Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

trzynastka   In love with the ordinary
02 lipca 2014 10:45
Ja dzisiaj już zdążyłam zaspać do pracy, stłuc telefon i zjeść truskawkę z mrówkami i ich jajkami [mrowisko sobie w środku zrobiły]... a jest dopiero 11:40.

😵
Dodofon jeżeli jeszcze raz spuchniesz na twarzy i szyi a nie będzie to alergia to nich Ci KONIECZNIE zrobią zdjęcie płuc!! Zwróć też proszę uwagę, czy na klatce nie pojawiły Ci się widoczne naczynia krwionośne?
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
02 lipca 2014 11:11
Nine o matko 😲 nie spojrze chyba wiecej na truskawki... tak sie strasznie robakow brzydze, ze chyba caly dzien bym wymiotowala...
trzynastka   In love with the ordinary
02 lipca 2014 11:31
Ja pobiegłam od razu próbować, ale nie umiałam zwymiotować.
A zjadłam pół miski, jadłam całymi truskawkami, jedną przekroiłam na pół a tam lokatorzy i ich jaja...
Dzwoniłam do lekarza, podobno poza jakimiś sensacjami żołądkowymi nic mi nie grozi.
Tylko Bóg jeden wie ile ich zjadłam, czy mieszkały w każdej, czy w tej jednej.
Dramat.

😵
ja sie w zyciu wszystkiego spodziewałam, ale nie tego, że mi absolutnie padnie zdrowie….
qrde moll


no niestety zdrowie zwykle pada w najmniej spodziewanym momencie - tak spektakularnie najczęściej na skutek kumulacji długotrwałego stresu
ja obstawiam nerki…. opuchnięcie twarzy, dzisiaj mnie nery bolą, często mi nogi puchną
wyczytałam że puchnie "ryj" jak nery siadają
To może być 100 różnych spraw także nerki ale jakby się powtórzyło to pamiętaj o tym, co napisałam  :kwiatek:
Nawiązując do postu  Dodofon.
Moja siostra ( lat 19 ) jakieś dwa - trzy tygodnie po maturze spuchła na twarzy. Następnego dnia nic się nie zmieniło więc poszła do rodzinnego. Ten orzekł, że to alergia i dał Jej coś. Następnego dnia ta sama diagnoza tyle, że na pogotowiu. W czwartek miała jechać na badania krwi. Całe szczęście, że tata był w domu, bo Młoda zemdlała. Znowu pogotowie, wciąż alergia. W piątek okazało się, że przez 4 dni przytyła 4 kg. Znowu pogotowie tym razem z mamą. Matka dostała zjebki od lekarza, że co Ona tu robi, że powinna już dawno być w poradni arelgologicznej a nie się po pogotowiach szlaja. Matka powiedziała, że nie wyjdzie ze szpitala dopóki nie zrobią Młodej badania moczu. Po otrzymaniu wyników lekarz kazał natychmiast jechać do Łodzi do WAM-u. Okazało się, że to kłębuszkowe zapalenie nerek spowodowane stresem.
Dodofon, trzymam kciuki.
jutro robię mocz i wszelkie inne badania krwi
madmaddie   Życie to jednak strata jest
02 lipca 2014 21:30
nine, jesteś prawie jak:

😉
Ech... Jest ciulowo.
1) Mój brat ma problemy z zaliczaniem przedmiotów, chce poprawiać rok. Tata jak się dowie to go wydziedziczy. W każdym razie na pewno będzie wojna.
A ja jestem na brata zła, bo jest cholernie zdolny, ale leniwy. No i jak został spuszczony ze smyczy (=mama nie stoi nad nim z batem) to nie robi praktycznie nic.
2) W tym miesiącu mam do opłacenia dwa mieszkania. Oczywiście dzięki wspaniałomyślności i życzliwości współlokatorów, którzy stwierdzili, że jednak wyrzucanie nas z mieszkania "polubownie" jak to wcześniej przedstawili to nie jest dobra opcja i... ech. Nieważne. Nie stać mnie na to i nie wiem skąd wytrzasnę pieniądze.
3) W związku znowu coś zgrzyta, co dosyć mocno mnie dobija.
4) W firmie, w której pracuje tata wszystko się powoli sypie i szczerze się modlę o to, żeby i jego nie zwolnili, chociaż pracuje tam od początku powstania firmy (naście lat), ma stanowisko kierownicze i szef bardzo go ceni. No ale jak firma ogłosi upadłość to... kicha. Z pensji mojej mamy nie będą w stanie utrzymać siebie i nas. No cóż, dobrze że znalazłam pracę z perspektywą dopasowania grafiku pod moje godziny szkolne. Mam nadzieję że uda się chociaż w połowie ich odciążyć.
5) Miałam ciężki tydzień. Dni mi się pozlewały i nawet nie wiem kiedy co się działo. Czuję się bardzo zmęczona fizycznie i psychicznie. Zwłaszcza psychicznie.

Na szczęście przeprowadzkę przesunęliśmy z facetem na weekend, bo nie wiem jak by to było w samym środku sesji. No nie ogarnęłabym 🙁

A żeby nie było tak smutno: Mam najlepszą mamę na świecie.
Moje zdołowanie osiągnęło apogeum. Wspaniała okazja-treningi w zamian za pomoc. Super koń, dobry trener, świetni ludzie. Było super, a tu co? Musiałam zrezygnować bo kasa. A raczej jej brak. A za coś przecież trzeba żyć. Jestem wściekła i smutno mi. Przepadła taka szansa, o którą tak walczyłam. Musiała ustąpić miejsca pracy. Wiem że to normalna kolej rzeczy, ale kurcze tyle szukałam. Już nawet nie wierzyłam że coś znajdę. I jak myślałam że mam wreszcie z górki, to znowu się spierdzieliło. I znowu jedyną moją atrakcją jest praca. Bo tak wyczerpuje, że nie mam na nic innego siły. Ba, nawet czasu. A i tak ledwo się wiąże to w całość. Kijowe jest to dorosłe życie. Nic mi nie idzie. Od początku roku. Ciągle coś. W nosie mam takie coś, kurcze. Ile się nie nastaram, to i tak jajco z tego. Nie radzę sobie z tym wszystkim.
Dziewczyny, może Wy doradzicie mi coś mądrego, podpowiecie. Nie chcę już ciągle spamować moich przyjaciół tym tematem a że są w tym samym momencie drogi co ja, nie umieją nic doradzić. Chciałabym, żeby wypowiedział się ktoś, kto patrzy na to już z perspektywy czasu.
Studia. Z jednej strony wmawiano nam ciągle, że mamy być tymi, kim chcemy, z drugiej strony matura mocno to weryfikuje. Poprawianie jej to zawsze rosyjska ruletka. Mam silne pragnienie pójścia do przodu, niszczy mnie to wszystko, niezmienność sytuacji. Mam taką potrzebę oderwania się od wszystkiego co mnie otacza. Studia byłyby tego namiastką, nowi ludzie, nowe wyzwania. Nie dam rady siedzieć rok w domu i poprawiać matury, nie zniosę niepewności. Nie mam wiary w siebie i wiem, że mi się nie uda. Wiem, że nic nie osiągnę z takim nastawieniem. Ale nie chcę nic osiągać. Chcę tylko iść w końcu naprzód, mieć chociażby odrobinę poczucia, że panuję nad tym wszystkim.. Złożyłam papiery na kierunek, o którym mam nikłe wyobrażenie, widziałam tylko pracę fizjoterapeutów na ortopedii. Całe życie chodziłam z klapkami na oczach chcąc iść na medycynę, gdy jeszcze myślałam, że coś mi się w życiu uda. Zasłona opadła i zostałam z ręką w nocniku, nie wiedząc co w ogóle ze sobą mam zrobić. Wiem, że brzmi to wszystko idiotycznie, przy postach ludzi, którzy naprawdę mają problemy (Dodofon  :kwiatek🙂.
Jak patrzycie z perspektywy czasu na wybór waszego kierunku? Czy był zamierzony, czy tak jak u mnie, raczej tak wyszło, z braku innych możliwości (medycyna)? Da się, iść na studia, wiedząc, że to nie jest to, czego się chciało? Przyzwyczaić się poprostu? Odnaleźć się w czymś, z takim nastawieniem? Wiem, że mam złe nastawienie, ale chociażbym bardzo chciała, nie umiem nic z tym poradzić. Nawet jak sobie przetłumaczę w głowie, to trwa to może z dwa dni a potem znowu tygodnie dołowania się. Studia są jednym z pretekstów, zresztą, znakomitym.
Pisałam ten post już wiele razy, ale nigdy nie starczyło mi odwagi, żeby go wysłać.
Doradźcie coś. Jak to wszystko wygląda z perspektywy czasu, takie szczeniackie rozterki?  😵
Nie wiem czy się da przywyczaić. Znam kilka osób, które marzyły o medycynie, wylądowały na czymś innym (dietetyka, fizjoterapia, weterynaria, biotechnologia) i niektórzy są bardzo szczęśliwi, że tak im się potoczyło życie, a znam też wiele bardzo sfrustrowanych osób, które po 4 razy poprawiają maturę, z nadzieją, że za którymś razem się uda. To zależy, nikt Ci nie odpowie na pytanie, czy Tobie się spodoba na innym kierunku.
A z jakiego powodu tak bardzo ciągnie Cię na medycyne?
To chyba najciekawszy kierunek, jaki może być...  😜 Ale to tym jak poszły mi matury, nie wierzę, że dałabym radę posiąść ogrom takiej wiedzy.
Zauważyłam u siebie na studiach, że wynik matury nie odzwierciedla zupełnie nic...
A ja powiem, że medycyna NIE JEST łatwa. Studia są długie i bardzo ciężkie. Wymagają ogromu wiedzy, który należy posiąść w bardzo krótkim czasie czasami. Po studiach jest się nikim na rynku pracy i kolejne lata robi się specjalizację.
Fakt, że obecna matura to dziwne coś i chyba niekoniecznie weryfikuje czy jesteśmy naprawdę dobrzy. Lepsze były chyba egzaminy na studia, niezależnie od matury, tak jak kiedyś.  Chcę po prostu powiedzieć, że samo dostanie się to jedno a skończenie tego wszystkiego to drugie.
Eh.. Ale trzeba się jakoś na te studia dostać. Naprawdę poszły mi beznadziejnie. Na tyle beznadziejnie, że poprawianie startując z takiego progu byłoby wariactwem... Od zera do bohatera?  🙄
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
04 lipca 2014 20:20
Naturalsi, nikt Ci nie powie, która droga jest dobra, zobaczyć to możesz jedynie z perspektywy czasu.

Ja poszłam na te supertrudne studia z karierą tuż za rogiem... i zrezygnowałam już po pierwszym semestrze. Potem poszłam na te superłatwe studia, po których nie ma pracy, które hetuje nawet sam premier 😀 I wiem, że to była dobra decyzja, skończyłam je na pierwszym stopniu, poszłam na studia magisterskie o które NIGDY bym siebie nie podejrzewała. Które w sumie też wszyscy hejtują, że nie ma po nich pracy. Jednocześnie cały czas realizuje moje pasje, zdobywam małe i większe sukcesy. Dzięki tym superłatwym studiom byłam organizatorem Mistrzostw Świata, teraz jestem na stażu w korporacji robiąc coś, co jest mi całkowicie obce i nigdy bym nie pomyślała, że mogę być w stanie to robić. A robię. I wiem, że życie może mnie ponieść jeszcze w milion różnych kierunków, ale ja się temu poddaje, bo jak dotąd, zawsze wychodziłam na tym dobrze =)
Wiem Strzyga, dlatego dziękuję wszystkim, którzy przytoczą mi swoje historie  :kwiatek:. Co nimi kierowało wybierając kierunek, jak na to dziś patrzą. Studia są ważne, bo praca po nich jest ważna... Z czegoś trzeba żyć. Twoja historia pokazuje, że można iść pod prąd i wyjść na swoje.
Pierwsze studia przestały Cię interesować, dlatego poszłaś na drugie? Czy jednak bardziej chodziło o poziom trudności? Pytam się o to, bo przeraża mnie myśl, że mogłabym po ciężkich bojach w końcu się na tą medycynę dostać a potem z niej wylecieć lub musieć się przenosić... Ich poziom trudności przy mojej obecnej samoocenie...
Muszę sobie to wszystko kiedyś poukładać w głowie.  🤔
madmaddie   Życie to jednak strata jest
04 lipca 2014 20:37

Ja poszłam na te supertrudne studia z karierą tuż za rogiem...

co to był za kierunek?  👀
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
04 lipca 2014 20:55
madmaddie, powinnam napisać w cudzysłowie. Tak samo jak o tych superłatwych studiach. i o tym, że pracy po nich nie ma.
To było prawo =)

Naturalsi, jak bym chciała, to bym się przyłożyła i przebrnęła. Z palcem w uchu.
Ale poczułam, że nie chcę tam być, że muszę coś w moim życiu zmienić. Wtedy też przechodziłam trudny okres i... to był punkt zwrotny w moim życiu. Gdybym nie rzuciła tych studiów, byłabym już magistrem, szykowała się do aplikacji... ale tak bardzo się cieszę, że tego nie robię 😀 Nie ujmując prawnikom.
Doceniam te wszystkie rzeczy, które mnie od tamtego czasu spotkały. Nawet te złe, smutne, dramatyczne, nie wiem jak to opisać. Ja czuję, że jestem tam, gdzie powinnam być i wiem, że jeśli czegoś bardzo pragnę, jestem w stanie to osiągnąć. Stawiam sobie coraz to nowe wyzwania, bawię się nimi, a gdy osiągam cel, odwracam się i idę w zupełnie nowym kierunku. Kolekcjonuję doświadczenia, poszerzam horyzonty, rozwijam się.
Nie wiem jak potoczyłoby się moje życie, gdybym została. Może byłabym żoną multimiliardera i miała własny ośrodek jeździecki? Niemniej jednak, cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem =)
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
04 lipca 2014 20:59
Zauważyłam u siebie na studiach, że wynik matury nie odzwierciedla zupełnie nic...


Nie tylko matura. Egzaminy zawodowe też praktycznie nic nie ukazują. Co to za egzamin praktyczny, gdzie pisze się jakiś projekt? W teorii (a raczej w pisaniu ,,pod klucz"😉 można być świetnym, a w rzeczywistości nic nie umieć.

Mnie jakiś dołek złapał i nawet powożenie tyłka na końskim grzbiecie niezbyt mnie pocieszyło. Jakoś tak mi smutno i nawet nie wiem, czemu...
madmaddie   Życie to jednak strata jest
04 lipca 2014 21:06
Strzyga, wiem o co chodzi 😉

Naturalsi, ja poszłam na studia z przypadku, żeby przeczekać rok, bo nie mogłam przerwać nauki, nie dostałam się tam gdzie chciałam. marzenia mi legły w gruzach, a na kierunku zapychaczu (w życiu bym nie pomyślała, że będę to studiować, never ever) się odnalazłam i je uwielbiam. Więc życie pisze naprawdę różne, dziwne scenariusze.
busch   Mad god's blessing.
04 lipca 2014 21:07
Naturalsi, nie chodzi tutaj o Twoją samoocenę, ale o sam fakt, że ogrom materiału potrzebny do przyswojenia do matury to NIC w porównaniu z ogromem materiału, który będziesz musiała przyswoić na każde zaliczenie i kolokwium, nie wspominając już o egzaminach.

Ja jestem na "pierdo-studiach", tzn. na polonistyce, a i tak uważam, że każda jedna sesja była dużo trudniejsza niż uczenie się do matury. Na niektóre egzaminy wymagają tak dużo, że nauczenie się materiału od A do Z jest po prostu niemożliwe, więc człowiek orze jak może... a trudno w ogóle porównywać trudność dziennej medycyny z zaoczną polonistyką 😉. Mam siostrę na weterynarii i ten kierunek jest po prostu dla niej czasem bezlitosny - trzeba mieć naprawdę twardy tyłek i wielką głowę, żeby przetrwać (nie mówiąc już o dobrych rezultatach). Dobrze się zastanów, czy naprawdę tego chcesz. Wiadomo, leczenie ludzi jest super, ale przejdziesz długą i ciężką drogę, zanim będziesz mogła rozpocząć leczenie ludzi.

Ja wybrałam swoje studia raczej z przypadku. Były jednymi ze studiów, które rozważałam, ale ostatecznie poszłam tam, bo przegapiłam pierwszą turę, a na drugiej tylko ten jeden kierunek był dostępny z mojej puli 😀. Z jednej strony lubię te studia, przyjemnie mi się uczy i na sporo zajęć chodziłam z naprawdę niekłamaną przyjemnością. Z drugiej strony teraz trochę żałuję tej decyzji, gdybym w tej chwili wybierała, to na pewno poszłabym na coś bardziej "przyszłościowego", pewnie na jakąś obcą filologię, najchętniej studia, gdzie ciągnie się dwa języki na raz. To jednak pięć lat wysiłku, a ja go wpakowałam w coś, czego na pewno nie wykorzystam na rynku pracy jako atut 😉. No ale już mi rok został do magisterium, więc teraz aż żal odpuszczać  😉
Właśnie kluczem do wszystkiego jest nastawienie i podążanie w zgodzie z własnym sobą. Chyba powinnam wypisać wszystkie studia świata i po kolei skreślać, może byłoby łatwiej wybrać  😁. W niczym siebie nie widzę i do niczego nie mam powołania. Trochę się czuję taka oszukana, bo w szkole wmawiali nam po tysiąckroć, że mamy zostać tymi, kim chcemy, do czego czujemy powołanie. I jak odnieść się do tego, gdy się ma kompletną pustkę? Pustka. Tak opisałabym siebie od kilku miesięcy.
Strzyga, super, że Ci się udało, że się odnalazłaś i jesteś szczęśliwa  😀.

Nie tylko matura. Egzaminy zawodowe też praktycznie nic nie ukazują. Co to za egzamin praktyczny, gdzie pisze się jakiś projekt? W teorii (a raczej w pisaniu ,,pod klucz"😉 można być świetnym, a w rzeczywistości nic nie umieć.

Tak, w sumie coś w tym jest. Piszę bardzo dużo, głównie wiersze, ostatnio popełniam też drobne felietony i pracuję nad powieścią. Ta powieść mnie w sumie ostatnio trzyma, zajmuje mój czas. Oderwanie się od swojej rzeczywistości i wykreowanie własnej historii. Pomaga na chwilę. Dlaczego to piszę... Otóż, byłam najlepsza w klasie z polskiego, kochałam ten przedmiot (literaturę  :kocham🙂 od najmłodszych lat. Z matury podstawowej miałam 59% ❗. Żałosne poprostu. Z rozszerzonej natomiast 75%. To też bardzo mało. Jak na to, że moje życie ostatnio kręci się wokół pisania. Pisanie jest dla mnie terapią na wszystko. Na maturze kompletnie tego nie było widać, no nie wstrzeliłam się w klucz i tyle. Przykro mi było jak odebrałam wyniki... I okropnie wstyd  😡.

busch, madmaddie dziękuję za odpowiedzi  :kwiatek: mam nadzieję, że się odnajdę na kierunku, którego przez myśl by mi kiedyś nie przeszło, żeby studiować, jako plan na siebie...
A przyszłościowość... teraz już nic nie daje gwarancji.
Naturalsi, jesteś u progu dorosłego życia. Jeżeli medycyna to Twoja pasja i tylko to cię interesuje - to poprawiaj maturę i 10x zeby sie dostać, w międzyczasie chodź na wykłady z medycyny gdzie sie da wkręcić za darmo, ucz sie, obserwuj.
Na starcie rezygnować z czegoś??? Ja bym sie nie poddała.
Naturalsi, 59% w tym roku to bardzo dobry wynik. 75% też nie porażka. Czemu nie chcesz iść na takie studia, że mogłabyś robić to co lubisz - czyli pisać?
edit: niejeden raz objawiałaś mentalność i wrażliwość... poety. Myślisz, że z taką wrażliwością współczesny szpital/przychodnia to najwłaściwsze miejsce?
Filologię odradzał mi profesor, który wykłada na uczelni. Ciężko o pracę, jeszcze bardziej niż po medycznych kierunkach. Maturę rozszerzoną z polskiego pisałam... dla sportu. Z ciekawości, żeby się sprawdzić. A dziennikarstwo... Nie jestem kontaktową osobą. Wydaje mi się, że to nie tylko pisanie ale i ogromna wszechstronność. Znajomość języków, komunikatywność, wywiady. Nie tylko pisanie w zaciszu swojego domu... Nie wyobrażam sobie siebie jako dziennikarki. Chociaż chciałabym podjąć kiedyś współpracę z redakcją na wydruk tekstów regularnie. Tylko też boję się tego, że pisząc wtedy kiedy muszę/mam jakiś termin- teksty byłyby wymuszone. Bez weny i polotu, sprowadzone trochę do chałturzenia. Nie mam na razie takiej biegłości języka,  piszę gdy mam pomysł i wenę.
Naturalsi, masz problem z... dorosłością. Sory, wyobrażasz sobie Jakikolwiek zawód, w którym się czeka na wenę??? Dziś? Jakikolwiek zawód, w którym nie trzeba ponosić emocjonalnych kosztów jego uprawiania? Są zawody pozornie super, ale bliższe przyjrzenie się otoczce... no cóż, życie. Z podejściem "mieć ciastko i zjeść ciastko", z życiem marzeniami - daleko nie zajedziesz. Masz do wyboru: pozostać natchnioną albo... mieć z czego żyć. Jest jeszcze opcja mocno polecana przez (już pracujących) kolegów na moich (artystycznych) studiach: najlepiej to bogato za mąż wyjść.
Martwi mnie to co piszesz, bo wiem, że osobie, którą mocno kierują emocje, jest dziś bardzo trudno.
Współpraca z redakcją (wydruk)??? W cywilizacyjnym momencie "zdychania" czasopism?
Chyba ta matura faktycznie tobą wstrząsnęła, bo... wsadziła ci stopę do nurtu realnego życia.
W każdym zawodzie można znaleźć fajną działkę. Ale... trzeba się przebić, zawalczyć. Większe szanse są tam, do czego ma się wrodzone predyspozycje. Pisanie to nie tylko powieści (choć dlaczego nie? teraz nieprawdopodobnie... dobra, nie będę oceniać 😉 się drukuje - chyba zależy to od tego, kogo znasz). Może sprawdziłabyś się jako (natchniona) nauczycielka? Jest scenopisarstwo. Jest reklama. Można "robić w kulturze" (no tek, ta "nieśmiałość"😉. Ogólnie (też boleję) płatna praca jednak polega na współpracy z ludźmi.
Nie uważasz, że to dziwne - żeby osoba określająca siebie jako "niekontaktowa" - chciała być... lekarzem??? Lekarz to nie przeprowadza wywiadów???
A psychologia? Rozliczne terapie? Polonistyka, a potem - logopedia?
Mam wrażenie, że jesteś osobą wrażliwą i chcącą być pomocną, potrzebną. Że masz więcej predyspozycji "miękkich" niż "twardych". Szukaj zgodnie ze swoją osobowością, nie według marzeń albo potocznych opinii.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się