na przykład bardzo źle znoszę nudę, ale "odkryłam", że praca za biurkiem w biurze wcale taka nudna nie jest, jak się ją często opisuje w liceum 😉. Bo też są różne prace biurowe - podejrzewam, że jako księgowa skisłabym z nudów, ale może też się mylę i tam jest dużo rzeczy, które by mnie zaabsorbowały?
Naturalsi, jeśli rozważasz dziennikarstwo, to już lepiej iść na polonistykę. Dziennikarstwo to nie jest zawód, którego możesz nauczyć się na studiach. Największe "sławy" mają wykształcenie niezwiązane z zawodem. A na polonistyce jednak dostaniesz gruntowne humanistyczne przeszkolenie 😉

To samo mówił ten profesor  🤣! Jednocześnie jednak odradzał humana...  😁

Zgadzam się z tunridą, że praca ma służyć zarabianiu i niekoniecznie musi być naszym hobby. Ale gdzieś tam w środku żyje jeszcze we mnie ten wpajany, okrutny mit, że praca ma być pasją życia, inaczej to życie będzie pasmem cierpienia związanego z pracą. Powinno się  🤬 tych, którzy to wpajają w liceum...

Dlatego szukam jakiś studiów, tylko po to, żeby mieć po nich w miarę pewną pracę. Nie musi być wcale dobrze płatna, byle się jakoś skromnie utrzymać. (Wiem, że od razu po studiach zawsze zarabia się grosze.) Niestety spotkałam się z opiniami, że nie ma jej po fizjoterapii. Mam taki mętlik w głowie, każdy mi mówi co innego a ja nie mam własnego zdania i już nie wiem w co, komu wierzyć  🤔. Wiem, że to ja powinnam decydować o swoim życiu a nie to, co inni doradzają. Ale jak się zupełnie nie ma pomysłu, to jakoś tak bardziej słucha się tego, co podpowiadają inni, szukając jakiejś drogi dla siebie... Kurczę, kiedyś byłam zdecydowaną osobą, przebojową dość i otwartą na innych. Nie wiem co mi się stało przez ostatnie 1,5- 2 lata. Wątek "dla zdołowanych" jest chyba jedynym dla mnie  🤣...
No cóż, sama się muszę przekonać. Mam nadzieję, że kiedyś Wam napiszę, że jestem w stanie przeżyć z pensji i nawet się odnajduję w tym co będę robić.
fizjoterapeuci zwykle zarabiają bardzo mało. Przynajmniej ci pracujący na Fundusz. Oczywiście, jak wszędzie..można dobrze trafić, można się ustawić, można mieć znajomości. Ale kokosów z tego raczej nie ma. Zawsze można założyć prywatną działalność, zakupić sprzęt i dorabiać w domu. Ale też niekoniecznie ma się z tego kokosy. Nie znam fizjoterapeutów którzy są zadowoleni z zarobków. Jest kilka osób, ale harują cały tydzień od rana do wieczora, włącznie z sobotami. I tak..te osoby zarabiają dobrze, ale nie istnieją poza praca, bo ich ..nie ma w domu. Dopóki nie masz rodziny, dasz radę. Pytanie co potem.
Nie wiem co doradzać....   bo jak mówię, dużo zależy, nie tylko w tym zawodzie ale w każdym, od tego jaki mamy charakter, siłę przebicia, znajomości, układy i szczęście. Mało jest chyba zawodów, które GWARANTUJĄ kasę. W obecnych czasach kasę ma ten, kto ma łeb do tego by tę kasę zdobyć. Sam zawód nie wystarcza.
tunrida, potwierdziłaś mi to, co też już słyszałam. Jestem przygotowana na brak życia  😁 bo wiem, że bez własnej działalności to nie przeżyję nawet głodując. Mimo wszystko fizjoterapia jest dziedziną, która daje możliwość własnej działalności, dorobienia po godzinach. Szukałam właśnie czegoś takiego, żeby można było pracować i na etacie i po godzinach.

edit. tylko żeby ta praca na początek w ogóle była! Bo przerażają mnie historie o bezrobotnych fizjoterapeutach. (A nie tych, którzy pracują całe dnie.)
Owszem, są i bezrobotni. Tak jak bezrobotni prawnicy, nauczyciele, weterynarze, handlowcy, ekonomiści i masa innych osób które pokończyły szkoły, a podjęli pracę w innym zawodzie z konieczności przeżycia.
Prawda jest taka, jak jesteś w czymś dobry to masz kasę.
Czekam na wizytę do fizjoterapeuty - juz 3-ci tydzień. Prywatnie. Za 100zl za wizytę. I to z polecenia i po znajomosci.
Ale i zapłaciłabym z 3x tyle byleby mnie przyjął z moim kręgosłupem. I jak mi każe przychodzić za to 100 zł codziennie to będę.
Są zatem tacy co są mega obłożeni pracą. W Poznaniu jest takich kilku, z czego 2 mnie odrzuciło i sie nie podejmują pracy ze mną ze względu na stan. Ten MOŻE sie podejmie.

Jeżeli będziesz wiec w tym dobra, będziesz sie dokształcać, traktować to z pasja, za 10-15 lat masz szanse byc rozchwytywanym fizjoterapeutą.
tunrida 🚫 niektórym weterynarzom to ja się naprawdę nie dziwię, że są bezrobotni!  😁
Do tych, do których jeżdżę ze zwierzakami czeka się nawet po 5 godzin. Innego mamy weta specjalistę od psów i kotów, innego od świnek morskich (mega kolejki). A wiadomo, jeszcze inni są do Chorała i też przyjeżdżają z różnych krańców Polski  😂.

Dodofon a więc, jest nadzieja!  😅 zdrowia dla Ciebie, żebyś nie potrzebowała tych wszystkich fizjoterapeutów!
naturalsi,
"mój" człowiek od kręgosłupa, bardzo znany fizjoterapeuta w regionie, mając za sobą 20 lat doświadczenia, prowadzi własną mini klinikę. Pracuje od poniedziałku do piątku od 12 do 19. Weekendy ma zawsze wolne. Na jednego pacjenta poświęca 20 - 40 minut, czyli średnio obsługuje 14 osób dziennie. Pacjent przychodzi na stół już rozluźniony, gdyż ma w gabinecie kilka specjalistycznych urządzeń, na których kładzie kolejnego delikwenta, w czasie kiedy "masuje" tego z wczesniejszej godziny. Wizyta kosztuje 90 zł. Licząc 20 dni roboczych w miesiącu ma 25.000 zł. Na pierwszy wolny termin czeka się ze 3 tygodnie. Jeśli chcesz wykupić kilka kolejnych zabiegów musisz to zatem zrobić z dużym wyprzedzeniem.
Facet nie wygląda na nieszczęsliwego i ma dużo wolnego czasu 😉. Jak sie jest dobrym to można.

jest jedno "ale", nie sądzę, aby taką pracę mogła wykonywać kobieta. Dobry fizjoterapeuta nie masuje w takim pojęciu "głaskania". Używa dużo siły fizycznej. Znam właśnie tego i jeszcze jednego super speca. Obydwaj panowie są mocno przypakowani. Bo to bardzo ciężka praca fizyczna.
A ja widuję dziewczyny, które pracują w szpitalu na etacie i zarabiają coś około 1600 zł. Po godzinie 15😲0 idą do domu i jeśli mają szczęście i nie mają dzieci płaczących w domu i stęsknionych mężów, to są zatrudnione w praktykach u lekarzy ortopedów i robią tam za tanią siłę roboczą i zarabiają dodatkowe grosze.
No niestety, w pracy wiele zależy od czynników zewnętrznych. Regionu, płci, zapotrzebowania, zmysłu, cwaniactwa (ale w tym pozytywnym sensie), inwencji, przedsiębiorczości, zdecydowania na podjęcie ryzyka, zaplecza w postaci środków np. od rodziny, a przede wszystkim CELU.
tunrida a osoby, które widujesz inwestowały w siebie? Czy poprzestały tylko na wiedzy zdobytej na studiach?
Gillian   four letter word
05 lipca 2014 13:05
Dodofon, wszystko to prawda, ale weź pod uwagę, że aby być dobrym i mieć takie obłożenie trzeba w siebie mega dużo zainwestować, robić kursy (liczone w tysiącach). Praca fajna, ale na pewno nie na fundusz, nie w szpitalu, nie w spa. Pozdrawiam - były fizjoterapeuta (i oby nigdy więcej).
one MUSZĄ inwestować! Jeżdżą na kursy, za własną kasę! I to im się często nie zwraca niestety.
Okej. Teraz wątek dla zdołowanych pasuje tak dobrze jak nigdy wcześniej  😲. O ja naiwna, myślałam, że po kursach ma się jakąś już gwarancję na przeżycie  😁.
Dodofon, wszystko to prawda, ale weź pod uwagę, że aby być dobrym i mieć takie obłożenie trzeba w siebie mega dużo zainwestować, robić kursy (liczone w tysiącach). Praca fajna, ale na pewno nie na fundusz, nie w szpitalu, nie w spa. Pozdrawiam - były fizjoterapeuta (i oby nigdy więcej).


Zgadzam sie, tylko kazdy poważnie podchodząc do pracy MUSI sie dokształcać. Ty myślisz, ze ja pomimo 40-stu lat nie chodzę na szkolenia?? Chodzę, na sprzedażowe, na personalne (tym zajmuje sie w firmie rownież) na kongresy czy inne warsztaty. Zeby sie douczyć, dowiedzieć o zmianach itd.
Księgowe tez chodzą na szkolenia jak sie zmienia prawo i kwestie skarbowe i bukieciarka tez na warsztaty florystyczne...
Ty myślisz ze zaczynając prace z 16 lat temu jak nie miałam tel komórkowego, ba komputera - doszłabym tu gdzie jestem bez szkoleń??
Na przeżycie tak, ale na satysfakcjonująca kasę, by móc mieć na luzie dzieci, dom- wcale niekoniecznie!
Gillian   four letter word
05 lipca 2014 13:14
Na pewno nie, bo szkolenia to podstawa. Chodzi mi o to, żeby nikt nie pomyślał, że skończy sobie fizjo i będzie spał na kasie.
Jeśli to było personalnie do mnie to, nie, Gillian, nigdy tak nie myślałam  😉.

edit. Czyli Ty przeniosłaś się z fizjoterapii na ratownictwo medyczne już na studiach? Już wtedy zdecydowałaś, że to nie jest to, co chciałabyś robić?
Na pewno nie, bo szkolenia to podstawa. Chodzi mi o to, żeby nikt nie pomyślał, że skończy sobie fizjo i będzie spał na kasie.


Dokładnie, ale to dotyczy praktycznie większości zawodów. Wchodzą nowe technologie, nowe standardy, zasady, prawo.
Prawdopodobnie fizjoterapia 30-ści lat temu to zupełnie cos innego niż obecnie. Wiec nie wyobrażam sobie osoby ktora 30-ści lat masuje i wygina tak jak sie nauczyła na studiach.... Skoro np. najnowsze badańia wykazują ze trzeba inaczej.
To nie kwestia tego. Robisz kurs z leczenia taśmami, robisz kurs uciskania jakichś tam punktów, robisz kurs z leczenia spastyk jakichś tam, ale wcale się to nie przekłada na wyższe zarobki. Bo właśnie w pracy zakupili ci taśmy, zaczęli przyjmować pacjentów ze spastyką czegoś tam, zakupili nowy laser. Masz się dostosować do obecnych wymogów w pracy, ale wcale się to nie przekłada na podwyżkę. Przynajmniej tak jest u nas.
To jak Ci fizjoterapeuci są w ogóle w stanie związać koniec z końcem  😁?
Gillian   four letter word
05 lipca 2014 13:24
Naturalsi, zdążyłam popracować rok w sanatorium za 1100zł i jak tylko była okazja to spierdzielałam. Uciekłam także ze szpitala, kiedy okazało się, że rehabilitacja na oddziale polega na bezsensownym poruszaniu biernie kończynami przed 15 minut i tyle, trzeba robić następnego bo czas goni i do 15-stej trzeba każdego "ruszyć". Nie pisałam personalnie do Ciebie 🙂 po prostu często słyszę, że to taki fajny zawód bo się zarabia. Hmmm. Pracy szukałam dłuuuugo. Mieszkam w mieście uzdrowiskowym, masażysta na masażyście a ceny za godzinę coraz zabawniejsze.
Teraz może nie zarabiam kokosów ale widzę jakiś sens mojej pracy. A nie przez 8 godzin co 15 min włączam i wyłączam lampy albo materac 😉
Chciałabym bardzo pracować z ludźmi. Słyszałam o tym, że bardzo mało jest specjalistów zajmujących się rehabilitacją dzieci. To byłby fajny kierunek dla mnie. Myślałam też dorywczo o hipoterapii, widzę jej ogromny, fantastyczny wpływ na małych pacjentów. Bardzo nie chciałabym wylądować w przychodni i zajmować się zabiegami. Podobała mi się ortopedia, miałam z nią do czynienia pośrednio, bo moja babcia miała rok temu robioną edoprotezę kolana. W tym roku będzie miała robione drugie kolano. Podobało mi się to stawianie pacjentów na nogi, uczenie ich chodzić na nowo. Trochę się na to napatrzyłam rok temu. (Już nie mówiąc o tym, jak bardzo podobało mi się to, widząc jak pracują z moją babcią i jak piorunujące robiła postępy  😀. Oby w tym roku, tfu tfu, też wszystko poszło tak dobrze!)

edit. Może to teraz dziwnie wyglądać. Pisałam o swojej niekontaktowości... Przeraża mnie wizja pracy właśnie dziennikarki, którą gonią terminy, która musi przeprowadzać wywiady, ale praca polegająca na pomaganiu innym, kontakt z drugim człowiekiem na tym polu jest zupełnie inny. To chciałabym robić.
Gillian   four letter word
05 lipca 2014 13:34
Bo to fajny zawód! i naprawdę można pomagać ludziom - to jest super 🙂 tylko trzeba się dobrze "wstrzelić" 🙂
busch   Mad god's blessing.
05 lipca 2014 14:16
Naturalsi, ten problem "niekontaktowości" pewnie wynika z tego, że właściwie na ogół rozróżnia się dwa typy kontaktu z ludźmi - zimny, gdzie jest usługodawca i usługobiorca, albo ciepły, gdzie budujesz jakąś relację. Do pierwszego typu relacji można zaliczyć na przykład ekspedientki, pracownice call center itd., w drugim typie kontaktu będzie chociażby psychoterapeuta. To są oddzielne zdolności i można być świetnym w jednym typie kontaktu, a w innym być beznadziejnym. Ja na przykład jestem przekonana, że ciepły kontakt nie jest dla mnie, bo jestem zbyt zdystansowana i zamknięta w sobie, natomiast zimny kontakt nie sprawia mi problemów 😉

Hipoterapia to też nie jest jakaś super sprawa. Możesz pracować na swoim - i wtedy musisz założyć własny ośrodek jeździecki, co wiąże się z ogromnymi kosztami (no ale mniejszymi, jeśli to będzie tylko hipoterapia, bo nie musisz kupować kwarcowego piasku 😀), natomiast stopa zwrotu może być dość... słaba. Pamiętaj, że rodzice chorych dzieci mają ogromne wydatki, często jedno z nich nie pracuje, bo musi zajmować się dzieckiem. W takiej sytuacji większość z nich nie będzie miała pieniędzy na hipoterapię.
Możesz też pracować u kogoś, kto ma swój ośrodek... z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że stawki są hm... dobre dla kogoś, kogo utrzymują rodzice i sobie dorabia 😉

Może jednak lepiej te masaże? Stawki w Warszawie są całkiem konkretne, no ale wiadomo - tylko u kogoś, kto wyrobił sobie markę  🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się