stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

jak w galopie lepiej to może byc i galopem!
I sporo koni lubiących skakać skupia się na widok przeszkody-koń ma konkretne zadanie do wykonania!
Moon   #kulistyzajebisty
25 lipca 2013 13:58
pati12318, tu sobie odpowiedziałaś:

Ale chyba wtedy nadmiernie nie filozofowałam tylko jechałam i tyle.

Po przeczytaniu kilku Twoich postów (zaznaczam, że nie wszystkich jednak 😡  😉 ) odnoszę wrażenie, że tak - za bardzo filozofujesz, za dużo myślisz w kategoriach "ojej, biedny konik, może mu krzywdę zrobię". W ten sposób Twój koń wpadł na genialny pomysł - po kija się wysilać skoro:

Straszna ściana, straszne krowy na horyzoncie, łeb do góry, koń krzywy jak serpentyna żeby ustawić się tak aby cały czas móc kontemplować otoczenie.

I wg. mnie - tak, przejechać tak jak trenerka powiedziała - przepchnąć, nawet 'na kopach' (uprzedzając bulwersy daję w '' :P) raz, drugi i koń zrozumie, że jednak taka zabawa mu się nie opłaca, a krowy wcale nie są takie straszne jak je malują ;-)

Z własnego podwórka - Dostałam konia młodego. I też cały czas mam myślówkę "kurde, to nie za szybko tak wymagać? A może odpuścić?" I cały czas sie na tym łapię.
Pierwsza lonża, bez wypięcia. Koniu nie bardzo kuma, więc pokazuję, spokojnie o co chodzi w tym kołowaniu. Dziecko ładnie łapie bazę, tak się uczymy w miłej atmosferze jakieś 15min po czym - dziecko mówi NIE. Kłusuje pół koła w jedną stronę i prr, staje przodem do mnie i ani z prawej go pogonić ani z lewej, bo się odsadza i cofa.
Koleżanka pomaga od zada strony, ale dalej ni bardzo, widać, że nie pasuje mu to, że wyszło na moje. Za drugim razem, przegiął miarkę więc zdecydowanie został wysłany do przodu, obojętnie w jaką stronę, byle do przodu i byle się nie zatrzymywał, gdy o to nie proszę. Chłopak spokorniał, zakumał, że to mu się nie opłaca i wczoraj lonżowałam po raz pierwszy na wypięciu i chodził bardzo fajnie.
Tak więc konsekwencja, konsekwencja i jeszcze raz konsekwencja.
Magda czyli jak? Skoczyć raz czy dwa przeszkodę i dać mu spokój jak będzie dobrze?
Nie próbować jeszcze po tych skokach go chociaż chwile pojeździć kłusem czy stępem żeby się ogarnął?

Edytuję, bo nie zauważyłam wcześniej odpowiedzi Moon.
Masz rację- wstyd się przyznać, że radzę sobie z cudzymi końmi, a ze swoim nie potrafię.
Nie potrafię konsekwentnie przejechać "focha" i nawet 'na kopach' jakbym zrobiła z cudzym koniem (oczywiście jeśli bym uznała, że wymyśla i kombinuje).
A ze swoim zaczynam myśleć, analizować, denerwować się, że to moja wina, że coś robię źle i psuje efekty swoje pracy... no kurde nie potrafię się wtedy ogarnąć.
Skoczyć żeby było dobrze i wygalopować, długi nawrót galopu odpuszczając do dołu (jak w kłusie na żucie) o ile to możliwe, możesz wplatać skok jak się zaczyna robić gorzej albo po to, żeby zmienić stronę i tak do skutku. Aż zacznie iść ładnym galopem z szyją w dole, wtedy możesz skończyć.
Dzięki Magda, spróbuję.
Zawsze jak się działo źle to starałam się ogarnąć go w stępie czy w kłusie.
Może to jest jakieś rozwiązanie- galop, skok wtedy mniej czasu na myślenie (i moje i konia) 😉
Moon   #kulistyzajebisty
25 lipca 2013 14:22
Ok, ale zaraz dojdziemy do punktu, że pati12318 będzie ze stajni wyjeżdzać galopem i galopem wracać, bo "koń najbardziej to lubi, ma zadanie". Ja bym jednak wplatała przejścia do innych chodów, w końcu dążymy do tego, żeby koń był jezdny i odpowiadający we wszystkich chodach.
Moon mnie bardziej chodziło o przełamanie tego impasu, który teraz powstał, że kiedy zaczyna się źle dziać na jeździe to ja staje się zdenerwowana i bezradna i coraz trudniej mi sobie poradzić.
Myślę sobie, że próbując zadziałać tak ja zaproponowała Magda i kończąc taką złą jazdę moim "zwycięstwem" może następnym razem będę pewniejsza siebie i łatwiej sobie poradzę.
Najbardziej przeraża mnie wizja, że te złe jazdy będą się pojawiać coraz częściej aż nie będą to 2-3 złe jazdy na 10, tylko 7-8 złych jazd, 9 złych jazd na 10, aż w końcu nie będę potrafiła w ogóle normalnie pojeździć.
No ja to tak właśnie rozumiem-jako lekarstwo na złe zachowanie. Potem (o ile koń nie jest całkiem zajechany, bo o ile jest to na następnej jeździe) powinno być znacznie łatwiej się dogadać w innych chodach.
Mnie sprawa wydaje się prosta, tylko... niełatwa do kuracji (jeźdźca). Pierwsza rzecz to - głowa. Jeźdźca. Ta głowa za dużo kombinuje "żeby koniu był zadowolony, bo wtedy jest papuśny". Że przytoczę ulubione: Jak koń może być czymkolwiek innym zainteresowany, gdy na grzbiecie siedzi mu Drapieżnik? No taka prawda: "gdy nie będziesz grzeczny to cię ZJEM!".
Druga to głębokie przekonanie, że pati osłabia działanie pomocy napędzających w tym "innym stanie świadomości", że kombinuje z pomocami (wszystkimi) zamiast zapewnić koniowi pewność, stabilność i konsekwentne działania. W głowie się przestawi - koń zrobi się złoto trwale. Owszem, rodzaj paszy też się liczy - żeby schizy w ogóle nie miały miejsca.
Pati - załóż sobie na razie, że dążysz do zmniejszenia częstotliwości "bycia odmieńcem". BTW - moja koleżanka ma konia o wymownym imieniu Fiona  😀
Tak halo masz 100% rację, jak oboje zaczynamy być w "innym stanie świadomości" to zmniejszam działanie pomocy napędzających na rzecz kombinowania z rękami 😉
No właśnie moja nieszczęsna głowa jest tutaj największym "zapalnikiem".
Ale jak sobie poradzić?
Dobrze rozumiem halo co masz na myśli? Jechać po prostu dalej pewnie, w korytarzu pomocy, ignorując co się dzieje z koniem i spokojnie czekać aż wróci do swojej normalności?
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
25 lipca 2013 15:09
Najbardziej przeraża mnie wizja, że te złe jazdy będą się pojawiać coraz częściej aż nie będą to 2-3 złe jazdy na 10, tylko 7-8 złych jazd, 9 złych jazd na 10, aż w końcu nie będę potrafiła w ogóle normalnie pojeździć.


Mnie się wydaje, że problem zakorzenił się w głowie i jest pielęgnowany (!) powyższym poczuciem - jeśli tego nie zdusisz to za jakiś czas będzie Ci dużo ciężej. Postaraj się nie myśleć w ten sposób i nie zakładać, że z czasem będzie coraz gorzej - z takim nastawieniem to nie wykluczone, że tak będzie. Wyluzuj nieco (wiem, że to tak łatwo mówić komuś z boku, ale sama mam niełatwego konia - dość specyficzna kobyła), nie myśl o tej "gorszej wersji" wydarzeń. Załóż sobie, że jeszcze jakiś czas będziecie mieć te złe 2-3 jazdy na 10, a powoli będzie szło ku lepszemu i problem może całkiem zniknie. Zadbaj o swój komfort psychiczny (wyluzowanie i jednoczesne skupienie na robocie, nie na filozofowaniu, ale na pracy tak jak w obecności trenera - ktoś już pisał, że być może przy kimś z ziemi czujesz się jakby bezpieczniej i jesteś dużo bardziej zdeterminowana oraz nastawiona na dane zadania, a nie na dorabianiu teorii + analizowaniu każdego względnie niepożądanego zachowania konia).

Dodatkowo każdy dzień z dobrego może stać się zły - i odwrotnie, choć w tą stronę jest trudniej.. Ale jaka satysfakcja, jak coś wyjdzie w gorszy dzień 😉

A post halo, cóż.. podpisuję się obiema łapkami 😉 Zresztą sporo postów tutaj jest naprawdę fajnych i pomocnych. Wyciągnij to co może okazać się pomocne ze wszystkich, ale nie twórz sobie schematu zachowania na gorsze dni, bo znowu się uwięzisz w kolejnej "teorii" działania i pospinasz pod jej wpływem 🙂
dea   primum non nocere
25 lipca 2013 15:52
Mi tylko do tego obrazka, że problem jest wyłącznie w głowie (też tak myślałam na początku) nie pasuje to, że zdarzają się (i to w większości) jazdy dobre, kiedy koń nie zgłasza protestów i pracuje. A przy takim samym obciążeniu pracą innego dnia - klapa. Dlaczego? A czy w ogóle się zdarzyło, że się udało - Tobie, lub komukolwiek innemu - w taki zły dzień skłonić do absolutnie normalnej współpracy bez wkurwa? Bo mówisz, że trenerka go "przejechała", OK, poszedł, ale mówisz, że nie wyglądało to dobrze, jednak był napięty. Czyli to, moim zdaniem, nie jest rozwiązanie ("zacisnął zęby", ale nadal coś mu nie grało).

Bo tak przeczytałam ten post Złotej o wrzodach... może on po prostu w te gorsze dni źle się czuje? Może też ma wrzody na przykład i w kłusie, jak mu się po żołądku przelewa, to go boli i dlatego jest nerwowy? Może jak ma strzał adrenaliny (to skupienie na skoku) to na moment nie myśli o bólu, ale zaraz to wraca?

Gdyby koń Ci tak po prostu wchodził na głowę, to nie byłoby tylu dobrych jazd, IMHO. Coś tu nie gra...
ushia   It's a kind o'magic
25 lipca 2013 16:01
gdyby kon mial wkurw albo ponosil to owszem, podejrzewalabym ze to kwestia "bo boli"
ale jezeli to jest kombinowanie, szukanie sobie pretekstu, to nie - to jest cwany konik, ktory sobie urozmaica zycie

natomiast moim zadaniem pati powinnas zdecydowanie odkorbic sie z "bo to nie ladnie wyglada, bo nie tak pracuje" - ZDARZA SIE
lepiej pojechac na wyryjonym koniu tam gdzie chcialas niz dac sie wozic probujac za wszelka cene ustawic bo musi byc idealnie

to nie rower, nie bedzie taki sam zawsze
dea   primum non nocere
25 lipca 2013 16:31
Ale dlaczego czasem sobie urozmaica, a czasem nie? Gdyby to było tylko na "nudniejszych" jazdach, albo przeciwnie, tylko przy trudniejszych, nowych elementach. A tu chyba takiej reguły nie ma. Dodatkowo nawet pozorne "przejechanie" problemu niekoniecznie działa (siłowe przejechanie - koń zacisnął zęby i do końca chodził spięty, zajęcie skokiem - po chwili problem wrócił) - gdyby w jakikolwiek sposób się go komukolwiek udało "przejechać" przez ten problem, jakkolwiek, czy to siłowo czy uspokajając, czy zajmując czymś ciekawszym, to można by uznać, że wydziwia. Ja bym tam jakiegoś fizycznego dyskomfortu, który go denerwuje lekko, nie wykluczała (chociaż się nie upieram, że to na pewno to - ale może warto sprawdzić ten trop).
ushia   It's a kind o'magic
25 lipca 2013 16:41
z tego co opisywala pati, to wyglada ze cuduje w trudniejsze pogodowo dni - kiedy sie zmienia front i wieje
co pokrywa sie z moimi obserwacjami, ze konie to czesto meteopaci

no tak, w sumie wlasnie podpisalam sie pod teza ze to jednak dyskomfort fizyczny  😁
pati12318 z opisu podobnie jak u nas było... tylko u nas na tych "złych", sztywnych jazdach pojawiały się w fazie pozornego rozluźnienia kilkuminutowe momenty oddawania z zadu na każdą łydkę a w fazie większego zaangażowania końskiego zadu nawet na minimalną zmianę położenia łydki był stop i wspinamy się. I mimo, że zawsze starałam się nie stracić cierpliwości (zawsze zwalałam winę na siebie bo może psychicznie, fizycznie jeszcze nie gotowy) w końcu  miarka się przebrała, tak mnie dziad wk...  jak się o mało nie wyłożyliśmy na plecy a potem zębami przydzwoniłam mu w potylicę, że od bata miał ślady na dupsku przez tydzień, boczki od ostróg też go pewnie bolały  🙁 ale problem samego buntu po kilku takich akcjach w trakcie jednej jazdy zniknął. Pozostało usztywnianie i olewanie (chociaż o połowę subtelniejsze, przestał np brać na klatę stojaki bo spłynął ze ściany - kot siedział obok), które z czasem minęło (robiłam swoje - zdecydowanie nie zmniejszając wymagań na gorszych jazdach) i najważniejsze poukładać w głowie i nie czekać na to co złego się znów wydarzy! Pomogło też chyba kończenie każdej jazdy krótkim terenem, po mocnej jeździe chociaż stęp do lasu. Koń raczej dominujący w stadzie, do ludzi również, jak do nas trafił nie wpuszczał do boksu, kiedy głodny jest meega zły. Waży ok 650kg i przy jazdach 6xtyg w ciągu dnia - 0kg owsa, 3,5kg musli niskoenergetycznego, 1,5kg sieczka z musli, siano do woli, trawa od rana do wieczora z przerwą na obiad. Wygląda jak pączek w maśle, energii ma w sam raz. Z kilkoma mniej pewnymi jeźdźcami, których nie wystraszył przy czyszczeniu radził sobie parkując na środku placu (na lonży nadawałby się nawet na pierwszą jazdę) lub w sezonie letnim idąc się paść  😤

Dobrze rozumiem halo co masz na myśli? Jechać po prostu dalej pewnie, w korytarzu pomocy, ignorując co się dzieje z koniem i spokojnie czekać aż wróci do swojej normalności?


Dokładnie to u nas pomogło. Nie dziś , nie za tydzień ale pomoże.
Oj, dea, czasem wystarczy wietrzny dzień 🙂.
pati12318, tak, to bym zaleciła. Konsekwentną jazdę w korytarzu pomocy, w równym tempie i rytmie, do przodu (ale nie przesadnie) i skupianie uwagi konia nie tyle na ćwiczeniach co na sobie! Prostym sposobem na skupieni uwagi na sobie jest użycie łydki (przy obu łydkach mających spokojny, stabilny kontakt z bokiem) przeciwstawnej od prawdopodobnego przedmiotu/kierunku zainteresowania i/lub ustawienie go w przeciwstawnym kierunku (w potylicy) albo chwila łopatką do wewnątrz (też w odwrotną stronę). Bez żadnego zwalniania!
Oraz częste "przekładanie z półkuli na półkulę", czyli zmiany kierunku, nie tyle wolty co ósemki, serpentyny, zmiany kierunku, wężyki, ustępowania "zygzakiem".
ushia, ma rację, koń to nie rower, ma prawo mieć gorsze dni. Ale NIE MA PRAWA wywoływać w jeźdźcu poczucia zagrożenia. Trzeba dobrze określić skalę, co będzie sukcesem. Za sukces chwalić! NIGDY nie chwalić "w celu uspokojenia". Jeśli chwila galopu, skok - pomagają w rozluźnieniu - why not?
Pamiętaj - ty tu (u)rządzisz 😀 Jesteś troskliwym opiekunem, ale to TY jesteś panią sytuacji, nie koń.
ushia   It's a kind o'magic
25 lipca 2013 16:53
a to ja wiem 🙂
tylko mam wrazenie, ze pati spala sie faktem, ze kon czasami nie pracuje tak jak by mogl, co eskaluje problem, bo jej dazenie do perfekcji nie daje jej poczucia satysfakcji z tego ze kon poszedl, chce zeby poszedl idealnie 🙂

swoja droga mam taaaaka ochote wsiasc na tego jej cwaniaka i sprawdzic jaki to typ cwaniactwa 🙂
Doklanie o to mi chodziło. Co z tego ze przez chwile brzydko wyglada, ze przeszedł sciane sztywny? Wiadomo ze nie o to chodzi w jezdzie, ale jak tam bym wolała zeby przeszedł sztywny ale przeszedł. Raz drugi dziesiąty przejdzie, kilka z kolei gorszych dni nie dasz sie sprowokowac do odpuszczania mu i moze za 30stym dniem przejdzie tą sciane juz rozluźniony bo zakoduje sobie ze nie ma sensu zaczynac fochów bo nic nie dają. A jesli nawet to nie pomoze to tak jak mówie- pogodzic sie z jego warunkami, jego 'głową', gorszymi dniami i mimo wszystko robic swoje.
ushia, że ty wiesz, to ja wiem 🙂 I znowu masz rację: dążenie do perfekcji jest w jeździectwie niezbędne, ale perfekcjonizm przeszkadza strasznie.
dea   primum non nocere
25 lipca 2013 20:06
OK, jeśli to związane z wietrzną pogodą, to cofam moje zdrowotne histerie - faktycznie wygląda na cudowanie i raczej problem z szacunkiem do człowieka. Przeoczyłam ten istotny fakt.
Ushia zapraszam 😉

Dziewczyny muszę wam powiedzieć, że napisanie tutaj zadziałało jak niezła psychoterapia na mnie, Chyba powinnam Wam zapłacić jak za godzinę na leżance.
wasze posty uświadomiły mi to, o czym niby wiedziałam, a co spychałam gdzieś tam na samo dno świadomości.
Można powiedzieć, że przeczytałyście ze mnie jak z otwartej książki 😉
ushia masz 100% rację. W poprzedniej stajni (małej, kameralnej gdzie zazwyczaj jeździłam sama na ujeżdżalni) problemów z nim nie miałam.
W nowej stajni gdzie jest sporo ludzi ( jeżdżących razem ze mną, obserwujących z altany przy maneżu) problem się pojawił i zaczął rozwijać.
I myślę, że właśnie ta chęć żeby wszystko wyglądało ładnie powoduje u mnie stres kiedy zaczyna się źle robić.
Nawet sobie tego wcześniej nie uświadomiłam....  😡
Druga sprawa, że zawsze jeździłam sporo koni (miałam pod opieką przynajmniej 2-3 konie jednocześnie) i były to konie różne (młode, trudne, zepsute, nerwowe) i wiedziałam ile potrafię wytrzymać na koniu (w sensie kiedy zaczyna się granica, że może  być dla mnie niebezpiecznie, że mogę spaść).
Wiedziałam, że mam dobrą równowagę, że wiele końskich "atrakcji", brykań, wypłoszeń wysiedzę.
A odkąd mam swojego konia i jeżdżę tylko na nim chyba straciłam wiarę w swoją wytrzymałość.
Wcześniej on zawsze był grzeczny, nie płoszył się, skakał wszystko- odzwyczaiłam się jak to jest trzymać się zębami żeby nie spaść.
A dwa, że tak dawno nie spadłam z konia, że wydaje mi się to jakimś kosmicznym wydarzeniem, które niechybnie połamie mi wszystkie kończyny 😉

Dea trochę mnie nastraszyłaś z tymi wrzodami. Ale jakoś mi to nie pasuje. Rzeczywiście duży wpływ na jego fochy ma pogoda (szczególnie jak mocno wieje, albo jest mega duszno i burzowo).
Ale będę to miała na uwadze i będę go obserwować.

Mam swój pierwszy mały sukces- dzisiaj koń osiągnął chyba apogeum swojego złego zachowania.
Wszystkie czynniki złożyły się przeciwko mnie- strasznie wiało, grzmiało i było mega duszno. Do tego konie pojechały w teren a on został sam na ujeżdżalni.
Przez pół jazdy nie byłam w stanie dojechać normalnie do ściany.
I wiecie co? Wkurzyłam się, wzięłam go mocno na kontakt dojechałam do ściany i nie pozwoliłam odginać się chcąc na nią patrzeć.
Jechałam sobie kłusem na mocnym kontakcie- jak zadzierał łeb to kontakt się jeszcze wzmacniał, było niewygodnie, jak odpuścił ja też odpuściłam.
Pamiętałam o radzie halo żeby nie zapominać o pomocach napędzających.
Nie obyło się bez kilku szybkich batem ujeżdżeniowym jak nie chciał za cholere dojść do ściany nie wyginając się jak serpentyna na zewnątrz.
I udało mi się na koniec przejechać w każdym chodzie kilka kół, ósemek i serpentyn w miarę rozluźnionym koniem (chociaż do normalności jednak trochę brakowało).
Przeżyłam brykanie, ponoszenie z jednego końca maneżu w drugi, ciągłe odskakiwanie, gwałtowne hamowanie. Nie spadłam, ba nawet nie straciłam równowagi i poczułam się jakoś tak pewniej, spokojniej.
Zobaczymy czy to trwała zmiana czy tylko chwilowy zryw 😉
Dzięki jeszcze raz.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
25 lipca 2013 21:38
Przeżyłam brykanie, ponoszenie z jednego końca maneżu w drugi,

ja wszystko rozumiem, tzn pseudopłoszenia się, odginanie się ale to to nie tak całkiem normalne zachowanie. Może faktycznie jakieś reakcje na jakiś ból
Ela spłoszył się człowieka, który zrobił sobie chyba skrót przez pola do domu i nagle wyłonił się zza krzaka kiedy obok niego przejeżdżaliśmy. Myślę, że 99% koni by się spłoszyła, a że on był akurat w stanie "szukam sobie najmniejszego powodu żeby się płoszyć" to zareagował dość intensywnie.
Mam nadzieję, że jego zachowanie nie ma podłoża w bólach, chorobach itd.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
25 lipca 2013 22:39
no niby tak ale jeszcze brykanie do tego  🤔
Przeżyłam brykanie, ponoszenie z jednego końca maneżu w drugi,

ja wszystko rozumiem, tzn pseudopłoszenia się, odginanie się ale to to nie tak całkiem normalne zachowanie. Może faktycznie jakieś reakcje na jakiś ból


Ja juz tez przezylam te ponoszenie, rzy czym na koncu ujezdzalni z galopu byla stopka :/ bylo to o tyle niebezpieczne ze czasami potrafila sie mnie za wszelką cene pozbyc, probujac wbic sie w drzewo. Nie udalo się. Nie wygrala ze mna i juz nie ma ponoszeń 😉
Robila to tylko w momencie przejazdu obok wyjscia z ujezdzalni. Ja chcialam, zeby przeszla obok - a ona miala wizje zakonczenia jazdy, za wszelką cene chciala się tam dostac 😉 byly " walki " 😁
Ela ano próbował dzisiaj brykać jak już nic na mnie nie działało i nie mogło zmienić mojej decyzji, że jednak jedziemy w stronę tego strasznego drzewa z szumiącymi gałęziami.
On bardzo rzadko bryka, a jeśli już to w stanie kiedy jest mega zły i nie zgadza się z moją koncepcją jazdy.
Myślisz, że to sporadyczne brykanie to powód żeby się zacząć poważnie martwić, że coś mu dolega?

ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
25 lipca 2013 23:06
moim zdaniem brykanie nie jest takim całkiem normalnym zachowaniem.

Owszem może oddać od łydki/ostrogi/bacika, wierzgnąć bo go tym się wkurzyło, ale ewidentne bryki?

Na forum były przypadki często brykających koni i prawie zawsze okazywało się że koniom tym coś dolega ze strony aparatu ruchu czy kostnego.
Rany, to większość młodych ogierów jest ciężko chora???
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
25 lipca 2013 23:26
z tego co zrozumiałam omawiany koń to nie młody koń ani  też ogier w trakcie zajeżdżania. To 8 letni wałach.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się