Ku przestrodze. Wypadki których można było uniknąć.

Doszły mnie słuchy o wypadku, który przytrafił się tydzień temu mojej znajomej. (Bardzo doświadczonej instruktorce prowadzącej rajdy.)
Przy wprowadzaniu do przyczepy koń się rozmyślił i zaczął się gwałtownie wycofywać. Koniec uwiązu zawinął się jej wokół kciuka i urwał kciuk!  😵
Trudno powiedzieć czy jakiekolwiek znaczenie miało to, że koń był młody i jeszcze nieobyty z załadunkiem.
Identyczny wypadek przytrafił się jednej z naszych forumowiczek (też doświadczonej instruktorce), przy wyprowadzaniu z przyczepy konia który był wożony wiele razy i nigdy wcześniej się tak nagle nie szarpnął do tyłu.

Trudno sformułować jakąś konkretną przestrogę w związku z tymi wypadkami.
Chyba trzeba ogólnie zachować ogromną czujność przy załadunku i rozładunku i w razie czego natychmiast puszczać uwiąz.
Z całą pewnością porada zawsze aktualna brzmi:
Nigdy nie bądź do końca pewna/pewny siebie, konia i sytuacji. Przy koniach nie znasz dnia ani godziny. Nie popadaj w rutynę.

Mam do opisania jeszcze kilka niefajnych sytuacji, głównie na temat odsadzania się i o tym jak zostałam na własne życzenie kilka razy przez konia kopnięta... ale może następnym razem.

Przestrzegajmy się nawzajem przed niebezpieczeństwami!

Wypadki to najczęściej wynik popadnięcia w rutynę. Jak ich uniknąć - myśleć... w każdej sytuacji może nam się stać coś złego - nawet kiedy schodzimy po schodach możemy się potknąć...
Nie za bardzo rozumiem zamysł istnienia tego wątku... Każdy szanujący się koniarz teoretycznie powinien wiedzieć, że uwiązu / lonży nie zawiązuje się wokół dłoni / palców, czy nie przywiązuje do człowieka (był już związany z takim przywiązaniem wypadek śmiertelny w nagrodach Darwina)... Lonżuje sięi prowadzi zawsze w rękawiczkach, do konia nie podchodzi się od tyłu (zasadniczo), nie kuca się przy nogach (zwłaszcza w ostrogach  😉), nie idzie obok konia poniżej wysokości łopatki, nie karmi z ręki obcych koni, nie wchodzi w stado ze smakołykami, przy klaczy i ogierze - najpierw jeździ / lonżuje się ogiera, itd itp... Wydaj mi się, że to zasadnicze "prawa" którymi rządzi się codzienność koniarza...
zduśka   Zbrodnia, kara, grzech. .. litr wina
16 sierpnia 2013 21:38
Julie oj znam takie przypadki  🙄 mój rudzinek załatwił tak moją znajomą jak wprowadzała go do przyczepy. Chłopak się odsadził i wyskoczył z koniowozu, a jej uwiąz jakoś zacisnął się wokół palca  😵 efekt - złamanie, rozwalona torebka stawowa ( oj długo jej się to goiło )
BASZNIA   mleczna i deserowa
16 sierpnia 2013 21:46
A ja mysle, ze watek super. Niby sie wdzystko wie ale po przeczytaniu o wypadkach... jakos jasniej sie w glowie robi. Ja po wypafku forumowiczki z palcem o wiele bardziej sie pilnuje..
Ależ ja nie twierdzę, że wątek nie ma sensu... tylko jakoś nie przepadam za opisywaniem (i wspominaniem) wypadków...
_Gaga, Ja też nie przepadam za wspominaniem wypadków, ale jeszcze bardziej nie przepadam za samymi wypadkami. 😉
A niestety kilka bardzo niefajnych w życiu widziałam.
Może dzięki istnieniu tego wątku będzie ich o kilka mniej...?

zduśka, Który palec jej załatwił?
zduśka   Zbrodnia, kara, grzech. .. litr wina
16 sierpnia 2013 22:11
zduśka, Który palec jej załatwił?


w prawej ręce serdeczny + w małym chyba paznokieć poszedł  🙄
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
16 sierpnia 2013 22:14
Ja tak miałam- mój własny i osobisty koń się odsadził przy pakowaniu do przyczepy, na uwiązie była pętelka, w którą wleciał palec i efektem było złamanie spiralne  🙄 A wystarczyło przeglądnąć uwiąz...  🙄
ushia   It's a kind o'magic
16 sierpnia 2013 22:33
no to bedzie moja rada: czasami jednak odpuscic - wazne, zeby kon "nie wygral" jak jest problem, ale bez przesady

niestety oswiecilo mnie dopiero jak jeden mlodziak uciekajacy z za wszelka cene trzymanej przeze mnie lonzy przeoral mna po ogrodzeniu (oparzone ramie, stluczone biodro i kolano), a drugi zdemolowal staw w palcu

a wystarczylo puscic...
Bo istnieje glupie przekonanie, ze kon po jednej sytuacji od razu nauczy sie zlego, i nie wazne co by sie dzialo zawsze trzebe atrzymac uwiaz, lonze do konca 😵  kon to nie maszynka, ze raz i zapamieta juz, bez przesady, konie sa bardziej pojetne niz nam sie wydaje, a nie ze musi byc JUZ, TERAZ, OD RAZU.
Nauka odpuszczania jest bardzo przydatna w pracy z koniem, czasami na prawde lepiej jest odpuscic niz walczyc z koniem : )kon jednego puszczenia na lonzy / zawahania przy zaladunku czy czegokolwiek innego nie zapamieta jako " aha, raz sie udalo, to jest metoda na ucieczke " 😉

wlasnie poprzez BRAK umiejetnosci odpuszczenia zalatwiono moją kobylkę 🙂
Kinia16322, ale naprawdę bywa, że "wystarczy jeden raz" 🙁 - na szczęście rzadko.

Dopisuję się nie mogąc nosić obrączki 🙁 (ugh, trzeba rozszerzyć) A niby od razu puściłam... Szarpnięcie ścisnęło palce i rozwaliło oba stawy w serdecznym. A kciuk mi poszedł przez głupotę 🙁: czasem na naszym ogierze jeździ córka, i kiedyś RAZ pozwoliła mu błyskawicznie obrócić się na korytarzu i podbiec do kobył, i (to kilka lat temu było) on co jakiś czas próbuje powtórki. No i poprawiam popręg a tu koń - myk do piruetu. Odruchowo wystawiłam/podniosłam dłoń. Kciuk trafił na ganasz. Pół roku bez kciuka, buu.
Żebyśmy spuchli, to konie są szybsze.
sosi   szczypior szczypior...
17 sierpnia 2013 01:31
biedne nasze paluszki...
ja kiedyś bardzo mocno się zdziwiłam, bo wydawało mi się że nie zrobiłam 'nic złego' a oberwało się kciukowi i tak...

Koń przywiązany bezpiecznym węzłem uwiązem z bezpiecznym karabińczykiem. Gdy się zaczął odsadzać byłam bliżej głowy konia niż końca uwiązu więc złapałam za karabińczyk, pociągnęłam i strzaaaał w kciuk częścią ruchomą otwierającego się z mega szybkością i siłą karabińczyka....
dobre 6 miesięcy palec dochodził do siebie

no są wypadki, których nie da się przewidzieć/uniknąć... parę miesięcy miałam problem ze stopą po wskoczeniu na nią przestraszonego konia koleżanki ,którego prowadziłam na padok... na pewno uniknęłam większego nieszczęścia mając na sobie pełne buty

Ale często powtarzają się wypadki, których można było uniknąć: uważać przy wypuszczaniu na padok! uczyć konia spokojnego stania podczas odpinania uwiązu, nie pozwalać ruszać z kopyta radośnie brykając
i generalnie nie pozwalać sobą targać gdziekolwiek 🏇 - w sensie uczyć zawczasu grzecznego stania/prowadzenia ect.
uważać na obce i rozpieszczone stwory 😵
To opiszę swój- też gwoli przestrogi. I też zgubiła mnie rutyna.
Koń stał na zewnątrz uwiązany. Muchy latały i go wkurzały. Więc ogon chodził mu non stop. Ja postanowiłam coś podłubać w przednim kopycie. Stanęłam obok niego- jak zawsze. Podniosłam przednią nogę- jak zawsze. Słabo widziałam, więc wsadziłam swoją głowę nieco pod jego brzuch, żeby mieć oczy bliżej kopyta i żeby lepiej widzieć.
Dla mnie- normalna pozycja. Najnormalniejsza ( koniowi pod brzuchem mogę przechodzić tam i z powrotem)
I nagle- jeb!
Ciemno aż mi się zrobiło w oczach i upadłam.
Koń tylną nogą, chcąc odgonić się od natrętnych much, wykonał nią ruch zginający, by kopytem trafić w swój brzuch. Trafił kopytem prosto w moją głowę.
Od tej pory, mimo, że mój koń to anioł, nie wkładam mu jednak swojej głowy pod jego brzuch.  😡

Nie wiem, czy ktoś jeszcze wkłada, ale.... może komuś się przyda taka porada.  😉
Prozaiczne.. ale jednak.. 😉 nie kąpie się koni w japonkach  😁 szczególnie tych podkutych 😉
Jak byłam podrostkiem jeździeckim i pomagałam pewnemu panu w stajni i szykowałam konie do wesela to kąpałam je w japonkach, oczywiście za gorąco było na sztyblety  😡 na szczęście bez złamań się obyło, mocne stłuczenie dwóch małych paluszków u stopu po tym jak koń nadepnął nogą i się obrócił.. ale ból taki, że myślałam, że już zmiażdżone..

No i z uwiązem też przygodę miałam... szef kupił nowe konie w tym jedną jeb***tą kobyłkę, która przy dojściu na padok robiła nagły zwrot i w długą.. I mimo, że uwiąz trzymałam prawidłowo to jak ona taki manewr zrobiła automatycznie zapętlił się o dłoń i trzask.. Pojechałam do lekarza, który stwierdził, że tylko stłuczenie i smarować altacetem.. Jeden palec był stłuczony, drugi jak się okazało złamany i jest krzywo zrośnięty.. nie przyszło mi niestety do głowy iść prywatnie zrobić zdjęcia.. teraz mam paluszka jak baba jaga 😉 i pamiątkę na całe życie! 😤
tunrida, od czasu identycznego zdarzenia nie wkładam głowy koniowi pod brzuch 🙂

Inna głupota- po jeździe na myjce odkryłam, że jeden z podkowiaków się odgiął. Nie wiem po co i co chciałam sprawdzić, ale dotknęłam go palcem. W tym momencie koń podniósł tylko nogę, a mi ten koniec podkowiaka prawie odciął opuszkę palca. Krew się lała, nie za bardzo chciała przestać, potem goiło się koszmarnie długo, w dodatku do dziś czucie w tym miejscu mam takie sobie. Moja rada - na odgięte podkowiaki weź młotek, palcem tego nie przybijesz 😉
Mnie dwa lata temu mlody kon zalatwil palca wskazujacego na lonzy. Szarpnal sie nagle do tylu, rekawiczka utknela w lonzy i pociagnal mnie kawalek. Kosc pekla wzdluz. A niby to moj  chleb powszedni  😉





Ja dawno temu (już ponad 10 lat temu) na zawodach halowych rozprężałam się na zewnątrz, bo warunki na to pozwalały (na hali tylko skoków kilka można było wykonać). Po rozgrzewce dojazd na halę odbywał się przez wąskie przejście, takie w zasadzie dla ludzi, nie koni. Prawidłowo to należało tamtędy konia przeprowadzić, ale większości się nie chciało zsiadać i przejeżdżali tamtędy. Ja również, poprosiłam tylko kolegę o poprowadzenie konia w tym przejściu, bo młody był i się obawiałam o zostawienie kolan na ścianach. Koń przeszedł spokojnie bardzo, tylko ja podniosłam nieznacznie głowę zahaczając o górną framugę. Skończyło się zmiażdżonym kręgiem w kręgosłupie i kilkumiesięcznym pobycie w gipsie. A wystarczyło tylko zsiąść na chwilę...
Ohohohooo no to widać, że mnóstwo paluszków.  😵

repka, A w jaki sposób się pochyliłaś? Jaką mniej więcej wysokość miał sufit? 🙂
OK to opiszę kilka kretyńskich sytuacji, których można było uniknąć:
1. Prowadzę trening. Koń szczerze nie cierpi jeźdźca. Spokojny, grzeczny zawsze - zaczął brykać... Chciałam złapać za wodze (nigdy nie było z tym problemu), koń odwrócił się i przyfasolił mi z "dwururki". Takich siniaków na obu udach w życiu nie miałam  😲 (dobrze, że nie trafił w kolana). Jeździec oczywiście spadł...
2. Mój kilkumiesięczny źrebak skaleczył się w okolicy stawu skokowego od środka. Stanęłam za grzecznym i nie kopiącym "konisiem" aby to obejrzeć - dotknęłam ręką dostałam strzała w piszczel... a podobno myślenie nie boli  😵
3. Pracowałam w agroturystyce. Gorąco (jak to latem), zatem prowadziłam jazdy w jakiś klapkach. Chciałam pomóc odprowadzić konia do boksu - ten stanął mi na stopie (przypadkiem) na korytarzu stajennym. Jak jeszcze stawał postanowiłam wyciągnąć stopę... klapek został, skóra też. Kolejny dowód na ból procesu myślenia  😉
4. Jeżdżę na łogrze bez kasku (a jak). Koń odsadził się porządnie i trafił mnie w łuk brwiowy , po czym zalałam się efektownie krwią. Wniosek: daszek kasku by mnie uchronił, poza tym na koniu, który może się wspiąć i jeszcze rzucić łbem - nie należy się "kłaść"...
5. Lonża. Spieszy mi się, bo umówiłam się na weekendowy rejs jachtem... Pomagam dopiąć popręg, stoję na wysokości łopatki - blisko... koń się spłoszył, wyskoczył z 4 w górę i efektownie wskoczył mi całym ciężarem na stopę... Co prawda na nogach sztyblety, ale stopa i tak porządnie zbita. Efekt: z rejsu zwiałam wieczorem, kiedy kolor, wielkość i ból stopy zdecydowanie odwiodły mnie od jego kontynuowania 🙁
6. Podobnie do repki, tylko efekt na szczęście mniej "spektakularny": przejeżdżam sobie przez wąską bramkę. Patrzę aby na pewno kolana mi się zmieściły na szerokość... ale nie zauważyłam że bramka niska... dostałam w czoło... szczęściem skończyło się na mroczkach przed oczami i bólu głowy (kask siedział na głowie).
7. O popalonej skórze na rękach przy lonżowaniu bez rękawiczek i spłoszonych koniach lepiej, nie pisać bo to raczej wstyd. Dziś używam rękawiczek nawet przy super spokojnych koniach...
Rok temu koń mi przebiegł po łydce. Tyle dobrze, że tylko po łydce i po miękkim, bo wpadłam pod kopyta w całości, że tak powiem. A co się stało? Ano, jak w przypadku Ushii... koń w euforii wiosennego pastwiska postanowił na nie wyjść własnym tempem, a ja za wszelką cenę(!) chciałam go utrzymać, żeby się nie nauczył. Mogłam to olać i puścić.

Kilka dni temu odprowadzałam konia do stajni po myciu, a że się spieszyłam, to konia zgarniałam błyskawicznie i równie błyskawicznie chciałam go wstawić do tej stajni i... ów koń mi wlazł na stopę. Całym ciężarem 600-700 kg i podkutym kopytem. W ostateczności mam tylko siniaka i wielką opuchliznę, ale wszystkie gwiazdy zobaczyłam...

repka, A w jaki sposób się pochyliłaś? Jaką mniej więcej wysokość miał sufit? 🙂


No normalnie, położyłam się na szyi, tyle, że głową chyba nie do końca, pewnie chciałam widzieć gdzie idzie koń, co by kolanami nie zahaczyć o ściany. Nie wiem jaka tam była wysokość, pewnie standardowa ok. 2 m. W każdym razie głowa zatrzymała się na futrynie, cały kręgosłup położony poziomo na koniu, a biodro pojechało razem z koniem. Takiego wygięcia kręgi nie wytrzymały.
ushia   It's a kind o'magic
17 sierpnia 2013 09:25

Żebyśmy spuchli, to konie są szybsze.


no i puchniemy 😉

tez niedawno zaliczylam depniecie na stope, na szczescie w pelnych butach - w sumie tez z glupoty, bo za bardzo przed koniem bylam
i kopa w czolko bo kon pod brzuchem  mial robala rowniez

ale pocieszam sie, ze takie zdarzenia sa potrzebne zeby utrzymac czujnosc - najgorzej to jak ktos nigdy na wlasnej skorze nie odczul jaki kon jest silny i "mimochodem" niebezpieczny i zyje w przekonaniu ze najfajniej to siedziec pod koniem bo taki kochany 😉
repka, No to żeś totalną głupotę zrobiła! (Sama na pewno o tym wiesz, więc chyba się nie obrazisz, że tak powiedziałam 😉 )
A koń ile miał w kłębie?

Poparzone ręce od uwiązu/lonży i podeptane stopy to w sumie standard. Któż z nas nie miał choć raz...? 😁
Dla mnie "umiejętność" zakładania rękawiczek i odpowiednich butów świadczą o doświadczeniu i mądrości osoby pracującej z końmi.
Ważne też jest dawanie dobrego przykładu innym.
I nie ma "aaaa bo ja tego konia znam". Nie znasz dnia ani godziny.

Dwa lata temu na rajdzie poznałam kobietę z Finlandii ze zmiażdżonymi, nie do końca sprawnymi palcami. Jej 26-letnia emerytowana klacz (miała ją od źrebaka, startowały większość życia w ujeżdżeniu, rozumiały się bez słów) była sobie na padoczku 15 metrów od stajni. Nagle zerwał się wiatr i deszcz. Kobieta stwierdziła, że weźmie ją szybciutko do stajni, nie chciało się jej iść po uwiąz i wzięła ją za sam kantar. W czasie prowadzenia kobyła nagle wystrzeliła jak z katapulty z czterech w powietrze. Okazało się później, że ktoś odwiesił linkę od pastucha na ogrodzenie, ktoś inny niechcący włączył pastucha, a wiatr zawiał tą linkę (razem z plastikową rączką) na konia.
I co z tego, że się zna konia i koń jest najspokojniejszy na świecie? 😀
Nie da się przewidzieć wszystkich okoliczności.


Mam do opowiedzenia wiele innych, niestety nieciekawych zdarzeń. W tym dwa ze skutkiem śmiertelnym.

halo, Zgadzam się! 😀 Też "lubię" jak czasem dla przypomnienia i zachowania czujności coś niegroźnego się stanie. 😉

No to teraz naprawdę dziwny obrót sytuacji.
Łogr (tak z 180 wzrostu) się oskalpował i musiałam przmywać mu ranę za pomocą strzykawki. Koń melancholik, nie wykonujący gwałtownych ruchów. Coś mu nie podpasowało i odsadził się. A że był na uwiązie z bezpiecznym karabińczykiem to skutecznie.
Z tą różnicą, że karabińczyk zanim się wypiął - zwyczajnie pękł. Uwiąz jak sprężyna poleciał w przeciwnym kierunku co koń, i tak oto wbił mi się w dłoń w złamał dwie kości śródręcza  🤣

Na taki rozwój sytuacji nigdy bym nie wpadła 🙂
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
17 sierpnia 2013 09:52
A propos paluchów i owiniętych uwiązów.
Nie trzymałam na pętelkę ani na innego zawijasa, zwyczajnie uwiąz gdzieś pośrodku,
urocze zwierzątko postanowiło ugryźć taśmę od pastucha.
Szarpnęło się błyskawicznie do tyłu, efekt, skóra odskalpowana do kości, zerwane ścięgno.
Nie wiem, czy to akurat wypadek, którego udałoby się uniknąć 🙂
kajpo, To faktycznie z tych wręcz niemożliwych do przewidzenia.

ms_konik, Znany Ci koń był to? Rękawiczki na łapkach były?
maleństwo   I'll love you till the end of time...
17 sierpnia 2013 10:05
To ja w temacie innym niż uwiązy i palce.

Jak jedziesz łąką i zaczynasz zastanawiać się, że roślinność robi się jakaś taka, hmm, bagienna, nie jedź dalej na upartego.
Może się bowiem okazać, że przed tobą płynie sobie rzeczka, że jesteś na torfowisku i rzeczka jest dość wąska, ale potwornie głęboka. Że twój koń, normalnie nielot, na skraju rzeczki postanowi skoczyć ją ze stępa i wyląduje w samym jej środku...

U nas skończyło się na wyciąganiu Łosia z rzeczki za pomocą łańcuchów przyczepionych do ciągnika, zaangażowaniu połowy wsi, że nie wspomnę o traumie, jaką miałam porzucając go w wodzie, aby iść po pomoc (a miałam 5 km, szczęściem złapałam stopa - zatrzymałam szambiarkę) i wracając, nie wiedząc, czy koń jeszcze żyje (żył, ale z wody wystawała tylko głowa).
Acha, i ZAWSZE komórka jak jedziecie w samotny teren. Czort jeden wie, czemu akurat wtedy nie wzięłam, może zapomniałam...
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
17 sierpnia 2013 10:08
ms_konik, Znany Ci koń był to? Rękawiczki na łapkach były?

Tak oraz tak 🙂
maleństwo  😲
maleństwo ale horror ..... 😲
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się