Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

166cm i 66kg wagi?! No way, tocząca się kula. Ważę 55-56kg i się mega dobrze czuje z taką sylwetką 😉
No właśnie ja słyszałam, że dla kobiet to jest raczej wzrost-110, a nie 100. Takiemu wyliczeniu bliżej do odpowiednich widełek BMI zresztą 😉 I o ile dla kobiet niższych niż te 160cm może nie do końca waga poniżej 50kg będzie się sprawdzać, tak -100 powoduje, że im osoba wyższa, tym bardziej będzie to bezsensowne. Widać już po tym, co dziewczyny z doświadczenia swojego piszą 😉
madmaddie   Życie to jednak strata jest
26 listopada 2016 19:57
laski, BMI to kiepski wskaźnik, stosunek talii do wzrostu jest lepszy. pierwsze nie powinno przekraczać połowy drugiego 😉)
madmaddie, tu też bym polemizowała czy lepszy. Ja talię zawsze miałam wąską, łapałabym się w taką "normę" nawet kiedy moje BMI wskazywało nadwagę tuż po wyjściu z otyłości i nie było wątpliwości, że faktycznie wagi mam zdecydowanie za dużo, a nie tylko "BMI tak mówi" 😉 Niesamowite ile masy może się w nogach i tyłku zebrać 😁
Też się nie zgadzam. Mam prawie 170cm wzrostu i miałabym ważyć 70kg?! To ja przy wadze 63 uważam, że muszę się duuuużo odchudzić, byłam zalana tłuszczem z twardą tłustą galaretą wszędzie, na udach, pod kolanami, na ramionach, pod pachami, a zwłaaszcza na brzuchu. Fu! Marzę o powrocie do 55-56kg...

Z tą wersją, że talia nie powinna przekraczać połowy wzrostu to też niezbyt - przy wzroście 170cm talia nie powinna przekraczać 85cm? No chyba! To jakiś żart, raczej 75 cm nie powinna przekraczac, a optymalnie wg mnie około 68-70 cm. Do tego dążę. 85 to już mega kaban wg mnie.

Na razie od jelitówki tydzień temu raczej trzymam się mocno, nie ćwiczę bo nie mam sily, ale praca baaardzo sprzyja odchudzaniu (mamy niby wyżywienie zapewnione i nie wolno przynosić swojego jedzenia, ale jedzenia jest tak mało, że zazwyczaj z trudem dla dzieci starcza, więc my jemy bardzo bardzo symbolicznie, np. na obiad samą zupę, bo zazwyczaj zostaje). Więc jem tak, że na śniadanie pół kromeczki (wiem, że to źle, ale całe życie nie mogę zmusić się do jedzenia rano, nie mam zamiaru walczyć z własnym organizmem, kiedy rano na myśl o jedzeniu ogarniają mnie mdłości...), potem o 12:30 miseczka zupy jarzynowej, potem około 18😲0 w domu mała porcja normalnego obiadu i kolacja o 20-21 - coś drobnego zazwyczaj.
Mam 170 i najlepsze foty z najlepszej formy, najchudsza, mam przy 68 kg. Przy niższej wadze wyglądałabym chudo. A nie zgrabnie i fit. Zresztą już nie miałam zbędnego tłuszczu do zrzucania. Tak więc ten tego. Po to są widełki w BMI
madmaddie   Życie to jednak strata jest
26 listopada 2016 20:43
pomyliłam się, chodziło o WHtR, generalnie dawno się nie interesowałam tematem i zapomniałam.

prawidłowe wskaźniki to co innego niż dobre wyglądanie we własnych oczach, tak btw.
laski, BMI to kiepski wskaźnik, stosunek talii do wzrostu jest lepszy. pierwsze nie powinno przekraczać połowy drugiego 😉)

Kochana, fajnie by było bo talie mam pokroju modelki i żaden tłuszcz w nią nie idzie  😁
Ja melduje się chora na lekach (niestety wędrując przy tym do pracy i kichając na klientów), akurat gdy Mariusz zdążył mnie pochwalić za postępy i pracę  😵
Zero treningów, wciskam w siebie moze max 3 posiłki przez brak apetytu  i tyle z mierzenia się w tym tygodniu, zrezygnowałam z góry.
Ufff... wczorajsza pomyłka nie kosztowała mnie aż tak dużo, tylko +0,3kg. Czyli zgodnie z przewidywaniami, że w weekend pójdzie nieco w górę.
Dzisiaj obiad u Mamusi 😀, więc na 100% wpadnie domowy rosołek i jakieś mięsko z dodatkami. I kawusia z czymś słodkim z Tatą.

Tak wracając jeszcze do tematu zdrowego i bardzo zdrowego żywienia. Przecież nawet nie każdy uważa to samo za zdrowe. 😉 Na pewno fast foody z sieciówek się w żadną teorię o zdrowiu nie wpisują. Ale poza tym...
Dla jednego zdrowe będzie równoznaczne z ekologiczne. Ktoś inny uważa, że zdrowie jest niskotłuszczowe, albo bez tłuszczów zwierzęcych. Albo w ogóle bez mięsa. Albo paleo... Itp, itd.
Dla mnie liczą się smaki. Lubię kuchnię europejską. I szukam równowagi pomiędzy spełnianiem tej potrzeby przyjemności płynącej z jedzenia, a utrzymaniem wyglądu. Zdrowe jedzenie to dla mnie gotowanie z lokalnych ekologicznych produktów, różnorodność pokarmów, jak najmniej "gotowców". Nie chcę zupełnie unikać potraw mącznych czy roślin strączkowych, czerwonego mięsa. Czasem zdarzy mi się użyć cukru, soli. Nie eliminuję z diety masła czy nawet smalcu. Tylko to wszystko jest używane z wyważeniem.
W sieciówkach się nie stołuję częściej niż 2 czy 3 razy do roku - w trasie. Jest praktycznie zawsze McDonalds. W KFC nie byłam... od początków liceum? czyli jakieś 16 lat? 😉 a w Burger Kingu nie byłam nigdy. Tak samo rzadko jadam w knajpkach. Główny powód jest prozaiczny - szkoda mi pieniędzy. Za to czasem zjem pizzę (kupną lub domową), ale moim zdaniem to nie jest fast food.
Wiem, że pewne potrawy wywołują u mnie dyskomfort - np. mam jakiś problem z trawienie liściastych. W ogóle gorzej się lubię z warzywami niż z nabiałem czy mięsem. Jeśli zjem coś bardzo tłustego to będzie mi niedobrze, być może pojawi się zgaga (chyba bardziej reaguję na oleje roślinne niż na tłuszcze zwierzęce). Ale jednorazowa wizyta w sieciówce nie wywołuje raczej specjalnie negatywnych reakcji.  
A ja chyba zaczynam czuć, że odpoczęłam. I zaczynam mieć ochotę znów na podjęcie walki. Dużo szybciej niż sądziłam. I galop- wysypiaj się. Postaraj. Odkąd sypiam więcej i odkąd wstaję wtedy kiedy to JA chcę, a nie kiedy kot chce bym wstała, czuję się psychicznie duużo lepiej. Czyli wysypiam się. Kot coraz mniej absorbuje mojej uwagi, zadomowił się i już nie trzeba tak nad nim skakać. Spadł ciężar psychiczny i obowiązek i jakby nie było, jakiś tam stres. I zaczynam czuć, że znów mi się chce! Ale jeszcze nie zaczynam, aczkolwiek podejrzewam, że już niedługo.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 listopada 2016 10:05
Oj tak, wysypianie się to połowa sukcesu. Jak mnie ktoś budzi na siłę(a ostatnio to norma, bo przecież skoro chłop wstaje do pracy to ja też muszę, nie wiem w jakim celu ale według niego "dobrze Ci to robi, więc wstawaj ze mną" 🤔 ) to też chodzę jak śnięta do pierwszej kawy, a jak wstaję sama- nawet wcześniej niż normalnie, ale sama- to kawy nie potrzebuję i jest wszystko ok 🤔wirek:
Fast foody po długim czasie nie robią na mnie wrażenia, dalej lecę w nie jak dzik w żołędzie 😁 Jestem po prostu stworzona do jedzenia bogatego w tłuszcze i węglowodany 🤣

I kręgosłup to chyba jednak boli po wysiłku. Wczoraj byłam na paradzie 😜 i zapierdzielałam konno przez ulice miasta(ogólnie fajnie, ale galopki po betonie dla rozrywki mnie psychicznie rozwaliły 😲 ) a później byłam z instruktorką i jej córką w klubie i wytańczyłam się za wszystkie czasy- i dziś lędźwiowa część mocno daje się we znaki... a jeszcze czeka mnie dziś wyjazd na plażę na skoki(mam nadzieję, bo póki co pogoda jest byle jaka 🙁 ).
O wczorajszym jedzeniu nie wiem czy pisać, bo to dietetyczna pornografia 🤣 Ogólnie rano zjadłam owsiankę, później popędziłam na miasto, kolejny posiłek był o 17😲0- wieprzowina z warzywami i kaszą jaglaną, a później już na kolacji 3 lampki wina, zupa warzywna(pyszna!), ziemniaki z warzywami i cielęciną(w sumie zjadłam jak mama przykazała- mięso i warzywa, ziemniaki zostawiłam 😁 ) i na deser kawałek jakiegoś takiego ciasta z pianki z owocami. Zaszalałam, ale w kaloriach się pewnie zmieściłam 😉
Ja nie mogę wychodzić z domu. Muszę siedzieć na tyłku i kontrolować godzinę, wtedy dieta mi wychodzi...
Domyślam się o co Wam chodzi z tą nietolerancją śmieciowego żarcia na zdrowej diecie, ale u mnie to była raczej jakaś bardzo nieprzyjemna bakteria - dopiero dzisiaj zaczynam dochodzić do siebie. Swoją drogą wydaje mi się, że trzeba się dużo dłużej niż ja (3tyg) odżywiać samym nieprzetworzonym jedzeniem, żeby tak źle zareagować na coś syfiastego... W końcu flora bakteryjna nie zmienia się z dnia na dzień
Zła jestem bo i ćwiczenia i dieta i ambitne plany końskie poszły się....  👿

Jedyny pozytywny aspekt tego całego zamieszania to 6 z przodu na wadze, co jeszcze nie tak dawno wydawało się być oczywiste, więc jakoś bardzo nie cieszy
Ascaia taki żarcik to był 🙂 Ale i tak zamierzam sie za siebie wziąć :P
Wiem, że dnia przed zachodem się nie chwali, ale mam baaardzo dobry weekend, drobne grzeszki wliczone w ogólny bilans, wczoraj i dzisiaj pobiegane, dziś rano jeszcze konie. Mam nadzieję, że waga nie jest kłamliwą mendą i naprawdę schudłam.  🤣
Mam 170 i najlepsze foty z najlepszej formy, najchudsza, mam przy 68 kg. Przy niższej wadze wyglądałabym chudo. A nie zgrabnie i fit. Zresztą już nie miałam zbędnego tłuszczu do zrzucania. Tak więc ten tego. Po to są widełki w BMI


Mam identycznie 🙂 Choć 65 kg u mnie to było już dobre wysuszenie i pięknie pokazane mięśnie.



Zapraszam na stronkę moich koleżanek które robią legalne słodycze! Jadłam i mega pyszność, już zamówiłam 2 blachy na święta 🙂

https://www.facebook.com/legalsweets/
Zamykam dzień na 1500 kcal. Białko 93g (24%), węgle 120g (31%), tłuszcze 79g (45%). Powinno być dobrze.
No właśnie ja słyszałam, że dla kobiet to jest raczej wzrost-110, a nie 100. Takiemu wyliczeniu bliżej do odpowiednich widełek BMI zresztą 😉 I o ile dla kobiet niższych niż te 160cm może nie do końca waga poniżej 50kg będzie się sprawdzać, tak -100 powoduje, że im osoba wyższa, tym bardziej będzie to bezsensowne. Widać już po tym, co dziewczyny z doświadczenia swojego piszą 😉

Na poprzedniej stronie było podane wzrost minus 100 i dla ambitnych i chudo kościstych - 10 % więc by się zgadzało.

Mam 170 i najlepsze foty z najlepszej formy, najchudsza, mam przy 68 kg. Przy niższej wadze wyglądałabym chudo. A nie zgrabnie i fit. Zresztą już nie miałam zbędnego tłuszczu do zrzucania. Tak więc ten tego. Po to są widełki w BMI

Nie ma co wariować tylko dobrze się czuć w swojej wadze. Im wyższa osoba tym mniej widać kg. Widełki BMI są właśnie ze względu na grubość kości, piersi też ważą swoje ;-)
Dzień dobry Paniom w nowym tygodniu...
który, wbrew przewidywaniom, rozpoczynam z .... uwaga, uwaga... 59,6 kg! W centymetrach też mniej!
💃
Wiem, wiem, nie powinno się cieszyć przedwcześnie, nie powinno się zapeszać. 😉 Ale ja nie umiem się nie cieszyć. 😉

Dzisiaj plan na 1500 kcal.
Też się dzisiaj zmierzę.
Kurczę, gdybym się trzymała postanowień, już dawno bym osiągnęła to co chcę.

Tylko, że kurczę, ciężki czas mam. A mi w ciężki czas się bardzo trudno zmotywować. Nie chcę mi się ćwiczyć, chce mi się jeść. Chcę się nagradzać jakimś żarełem. Ale to nie pomaga. Więc znowu zaczynam ciężkie pierwsze trzy dni. Włączając ćwiczenia. Zmuszę się, choćbym musiała po nocach ćwiczyć.

O rany, czasu nie ma, sił nie ma, chęci nie ma. Może jakiś spadek wagi by mi pomógł. Wyżycie się w ćwiczeniach też. Spróbuję. Będę codziennie w tym tygodniu tutaj.
Mam chwilę to jeszcze dopowiem, co mi po głowie chodzi. 😉

Tak więc...
na dzień dzisiejszy mam 3,5 kg mniej w miesiąc. Do wyznaczonego celu brakuje 2 kg.
biust praktycznie się nie zmienia  😅
w talii spadło -4,5 cm  💃
w oponce niestety nadal tylko -1,5 cm  🙁
w biodrach zaliczyłam kolejny spadek czyli razem -3,5 cm
w pupie niestety praktycznie bez zmian

I co tu mówić... dziwne to moje odchudzanie. 😉 W tym sensie, że w sumie nie wpisuje się w dietetyczne mądrości. Nie ograniczyłam pieczywa - jem grahamki, bułki wieloziarniste, jedną lub dwie dziennie. Co więcej nie zjem pieczywa bez masła, a dokładniej margaryny mix z masłem.  😡 Nie mam patelni beztłuszczowej, więc często jak odgrzewam obiad to łyżka oleju dochodzi (wliczam wszystko w kalorie). Piję mleko, często 300 ml dzienne (do kawy, do inki). W ogóle dużo nabiału mam w menu. Jadam pierogi, naleśniki, co któryś dzień pasek czekolady, czasem kabanos, oscypek do smaku, ser żółty, robię smarowidła typu hummus, tapenady z oliwek, były też kawałki ciast... Nie jadam awokado (bo mi smakuje mydłem 😉, chociaż się zbieram po raz kolejny, żeby spróbować), nie używam mleczka roślinnego, soi i innych takich fit-zdrowych produktów  😡 Ten miesiąc nie ćwiczyłam ani razu, bo się boję, żeby się nie uszkodzić. I o tak o...
Nie zawsze jadłam regularnie - przecież tydzień zaczynający się 14 listopada to był w ogóle wywalony w kosmos z posiłkami raz, dwa razy dziennie. Zjadam 1400-1600 kcal, chociaż przecież nawet w ostatnim tygodniu zdarzyły mi się dni typu 1800-1900. Jestem tym najedzona. Owszem czasem mam "smaka" na coś, ale nie jest to głód, to tylko chętka na rozpieszczenie kubków smakowych.
Oczywiście teraz pytanie co dalej, zakładając, że dojdę do moich wymarzonych wymiarów i wagi.
Obstawiam, że do końca życia powinnam żyć z notesikiem w ręku i jeść max. 1800 (?) dziennie dla utrzymania wyglądu. Czy tak się uda?
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
28 listopada 2016 11:49
Ascaia myślę, że dopóki po prostu będziesz pamiętać, żeby się nie objadać to będzie ok 🙂 Po kilku miesiącach jedzenia zdrowo wyrobisz sobie nawyki i przygotowując jedzenie będziesz już z automatu wiedzieć, ile czego zjeść żeby było prawidłowo 😀 Więc jak dla mnie będzie spoko 😉

Mi waga póki co nie spada, ale nawalam po całości więc się nie dziwię...  🙄 Ale grunt, że nie tyję i ograniczyłam niezdrowe żarcie mocno.
Ale nowy tydzień, nowe wzięcie się za siebie i lecimy z tym koksem 😎 Muszę wymienić kaszę jaglaną na coś innego, bo mi za cholerę nie podchodzi.
Ja do jaglanej robiłam X podejść i na początku myślałam, że trzeba być zdrowo szurniętym żeby ją jeść  😁 , a teraz bardzo lubię. Tylko musi być długo namoczona, inaczej mi nie smakuje.
W tym tygodniu mam tyle nauki, że nie wiem kiedy spać, a co dopiero ćwiczyć. 🤔  dzisiaj na pewno jeszcze pójdę biegać, we wtorek nie ma szans, środa pod wielkim znakiem zapytania. Ale od przyszłego wtorku już będzie luźniej na szczęście.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
28 listopada 2016 12:32
Mnie zniechęca właśnie to namaczanie, prażenie, płukanie, cudowanie... leniwa jestem, tak hardcorowo 😁 Wolę wafle czy klasyczny ryż.

[quote author=tunrida link=topic=89332.msg2619733#msg2619733 date=1480191045]
Mam 170 i najlepsze foty z najlepszej formy, najchudsza, mam przy 68 kg. Przy niższej wadze wyglądałabym chudo. A nie zgrabnie i fit. Zresztą już nie miałam zbędnego tłuszczu do zrzucania. Tak więc ten tego. Po to są widełki w BMI

Nie ma co wariować tylko dobrze się czuć w swojej wadze. Im wyższa osoba tym mniej widać kg. [/quote]

No tak to napisałaś, jakbym przy 170 cm wzrostu i 68 kilo wagi była za gruba.

Tu ważyłam z 69.     

A tu jest  waga 68! 
Już nawet moim zdaniem, za chudo. Bo co z tego, że na brzuchu tłuszczu cienka warstwa, jak twarz wygląda okropnie. Mimo ponaciągania botoksem i kwasem hialuronowym. A..i cycki nic mi nie ważą, bo przy takiej wadze nie mam cycków.  😉 Widzisz tu jeszcze 8 kilo do zrzucenia? Bo ja an jednego kg nie widzę. 🙂

Teraz jest lipa, bo mem ze 2, 3 kilo czystego tłuszczu który mi się odłożył na mięśniach, ale uwalczę to jak odpocznę i poczuję powera.

Oj, CzarownicaSa... 😉
Z jednej strony to, co napisałaś ma sens, a z drugiej...
(musiałabyś prześledzić moją historię 😉 )

Czym mają być te zdrowe nawyki?
Cała paranoja polega na tym, że jem cały czas takie same produkty - tak jak napisałam powyżej, nie zmieniłam menu. Jem tak samo nieregularnie jak jadałam...ba! jestem mniej restrykcyjna w tym względzie, raz wyjdzie cztery, raz trzy posiłki. Nie piję więcej wody niż piłam. Nie ruszam się więcej niż się ruszałam.
Powiem wprost - nie uważam, żebym kiedykolwiek wcześniej miała jakieś bardzo niezdrowe, złe nawyki.
 
Objadanie się... ok, miałam czas jedzenia większej ilości słodyczy. Większej czyli nie pasek czekolady co dwa/trzy dni (tak jest teraz), tylko dwa paski czekolady co dwa dni. Czy objadaniem się jest raz na miesiąc paczka chipsów/snacków jedzona przez dwa dni? (powiązane to jest z babskimi dniami i jak najbardziej za tydzień pewnie taka rozpusta wpadnie) Tak jak pisałam - w sieciówkach fast foodów nie jadam. Ziemniaków nakładam sobie tyle samo, pierogów tyle samo, naleśników tyle samo. Jajecznicę i omlety robię z tej samej ilości jajek. Itp, itd.
Kiedyś już tu wstawiałam rozpiskę z dnia totalnej rozpusty, który zdarza się przecież raz na jaaakiś czas - wyszło 2000 kcal. Dokładnie tyle ile według kalkulatorów powinnam jeść by utrzymywać wagę. A chudnę przy ok. 1500 kcal. Tyle tu razy było krzyku o te właśnie ilości kalorii, że za mało, za mało. A jak widać nie da rady jeść więcej. Nie da rady jeść zgodnie z normami. Bądź tu człowieku mądry...   

PS. Ja sobie tak tylko rozkminiam, co mnie dziwi. Myślę, że ostatecznej diagnozy takiego stanu nigdy nie poznam.
Mogę wrócić?
Muszę coś podziałać z moim tłuszczem, muszę bardziej pilnować diety bezglutowej i bezlaktozowej.
Aktualnie jem:
ok 6 śniadanie (błonnik do wypicia, kromka chleba bezglutenowego+np hummus, jakiś liść sałaty/rzodkiewka/inne, owoc - banan/szklanka truskawek/inne)
ok 10 II śniadanie (podobnie jak 1 śniadanie - kromka chleba, jakiś owoc)
ok 13 lunch (różnie...)
i potem jest trochę lipa, bo czasem po pracy od razu coś jem, czasem dopiero ok 18-19.
W międzyczasie owoce, słodycze (ok, słodyczy to już nie będzie poza jakimiś małymi wyjątkami).
Ćwiczyć niespecjalnie mam kiedy. Jutro ścianka, a tak to mało kiedy mam czas. Chyba jednym z większych problemów aktualnie są wielkości moich porcji i słabe zbilansowanie diety. Zdecydowanie za mało warzyw, brak kaszy, brak orzechów. Za duże porcje, za dużo smażonego i sosów.
Ascaia, moim zdaniem takie odżywianie też ma swój sens. Czasem lepiej zmienić nawyki tylko trochę, jeśli generalnie nie są złe. Przejście na totalnie zdrową żywność i posiłki jakie na przykład proponuje na swoim fanpagu Chodakowska jest z jednej strony na pewno dobre i zdrowe, ale moim zdaniem z drugiej strony pojawia się ryzyko, że po jakimś czasie sporej części odechce się niestety takiego gotowania. Zapał z czasem mija, bo część osób czuje się ciągle na diecie i jest tym zmęczona. Więc może czasem lepiej jeść dalej te pierogi i naleśniki, skupić się jedynie na ilości kalorii, bo wtedy jest mniejsza szansa, że człowiek się z czasem wypali. Lepiej chudnąć pomału, ale trwale i bez ryzyka, że po chwili zaniedbania waga wróci i to z nawiązką.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
28 listopada 2016 16:46
Grunt to dostosować dietę tak, żebyśmy po skończonej redukcji mogli jeść zdrowo do końca życia 😉 a przecież żadna z nas chyba nie planuje do końca swych dni nie zjeść frytki, hamburgera czy kotleta. Po to człowiek człowiek kubki smakowe żeby ich uzywac 😜 wiec moim zdaniem każdej raz na jakiś czas przed się psychicznie zjedzenie czegoś smacznego i niekoniecznie zdrowego. Byleby nieobzerac sie tym codziennie 😀

Ascaia pierogi, naleśniki, ziemniaki... Ja swego czasu też niby nie jadłam słodyczy, tylko normalne rzeczy- kanapki z serem i pomidorem, sałatki, spaghetti, ziemniaki z kotletem i mizeria, czasem trafiła się pizza. I przytyłam 😀 bo to wbrew pozorom nie sa wcale takie lekkie rzeczy. Teraz wegle jem dwa razy dziennie, na pozostale posilki bialko, warzywa i tłuszcze. I dopiero na tym zaczynam powoli schodzic (jeśli sie trzymam, bo w ten weekend nawalalam totalnie i na wadze znów 62,7... Ale wiem, ze tylko i wyłącznie z mojej winy). Dostosowalam sobie jak najbanalniejsza dietę, praktycznie tylko na śniadanie jem coś innego, na pozostałe posiłki jem ciągle to samo- i to był strzał strzał dziesiątkę, bo raz dziennie stane na 10 minut do robienia i przez resztę dnia tylko odgrzewam 😀 i taki system mi pasuje perfekcyjnie, bo nie myślę o jedzeniu i nie kombinuje, a glodna też nie chodzę jak to bywało po przednim razem 😉
Więc ja wierzę, ze i Ty odnajdziesz w koncu swój tryb, w którym wytrzymasz do końca z wagą i dieta 😀 tylko to czasami dluuuuugo trwa, nawet licząc w latach 😉 Ale nie wierze, ze Ci sie nie uda 😀

Magda dawaj! Każdy walczacy się przyda 😀
Mi dzisiaj została już tylko kolacja. Będzie sałatka kus-kus ze świeżmi warzywami i czosnkiem.

Byłam grzeczna. Zaraz idę ćwiczyć tylko mi się jedzenie trochę uleży.
Zasady są, ale i tak każdy musi znaleźć swoją drogę. Oczywiście patrząc, by była to droga rozsądna.
Ja np od kilkunastu dni staram się pilnować diety. I w moim przypadku dobrze mi robi "zapominanie o jedzeniu". Nie chodzi mi o długie godziny bez jedzenia, bo to u mnie i tak jest niemożliwe. Chodzi mi o takie zluzowanie i przestanie myśleć o tym kiedy zjem, co zjem. Bo wtedy mam wrażenie, że bywa, że jem więcej. Kiedy zaczynam zapominać o tym całym jedzeniu i tak jem, systematycznie, ale jakoś mniej. Aż e nawyki jedzenia zdrowych rzeczy już mam, więc jem w zasadzie dietetycznie. I dzięki temu, że tak nie myślę w kółko o tym jedzeniu, tylko sobie o nim zapominam, to zjadam mniej kalorii. I może w końcu redukcja załapie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się