Nestor a Twoim zdaniem za komuny było lepiej?
(...)
Wszyscy na świecie płacimy jakąś cenę za życie w takich a nie innych państwach. Utopie nie istnieją (może po śmierci, dla co poniektórych).
Nie było lepiej - komuna to był syf, opresyjny, kilkadziesiąt lat hamulca w gospodarce i grabież na niewyobrażalną skalę. To jest aksjomat - nie wymagający dowodu i powtarzania oceny. Stan ten był skutkiem podległości komunistycznej Rosji. To jest tak oczywiste, że nie muszę tego powtarzać za każdym razem.
Problem polega na cenie, jaką zapłaciliśmy za wyjście z komuny. Drugi problem polega na tym, że zmiana tej sytuacji, jakościowa jest zdecydowanie trudniejsza, niż za komuny. Wtedy było co obalić - a odpowiedź o uwolnienie czynników zrostu i zaprzestania grabieży była prosta i oczywista. Co więcej - ta odpowiedź była prawidłowa. Wbrew temu, co uczą na lekcjach historii komunistom zniszczenie przedsiębiorców i ludzi z kręgosłupami zajęło co najmniej 15 lat - ostatecznie nastąpiło w końcu lat 50 XX w., a nie zaraz po wejściu Armii Czerwonej. To oznacza, że społeczność danego państwa ma możliwość oporu i wpływania na bieg spraw - nawet pełna władza militarna i policyjna nie jest wystarczająca do stłamszenia. I niekoniecznie wymaga to wychodzenia na ulice.
Ja to rozumiem, że możliwość podróżowania czy studiowania za granicą jest wartością samą w sobie. Niemniej, to studiowanie ma czemuś służyć - no, bo przecież nie samemu poszerzaniu horyzontów. Chodzi o zwiększeni stanu posiadania, który daje większa niezależność. Tymczasem po zagranicznych studiach możesz wrócić do niczego - nie masz majątku na zainwestowanie, a dorobek poprzedniego pokolenia ma być zjedzony przez odwróconą hipotekę. Czyli po prawie 25 latach wolności masz prawo zacząć od zera. System pracuje jeszcze na innymi projektami - przywróceniem opodatkowania spadków i utrudnieniem odrzucenia spadku, jeżeli tym spadkiem jest np. kredyt hipoteczny. Obecnie odrzucając spadek możesz uwolnić się od długów rodziny - ale w przyszłości może to być utrudnione lub niemożliwe. To tak, jak z Murzynami w USA - oni byli niewolnikami zwłaszcza lokalnego sklepikarza ze sprzętem rolniczym i materiałem siewnym.
Dzisiaj też mamy jakiś wybór - pomijam emigrację, co też jest jakimś wyborem, ale prowadzi do utraty siły państwa. To z kolei oznacza, że dla żyjących tu i teraz byt (państwo) który ma być ostoją obywateli, preferować ich względem innych na danym terytorium nie jest w stanie tego zrobić - a żyjący tu i teraz nie maja możliwości uzyskania takiego statusu gdzie indziej. Wynika to wprost z tego, że zostanie pełnoprawnym obywatelem państwa dobrze rządzonego jest trudne - lub niemożliwe - bo każde dobrze rządzone i zasobne państwo nie szafuje obywatelstwem.
Nie mając własnego, dobrze rządzonego, zasobnego państwa jesteśmy obywatelami drugiej kategorii - a pełnoprawnymi obywatelami innego stać się nie możemy.
Jest więc tak, że ta szkoła i ten paszport dają szansę na start od zera, czy z niskiej pozycji dopiero drugiemu pokoleniu. Ja startu od zera nie uważam za sukces.
W wymiarze indywidualnym są oczywiście możliwe sukcesy - nawet spektakularne - ale o jakości państwa świadczy statystyka, a nie spektakularne sukcesy jednostek, którym udało się przechytrzyć System.
Odpowiedź na pytanie, co należało zrobić, czy co nadal można zrobić, w ogólności jest prosta:
- nie dać się okradać
- korzystać umiejętnie z tych zasobów jakie się ma
- unikać głupców i oszustów.
Oznacza to stawianie na właściwych ludzi i roztropne dysponowanie ograniczonymi zasobami.
W praktyce oznacza to np. co należało zrobić w czasie tzw. prywatyzacji. Społeczeństwu wmówiono, że zgoda na sprzedaż miejsc ich pracy za 10% wartości w zamian 10% renty korupcyjnej to świetny biznes. Ta zgoda pracowników wyrażona była wprost - mieli swoich reprezentantów, wielu - i zgodę wyrazili. Można było zapytać, dlaczego za 10% a nie za 30%. można było.
"kapitał" by się nie zgodził? No i co z tego? I tak przemysł czy przetwórstwo zostało zmodernizowane za pieniądze samych firm, a nie żaden kapitał zagraniczny - bo greenfieldów było i jest mało. Nie jest żadnym greenfieldem budowa centrum usług finansowych - czyli biurowca, w którym nędznie opłacani pracownicy liczą cudze pieniądze. Co więcej do każdego miejsca pracy polski podatnik dopłacił kilkadziesiąt tysięcy złotych. A czy Ty chcą założyć 10 osobową firmę dostaniesz 5 letnie zwolnienie z podatku i 500 000 złotych bezzwrotnego dofinansowania? O ile wiem, to na pewno nie. Te pól miliona dla inwestujących rzekomo "kapitalistów" masz wyłożyć z własnych podatków - lub długów zaciąganych przez państwo - a to chyba nie jest dobry biznes. Dlaczego nikt nie pyta o to, że jest to jawne pogwałcenie zasady równości podmiotów gospodarczych?
Wiem to z życia, tzn. bezpośrednio z tych firm (to moja praca), a nie z gazety takiej, czy innej, czy telewizora.
Kolejna kwestia to reprywatyzacja - bezdenną głupota było i jest stawianie na tych, co mówią, że się nie da. Da się - tyle że reprywatyzacja oznacza, że znaczny odsetek obywateli poprawił by swój stan posiadania. Takiemu obywatelowi nie da się powiedzieć, że ma pracować na 1500 miesięcznie. Dalej - jeżeli dyrektorem lokalnego banku jest sąsiad, to kredyt da bez czekania na telefon z Niemiec czy USA, czy to jest inwestycja preferowana, czy nie. Dalej - większość firm zagranicznych nie trzyma pieniędzy w polskich bankach - można by je zmusić ustawą do tego? Można, ale kto ma to zrobić - skoro wybieramy tych, co twierdzą, że swoboda obrotu kapitałem to nowy bóg? Brak tego kapitału w bankach przekłada się wprost na ich zdolność do udzielania kredytów.
Co mówią banki? Mówią - na telewizor kredyt jest, na firmę nie ma.
Dalej - mitem jest przywożenie jakiegoś know-how przez "inwestorów". Know-how czego? - produkcji majonezu, czy dżemu? Mitem jest dostęp do tzw. innych rynków - ponieważ większość produkcji idzie na rynek wewnętrzny. Technologie produkcji majonezu można kupić, podobnie jak centrale telefoniczne. To my płacimy za te produkty, a nie jakieś "nowe rynki".
Dalej - kwestia tzw. dotacji Unijnych. Sukcesem jest jakoby "przydzielenie" Polsce kilkuset miliardów czegośtam. Tu pojawia się pytanie o wartość i jakość tych studiów zagranicznych - co one są warte, skoro nikt nie chce zrozumieć, że np. 300 miliardów EUR dotacji oznacza wprost, że jako podatnicy musimy złożyć się na kolejne 500 miliardów długu publicznego - a studenci powtarzają jak mantrę "dostaliśmy 300 miliardów". Mnie z wliczenia wychodzi, że z odsetkami to jesteśmy tak ze 300, ale w plecy. Te 300 nie zamieniło się przecież w coś, co procentuje - jak np. procentuje stadion za miliard złotych? Ktoś coś ma z tego poza wąską grupą z PZPN i piłkarzami, płacącymi podatki w innym państwie? Przecież każdy rozsądny człowiek wybudowałby fabrykę, jak ma za mało - a nie basen, czy stadion. To jest tzw. wzór należytej staranności - czyli poprawna jest ocena, jak ktoś postąpiłby we własnej sprawie - za swoje pieniądze.
Te pieniądze, które ja miałem na fabrykę rząd mi zabrał, pożyczył jeszcze (też ja będę musiał to oddać) i wybudował zaplecze dla Bundesligi. Gdyby np. wybudował kilka hal jeździeckich - no to ja mogę na bazie tego sprzedać konia, bo jest mój - ale stadion? Mam otworzyć sklep z trampkami, albo studio tatuażu dla kibiców? I z tego żyć?
Wracając do tych możliwości edukacyjnych - ilu mamy inżynierów po MIT czy politechnice w Karlsruhe, lekarzy z praktyką w klinice Mayo czy podobnych? Studia ekonomiczne czy prawnicze, w ogólności "humanistyczne" to czysta propaganda, mając uzasadnić dlaczego oni mają mieć więcej, a my mniej - i taką też można dostać po nich pracę - przy pilnowaniu, żeby ten stan nie uległ zmianie.
Indywidualnie to jest jakaś szansa - skończyć prawo w Niemczech, by potem pomagać lokalnym filiom niemieckich firm w Polsce w obchodzeniu prawa, czy kopaniu miejscowych przedsiębiorców. To się zmieniło o tyle, że teraz to się nie nazywa volkslista, tylko wymiana międzynarodowa, a do Polaka przychodzi komornik, a nie agent Gestapo. To oczywiście jest lepiej - i nie należy rozumieć ostatniego zdania jako gloryfikowania okresu okupacji (jak z analogicznym rzekomym gloryfikowaniem komunizmu) - ale czy to jest dobrze?
Co do ostatniego Twojego zdania - to chciałbym zauważyć że w pakiecie z paszportem i swobodą wyboru miejsca zamieszkania, pracy, studiowania dostaliśmy przetworzoną ideologię komunistyczną - bo tym jest doktryna państwa świeckiego, neutralnego światopoglądowo. W takiej filozofii wszystkie wybory są fałszywe, niezależnie od ich aktualnego skutku. Oni mają to tylko na eksport - bo demoralizacja jest na eksport - dla siebie - niezależnie od aktualnej koniunktury jądro władzy jest oparte o władcę dziedzicznego i religię panującą (Anglia, Szwecja, Dania, Holandia, Hiszpania, Belgia, Japonia, Australia, Kanada z tuzin państw afrykańskich, Rosji jeszcze trochę brakuje, ale Putin się stara, chociaż gdyby nie ropa i gaz to już należeliby do Commonwealth of Nations /Wspólnoty Narodów). To dla jełopów z Polski jest komunikat, że to tylko fasada i turystyczna atrakcja. W USA nawet na pieniądzach mają napisane "In God We Trust" - a nie "Niech żyje tolerancja".
Wersja dla Panów jest taka:
http://en.wikipedia.org/wiki/In_God_we_trusta tu jest wersja dla przygłupów:
http://pl.wikipedia.org/wiki/In_God_We_Trust... czyli nie jest to motto Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej - ale tytuł płyty. Dwie inne literki, a ile radości.