Co się na wsi opłaci...

Dyskutując o odchowie źrebaków w wątku http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,92239.210.html mocno odeszliśmy od tematu źrebią na tematy wiejskie.

Widząc zagorzałą dyskusję, myślę, że osobny wątek się przyda.

[quote author=_Gaga link=topic=92239.msg1867447#msg1867447 date=1378361590]
ElaPe siedzę na wsi od kilkunastu, jak nie więcej lat... Od 10 pracuję u największego w kraju producenta nawozów wieloskładnikowych... Napiszę tylko tyle, ze dobrze zorganizowane średnie i duże gospodarstwa nie narzekają. Gdyby się nie opłacało właściciele nie mieliby nowych samochodów i maszyn na prawdę z górnej półki... Coraz mniej na wsiach Ursusów, coraz więcej John Deere , Ferguson'ów, czy Lamborgini... Coraz więcej maszyn zastępujących ludzkie ręce - świadczy o tym choćby fakt, że zachodniopomorscy rolnicy w większości nie robią już siana i słomy w kostkach, a w belach... Do tego dopłaty, kredyty preferencyjne, możliwość wykupu dzierżawionej od ANR ziemi w dobrych cenach, KRUS...
Oczywiście produkcja rolna to nie jest "bułka z masłem" a bardzo ciężka praca. Wiele zależy od pogody - jedno gradobicie i po plonach 🙁 Mimo to gospodarstwa nadal prosperują i pracują. A to że narzekają - który z Polaków nie narzeka? Generalnie chyba w naszym kraju nic się nie opłaca i najlepiej położyć sie i "kipnąć" ;-)
[/quote]

Na zachodzie, zwłaszcza w wielkopolsce i zachodniopomorskim gospodarstwa wyglądają zupełnie inaczej. Duże areały, lepsza ziemia, dłuższy okres wegetacji. Na wschodzie (mazowieckie, lubelskie, podkarpacie) dominują małe areały, C330, C360 władimirce i inne ciągniki mające 30-40 lat i więcej. Teoretycznie powinny się gospodarki scalać, dlaczego więc tak nie jest?
Działki były poszatkowane na kawałki od 0,5ha do 3ha. Gospodarze mając 10-15ha mają je w 8-9 kawałkach, oddalonych od siebie często o kilka km. Chcąc scalić ziemię i kupić jeden kawałek 10ha trzeba kupić od np. 5 osób jednocześnie. Realne? Nie bardzo. Lepiej szukającemu dużego areału kupić od razu duży kawałek na zachodzie czy na mazurach, gdzie są spore po PGR-owskie gospodarki.
Dlaczego ludzie trzymają się kurczowo swoich 3-5ha? Bo mają z tego kromkę chleba bez szynki i ubezpieczenie KRUS. co by się stało gdyby nagle każdy mały rolnik stanął w kolejce bezrobotnych? A tak większość młodych idzie do miasta i nie wraca. Spora część mężczyzn wyjeżdża na 3/4 roku do pracy na zachód Europy, reszta rzeźbi na tych kilku ha co może i dorabia na zbiorach owoców, tytoniu czy w lesie.

Czy ten co ma 10ha nie chciałby mieć 100ha? Chciałby. Tylko brakuje ponad miliona na zakup takiego areału. A potem jeszcze kilkuset tysięcy na jego zagospodarowanie.
Te dopłaty... też tak różowo nie jest. Ja mam łąkę, na której rośnie wielka grusza. Daje cień dla koni, więc nie zamierzam się jej pozbywać. Zajmuje w podstawie niech... 3mkw. Ale... cień z satelity pokazuje, że mam zalesione ponad 300mkw. Więc podczas kontroli zostałam ukarana obcięciem połowy dopłat za bieżący rok. Do tego musiałam zwrócić nadmiar dopłat za 2 lata wstecz za owe 300mkw. Próbowałam tłumaczyć w agencji, ale usłyszałam, że muszę zaprosić uprawnionego przez agencję geodetę, on zrobi obmiary i wtedy mogę się odwołać. Tylko to kosztuje więcej niż moje roczne dopłaty...
Takie akcje w tym roku miało większość gospodarzy. 2 mi znanych się odwołało, bo mają dużo ziemi i duże straty. Reszta bluzgając na ARiMR odpuściła sprawę.
A.... i w pierwszym roku zgłosiłam łąkę bez koni, bo konie jeszcze tu nie było. W kolejnym chciałam zgłosić, że są konie, zawsze to miało być ciut więcej kasy. Dowiedziałam się, że już nie mogę, bo zgłosiłam już bez koni  😵

Gaga
Bo inaczej jest na zachodzie, gdzie gospodarstwa są duże
Na wschodzie i w centrum jest dramat. Nie dość, że małe to pokawałkowane. U nas większość ludzi sobie radzi uprawiając truskawki/maliny, sadząc sady czy zakładając tunele foliowe. Ale trzeba naprawdę być zaradnym, a wielu ludzi takich nie jest woli usiąść i narzekać 🙁
Ale to już OT

100% prawdy. To nie tak, że rolnik zasieje wiosną i czeka do jesieni aż urośnie. We wrześniu chyba zaczynają chryzantemy i walczą z nimi do 1-go XI. Trzeba wstawać nocą i opalać w tunelu, żeby sadzonki nie zmarzły. Po chryzantemach sortują tytoń, wcześniej zbierany i suszony, żeby do skupu oddać. W lutym zaczyna się wysiew w tunelach sałat, pomidorów itp. W dzień pikowanie  itp, nocą palenie w piecu, żeby sadzonki nie zmarzły.
Wiosną prace polowe i sadzenie warzyw do gruntu, całe lato pielenie, zbieranie i modlitwa żeby sprzedać w dobrej cenie.
Ci ludzie mają czarne od roboty ręce, nie znają wakacji i kombinują żeby dzieci "w szkołach" utrzymać.
Widuję wsie bogate, ale tam gdzie ładna chałupa na płocie wisi szyld z reklamą usług budowlanych czy innych. Nie każdy może być dekarzem, bo popytu na usługi by nie było.
Oczywiście są też lepsi zaradniejsi gospodarze. Ale nie zbili majątku na krowach, a raczej posiadanym majątkiem obracają, żeby go nie przejeść. Na ok 500 mieszkańców wsi mamy jedno takie gospodarstwo. Reszta ciężko haruje, żeby przeżyć.
Oczywiście są też tacy, co babciną rentę puszczają na "przelew" w sklepie. Im się nic nie opłaci, nawet pracować na godziny za gotówkę. Ale tacy są i w mieście i na wsi.
Tak okiem amatora. Na wsi opłaca się wszystko i nic. Ja tego nie pojmuję. U nas wielkie , zadbane domy, auta, oczka wodne, piękne ogrodzenia. A pola.... a "lewentarz".... no nic nie ma. Do RR przyjeżdża wielu zagranicznych gości i często o to pytają.
Kto tu mieszka i z czego żyje? I ja nie znam odpowiedzi i chętnie poczytam ten wątek.
Tania, u nas nowe auta i prace wokół domów mają Ci co na saksy jeżdżą. Jedzie do Danii na 2 miesiące do sadów i koło 15 tyś ma na czysto. Kupuje auto i ma. Posiedzi 2 miesiące i pojedzie do Niemiec w tunele.
Taniu nie wiem jak jest gdziś indziej ale i u mnie na wsi jest bardzo ladnie. Domy zadbane, ogródki ogrodzone ładnymi plotami, ludzie mają samochody a łaki i pola sa zaniedbane widać latami nie uprawiane. Ale wiekszośc ludzi dojeżdza do pracy w Warszawie , częśc pracuje w Wyszkowie ilub w pobliskim miasteczku. Nikt nie żyje z rolnictwa, no jeden znajomy prowadzi całkiem duży pensjonat dla koni. Obok mnie mieszka własciciel hurtowni budowlanej i hurtowni meblowej w Wyszkowie, sasiadka jest dyrektorem szkoły dalej pewna pani jest nauczycielką biologi w liceum dalej itd itd ja też dojezdzam do Warszawy i  pracuję. Nie próbuję nawet życ z tych swoich 6 ha ,
Ja spotykam w pracy ludzi ze wsi. I ci, którzy jeszcze coś tam hodują (zwierzęta) to są tak na oko- biedni.
Starzy. Pokrzywieni. I przybywają komunikacją miejską. Potem są tacy średni - małe fermy drobiu czy świń - też są biedni tylko inaczej. Mają te domy, auta (używane)  ale wiszą non stop na kredytach i właściwie każda poważniejsza choroba czy klęska ich wykoleja. No i są ci od wielkiej produkcji. Zwykle nie są w ogóle ze wsi. Do pracy wynajmują ludzi. Mają kapitał. Opowiadają o wakacjach na Karaibach. Ale ich jest maleńko.
Patrzę na tę grupę od ponad 25 lat. I wieś biednieje i się starzeje. I tylko praca w mieście ją jakoś utrzymuje przy życiu.
Taka drobna rzecz: dawniej, za komuny, jeździłam z pogadankami o kurach. ODR to organizował. Często z panem co o opryskach mówił. Taki team stanowiliśmy. Koła Gospodyń piekły placki, miały swój lokal i się miło szkoliliśmy. Za darmo. Po prostu mi kazali i jechałam. Teraz miliony pięknych broszur na kredowym papierze a ja już kaganka oświaty nie noszę. A czasem bym pojechała chętnie. Nieodpłatnie. Lubiłam te spotkania.
mieszkam od 2,5 roku w typowo wiejskiej gminie. na wsi typowo "uprawowej". i powiem tak z moich obserwacji i doświadczeń: chcesz mieć unowocześnione gospodarstwo?.. to zapomnij o super pięknym domku z wnętrzem w marmurach i dębowymi schodami.
prawda jest taka, że samo gospodarstwo pochłania mnóstwo pieniędzy.
dla zobrazowania podam nas. mamy te 17 ha, w tym z 5 łąk (oczywiście oddalone o około 30-45 min ciągnikiem). hodowla świń (w tym 8 macior średnio) i hodowla bydła mięsnego (obecnie około 30 szt.). i co... no i produkcja z pól i łąk tak praktycznie pokrywa zapotrzebowanie na pasze. ale. na remont czeka dach od obory, okna w chlewie i oborze. teraz T. kupuje ciągnik, ba, ale nie nowy. zachodni z kilkoma latami na karku. jednak to już nie te które są na stanie (lata 70'😉... więc niby "awans", ale bez tego kroku na przód stali byśmy w miejscu a to jest równe cofaniu się. taka prawda. więc niby pieniądze na to wszystko są, ale nie można ani nimi zbytnio szastać ani też chować w skarpete, bo i takie i takie zachowanie prowadziło by do bankructwa.
więc chyba jak wszędzie i we wszystkim - trzeba inwestować.
dlatego chcemy coś dodatkowego otworzyć (jak już niektórzy być może kojarzą, planujemy agroturystyke).
więc u nas inwestycja zahaczy i o budynki mieszkalne, obejście itd. poprostu musi to "wyglądać".

dodam, że z jednej strony nie jest to lekki kawałek chleba. praca męcząca, nie ma urlopów wolnego świąt itd. dużo papierkowej roboty dodatkowo. ale jesteśmy sami sobie sterem. to my decydujemy po części co kiedy i jak.

odnośnie obserwacji innych. radzą sobie.. często dodatkowymi działalnościami. akurat mieszkam w "zagłębiu pieczarek", więc większość we wsi ma postawione po kilka pieczarkarni. są i tacy, co posprowadzali maszyny z zachodu i dodatkowo mają z nimi związane usługi.
większość ma domy z zewnątrz w miarę zadbane. ogródki wypielęgnowane.
ale to po prostu musi się chcieć, mieć czas i chęci. bez tego ostatniego to największe gospodarstwo by padło.

odnośnie 'saksy', kiedyś więcej ludzie ze wsi jeździli. teraz już chyba wszyscy chętni albo się dorobili  😁 albo się posparzali  🤔 albo wolą tutaj uciułać swój pieniądz.

i Taniu tu masz sporo racji. ale to oczywiście uogólnienie. jak zawsze są wyjątki.
Dlaczego ludzie trzymają się kurczowo swoich 3-5ha?

Wystarczy przeczytać ustawę o kształtowaniu ustroju rolnego - jadąc na Mazury czy na "zachód" rolnik przestaje być rolnikiem w rozumieniu ustawy. Nawet, w sąsiedniej gminie nie jest rolnikiem. Traci określone uprawnienia.
Problem ten można rozwiązać za pomocą pieniędzy (jak większość problemów) - ale ktoś, kto ma parę ha raczej milionów nie ma.
Nestor, możesz rozwinąć myśl? Na bardzo rozumiem o czym piszesz.
Moi wujkowie prowadzą gospodarstwo rolne powyżej 50 ha. Część ziemi jest dzierżawiona od nadleśnictwa, więc oczywiście są to kawałki oddalone od siebie, jednak nie więcej niż 3km. Na owym gospodarstwie prowadzona jest produkcja roślinna (pszenica, kukurydza, jęczmień), przy czym część zbóż jest wykorzystywana jako pasze dla bydła mlecznego, które też są tam hodowane. Krów mlecznych 15 sztuk, młodzieży też zazwyczaj 15 do 20 sztuk.
Główny problem jeśli chodzi o przychód z gospodarstwa leży oczywiście w naturze, bo niestety całość położona jest na terenie zalewowym i praktycznie co roku powodzie zabierają część plonów. Jeśli nie woda to dziki, albo susza...
Opłaca się? Bywa, że się opłaca. Chociaż narzekania są, jednak cały czas się w to inwestuje, bo inaczej się po prostu nie da. Jeśli dalej chce się prowadzić produkcję to trzeba kupić nowy ciągnik, siewnik, kombajn itd. I tak każdego roku obserwuję nowe maszyny pojawiające się w obejściu 😉 Jak wygląda sprawa po odliczeniu kosztów słabo się orientuję, podatki, paliwo to spory wydatek, ale zdrowie fizyczne i psychiczne to największy wkład w tą pracę. Nie da się przecież obojętnie podejść do nadchodzącej powodzi, do braku deszczu, do stad dzików niszczących zboże. Trzeba wstać gdy krowa się cieli lub choruje, do biegunki cielaka też się nie podchodzi ot tak po prostu. Jeden z moich wujków nocami chodzi pilnować pól, żeby dziki się nie panoszyły, ogradza, strzela, straszy. Widzę, że to strasznie wykańcza gospodarzy, w sumie mogliby zostawić to gdzieś, pozbyć się krów, całego tego majdanu, ale co oni by zrobili bez tej pracy? To jest całe ich życie w końcu, innego nie znają i nie sądzę, żeby chcieli poznać.
Znów z pozycji mieszczucha. Chętnie bym kupowała na wsi jajka, kurę martwą i oskubaną, owoce z sadu, miód, cielęcinę.
Może nawet jakiś nabiał. Nalewkę. Grzyby. No, coś bym kupiła do jedzenia. Gdyby było czyste jakieś i zdrowe.
Unijna koncepcja sprzedaży bezpośredniej miał u nas zrobić furorę. I nic. Nie udało się. A takie wielki Kraków to by wchłaniał tony żywności wiejskiej. Czytałam tu, na forum, że Warszawa czy Wrocław jakoś to organizują. U nas marnie.  🙁
Bo sa tacy co chca i lubią być rolnikami. Tak jak wielu z nas cos lubia , rolnictwo to ich zawód i ich pasja i tacy zazwyczaj są zadowoleni z życia pomimo ,że prace mają cięzką.
Tak wlasnie powinny wyglądac gospodarstwa rolne, minimum 50 h. Wtedy można już mówić o jakis zyskach.
Tak własnie wyglądają gospodarstwa w zachodnich krajach unii czy w usa. U nas niestety sredna gospodarstwa rolnego to 8 ha. No naprawdę z takiego plachetka to i wyżywic sie trudno a co dopiero liczyc na zyski.
Ale ludzie którzy mają owe pare hektarów ani myslą ich sprzedac. Ile razy już pochodziłam do swoich sąsiadów z propozycją kupna. A jesli  juz się decydują to za hektar ziemi (piasek , V klasa ziemi) zażyczyli sobie 300tys złotych. Masakra. Tak wiec zostaje przy swoich paru h, przynajmniej konie mają pastwiska.

ps - szkoda Taniu ,że jesteś tak daleko. Chętnie dalabym Ci i kurę i jajka (te to już i do pracy przynoszę i za free rozdaję)
(...)
ps - szkoda Taniu ,że jesteś tak daleko. Chętnie dalabym Ci i kurę i jajka (te to już i do pracy przynoszę i za free rozdaję)

No szkoda. Ja u siebie poprosiłam kiedyś jednego rolnika, to poszedł i zabił dla mnie kurę. Ale jego dziatwa tak patrzyła.....
Boże. Jakbym Naszą Szkapę im zjadła. No i chciał 10 zł. Dałam 20. I klątwa dzieci mnie dosięgła, bo..... ugotowałam rosół z.... wolem. Fuj!
Ogólnie wszytko się opłaca , kilka lat na nerwosolu i wychodzi się na prostą . Jak ktoś zaradny zawsze zarobi , wystarczą chęci i poświęcenie .

Normalnie nie opłaca się nic , trzymać świnie ( taką wiejską ) karmi się ją pół roku , potem sprzedaje się praktycznie za grosze (5.50zł). Chyba ,że chce się na szybko zarobić (tak jak na sklepy ) czyli tony koncentratów i cheja , świnia gotowa w 3 miesiące . Tylko ,że wtedy mamy różnicę w mięsie , wkładamy na patelnię piękny kawał a wyjmujemy połowę .

Trzymam świnie dla siebie , zjadamy 2-3 świnie rocznie (wiem co jem i nie śmierdzi ) mamy też jedną krowę na dożywociu ,więc jest mleko i cielak (cielak na sprzedaż )
Mleko idzie dla psów , kotów ,świń i kur oraz dla nas .Kury znoszą jajka ,więc na nasze potrzeby wystarczy . Dochodząc do koni , zero zysku , tylko się dokłada i dokłada , praktycznie inne zwierzęta zarabiają na konie ( mamy mniejsze wydatki na jedzenie ) .
Co do dotacji , jakieś śmieszne pieniądze są , trzeba i tak skosić łąki i zebrać, więc wychodzi darmowe siano . Obornik idzie na wymianę za słomę . Jak człowiek dobrze sobie poukłada wszytko to można jakoś przeżyć , osobiście nie sprzedaje swoich produktów co wyhoduje , mamy je dla siebie .
Nestor, możesz rozwinąć myśl? Na bardzo rozumiem o czym piszesz.



Dz.U. 2003 Nr 64 poz. 592, USTAWA z dnia 11 kwietnia 2003 r. o kształtowaniu ustroju rolnego.

Art. 6.
1. Za rolnika indywidualnego, o którym mowa w art. 5 ust. 1 pkt 1, uważa się osobę fizyczną będącą właścicielem, użytkownikiem wieczystym, samoistnym posiadaczem lub dzierżawcą nieruchomości rolnych, których łączna powierzchnia użytków rolnych nie przekracza 300 ha, posiadającą kwalifikacje rolnicze oraz co najmniej od 5 lat zamieszkałą w gminie, na obszarze której jest położona jedna z nieruchomości rolnych wchodzących w skład gospodarstwa rolnego i prowadzącą przez ten okres osobiście to gospodarstwo.
2. Uważa się, że osoba fizyczna:
1) osobiście prowadzi gospodarstwo rolne, jeżeli:
a) pracuje w tym gospodarstwie,
b) podejmuje wszelkie decyzje dotyczące prowadzenia działalności rolniczej w tym gospodarstwie;
2) posiada kwalifikacje rolnicze, jeżeli uzyskała:
a) wykształcenie rolnicze zasadnicze zawodowe, średnie lub wyższe lub
b) tytuł kwalifikacyjny lub tytuł zawodowy, lub tytuł zawodowy mistrza w zawodzie przydatnym do prowadzenia działalności rolniczej i posiada co najmniej 3-letni staż pracy w rolnictwie, lub
c) wykształcenie wyższe inne niż rolnicze i posiada co najmniej 3-letni staż pracy w rolnictwie albo wykształcenie wyższe inne niż rolnicze i ukończone studia podyplomowe w zakresie związanym z rolnictwem, albo wykształcenie średnie inne niż rolnicze i posiada co najmniej 3-let-ni staż pracy w rolnictwie, lub
d) wykształcenie podstawowe, gimnazjalne lub zasadnicze zawodowe inne niż rolnicze i posiada co najmniej 5-letni staż pracy w rolnictwie.
3. Za staż pracy, o którym mowa w ust. 2, uznaje się okres, w którym osoba fizyczna:
1) podlegała ubezpieczeniu społecznemu rolników lub
2) prowadziła działalność rolniczą w gospodarstwie rolnym o obszarze nie mniejszym niż 1 ha stanowiącym jej własność, przedmiot użytkowania wie-czystego, przedmiot samoistnego posiadania lub dzierżawy, lub
3) była zatrudniona w gospodarstwie rolnym na podstawie umowy o pracę lub spółdzielczej umowy o pracę, wykonując pracę związaną z prowadzeniem działalności rolniczej, lub
4) wykonywała pracę związaną z prowadzeniem działalności rolniczej w charakterze członka spółdzielni produkcji rolnej, lub
5) odbyła staż, o którym mowa w art. 53 ust. 1 ustawy z dnia 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy (Dz. U. z 2008 r. Nr 69, poz. 415, z późn. zm.2)), obejmujący wykonywanie czynności związanych z prowadzeniem działalności rolniczej.
4. Przy ustalaniu powierzchni użytków rolnych, o których mowa w ust. 1, stosuje się odpowiednio przepisy art. 5 ust. 2 i 3.


Jest co najmniej kilka definicji rolnika, wyjaśnia to minister:
http://www.wir.org.pl/aktualne/definicja_rolnik.htm

Ja też tego nie rozumiem, jak to dokładnie jest - sam chciałbym wiedzieć 🙂

omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
05 września 2013 17:34
Ja sobie myślę, że wielu małym rolnikom pomogłoby zmiany dotyczące sprzedaży bezpośredniej. Żeby właczyć też do niej produkty przetworzone. Bez komicznego opisywania linii technologicznej produkcji twarogu w sposób przydomowy 😉). I z ustalonymi koniecznymi wymogami a nie enimagtycznymi określeniami  które są rôżnie interpretowane przez inspektoraty.  I wtedy łatwiej byłoby kupić dobrą "domową" źywność 🙂
Tania, będę w Krk we wtorek. Jajka? Cielęcina? Mam sprzed tygodnia karkówkę chyba 3,4kg w zamrażalniku. Warzywa?

monia, właśnie przeżyć, ale kokosów z tego nie  ma jak piszą co niektórzy mniej świadomi. Z głodu nie umrzesz, na rachunki za prąd uciułasz. Ale już marmuru  w domu nie położysz.

Nestor, te zapisy znam, bardziej mi chodziło o fragment
Nawet, w sąsiedniej gminie nie jest rolnikiem. Traci określone uprawnienia.
Nestor, te zapisy znam, bardziej mi chodziło o fragment
Nawet, w sąsiedniej gminie nie jest rolnikiem. Traci określone uprawnienia.

Być może nie mam racji - ale w sąsiedniej gminie nie ma prawa do budowy siedliska, bo w niej nie mieszka, nie uprawiał ziemi przez określony czas - więc nie jest rolnikiem indywidualnym, musi odrolnić kawałek ziemi pod siedlisko - na co niekoniecznie musi dostać zgodę.
Chętnie usłyszałbym, że tak nie jest, z mocy ustawy, a nie że to się da załatwić.
wszystko zależy tak jak ktoś już napisał,zdarza mi się służbowo jeździć po gospodarstwach na płn Mazowsza, Wielkopolska itp. pod modelowymi oborami z elitarnymi krowami stoją równie elitarne fury a za murem piękne domy, w nich całe wielopokoleniowe rodziny "ze wsi", moi rówieśnicy po dobrych studiach wrócili na wieś.
Da się? da... i jak rozmawiam to pracowali na to ciężko, wyjeżdżali na zachód, uczyli się, przywozili do Polski nasienie buhajów, sprowadzali super maszyny itp. na początku wychodząc na zero lub dokładając, ale powtarzają jedno-pracować i nie marudzić i włożyć ( nie tylko kasy, ale pracy, czasu,nerwów) żeby wyjąć.
Są też gospodarstwa gdzie wchodząc przez bramę mam ochotę zwymiotować-brud,syf,malaria, na ławeczce od 7 rano do późnego wieczora te same twarze-3 pokolenia i non stop narzekanie i zawiść, bo sąsiad ma,bo sąsiad dostał, bo sąsiad kupił... a sąsiada żeby złapać w przerwie w robocie musiałam 2 razy obdzwaniać,bo a to na polu, a to w oborze, a to w urzędzie,a to w banku, a to w stacji unasieniania...i tak jest wszędzie, w mieście też. Nie wszyscy mają, nie wszyscy są biedni/bogaci.
Taka refleksja po dzisiejszej wizycie w jednym z gospodarstw 🙂
Równie dobrze mógłby być wątek "co się w mieście opłaci".
Nie ma inwestycji, nie ma zarobku.
Mi też nikt nie dał.
A rolnicy często gęsto ziemię mają w spadku takim czy owakim.
Mieszkam teraz na wsi. Kupuję siano dwie wioski dalej, słomę cztery. Owies wozi mi kumpela 30 km, w cenie marzenie.
Na mojej wsi nikomu nic się nie opłaca. Jak coś chciałam kupić, to za słomę krzyknęli 5 zł/balik  🤣 za słomę!!!!!!
Żeby mi dali słomę za obornik  🤔 to już jest czyste szaleństwo.
Podkarpacie, Polska Ż...
Jest jeden "bauer", ma wszystko. Chyba tylko ja mu nie złorzeczę, bo wiem, że ciężko na to pracował.
Reszta woli narzekać.
W jakim jeszcze interesie jest tak, że są dopłaty do pierdzenia w stołek? Odszkodowania za zniszczone nieubezpieczone uprawy?
pokemon, nie do końca się zgodzę. W mieście ile potrzebujesz na otwarcie 1- osobowego małego biznesu? Na usługi biurowe 10-15 tyś? Na sklep 40-50tyś? Wiadomo fabryki za to nie będzie.

Zakup areału, żeby było z tego rentowna gospodarka to minimum kilkaset tysięcy. Maszyny, materiał siewny i robią się miliony. Nie każdy odziedziczył. A nawet jeśli to jest to dorobek kilku pokoleń. W mieście ludzie potrafią sensowny interes rozkręcić w kilka miesięcy czy lat.

Wątek nie jest po to by tylko ponarzekać, ale by przedstawić realia, a może pomysły...

Wątek o własnej firmie dla mieszczuchów jest 🙂
Polska jest bardzo ładna prawie w każdej porze roku. Naprawdę ładna. I w zasięgu ręki.
Moim pomysłem jest agroturystyka poszerzana o sprzedaż żywności wiejskiej. Całoroczna . Z obchodzeniem świąt. Na każdą kieszeń.
I sieć sprzedaży żywności wiejskiej w mieście - całorocznej.
Może bazar?
Moją radą jest: nie wycinać starych sadów i nie sadzić tuj. Wsie wyglądają od nich jak cmentarze. Od tuj (tuji?) -no to takie cmentarne w szpic.
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
05 września 2013 19:40
mieszkam od 2,5 roku w typowo wiejskiej gminie. na wsi typowo "uprawowej". i powiem tak z moich obserwacji i doświadczeń: chcesz mieć unowocześnione gospodarstwo?.. to zapomnij o super pięknym domku z wnętrzem w marmurach i dębowymi schodami.
prawda jest taka, że samo gospodarstwo pochłania mnóstwo pieniędzy.


Ja się jednak z tym nie zgodzę. Wiem z doświadczenia naszego (mojej rodziny) i kilku rolników, którzy dali się przekonać, że kluczem do dobrego zarobku jest ukierunkowanie się na konkretną branżę. Tzn. albo zajmujemy się uprawą albo świnkami albo krówkami albo indykami albo czymś tam ale nigdy nie powinno się hodować wszystkiego po trochu (np. 12 świnek, 10 krówek i 100 indyków) bo wówczas jedna hodowla pracuje na drugą i tak przelewa się z pustego w próżne. Trzeba się zwyczajnie zastanowić i ukierunkować. W naszym przypadku rodzice zdecydowali się na mleko i w tym kierunku szły wszystkie inwestycje, tj. przebudowa obory, zakup basenu na mleko, dojarni oraz oprócz posiadanych już krów zakup (na kredyt) 20 szt. wysokocielnych jałówek z dobrym pochodzeniem, cholernie drogich jak na tamte czasy. Każda z tych jałówek po wycieleniu dawała tyle mleka, że jej zakup zwracał się i to kilkukrotnie migiem. Od tamtego czasu naprawdę żyliśmy na wysokim poziomie, niczego nam nie brakowało, kupowaliśmy coraz to nowe maszyny, ogólnie żyło się dostatnie. Byliśmy jednym z największych producentów mleka w regionie, okoliczni rolnicy nie wierzyli, że wszystko co inwestujemy zarobiliśmy z tego małego stada krów (chyba nigdy nie było ich więcej niż 30 szt.). Zazdrośni uważali, że nam rodzina z Niemiec pieniądze daje  😂 Moja mama zawsze miała głowę na karku, żyła z ołówkiem w ręku i przekonywała innych aby skoncentrowali się wyłącznie na produkcji mleka i faktycznie ci którzy się przekonali w mgnieniu oka nie tylko wychodzili na prostą ale i w końcu mieli za co inwestować, kupować maszyny, samochody, mieszkania w mieście (na przyszłość dla dzieci) -ot skromne życie rolnika, który ruszy głową.  Nie wystarczy nastawiać rogów w oborze, w hodowli krów mlecznych jest ważne aby ta krowa naprawdę dawała mleko, musi być dobrej rasy, odpowiednio karmiona oraz ważne aby dobrze dobierać materiał do krycia. To tak w skrócie.

edit - jest w okolicy hodowca indyków, stawia kurnik za kurnikiem, kurnik pogania -więc chyba jemu też się opłaca. Jest też i pan co ma dwie ogromne chlewnie więc świnie też pewnie mu się opłacają bo zapewne nie miałby wypasionej chałupy, nowoczesnych maszyn, ładnego samochodu. Pozostali rolnicy twierdzą, że nic się nie opłaca - i to są ci właśnie co mają po 15 świnek, 10 krówek .... i bidę co aż piszczy
Dołączę się do tematu z moim głośnym myśleniem.
Opisujecie przypadki rolników, którzy są konkretnymi producentami na dużą skalę. A co z małymi gospodarstwami?
Patrząc z perspektywy czasu na miejscowość, w której mieszkam. Kiedyś w koło były wielkie pola uprawne, prawie każdy miał kawałek ziemi, chował krowy, kury, świnie. Teraz w koło mamy same lasy i 0 pól uprawnych. Dlaczego? Może dlatego, że kiedyś przepisy pozwalały na to, żeby gospodarstwa same w sobie były samowystarczalne, a rodziny gospodarzy żywiły się tylko na podstawie produkcji własnej. Własne masło, sery, twaróg, mleko, jajka, mięso itp. W zasadzie takie małe gospodarstwo sporo dzięki temu zaoszczędzało, a jeszcze trochę z tego można było posprzedawać po ludziach. Teraz, przepisy są, jakie są i nie pozwalają za bardzo na taką samowystarczalność. Kiedyś świniobicie było w gospodarstwie niczym święto. Przychodził sąsiad, zabijał świniaka, później gospodarz częstował go wódką, czy jakimś innym bimbrem, gospodyni częstowała wszystkich świeżo przygotowaną świeżynką (oj, pamiętam jeszcze ten smak), a cały "rytuał" trwał do późnych godzin wieczornych. Teraz świnkę trzeba zawieźć do ubojni, później zbadać, co oprócz utrzymywania takiej świni przez kilka miesięcy dodatkowo dolicza się do kosztów jej wyprodukowania, przez co mięso jest droższe i taka produkcja się nie opłaca. Mali rolnicy rezygnują z produkcji zaniedbując pola, bo taniej i wygodniej jest kupić gotowe, ale niezdrowe produkty w sklepach, niż produkować własne, ale ekologiczne. A może to po prostu efekt wygody i lenistwa dzisiejszego społeczeństwa?

Właśnie cały pic polega na tym ,że nie ma ziemi a Państwo leci w ch....  i zamiast pomagać to szkodzi . Nóż się w kieszeni otwiera ,mają plany na moją ziemię i co ? a no gówno ,nawet jako dzierżawca nie mam pierwszeństwa kupna , to jest sprawiedliwość . Co teraz ,mam zlikwidować gospodarkę bo ziemia która miała być moja może nie będzie moja .
Rób przez pół życia na ziemi , dorabiaj się i co ? wszytko może rozsypać się jak domek z kart . Niestety ale rodzice nie byli na roli , pochodzę z bloków a sposób na życie wybrałam taki a nie inny .  U nas kupić ziemię za normalne pieniądze graniczy z cudem , cholerne mieszczuchy wykupili ziemię i dorabiają się na dotacjach , albo coś skoszą , albo podpalą . Przyjeżdża potem taka odwalona jak ta lala , w szpileczkach i szuka swoich działek . Parodia ale co zrobić jak nie masz kasy jesteś gównem , którego nawet nie możesz sprzedać .

kosteczka Jaki efekt lenistwa , naprawdę była bym głupia ,jak obcej osobie bym sprzedała mleko ,wiesz jakie problemy są za to ? chcesz produkować ser , najpierw załatw pełną dokumentacja i zezwolenia , wychodzi ponad 25 tys . (znajomy zakładał ) kiedy mu się to zwróci ? naprawdę szkoda ogólnie na ten temat rozmawiać .
kosteczka Jaki efekt lenistwa , naprawdę była bym głupia ,jak obcej osobie bym sprzedała mleko ,wiesz jakie problemy są za to ? chcesz produkować ser , najpierw załatw pełną dokumentacja i zezwolenia , wychodzi ponad 25 tys . (znajomy zakładał ) kiedy mu się to zwróci ? naprawdę szkoda ogólnie na ten temat rozmawiać .


monia, myślę, że jednak bardziej chodzi tu o wygodę. Ale też i przepisy prawne zrobiły się na tyle surowe, że nie pozwalają na niewielką produkcję własną. Przecież kiedyś taka produkcja istniała i ludzie żyli na jakimś poziomie. A teraz co drugie małe gospodarstwo upada, bo skromna produkcja zwierzęca się nie opłaca, przeżyć z tego się nie da, sprzedać też nie jest tak łatwo, bo też się nie opłaca. Równie dobrze można by było oddawać produkty za darmo, bo po przeliczeniu kosztów, wychodzi na to samo. Masz rację, szkoda w ogóle poruszać ten temat, ale według mnie, on też jest ważny.
kosteczka ale powiedz co to zmieni, że temat będzie poruszany , chyba tylko po to żeby Ci z miasta przekonali się ,że nie jest tak łatwo .  Naprawdę doprowadza mnie do nerwicy gadanie takich ludzi , bo wy macie dotacje , za konie wam płacą bo tak mówią w TV , więc sracie kasą bo Państwo was sponsoruje .
Szkoda ,że inne są realia a tacy ludzie nie znający tematu, buzują krew w żyłach .
W zasadzie to nic już nie zmieni... niestety. Pozostaje włożyć to między opowieści typu "a za moich czasów to...".
Ludzie z miasta... taaak. Bo chłopom się tak dobrze powodzi, mają dotacje i dopłaty do czego tylko się da, dużo ziemi, to na karmę dla zwierząt nie wydają nic, bo przecież sobie rośnie.
Najczęściej jest tak, że mieszczuchy skuszone takimi wyobrażeniami przeprowadzają się na wieś, kupują hektary, a po jakimś czasie spierdzielają z powrotem do miasta, bo realia wcale już tak pięknie nie wyglądają.
Jak juz wielokrotnie było napisane, scalenie gruntów nie jest wcale proste. Ja mam mało ziemi 10 ha w tym 1 ha dzierżawy (póki co bez możliwości kupna) i wcale nie zamierzam tego nikomu sprzedawać, chciałabym dokupić, ale tez nikt z takich czy innych względów odsprzedać nie chce. A jeśli ktoś sprzedać chce to cena jest dla mnie nie do przeskoczenia. Po prostu zwyczajnie mnie na to nie stać. Ziemia jest bardzo droga.
Małorolni wiedzą, ze nie mają żadnych szans na przebicie się na rynek, ale będą się trzymać tego swojego kawałka ziemi, bo to jest dla nich mimo wszystko duży majątek - przede wszystkim KRUS, maja ubezpieczenie i na starość szanse na renty rolnicze, a co zrobią jak sprzedadzą ziemie? Ustawią sie milionami w szeregu bezrobotnych? Czy pójdą całymi rodzinami harować za 6 zł za godzine na czarno, bez ubezpieczenia bez zabezpieczenia przyszłości do wielkorolnego? Tak dokładnie, ten co ma 1000 ha ma parobków, a nie pracowników.

A tak cos tam maja z gospodarstwa, w wielu rodzinach jedna osoba pracuje na etacie, druga płaci KRUS, cos tam wyhoduje do zjedzenia, coś do sprzedania i wózek jakoś jedzie. Czasem jakaś babcia z rentą czy dziadek jest to węgiel kupią na zime.
W innych ktoś wyjedzie za granice na 2 - 3 miesiace dorobi, a druga osoba "pilnuje" gospodarstwa.
Każdy sobie jakoś radzi lepiej gorzej. Niektórzy pracują naprawdę ciężko, inwestuja w gospodarstwa ile moga, ale wszystkiego nie da sie włożyć w jego rozwój , bo z czegos trzeba utrzymać siebie, dzieci, ubrać, posłać do szkoły, zapłącic rachunki, kupić węgiel drewno na zime.
Większość tez nie ma zdolności kredytowej by wziać kredyt na nowego fergusona z turem, więc ciura poczciwą 30tke.

Z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, ze kiedyś było lepiej. Lata 80te - 90te były dobre. Nawet ziemniaki po bronach sie wyzbierało i sprzedało na magazynie. Zboże od razu z pola do skupu, który był tuż nieopodal, bo akurat kolej tędy biegnie. Za nadwyzke buraków była premia, a świniaka z pocałowaniem ręki kupowali i tonę węgla można było za niego kupić.

Swego czasu nastawiłam sie na maliny. Oczywiście na taką ilość jaką byliśmy w stanie zrobic w trzy osoby + plus czasem jedna, dwie dodatkowo, ale że tak powiem dorywczo. Chociażby dwa lata temu. Tygodniowy zbiór letniej maliny - to jest około 400kg poszedł z deszczem na ziemie, padało cały tydzień non stop, skupy nie przyjmowały, zreszta nie było możliwości zbioru. Los tak chciał, ze to był najplenniejszy tydzień, straty właściwie nie do odrobienia. Jesienna sie udała, ale cena wahała sie od 1,50 do 2,50 za kg. To jest tak żenująco śmieszna cena, że aż ręce opadaja.
W zeszłym roku maliny udały sie lepiej niz średnio, cena była kiepska. Nie przekroczyła 3 zł.
W tym roku malina letnia słabo sie udała, zbiór był bardzo krótki, ledwo 2 tygodnie, cena średnia powyżej 3 zł. Za to jesienna kosztuje obecnie ponad 5 zł za kg, jest to cena bardzo dobra, naprawde zadowalajaca, ale co z tego jak maliny jesiennej jest o 60 % mniej niz w zeszłym roku. W poprzednim roku rwaliśmy średnio 100kg maliny co drugi dzień i o tej porze roku czyli koniec sierpnia to była połowa wegetacji maliny czyli najwyższe plonowanie. W tym roku do poprzedniego tygodnia rwaliśmy średnio 50 kg co trzeci dzień, a obecnie malina właściwie sie juz kończy, do 15 wrześnie nie będzie juz nic. A to wszystko z powodu suszy.  Czyli jak zwykle zysk żaden, tyle, ze się pieniądze weźmie w kupce.

W tym roku, akurat w czasie tych wielkich upałów była u mnie znajoma z miasta, tam urodzona tam pracuje. W ramach rozrywki poszła ze mną rwać maliny, wymiękła po godzine stania na 45 stopniach w słońcu, a 2kg koszyczek malin uwiązany w pasie ją niemal przewracał.
Powiedziała - już kocham mój etat w pracy za biurkiem, wiatraczek kawe i krzesło. Się zdziwiła jak my stoimy 8 godzin w malinach w takie upały, jak wstajemy tak rano i tak póxno idziemy spać i jeszcze mamy siłe oporządzić zwierzęta. I się pyta czy tak codziennie. A no codziennie, samo sie przecież nie zrobi.

Heh ja bym nie wytrzymała dzień w dzień 8 godzin w 4 ścianach nad papierami. Dusze się w takiej pracy, dlatego robie to co robie, mimo, ze wychodze na totalnego frajera.
Z kolei inna pani z miasta, przyjeżdża do sąsiadki na wieś sie zrelaksować i zawsze wyjeżdża do nas z tekstem, a wy to macie wszystko swoje nic nie musicie kupować, urośnie wam samo  😵. No kuźwa ręce opadaja.

Mam pszenice do sprzedania, najbliższy skup 7 km nie przyjmuje (po co ten skup nie wiem), do dalszych albo nie ma czym zawieźć bo koszt transportu jest za duży, przyjechać też nie przyjadą, bo musi być minimum 25 ton, albo musi być kontraktowane.
To sie sprzedaje po 200-300kg na targu, komuś na mąke, czy dla kur. Kiedys każdą tone na magazynie przyjęli.
A pszenice mam zdrową, opryskana tylko od chwastu na jesieni. Ale takiej polskie młyny juz nie chca, wolą nafaszerowaną chemikaliami.
Sąsiedzi - starsi ludzie, kiedys kupili sobie taką pszenice na mąkę od wielkorolnego - sprzedali mu ziemie, na której zasiał tą pszenice, widzieli z okna, strasznie im się podobała to sie ugadali, ze im odsprzeda 200kg. Później przyszli do mnie, z żalem opowiadali, że musieli mąke wyrzucić, bo dosłownie smierdziała opryskami, a zrobienie z nich klusek śląskich czy kopytek było niemożliwe, bo sie w garnku ciapa robiła.

Ja sie ciesze, że mam swoją pszenice na mąke wiem co jem, wiem co mam. Tak samo świniak, jajko czy mleko/nabiał, sok z malin, dżęm z truskawek czy ogórki, itd.

Jest mi tylko cholernie przykro, że nie ma tego gdzie sprzedać, a już o godnej cenie za to nie wspomne. Bo nie opłaca się sprzedać prosiaka za 5 zł chowanego 8 miesiecy bez grama koncentratów, tylko na własnym zdrowym zbożu i mleku. Bo świnia właśnie tyle rośnie, a nie 3 miesiace. A do tego co mamy teraz w sklepach doprowadziło właśnie wyparcie z rynku małych gospodarstw. Bo tylko duże gospodarstwa to jest przyszłość, tak uważa państwo i do tego dąży. Chce za wszelka cene pogrążyć małych rolników, a to bardzo źle, bo to własnie oni produkują zdrową żywność.

---- 
poprawiłam jedno zdanie bo jakoś dziwnie wyszło.
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
06 września 2013 05:05
a ja wciąż powtarzam: "rozlegulować" trochę rynek żywności. Tak, żeby chłop mógł sobie bez papierków i cudów sprzedać mleko czy wędzoną kiełbasę. Kontrola? Najprostsza na świecie 1. Rynek badziew szybko zweryfikuje, 2. Niespodziewana kontrola np. Sanepidu i zbadanie próbek żywności. Nie badanie CZYM  gary myje. Grunt žeby czyste było. Taniu kocham cię za słowa o tujach. Nie cierpię ich :/. Hodowle pająków. Też mi się kojarzą z cmentarzami. A stare sady giną 🙁. Z tym co pisze pokemon też racja. U mnie kpić siano - porażka 🙁. O słomie nie marzę są tartaki są trociny. Ale czy zlikwidowanie skupów też nie spowodowało takiego podejścia? Jak była zlewnia w każdym gospodarstwie były krowy. Teraz najbliższa jest 4 km dalej :/.
Tylko, że ja akurat widziałam, jak taki chłop produkuje taką kiełbasę lub mleko bez papierków. Połowa z WAs obumarłaby nie doczekawszy dnia następnego.
Pani myjąca kanki na mleko pokrzywami, chyba o tym pisałam. Dla mnie ekologiczne bez certyfikatu na wsi równa się jednoznacznie z syfem po prostu, bo taka jest rzeczywistość wiejska.


pokemon, nie do końca się zgodzę. W mieście ile potrzebujesz na otwarcie 1- osobowego małego biznesu? Na usługi biurowe 10-15 tyś? Na sklep 40-50tyś? Wiadomo fabryki za to nie będzie.

Bez sensu piszesz. Serio. Jak se otworzę sklep z pietruszką za 15 tysięcy, to zostanie mi pensja minimalna co miesiąc.
Tak samo jest z rolnikami. Masz mało, będziesz mieć mało.
Rolnicy po prostu od lat lawirują, żeby mieć mało inewstycji, a dużo zarabiać.
I KRUS  😜 dlaczego do tej pory to nie padło?


EDit - bo tak mi się przypomniało. Wstawanie bladym świtem... O godzinie 8 rano 80% ludzi na wsiach wychodzi zaspanych w piżamach. TA reszta to właśnie pewnie Ci co nie narzekają, że na wsi się nie opłaca.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się