Oddawanie prywatnych koni "pod opiekę"

efeemeryda   no fate but what we make.
22 marca 2011 14:33
Czytam te wasze wszystkie historie i czasem, aż włos się jeży na głowie...  🤔
niestety i ja obecnie jestem w podobnej sytuacji z punktu widzenia właściciela, ale po tym co tutaj przeczytałam jedynie utwierdziłam się w przekonaniu, że lepiej żeby było jak jest niż żeby 'przedobrzyć'.
Mam konia w rodzinnym mieście a sama studiuję we Wrocławiu, wracam prawie zawsze na weekend czasem jednak zdarzy się, że nie wróce przez te 2 sporadycznie nawet 3 tygodnie, mój konik jest czysto rekreacyjny, ba, stan nóg nie pozwala na skoki ani nawet zbyt intesywne treningi po płaskim, jednak całkowity zastój też jest niedobry, jedyny ruch jaki w tej chwili ma codziennie to pastwisko, na którym na całe szczęście stoi z innymi konmi cały dzień, wiadomo jednak, że to nie zastąpi ruchu kontrolowanego pod jeźdzcem.
Chciałabym żeby ktoś się nią zajmował, ale o taką osobę bardzo ciężko... Teoretycznie mogłabym ją wydzierżawić, ale osoba płacąca ma jakieś wymagania wobec konia, a tutaj odpadają skoki itp. ponadto nie chciałabym, żeby taka osoba jeździła sama w tereny. Mogłabym, więc dać ją komuś pod opieke za darmo, ale tutaj też ciężko znaleźć odpowiednią osobe, stajnia jest tak położona, że bez samochodu się nie dojedzie, więc kolejny problem  🙄


ech, wyżaliłam się przynajmniej  😉
Tak Was tu czytam i zastanawiam sie, jak wy sobie wybieracie ludzi do wspolpracy... u nas w stajni oddawania konie pod opieke na pare dni w tygodniu czy na dluzej to w wielu przypadkach normalny proceder, bo wszyscy w moim wieku i okolicach studiuja, wiec albo ktos im wsiada na ich konie w tygodniu, albo sami jezdza w weekendy na koniach kogos innego. I nikt nigdy problemow wiekszych nie mial, z konmi wstawionymi w trening czesciej sie zdarzaja nieporozumienia po obu stronach (wlasciciela i jezdzca), niz z konmi oddanymi pod opieke. Naprawde, az ciezko uwierzyc, skad sie biora takie osoby jak niektore tu opisane przypadki.
karolina_, być może po prostu nie we wszystkich stajniach oddawanie koni pod opiekę funkcjonuje tak dobrze, jak u Ciebie czy na przykład mnie. Dużo zależy od całokształtu kadry instruktorskiej no i jeździeckiej, nie mówiąc już o panujących w danym ośrodku zasadach.
Wyjechałam za granicę, ale dwa moje konie pozostają pod opieką zaufanych osób.
Jeden został tam gdzie był, w stajni w której prowadziłam szkółkę i nie matrwię się o niego bo jest we współdzierżawie u kogoś komu bardzo ufam, a nawet jeśli coś by było nie tak to zaraz by mi ktoś ze znajmomych nakablował.
Drugi z przyczyn bardzo dziwnych wylądował pod Poznaniem, w pensjonacie w którym nigdy osobiście nie byłam. Pensjonat dla niego wybrałam wyłącznie dzięki radom re-voltowiczów, na odległość, i jestem bardzo zadowolona. A opiekuje się nim (oprócz właścicieli, którzy co chwilę przysyłają mi zdjęcia) znajoma. Nieodpłatnie - ja wiem że koń coś robi, ona ma możliwość jazdy i też co chwilę mam od niej relacje i zdjęcia.

Odnawiam temat...

Ja jestem na pozycji wlasciciela. Ale niestety nie mieszkam w PL, ale staram sie w miare mozliwosci jak najczesciej przylatywac. Myslalam nad przywiezieniem mojego kopytnego do NO i wcale nie bylo by to az tak kosztowne....az do czasu gdyby tfu tfu tfu panu G zachcialo sie chorowac... Wtedy bankructwo murowane... wiec lepiej dmuchac na zimne 😉 Niby pana G doglada przyjaciolka, w sposob jakby to byl jej wlasny kon, ale ma wlasne konie i brak czasu na jazde... Chcialam znalezc dziewczyne, ktora chetnie jezdzilaby i zajmowala moim synciem, ale po przeczytaniu watku zaczynam miec watpliwosci...  🙁 Z drugiej strony szkoda mi, zeby stal, pachnal i niczego sie nie uczyl... Jak szukaliscie "opiekunow" dla swoich koni ❓
basteros- najskuteczniejszym myślę sposobem jest "puszczenie wici" po końskim towarzystwie w okolicy-masz szansę trafić na osobę którą skądś znasz, albo usłyszeć o niej jakieś opinie (choć wiadomo jak to bywa- nie zawsze słuszne 😉 ) Jeśli jednak jesteś za granicą i nie masz takiej możliwości, to chyba najlepiej pozamieszczać ogłoszenia o tym ze szuka się kogoś do jazdy na swoim koniu- np tutaj lub na innych portalach z końskimi ogłoszeniami.

Odnośnie tematu.. Po tych dobrych paru latach z końmi, byłam już po dwóch stronach barykady- sama niejednokrotnie zajmowałam się cudzymi końmi, później ktoś przychodził do mnie na jazdy za opiekę.
Bywały różne układy- jazdy u rolnika na koniach z stodoły, koń pod opieką w prywatnej stajni, kopytny znajomej która wyemigrowała.. ale zawsze starałam się dbać o powierzone mi konie najlepiej, jak potrafiłam (zgodnie z wiedzą, którą wtedy posiadałam) Zdarzały się też i wpadki, ale wynikające właśnie z braku wiedzy lub umiejętności. Nigdy nie zapominałam ze koń pod opieką nie jest moją własnością i nie mogę podejmować decyzji za właściciela (co najwyżej sugerować).
Lata spędzone z końmi które były "prawie jak moje" naprawdę wiele mnie nauczyły. W tym czasie zajmowałam się praktycznie wszystkim- od jeżdżenia z taczkami, po organizowanie całego końskiego życia z jedzeniem, ściółką, kowalem i wetem włącznie.
Te doświadczenia były potem nieocenione w wychowaniu własnego konia i prowadzeniu własnej stajni.
Sama doczekałam się dwóch koni i potrzebowałam kogoś kto porusza kobyłe, szukałam więc kogoś odpowiedniego, kto odpowiedzialnie i z sercem podszedłby do sprawy. Dawałam dużo swobody- osoba mogła przyjechać kiedy chce, wziąć konia w teren itd. Po paru osobach które akurat nie dawały sobie rady z klaczą (a była dziewczyna charakterna..) i przyznawały się do tego otwarcie znalazłam dziewczynę która dość rzetelnie zajmowała się ogonami. Nigdy nie robiła mi żadnych problemów, dbała o konie i ich pilnowała gdy mnie nie było, także akurat trafiłam dobrze (a znalazłam ją na końskim forum 😉 )
Z powodu różnych zawirowań musiałam konie sprzedać i znów jestem w sytuacji osoby która konia wypożycza 🙂
Jak na razie- trafiłam bajecznie. Koń elegancki, chętny do pracy i sam zrobiony bardzo przyzwoicie, a właścicielka przemiła i bardzo otwarta.

Uważam ze nie ma co demonizować takich układów. Jest mnóstwo osób które wyprawiają dziwne rzeczy z cudzymi końmi, ale są również ludzie normalni i odpowiedzialni. Wiadomo ze człowiek się o swojego zwierza martwi i chce go powierzyć w jak najlepsze ręce, ale gdy jest najsensowniejszą opcją wydaje się być oddanie komuś konia pod opiekę ( bo właściciel ma za mało czasu albo za mało tyłków 😉 ) to czemu nie spróbować?
W ten sposób pomagamy komuś kto z jakichś przyczyn swojego konia mieć nie może, jak i samemu sobie, bo nasz koń będzie się regularnie ruszał, a i dodatkowa para rąk do pracy czy oczu do doglądania zawsze się przydaje 🙂
basteros, tak w ogóle to uważam ze teraz to niesamowicie ciężko znaleźć kogoś kto by chciał nieodpłatnie zajmować się koniem. Mówię tu oczywiście o osobach reprezentujących jakiś poziom jeździecki.

Ja niestety będę zmuszona konia zabrać ze sobą, do miasta gdzie studiuje, gdyż nie znalazłam nikogo kto by miał czas i umiejętności zajmować się moim koniem. Oczywiście mówię tu o sytuacji gdy zajmuje się nim jedna i konkretna osoba, bo znajomych w stajni jest od groma, i da się zrobić zawsze tak żeby ktoś konia pojeździł. Ale taka wieczna "rotacja" nie wydaje mi się dobrym pomysłem.
Ja nie mogę znaleźć odpłatnie  😉 nawet dupoklepa, żeby tylko ruszał.
A no właśnie... dupo-klepanie raczej mnie nie interesuje... To już lepiej niech sobie stoi i czeka na przyjazdy pani, która zrobi dokładnie to samo, czyli pojedzie parę razy w teren 😜
No nic... trzeba będzie zacząć poszukiwania i zakończyć leniuchowanie pana G.  😉
No to może i ja się wypowiem. Z pozycji opiekującego się koniem.

Miałam przez jakiś czas pod opieką konia koleżanki, który po "dłuższym" (2-3 dni) nie chodzeniu pod siodłem dziczał (barany itp) dodatkowo wspomnę, że chodził na podogoniu, więc tym bardziej był niezadowolony że mu coś pod ogonem "smyra". Dziewczyna przyjeżdżała tylko w weekendy i wsiadała tylko na stępa i kłusa, bo zwyczajnie się bała galopować - spadła parę razy i odpuściła dalsze próby. Ja z racji tego, że miałam mało zajęć zajmowałam się koniem w tygodniu. Nie były to same jazdy, ale też praca na lonży (wypinacze, czambon, linki, itp.) czyszczenie, ogarnianie itp. W pewnym sensie zżyłam się z koniem, ale wiedziałam, że nie jest mój i że w każdej chwili współpraca może się zakończyć, więc nie rozpaczałam, kiedy mi podziękowano.
Zaczynając od początku... Trener miał duże obiekcje żebym jeździła na tej kobyle, bo byłam jeszcze na etapie rekreacji (aczkolwiek właścicielka konia była na jeszcze mniej zaawansowanym poziomie) i nie miałam żadnego doświadczenia z jazd na koniach nierekreacyjnych, ale pozwolono mi wsiąść sprawdzić, czy sobie poradzę... stęp, kłus ok... z galopem było gorzej, ale jakoś się udało, tylko niestety na sam początek zostałam poczęstowana serią baranów. Ale orzeczono, że jeśli wyrażam chęć współpracy to mogę wsiadać. Nie było to na zasadzie opieki, ale właśnie na zasadzie żeby koń się miał okazję wyszaleć. Mogłam robić z koniem w tygodniu wszystko, jeździć, miziać, kiziać, lonżować, czyścić itd. Dbałam bardziej niż gdybym miała własnego (z takiego założenia wychodzę, że o cudze dbam bardziej niż o własne, bo to jeszcze większa odpowiedzialność). Lonżowałam, jeździłam, uczyłam różnych rzeczy, czasem i skakałam - właścicielka i tak zbytnio się nie interesowała co się z koniem dzieje. O sprzęt też dbałam, aczkolwiek czapraki, owijki, ochraniacze miałam swoje. Grzywę jedynie skracałam o 2-3 cm, żeby wyrównać po jakimś czasie.
Z dnia na dzień koń robił się coraz spokojniejszy. Ale to tylko w tygodniu - od poniedziałku do piątku. Po weekendzie trzeba było zaczynać od nowa.
Tak naprawdę ten czas zrobił jedynie mi dobrze, bo przynajmniej nabrałam wprawy i większej pewności. Koń niestety jak rozdziadowany był, taki pozostał, bo właścicielka niestety wszystkie efekty mojej pracy (np uczenie że jak się kupę robi to nie trzeba stawać, nie podrzucanie zadem, chody boczne itp) w weekend niwelowała swoją beztroską jazdą. Ale no cóż - nie moja małpa nie mój cyrk. Tak to jest, jak dzieciom rodzice kupują konia, bo modne, a potem koń staje się tylko przedmiotem lansu i niczego innego więcej.
Wiem, że na taki układ więcej nie pójdę - zwłaszcza, gdy współjeźdźcy mają duże rozbieżności w umiejętnościach, no i też oczekiwaniach co do "pracy" z koniem (z mojej strony była to ciężka praca, z drugiej jedynie chęć zaszpanowania posiadaniem konia). Stać mnie na to, żeby konia mieć w pełnej dzierżawie, więc następnym razem wolę zapłacić niż syzyfową robotę odwalać. Szkoda tylko konia, bo teraz jest ruszany tylko raz na 1-2 tygodnie po max 45-60 minut, a dawkę jedzenia dostaje jak te, które chodzą codziennie w rekreacji czy w sporcie, więc jest spasiony jak świnia.
Mehari   nic nie dzieje się bez przyczyny..
06 lutego 2013 12:45
Kiedyś byłam przez długi czas w pozycji opiekującego się. Na szczęście trafiałam na raczej normalnych ludzi, którzy mi konia udostępniali, więc nie narzekam. Wiadomo, nie miałam możliwości 100% decyzji itd. Starałam się jak mogłam wg swojej wiedzy jaką posiadałam wtedy, opiekowałam się końmi najlepiej jak potrafiłam. Dużo czasu im poświęcałam.
Niestety w wielu przypadkach się przyzwyczajałam do konia albo nie miałam wpływu tak dużego, jakbym chciała (były sytuacje, gdzie moje zdanie rozmijało się ze zdaniem właściciela - niestety niekoniecznie słusznym wg mnie).
Później kupiłam sobie konia, wymarzonego i własnego. Teraz mam go u siebie w stajni przydomowej, razem z klaczką, którą adoptowałam z fundacji.
Niestety posiadanie dwóch koni wymaga sporej ilości wkładu, więc nie mogę zmienić pracy na bliżej miejsca zamieszkania, co za tym idzie nie mam wystarczająco dużo czasu na oba konie w tygodniu. Chciałabym znaleźć osobę, która by zajęła się klaczką jak własnym koniem, bez opłat dzierżawy (chyba, że za marchewki dla koni 🙂 ), jedyny wymóg, to odpowiedzialność, rozsądek i miłość do koni.
Uważam, że opieka nad koniem to w wielu przypadkach bardzo fajne rozwiązanie.
Ja jestem aktualnie w sytuacji opiekuna konia. Mi to daje możliwość kontaktu z koniem oraz jazdy. Właściciele, którzy nie zawsze mogą swojego konia odwiedzić, mają pewność, że jest zadbany, ma naszykowane jedzenie i zapewniony ruch. Nie ma problemu w wyjazdami itp. Fakt, że zwykle opiekowałam się końmi znajomych, którzy więc raczej nie było problemu z zaufaniem - które musi być w dwie strony. Bo ja wiem, że nie zostanę wystawiona, a właściciele podopiecznego ufają mi na tyle, że mogę pewne decyzje podejmować sama.

Ale fakt jest też taki, że nawet z punktu widzenia opiekuna miałabym obiekcje przed wejściem w taki układ z kimś zupełnie obcym.
A no właśnie... No, ale jak nie spróbuję to będę się zastanawiać przez lata co by było gdyby... 😉 Poza tym wydaje mi się że świat jest malutki, a zwłaszcza ten koński i jak coś było by nie tak prędzej czy później jaskółki doniosą  👀
Wstyd mi, że z mojej niemocy i emigracji pan G jest zielony i leniwy  😡 Dlatego postanowiłam spróbować 😅 W razie co wrócimy na stare śmieci do łąki i obijania się  🤬
Poza tym wydaje mi się że świat jest malutki, a zwłaszcza ten koński i jak coś było by nie tak prędzej czy później jaskółki doniosą  👀

Tak, tak, na pewno.
Ja już wyrosłam z mrzonek. Nawet gdy przestawiłam swoje koni do pensjonatu z halą, to i tak nikogo chętnego nie było. Ani do opieki, ani do nauki. Nic.
ja też opiekowałam się koniem - w skrócie - robiłam wszystko, czyściłam, lonżowałam, uczyłam nowych rzeczy, rozwiązywałam różne problemy związane z jazdą na tym właśnie koniu, a potem właścicielka dawała konia do jazdy dzieciom, cieszyła się, że z koniem dają sobie radę dzieci, dzieci konia zepsuły, zniszczyły moją pracę, a ja zrezygnowałam z jazd na tym koniu, bo po co mi syzyfowa praca.
Teraz patrzę z pozycji właściciela i nie oddam nigdy mojego konia komuś w dzierżawę czy na jakiejkolwiek zasadzie na jazdy. Myślałam nad tym, bo ja za dużo pracuję i chciałam, żeby ktoś ze dwa razy w tygodniu wsiadał, nawet nie odpłatnie. Skończyło się tylko na pomyśle, bo doszłam do wniosku, że wolę, żeby ten koń stał niż, żeby mi go ktoś psuł i klepał sobie dupę.  Dodatkowo mój koń jest dość problematyczny i nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś się stało dzierżawcy/jeźdźcowi. Chociaż może gdybym miała jakąś zaufaną w 100 % osobę, dobrze jeżdżącą, to bym ten pomysł rozważyła jeszcze raz, tylko weź tu komuś zaufaj  😵
Mehari   nic nie dzieje się bez przyczyny..
06 lutego 2013 14:28
No właśnie problem z tym zaufaniem, nigdy nie wiesz, na kogo trafisz. Ja też bardzo długo się zastanawiałam nad tym rozwiązaniem. Bardzo bym chciała, żeby trafił mi się ktoś taki, jaka ja byłam w stosunku do konia, którym się opiekowałam. Ale tego nigdy do końca niewiadomo.
Zdecydowałam, że poszukam, jeśli się trafi fajna osoba, to można spróbować, jeśli nie, no to trudno, koń będzie sobie żył na padokach...
To też dotyczy drugiego konia, pierwszego nikomu bym nie dała...
ja po prostu doszłam do wniosku, że mój koń jest koniem, który może się całe dnie obijać, nie musi na siebie zarabiać. Chociaż dodatkowe jazdy ze dwa razy w tygodniu by jej się przydały, bo jest tłuściutka, ale w sumie idzie wiosna, ja nie będę zamarzać, więc będę częściej wsiadać. Ja w zimie nie funkcjonuję, mimo tego, że mam do dyspozycji halę, to wsiadam tylko jak jest 0 albo na plusie.
pokemon , może słabo szukałas 😉

Juliaaa, gdybym mogła wsiadać min2 razy w tyg to nie było by problemu... Ja wsiadam 3 razy w roku po kilka razy jak są święta czy urlop  😵
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
06 lutego 2013 15:24
No właśnie, problem ze znalezieniem kogoś odpowiedniego. Dobre osoby są albo zajęte, albo chcą zapłaty za robotę z koniem (jak ktoś na wyższym poziomie to wkłada w konia pracę i ma prawo za to zawołać kilka zł, oczywiście jeśli faktycznie z koniem pracuje a nie dupoklepie) a "wolne" to sa qniareczki co to ledwo jeżdżą a na koniku będą testować wiedzę zdobyta na galopuję, takich jest na pęczki. Trudno znaleźć kogoś, kto będzie rozsądny, będzie miał wiedzę, konia za bardzo nie zepsuje a może i coś polepszy jeżdżąc np. z trenerem- takich osób jest mało a i ogłoszeń raczej nie dają tyle co qniarki więc trudniej na nie trafić.
I to mówię z punktu obserwatora bo konia swojego nie mam a na opiekę nad czyimś się nie nastawiam, bo uważam, że mam zbyt małe umiejętności, ot, przeciętny rekreancik z przerwami w jazdach jestem i bałabym się, że więcej napsuję niż pomogę właścicielowi 😡

A świat jest mały i jakaś dobra duszyczka, znajomy znajomej znajomego, pewnie doniesie jak by się na kogoś "nie teges" trafiło 😉
Myślę że ważnym czynnikiem w znalezieniu odpowiedniej osoby jest tez region w którym się mieszka. Mieszkając na śląsku nie miałam żadnego problemu z znalezieniem pełnego dzierżawcy dla dwóch koni  (a nie miałam stajni z złotymi klamkami, hali i przystojnego stajennego  😉) Z kimś do opieki było trochę trudniej, bo wymagałam jakiejś tam pomocy w stajni no i obowiązkowo 18-tki conajmniej, ale też się dało.

Nie zgadzam się też z tym że wszystkie osoby które jeżdżą za darmo na takich układach, są zawsze totalnymi dupoklepami.  Są różne motywy wybierania takiej opcji- ja np nie mam możliwości ani finansowych, zeby wydzierżawić konia na który mogłabym się sensownie rozwijać, tym bardziej sportowo (bo nawet nie mam takich aspiracji) ani czasowych żeby zająć się czyimś koniem za kasę i coś popracować konkretnie. Nie mogłabym zaśpiewać komuś o kasę, wiedząc że w jednym tygodniu jestem codziennie, a potem trzy może mnie nie być. A jeździć się chce  😀
Z drugiej strony nie poszłabym na taki układ, ze wiecznie muszę sie użerać z jakimś dzikusem, albo naprawiać konia co jazdę po jakiejś małolacie (jak pisała shlesian)..
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
06 lutego 2013 18:22
Wadera, ja nie mówię, że wszyscy są dupoklepami, tylko ci co nimi nie są to zwykle zajęci albo nie dają ogłoszeń tylko dostają konie "po znajomości" 😉
To ja dam przykład pozytywny. Moja córa (poziom brązowej odznaki, pełnoletnia) dostała pod opiekę na kilka miesięcy klacz. Niby 7-letnią, ale dość dokładnie surową - ot, poruszanie się w 3 chodach z kierownicą i hamulcem mocno średnimi (= bez wspomagania 🙂😉 ale ogólnie spokojną. Właściciele 2 koni nie mieli czasu jeździć: praca, małe dziecko zaczęło chorować... Koń dziczał. Umiejętnościami dziewczyny były dobrane. Po kilku miesiącach wszyscy zadowoleni: bo klacz się wygimnastykowała, podjeździła, uładziła, trochę naskakana, córa - bo mogła dzień w dzień jeździć i poczuć jaka to frajda, gdy czuje się rezultaty własnej pracy z jednym koniem. Teraz klacz znalazła dzierżawcę. Wcześniej - by nie znalazła, bo na początku to żadna frajda była. A córka rozstanie przeżyła w miarę - bo ma maturę na głowie i teraz "czas się skurczył". Wszystko gra.
Ja jednak spróbuję 🙂 W sumie na gorsze panu G to nie wyjdzie, skoro i tak surowizną od niego pachnie na odległość  😡 Teraz wertepuję wątek "pensjonaty Warszawa", robię notatki i na Wielkanoc robię rozeznanie w terenie 🏇
ja także zrozumiałam, że czas znaleźć mojemu rudemu kogoś, kto się nim zaopiekuje i zapewni odpowiednią ilość ruchu, bo stanie i zbijanie bąków mu nie służy (ma lekki przykurcz i tendencję do krzywienia się)Sporadycznie chodzi w tereny pod klientami, czasem ja na niego siadam albo zabieram na "wagonik" z 14letnią pasażerką ("pomaga" przy koniach)...ale to zbyt nieregularny ruch. To hucuł, więc wiadomo- szału nie ma i nie będzie ale byle kto też nie siądzie, bo zostanie przerobiony na szaro. Na rajdy koń doskonały: wszędzie wejdzie, nie płoszy się, można na nim jeździć o dowolnej porze dnia i nocy ale znalezienie kogoś odpowiedniego dla takiego konia-niekonia graniczy z cudem.
W niedzielę trafiła do mnie dziewczyna- jeździ kiepsko (ale się z tym nie kryje)i brak jej doświadczenia ale ma pomysły i serce do koni. Bardzo jestem ciekawa dokąd zajdzie ta para. Przede mną zadanie: nauczyć ją jeździć na tyle dobrze (na innym koniu) by mogła zacząć siadać na rudego no i muszę wpoić jej ABC postępowania w razie furii futrzaka...nie miała baba kłopotu więc 5koni sobie sprawiła 😵
W ubiegłym roku byłam zmuszona żeby oddać mojego zwierzaka pod opiekę osobie trzeciej, gdyż nie miałam czasu przyjeżdżać do konia 6 razy w tygodniu. Szczerze mówiąc szukałam osoby którą znam, bo komuś całkiem obcemu chyba bałabym się powierzyć konia, ze względu na to, że przejechałam się raz na obcej dziewczynie która miała wziąć mojego konia w dzierżawę, po czym przewieźliśmy go do stajni gdzie miał stać, mieliśmy podpisać umowę, a laska z minuty na minute się wycofała. Nie dość że byłam stratna około 700 zł, to jeszcze koń przeszedł tyle stresu bo w ciągu 3 tygodni 3 razy zmieniał stajnie. Biorąc pod uwagę, że moje zwierzę nie należy do najgrzeczniejszych i najspokojniejszych, to chyba najlepsza opcja- szukać wśród znajomych, których widziałam jak jeżdżą, jakie mają podejście do konia. Z racji tego, że nie zależało mi na osobie, która jeździ wybitnie, tylko na kimś kto by po prostu nie robił mu krzywdy podczas jazdy, a koń żeby wyładował nadmiar energii.  I tak w sumie przez pół roku miała go 14 letnia dziewczyna pod opieką.( z czasem to było na zasadzie współdzierzawy). Jedyne na czym się przejechałam to to, że koń po "powrocie" do mnie miał grudę (mimo, że prosiłam o telefon gdyby coś się działo i zostawiłam jej zapas maści gdyby zauważyła początki grudy). Teraz też nie mam czasu przyjeżdżać do konia dzień w dzień, ale doszłam do wniosku, że jednak nie interesuje mnie już żadne oddawanie zwierzaka "byle by pobiegał". Staram się jeździć cztery/pięć dni w tygodniu, a gdy nie mogę to dogadałam się z dziewczyną, która konia porządnie pojeździ i z nim popracuje.    🙂

Więc wydaje mi się że najlepiej poszukać kogoś wśród znajomych 🙂

tyrytyry, Oczywiście, że najlepiej...aleja się ma takich znajomych... moi jakoś wolą snowboard, nurkowanie czy rower...więc sama rozumiesz  🙄
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
12 lutego 2013 20:47
Basteros, myślę, że naprawdę do się kogoś odpowiedniego znaleźć, tylko trzeba szukać, sprawdzać, obserwować np. przy jeździe próbnej i rozmowie 😉
Poza tym zawsze można poprosić kogoś ze stajni, żeby ewentualnie na początku obserwował jak dana osoba zajmuje się koniem, czy jest tak jak obie strony uzgodnią 🙂
Misskiedis, wiem i juz nawet znalazlam  😅 Chodzilo mi o to, ze nie jest to znajomy ze stajni, w ktorej teraz stoi i w sumie ja nie mam takich dobrych znajomych ze swiatka koniarzy, kto chetnie zajalby sie moim kopytnym i czegos go uczyl. Na Wielkanoc czeka nas wielka przeprowadzka pod Warszawe i oddanie konia w "obce" rece, w sumie juz nie takie obce, bo juz zdarzylam polubic nowa opiekunke pana G.  😉 Mam juz nerwy, ale w sumie nie moge sie juz doczekac 🏇

tyrytyry, a tutaj mialabym problem  🤔 Nie lubie szpiegowac ludzi i z reguly od poczatku kazdy otrzymuje ode mnie pelne zaufanie, do pierwszego momentu, w ktorym je naruszy... Wiem, ze chodzi tu o mojego kochanego zwierzaka i powinnam tak zrobic, ale jakos to nie lezy w mojej naturze  😉
Basteros moim zdaniem to nie jest szpiegowanie i mówię to z punktu widzenia opiekuna. Biorąc konia pod opiekę absolutnie liczę się z tym, że mogę być bacznie obserwowana przez osoby ze stajni.
Oczywiście inna sytuacja jest, gdy opiekuję się koniem dobrego znajomego w stajni, w której jeżdżę od dłuższego czasu i znam się z resztą pensjonariuszy - wtedy taka obserwacja jest zbędna, bo każdy wie jak się koniem zajmuję i jak jeżdżę.
Mówię o sytuacji, w której "wchodzę" do obcej stajni, w której nikt mnie nie zna. Uważam, że należy stosować zasadę ograniczonego zaufania. I nie chodzi tu o "lożę szyderców" czy donosicielstwo, ale gdyby ktoś moim koniem się źle zajmował, to byłabym wdzięczna, gdyby znajomi ze stajni mnie o tym poinformowali.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się