Wewnętrzna "blokada"

Wątek o wypadkach sie zrobił 🙂
Blokad miałam kilka- wszystkie póki co minęły...
A jak się spinam na koniu ( z reguły raczej z nerwów) to jade i powtarzam: relaks, relaks, relaks - najważniejsza jest autosugestia
Co do spinania się. Ja ostatnio zauważyłam, że mi pomaga żucie gumy. Ale głupio mi, na jeździe z trenerem, gumę w buzi mielić..
To ja na mniejsze i większe strachy polecam książkę Susan Jeffers "Nie bój się bać" naprawdę warto ❗ Wprawdzie z jeździectwem nic wspólnego nie ma , ale pomaga przełamać  lęki  👍
mi trenerka kazala mowic 😉 wiec na hali gadalam od rzeczy o pogodzie, w terenie spiewalam koniom, a potem tez przerzucilam sie na gume 👍 wiadomo - szczeka sie rusza, rozluznia, to i reszta ciala powoli popusci. tak samo jest u konia - zacisniete szczeny, to i grzbietu nie bedzie latwo rozluznic
darolga   L'amore è cieco
07 lutego 2010 18:37
Wszystkie blokady mi minęły  😅
Skoki? No problem. Wysokość? No problem. Dęby? No problem.

W sumie nie wiem kiedy, ale na pewno dzięki Korabowi 😉
nic mi już nie straszne 😉


Nareszcie!
Ja to mam problem praktycznie z każdą rzeczą. Jestem strasznie pesymistycznie nastawiona do jazd i strachliwa  😡
Sama nic ambitniejszego na koniu nie zrobię. Przy trenerce jest lepiej, ale nie doskonale. Z innymi końmi i trenerką jest raczej spokojnie i nie mogę narzekać.
Mam natomiast wielki, wielki problem w terenie. Boję się nawet pójść na stępa. Ja "widzę wszystko", usztywniam się, a koń, chociaż spokojny, wydaje mi się jakby zaraz miał zamiar mnie zrzucić na najbliższe drzewo.
Na stajni jeśli właśnie chodzi o wyjazd w teren już wszyscy skończyli mnie namawiać. Owszem, co jakiś czas pojadę, ale wszystko kończy się na stępie ew. paru kłusach. Jakoś niezbyt wydaje mi się, abym kiedyś zyskała w sobie tą odwagę podczas jazdy co kiedyś. Trenerka co jakiś czas próbuję mnie gdzieś tam wyciągnąć w nowe miejsce, ale wszystko kończy się tym(jak podczas ostatniej namowy pewnej osoby w teren na galopy), że na konia wsiadłam po tygodniu, a po dwóch dopiero odważyłam się zagalopować.  😕
vissenna   Turecki niewolnik
07 lutego 2010 19:06
U mnie na spięcie idealnie pomaga śpiewanie.
Najlepiej chórem z innymi osobami i coś z naprawdę głupiego repertuaru.
POLECAM!

Kiedyś przeczytałam, że śpiewanie podczas umiarkowanego wysiłku fizycznego zmusza płuca do głębszych oddechów a ciało do relaksu. Odciąga też po części uwagę od czynnika stresującego.

Podobno w szkole grudziądzkiej skakało się korytarze gimnastyczne bez strzemion i wodzy, recytując wiersze.  😎
Remedioss   2* Parelli Professional
07 lutego 2010 19:16
Guma do żucia podczas jazdy czy jakiegokolwiek wysiłku jest dość niebezpieczna. Można się po prostu zakrztusić.
Mi się wydaje, ze taka wewnetrzna blokada zalezy w 90% od konia, na ktorym sie siedzi. Tez sie balam na poczatku okropnie i miewalam rozne wizje. Dalej przed kazdym galopem w terenie sie zegnam i modle do Pana Boga Wszechmogacego i Wszystkich Swietych, zwlaszcza ze Forest jak sie juz pusci biegiem, to tylko wiatr we wlosy i hola do przodu. Ale jednak wiem co robi a czego raczej nie zrobi i np nie pozwalam mu galopowac miedzy drzewami, ale na prostej drodze po gorke- daje mu luzna wodze bo wiem, ze bedzie co prawda szybko, ale za to w miare bezpiecznie. Wiem ze nigdy np nie zacznie walic z zadu albo zlosliwie skakac na boki. Po prostu lubi sie wybiegac. Jemu sie pewnie wydaje, ze ponosi, ale powiedzmy ze jest to bieg kontrolowany bo da sie go zatrzymac (zwykle  :hihi🙂. Na poczatku sie balam ale teraz nam sie naprawde super wspolpracuje, wiem ze zrobi dla mnie wszystko.
Poza tym nie ponosi w stepie. Nawet jak mu sie naprawde bardzo spieszy.

Ale jak mam wsiasc na konia, ktorego nie znam.... o Boze. Mialam taki okres, ze chcialam sie podszkolic z podstaw, jak sie zagalopowuje, prawidlowy dosiad etc bo z tym mialam problemy.
I jak te konie szkolkowe zaczynaly galop, to ja sie cala spinalam, ciagnelam za wodze co jeszcze bardziej nakrecalo konia, ja mialam ciagle wrazenie, ze lece, ze kon chce mnie koniecznie zrzucic/poniesc itd. To bylo straszne, wiec zrezygnowalam. Taki strach jest okropny, naprawde....
Nie wiem, bede potrzebowala naprawde duzo czasu zeby przekonac sie i zaufac jakiemus innemu koniowi poza moim kochanym Forestem....
Konie szkółkowe często są słabo przygotowane do pracy pod siodłem bądź zepsute/znarowione i stąd pewnie wynikają strachy klientów szkółek. Jeździłam w kilku takich dużych szkółkach-masówkach i od kuchni też wiem, jak to wyglądało. W tereny się najeździłam sporo i z różnych stajni, toteż byłam świadkiem wielu niefajnych sytuacji.
Na szczęscie w miejscu, gdzie jeżdżę obecnie, mam zapewnione poczucie bezpieczeństwa. Może wynika to z tego, że stajnia jest kameralna z rodzinną atmosferą i zawsze, w razie różnych wątpliwości, mogę się zwrócić do moich ''nauczycieli jeździectwa'' o pomoc 😉
A ja mam wrażenie, że z biegem czasu mam coraz więcej blokd 😵

Wsiąść na obcego konia? masakra. Obcy koń się buntuje? To ja schodzę. Mój koń się buntuje? nie chcę jeździć już wcale.

Nie znam przyczyn i nie mam też pomysłu na pokonanie tego :/
Ehh. Ja miałam wiele razy chęć do zaprzestania jazdy. Oczywiście nigdy z własnej woli nie miałam przerwy, ale to tylko przez to, że ktoś mi uświadomił, że nie mam racji co do niektórych spraw.
Przede wszystkim BARDZO dużo razy słyszałam od instruktorów i koleżanek, że nie mam żadnych predyspozycji do jazdy, że po prostu się do tego nie nadaję. Po tym, jak pierwszy raz spadłam (i jak narazie to był mój jedyny upadek) miałam pewne blokady co do zagalopowania... Powiem tylko, że kobyłka się spłoszyła, a ja wylądowałam na środku kałuży błotnej (wiem, wiem, śmiesznie to brzmi, teraz też się z tego śmieję, ale wtedy nie było tak fajnie 😁 ). Moja gleba była w styczniu, potem dwa razy zagalopowałam w marcu, a od maja galopuję regularnie - blokada znikła. 🙂 Później wieeele razy moje szanowne koleżanki, a raczej koleżanki moich koleżanek zabrały się za komentowanie moich zdjęć. I wtedy to w ogóle był dramat, bo w tym okresie miałam instruktorkę, która co jazdę przypominała mi, że galopować nie będę (to był kwiecień), bo ledwo się trzymam na koniu w stępie. Dodam, że ten koń to był typowy rekreacyjny mułek... Po tym miałam to saaamo, znowu nie chciałam na konia wsiadać, a jak już jechałam do stajni, to był taki lęk, żeby tylko się nie skompromitować. No i jakieś dwa miesiące temu też usłyszałam od znajomej, żebym się nie pchała do stajni, bo tylko konie męczę. Ehh, w każdym razie otrzymałam pomoc ze strony przyjaciółki - i wszystko jest już OK. 🙂 Więc jakiekolwiek blokady związane z wielkim spięciem na koniu trzeba rozwiązywać za pomocą rozmowy z przyjaciółmi. Z koniem w sumie też można pogadać... 😁
Nie przejmuj sie radami zyczliwych i rob swoje. Praktyka czyni mistrza a i tak najwazniejsze sa checi  🏇
poza tym co to za rady, "nie nadajesz sie". Nie nadawac to sie ktos agresywny albo ktos bez wyczucia do zwierzat
Proszę nie jeździjcie z gumą do żucia ❗ Jak ktoś mi wsiada na konia z gumą to każę wypluć natychmiast.
Żeby nie było, że to przesada to proszę poczytajcie tu: http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100205/POWIAT23/324259709

moja koleżanka, młoda matka /synek chodzi do żłobka/, na początku roku zachłysnęła się  gumą do żucia, bo rozmawiała przez telefon w zaparkowanym aucie. Do tej pory jest w śpiączce i  walczy o powrót do życia - jest podłączona do respiratora. Zbieramy pieniądze na rehabilitację.


Proszę nie jeździjcie z gumą do żucia ❗ Jak ktoś mi wsiada na konia z gumą to każę wypluć natychmiast.

dokladnie, cale zycie jestem uczona, ze na konia NIGDY z guma/cukierkiem w buzi. Wystarczy, ze sie kon potknie i sie zadlawimy czy nawet zapomnimy, ze mamy ja w ustach i nieszczescie gotowe 🤔

we mnie znowu rosnie blokada, kiedys nie balam sie zadnego konia, wsiadalam na wystane, na wariaty, skakalam, cwalowalam, na oklep, w siodle bez roznicy, a teraz? boje sie, ze cos sie stanie, ze spadne i nabawie sie kontuzji, nie wiem, moze z wiekiem powaznieje, ale to robi sie uciazliwe 🤔
U mnie strachy pojawiły się wraz z wiekiem i świadomością ile mogę przez jakiś głupi wypadek stracić. Obecnie pogodziłam moje strachy z miłością do koni, kupiłam milutkiego hucuła 😅 Dobra rada na strachy to mimo wszystko posiadanie i jeżdżenie koni na swoje możliwości,bo z tego rodzi się zaufanie do nich a co za tym idzie radość z jazdy. Upadków (oczywiście mam świadomość), że posiadaniem mojego miłego kuca nie wyeliminuje (przewróciłam się z nim w galopie na prostej drodze bo mu się nóżki pomyliły :zemdlal🙂 ale jakoś świetnie mi na psyche działa to że to czysty przypadek🙂 Nie bawi mnie jeżdżenie brykających stających dęba wariatów i na szczęście robić tego nie muszę, a nawet jak się zdarzy coś takiego mojemu (dzika radość w terenie) to jestem tak tym zaskoczona że nie zdążę się usztywnić ani zestresować. Nie wyobrażam sobie teraz jeździć na koniu i ciągle myśleć że mnie wysadzi z siodła bo on tak ma!  A propos piosenek super metoda na rozluźnienie, tylko w moim przypadku koń ma ciężko jak zaczynam swoje arie 😁
Nie przejmuj sie radami zyczliwych i rob swoje. Praktyka czyni mistrza a i tak najwazniejsze sa checi  🏇
poza tym co to za rady, "nie nadajesz sie". Nie nadawac to sie ktos agresywny albo ktos bez wyczucia do zwierzat


Właśnie - i dlatego nadal jeżdżę. 😀
Mi też kiedyś pewna sędzina powiedziała podczas moich pierwszych towarzyskich zawodów, że ja to nigdy skakac nie będę bo sie do tego nie nadaje.
Przy czym mam teraz za sobą udane starty w zawodach towarzyskich i regionalnych.

A blokada mi sie też włączyła, bo zaczęłam jeździc na młodym koniu, który często płoszy się  mocno przy tym brykając a ja tego nie potrafię wysiedziec. Spadam średnio 3 razy w tygodniu. A jeżdżę na nim dalej bo chce zostac w klubie w którym stoi koń, a tam nie ma innego konia dla mnie bo wszystkie są już dzierżawione. Czyli w tym przypadku pomaga autosugestia no i różne patenty pt. kamizelki ochronne, porządny kask i bezpieczne strzemiona.
A ja mam blokadę przed jazdą na oklep. W siodle radzę sobie... Średnio, jestem mniej więcej na poziomie brązowej odznaki, jakoś tam niby jeżdżę, nawet bez strzemion, a tylko wejdę na konia na oklep to... Stęp jest okej, kłus masakra, bujam się na boki, zsuwam się z tego konia, wszystko boli, na oklep nigdy nie galopowałam i nie skakałam, bo po kilku minutach wymiękam. Spadać raczej się nie boję, spadam średnio raz w miesiącu - dla mnie to już norma. Ale co z jazdą na oklep? Może odpuścić sobie na razie i poczekać aż do tego 'dorosnę'? Czy wsiadać na konia na oklep na siłę?
kolorwiatru   Pani władczyni imperatorka
23 lutego 2010 09:34
To ja może troche o sobie... Moje "blokady" chyba nie mają końca... Zaczęło sie dobrych kilka lat temu. Miałam jechać na Hubertusa do Czech, zrobiłam sobie mały wypad w teren dzien wcześniej, już zmierzchało, jade sobie galopem pod górke i w pewnym momencie pod samymi kopytami jak strzała przebiegł duży pies, koń stanął dęba i przewrócił się na mnie. Noga została mi w strzemieniu. Koń w momencie jak wstał ruszył galopem spowrotem do stajni i ciągnął mnie za sobą około 100 metrów zanim udało mi się uwolnić nogę. Leżałam sobie w liściach dość długo zanim właściciel stajni mnie nie znalazł. Otrzepałam sie i o własnych siłach poczłapałam do stajni. Mówił żebym wsiadła na konia bo już nigdy nie wsiądę, więc tak zrobiłam. Postępowałam 10 minut po ujeżdzalni, ale był to dla mnie duży wysiłek. Nie mogłam złapać oddechu, wszystko mnie bolało. Właściciel mówił że to normalne, że mi się tak płuca odbiły ale pozniej przejdzie. Uwierzyłam. Pojechałam do domu, obwiązałam sie bandarzem elastycznym i poszłam spać. Na drugi dzień bolało jeszcze bardziej a z oddychaniem nadal było kiepsko o ile nie jeszcze gorzej. Pojechałam do szpitala. Rtg, Usg itd... Złamane 4 żebra, pęknięte płuco i przepona... Płyn w płucach... Stan nad wyraz dobry. Poleżałam półtorej miesiąca w szpitalu. Pozniej koni nie chciałam na oczy widziec. Pewnego razu chyba po połtorej roku jechałam do domu z sąsiadem taksówkarzem, pochwalił sie że kupił klacz pogrubianą, żebym przyszła chociaż popatrzeć na nią. Poszłam... Była piękna, spokojna, odważna. Dzieki niej przekonałam się spowrotem do koni. Wypady w teren były wspaniałe. Nigdy nie jezdziłam na takim pewnym koniu. Ale po czasie klacz zniknęła. Ochwaciła się i sprzedał na mięso. Załamałam sie... Znów miałam przerwe. W końcu mąż zdecydował ze kupi mi konia... Ale ten spokojny, cudowny, idealny nawet dla dziecka koń po którego jechaliśmy ponad 400 km okazał się dzikusem nie z tej ziemi. Na dzień dobry chciał mnie potraktować z buta, bał się ludzi i był agresywny. W końcu kupiliśmy innego. Ale cos we mnie pękło. Boje sie podejsc do niego w boksie, bo moze mnie zabic... (co innego na padoku - nie wiem dlaczego). Jak wsiadam to jestem cała spięta. Niby wiem co i jak ale ciało odmawia posłuszeństwa. Każdy niekontrolowany ruch przyprawia mnie o zawroty głowy, ciemność przed oczami i pełnego usztywnienia od cebulek włosów po same paznokcie u nóg. Momentalnie przechylam się do przodu, mimo ze tak naprawde wiem ze pogarszam sytuacje. Mój dosiad pozostawia wieeeeeeeele do życzenia. Siedze jak kołek, a w momencie jak koń przestaje mnie słuchać i zaczyna robić co chce a ja nie mam nic do powiedzenia po prostu schodzę cała się trzęsąc. Ciągle sie boje że albo zabije mnie kopytami albo znów w jakis sposob przygniecie. To coś siedzi we mnie głęboko i chocbym nie wiem jak sie starała nie moge tego wykorzenić. Nieraz jak wchodze do boksu to przekonuje sama siebie że to nic strasznego i faktycznie przestaję sie bać, a konio w tym momencie na mnie patrzy i zaczyna sie szczurzyc i kopie w ściane. Powolutku się wycofuję i znów zamykam się w sobie i ide beczeć gdzies gdzie nikt mnie nie zobaczy. Nieraz było też tak że budziłam się rano, patrzę ładna pogoda, i pozytywnie nastawiona podejmuję decyzje że dzisiaj się uda. Dzisiaj wsiąde i choćby nie wiem co się działo nie będę się bała. W tedy przychodzi moja mama jak widzi że biorę sie do konia i mówi że miała straszny sen że na pewno sie cos złego stanie, zaczyna mnie kurczowo trzymać i prawie panikować że nigdzie mam nie iść. W tym momencie juz mi sie faktycznie odechciewa. Innym razem kiedy jestem tak pozytywnie nastawiona, mąż przychodzi i mówi że jest ślisko na drodze... Też juz mi sie odechciewa chociaz po drodze przeciez nie bede jezdzic a raczej tam gdzie mnostwo sniegu lezy... Ale "to coś" właśnie tak ze mną robi.... Nie umiem w żaden sposób sobi z tym poradzić.
sprzedamxx

a na jakich koniach jeździsz na oklep? może twój koń jest po prostu "trudny" do jazdy na oklep tzn. ma ciężki do wysiedzenia kłus, jest wykłębiony i w grę wchodzi kwestia jazdy na olep na koniu o miękkich chodach?

kolorwiatru -przyjedż na tydzien do mnie to coś poradzimy... Ważne żeby małymi kroczkami sie przełamywać.
BASZNIA   mleczna i deserowa
24 lutego 2010 12:14
mysle, ze lepsza pomoc moze udzielic dobry instruktor albo nawet przyjaciolka-koniara 🙂

ooo, dokladnie.

Ja mialam blokade, nie bede wszystkiego opisywac, wynikala z przerwy po prostu i z tego , ze konina moja jest szybkonoga 😉. W kazdym razie pod wszystkimi wypowiedziami sie podpisuje, bylo i wynajdowanie problemow, zeby nie wsiasc, strach, rozne rzeczy, wiekszosc Waszych slow jakby ode mnie plynela. Na szczescie to zupelnie nie przenioslo sie na prace przy koniach, tylko wsiadanie. Az w koncu kolezanka-klientka-instruktor, wcisnela mnie na swoja kobyle  mega super hiper ujezdzona i pewna, potem naszla mnie na probie wylonzowania mojej klaczy z siodlem i juz nie odpuscila 😉. Balam sie zaklusowac, prawie nie oddychalam,  potem pierwszy teren z inna kolezanka-klientka-sam step 😉, potem tereny z ta pierwsza, za jej super poslusznym koniem, teraz smigamy po lesie i polach i choc dalej mam obawy, to galopuje rowniez jako pierwsza, robie wszystko i mam z tego taka sama radoche jak przed blokada! Podobno na wiosne mam skakac 😉.

Pisze po to, zebyscie wiedzieli, ze sie da. Ale wsparcie takie jak ja mialam, troche motywacji od kogos jest niezastapione.

Ja to mam problem praktycznie z każdą rzeczą. Jestem strasznie pesymistycznie nastawiona do jazd i strachliwa  😡
Sama nic ambitniejszego na koniu nie zrobię. Przy trenerce jest lepiej, ale nie doskonale. Z innymi końmi i trenerką jest raczej spokojnie i nie mogę narzekać.
Mam natomiast wielki, wielki problem w terenie. Boję się nawet pójść na stępa. Ja "widzę wszystko", usztywniam się, a koń, chociaż spokojny, wydaje mi się jakby zaraz miał zamiar mnie zrzucić na najbliższe drzewo.
Na stajni jeśli właśnie chodzi o wyjazd w teren już wszyscy skończyli mnie namawiać. Owszem, co jakiś czas pojadę, ale wszystko kończy się na stępie ew. paru kłusach. Jakoś niezbyt wydaje mi się, abym kiedyś zyskała w sobie tą odwagę podczas jazdy co kiedyś. Trenerka co jakiś czas próbuję mnie gdzieś tam wyciągnąć w nowe miejsce, ale wszystko kończy się tym(jak podczas ostatniej namowy pewnej osoby w teren na galopy), że na konia wsiadłam po tygodniu, a po dwóch dopiero odważyłam się zagalopować.  😕


Nie wiem czy Ci to w czymś pomoże ale powiem zupełnie szczerze jak odbiera taką osobę jak Ty grupa, która ma nieszczęście wybrać się na jazdę  w teren, z takim strachliwcem jak ty: wszyscy sĄ wściekli, ze im zmarnowałaś fajną jazdę !!! Zastanów się więc dobrze: albo lubisz jeżdzić i JEŹDZISZ albo sobie oglądasz westerny.
Taaa, nie ma to jak powiedzieć człowiekowi, że "zmarnowałeś nam fajną jazdę". Zaiste, bardzo motywujące, takie... koleżeńskie i budujące pewność siebie! 😉

By nie było, że offtop:
moja ostatnia "blokada" przed wariackim tempem zniknęła.... na hubertusie 😁 Dostałam skoczka-wyścigówkę, który biegał sercem i w pewnym momencie tak zgrałam się z tym koniem, że nie straszna mi była żadna szybkość, mimo, że po jednej przeszkodzie odpalił z kopyta i zwyczajnie mnie poniósł, ale opanowałam go w momencie kiedy tuż przed sobą zobaczyłam mastera 😁
Kolorwiatru strasznie Ci współczuję, ale uwierz w siebie!! Wracaj wspomnieniami jak najczęściej do tego jaki kontakt miałaś z końmi przed wypadkiem i jaką radość Ci to sprawiało! Nie wiem czy wybraliście dobrego konia,bo taki którzy szczurzy się i kopie w ścianę raczej Twojego lęku nie wyleczy. Powinnaś mieć kontakt z koniem, który będzie spokojny i będzie wzbudzał Twoje zaufanie. Jednak trzymam za Ciebie kciuki i za ćwiczenie w pamięci zachowań z przed wypadku!!! 🙂
Iza, nie nie pomoże mi to  🙄
Nie wiem gdzie jeździsz, ale ja wiem, że w przeciwieństwie do Ciebie(/twojej stajni i ludzi w niej/czy jakiegokolwiek innego przykładu skądkolwiek go wzięłaś) nie widzę objawów wściekłości wśród ludzi jeżdżących u nas, a często wręcz przeciwnie! Koleżanki mi w tym pomagają, pocieszają gdy mi nie wychodzi i dają mi rady, nie patrząc się przy tym na mnie jak najgorszego śmiecia  👀 Co do tego czy jeżdżę czy oglądam westerny... Być może źle zrozumiałam to zdanie, ale nie rozumiem, co ma piernik do wiatraka. Jeżdżąc nie muszę jeździć w terenie. To tak jakbym największemu rekreantowi dała konia i ustawiła 150. Koń umie skakać, ale jeździec może, ma powody do strachu, bo jest to dla niego nowa sytuacja, nie umie się zachować, nie ma do tego umiejętności czy predyspozycji, mimo, że lubi jeździć. Niektórzy wolą przysłowiowo ,,dupę wozić", a niektórzy wolą w tym czasie robić coś innego  🙄
Z innej beczki, byłam ostatnio w terenie. Więc jest coraz lepiej  😅
Iza - też mi dziwne podejście - nie bardzo je rozumiem. U nas teren to nie tylko wyszaleć się albo nie. I nie widzę, żeby ludzie mieli podejście, że jak nie pogalopują to teren do duszy. Może dlatego że na placu pracują z koniem, a teren to wyluzowanie totalne, nawet jak tylko stępem, a może właśnie wtedy. I teren dostosowuje się zawsze do najsłabszego jeźdźca i konia.
Hehehe.... ja się spotkałam w takim podejściem -> u małoletnich koniarek, które raz za święty czas jechały w ten teren, taki z galopami oczywiście, i wręcz syczały na każdego, kto mógł im teren "zepsuć".😁  Kiedyś jechałam z takimi właśnie w teren i siodłając konia, usłyszałam pełne wściekłości hasło typu "nie zepsuj nam tego terenu, bo ten koń ponosi". Cóż, ja się tylko uśmiechnęłam i dokończyłam siodłanie.😉 W rezultacie mój "ponoszący" koń okazał się wyjątkowo wdzięcznym i milutkim zwierzem, który werwę miał, ale daleko mu było do ponoszenia. Tylko jakoś dziewczynom w lesie zniknęła ta "hardość" od takich rewelacji.

M.E. nie przejmuj się, tereny wielu ludzi przerażają na początku. Później będzie tylko lepiej. 🙂
A ja tam rozumiem Izę.
Wszystko zależy od tego jak się umawiamy przed terenem. Jeśli jedzie grupa ze ścisłym zamiarem konkretnego przetrzepania i siebie i koni, to rozumiem, że nagła zmiana planów z powodu jednego uczestnika wyprawy, który "się boi i ma bloka" może zdrażnić. Kultura wymaga by zęby zagryźć i znieść to bez komentarzy i z godnością. I na przyszłość po prostu jechać bez takiej osoby.
Oczywiście są sytuacje, gdy nie ma planów na ostrą jazdę. Czasami zdarza się tak, że jest jasno i wyraźnie powiedziane, że uczestnik X może mieć problem, więc terenik będzie lajtowy i możliwe, że w ogóle bez galopu, lub tylko troszkę. I też jest OK.
Po prostu najlepiej przygotować na taką ewentualność jeźdźców PRZED terenem. I wtedy wszystko jest fair.

Bo co innego, gdy nagle podczas terenu kogoś zacznie coś mocno boleć, puślisko się urwie. Zrozumiem nawet jeśli koń zaczyna nagle ponosić, choć teoretycznie nie brano tego pod uwagę.
Ale jeśli zmiana planów terenowych wynika z tego, ze ktoś ma blok, to jest to trochę nie fair jeśli nie uprzedzi się o tym pozostałych jeźdźców przed terenem.
Tak uważam.
ps nie raz sama brałam w teren dziewczynkę, która się bała galopów i cały teren był podporządkowany jej strachowi i próbom, czy już ten galop, czy jednak nie. Są to po prostu zupełnie inne sytuacje.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się