Czego uczy/nauczyła nas szkoła?

trzynastka   In love with the ordinary
04 kwietnia 2009 19:47
Znalazłam na www.wykop.pl bardzo interesujące i zastanawiające zestawienie.

Tez tak odbieracie 12 (i wiecej 🙂 ) lat spędzonych w ławce szkolnej ?
Co do angielskiego to się zgadzam. Od małego ucze sie tego jezyka i wiele rozumiem ale zupełnie nie potrafie mówić i składać zdań. Chociaż wiem ze to raczej nie wina szkoły.. nie wiem czy da sie zrobić tak aby kazdy miał mozliwość ćwiczenia mowy bo to wymaga poświęcenia uwagi jednemu uczniowi.
ushia   It's a kind o'magic
04 kwietnia 2009 19:57
jakis sfrustrowany debil zrobil to zestawienie, najwyrazniej oczekujacy, ze opusci szkole z "poradnikiem mlodego skauta" i lopatologicznym opisem co robic w kazdej mozliwej i niemozliwej sytuacji
bo jeszcze trzeba umiec uzyc tego co nas nauczyli w szkole

z jednym sie zgadzam - jezyki nie sa uczone dobrze, za duzo regulek gramatycznych, za malo praktyki
Z chemią i biologią troche przesadzili, natomiast z reszta moge sie zgodzic
To ja cvhyba bede jedyna, bo ... z NICZYM sie nie zgadzam 😀 a czemu? Tego to nie wiem  😜
trzynastka   In love with the ordinary
04 kwietnia 2009 20:08
moja mama mówi, że szkoła jest po to by szkolić a uczelnia by uczyć.

Całe życie na z polskiego przy interpretacji miałam napisane NADINTERPRETACJA.
Wiec czytało się klucz i tworzyło swoje wypracowanie. A potem wszędzie do pracy szuka się osób twórczych i kreatywnych. Super.
Tak czy siak.... w szkole nie uczą życia. Życia mają uczyć rodzice. Problem czasem tylko w tym, że sami rodzice nie potrafią czegoś wytłumaczyć swojemu własnemu dziecku, bo im tez nikt nie tłumaczył.... no, ale, tak czy siak to nie obliguje szkoły do "uczenia życia".
Są chyba jeszcze jakieś szkoły "specjalne", takie szkoły życia czy coś takiego... Dla niedorozwiniętych umysłowo są szkoły specjalne na pewno, ale pamiętam, że kiedyś było takie coś jak SPZ [szkoła policealna zawodowa?]. Byłam wtedy w trzeciej podstawówce i pamiętam tylko tyle, że 'spz-etki' łaziły do nas po kredę, paliły w ubikacjach i na lekcjach uczyły się gotować, piec, szyć.... Nie wiem, może czegoś nie zauważyłam, w końcu dzieckiem byłam i to była zwyczajna zawodówka, a nie "szkoła życia".
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
04 kwietnia 2009 20:14
ushia, ale dlaczego w szkole każą mi czytać przedwiośnie, ludzi bezdomnych, lalkę i granicę, a Erystyki nie? Nikt z moich znajomych w życiu nie słyszał o takiej książce, panie w księgarniach także, a dla mnie to jest książka, która obowiązkowo powinna być w kanonie. Dlaczego? Żeby można było nawet zajadle dyskutować, nie obrzucając się przekleństwami i rzucając nożami.
I takie rzeczy spotykamy na każdym kroku w szkole.

Dla mnie debilizmem jest też, na ten przykład kazanie mi uczyć się dziennych dat związanych z etapami negocjacji i przystąpienia  Polski do UE. Wiem, że Polska przystąpiła do negocjacji 31.03.1998, ale co z tego? Po co mi to w życiu?
nesta   by w przyszłość bezczelnie patrzeć...
04 kwietnia 2009 20:54
w szkole uczą przedewszystkim kombinowania i 'jak robić żeby się nie narobić...' 😁
Strucelka   Nigdy nie przestawaj kochać...
04 kwietnia 2009 21:00
W szkole uczą wiele, ale ile z tych rzeczy faktycznie przyda nam się w życiu?
Powiedzcie szczerze (tu pytanie do starszych :P) czy kiedykolwiek przydało się Wam w życiu np. obliczanie mas molowych? Określanie funkcji kwadratowej? Wzór i obliczenia na energię potencjalną sprężystości?
Większość przedmiotów wg. mnie ma za dużo godzin w tygodniu, a inne za mało. Np. w LO na profilu biol-geo mam sztukę tylko w I klasie, a nie wyobrażam sobie, żeby ktoś po skończeniu liceum nie wiedział kto to jest Michał Anioł, co namalował van Gogh czy czym się różni antyk od renesansu.
to chyba dotyczy jakis debili


co ma język polski do CV??
pisania CV powinni uczyć na lekcjach np. wychowawczych a nie polskim

co ma PIT do matmy?? nico, matma jest do ćwiczenia logicznego myślenia a nie do PITÓW

jeśli ktoś nie umie korzystać z mapy i nie wie gdzie jest ciechocinek jest po prostu debilem...

ruski miałam 3 lata podstawówy - i jakoś alfabet pamiętam do dzić, ba potrafie czytać w tym jezyku

czytając to normalnie zdębiałam - to jacyś debile uczą te dzieciaki - skoro nie potrafią nauczyć podstaw...

wiadomo róznież, że większości rzeczy człowiek uczy sie w DOMU od rodziców - a nie w szkole...

nie wiem, mam spaczony pogląd...
ushia   It's a kind o'magic
04 kwietnia 2009 21:22
Strzyga, Strucelka - to idz do zawodowki, bedziesz sie uczyla tylko tego co Ci potrzebne w zyciu
wyksztalcenie ogolne obejmuje rowniez rzeczy dziwne i malo praktyczne
pare razy padlo pytanie, dlaczego czesto odpowiadam w watku "wszystko o co chcielibyscie sie zapytac" - bo odebralam wlasnie wyksztalcenie ogolne

zgadzam sie, ze przesada w zadna strone nie jest dobra
pewnie nigdy w zyciu nie bedzie mi potrzebna wiadomosc jak mial na imie stryjeczny brat Hannibala
albo jak sie nazywal sumeryjski bog slonca

kanon lektur - rzecz dyskusyjna
i to bardzo
wymienione przez Ciebie gnioty sa historia polskiej literatury, ponadto ladnie pokazuja obraz przemian spolecznych, w dodatku wzbogaca slownictwo i pokazuje jezyk duzo staranniejszy niz obecnie uzywany - pewnie, ze jak tego wiedziec nie bedziesz to nie umrzesz
podobnie jak nie umrzesz bez znajomosci Schopenhauera
zreszt a co daloby wlaczenie go do listy lektur obowiazkowych? dokladnie nic - zeby mialo to sens powinny byc prowadzone zajecia praktyczne z dyskusji
nie mowiac o tym, ze jest na tyle trudna w odbiorze, ze ciezko ja uplasowac wczesniej niz pod koniec liceum

i kolejne pytanie - zamiast czego?
nie twierdze ze program szkolny jest idealny - bo nie jest
jest w nim duzo rzeczy niepraktycznych, przestarzalych
jeszcze gorsza jest forma nauczania
ale wszyscy radosnie smiejemy sie z "durnych Amerykanow" ktorzy mysla ze u nas to niedzwiedzie polarne chodza po ulicach, o ile w ogole kojarza ze cos takeigo jak Polska istnieje
za to maja cudownie praktyczne programy szkolne - do bolu
chcesz tak?
jak mialam 15 lat moi rowiesnicy z Danii nie potrafili rozwiazac rownania z jedna niewiadoma, bo wymagalo przeksztalcenia
i byli w ciezkim szoku, ze wiem kim byl Andersen

popatrz jeszcze raz na to zestawienie z pierwszego postu - dlaczego niby ten koles nie umie napisac zyciorysu? moze dlatego ze jak pisalo sie zyciorys np autora lalki to koles przepisal go ze streszczenia lektury? (nota bene cv tez mnie w szkole uczyli pisac) nie umie obliczyc podatku? bo debil napisal sobie sciage z calymi zadaniami i nawet ezeli faktycznie umie wzory jako takie to nie ma pojecia po co one sa
nie umie korzystac z mapy? widac wczesnie zaczal kariere zzynajacego, bo sprawdziany z tego byly juz w podstawowce. nie wie jakiego leku uzyc na przeziebienie? jak widac nawet nie wie, ze to jest zagadnienie dotyczace biologii tylko z pogranicza biochemii fizjologii i farmacji, nie wie co zrobic jak poleje sie kwasem? ciekawe gdzie byl jak sie moczylo papierki lakmusowe w wodzie mleku i soku

jak dla mnei to jest zalosne wyznanie idioty nie potrafiacego w najprostszym zakresie myslec samodzielnie

czy to wina szkoly?
moze, moze po prostu takei czasy, kiedy trudno wklepac szukane pojecie w google, a latwiej wine za swoja indolencje zrzucac na "nich" , co to "nie nauczyli"?
chodzilam do takiej samej szkoly - nawet uwzgledniajac zmiany programowe
i umiem to wszystko - bo nie oczekuje ze ktos mi poda napisane od a a do z co mam robic w danej sytuacji, tylko zadaje sobie wysilek samodzielnego przetworzenia informacji ze szkoly i dostosowania ich do swoich potrzeb

Dodo - chyba jestesmy juz dinozaurami
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
04 kwietnia 2009 21:50
Ja nie napisałam nigdzie, że są to gnioty, choć rzeczywiście nie pałam miłością ani do Wokulskiego, ani do Judyma, Baryka też nie jest moim życiowym idolem, o Raskolnikowowie nie wspominając. Rozumiem, że inaczej nikt by tego nie czytał ( i tak w sumie nie czyta, bo większość jedzie na streszczeniach), ale myślę, że poświęca sie temu odrobinę zbyt dużo czasu.

Ja nie narzekam, że szkoła nie uczy jedynie praktycznych rzeczy, ale czasem mogła by to zrobić.

Ja lubię poznawać nowe rzeczy, niestety mam pewien defekt pamięci, nie umiem zapamiętywać dat i ogólnie liczb, świetnie radzę sobie z procesami, zależnościami, związkami przyczynowo skutkowymi, ale w którym roku zawiązał się II triumwirat to Ci nie powiem, że Niemcy podczas I wojny światowej miały 8547 karabinów, a Rosja 3300 też nie. A takich rzeczy się ode mnie wymaga. I dlatego moja matura wyglądać będzie pewnie bardzo biednie. O polskim już nie wspominając. Bo nie trafiam w klucz. Lubie pisać, chciałabym się tym zając w przyszłości. Ale według państwa układających klucz, moje prace są na ledwo ledwo dostateczny, a czasem nawet na dopuszczający. Bo nie napisałam, że narracja w lalce jest trzecioosobowa, a Łęcka była kobietą i miała błękitne oczy o_O

Fajnie byłoby, gdyby szkoła uczyła myślenia, pozwiązywania faktów, kreatywności i samodzielności, a nie tylko działa odtwórczego, wkuwania na pamięć miliardów dat i miejsc oraz trafiania w klucz i zgadywania "co egzaminator układający zadanie miał na myśli". Nie twierdzę, że JEDYNIE TEGO.  Chciałabym, żeby to wypośrodkowano, żeby szkoła, prócz wiedzy ogólnej uczyła też tego. I tyle.
busch   Mad god's blessing.
05 kwietnia 2009 00:33
Nasze czasy to prawdziwa informacyjna bomba, strumienie wiadomości wciskają nam się we wszystkie otwory ciała, miła pani z telewizji z uśmiechem na ustach mówi nam, co mamy myśleć na każdy możliwy temat, a jeśli jeszcze nie mamy pewności- sięgamy po najświeższy brukowieć bądź zerkamy na bilboardy. Człowiek XXI wieku nie jest w stanie uciec od tych wszystkich faktów, pół-faktów i bredni wypowiadanych tym samym tonem.
Idealna szkoła służy do skupiania kompetentnych ludzi chcących przekazać młodemu pokoleniu niezbędne intelektualne podwaliny pod późniejszy rozwój, a młodzież z chęcią chłonie tę wiedzę próbując ją twórczo analizować i rozwijać się dzięki poznawaniu informacji. Świat jednak idealny nie jest- nikomu się nie udało stworzyć programu, który zmusi leniwych i niechętnych uczniów do rozwoju, a szkoła stała się przechowalnią ludzi, którzy w większości są nauczycielami bo nie było ich stać na lepszą fuchę. Wszyscy uczą się z podręczników z błędami, korzystają z głupio skonstruowanego programu nauczania przygotowują się do egzaminu życiowego, którego formuła woła o pomstę do nieba.
Tylko czy wobec tego naprawdę szkoła zasługuje na pogardę? Moim zdaniem- nie.

Bo ta paskudna matura
Nie da się zaprzeczyć, że idea kluczu odpowiedzi jest zła. Jednak nie wzięła się z tyleż gwałtownej, co niepochamowanej chęci stłamszenia młodzieńczego indywidualizmu. Powstała po to, by można było obiektywnie ocenić pracę pisemną z języka polskiego- by nie można było mówić o jakichkolwiek oszustwach bądź niesprawiedliwościach. Zwłaszcza- przy pisaniu matury.
Powrót do starej formy matury z języka polskiego to zły pomysł; znowu się pojawi mnóstwo poszkodowanych święcie przekonanych, że nie zdali bo jakiś egzaminator nie umiał zrozumieć głębokiego artyzmu ich pracy.
Niezrozumieni artyści, którzy wiecznie mają obcinane punkty za niewstrzelenie się w klucz odpowiedzi byliby w kiepskiej sytuacji również wtedy, gdyby klucza nie było. Bardziej luźno potraktowane ocenianie wypracowania również będzie dla nich złe- zawsze mogą przecież powiedzieć, że taka czy inna ocena jest nieuzasadniona i umotywowana złym dniem nauczyciela/niezrozumieniem głębokiego sensu dzieła czy jakąkolwiek inną pierdołą.
Model oceny dążący do obiektywności tłamsi słowo pisane- to fakt niezaprzeczalny. Jednak subiektywne wystawianie ocen również jest złe- z oczywistych przyczyn.

Bo nie uczą tego, co przyda mi się w życiu
Owszem, uczą. Na przedsiębiorczości wypełnialiśmy PIT-y, na Przysposobieniu Obronnym bandażowaliśmy głowy, ręce i inne części ciała, a na biologii mamy tematy typu "rola stresu w życiu człowieka", "choroby układu oddechowego" itp. itd. Pytanie do publiczności: kto poważnie traktuje przedsiębiorczość czy PO? Zwykle te przedmioty traktowane są jako niepotrzebne, zajmujące czas bzdety. I bądź tu mądry- chcecie praktyki, ale jak przychodzi co do czego, to PIT-u nikomu się nie chce na lekcji rozwiązywać.
Samo uczenie się życia w szkole przypomina mi trochę internetowy kurs jazdy konnej. Nie można symulować życia. Można oczywiście jakieś cząstki odtworzyć w klinicznych warunkach, ale zwykle tak odarte z okoliczności zupełnie przestają być ciekawe. Wreszcie nauczyciele wypaczają te "życiowe" przedmioty i na PO uczymy się bandażowania biodra, chociaż trudno znaleźć jakiś dobry powód do robienia czegoś takiego na żywo (zwłaszcza, że takie bandażowanie można wykonać tylko wtedy, gdy pacjent stoi sobie i nam nieco pomaga).
Insza inszość jest taka, że szkoła ma na celu produkcję także warstwy społecznej szumnie nazywanej "inteligencją". Wstyd nie wiedzieć, co to jest rokoko czy kim był Dostojewski- nikt przecież nie chce być burakiem. Poznawanie wiedzy kształci nasz intelekt, z resztą dowiedziono empirycznie, że ćwiczenie pamięci wpływa doskonale na sprawność w myśleniu. Stykanie się z przeróżnymi problemami również działa na nas dobrze.
Nawet "ta znienawidzona fizyka" ma swój sens. Po pierwsze, większość fizyki dotąd mi poznanej to niemal wyłącznie logiczne myślenie i wyciąganie wniosków. Wzory nie są wzięte z kosmosu, tylko wydedukowane z otaczającej nas rzeczywistości przez pewnych panów. Może jestem jakaś dziwna, ale dla mnie entropia, czy zasada nieoznaczoności są fascynujące również z bardziej filozoficznego punktu widzenia. Z resztą Jacek Dukaj napisał książkę "Lód" zainspirowany zasadą chaosu w przyrodzie (nawiasem mówiąc wartą grzechu  😉 )

Bo kanon zły
Obecny kanon moim zdaniem, jeśli oczywiście jest dobrze przekazywany, daje całkiem niezłe przygotowanie teoretyczne do uczestnictwa w "Milionerach"  😉 i jakoś trudno znaleźć mi rzecz, którą z czystym sumieniem można wywalić. Nie wszystko lubię, nie wszystko łatwo mi wchodzi do głowy ale jednak to miło wiedzieć, jak zbudowany jest cukier, czy też dlaczego kości są twarde, a nie np. mięciutkie jak sierść szczeniaczka  😁 . Niektóre lektury z kanonu rzeczywiście są złe ale ogólna idea jest dobra- ukazać ewolucję społeczeństwa (i tym samym- twórców) przez pokolenia.
Kanon możnaby chyba jedynie poszerzyć- chociażby o "Erystykę" ale jaka jest wytrzymałość nastoletniej głowy?

Bo za dużo do nauki
Trudno się z tym nie zgodzić. Mamy nieźle wypasiony kanon i bardzo niewiele czasu, w liceum większość osób starających się o dobre oceny ledwo ciągnie od weekendu do weekendu. Ciekawość świata zabijana jest ciężką pracą, ale z drugiej strony- nauka ciężkiej pracy i radzenia sobie w trudnych sytuacjach to chyba jednak pożyteczne aspekty szkolne?

Bo tłamszą idywidualność
Cóż, argument, z którym trudno się nie zgodzić- zważywszy na to, że naprawdę niektórzy "oni" gnębią uczniowską oryginalność. Jednak w większości przypadków młodzież nie ma tej indywidualności, którą możnaby brutalnymi schematami tłamsić- a argument jest tylko wymówką dla leniwców.
Prawdziwy artysta nie da się szkole, a jedynie wyjdzie zahartowany na niektórych nauczycieli-idiotów. W życiu spotkają go pewnie większe wyzwania odnośnie tej "oryginalności".

Możnaby jeszcze długo pisać ale lepiej skończę bo pewnie i tak nikt nie będzie czytał mojej epistoły  😉
Busch, ja przeczytałam 😉

[quote="busch"]Powstała po to, by można było obiektywnie ocenić pracę pisemną z języka polskiego- by nie można było mówić o jakichkolwiek oszustwach bądź niesprawiedliwościach.[/quote]
W kwestii oszustw, no, może się zgodzę, ale w kwestii oceny pracy pisemnej - nie. Egzaminatorzy oceniają tylko tyle, co wyklepie się w tych 10-15 minutach któregoś maja, nikt samej pracy nie sprawdza [co np. dla mnie jest krzywdzące, bo bardziej spełniam się w pisaniu niż w mówieniu, no, ale trudno]. W tym wypadku 3/4 mojej klasy [by nie powiedzieć -szkoły] ściąga prace z internetu bądź każe komuś tam napisać, uczą się ich na pamięć i tyle w tym ich pracy, co kot napłakał. Jeśli jeszcze komisja jest "normalna" to usadzą takiego oszusta bez problemu, ale jeśli trafi się komisja olewcza - to ci, co uczciwie pisali swoje prace czują się poszkodowani.

[quote="busch"]Owszem, uczą. Na przedsiębiorczości wypełnialiśmy PIT-y, na Przysposobieniu Obronnym bandażowaliśmy głowy, ręce i inne części ciała, a na biologii mamy tematy typu "rola stresu w życiu człowieka", "choroby układu oddechowego" itp. itd. Pytanie do publiczności: kto poważnie traktuje przedsiębiorczość czy PO? Zwykle te przedmioty traktowane są jako niepotrzebne, zajmujące czas bzdety. I bądź tu mądry- chcecie praktyki, ale jak przychodzi co do czego, to PIT-u nikomu się nie chce na lekcji rozwiązywać.[/quote]
Fajnie, że Ty miałaś w szkole takie coś.😉 Wprawdzie z PO miałam zrealizowane takie tematy, ale..... szczerze powiedziawszy, ja bym dużo dała gdyby na PP uczyli nas wypełniać PIT-y, ale niestety, wyglądało to tak, że kobieta nadawała całe 45 minut o rzeczy na której się nie znała, pokazywała nam strony internetowe giełdy i wrzeszczała, że znów jej ktoś zeszytu nie doniósł. Obecny gość dostał tę "fuchę" nauczyciela PP "w spadku" i na lekcjach opowiadał, jak to on nie był w IRL czy innym DE... 😉 Z biologii przez 1,5 roku mieliśmy chorą psychicznie alkoholiczkę [serio. ta baba łapała zawiasy, potrafiła urwać zdanie w pół słowa, patrzeć się w martwy punkt i za kilka minut pytać "przepraszam, o czym ja mówiłam?".  Spóźniała się 10-15 minut, później szła zrobić sobie kawę, wypijała ją, podyktowała nam kilka parę zdań i tyle z biologii].
Wszystko zależy też od samej szkoły.
ushia   It's a kind o'magic
05 kwietnia 2009 10:34
ludzie co wyscie sie tego pitu tak uczepili?
uczenie sie wypelniania go w szkole to jakies nieporozumienie, bo zasady zmieniaja sie praktycznie co rok
a tego co jest czescia stala wstyd sie uczyc - bez pokazania paluszkiem nie umiesz wpisac swoich danych w podpisana rubryczke? przepisac cyferek z analogicznych pol w jedenastce?
zreszta co roku wydawana jest szczegolowa broszurka wyjasniajaca krok po kroku jak to zrobic - w czym masz problem? czytac nie umiesz?

bush - przywracasz mi nadzieje, ze ludzie dalej potrafia myslec  :kwiatek:
Jak juz sie czepiamy tych pitów to ja np. miałam na WOSie lekcję poświęconą wypełnianiu chociaz wydaje mi się (jak juz napisała ushia) ze bez tego średnio inteligentny człowiek po przeczytaniu broszurki dojdzie gdzie nalezy powpisywać dane.  🙄
busch   Mad god's blessing.
05 kwietnia 2009 10:47
Sankarita- moja nauczycielka od PP też jest niekompetentna: wielokrotnie ją poprawiałam, ostatnim hitem było stwierdzenie, że osoby niepełnoletnie nie mogą mieć NIP-u  🤔wirek:  . Tylko że to już podpada pod niekompetencję jakiegoś pojedynczego nauczyciela, a nie pod argument, że szkoła jest ogólnie źle urządzona.
Z resztą- grono pedagogiczne jest niekompetentne i ograniczone umysłowo, ale z drugiej strony uczniowie są zupełnie niezainteresowani podjęciem wysiłku w kształtowaniu siebie. Nie interesuje ich, czego mogą nauczyć się w szkole, ale jak przetrwać wszystkie lekcje.

A co do matur. Rozumiem, że pisałaś teraz o ustnej (i źle ci się napisało  😀  😉? Jak dla mnie ten cały ustny twór to jakiś koszmar, niemal nikt tego nie robi bez pomocy z zewnątrz- chociażby tej narzuconej przez polonistę. Z resztą, przy rekrutacji tego dziadostwa nikt nie bierze pod uwagę- z tego, co szperałam po różnych uniwersytetach, to nawet na polonistyce nie wymagają niczego konkretnego od matury ustnej z polskiego.

ushia- wiesz, ostatecznie i tak na hasło "PIT" u mnie większość klasy leżała na ławkach i czekała, aż będą mogli od kogoś spisać, a jedna uczennica nawet stwierdziła "po co się tego uczę, skoro i tak swoje pity będę do księgowej zanosić"  😵

jeszcze odnośnie CV- wypisywaliśmy przecież to cudo pod koniec gimnazjum żeby dołączyć do swojego podania do szkoły średniej. My to akurat mieliśmy dokładnie omawiane na godzinie wychowawczej, no ale dajcie spokój- konstrukcja cepa jest przy CV cudem nowoczesnej techniki.

kolejny mit: nudna historia
To już naprawdę argument szyty nićmi grubymi jak liny okrętowe. Gdyby nie historia, to jak odnaleźlibyśmy się chociaż w codziennych wiadomościach? Np. wydanie książek, w których się pokazuje Wałęsę jako SB-ka. Jak człowiek niezaznajomiony z historią może w jakikolwiek sposób się do tego ustosunkować? Pomijając już kwestie odszkodowań dla niemieckich wysiedleńców, czy mnóstwa innych problemów. Oczywiście, możemy żyć sobie miło i wyłączać się gdy takie tematy są poruszane w telewizji- ale wtedy będziemy prostakami. A od tego szkoła ma nas chyba bronić?
Ktoś powie "tak, ale po co w takim razie uczymy się historii średniowiecznej Europy"? Otóż, historia jest nauką, w której wszystko z czegoś wynika. Nie może być tak, że nagle przechodzimy do dziejów po II wojnie światowej. No jak to tak? Ale skąd ta wojna właściwie się wzięła?
A że daty- no cóż, może to będzie dla niektórych szok, ale te wszystkie wydarzenia odbyły się w jakimś konkretnym czasie- i ten konkretny czas też miał wpływ na wydarzenia. Jak mam ocenić, co było pierwsze (a więc co z czego mogło wynikać), skoro nie znam dokładnych dat?
ushia   It's a kind o'magic
05 kwietnia 2009 11:01
tak a propos historii - kto przy okazji oddawania Hongkongu skojarzyl, ze uczyl sie o tym dlaczego, kiedy i na jak dlugo zostal przejety? kto sprawdzil o co chodzilo?
niewielu? to nie miejcie do szkoly pretensji o to, ze nie uczy, jak nie jestescie zainteresowani wiedza jako taka, nie ma w Was ciekawosci i docieklliwosci
zaden program nie bedzie dla Was dobry
Dodo - chyba jestesmy juz dinozaurami

a może skończyłyście szkołę w dobrym momencie 🙁
Język polski-przyznam, że to chyba jedyny przedmiot o którym mogę powiedzieć, że wiedza wyniesiona z lekcji da mi w życiu bardzo wiele... i nie chodzi o wyuczone regułki o to, że wiem co to 'dytyramb', nie chodzi też o to, że ogromna część tej wiedzy nie przyda mi się w życiu... ale mam taką ogromna radość, że mogę iść do teatru, muzeum, kina, mogę przeczytać książkę postrzeganą jako 'trudną' i mieć z tego ogromna radość, podczas gdy moi rówieśnicy bronią się od 'liźnięcia' kultury na wszelakie sposoby!
Co do znajomości mapy... program tak miałam ułożony, że doskonale znam mapę Azji (no cóż-na Polskę nie starczyło nam czasu :icon_rolleyes🙂
O historii też nie będę się rozwijać, bo uważam, że powinno się temu przedmiotowi poświęcać duuużo uwagi.
Na temat matematyki też niewiele mam do powiedzenia-nigdy nie lubiłam i sądzę, że wiedza zdobyta w dawnej podstawówce/obecnie gimnazjum jest w 100% wystarczająca-reszta nie powinna być obowiązkowa. ALE-taki pogląd mam ze względu na to, że lekcje są traktowane pobieżnie, nie zdążymy dobrze załapać jednego tematu a już nauczyciel narzuca nam drugi (bo musi-taki program)… rezultat jest taki, że owszem mam ‘jakieś’ pojęcie o równaniach itp. ale tak naprawdę nie mogłam się skupić na konkretnych tematach i ta moja wiedza jest b. rozległa ale płytka.
Chemia, fizyka, biologia-podstawy jak najbardziej… potem, jeśli ktoś jest zainteresowany ma szansę się w tym kierunku rozwijać-jeśli nie, to niestety problem podobny jak z matematyką-zamiast skupić się na rzeczach które naprawdę każdy powinien wiedzieć leci się wg. programu-byle załapać jak najwięcej pojęć.
Jeśli chodzi o język to wydaje mi się, że wszystko zależy od nauczyciela i chęci ucznia. Z moją byłą nauczycielka angielskiego potrafiłam rozmawiać na każdy temat. Jasne-była gramatyka, bo to także bardzo ważne, ale lekcje nie były prowadzone według sztywnego schematu.

Mam nadzieję, że za bardzo się nie zamotałam 😀
trzynastka   In love with the ordinary
05 kwietnia 2009 11:51
Nieprawidłowością naszego systemu nauczania jest fakt, że nauczyciele to zazwyczaj ludzie którzy nie potrafią uczyć, zainteresować.
Moja nauczycielka z matmy nienawidziła nas, ciągle powtarzała, że chciała iść na medycynę ale się nie dostała dlatego musi się kisić z nami w szkole. 
Pani z wos'u z liceum zapytana o ustrój polityczny Francji robiła wielkie oczy, czytała nam podręcznik i kazała przepisywać regułki z podręcznika do zeszytów.
W życiu miałam 2 nauczycieli którzy chcieli i potrafili zainteresować ucznia i  z tych przedmiotów pamiętam najwięcej. 

Z angielskim się nie zgodzę. Miałam 3 osobne przedmioty - angielski gramatyka, angielski z native speakerem i przedsiębiorczość po angielsku. Wiec z liceum wyniosłam dość dobrą znajomość pisania, mówienia i życia . Nauczono mnie jak pisać CV po angielsku, ogłoszenia i pisma urzędowe ale zdaje sobie sprawie, że nie każdy miał tyle szczęścia.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
05 kwietnia 2009 12:49
Dlaczego tak mało "buschów" mamy w narodzie? Aż by się chciało być nauczycielem  😉

ninevet, z tym angielskim miałaś ogromne szczęście, zazdroszczę.

A patrząc na to z innej strony: moja koleżanka uczy w jakimś liceum zawodowym (czyli ma uczniów, którzy jeszcze kilka lat temu poszliby do zawodówki, ale przecież teraz każdy musi mieć maturę, ba, nawet mgr). W klasie maturalnej ma dwie dziewczyny w ciąży, chłopaka z ADHD, innego z poważnymi kłopotami psychicznymi, który "nie może się denerwować", i jeszcze kilka ciekawych przypadków.
Opowiadała mi o ich sprawdzianach.
W zdaniach typu: I like music. Do you like music? Yes, I do. No, I don't. itp. uczniowie klasy maturalnej robią po 7-10 błędów. W związku z tym zmuszona była obniżyć punktację do: 2 błędy - bardzo dobrze, 3 błędy - dobrze itd, inaczej 30 osób dostałoby oceny niedostateczne.Pani dyrektor na to: "no pani Malwino, jak te jedynki wyglądają, przecież nie można od nich tyle wymagać"  🤔  :emot4:

Wiem, że to jest przypadek skrajny, ale nieraz ludzie po prostu nie chcą się uczyć, i myślę że stąd powstają takie tabelki, jak z początku tego wątku.
Nie chcę bronić nauczycieli, też musiałam znosić całą masę niekompetencji, prostactwa i prymitywizmu z ich strony. Ale miałam też "przyjemność" stanąć po drugiej stronie biurka i po prostu zgłupiałam. Mając 7 osób zainteresowanych, 7 zainteresowanych średnio, a 12 mających wszystko gdzieś, ciężko jest prowadzić jakąś sensowną lekcję.
Szłam na praktyki pełna optymizmu, świeżo po przerobionej na studiach metodyce, psychologii itd. I nagle - zonk.
Tym bardziej więc podziwiam nauczycieli, którzy po kilkunastu/dziesięciu latach pracy wciąż mają zapał. Naprawdę, czapki z głów.

A jeśli o kanon chodzi, szczerze powiem, że każdą lekcję matematyki, fizyki i chemii z liceum uważam za czas stracony. Być może oznacza to, że jestem umysłowo ograniczona (pod względem matematycznym na 100%), ale zwyczajnie nigdy nie potrafiłam dostrzec w tym żadnego sensu. Czy te przedmioty uczą logicznego myślenia? Może w podstawówce, gimnazjum, ale na dalszych etapach to już czysta abstrakcja, niestety zupełnie oderwana od rzeczywistości.
Możliwe, że teraz trochę się to zmieniło i mniej jest klas ogólnych, ale ja byłabym za tym, żeby w liceum mieć już wybór, czy pewne rzeczy ciągnąć czy nie.
zgadzam się z Lotnaa jeśli chodzi o majce, fizyke i chemię w szkole średniej - niestety dużo rzeczy jest nie potrzebnych i do niczego, jest bardzoo abstrakcyjna i tylko Ci co lubią i rozumią przedmioty ścisłe podołają na dobrych ocenach.

ja nigdy ścisłym ścisłowcem nie byłam, ale jako taki kapowałam o co chodzi w podst/gimn w liceum doznałam szoku jakie my rzeczy bierzemy durnowate...

teraz na 2 roku studiów dużo mnie rzeczy interesuje i sama szukam i grzebie po necie, w książkach. w liceum nie miałam czergoś takiego tylko kombinowało sie jak przetrwać niewygodne przedmioty.
Zgadzam się co do programu nauczania jezyków obcych ... dużo rzeczy rozumiem, ale powiedzieć coś to inna bajka.

Śmieszne bo ja pisałam CV i list motywacyjny w III klasie gimnazjum, a i obliczanie podatku się przewinęło na lekcji wosu i wątpie, że było to wynikiem wychodzenia poza program przez naszą nauczycielkę  😉.
A jeśli ktoś ma choć odrobinę wyobraźni to będzie umiał użyć to czego zdążył się nauczyć podczas pobytu w szkole.  🙄
Swoją drogą w Anglii mają zajęcia z gotowania... wg. mnie to nie jest umiejętność którą powinniśmy nabyć w szkole, ale w domu !  🙂
u nas też uczą gotować np w technikum gastronomicznym/ hotelarskim ;]

a mnie nie nauczona jak obliczac pita w szkole...

szczerze to wiedza gimnazjalna bardziej się przydaje np w majcy obliczanie pól powierzchni, objętości itp a w lo? funkcje itp.. po co? po to aby w przyszłości narzekać na przeszłość.
Humaniści narzekają, że za dużo jest przedmiotów ścisłych a typowi matematycy twierdzą, że zgłębianie wierszy Wisławy Szymborskiej nie jest im do niczego potrzebne. I jak tu dogodzić?

Jeżeli faktycznie w szkołach zaczęto by uczyć przedmiotów jak mówicie niezbędnych to skąd wzięliby się wielcy fizycy, poeci czy artyści? Jak mieliby się dowiedzieć, że to właśnie chemia jest ich ,,konikiem'' a stuktura siarczku sodu jest niezwykle interesująca? Że przypowieść z Biblii o talentach ma drugie, nauczające oblicze? 

Po to mamy w szkole chemię by nie przyszłoby nam kiedyś do głowy skrobać patelni teflonowej metalowym widelcem czy próbować kwasu solnego, po to by wiedzieć co jemy, jakie to ma właściwości chemiczne i jakie reakacje wywołuje w naszym organiźmie.
A histori mamy np. po to by teraz, gdy w kinach wyświetla się nowy, historyczny film ( Zamach na Giblartarze ) móc się na jego temat wypowiedzieć lub przynajmniej wiedzieć kim był Władysław Sikorski.

Musimy mieć świadomość, że ileś tam procent uczniów w liceów pójdzie na studia matematyczne a ileś na humanistyczne. Trezeba rozwijać i tych i tych.
okwiat   Я знаю точно – невозможноe возможно!
05 kwietnia 2009 21:30
strzyga ja uwielbiam raskolnikowa  😍 😍 😍

A ja chyba największą moją wiedzę wyniosłam z liceum. Teraz też dużo się uczę, ale już w ograniczonym zakresie. Gimnazjum jak dla mnie czas stracony.

Co do nauczycieli, to gdy mój ulubiony profesor po 1roku dostał wylewu przydzielili nam na 2klasę 23latkę z licencjatem. Zaniosłam podanie do dyrektora i zmienili nam ją na dość dobrą nauczycielkę  🙂 W 3klasie nauczyciele starali nam się życia nie utrudniać i zazwyczaj udawało się skupiać na nauce przede wszystkim do matury. Liceum wspominam cudownie, większość nauczycieli traktowałam jak wujków i ciocie dobre rady  😉 Trafiali się też gorsi, ale nie ma sensu roztrząsać. Z dwójką nauczycieli do dziś mam świetny kontakt i nie wyobrażam sobie żeby w przyszłości go zerwać  🙂
Czego nauczyla mnie szkola??
1) lenistwa
2) cwaniactwa
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 kwietnia 2009 21:38
okwiat, niestety ja jestem osobą pragmatyczną i przyziemną, a Raskolnikowow mnie wkurzał niemiłosiernie. umiał zaciukać? Jak umiał zaciukać, to po co te kolejne 1000 stron zastanawiania się czy dobrze czy źle zrobił i czy powinien się oddać w ręce władz czy nie? Jedno słowo: ciota. Kochany Judym też nie lepszy był. Mówiąc szczerze to lubiłam jedynie Wertera, to był pozytywny człowiek...

Moja siostra natomiast uważa Zbrodnię i Karę za najlepszą książkę na świecie.
zgadzam się z Lotnaa jeśli chodzi o majce, fizyke i chemię w szkole średniej - niestety dużo rzeczy jest nie potrzebnych i do niczego, jest bardzoo abstrakcyjna i tylko Ci co lubią i rozumią przedmioty ścisłe podołają na dobrych ocenach.

ja nigdy ścisłym ścisłowcem nie byłam, ale jako taki kapowałam o co chodzi w podst/gimn w liceum doznałam szoku jakie my rzeczy bierzemy durnowate...

teraz na 2 roku studiów dużo mnie rzeczy interesuje i sama szukam i grzebie po necie, w książkach. w liceum nie miałam czergoś takiego tylko kombinowało sie jak przetrwać niewygodne przedmioty.


A mnie matematyka nauczyła staranności oraz tego, że to co się napisało, zanim się upubliczni, powinno się przeczytać przynajmniej raz i poprawić błędy.

Skończyłam liceum plastyczne. Nie wiem jak dziś, ale kiedyś było ono zaliczane do liceów zawodowych. Wielokrotnie wstyd nam było z tego powodu. Czuliśmy, że program nauczania w naszej szkole jest bardzo okrojony. Ale w sumie trudno się dziwić, skoro tygodniowo oprócz typowych przedmiotów licealnych musieliśmy zmieścić w sumie kilkanaście godzin malarstwa, rysunku, rzeźby itp. Na wszystko było za mało czasu (1 klasa to 36 godzin tygodniowo, dla porównania ogólniak miał wtedy 22). Zwłaszcza, że gdy muzycy wieczorami ćwiczyli swoje wprawki i gamy, my ślęczeliśmy nad rysunkiem technicznym i liternictwem.
Ze względu na profil szkoły o naszym wykształceniu można powiedzieć: humanistyczne. Historia, historia sztuki, historia muzyki i literatury, podstawy chemii, przedmiot nazywany technologią (a zajmujący się problematyką składu chemicznego i właściwości farb, papierów itp.), fizyka z dużym naciskiem na optykę, anatomia.
A mimo to czuję się głąbem. Mam wiedzę ogólną, moje półki uginają się pod ciężarem książek... a ja czuję, że życia mi nie starczy na ich poznawanie. A najgorsze jest to, że im jestem starsza, im dalej mi do ślęczenia np. nad podręcznikiem do fizyki, tym trudniej mi się uczyć, tym łatwiej się rozpraszam.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się