zdjęcia skaczących wklejasz nie pierwszy rok i ciągle jakby zrobieni taka samą pieczątka.
...i naprawdę nie ma co fochować, wszyscy musimy się rozwijać. nie fochuję się (patrz dopisek w poście wyżej)
przyjmuję krytkę, byle była w kulturalnej formie
a z tymi zdjęciami skaczących nie pierwszy rok to chyba trochę koloryzujesz, bo primo w ogóle rzadko zdjęcia wstawiam, secudno my rzadko skaczemy, a tych skaczących to całą trójkę miałam przez ostatnie trzy lata. Za każdym w zestawie gdzie surowy był koń lub amazonka... nie, przepraszam, jedna para składała się z bardziej "doświadczonych".
edit.
wrotki, myślisz o tych zdjęciach:
są dokładnie sprzed roku i są chyba jedynymi innymi zdjęciami jakie ze skoków wklejałam
na pierwszym - Zygzaczka na Siwym, który koniem do skakania był trudnym, odmawiającym, uczącym się i na nim trudno było się dziewczynie uczyć, dbać o swoją sylwetkę
na drugim ta "zaawansowana" para - i tu szczerze mówiąc nie uważam, żeby wyszła, kręgosłupy w liniach równoległych. Kucyk inaczej wychodzi do 80cm jak duży koń, więc i inne ułożenie jeźdźca.
Poza tym to jest tak - to są dwa czy jedno zdjęcia z danego dnia, nie zawsze robi się zdjęcie każdego skoku z danej jazdy, bo nie ma na to rąk.
Inna sprawa - tu przepraszam moje dziewczynki, że napiszę wprost, chociaż one i tak to wiedzą - ja jestem na dole, mówię im co widzę, wydaję komendy, ale w locie nie chwycę za biodro i nie pociągnę. Efekty to wypadowa wspólnych wysiłków i szkoleniowca i ucznia. A u nas nastroje bywają zmienne, warunki nie najlepsze, jazdy w różnej częstotliwości, więc praca idzie wolniej.
Chciałam po prostu coś wstawić, bo rzadko się udzielam. Jazdę z soboty odbieram pozytywnie, to nasze małe sukcesy i się nimi cieszę. My nie ośrodek sportowy i chociaż chcemy dążyć do jak najlepszych umiejętności, to jednak nasze ambicje nie są tak wielkie jak większości z osób tu się udzielających.
edit 2.
ech, chciałam sobie sprawić przyjemność mogąc w końcu wstawić jakieś zdjęcia, a wyszło "jak zawsze"
tak, wiem, wiem, "walizy wazeliny" itd.
macie rację, wstawiłam, powinnam być przygotowana na opiniowanie, ale...
teraz zamiast się cieszyć z ostatnich jazd, znów zaczynam myśleć i się frustrować
Uwierzcie mi, chciałabym, żeby dziewczynki i konie miały lepszego instruktora. Żeby progresowały "w zastraszającym tempie", itd. Żeby jeździły na zawody, a każde zdjęcie było obrazkiem idealnym. Ale...
kto tam czasem czyta co piszę, to wie z jakim pomotanym ośrodkiem jestem związana
Nie poświęciłam się jeździectwu w 100%. Wybrałam inny zawód i w nim się obecnie realizuję. Zawód, który niestety wiąże się z często nienormowanym czasem pracy, z wyjetymi z życia wieczorami czy weekendami. Chciałabym się jednocześnie rozwijać jako jeździec i szoleniowiec, ale trudno mi znaleźć na to czas i pieniądze. I tak cieszę się, że udaje mi się w miarę regularnie być w stajni na dłużej (na czas jazd, a nie tylko sprowadzenia czy wypuszczenia koni) przez 4 dni w tygodniu. A w stajni czeka 12 koni na zajęcie się nimi. Mam na każdego z tyc dni nie więcej niż 4 godziny, więc i tak część kuców nie pracuje w ogóle - chociaż powinna, część pracuje rzadziej niż bym sobie tego życzyła (dochodzi jeszcze kwestia jak często mogą być w stajni moje amazonki, mając na głowie przecież studia i szkoły, każda z innym planem zajęć). Jak wiecie dla mojej klaczy, na moją jazdę, na mój rozwój na ogół nie starcza już czasu i sił.
Mogłabym zrezygnować z instruktorowania, ale nie dość, że w Lublinie niewiele jest osób godnych polecenia, to dodatkowo, co tu ukrywać dziewczyn nie stać na umawianie się na jazdy z dojeżdżającym trenerem. Dyrektor za treningi koni też płacić nie będzie. Wychodzi na to, że powinnam im finansować kogoś lepszego ode mnie, ale mój portfel też do pełnych nie należy. A nawet gdyby to nie wiem, który z tych dobrych szkoleniowców zgodziłby się na współpracę w tak niepewnych warunkach, jakie u nas są, kiedy z dnia na dzień, z godziny na godzinę zmieniają się plany i ustalenia.
Ewentualnie można po prostu zupełnie odpuścić jazdy. Mogę przestać oglądać się na inne zwierzaki, zająć się tylko swoją i mieć temat w poważaniu. Wtedy pozostałe konie będą stały. Na razie udaje nam się siłami kilku osób wypuszczać kuce i konie w pensjonacie codziennie na wybieg, ale z wiosną może to ulec zmianie. Więc calkiem mozliwe, że konie stałyby całe dnie w boksach. Potem zaczęłyby się gadki, po co je tu trzymać, że darmozjady, więc może sprzedać. Ale jak sprzedać dorosłe konie, które nie są w robocie, które nie mają wartości użytkowej? No przecież niby zawsze jest jeszcze rzeźnia... tak, takie głosy też się pojawiają czasem. A jak nie sprzedać (bo jednak te kuce przydają sie też w dydaktyce, więc całkowicie ze stajni zniknąć nie powinny), to padnie argument "koń ma na siebie zarabiać" i kucory pójdą do szkółki. I wtedy dopiero byłyby powody do martwienia się. Wiem, że sama jestem marnym szkoleniowcem, ale uwierzcie mi, że szkółki u nas są prowadzone na jeszcze niższym poziomie. I kuce za chwilę skakałyby na każdej jeździe skoki-wyskoki i "potęgi" po dwie jazdy pod rząd pod dzieciakami, które nie umieją porządnie skręcić w stępie, nie mówiąc już o woltach w kłusie czy zagalopowaniach. Ale przecież klient nasz pan.
Znowu wyjdzie, że marudzę, że przynudzam, ale skoro już temat wypłynął i to nie ode mnie, to czułam potrzebę wyrzucenia z siebie tych myśli. Naprawdę dużo o tym myślę, nie czuję się komfortowo w roli jaką narzucił mi splot sytuacji, ale to co robię uważam za mniejsze zło i póki starczy mi energii będę to robić. Staram się jak mogę doszkalać, staram się być dobrym instruktorem, jeśli mi nie wychodzi to przepraszam i dziewczyny, i konie, i Was, którzy "musicie" to oglądać.
PS. A w ogóle to pewnie dlatego tak mnie zebrało na zwierzenia, że (tak, znowu się pożalę) jestem 3 dni po operacyjnym usunięciu ósemki, która była zagnieżdżona w kości tuż przy nerwie, i teraz jestem opuchnięta, dziura po zębie boli, a przez porażenie nerwa nie czuję pół brody i dolnej wargi.