Muffinka, udorka, Powiem Wam, że na przykładzie synka sąsiadki, który ma miliard zabawek, wszystkie dostępne jednocześnie. Nie bawi się niczym. 🤔 Myślę, że to głównie dlatego, że ma tego wszystkiego po prostu za dużo i/lub za dużo na raz.
Poza jego mama zajmuje się jednocześnie 10-cio miesięczną córeczką, która jest na etapie raczkowania z prędkością światła, stawania przy meblach i pierwszych kroczków bez trzymanki. W drodze trzecie dziecko, zaczyna się szósty miesiąc ciąży. 😁 Więc nie ma możliwości poświęcić najstarszemu Frankowi tyle czasu ile by chciała i tyle ile ja mogę poświęcić Babikowi, stąd różnica.
Ja staram się żeby Gabik miał dostęp do tylko kilku zabawek na raz, przez jakiś czas. Potem je chowam do szafy i daję inne, których jakiś czas nie widział. Pożyczamy sobie zabawki i książeczki z sąsiadkami i oddajemy za kilka dni.
Gabik uwielbia "czytać" książeczki i rysować, ale naszym hitem są ostatnio inscenizacje z udziałem różnych postaci lego i figurek zwierzątek.
Pierwszy raz wymyśliłam to sama. Wzięłam jakąś figurkę "Tralalalala, idzie sobie piesek i puka do domku (kartonowy z pieluszek Dada). Puk, puk puk, otwiera mu pan strażak, Dzieńdobry piesku, co chciałeś? Dzieńdobry panie strażaku, czy mogę wejść do domku? Tak, proszę piesku, wejdź. Dziękuję panie strażaku..." Wchodzą, zamykamy drzwi i następne zwierzątko... (Przy okazji nauka zwrotów grzecznościowych 😉 )
Gabrysiowi tak bardzo się to spodobało, że powtarza takie dialogi między postaciami sam. U moich rodziców dorwał taki sam kartonowy domek, a z racji braku figurek lego wziął to co było dostępne, czyli figurkę Buddy i Józefa Piłsudskiego. 😁
Wstawiałam to kilka dni temu:
Wniosek z tego, że mniej ważne są konkretne zabawki, bardziej liczy się pomysł na zabawę. 😀 Nieważne czy to platikowo-świecąco-grająco-pierdzący fiszer-szajs za 500 zł, czy patyki, kamyki i sznurek.