Rak, nowotwór (i inne poważne choroby) w rodzinie/u bliskich
Kokosnuss, nie mam zamiaru ciebie przekonywać. Żyję, jestem babcią a skierowanie na chemioterapię spaliłam w tym roku. Mi tyle wystarczy. A dziewczyny mi żal bo pamiętam siebie z tamtego okresu. I dlatego to piszę. Dla niej, nie do Ciebie.
Dzięki dziewczyny 🙂 potrzebowałam ojojania, już mi lepiej.
Rak gruczołowo torbielowaty, jak już pisałam, jest wysoce złośliwy, ale wolno rosnący. Jest możliwe, ze jak mi teraz wycieli guza (i jestem czysta, ale to się okaże po badaniach dopiero), to kolejny odrośnie/przerzuci się dopiero za 10 lat (krócej lub dłużej). Może być tak, ze się go wytnie i znowu będzie spokój. W każdym razie nie zamierzam jeszcze umierać.
Scottie, to uff uff, całe szczęście, że można to monitorować i działać..
Scottie, dołączam się do sienki i tunridy. Trzymam mocno kciuki żeby guz dał sobie siana z rośnięciem na najbliższe 100 lat :przytul:
Scottie, Ja nie będę ojojować. Trzeba wziąć się w garść i walczyć z dziadem! Głowa do góry! Medycyna tak idzie do przodu, że to co było niemożliwe wczoraj, jutro może być możliwe.
Siły kochana!!!!
Scottie, i to jest dobre podejście 🙂 za rogi dziada!
Scottie przesyłam wirtualnie dużo mocy i ciepłych myśli !!!!
Poszukuję informacji na temat CBD używanego wspierająco w trakcie chemioterapii. Czy ktoś ma takie doświadczenia?
Chciałabym wiedzieć jak lekarze się na to zapatrują, o ile są konsultowani - czy patrzą krzywo czy "róbta co chceta". I czy robi jakąkolwiek robotę.
Nie oczekuje ozdrowienia ani leczniczego efektu, odrobiłam pracę domową i poszperałam w badaniach. Nie ma ich dużo, ale jakieś są, nie jest to zupełne voo-doo, altmed i ziębizm.
Scottie przesyłam wirtualnie dużo mocy i ciepłych myśli !!!!
Poszukuję informacji na temat CBD używanego wspierająco w trakcie chemioterapii. Czy ktoś ma takie doświadczenia?
Chciałabym wiedzieć jak lekarze się na to zapatrują, o ile są konsultowani - czy patrzą krzywo czy "róbta co chceta". I czy robi jakąkolwiek robotę.
Nie oczekuje ozdrowienia ani leczniczego efektu, odrobiłam pracę domową i poszperałam w badaniach. Nie ma ich dużo, ale jakieś są, nie jest to zupełne voo-doo, altmed i ziębizm.
Powiem tak, moja mama 2 lata temu dostała diagnozę: rak jajnika z przerzutami do otrzewnej, osierdzia, jelit oraz przepony. Na radykalizację nie miała możliwości,bo zmiany były za duże. Dostała 6 cykli chemii i jeśli chodzi o farmakologię to tyle. Ponieważ nie miałyśmy nic do stracenia zdecydowałyśmy się wesprzeć leczenie pastą i kroplami CBD (pasta 30%, krople 4% lub 3%- nie chcę wprowadzić w błąd), oczywiście do tego zrezygnowała z cukrów, jakichkolwiek słodyczy, napojów gazowanych, kawy, smażonego, generalnie podczas trwania leczenia jadła tylko dania warzywne, owoce, mięso tylko na parze i max raz w tygodniu, bardzo dużo wręcz na litry piła wyciskane przeze mnie soki i koktajle. Do tego bardzo dużo kurkumy, imbiru, witaminy B17, witaminy C. Jeśli chodzi o wyniki tomografów, to z tomografu na tomograf zmiany się zmniejszały, aż w końcu po szóstym cyklu chemii dostała zgodę na operację. Wycięto jej macicę wraz z przydatkami, bo to jedyne co zostało ze zmian. Dodam że podczas chemii nie schudła ani trochę, nie miała nudności, wymiotów. Jedyne co się stało to wypadły włosy, oraz bolały ją kości (ale to tylko przez pierwsze 3 dni). 5 października minęło nam dwa lata od diagnozy, mama zakończyła leczenie onkologiczne jakoś ponad rok temu, ale oczywiście chodzimy do poradni, regularnie się kontrolujemy, nadal bierze CBD, ale już tylko te krople, nadal w jej diecie nic się nie zmieniło. Oczywiście nie mam dowodów, że to ta pasta na mamę tak zadziałała, czy ta chemia czy może po prostu stał się cud, czy może wszystko na raz... nie wiem, nie zamierzam nikogo przekonywać, piszę to bo wierzę, że leczenie farmakologiczne można wesprzeć i zwiększyć szanse na wyleczenie. Oczywiście liczę się z tym, że ta choroba lubi wracać i wiem że wszystko się może wydarzyć, ale na tą chwilę cieszę zdrową mamą i bardzo bym chciała, żeby i inni mogli też taką radość przeżyć. Napisałam pokrótce naszą historię, a Ty oczywiście zrób co uważasz za słuszne :kwiatek:
Lekarzom nic o CBD nie mówiłyśmy.
Blaki90, dzięki bardzo :kwiatek::kwiatek::kwiatek: szczególnie za wyważoną opinię. zdrowia dla mamy!
Blaki90, dzięki bardzo :kwiatek::kwiatek::kwiatek: szczególnie za wyważoną opinię. zdrowia dla mamy!
Dziękuję bardzo i wzajemnie :kwiatek:
Scottie przesyłam wirtualnie dużo mocy i ciepłych myśli !!!!
Poszukuję informacji na temat CBD używanego wspierająco w trakcie chemioterapii. Czy ktoś ma takie doświadczenia?
Chciałabym wiedzieć jak lekarze się na to zapatrują, o ile są konsultowani - czy patrzą krzywo czy "róbta co chceta". I czy robi jakąkolwiek robotę.
Nie oczekuje ozdrowienia ani leczniczego efektu, odrobiłam pracę domową i poszperałam w badaniach. Nie ma ich dużo, ale jakieś są, nie jest to zupełne voo-doo, altmed i ziębizm.
Mam znajomego po chemii, chemia trochę go dojechała, leżał w łóżku, wymiotował, nic nie jadł itd. Słyszałem 😉 że ktoś mu dał 20gr marihuany i VAPO. Przestał wymiotować, poprawił się apetyt i chęć do życia. Od tamtej pory minęło ponad 3 lata.
Od Cbd lepsze byłoby RSO ale nielegalne.
Czy mogłabym prosić o rozmowę na priv kogoś, kogo bliska osoba miała w rodzinie nowotwór?
W Światowy Dzień Walki z Rakiem chciałam tylko przypomnieć- badajcie się! Nie żałujcie kasy na własne zdrowie i nie odkładajcie niczego na później. Później może być za późno.
U mnie ok. Żyję w zawieszeniu, ciagle słyszę „jeszcze tylko to badanie i będziemy wiedzieć, co dalej”. Póki co wiadomo tylko, że to raczej wznowa w bliźnie niż przerzut, a badania (usg jamy brzusznej, RTG płuc, TK głowy i szyi z kontrastem, PET/CT) wyszły dobrze. Jutro czeka mnie MR szyi (tkanek miękkich) z kontrastem. I w przyszłym tygodniu może wreszcie dowiem się, czy będą mi wycinać pół szyi czy nie.
Scottie, jesteś bardzo dzielna! Zastanawiałam się ostatnio co u Ciebie. Trzymam kciuki za pozytywne rezultaty następnych badań :kwiatek:
Scottie kciukasy trzymam!
I badalibyśmy się, gdyby profilaktyka nowotworowa w tym kraju istniała 🙁
Mój immunolog wystawił mi skierowanie na badanie PET w kierunku grasiczaka, to komisja mi odmówiła, ponieważ NFZ nie refunduje tego typu nowotworów 🤔 Nie każdy ma wolne 6 tysi na takie badanie.
Scottie, co u Ciebie, jak się masz?
tajnaa, jak Twoja siostra?
Zapomniałam, że ten wątek istnieje. Skorzystam z okazji do wyżalenia się.
Dosłownie w przeciągu dwóch tygodni zostały zdiagnozowane trzy osoby z mojego bliskiego środowiska.
Tata mojej dobrej koleżanki - rak jelita grubego.
Mój bardzo bliski wujek - tu są niejasności, ale guz jest na wątrobie.
Mój przyjaciel (27 lat) - chłoniak.
Mam nadzieję, że po takiej ilości pecha na raz potem przychodzi szczęście i wszyscy z tego wyjdą, tak?
maleństwo, dobrze! Dzięki, że pytasz 🙂 póki co nie znaleziono u mnie nic nowego, na początku września idę na usg węzłów chłonnych i mam nadzieje, ze tez nic nie znajdą.
Scottie, to dobre wieści. Oby tak dalej!
Super scottie 🙂 trzymam kciuki dalej 🙂
Tajnaa, co u siostry?
Odkopuję wątek 😡
W sumie nie wiem od czego zacząć... W poniedziałek na kontroli u ginekologa wyryto u mnie guz lity jajnika o wymiarach 18mm na 16mm (prawdopodobnie potworniak niedojrzały) została zrobiona cytologia na której wyniki musze czekać około 2 tygodni. Na drugi dzień zrobiłam markery nowotworowe CA 125 i wynik był doby (26,7 norma to <35) po otrzymaniu obu wyników mam sie stawić na kontrole... mam zamiar wykonać również rezonans magnetyczny do tego czasu.
Czy ktoś z tutaj obecnych miał styczność z guzami jajników? Jak to u was wyglądało? Diagnostyka i dalsze postępowanie interesuje mnie najbardziej. Mam 24 lata, nie rodziłam, w mojej rodzinie nie było podobnych przypadków, ale w rodzinie mojego ukochanego co druga kobieta umierała na raka jajnika... Mam wrażenie, że sie tym nie przejmuję, ale chyba tylko tak sobie wmawiam 🤔wirek: najbardziej szkoda mi chłopaka i matki, mam wrażanie, że przechodzą to dużo gorzej niż ja
Edit : Ostatnie badanie było robione 2 lata temu wiec paskudztwo wyrosło w ciągu dwóch lat
Jeśli to wyglada na potworniaka niedojrzałego to naprawdę nie masz się czym martwić, głowa do góry :kwiatek:
No właśnie z tego co mówiła lekarz, gdyby to był potworniak dojrzały to luz, natomiast te niedojrzale lubią być złośliwe i nie dają markerow nowotworowych... Nie znam się na tym, polegam na słowach lekarza, ale chyba mogę już stwierdzić, ze wjeżdża mi to na głowę...
Kurczę przyznam ze wrzuciłam wszystkie potworniaki do jednego worka... tak czy siak martwienie się na zapas nie ma sensu :kwiatek:
Cześć. Dziękuję, że pytacie o siostrę. U niej wszystko OK, póki co wygląda, że pokonała dziada. Wyniki ma dobre 🙂
No i u nas dziad. Rak se siadł na strunie głosowej, będzie cięcie. Mimo że obsiądnięty nie pali i nie palił, trafiło go. Mają wyciąć (w UK), nie naświetlać (jak mówią – żeby mieć na wrazie czego w przyszłości), nie dawać chemii. Nawet nie wiem, czego nie wiem.
Cześć
Nie odzywałam się na re volcie kilka lat ale wracam bo postanowiłam poszukać tutaj kogoś moze z podobnymi przejściami.
Mija mi rok od diagnozy raka złośliwego wątroby, przeszłam już
- krwotok wewnętrzny po ECPW
- resekcje wątroby i jej obumarcie
- przeszczep wątroby który nie ruszył
- drugi przeszczep który na szczęście ruszył ale i tak moja rodzina w tamte mikołajki musiała się ze mną żegnać na oiomie bo leżałam 3 tyg w śpiączce.
Bardzo ciężko wraca mi się do zdrowia i życia, przechodzę wszelkie możliwe powikłania.
Obecnie mam wodobrzusze i problem z blizna pooperacyjną.
Czy jest ktoś kto coś podobnego przeżył?
Jak sobie radzić?
Jaka rehabilitacja pomogła?
Mam stwierdzony stres pourazowy i głowę też mam mam słabym stanie .
Do szpitala trafiłam z bólem brzucha a tak to się potoczyło.
Ciska nie jesteś sama 😘 Ja właśnie walczę ze wznową RSM, 6 lat temu miałam operację, radio i brachyterapię oraz chemię. Dokładnie po 6 latach dziad powrócił, tym razem wybrał węzły chłonne aortalne oraz płuco, zmienił mi głos, nie mogę nucić, śpiewać, a ostatnio próba śmiechu skończyła się utratą przytomności, upadkiem i pobytem w szpitalu. Cała diagnostyka wlekła się jak flaki z olejem, przy operacji pobrania wycinków, torakochirurdzy wyłączyli mi lewe płuco, które do tej pory pracowało bez zarzutu, teraz, po dalszym leczeniu ruszyło na 50%.
Podjęłam decyzję o badaniach klinicznych, będę w grupie 410 osób- "królików doświadczalnych" z Europy, Australii i Ameryki, którzy dostaną ten lek jako pierwsi na świecie - dziś miałam mieć pierwsze podanie, ale wyniki krwi były za słabe 😒 kolejna próba za tydzień.
Trzeba myśleć pozytywnie, jak jest z tym ciężko to wspomóc się np psychologiem czy lekami przeciw lękowymi, dużo dbać o siebie, co do metod rehabilitacji i porad co do Twojego dokładnie przypadku, to może jakieś grupy wparcia z tym samym rodzajem choroby na fejsie? Dla mnie grupa Syrenek od mojego typu raka, to nieustająca kopalnia wiedzy, gdzie i u kogo się warto leczyć, co komu konkretnie pomogło, czego unikać itp.
Ściskam bardzo serdecznie i przesyłam dużo pozytywnej energii 😘
ciska, bardzo mi przykro z powodu choroby i tego co przeszłaś.
Przy słabym samopoczuciu psychicznym szczerze polecam kontakt z psychoonkologiem. To terapeuta stricte od traum związanych z przechodzeniem nowotworów i innych poważnych chorób.
Jeśli zaś chodzi o bliznę i jej pielęgnację, to czasem dobry fizjoterapeuta potrafi zdziałać cuda.
U mojej mamy po covidzie w 2020 r. znaleziono zaciemnienie na RTG płuc (pali od 50lat), kazano obserwować i wykonywać tomograf co 6 miesięcy, w maju 2023 okazało się że zmiana urosła do 0,3x1,1cm i podejrzewają nowotwór. W lipcu trafiła do szpitala. Była w bardzo kiepskiej formie psychicznej, usunięto jej lewy płat płuca wraz z wezlami chlonnymi. W szpitalu spędziła dwa tygodnie i kiepsko to zniosła, nie chce spróbować psychoterapii do czego ją namawiam. Oczywiście wróciła do palenia. Jest już po dwóch kontrolach, guz na płucu okazał się być złośliwy, ale brak przerzutów. Kolonoskopia czysta, bronchoskopia czysta. Moim zdaniem dodatkowo mama przeszła mikro udar, ponieważ ma belkotliwa mowę od czasu powrotu ze szpitala, miala problem z utrzymaniem łyżki w ręku, ale w CT nic nie wyszło. Nikt nie wie dlaczego mama tak mówi. Bardzo się martwię. W efekcie tego wszystkiego sama poszłam na terapię. Bardzo polecam!
Nie napiszę Ci, że wszystko będzie dobrze, ale wiem, że głowa i nastawienie do życia to zawsze połowa sukcesu! Lekarz mamie powiedział że covid "uratował jej życie" bo praktycznie nie wycinają tak małych zmian, bo nie dają objawów, a pacjent trafia do szpitala jak jest za późno.