Ja miałam ciekawą taką leśną sytuację.
Szłam z trójką moich briardów luzem i około półrocznym dzieckiem na plecach. Nagle na ścieżce wyrasta mi bydlaczek rottek w towarzystwie akity.
Zanim zdążyłam zareagować moja ekipa oczywiście zdążyła szczeknąć, ale stały, na przeciwko tamte i taka konsternacja. Nie byłam pewna co powinnam zrobić, bałam się, że jak odwołam swoje, to tamte ruszą.
I wtedy zza łuku wyłoniła się parka ludziowa i widząc sytuację zagwizdała, ja też po dwóch, no może czterech sekundach wszystkie psy przy nogach. Aż szok.
Sytuacja miła jak rzadko.
Tymczasem dostałam kolejne fotki z Rosji 😀