wychowanie- wydzielony

Dzionka, a od  jakiego wieku dziecka może coś pomóc psycholog dziecięcy? Bo ja się zastanawiam, czy nie dając sobie rady z moim Demonem mam iść do psychologa dziecięcego z nim, czy normalnego ze sobą  😂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
23 lipca 2013 16:18
Kenna ale to oczywiste- każde dziecko jest inne. Ty wychodzisz z siebie i stajesz obok, żeby zapewnić Milanowi wszystko, czego potrzebuje. I na pewno znajdziesz jakiś sposób, żeby go zająć na trochę 😉 Nie musi na niego działać to, co działa na dziesiątki czy setki innych dzieci- bo każde, naprawdę każde dziecko jest inne.
kenna, od samego początku, tylko wyguglaj psychologa, który zajmuje się tzw. wczesną interwencją. Za zajmuję się dziećmi od 6 r.ż. i młodzieżą na przykład, nie przyjmuję rodziców z takimi maluszkami, bo się na tym nie znam jeszcze w ogóle. Idź jak najbardziej!
Jestem bardzo na nie stwierdzeniom o tresowaniu, popieram zdanie Teo że dzięki temu gatunek trwa!

Co do miejsc bez dzieci - dzieci bywają uciążliwe i to jest fakt.
Ja też nie umiem wyluzować jak idziemy do jakiegoś lokalu a Lew drze pałkę bo chce walić łyżką w talerz, uważam ze trzeba mieć na uwadze ze to miejsce publiczne i że inni chcą się zrelaksować i wypoczać.

Rodzicielstwo bliskosci jest fajne ale często prowadzi do przegięć. Znam ludzi którzy twierdzą że wychowują dziecko na "dzikie" i niestety w moim odbiorze po prostu nie liczą się z nikim i niczym, pozwalajac na wszystko. Nie respektując norm społecznych. A to w rezultacie doprowadzi do wychowania dziecka nieprzystosowanego i niekaceptowanego.

Teraz jest sporo wkretów co do komunikatów jakich nie mozna mówić dziecku. Jak chociażby "nic się nie stało" czy "jestes zuch". Ze to źle wpływa na psyche, że powinnismy traktować dziecko jak dorosłego a do szefa nie powiemy że jest zuch.
Mówienie że "nic się nie stało" jak buzia robi się w podkówkę po niegroźnej wywrotce ponoć rodzi traumę, że rodzic nie szanuje uczuć dziecka, że bagatelizuje je.
Ale przecież nie będę mówiła do Lwa "Widziałam jak upadłeś schylajac się po klocek, rozumiem, ze jest ci smutno i słuzę ci oparciem w takiej sytuacji"...
Można by przytaczać sporo takich "kwiatków" w moim odczuciu. Bo ja mam z tym zgryz. Pewnie jest tam promil racji ale dla mnie to przegięcie.
http://dziecisawazne.pl/czego-nie-powinnismy-mowic-dzieciom/
Ja jestem "za" miejscami bez dzieci.... Nie po to idę bez swojego dziecka do knajpy - by słuchać darcia sie obcych...
niestety u nas to nierealne - bo teraz wszyscy pokazują jacy są cool - wszędzie chodzą z dziećmi...
sznurka, czytałam to kiedyś - nie wiem skąd ta pani wzięła te wszystkie pomysły, tragedia... Mam nadzieję, że nikt takich tekstów nie traktuje serio. Wiele z tych "zrywających więź komunikatów" jest jak najbardziej fajna i należy ich używać, nawet na grupach terapeutycznych z pełną świadomością niektórych używamy wobec dzieciaków. Jasne, etykietowanie typu "ale jesteś leniem" albo "bo ona nie ma talentu do nauki języków" czy inne takie jest złe, ale popadanie w skrajności chyba jeszcze gorsze.
Dzionka, czytam teraz juz chyba bardziej z przekory "Dziecko z bliska" Stein i mam postanowienie dobrnięcia do końca by zwyczajnie wiedzieć, z czym sie nie zgadzam...
Mam do Was pytanie - czy naprawdę goła pupa małego dziecka, jest teraz nad wodą społecznie nieakceptowana? Z dzieciństwa pamiętam, że maluchy tłumnie nad wodą paradowały, kąpały się i bawiły w piasku bez niczego i nikogo to nie dziwiło. Dziś byliśmy pierwszy raz nad jeziorem i większość maluchów była w pieluchach Dada  :hihi🙁nie wiem, jak one dawały radę po zamoczeniu pupy i nasiąknięciu pieluchy). Nie widziałam żadnego roczniaka gołego. Nie planowaliśmy się kąpać, ale zobaczywszy, jaką mały ma radochę z chodzenia nóżkami po wodzie na chwilę rozebraliśmy go do golaska i pozwoliliśmy usiąść i popluskać się 5 minut. Ciekawa jestem, czy wywołaliśmy zgorszenie?...Ja tam nie wiem, jakie teraz normy...
Ale w ostatnich WO był wywiad z Małgorzatą Ohme dotyczący pokrewnego tematu - nagości w rodzinie. Że ogólnie ludzie dali się mocno wkręcić w lęk przed nagością dzieci i przy dzieciach. I że można by sobie trochę poodpuszczać (trochę, na ile ludzie się czują z tym komfortowo), przestać panikować. To znaczy ci, którzy są bardzo na nie, bo musi być porządnie, bo nie wypada, bo gołe = złe.
Wywiad póki co jest zablokowany, odblokuje się chyba pod koniec tygodnia.
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,127763,14299795,Nagosc_w_rodzinie.html
Biorąc pod uwagę, ze Ohme - będąc mezatka - przy swoich małych dzieciach calowala i macała sie z Weglarczykiem w centrum handlowym - nie jest dla mnie żadnym autorytetem.

BTW - ja nie widziałam jako dziecko mojej matki nago, a ojca to juz absolutnie. I nie było to mi potrzebne.
Ja mamę widziałam, nawet długo się z nią kąpałam, teraz sama kąpię się z moją córką, a ona często pyta się mnie o wiadome części ciała, opowiadam bez krępacji. Jednak również publicznie i nie publicznie jest w stroju kąpielowym, sama dopomina się o założenie 'listonosza'' na cycki, bo widzi że mama zawsze ma i inni też. Ogólnie nie przeszkadzają mi dzieci biegające na golasa, ale jednak wolę jak mają te gacie na sobie.

Co do tego artykułu to ja zupełnie nie rozumiem dlaczego nie mogę powiedzieć mojej córce ''jesteś najpiękniejsza'', '' jestem z ciebie dumna'' ''będzie mi przykro, jeśli tak postąpisz''. Bo?
abre   tulibudibu
23 lipca 2013 21:07
Dodofon, ja widziałam i wolałabym o tym zapomnieć 😉

Przeczytałam to, co podlinkowała sznurka i szczęka mi opadła. Dla mnie "jestem z ciebie dumna" to jedne z najpiękniejszych słów, jakie może usłyszeć dziecko. Pewnie dlatego, że sama je rzadko słyszałam.

Znam dziewczynkę wychowywaną w całkowicie odwrotny sposób niż zalecany w artykule - mała jest pewna siebie, grzeczna i usłuchana, niesamowicie twórcza i żywiołowa ale daje się wyciszyć. Do tego potrafi samodzielnie podejmować decyzje i przedłożyć dobro innych nad swoje.
Dodofon, ja widziałam i wolałabym o tym zapomnieć


widok owłosionego męskiego pindola dla 4-5 latki raczej nie jest inspirujący, podobnie jak dla malego chłopca widok dorosłej pipki
Ja jestem "za" miejscami bez dzieci.... Nie po to idę bez swojego dziecka do knajpy - by słuchać darcia sie obcych...
niestety u nas to nierealne - bo teraz wszyscy pokazują jacy są cool - wszędzie chodzą z dziećmi...

Ja wszedzie chodze z dzieckiem ale nie dlatego, ze jestem cool, tylko nie mam jej z kim zostawic.

Moje raptem miesięczne dziecko już mnie sobie "wytresowało". Jestem na każde jej skinienie (mam tu na myśli ciągłe noszenie na rękach). Gdyby nie wsparcie rodziców, byłoby mi ciężko wszystko ogarnąć.

A moim zdaniem nie jestes wytresowana tylko prawidlowo reagujesz. Ja tez mialam watpliwosci, czy trzeba nosic jak sie domaga i byc na kazde skinienie bo caly czas mialam w glowie "nie nos bo sie przyzwyczai" i inne pierdolety. Jednoczesnie to robilam, czyli reagowalam na kazda potrzebe. Z chwila kiedy sobie powiedzialam, ze zlewam, te wszystkie przestrogi i niech bedzie co ma byc, zaczelo mi sie podobac macierzynstwo. Jak do tej pory tego nie zalowalam. Nie mam odczucia, ze moje dziecko jest rozpieszczone. Wrecz przeciwnie, wydaje mi sie, ze jest dopieszczone i przez to dosc samodzielne. Dzieci szybko rosna i warto poswiecac im wiele uwagi.
No tylko wlasnie, jedno ale... nie zawsze sytuacja jest na tyle sprzyjajaca, ze mama moze poswiecic wystarczajaco duzo uwagi dziecku. W tym, ze do wychowania dziecka potrzebna cala wies, chyba niewiele jest przesady. Kiedys (wlasciwie to zapewne przez cala historie gatunku ludzkiego bez ostatnich kilki pokolen) ludzie zyli w duzych, wielopokoleniowych rodzinach, na niewielkich przestrzeniach. W domach duzo sie dzialo, dzieci sie nie nudzily, mamy mialy kontakt ze swiatem. A teraz, jedna biedna matka, zamknieta w 4rech scianach z dzieckiem. Moze byc trudno, zwlaszcza przy bardziej wymagajacych egzemplarzach.

kenna, nigdy nie przyszlo mi do glowy ze taki maluch goly moze kogos razic. Ja jak bylam malutka biegalam gola nad woda, potem mniej wiecej jako przedszkolak w majtach, dopiero potem w stroju kapielowym.

sznurka, a co ona tam pisze ciekawego?

Co do nieprzystosowania takiego "dzikiego dziecka", to moze zalezy jak lezy. Znam osobe, ktora z premedytacja wychowuje samoluba. Wg teorii najpierw trzeba nauczyc, zeby dziecko nie budowalo poczucia wlasnej wartosci na opinii innych ale wyrobilo sobie autorytet wewnetrzny. Bardzo tego pilnuje. Chlopak ma 10 lat, jest oczywiscie nielubiany wiec mama zabiera go ciagle ze spalonych srodowisk do nowych aby sie utwierdzal w smozaje****sci. Potem zapewne nauczy sie manipulacji i wykorzystywania innych i tak powstanie egoista doskonaly. Teoretycznie chyba mozliwe, tym bardziej jezeli odziedziczyl malo empatyczne geny tej matki.
Averis   Czarny charakter
23 lipca 2013 22:58
bobek, szkoda, że tyle rodziców myli asertywność z byciem ostatnim fallusem.
Przyglądam się nieraz dzieciom w kolejce do kasy w wielkim sklepie. Ryczą, spocone, rzucają się na ziemię. Cierpią.
I tak myślę: ja też jestem zmęczona takim sklepem. Hałas, ostre światło, ostre kolory, zapachy. Mój system nerwowy aż trzeszczy.
Mam ochotę i ja się rzucić na ziemię i wrzeszczeć. Jak ma to wytrzymać dziecięcy organizm?
Rodzic też ledwie stoi. Usiłuje się skupić czy wszystko kupił i nie zastrzelić od myśli ile w wózku ma śmieci i ile na to wydał kasy.
A dziecko ryczy. No to je szarpie, krzyczy, nakręca.
Ja wiem, że czasem nie ma z kim zostawić dziecka w domu. Ale wtedy chyba  lepiej pójść po niezbędne rzeczy do małego sklepiku z miłą panią? Albo pójść, w godzinach, kiedy ludzi jest mało. Po co fundować dzieciom wycieczki do hipermarketu? A potem się dziwić, że wychodzimy ledwie żywi.
Taniu, ale w małym sklepiku z miłą panią zapłacę 3x więcej za te same produkty... zakupy z dzieckiem to dla mnie ostateczność, ale na prawdę istnieją rodziny w których nie ma z kim zostawić dziecka nawet na pół godziny. u nas obie babcie pracują, więc pozostaje mi wysyłać na zakupy męża z karteczką, co zawsze kończy się tak samo-tego nie było, tamto nie takie jak trzeba... akurat nas syn w sklepie zachowuje się zazwyczaj spokojnie, bo angażujemy go w wykładanie produktów na taśmę, płacenie, pakowanie, dzięki czemu nie nudzi się i ma czym zająć rączki. osobny temat to zasadzki jakie sklepy zastawiają na rodziców-zabawki i słodycze na półkach przy kasach. dziecko łapie a rodzic dla świętego spokoju kupuje. bardzo mnie to denerwuje i jestem w takich sytuacjach nieugięta, mimo że czasami jest ryk.
To Ty akurat nie masz tego kłopotu. Ja piszę o wycieczkach niedzielnych do hipermarketu zamiast do lasu.
O tym, ze rodzice sami prowokują sytuacje, których umysł dziecka nie wytrzymuje.
Na pewno istnieją rodziny, które nie mogą dzieci zostawić, na pewno. Ale śmiem twierdzić, że 90% tych ludzi mogłoby zostawić dzieci, ale z lenistwa nie chce im się tego załatwić logistycznie. Ja staram się nie wozić dziecka do marketu, bo dla mnie to wątpliwa atrakcja, dla dziecka także.
Nie wystawiam tyłka mojego dziecka na widok publiczny, tak jak nie chcę oglądać cudzych.
Co do "nic się nie stało". Jest różnica w powiedzeniu "nic się nie stało" i zostawieniu dziecka z tym problemem samemu sobie, a powiedzeniem "nic się nie stało", przytuleniem, pociumaniem, podmuchaniem, ale nie epatowaniem cierpienia.
I też mnie wkurza ostatni trend "zabieramy dziecko wszędzie"  🙄
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
24 lipca 2013 09:55
To Ty akurat nie masz tego kłopotu. Ja piszę o wycieczkach niedzielnych do hipermarketu zamiast do lasu.
O tym, ze rodzice sami prowokują sytuacje, których umysł dziecka nie wytrzymuje.


no wlasnie! kiedyś byłam świadkiem sytuacji w której w wiejskim sklepiku pani z wnuczusiem stwierdziła ze dziecko powinno wybrac sobie batonik...dziecko za cholere nie wiedziało który i zaczęło płakac i wrzeszczec na cały sklep; pani w zachwycie toczyła pustymi oczami po innych ludziach, ach jakie to zabawne...no nie wie ktory batonik wybrac, ach!
moze to tylko batonik, ale to kwestia skali

znajoma powiedziała kiedys mądrą rzecz: "dziecko to se może wybrać to na którym boku bedzie spało" i tyle w temacie
dunnia,
nie do końca sie zgodzę.
moje dziecko ma wybór - od długiego czasu - wybór w co sie ubierze, co będzie jadło np. w restauracji
ale wybór na miare dziecka: czyli z 2 produktów: będziesz jadł kurczaka czy naleśniki, chcesz bluzkę czewoną czy zieloną
dziecko MUSI nauczyć sie decydować - ale na mniejszym zakresie wyboru niż dorosły

pokazując 2 batony - i mówiąc Wybierz - ten jest czekoladowy - ten jest śmietankowy - czegoś uczymy
Tak też się nakłania do zrobienia czegoś co dziecko nie bardzo chce zrobić. Mam brata, który wygląda jak chodzący szkielet i pytam się go nie czy chce kanapkę, tylko z czym chce kanapkę - z szynką czy z serem  😉 To samo przy ubieraniu np. czapki - którą woli czerwoną czy niebieską. Czy chce odrabiać lekcje u siebie czy w kuchni. Wtedy automatycznie przyjmuje, że na daną czynność już się zgodził, ale ma wybór co do szczegółów. Tym sposobem wszyscy zadowoleni; czapka na głowie, śniadanie zjedzone i lekcje odrobione.

edit: na starszego to JUŻ nie działa. Po paru latach tresowania zwraca mi uwagę, że zapomniałam o "pytaniu podstawowym"  🤣 No, ale to filozof i stary maleńki. Typ co lubi przebywać z dorosłymi, uwielbia gadać z moimi znajomymi i świetnie czuje się w poważnych tematach. 10 lat ma i za co się nie zabierze to kończy się sukcesem.
To ja jeszcze o czymś innym:
- miejsce publiczne dziecko ryczy, czerwone, spocone, odchodzące od zmysłów.
Rodzic próbuje tłumaczyć -czyli wygłasza skomplikowaną przemowę. Inny krzyczy i szarpie. Nie leje, bo teraz nie wolno.
Inny (głównie kobiety) - wylicza : "bo ty zawsze....", "bo ty nigdy....". Inny grozi: pan cię zabierze, zostawię cię, nie kupię....
Inny niby bierze na ręce i przytula, ale palce wbija potajemnie. Dziecko się wyrywa i pręży.
A ja paczę sobie i widzę, że dziecku gorąco, pić się chce, pampers pełny sików wisi i tyłek piecze - no takie najprostsze sprawy.
Źle to ryczy. Bo innej komunikacji nie wypracowano. Bo na pierwsze objawy nie zareagowano. Bo nie pomyślano, jak zapobiegać.
No. A potem z wypiekami się w TV patrzy i na jeża sadza.
Z końmi przecież tak często tak samo...
Z końmi przecież tak często tak samo...

Tak. Miałam to napisać.

ale wybór na miare dziecka: czyli z 2 produktów: będziesz jadł kurczaka czy naleśniki, chcesz bluzkę czewoną czy zieloną


przedziwna książka którą czytam twierdzi że to manipulacja, jesli wybór jest ograniczony;]
generalnie brnę dzielnie i czekam na kolejne rewelacje;]

ja nie mam z kim zostawić małego - po wyprowadzcce zostalismy bez jakiejkolwiek pomocy, hipermarketów unikam jak ognia ale są sytuacje że muszę isc coś załatwić, często w jakimś urzędzie musimy być oboje by cos podpisać i irytują mnie nadąsane miny biurw, że przychodzę z dzieckiem, wjezdzam z wózkiem i jego obecność zakłóca picie kawy
w takich sytuacjach rodzic musi mieć to gdzieś, bo wiążą go przepisy, terminy
czasami dzieki temu coś się szybciej załatwia, czasami słucha się komentarza jakiegoś głupiego
ale raczej w większości przypadków dziecko powoduje uśmiech na ustach

znajoma powiedziała kiedys mądrą rzecz: "dziecko to se może wybrać to na którym boku bedzie spało" i tyle w temacie


To jest dopiero okropna rzecz, jaką można dziecku powiedzieć albo w myśl której działać, a nie pierdy typu "jestem z ciebie dumna!" :/
kenna, nigdy nie przyszlo mi do glowy ze taki maluch goly moze kogos razic. Ja jak bylam malutka biegalam gola nad woda, potem mniej wiecej jako przedszkolak w majtach, dopiero potem w stroju kapielowym.

a dlaczego niemialby razic? czym sie rozni dzieciecy tylek od doroslego tylka? na moje to tylko rozmiarem. i juz zupelnie abstrachujac od tego co kogo razi- dlaczego odmawia sie dzieciom prawa do intymnosci? dlaczego norma sa rozebrane dzieci, dzieci "wysadzane" na trawniku przy kroczacym chodnikiem tlumie? bo to dziala w dwie strony- ja sobie nie zycze ogladac dzieciecych narzadow i ich defekacji, ale do cholery, same propagujecie podjescie, ze to maly czlowiek. skoro to maly czlowiek, to go szanujcie i pozwolcie mu nie latac z gola dupa publicznie. ja jestem bardzo wdzieczna mojej mamie, ze od samego poczatku mialam "bikini" i tylek mialam ubrany juz jako roczne dziecko na plazy. a teraz sa pieluchy do plywania, zaden problem dla rodzica.
[quote author=Dodofon link=topic=91983.msg1834224#msg1834224 date=1374659383]

ale wybór na miare dziecka: czyli z 2 produktów: będziesz jadł kurczaka czy naleśniki, chcesz bluzkę czewoną czy zieloną


przedziwna książka którą czytam twierdzi że to manipulacja, jesli wybór jest ograniczony;]
generalnie brnę dzielnie i czekam na kolejne rewelacje;]


[/quote]

być może jest to manipulacja - ale dla mnie to wybór na miarę dziecka lat 3-6
rozumiem, że w trakcie kolejnej wizyty np. w restauracji mam dwa wyjścia
a) zamówić i wcisnąć dziecku golonkę z kapustą - bo ja lubię i ma żreć co mu każę - ja to wybieram i on też musi
b) przeczytać całe menu i z uśmiechem czekać czy wybierze parpadele z grzybami czy polędwiczki z truflami czy może wątróbkę nadziewaną pomarańczami...

Co zatem Ty w takiej sytuacji proponujesz?
Dawniej dzieci na plaży były z gołą pupą, bo majtasy bawełniane nie schły szybko.
Niedawno znalazłam takie zdjęcie syna, kiedy miał rok. I on ze zgrozą zakrzyknął:
- Ty wy tacy BIEDNI byliście, że na majtki dla mnie nie było kasy? !!
Raczej co proponuje autor przedziwnej książki, z którą sznurka się nie identyfikuje. Tak mi się wydaje przynajmniej  😉

Zapytaj dziecko co chce w restauracji - prosta odpowiedź frytki. Mały człowiek nie bardzo ma na względzie wartości odżywcze jakie powinien zawierać w sobie zbilansowany obiad. A jak się mu podsunie kartę to połowy nie zrozumie, wybierze bo ładnie brzmi i będzie pluł wątróbką dookoła.

Jak ja byłam mała to wszystkie dzieciaki biegały z gołym tyłkiem po plaży. Moje dwie gwiazdy od trzech lat (teraz 6) obowiązkowo muszą być wystrojone w bikini. Wcześniej w pieluchach do kąpieli, albo samych majtach.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się