co mnie wkurza w klinikach weterynaryjnych

byłam dziś rano w klinice weterynaryjnej Multi Wet przy Gagarina w Warszawie i oto, co mnie spotkało:

klinika ma na piętrze laboratorium. Czynne od 10. Byłam godzinę wcześniej, lab zamknięty. Poszłam do kliniki. Z sikami mojego Sierściucha w pojemniczku. Pytam pani z recepcji, czy mogę ten mocz jej zostawić, bo lab nieczynny. Pani mi wyjaśniła, że nie jest to możliwe, bo oni i laboratorium to dwie oddzielne firmy i klinika nie przechowuje materiałów do badań. A dzieli te firmy całe 10 stopni schodów...

Tłumaczyłam tej pani, że:
- to przecież nie jest duży problem, żeby pojemnik postał u niej przez niecałą godzinę
- to koci mocz - zapewne wie, jak trudno jest nakłonić kota do skorzystania z pustej kuwety - (jakoś ten mocz trzeba złapać do pudełka) i szkoda, żeby się zmarnował
- nie mogę wrócić za godzinę bo właśnie jadę na dworzec i wrócę wieczorem - mocz się na pewno przez ten czas w cieple zepsuje i nie da się go zbadać
- czy jest w stanie przechować przez godzinę za jakąś dodatkową opłatą.

Na wszystkie pytania odpowiedź, że mają zakaz.
Słuchajcie, jak to jest możliwe, że klinika weterynaryjna - jasne, firma nastawiona na zysk - ale wykonująca szczególnego rodzaju usługi - nie jest w stanie przechować sików przez godzinę? Za dodatkowe pieniądze? Przecież wiedzą, że nie robię analizy, bo mi się nudzi, tylko że na pewno jest jakiś powód tego. Poza tym pobranie moczu do analizy od KOTA jest naprawdę trudne i nieprzyjemne dla kota - chyba jakieś dobro zwierząt też się powinno liczyć poza zyskiem, tym bardziej, ze przechowanie to nie jest duży koszt dla kliniki!

Efekt był taki, że musiałam śmignąć 10 km dalej, do innej kliniki i tam zostawić mocz - klinika wyśle próbkę własnym transportem po godzinie 10. Całość kosztuje 40 zł (z transportem i przechowaniem), w labie "gołe" badanie kosztuje 20 zł. Byłam w stanie zapłacić nawet 100, byle nie musieć gonić do innej kliniki - i dociskać auto, żeby zdążyć na pociąg. Dlaczego klinika oddalona o 10 km wykonuje taką usługę, a oni na mniejscu nie są w stanie podejść tych 10 schodków na piętro?

Potem pytałam pani ze sklepu z art. dla zwierząt - też na terenie kliniki - czy ona za dodatkowe pieniądze nie jest w stanie przechować - na co mi odpowiedziała, że to jest niezgodne z prawem, gdyby ona przyjęła i przechowała próbkę. Czyli co, nie  mogę dać sików mojego kota komu chcę?  🤔wirek:

Jestem zła - pewnie niedługo mi przejdzie - czy widzicie jakiś sens, logikę w działaniu MultiWetu?
Szczerze mówiąc jestem szczerze zdziwiona twoją postawą - rozumiem, że godzinyy urzędowania laboraturiom były Ci nie na rękę -  ale przeciez ich obowiązują przepisy sanitarne...

do przechowywania próbek mają wyznaczone pomieszczenia i koniec - nikt nie będzie ryzykował całego interesu dla sików twojego kota 😉
pewnie akredytacja czy inna certyfikacja im zabrania takiego postępowania z próbkami, a że pani służbistka no to źle trafiłaś 😉
I tak dobrze że mogłaś sama pobrać próbkę i nie jest do tego potrzeby specjalnie wyszkolony specjalista  😁 😎
mnie wkurzają głównie ceny  😉
byłam dziś rano w klinice weterynaryjnej Multi Wet przy Gagarina w Warszawie i oto, co mnie spotkało:

klinika ma na piętrze laboratorium. Czynne od 10. Byłam godzinę wcześniej, lab zamknięty. Poszłam do kliniki. Z sikami mojego Sierściucha w pojemniczku. Pytam pani z recepcji, czy mogę ten mocz jej zostawić, bo lab nieczynny. Pani mi wyjaśniła, że nie jest to możliwe, bo oni i laboratorium to dwie oddzielne firmy i klinika nie przechowuje materiałów do badań. A dzieli te firmy całe 10 stopni schodów...




powiem tak,
ja tą Panią rozumiem
do mnie co chwila przychodza jacyś "ludzie" czy moge coś przechować do sąsiedniej firmy
i mnie to wkurza...
dlaczego?
bo dezorganizuje prace, bo czesto są to duze kartony itd.
bo firma "obok" może sobie nie życzyć bym ja to przechowywała...
ja tych paczek nie sprawdzam...
a co będzie jak okaże sie że coś z nich zniknęło?? (np. na poczcie)
bedzie na mnie ...

wiec też sie nie zgadzam
opolanka   psychologiem przez przeszkody
14 kwietnia 2009 13:49
Ja rozumiem, że chciałaś oddać materiał do badania, że nie miałaś czasu, że...

Ale z drugiej strony rozumiem panią, że nie chciała tego przechowywać, ponieważ z pewnością mocz przechowuje się w odpowiednich warunkach. I sterylnych.

A gdyby coś w badaniu nie wyszło, to do kogo miałabys pretensję? Pewnie do pani, bo pewnie źle przechowała.

Niestety, jak sie chce coś załatwić, to trzeba się dostosować.
Rozumiem Twoja zlosc Magdalena, pewnie tez bym byla wsciekla, ale ja sie wcale tym paniom nie dziwie. Tak jak pisala Dodofon, nie wyobrazm sobie zeby w czasie swojej pracy zalatwiac jakies rzeczy dla klientow firmy ktora znajduje sie obok. Nawet za kase, albo moze tym bardziej za kase. Przeciez jakby sie dowiedzial jej szef, to moglaby miec problemy. Pozatym probka moze ulec zniszczeniu, pani moze sie zle poczuc, moze miec nagle cos waznego do zrobienia i co wtedy? Ja na jej miejscu tez bym sie nie zgodzila.
busch   Mad god's blessing.
14 kwietnia 2009 18:09
Magdalena- a następnym razem, gdy będziesz potrzebować kocich sików (a kot nie będzie chciał współpracować  😉 ), warto uzbroić się w takie coś:
[url=http://animalia.pl/produkt,13832,164,Catrine_Żwirek_do_pobierania_moczu.html]http://animalia.pl/produkt,13832,164,Catrine_Żwirek_do_pobierania_moczu.html[/url]
opolanka   psychologiem przez przeszkody
14 kwietnia 2009 19:57
... lub zapytaj w kocim wątku  😎
:-) dzięki za dystans i obiektywizm

Silikonowy żwirek mam, kot go nie akceptuje - właśnie dlatego tak trudno jest go "wysikać" do czegokolwiek, co nie jest "jego" żwirkiem.

Dobra, rozumiem Wasze argumenty. Pani miała trochę racji. Może więcej niż ja - co nie zmienia faktu, że się zezłościłam. Ale w trakcie dnia przyszła mi do głowy taka myśl: skoro inna klinika przyjęła siki bez problemu (tzn. tam nie ma recepcji, weszłam do gabinetu i wręczyłam sterylny pojemniczek uprzednio pobrany od lekarza do rąk własnych weta) - przecież ta klinika (Multi Wet) też jakoś zbiera materiały do badań od swoich pacjentów (nawet ludzie sikają w domu do pojemniczków, koty chyba też mogą, tzn. nie ma przymusu sikania na miejscu) - i potem te zebrane przez siebie materiały zanosi piętro wyżej do analizy - to dlaczego jakiś wet od nich nie mógł przyjąć ode mnie zlecenia na wykonanie analizy moczu? Tzn. nie zostawiam sików "na przechowanie" tylko umawiam się na miniwizytę z wetem, wręczam siki - i on, jako profesjonalista i zleceniobiorca odpowiednio je przechopwuje i przekazuje do laboratorium?

Pomysł bez sensu - czy by się dało...?
Szukasz dziury w całym
Mnie wkurzają osoby, które mają mieć na już, bo mają kaprys.
Najwięcej pretensji mają ludzie, którzy mają kaprysy.
Mnie guzik obchodzi, że Ty musiałaś gdzieś zdążyć, tamtą panią podejrzewam, że też.
Nikt dla Twoich kaprysów nie będzie sobie dezorganizował pracy.
W imię czego?
Prawdopodobnie było tak, jak napisała Dodofon - dwie różne firmy. Dlaczego ktoś ma Cię wyręczać.
a mnie wkurzają służbiści.
Nie pomyślałaś pokemon, że moje "na już" nie wynikało z kaprysu, tylko z konkretniej potrzeby zadbania o dobro kota? Bo lekarz taką analizę nakazał? Bo chciałam uniknąć pobierania moczu po raz drugi, co dla zwierzęcia jest mocno nieprzyjemne?

"Że nikt sobie pracy dezorganizował nie będzie i w imię czego" - w imię dobra zwierzaka, jak jedziesz samochodem i widzisz potrąconego psa to się nie zatrzymasz (nie będziesz sobie dezorganizować jazdy samochodem) bo nie wyręczysz osoby, która psa potrąciła i nie zabrała do weta? (Przykład przesadzony mocno, ale pokazuje podobną zasadę.) A mój kot ma właściciela, który nie ustalił wcześniej godzin pracy labu, więc finalnie to kot ma ponieść skutki?

Ja staram się widzieć dalej niż koniec własnego nosa i jak mnie ktoś o coś prosi to zazwyczaj mu pomagam. Nie wymagam, żeby wszyscy stawali na rzęsach, jeśli ja akurat pomocy potrzebuję (chociaż czasem mi przykro albo się złoszczę) ale w opisanej sytuacji można było zaproponować, żebym weszła do gabinetu na wizytę u weta (skoro wet jest drzwi obok) jemu oddała siki do analizy, a on potem zleci badanie firmie od analiz (to jest wolnostojący jednopiętrowy budyneczek, zawiera klinikę wet, mały sklepik z art. dla zwierząt i laboratorium na piętrze). Czysty deal, prawda?
Choć swoją drogą dziwne to laboratorium co jest czynne od 10. Nieprzystające to ani do potrzeb klienta ani do standardowej praktyki laboratoryjnej.
http://www.jaggypraha.cz/index.php?Odkaz=4
A ja własnie wróciłam z tej kliniki i wkurza mnie w niej to,że jest tak daleko- w Pradze.
A mnie wiele rzeczy wkurza, również w klinikach weterynaryjnych. Akurat koło Multi Vetu mieszkałam całe lata, zagladałam tam od czasu do czasu w razie potrzeby i w tej klinice wkurzały mnie jedynie duże kolejki 😉

Jako osoba dość często wkurzająca się na wszystko (  😉 )  doskonale Cię rozumiem, ale tak jak większość wypowiadających się tu osób rozumiem też zasady panujące w klinice. Gdybym ja siedziała na recepcji w Mutli Vecie i ktoś poprosił by mnie o to o co Ty (niby nic wielkiego) też bym się nie zgodziła 😉
Jeśli to jest jedna firma-to "zakaz" to przerost formy nad treścią.
Może mieli jakieś kłopoty przy takiej drobnej przysłudze i stąd alergia?
Dla mnie przedziwne.Pani w recepcji lecznicy postawiłabym małą lodówkę i przyjmowałbym próbki cały czas.
Ale może np.byli dwaniej razem a teraz łączy ich budynek a relacje są wrogie?
Różnie to bywa.
No ale właśnie chodzi o to że klinika i laboratorium to dwie różne firmy.
No ale właśnie chodzi o to że klinika i laboratorium to dwie różne firmy.

No to jak dwie to jasne wszystko.
Jak to u nas-konkurencja krwiożercza na każdym kroku.
no mercy
Dobra, wszystko rozumiem. Tylko wydaje mi się, że można było tak zrobić, żeby obie konkurujące ze sobą firmy zarobiły, a mnie oszczędzić problemu. Mogłam oddać próbkę wetowi z MultiWetu. No trudno, nie wpadłam na to na miejscu - ale też pani z recepcji mi tego nie zaproponowała. Było, minęło, wyniki mam i kot jest zdrowy  🙂
Oczywiście,że MOŻNA było a nawet POWINNO SIĘ BYŁO.
Bo na takiej grzeczności więcej się zyskuje niż traci.
Ale to nasze piekło.
Ja się jeszcze niedawno irytowałam jak ktoś mówił :"polskie piekło" -teraz widzę,że coś w tym jest.
Dobra lecznica powiedziałaby- owszem,nie ma sprawy- zaniesiemy +uśmiech.I zakodowałabyś ich jako przyjazne miejsce i jeszcze znajomym poleciła. A w drugim zdaniu dobra lecznica zaproponowałaby cewnikowanie kota w celu porządnego pobrania moczu,doradziłaby karmę i ją sprzedała.
I zakodowałabyś ich jako przyjazne miejsce i jeszcze znajomym poleciła....
I tak dalej i tak dalej.
Polacy wolą wojenki, pozwalają babie z recepcji niszczyć reputację lecznicy i jednorazową złośliwość przenoszą ponad potencjalne wyzdrowienie zwierzaka.
Nie podoba mi się to. Swoim pracownikom wkładam do głowy coś całkiem innego.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
15 kwietnia 2009 18:27
Mi się dziś nie podobało, ze musialam czekać 1,5 h w kolejce  😁
trzynastka   In love with the ordinary
15 kwietnia 2009 22:13
Co mnie wkurza?

Po pierwsze brak możliwości wejścia bez kolejki jeśli dzieje się coś naprawdę złego. Nie dalej jak rok temu mój pies złapał coś na spacerze i zanim zdążyłam wyjąć jej to z pyska to połknęła. Początkowo zignorowałam ten fakt ale po 2 h od zdarzenia pies nie może ruszać ogonem, potem tylnymi łapami, paraliż postępował. Wsiadłam w samochód, pojechałam do kliniki i poleciałam do recepcji, że psa mi paraliżuje i czy mogę wejść od razu. Niestety siedziałam ze sparaliżowanym psem i czekałam aż zaszczepią Yorka, obetną paznokcie jamnikowi...

Po drugie zachowanie pewnej pani weterynarz, wiem, że to nie do końca sie zgadza z tytułem wątku ale opowiem wam jak mnie ****** zdenerwowała. Mój szczur miał nowotwór, umówiłam się na operacje, przywiozłam ją o umówionej godzinie. Poznałam Panią która moją kluske kochaną operować będzie. Nie dość, że przy mnie dotknęła ją RAZ mówiąc przy tym głośne "fuj" to jeszcze się dowiedziałam, że jestem jakaś dziwna bo chce szczura operować.
Nie jest to dla mnie zachowanie jakie wypada weterynarzowi. Ja powierzam jej życie mojej ukochanej podopiecznej i słyszę "fuj" ?! Jak mam wierzyć w pomyślność operacji jeśli słyszę że jestem dziwna a Pani doktor szczura dotykać nie zamierza!?
Dodatkowo gdy ją odbierałam usłyszałam za plecami "długo nie pożyje" ...  🤔
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
15 kwietnia 2009 22:27
ja o kliknikach weterynaryjnych nie moge powiedziec ani jednego zlego slowa. z psem chodze do dwoch: takiej ogolnej, w ktorej Grafit byl operowany, znaja go tam bardzo dobrze, juz na wejsciu kojarza psa, wlasciciela, bez zagladania do komputera pamietaja cala historie, kiedy mniej wiecej byl odrobaczany i szczepiony. druga klinika to klinika okulistyczna, i tam rowniez niczego nie moge sie przyczepic, dr. Garncarz jest przemilym czlowiekiem, Grafit dobrze sie przy nim czuje i spokojnie znosi wszystkie badania, dziwny sprzet i grzebanie przy oczkach.

nigdy nie spotkalam sie z tym, zeby nie przyjeli mi psa bez kolejki w naglej sytuacji czy nie poszli mi na reke. kilka razy mialam wizy domowe (mimo ze generalnie takich moja klinika nie oferuje), ale ciezko mi by bylo przetransportowac 40kg zwierza do lecznicy.

rozumiem zachowanie klikniki opisanej przez Magdalene. naszych siuskow ten nikt by nie przyjal w sklepie spozywczym dzialajacym obok laboratorium. a to ze sama nie pomyslalas (lub nie zasugerowali Ci) zeby zglosic sie do obecnego w Muli-Wetcie doktora to juz inna sprawa
Edytka zgadzam się w pełni ze zdaniem o dr. Garncarzu. Chodziłam do niego wiele lat, wyleczył mojego psa i dwa koty z różnych chorób oczu. Przemiły i profesjonalny.
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
16 kwietnia 2009 19:34
Jak tak samo nie moge złego słowa powiedzieć na Lecznicę, gdzie lecze moje zwierzaki. Znamy się, zawsze doradzą, są punktualni i nie ma takiej akcji, jaka opisywała Ninevet. W lecznicy jest 3 lekarzy. Cały czas doszkalaja się, kupuja sprzet i najważniejsze - jako jedyni w mieście mają nocne i weekendowe dyżury. Co mnie wkurza? A to, że inni weci z mojego miasta nie podchodzą do zwierząt jak ekipa z Lecznicy.
Ja sie zgadzam z Tania. Moim zdaniem przetrzymanie przez godzine pojemnika z moczem to po prostu przysluga. Nikt by tej pani nie skontrolowal, gdyby tylko wykazala sie dobra wola, pomoglaby. Ja kiedys zostalam zbesztana przez managerke i barmana, ze wpuscilam dwie panie do kanjpy 20 minut przed otwarciem - wszystko mialam juz przygotowane, a na dworze kilkanascie stopni mrozu i snieg sypal. Ze otwarte od 13 to od 13, ze nic 'glupim babom' nic nie przygotuje przed ta godzina...zrobilo mi sie wtedy glupio ze pomyslalam ze komus bedzie przyjemniej posiedziec pod dachem 🙄
Mam wrazenie, ze to taki polskie...


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się