Kto/co mnie wkurza na re-Volcie? Reaktywacja ;)

madmaddie, nie widzę powodu by mówić np. "to taki joke"
Nasturcja-Renata   Moi trzej mężczyźni :)
15 lipca 2016 18:06
zgadzam sie z bera7
tak samo mnie wkurza jak ktos mówi "mam newsa"  🙄
Nasturcja-Renata, czasem po prostu "nius" bardziej pasuje do kontekstu niż nowina albo wieść 😉

Mnie aż tak już nie wkurzają zapożyczenia, o ile są odpowiednio użyte. Sporo słów już się utarło i gdyby je zwyczajnie przetłumaczyć, to już niekoniecznie chodziłoby o to, co mieliśmy na myśli, zwłaszcza w konkretnych środowiskach czy branżach 🙂 taki audiobook. Mamy mówić akustyczna albo dźwiękowa książka? Ktoś by wpadł co to takiego? 😁
Edit: O, wiem! Bo brakowało mi słowa. Udźwiękowiona książka brzmi najlepiej! 🤣
A mi nie przeszkadzają wyrazy typu "mam newsa", czy "to joke". I cała masa innych, które akurat mi teraz nie przychodzą do głowy.
Do pana w biurze nie powiem "ja z takim newsem przyszłam", ale już do znajomych, czemu nie? Mi się takie bycie super hiper poprawnym, kojarzy z byciem, sorki, nieco drętwym.  😉
maiiaF, wyraźnie napisałam, że tam gdzie nie ma prostego odpowiednika. Normalne, że jest postęp i nowe przedmioty, nauki, sporty itp mają swoje nazwy i fajnie jak na całym świecie nazywa się to tak samo. Natomiast czytając zdania niektórych użytkowników widzę mieszankę językową, zupełnie niepotrzebną, taka korporacyjna moda.
Gdyby nie sympatia i często fajne wypowiedzi tych osób to najchętniej z uwagi na język wciskałabym ignor.

A news, to dawna rewelacja chyba. Ja pamiętam, że tak mój dziadek pytał o plotki 😉

Tunrida może i drętwa jestem, ale nie widzę powodu by ciągle gonić za dziwnymi tworami, bo z tych słówek powstają jakieś twory, których w słowniku nie znajdziesz.
A może to jakaś moja miłość do ładnej polszczyzny, nie wiem. Ale bardzo lubię jak ktoś ładnie mówi czy pisze. Niekoniecznie musi to być na siłę elokwentne, bo wtedy wychodzi sztucznie.
Zawsze mi się fajnie czytali posty Tani i jakoś brakuje mi jej obecności na forum.
bera7, ignor= ignore (ang. to ignore), bardziej po polsku byłoby "wciskałabym ignoruj"
Ja niezłośliwie, tak mi się rzuciło w oczy  :kwiatek:
News i joke są moim zdaniem ok, ale wkurzają mnie np. anyway czy by the way. Po prostu brzmią idiotycznie, kiedy reszta zdania jest po polsku 🤣
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
15 lipca 2016 20:40
bera7, ot jesteś purystką (językową) i tyle 🙂
Taki audiobook. Mamy mówić akustyczna albo dźwiękowa książka? Ktoś by wpadł co to takiego? 😁
Edit: O, wiem! Bo brakowało mi słowa. Udźwiękowiona książka brzmi najlepiej! 🤣


Dawniej były najzwyczajniej radiowe słuchowiska. 😉
Sama łapię się na używaniu zbyt wielu angielskich słów 🙁 Prywatnie nie jest aż tak źle, ale w pracy to taki angielsko-polski korpo-zlepek np. jak to poprawnie zapostować? (zamiast zaksięgować).
yegua, masz rację. Chociaż mi ignor (jako funkcja) kojarzy się z ignorować. Mnie właśnie taki niedbały korpo język irytuje, to chyba spadek po byłym szefie, który tego nadużywał aż zwróciłam uwagę.
Na wątku "Gry z rozszerzoną rzeczywistością"  dobrze widać, jak za pomocą małego pudełka, zasilanego z baterii można prowadzić trening zdolności lingwistycznych, np.:

Czyli expić to znaczy przechodzić na wyższy level, tak?

Sam fakt, że ktoś akceptuje używanie zwrotu "rozszerzona rzeczywistość" na migające obrazki w pudełku z baterią jest wysoce intrygujący.
busch   Mad god's blessing.
16 lipca 2016 10:17
yegua, ja też niestety się czasem na tym łapię. To chyba jest szczególnie trudne dla osób, które na co dzień w pracy rozmawiają więcej po angielsku, niż po polsku. Miałam też tak jak bardzo intensywnie uczyłam się angielskiego. Po prostu po pewnym czasie, jak nauczysz się też myśleć w danym języku (co jest konieczne, żeby umieć się płynnie wypowiadać w mowie i piśmie), to pewnie zwroty i wyrażenia jakoś jednak lepiej brzmią po angielsku, są albo bardziej krótkie, dobitne, albo też mają nieco inny odcień znaczeniowy, który akurat by się nam przydał w danej sytuacji.

Na przykład taki news - krótkie, zwięzłe słówko, które ma jeszcze taki odcień znaczeniowy nowości, czegoś ciekawego, wartego opowiedzenia. No i niby mamy też w polskim "wiadomość", ale ona jest na pewno mniej zwięzła, raczej taka dość formalna. "Mam dla ciebie wiadomość" - nie użyjemy tego jednak, kiedy będziemy chcieli opowiedzieć komuś najnowszą ploteczkę. Nowinka - jest niby nacisk na tą "nowość", no ale jednak nie jest to słowo neutralne stylistycznie i nie bardzo przystaje do bardzo nieformalnej rozmowy z koleżanką. itp. itd. Jak ktoś bardzo dużo używa języka angielskiego, to w dodatku ten "news" przychodzi naprawdę naturalnie i bezrefleksyjnie. To nad polskim odpowiednikiem czasem się trzeba mocno nagłowić. W słowie mówionym raczej niedobrze jest się głowić nad każdym wyrazem, w słowie pisanym (na forum), jest już łatwiej, ale pamiętajmy że większość osób przychodzi sobie tutaj się odstresować i pokasztanić, więc jakoś ich nie obwiniam za to, że się nie zastanawiają 10 minut nad każdym anglicyzmem.

Zresztą, tak jak dziewczyny mowiły na poprzedniej stronie. Zapożyczenia to większość żywej tkanki naszego języka. Ocenia się, że typowo prasłowiańskich słów we współczesnej polszczyźnie jest ok 3-7 tysięcy (różne badania to różne szacunki). Słownik Doroszewskiego ma 125 tysięcy haseł na przykład.
A mnie to wcale nie denerwuje, w dobie międzynarodowych korporacji, komputerów i w ogóle globalnej wiosce, w której chcąc nie chcąc żyjemy, pewne określenia po prostu weszły w język codzienny i wbrew pozorom najprecyzyjniej oddają to, co chcemy powiedzieć, mimo, że być może polski odpowiednik istnieje. Skrajnym zaobserwowanym ostatnio przeze mnie przypadkiem była sytuacja, w której kolega studiujący architekturę nie był za bardzo w stanie przez telefon pomóc mi w mojej pracy, ponieważ miałam polską wersję   😁
Nie wiem oczywiście, głosem którego pokolenia jesteście, ja jestem z tego kończącego studia i wkraczającego w rynek pracy. ASAPy i tym podobne potworki zbieram codziennie, choć przyznam, że ten mnie najbardziej irytuje.
No i tak jak pisze busch - język angielski ma pewną przewagę nad polskim  - pozwala wypowiadać się zwięźlej po prostu, lepiej ujmuje skróty myślowe.
busch   Mad god's blessing.
16 lipca 2016 10:43
lillid, w ogóle mam taką teorię, że te wszystkie potworne skrócenia typu n-li (omawiany ostatnio na re-volcie) biorą się właśnie z tego, że młode pokolenie ma bardzo dużo kontaktu z językiem angielskim - no bo w szkole, ale też w Internecie i w popkulturze, filmach, grach itd. No i właśnie angielski ma zatrzęsienie skrótow, które normalnie funkcjonują w rozmowach, np. ten nieszczęsny ASAP, ale też takie rzeczy jak "Someone OD-ed" są dużo częściej używane niż "someone overdosed". "CBT" zamiast "cognitive-behavioural therapy", "MIL" (mother-in-law) itd. Jak się powłóczyć po angielskiej stronie internetu, to jest tego całe zatrzęsienie i ludzie normalnie używają skrótów zamiast pełnych słów, czy wyrażen. Nikt nawet tego nie komentuje. Wydaje mi się, że w języku polskim skrótów, skrótowców i innych jest naprawdę mało w porównaniu z językiem angielskim, plus są nacechowane. Raczej kojarzone z socjolektem gimnazjalnym, czy korporacyjnym i traktowane pogardliwie.
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
16 lipca 2016 11:04
Na wątku "Gry z rozszerzoną rzeczywistością"  dobrze widać, jak za pomocą małego pudełka, zasilanego z baterii można prowadzić trening zdolności lingwistycznych, np.:

Czyli expić to znaczy przechodzić na wyższy level, tak?

Sam fakt, że ktoś akceptuje używanie zwrotu "rozszerzona rzeczywistość" na migające obrazki w pudełku z baterią jest wysoce intrygujący.


Intrygujący bo...? Interesowałeś się dlaczego to się tak nazywa? Ktoś tak nazwał gry, które łączą obraz rzeczywisty, m.in. przechwytywany kamerą (PokemonGO), z wygenerowanym komputerowo obrazkiem. Czyli faktycznie dokładamy coś do rzeczywistości. Pokazanej na ekranie co prawda, ale jednak jest to obraz tego, co widzisz gołym okiem, a nie fikcja, świat w 100% wygenerowany komputerowo, wymyślony. Tu nie chodzi o fotorealistyczną grafikę w grze tylko o coś zupełnie innego. Technologia cały czas się rozwija i pojawiają się nowe rzeczy, które trzeba jakoś nazwać by odróżnić je od innych. W tym wypadku dodatkowo na plus dla purystów językowych, bo nazwa jest po polsku, a nie jest jakimś czystym, angielskobrzmiącym zapożyczeniem, i według mnie dobrze oddaje ideę programu.
Expienie czy levelowanie to już slang dotyczący gier, więc tu bym się nie czepiała, bo slang rządzi się trochę innymi prawami. Ludzie nie expią w pracy i nie levelują na wyższe stanowisko, tylko zdobywają doświadczenie i awansują, większość graczy nie używa tego slangu w odniesieniu do życia codziennego. A slangów jest pełno, większości z nich przeciętny człowiek nie zrozumie, nawet jeśli nie ma w nich zapożyczeń z innego języka 🙄

busch, nie zapominajmy o tym, że twitter czy sms ma ograniczoną liczbę znaków, plus skróty są szybsze, a dziś każdy pędzi na łeb na szyję. No i nie oszukujmy się, ludzie są leniwi, jeśli da się iść na skróty to pójdą a napisanie cb, sb itp. jest po prostu mniej wymagające 😂 Ale Amerykanie czy Anglicy są o wiele bardziej wprawieni w pisaniu skrótowo niż my, u nas to jeszcze (na szczęście!) kuleje, chyba mamy język trudniejszy do skracania 😉
busch   Mad god's blessing.
16 lipca 2016 11:07
Misskiedis, albo więcej purystów językowych, tudzież grammar nazis 😁
Czyli faktycznie dokładamy coś do rzeczywistości. 
Gra w telefonie, podobnie, jak sam telefon są rzeczywiste - natomiast "rzeczywistość" z gry nie jest rozszerzeniem rzeczywistości, to jest fikcja, podobnie, jak film, czy powieść.
Jeżeli uraziłem uczucia religijne (stwierdzeniem, że ołtarzyk w postaci telefonu to tylko gadget, przydatny w życiu codziennym) to przepraszam.
Nestor, dalej nie rozumiesz, na czym polega ta gra. Otóż pokazuje ona bieżącą rzeczywistość, za pomocą kamery, czyli obraz rzeczywisty (to co widzisz za swoim telefonem) jest naniesiony na wyświetlacz. Natomiast gra rozszerza naniesioną rzeczywistość (o elementy fikcyjne, jak wspomniane pokemony). Czyli jest to gra z rozszerzoną (w domyśle: o elementy fikcyjne) rzeczywistością.
Edit: i owszem, masz rację. Całość zmienia się w fikcję, bo tego Pokemona przecież naprawdę nie ma na mojej kanapie. Dlatego nie jest to już rzeczywistość, a rozszerzona rzeczywistość.
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
16 lipca 2016 12:00
Nestor, czyli nie rozumiesz o czym piszemy, a zarzucanie mi że telefon jest dla mnie ołtarzykiem i że urażasz moje "uczucia religijne" pozostawię bez komentarza, bo jedyne co, to mogę wybuchnąć śmiechem 😂
Na prawdę rozumiem, że gra jako całość jest fikcją, za to ty chyba nie rozumiesz, że nazywa się to rozszerzoną rzeczywistością dlatego, że zapożycza się rzeczywistość na potrzeby gry i do niej dokłada się obrazek nie przerabiając obrazu rzeczywistości na np. fikcyjne miasto wymyślone przez twórcę. Na obraz rzeczywisty, przechwycony przez kamerkę, nakłada się dodatkowy obrazek fikcyjny by stworzyć grę. A przy okazji wyciąga się ludzi z domów, żeby w rzeczywistości, na swoich niefikcyjnych nogach, połazili po okolicy.
Ot, czepiasz się nazwy, która, według mnie, akurat całkiem fajnie oddaje ideę programu. Jak się coś dokłada do "wersji podstawowej" to się tworzy "wersję rozszerzoną" 😁
bera7, ignor to akurat taki drobiazg, mało rażący. No i jednym kojarzy się ze słówkiem angielskim, a innym z polskim.
W pracy trudno o brak korpomowy, bo wszystkie programy mamy po angielsku i szkolą nas też po angielsku, ale rozmawiamy zarówno po angielsku jak i po polsku (albo i w wielu innych językach).
Gdybym tłumaczyła wszystko na polski, to wiele osób patrzyłoby na mnie jak na dziwaka, bo to po prostu nie pasuje.
rybka   Różowe okulary..
16 lipca 2016 12:28
Mnie zaś wkurza, że ludki wystawiają rzeczy do sprzedania, a później nie odpowiadają ani na pw, ani na maila. Jakaś plaga czy co, do 3 osób napisałam, że chcę coś kupić i nic ciiiiszaaa (od miesiąca, nie to, że jestem niecierpliwa)
A ja to wkurzenie doskonale rozumiem. Żenujące jest to, do jakiego stopnia ludzie kaleczą własny język uważając że nie ma w nim jakiegoś słowa - bo po prostu go nie znają. Nie mają żadnego zasobu słownictwa. Nie mówię tutaj o konkretnych dziedzinach, w których faktycznie dla wygody i komunikacji pewne pojęcia się utrwaliły. Choć w języku polskim tego typu zabiegi to żadna nowość. Nie wiem czy pamiętacie czasy gdy ludzie przetykali język polski rosyjskim. Dużo wcześniej (co w wielu kręgach modne jest do dzisiaj) - łaciną. Teraz angielskim.
Problem polega na tym, że normalne, codzienne słowa wychodzą niemal całkowicie z użytku na rzez takich zapożyczeń. Kiedy ostatnio spotkaliście się np w reklamie z określeniem "Projekt wnętrza, projekt strony"? Teraz już nie ma projektów. Są designy. Już nic nie jest kreatywne czy artystyczne - ale designerskie. To denerwuje. A już całkowicie przesadzają youtuberzy, którzy w ramach spędzania 2 godzin dziennie na serwerach gier zapominają normalnych polskich słów. Te ich wszystkie dżizasy, gad demedy, siety, autfity i inne bełkoty ośmieszają ich jako osoby. Jeśli ktoś żyje od urodzenia w danym kraju i nie jest w stanie poznać własnego języka, to widocznie jego intelekt utyka. Wydaje im się może, że jak zaczerpną różnych słów z różnych języków, i będą nimi rzucać bez ładu i składu, to będą wydawali się poważniejsi? Mądrzejsi? Profesjonalni? To o tyle dziwne, że przecież Polacy jak lwy walczyli o swój język. Chyba nie po to by teraz wyrzucić go do kosza?
Niby skrajności nie są dobre w niczym, nie ma co ganiać z maczetą za każdym ignorem i newsem, ani mnożyć sobie na to frustracji... Ale jak siadam do roboty i widzę te wszystkie frontendy, backendy, layouty, frameworki, i progresy to mnie krew nagła zalewa ze złości i niedowierzania. Bo to przecież takie "pro" - nie potrafić się wysłowić. Choć to w sumie bardziej pasuje do "Co mnie wkurza na codzień".
Nestor, czyli nie rozumiesz o czym piszemy, 
Jest gorzej, niż sądziłem - tj. wiesz nawet, co ja rozumiem, a czego nie.

Rzeczywistość rozszerzona to coś takiego, jak rzeczywistość wirtualna - oksymoron.
Jeżeli coś jest wirtualne to nie jest rzeczywiste.

Nie ma rozszerzonej wersji rzeczywistości - ponieważ fikcja nie jest częścią rzeczywistości.
Istnieją obrazy pokemonów - bytów wymyślonych - ale nie pokemony.
Pokemony nie sa częścia rzeczywistości i jej nie rozszerzają.

Nie ma znaczenia, co jest z czym połączone - obraz rzeczywistych obiektów z grafiką, ruchomy, czy nie.
Można to zrozumieć na prostym przykładzie - fotomontażu - człowiek z głową zwierzęcia nie jest rzeczywistością - ani wirtualną, ani rozszerzoną.
Nestor, poszukaj sobie definicji rozszerzonej rzeczywistości (tak, istnieje takowa) i wtedy dyskutuj 😉
Ależ ty się pierdół czepiasz.
Lepiej byłoby mówić "gra w rzeczywistości z dodanymi elementami fikcji"? Eee...nie... lepiej wymyślmy jeszcze dłuższe zdanie, będzie fajniej.
Szkoda, że mam starodawne komórki. Pograłabym sobie w łapanie pokemonów.  😁 Po raz pierwszy zaczynam się zastanawiać nad wymianą komórki.
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
16 lipca 2016 12:52
Czyli rzeczywistość wirtualna też jest zła. I pewnie Szynka Babuni też powinna być zakazana w sklepach bo nie zrobiła jej babunia i jest to oszukiwanie klientów 😂 Musisz się bardzo nudzić czepiając się nazw powszechnie używanych. I uważasz za intrygujące, że ludzie używają nazwy, którą ktoś wymyślił dla swojego "wynalazku" 🙄
busch   Mad god's blessing.
16 lipca 2016 12:58
Luna_s20, designerskie to nie do końca to samo, co artystyczne czy kreatywne. Designerska jest zwykle szeroko pojęta sztuka użytkowa, czy to strona internetowa, czy ubrania. Kreatywny - to po prostu trochę starsze zapożyczenie, aż dziwię się, że go nie wyczuwasz. Poza tym kreatywna jest raczej osoba i to jest raczej używane na określenie czyjegoś charakteru, a niekoniecznie rzeczy. Z kolei artystyczny - ma nacechowanie sztuką artystyczną, a nie użytkową.

Te różnice semantyczne są dość małe, ale jednak są.
Nestor, pewnie nie będzie żadnym zaskoczeniem, że uważam, że masz rację i w pełni popieram. I tak, wzięło się to z tej nieszczęsnej "rzeczywistości wirtualnej". A jest tego znacznie więcej niż sympatyczne pokemony. "Tego" czyli rozmywania znaczeń słów.
Uważam, że są to celowe działania. Zmierzające do zmiany zbiorowej (indywidualnej, ale zmiany masowe) percepcji. Choćby w celach pobudzania konsumpcji (pożerania i zachłanności, jeśli ktoś woli).
Czyli rzeczywistość wirtualna też jest zła. I pewnie Szynka Babuni też powinna być zakazana w sklepach bo nie zrobiła jej babunia i jest to oszukiwanie klientów 😂 Musisz się bardzo nudzić czepiając się nazw powszechnie używanych. I uważasz za intrygujące, że ludzie używają nazwy, którą ktoś wymyślił dla swojego "wynalazku" 🙄

Dlaczego zła?
To, co rozumie się pod pojęciem "rzeczywistości wirtualnej" czy "rzeczywistości rozszerzonej" to narzędzia, bardzo przydatne w wielu dziedzinach życia.
Problem zaczyna sie dopiero wtedy, gdy ktoś rzeczywistość wirtualną traktuje jako realną - jest to obecnie normą w ustawodawstwie - słynne " w rozumieniu ustawy".
W "rozumieniu ustawy" ślimak to ryba, a banan to warzywo, czy coś w tym rodzaju. Słoń to zwierzę lotne.
Przekroczenie pewnej granicy w swobodnym posługiwaniu się pojęciami skutkuje realnymi skutkami w realnym świecie - i tyle.

Rozumiem, że Ty z kolei byłabyś za tym, by zakazywać mówienia o tym - że np. piwo nie jest z wody, chmielu i słodu i nie powstaje w procesie naturalnej fermentacji - ale że jest produktem technologicznym, zawierającym również preparaty bakteriobójcze, żółć zwierzęcą i składniki syntetyczne i że nasycane jest do granic możliwości CO2 w sposób sztuczny. A przynajmniej, by osoba, która takie tematy porusza była otaczana ostracyzmem, bo nie rozumie skrótów myślowych i pojęć używanych przez konsumentów.

Wprowadzenie pewnych pojęć do popkultury, popularyzacja ich użycia rodzi określone skutki - tzn. pojęcie oderwane od swojego pierwotnego znaczenia powoduje zmiany degeneracyjne dla jednych - dla innych jest to "rozwój i postęp".

dopisane:

"W temacie" łowienia pokemonów:
https://twitter.com/Timcast/status/754362252426350592

Poziom zidiocenia jest jak widać na załączonym filmie bliski klientom Apple'a "muszącym" dostać najnowszy telefon.

Podobno Muzeum w Auschwitz zakazało łapania pokemonów na terenie obozu.
Niestety, ja sobie tego nie wymyśliłem.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się