Jak radzicie sobie ze strachem o Wasze konie?

porabani jestescie 😂
ja tylko nie wyciszam na noc telefonu i nie pije alkoholu, bo nigdy nie wiadomo, czy nie bedzie trzeba jechac do stajni 😉
ciekawska ja też tak mam od czasu, gdy dopiero co wróciłam ze stajni, a tu telefon, że kolka i trzeba jechać z powrotem. Tak że wino do kolacji bardzo rzadko.

Ogólnie ze strachem radzę sobie tak, że wmawiam sobie, że twarda jestem i sobie poradzę, autosugestia to podstawa. Uczę się najróżniejszych rzeczy, jakie można przy koniu zrobić - struganie kopyt, zastrzyki itp. Mam wtedy poczucie, że nie mam całkowitego braku kontroli, że jakiś promil zależny ode mnie.  Odkąd tylko mam Navcia (dostałam go gdy miał 7 lat, teraz ma 22) regularnie ryczę z powodu, że go kiedyś nie będzie. Jako kobieta popłakać sobie muszę i już, ale potem jest lepiej. Do tego planuję, co będzie "po". Mam plany co do następcy, taka wizualizacja trochę mi pomaga.
majeczka   Galopem przez życie!
12 stycznia 2012 21:45
fajnie jest się dowiedzieć że nie jest się samej ze swoim strachem na tym świecie 😁
od razu człowiekowi jakoś tak lepiej na duszy  🥂
Hahaha  😜 majeczka 3 lata bez wakacji? Ja 8 lat. Jak wyjechałam po takiej przerwie, to telefon cały czas przy sobie "na wszelki" wypadek  😉 W te wakacje miałam drugi "urlop" i już trochę spokojniej.

Ja za to panikuję jak mają wyjść na padok  🤔wirek: Zawsze idą pod nadzorem 😉 Ciągle mam wizję, że sobie coś zrobią, że coś się stanie, itd...  😵
Zastanawiałam się czy to nie przez to, że znajomej zabił się źrebak na padoku  😕
Myślałam że tylko Ja przez konie nie wyjeżdżam na wakacje  😁

Latem zabieram konie na mazury ze sobą do Robsona i problem z głowy  😉 tylko robactwo jest przerażające  😲
U nas w stajni jest calodobowa opieka i od razu dzwonia jak cos sie dzieje wiec nie mam powodow do obaw. Nie potrafilabym trzymac konia w miejscu gdzie nie zagladaja w nocy. Robie czasem grafiki stajennych zebym wiedziala kto zostaje na noc. Nie pojechalam do Warszawy na Sylwka, zostawilam tam swojego faceta ktory robil domowke, zeby byc z koniem bo Sylwester...

Dzis po trzech tygodniach od zakrztuszenia po raz pierwszy spokojnie przezylam lonze ale to tylko i wylacznie dzieki powtarzaniu w kolko jak papuga :" mam zdrowego, szczesliwego konia" 🙂 po 10 minutach trajkotania strach zrobil sie mniejszy a po 40 nie bylo go wcale. Moze to i glupie ale mnie pomoglo. Jak sie ma zle, atakujace glowe mysli trzeba je na sile zastapic dobrymi. Mnie pomoglo. Dobrze wiedziec ze to nie tylko moja strachy maja wielkie oczy... 😉 Zycze Wam Dziewczyny i sobie wiecej przyjemnosci i mniej obaw...
Dramka
Dobre! :emota200609316: Dwie pieczenie na jednym ogniu  😎

Tylko, że wtedy też będzie trzeba je niańczyć  😁 (i to w obcym miejscu, czyli potencjalnie mamy więcej zagrożeń  😜 )
Chyba potrzebuję terapii  :allcoholic:
ooo wakacje 😜  jak ja ich dawno nie miałam... ale jakoś nie żałuje, mam problem żeby wyjechć na 3 dni na zajecia, a co dopiero na dluzej 😲  chyba bym umarła z tęsknoty... Sylwek też w domu, bo Lala boi się huków i nie mogłam jej tak zostawić, bidulki, samej 😕
ale fajnie, że nie tylko ja jestem taka przewrażliwiona, jakby te konie były porcelanowe 😁
Kontrole 2 razy dziennie, rzadziej 3. Sylwester ze mną. Wakacji, oczywiście brak. Nie narzekam, idę dalej.
jak wyjeżdżam raz w roku na wakacje to maksymalnie na 7 dni, a i tak smsuję co 2 -gi 🙂 i zostawiam koleżance długą rozpiskę w punktach 🙂
Na wakacje wyjeżdżam, ale koniowi załatwiam opiekę i dostaje regularne sprawozdania, co się dzieje. Zresztą odkąd jestemeobecnej stajni, jest lepiej. Nie staję na głowie, zeby codziennie przyjechać i wszystko posprawdzać. W  poprzedniej nie miałam zaufania do właściciela.
Ja w tym roku pierwszy raz wyjadę od kąd mam konia i ja już zaczynam się tym denerwować  🤔 Nigdy nie zostawiłam go dłużej niż na 3 dni. W stajni opiekę ma super. Jestem pewna, że gdyby coś się stało, koń dostałby pomoc i potrzebną opiekę. Ale i tak- strach jest.
aneta   foto by Tynka
13 stycznia 2012 11:47
Muszę ten wątek koniecznie dać do poczytania mężowi 🤣  Może odzyska wiarę, że jednak nie jestem szurnięta 🏇
Latem zabieram konie na mazury ze sobą do Robsona i problem z głowy  😉 tylko robactwo jest przerażające  😲

Na wakacje bez koni to maks jeden tydzień (dla zachowania równowagi domowej). Na dłuższe tylko z końmi.  😅  I też na Mazury, ale nie do Robsona (chociaż blisko). 


[quote author=-Agi- link=topic=80943.msg1258252#msg1258252 date=1326407786]
Tylko, że wtedy też będzie trzeba je niańczyć  😁 (i to w obcym miejscu, czyli potencjalnie mamy więcej zagrożeń  😜 )
[/quote]
Na wakacjach łatwiej się niańczy, bo zawsze w pobliżu.  W nocy nawet chodzę patrzeć, jak żyją (tam bezstajennie). 
maab   road to hell
13 stycznia 2012 12:43
Mnie wlasnie czeka wyjazd, na wakacje.... i ciekawe jak ja to przezyje... bede musiala ublagac kolezanke, zeby do Gada jezdzila. A podobno wakacje=relaks=odpoczynek=zdrowie psychiczne.... taaaaaaaa
maab haha właśnie! Zamiast odpoczywać będziemy się zamartwiać co z końmi  😵
Myślałam, ze tylko ja tak mam. Jak dzwoni telefon od razu myślę, że coś w stajni się stało.
Jak długo nie ma mnie w stajni - max tydzień czasu, to wchodząc do boksu oglądam konia w poszukiwaniu obrzęków, ran itp.  🤔wirek:
Jak weterynarz badał nogę termometrem to płakałam  😵
Czekałam na niego i nerwy mi puściły.
Ja też myślałam, że jestem ze swoimi strachami jedyna. Tymbardziej, że wszyscy zawsze mówili mi, że straszna ze mnie panikara. Dla mnie jak do tej pory największą traumą było trzymanie swojego konia na dutce i przy robieniu zębów 😉
Też nie lubię jak dzwonią do mnie ze stajni bo od razu mam wizję że coś się stało, ale prócz tego czytając wątek dochodzę do wniosku że jestem nienormalna albo inna. Albo nie kocham swojego konia tak jak większość z Was...Owszem martwię się strasznie o niego jak choruje ale tak na codzień to nie mam stresu.
Bać to się mogę o moje dziecko, o rodziców czy męża. Ale nie o konia. Wiem, że ma dobrą opiekę w stajni, ma super współdzierżawcę. Czego chcieć więcej. Wychodzę z założenia że co ma być to będzie. I mój stres w niczym nie pomoże. Wiem, że Rubin wiecznie żyć nie będzie i nie chcę myśleć co będzie jak go już nie będzie. Ale na codzień się tym nie zamartwiam. Nie panikuje.
Jak coś się dzieje to obserwuje i wzywam weta jak jest potrzeba. I ewentualnie chwilę przed postawieniem diagnozy się boję, czy to nic poważnego. I tyle.
Jak go długo nie widzę to poprostu tęsknie a nie panikuję że coś mu dolega. Bo wiem że gdyby coś się działo to ktoś by dał mi znać.

Nie wiem, teraz to się martwię że się za mało martwię 😉
maab, dlatego uważam, że nie powinnaś jechać. Oooo, nareszcie mam argument: wydasz pieniądze, żeby się zamartwiać? 
To ja jakaś nie teges jestem. Dla mnie strach działa motywująco, działam szybko i logicznie. Z pierwszą pomocą nie mam problemów. Natomiast boli mnie jak patrzę na ból własnego konia, więc na kastrację wolałam wysłać koleżanki.
U mnie nie ma problemu z wyjazdami, mam fajna stajnie i zaufanych ludzi.
W tamtym roku , podczas wyjazdu na wakacje (a byłam juz jakieś 600km  od domu), zadzwoniła do mnie koleżanka ,że kobyła dziwnie się zachowuje( a była dwa dni po kuciu) , wezwala więc weta, również zaufanego, zrobił swoje, zdał relacje, oraz koleżanka codziennie pisala jak sie kobyła czuje.Jak wróciłam wszytsko było jaknależy koń prawie zdrów.
Także co roku wyjeżdżam gdzieś na wakacje na 2tyg , i dwa razy po tydzien na rajdy i wiem ,że w stajni sobie poradzą.
Nie jestem panikarą, strasznie dbam o zdrowie i samopoczucie moich koni, jestem u niech codziennie, ale wakacje/wyjazdy tez mi się należą. Oczywiście tęsknię za swoimi zwierzakami, nawet myslałam nad wakacjami z nimi ale stwierdziłam ,że dobrze nam robi odpoczynek od siebie .

Co do zastrzyków nie ma problemu (dozylnych nie umiem , więc bym sie nie podjęła),zęby były robione zawsze przy mnie , zarówno jak i zastrzyki dostawowe.

Jednak gdy juz sie koniowi cos dzieje, to zamartiwam się, rwę sobie włosy z glowy i o niczym innym nie moge mysleć, czy to dotyczy samopoczucia psychicznego (czyli ogoł zachowań pod siodlem) czy fizycznego (kulawizna).
Ja sobie z tym strachem zupełnie nie radzę a jeszcze dramat napędza Internet jak sobie o chorobach poczytam. Koń kaszlnie i już z pewnością ma COPD. Mój mąż też sobie nie radzi ze mną w takim stanie, za to nasz weterynarz i kowal okazują się niewyczerpaną studnią zrozumienia, cierpliwości i pociechy!!
Ło matko, to myślałam że tylko ja się tak stresuję. Telefon ze stajni odbieram trzęsącymi się rękoma. A często z właścicielką stajni dzwonimy do siebie prywatnie. Ale już na wstępie po moim grobowym "halo?" odpowiada, że "NIC! naprawdę NIC SIĘ NIE STAŁO" 😉

A jak koń był chory ostatnio i trząsł się w 40 stopniowej gorączce to się popłakałam z besilności... Że ja nie wiem, że nie potrafię mu pomóc, że nie wiem co go boli i dlaczego...

Co ciekawe za parę dni oddaję szczura na operację (tną go w 3 miejscach) i mam jakiś taki wewnętrzny luz. Gdybym miała jakiś kręgosłup moralny to powinnam mieć wyrzuty sumienia, że się tym nie stresuję za bardzo 😉 znaczy nie tak bardzo jak o konia. To też zwierz, też jakaś odpowiedzialność... ale... jakoś tak inaczej.
Blanka siwa

Wykończysz sie tak martwic! Zaoszczędzić nerwy na bliskich ludzi, (jeszcze pewnie nie jedna bliska osobę stracisz w tym życiu, a to jest pewnie trudne) i na siebie!

Tez beczałam, przejmowalam sie, ze strachem wieczorem wychodzilam ze stajni, bo balam sie ze koń mi zacznie sie dusić.

Przeszlo, po 8 latach posiadania konia i 4 latach przewleklej choroby rudego która sie odzywa co jakiś czas do dzisiaj. 

Dzisiaj właśnie dostałam telefon ze rudy ma 20 oddechów na minutę. No nic ja na to nie poradze, nie starcza mi nerwow sie tym przejmować. Mam jeszcze dwa konia (tez chwilowo chore akurat), sesje, i bardzo ambitny plan stresować sie wszystkich jak najmniej.

Jest na mazurach, ma zaawansowany stopień COPD, ale ma super opiekę,człowiek który zrobi tyle ile sie da. Jak mu cos sie stać to sie stanie - ja zapewnilam mu najlepsze warunki które mogl by mieć na emeryturze i w tym momencie jego choroby.

Pewnie łatwo tak mówić, ja dalej sie przejmuje telefonami o dziwnej porze, ale staram sie nie wgłębiać za mocno i nie przezywać to sie dzieje złego 1000 razy.

I ty tez masz tak sie nastawic, czasem po prostu nie masz wpływu na to co dzieje (albo może sie stać), jedyne to jest to co możesz zmienić to podejście.

Pomyśl w ten sposób, póki ty jesteś zdrowa psychicznie (czyli co za tym idzie - fizycznie, czyli nic ci wtedy nie boli, możesz pracować studiować, zarabiać na konia) to możesz zapewnić swojemu koniowi najlepsza opiekę.

I tez pamiętaj źle rzeczy sie przyciągają jak o nich myślisz! To działalo niejednokrotnie, w obie strony, dobre rzeczy sie dzieją tez, marzenia sie spełniają, jeśli odpowiednio sie nastawic i myśleć o tym pozytywnie.

Zrób sobie takie spis rzeczy co robisz dla swojego konia, jaki kowal, jakie wet, jaki dodatki jaki pensjonat, itd.
Sprawdź czy nic cie nie dręczy czy każdy twój wybór byl właściwy, zmień to co możesz zmienić i na co masz wpływ teraz.
Odłóż na polkę i postaraj sie pomyśleć o sobie, o twoich własnych sprawach, a nie końskich.

Prawda jest taka ze to zwierzeta są dla nas, a nie my dla nich, i po to tutaj są zeby nas uczyć być lepszym człowiekiem - a w to wchodzi tez bycie kimś mądrzejszym, zdrowszym i szczęśliwszym.



"Jak radzicie sobie ze strachem o Wasze konie?"
Trzymamy je u siebie pod domem. 😁 😉

No, a na poważnie, to.... przestałam panikować odkąd konia pod domem trzymam, ale to nie dlatego, że mam go "przy sobie" prawie 24 godziny, tylko dlatego, że mogłam go wówczas bardzo dokładnie obserwować i na własne oczy widziałam, że jest bardziej wytrzymały niż mi się wydawało. 😉
Choć to i tak nie zmienia faktu, że gdybym teraz wróciła do pensjonatu, to pewnie znowu bym miała jakieś zmartwienia typu "a czy na pewno dali jeść?", "a czy na pewno wypuścili?".
Ja zawsze panikowałam. Dzwoniłam do wł. stajni co drugi dzień. W obecnej stajni właścicielem jest weterynarz. Mały szpitalny gabinecik mamy obok stajni. Klinikę 30 km od domu. Skończyłam aż tak bardzo panikować, choć wcześniej bywało ze mną różnie. Każde odbiegające od "mojej" normy zachowanie wzbudzało we mnie strach. Sądzę, że taka osiągalność weta pierwszego kontaktu plus bliskość fachowego szpitala dla koni daje potężny komfort psychiczny. Reszta innych strachów pozostała - ot troska o to by nie marzł, nie poślizgnął się na błocie etc. Ale ten najpotężniejszy strach u mnie zdecydowanie zmalał...
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
14 stycznia 2012 10:17
Ja wolę robić zastrzyki swojemu koniowi niż obcym. Na stażu po kursie musiałam robić zastrzyki z antybiotykiem (wielka strzykawa) i po pierwszym zastrzyku bałam się, że zrobiłam coś nie tak i leciałam do stajni sprawdzać, czy wszystko z tym koniem dobrze. Bym się nie wypłaciła, jakby temu koniowi coś się stało.
Ale ogólnie-  uwielbiam oglądać różne zabiegi (werkowanie, kucie, kastracje i inne zabiegi weterynaryjne). U swojego też oglądałam kastrację ,,polową" dopóki nie musiałam pomóc przytrzymać łba konia, który chciał wstać nagle.

od poniedziełku ide na praktyki i mnie tydzień nie będzie, to będzie najdłuższa rozłąka z moimi końmi od 2 lat 😲  już mam nerwy, że coś sie na pewno stanie, a poza tym to chyba uschnę z tęsknoty 🙁
Wariatki !
Ja generalnie nie wyciszam telefonu, a jak musze miec wyciszony to regularnie na niego zerkam. Tyle. 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się