Wewnętrzna "blokada"

Ja mam olbrzymi problem z "wewnętrzną blokadą". Po zeszłorocznych wakacjach, kiedy wydawało mi się, że wyjeździłam wszystkie strachy, że w końcu jest normalnie pojechałam w teren w innej stajni (bardzo mi zależało na wyjeździe do lasu w tym konkretnym miejscu) i wszelkie fobie wróciły ze zdwojoną siłą mimo, ze w terenie nic się nie stało. Teraz znowu walczę ze sobą i odkryłam, że najlepiej jest robić wszystko małymi kroczkami - boję się danego konia to wsiądę tylko na stęp, następnym razem na stępo-kłus itd., w tereny też pomalutku, na troszkę i stopniowo coraz dłużej i intensywniej. Mojej głowie pomogła też bardzo kamizelka ochronna-dużo pewniej się czuję mając ją na grzbiecie.
[quote author=dzikaświnia link=topic=5983.msg357176#msg357176 date=1255700910]
Kotek, odpowiedz sobie może najpierw na pytanie czy Twoje umiejętności są wystarczające aby posiadać i szkolić młodego konia. Z tego co napisałaś sytuacja jest bardzo nieciekawa i nie radzisz sobie. Rady na forum tez dużo nie zdziałają. Poproś o pomoc instruktora lub osobę doświadczoną.Zastanów się po co Ci ten koń? Do sportu, do jazdy rekreacyjnej, do kochania? Jeśli nie masz parcia na wstążkę to wróć do podstaw.Poczytaj o PNH , bo jak dla mnie musisz zaprzyjaźnić się ze swoim koniem. Praca z ziemi to podstawa. Po co jeździc na koniu który Cie nie lubi ,nie szanuje i nie czerpie przyjemności z obcowania z Tobą?
Poproś kogoś o pomoc kto zna się na naturalnych metodach aby nie zrobić więcej krzywdy niż pożytku.
Pozdrawiam i życzę powodzenia!
[/quote]
Jestem rekreantem i konia mam "rekreacyjnie". Dlatego pracujemy dużo z ziemi, bawimy się w gry itd. Chodzi mi o to, że nagle ja się zestrachałam- nagle... a koń skorzystał... Była niestety próba sił od razu na wyższym poziomie. Tym razem skończyło się dobrze - ba, od tego czasu koń chodzi jak malina.... ale ponieważ miało to miejsce straciłam zaufanie... a on to czuje i boje się, ze znów wykorzysta. Takie koło zamknięte.
Zapewne ja się muszę "ogarnąć" i przestac bać... ale nie wiem jak.
A wiec bylo tak,na lonzy szalal a ja mialam w oczach smierc potem wsiadla trenerka jak juz go totalnie zmeczyla (tak nam sie wydawalo) wsiadlam ja....i tu zdziwienie bo po pol kola w klusie zagalopowalam i galopowalam pare ladnych okrazen jednosczesnie placzac z szoku i radosci co mi odbilo 🙂 .Mimo wszystko jak zsiadlam troche mi sie zrobilo lepiej,potem rozebralam go i zostalismy sami na hali,chodzil za mna jak piesek i biegal.A dzisiaj jak przyjechalam to nie moglam uwierzyc ale moj kon cicho rzy na moj widok,przeszlam sie po calej stajni zeby sprawdzic czy to na pewno on i czy na pewno chodzilo o mnie....ale okazalo sie ze podrozowal w przy kracie boksu za mna i gadal,jak weszlam do niego to machal glowa i rzal cichutko 🙂 .On tez sie stara zebym ja go kochala i byla jego przewodnikiem,problem w tym ze ja wtedy stepowalam zdenerwowana na luznej wodzy i zabralam mu poczucie bezpieczenstwa bez ktorego on sie natychmiast zaczyna bac.Po wczorajszej jezdzie nie moge sie ruszac bo plecy od nowa mnie bola ale mysle ze bedzie nam razem dobrze,ale duzo czasu i zabaw przed nami 🙂
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
19 października 2009 19:21
Karola, tak trzymaj! Może nie jest tak źle jak się wydaje. Jeśli się trochę rozluźnisz i poczujesz pewniej to i on nie będzie się denerwował a wtedy będzie już tylko lepiej. On też się stara z tobą zaprzyjaźnić, jeśli ty się boisz- on też, konie to doskonale wyczuwają  😉 Trzymam za ciebie i wszystkich "zablokowanych" kciuki  :kwiatek:  😉
Gallien   Un poco di zucchero
25 października 2009 18:12
8 lat temu miałam wypadek, a mianowicie skakalam jakieś skoki wyskoki, spadlam i złamałam rękę w 3 miejscach z przemieszczeniem. Długo miałam blokadę wewnętrzna na skoki, bałam sie ze mis się koń zatrzyma i wpadnę w drągi.. Gdy juz puściło po jakimś czasie, zaczęłam skakać, kupiłam drugiego konia z przeznaczeniem do dużego sportu. No i kolejny wypadek miesiąc temu na przeszkodzie przewróciłam sie z koniem, złamałam obojczyk. Początkowo jak byłam w szpitalu, myślałam ze blokada wewnętrzna wróci i zjeee mnie żywcem. Od kilku dni jeżdżę do stajni lonżuje koniucha, i mimo strachu nie pozwalam zwyciężyć "blokadzie" nie chce żeby mnie każdy skok paraliżowali i przyprawiał o wspomnienia z wypadków, zawzięłam sie jeszcze bardziej, i wymagam jeszcze więcej od siebie i konia!! O!! i tak trzeba do tego podchodzić, strach jest naszym wrogiem i to od nas zależy czy nas sparaliżuje i pochłonie, czy tez może dane nieprzyjemne doświadczenie jeszcze bardziej wzmocni. Postanowiłam sobie, po 3 tygodniach gipsu, lonżuje konia a za tydzień wsiadam, choć by na samego stępo-kłusa, no i wracamy do formy  😁 😁 😁
Brawo za podejscie zazdroszcze i tez tak sie bede starala 🙂
Gallien   Un poco di zucchero
25 października 2009 20:14
Brawo za podejscie zazdroszcze i tez tak sie bede starala 🙂


Warto w siebie uwierzyć, ma to pozytywne skutki, i pamiętaj nie daj się blokadzie, ona tylko istnieje w naszych głowach  😁
Tak jest wewnetrzna blokada to tylko glowa 🙂
ja 3 lata temu wywaliłam się z koniem na zawodach i złamałam obojczyk. Wsiadłam bardzo szybko (dzień po zdjęciu gipsu), bardzo szybko zaczęłam skakać i już 3 tygodnie po zdjęciu gipsu pojechałam na zawody. Jak w domu nie było problemów żadnych ze skokami (skakałam, bez problemu potrójne szeregi 130cm), tak na zawodach nie mogłam przejechać L klasy. Po prostu mnie paraliżowało. Doszliśmy z trenerem do wniosku, że dobrze mi zrobi zmiana konia. Niestety z nowym też się pojawiał lęk, chodź nie tak paraliżujący, jak wcześniej. "Wyleczyłam" się zupełnie, jak dostałam od trenera do jazdy i do startów doświadczonego konia, po dużych konkursach. Teraz nie mam żadnych problemów ze skokami 🙂
KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
03 listopada 2009 21:16
O rany dziewczyny porazka , wsiadlam na fryza w ramach terapii i dupa sparalizowalo mnie,czulam sie jakbym chodzila po linie. Krecilo mi sie w glowie,nogi jak z waty.To jakis szok ,robilam wszystko na koniach,jezdzilam w tereny sama itd a teraz czuje tylko strach. Zero rownowagi,ale itak na Helio bylam spokojniejsza niz na Fryzie buuuuuu co ja mam zrobic zgubilam gdzies jaja  😕
A mialas z fryzem jakas "przygode",czy  tak po prostu?
KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
03 listopada 2009 21:34
Fryza mam od 4 lat i nigdy nic mi nie zrobil,moze to to ze teraz jak mam dziecko to poprostu bardziej sie o siebie boje 🙁 . I jeden i drugi sa naprawde ok ,Helio jak tylko czul ze sie napinam to stawal i czekal grzecznie az zaczne oddychac haha 🙂 .To moja glowa 🙁
A ja już się uporałam z lękiem, wsiadanie było dla mnie przyjemnością, wyjeżdżałam sobie spokojnie na łączkę i fajnie, spokojnie jeździłam. Wychodziły nam nawet zagalopowania, co było już osiągnięciem dużym. Z przyjemnością się przebierałam, niosłam sprzęt i konia siodłałam, a wcześniej właśnie tu włączała się blokada - podczas przygotowań. W wakacje jeździłam codziennie, na różnych koniach (głównie młodych), więc może to i dzięki tej rutynie było mi łatwiej i czułam się pewniej. Teraz jednak ta blokada mi wróciła. Już zaczynam wykręcać się od wsiadania, od kiedy kobyła znowu zaczęła odpalać, kiedy znów przestały wychodzić zagalopowania, od kiedy jazda jest jedną walką i próbą uspokojenia konia. W wyniku tego kobyła stoi już prawie miesiąc, a ja zwyczajnie wolę pójść i ją wyczyścić, wygłaskać, no i robię wszystko, żeby nie wsiąść...  🤔wirek:
KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
03 listopada 2009 22:03
No wlasnie rutyna niszczy blokade i tez to kiedys sprawdzilam 🙂
Kobyle wez na lonze i pracuj z ziemi do czasu kiedy nie bedziesz sie czula na tyle pewna zeby wsiasc 🙂  ja tak robie i wsiadam na troszke 🙂
Spróbuję 🙂. Zniechęcają mnie też warunki, bo miałam jedno wielkie bagno w stajni... A im dłużej kobyła stoi, tym ja czuję się mniej pewnie i tym bardziej nie chcę wsiadać. W sobotę wezmę ją na lonżę, niech się wylata, wsiądę na stępa i ewentualnie troszkę kłusa 😉. Dzięki  :kwiatek:.
KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
03 listopada 2009 22:36
Spoko po to jest ten temat zeby sie wspierac 🙂 nie wsiadaj za pierwsza lonza,nie spiesz sie i wsiadz po tygodniu codziennej pracy.Daj kobyle oswoic sie ze soba na nowo 🙂 .Poczytaj tez o metodach naturalnych mi to troche pomaga,ze mam kontakt z ziemi i widze ten kontakt 🙂
Tu jest problem, że nie mam możliwości jeździć na co dzień. Jestem w stajni tylko w weekendy - na tygodniu bym nie wyrobiła z nauką + brak hali, konie dostają jeść o 15, więc nie wyrobiłabym się z jazdą przed zmrokiem... No i wychodzę ze szkoły najwcześniej 14.20, a do stajni mam jakieś 45 minut piechotą...
KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
03 listopada 2009 22:50
To moze popros kogos zeby ja lonzowal codziennie?
Albo Ty w sobote daj jej sie wybiegac a w niedziele znowu lonza i dopiero wsiadaj 🙂
Albo może daj komuś wsiadać przynajmniej co drugi dzień? Będzie spokojniejsza, a Ty podświadomie będziesz czuła, ze jest bezpieczniejsza...
Niestety nie mam takiej osoby tutaj na miejscu... Sama jeżdżę beznadziejnie, po prostu się wożę 😉, a w sumie tutaj nie znam nikogo, komu bym ze spokojem mogła tego konia do jazdy dać... Kobyła mocno specyficzna, obcych jeźdźców wywoziła, także niedoświadczonej osobie na pewno bym jej nie dała. Musiałaby to być na prawdę zaufana i w miarę ogarnięta na koniu osoba, a niestety moja dobra koleżanka, której bym mogła pod tym względem zaufać, jest aktualnie w W-wie, także zdecydowanie odpada... To jest typowa wieś, znajomi mający stajnię są mocno zapracowani i tylko kiedy mają trochę czasu jeżdżą po prostu w tereny tak sobie pojeździć 😉.
Liczę jeszcze tylko na to, że kobyła będzie co raz spokojniejsza ze względu na to, że jest źrebna. Ona im bliżej wyźrebienia, tym zachowywała się spokojniej i jakby ostrożniej, także wtedy może prędzej się dogadamy. Zostanie nam wtedy włóczenie się z ziemi, powychodzimy może na spacery do lasu, czasem wsiądę na oklep, no i pobawimy się na pewno sporo z ziemi, bo dawno tego nie robiłam. Może to coś nam da ;p.
Czasem gdy coś nie pójdzie po naszej myśli (czyt. upadek z konia  i tego typu nie przyjemne doświadczenia  😀) masz wrażenie że juz nigdy nie wsiądziesz na konia .. Ja jakiś czas temu spadłam przed przeszkodą gdyż mój koń zrobił tz. ,,stopę,, do dziś boje się na niej skakać 😕

Powspominajmy dawne lub bliże w czasie upadki może wspólnymi siłami na nowo nabierzemy zaufania do naszych koni 😀
okwiat   Я знаю точно – невозможноe возможно!
08 listopada 2009 21:38
Ja się kwalifikuję do tego wątku!!!  😁
Otóż panicznie boję się większych podjazdów, zjazdów i górek w terenie. Ponad 2 lata temu galopem wjechałam w dość głęboki dół (głęboki ale nie stromy) i wyjeżdżając zostałam na drzewie które rosło na środku drogi "wyjazdowej" z dołu. Ja chciałam objechać drzewo z lewej strony, koń w ostatniej chwili ściągnął mnie na prawo.  Sam pogalopował dalej, a ja odbiłam się z pełnego galopu od drzewa i spadłam na plecy. Pamiętam że kolczyk który miałam w lewym uchu został zmasakrowany razem z dziurką  😁 Paszczę też trochę miałam poobcieraną. Leżałam sobie na ziemi jakieś 20min zanim zdecydowałam że spróbuję się podnieść. Jakimś cudem nic mi się nie stało poza zewnętrznymi śladami head-on collision 😁 Byłam na prześwietleniu głowy, ale na szczęście nic nie wykazało  😉
Co do skoków to kiedyś poleciałam razem z moją koniczyną wprost na ryj (jedna i druga  :hihi🙂 po jakiejś 80centymetrówce. Pamiętam że tego dnia nie miałam już chęci wsiadać i poprawić, ale milusia zrobiła to za mnie  😁 Ani mi ani klaczy nic się nie stało, a i urazu też nie było żadnego u żadnej z nas  😉
Skąd Ja to znam..

Jak zaczęłam przygodę ze skokami ledwo siedziałam w siodle..kobyła stopowała. A ja leciałam jak worek. Póżniej tak się usztywniłam że nie zabierałam się. Zrobiło się błędne kółko. Kobyła bała się pewnie o pysk.

Lekarstwo: Las i zero skoków

Kobyła odpoczeła od skoków a Ja zaczęłam bardziej pracować nad dosiadem..

Czasem najlepiej powiedzieć basta i przestać skakać. Nie ćwiczyć więcej tylko zrobić długą przerwę koniowi.
darolga   L'amore è cieco
08 listopada 2009 22:22
1 marca 2007. Skoki na siwym Lazarze. Szeregi skok-wyskok.  Ile tam stało? A moze z 80 cm, krzyżaczek. 4 upadki na jednej jeździe, robił mnie w konia, zatrzymywał się po skoku przez człon B, przed członem A, między członem A i B - i przy takim właśnie zatrzymaniu spadłam. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, ze koń jest w stanie zatrzymać się po pierwszym członie. W każdym bądź razie spadłam plecami na drągi. Szyją złamałam drąga na pół. Tak, złamałam. Wstałam, trochę się we łbie kręciło, ale jechałam jeszcze raz, poprawiliśmy, ok. Stęp, do boksu.
2 marca 2007 - budzę się z potwornym bólem rąk, ramion i szyi. Ból jest okropny. Pogotowie na ul.Koszarowej mnie nie przyjmuje, twierdząc, że udaję. Dostaję czopki przeciwbólowe i kwitek do domu. Wieczór - wizyta na Kamieńskiego. RTG, rezonans. Przeciwbólowe i do domu.
3 marca 2007 - rano budzę się. Ból jest jeszcze gorszy. Zaczynam się masować po rękach. Okazuje się, że ne mam czucia. Myślę sobie: aa tam, ścierpły mi. Chcę pomachać rękami - nie mogę ruszać. Mam sparaliżowane ręce od łokci aż po ramiona, łopatki. Dłonie względnie sprawne, ale bardzo wolne i słabe. Pogotowie Traugutta.

Złamany kręgosłup, rdzeń cały, ale odprysk uciskał na rdzeń. 3 miesiące na Tramalu, śpiączka farmakologiczna, ból. Punkcja. Odprysk usunięto. Rehabilitacja. 6 miesięcy w szpitalu non stop. Egzamin gimnazjalny pisany w szpitalu (wiecie jak fajnie? :P ). Następnie co dwa miesiące wyjazdy na miesiąc do sanatorium. I tak do kwietnia 2008. Piekło. Nikomu nie życzę.

Jeździć się nie bałam. Zaczełam na nowo od emeryta, na stępa wsiadałam już od września 2007. Wsiadałam z podwyższenia, bo ręce miałam nadal bezwładne. I wodze trzymałam tak pi razy drzwi. Potem pierwsze kłusy na poniaku, bo było mi łatwiej. Pierwszy galop również na poniaku - płakałam rzewnymi łzami.
Ręce są słabe do dziś. Dlatego wsiadam ze stołka. Prawa jest gorsza. Ale już i tak jest super.

Uraz był. Jest po części nadal. Przed skokami.
Nie chciałam skakać. Na zawsze powiedziałam skokom nie.
Siwa mnie baaardzo odblokowała, uczyłyśmy się razem skakać i wspierałyśmy nawzajem. Dzięki niej zaczęłam znowu skakać. Ale ledwo strach minął, ledwo zaczęłam wracać do skoków, to zrolowałyśmy się po okserze. To był koniec. Odblokował mnie dopiero Trener. Jemu to zawdzięczam. Dobrej, psychologicznej pracy i stopniowaniu wysokości i trudności parkurów. Od tamtej pory skakać byłam w stanie tylko w kamizelce, ale grunt, że w ogóle skakałam. Bez kamizelki strach mnie paraliżował. Ale okserów nadal się bałam. Nawet takich 40 cm. W te wakacje strach przed skokami na Siwej minął całkowicie. Trener zawsze mawiał "rzuć serce za przeszkodę, a koń skoczy". Siwej zaufałam. Ale na każdym innym bałam się skakać.

Kiedy drogi Koraba i moje się zeszły, byłam pewna, że na nim będę miała jeszcze większą blokadę. Bo czubek, bo młody, bo mały, zwinny, bo nie ufam, bo nie znam. Ale, o dziwo, na nim skaczę bez kamizelki i nie boję się nic a nic. Po prostu. Mimo, że jest trudny w skoku. Nie boję się.
Blokada mi chyba minęła.
Ale tak czy siak przed każdym skokiem mam wizję stopy i oczami wyobraźni widzę swój upadek. To zostaje gdzieś zakorzenione w psychice i ujawnia się czasem, choć wydaje nam się, że już strach minął.
Jejku, tyle miałam tych upadków od stop, dragi lamaly sie pod dupa..ale nigdy mi sie nic stało tak poważnego DAROLGA.  😵

A to ze szpital cie od razu nie przyjął, no comment.  😤

Dlatego tez zmieniłam z plaskiego siodla skokowego na venecje, trzyma  👍
okwiat   Я знаю точно – невозможноe возможно!
08 listopada 2009 23:20
darolga  😲 😲 😲 szok...
Temat służby zdrowia pozostawię bez komentarza...
darolga   L'amore è cieco
08 listopada 2009 23:31
Ja też nie komentuję tego. Dlatego śmiało piszę, który szpital i co. Dopiero na Traugutta się mną zajęli należycie i prowadziła mnie oraz mi pomogła wspaniała pani doktor Dubik-Jezierzańska z neurologii dziecięcej. Wspaniała kobieta. Bardzo mi też pomogli w Zakładzie Rehabilitacji przy ulicy Poświęckiej we Wrocławiu.
Na Koszarowej to już kompletna paranoja. Powiedziano mi, że udaję i że mama jest wariatką, bo panikuje, a dziecku nic nie jest.

A chcecie usłyszeć żart tygodnia? Nie dostałam grama odszkodowania ;] tak, tak, bo moje odszkodowanie miało maleńkim druczkiem napisane "z wyłączeniem sportów ekstremalnych, w tym jazda konna [...]". A nasz błąd, że powiedzieliśmy w szpitalu co i jak i Zaklad Ubezpieczeniowy wiedział, że to po upadku. Dlatego teraz ubezpieczyłam się typowo końskim ubezpieczeniem. Tak czy siak po maturze jak znajdę czas, zacznę szperać w prawniczych i takich tam i spróbuję się odwołać. Mam 3 lata, więc luz. Może parę grosza wpadnie.
Oj zapomnij. Mój mąż miał specjalne ubezpieczenie wykupione.. Złamał nogę jak się z koniem wywalił. Nie dostał grosza bo stwierdzili że wypłacają dopiero jak by nogę stracił. Złamanie mały pikuś  😁 Tylko sie ubezpieczać  🙄
KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
09 listopada 2009 10:53
Jezu ja podziwiam ze po takim wypadku chcesz jeszcze skakac Darloga ja jestem maly pikus z moja sprawa.
Ale powiem Wam ze jak wsiadam na stepa na siwego to mam paraliz,nogi mi sie trzesa i mam wizje ze on zaraz odpali a ja go nie zatrzymam 🙁 .
Troche to jest uzasadnione bo on nadal odpala i kiedys poprostu poczekala bym az mu sie znudzi i powoli zatrzymywala,a teraz paraliz i to totalny 🙁 .
Kupilam i sobie i Helio krople Dr Bacha i mam nadzieje ze nam pomoga,on tez sie zabiera bo ma blokade.....
pandora   czaprakomania...XD
09 listopada 2009 10:56
dzieki Dworcika 😀 ...

ja jakoś nie moge sie odblokować .. na innych koniach skacze ale na Pandorze (bo tak sie nazywa😀) jakoś nie moge ... 🙁 nadal uwielbiam sie nią zajmować czesać czyścić itp. ale jak mam coś skoczyć nawet najmniejsza stacjonatke to mam wrażenie ze zawału dostane 😕 😕 😕
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się