kuć czy nie kuć?

Taka zupełnie abstrakcyjna "obrazoburcza" myśl: wiem, że kopyto pod podkowę robi się na płasko. A gdyby tak robić na płasko, a potem na tej przedkątnej odrobinkę oddechu jednak dać? Dosłownie na grubośc kartki. Jaki może być zły efekt tego?


robi się, ale najczęściej od strony podkowy, nazywa to się fachowo wybuchtowaniem. Wspomniane wyżej NBS'y są zresztą bardzo mocno wybuchtowane. Ponadto przy rozczyszczaniu pod podkowę delikatnie robi się spadek do środka za białą linią. Im mniej gwoździ użyjemy i damy je bardziej z przodu, tym tył kopyta ma większe możliwości rozszerzania. Będzie pracowało, choć oczywiście nie tak idealnie jak na bosaka. Poniżej zdjęcie NBS'a. To są naprawdę doskonałe podkowy. Warto troszkę dopłacić, jak już potrzebujemy podkuć konia.

[quote author=królik link=topic=209.msg564476#msg564476 date=1272029505]
Dramka - NBSy to żadna nowość, są to podkowy z mocno przesuniętym punktem przełamania ku przodowi, stosowane dla trzeszczkowców...

[/quote]

To są tak naprawdę normalne podkowy, i tak należy je traktować. Jedną z ich głównych zalet, jest właśnie umiejscowienie najgrubszej i najszerszej części pod pod punktem przełamania, czyli przodu kości kopytowej. Amerykański patent, bodajże z 1998 roku.
dea   primum non nocere
23 kwietnia 2010 15:08
Nie jestem przekonana, czy wgłębienie w podkowie plus róg ściany na prosto = wgłębienie w ścianie plus prosta podkowa. Mam wrażenie, że w obu przypadkach siły rozkładają się nieco inaczej (i nadal mogą powstawać pęknięcia w rejonie przedkątnym). Ale może to kwestia mojego braku wyobraźni 🙂
branka, zdemaskowałaś nas - pod koniec kursu ma miejsce uroczysta wieczerza połączona z degustacją ... nie dojedzone resztki są zakopywane w słynnej piaskownicy  😀iabeł:
Następnym razem jak ktoś będzie jechał na ten kurs będe życzyć smacznego 😎

A tak poważniej - naprawdę słyszałam, że są zakopywane 😉
Tak czy tak takich nóg nie powinno się wynosić poza rzeźnię, a dopiero potem oddawać 😉 choć przynajmniej dobrze szłyszeć, ze jednak trafiają tam z powrotem.

dea - mi się zdaje tak jak tobie. TO ściana powinna być lekko wgłębiona, by mogła pracować przy dociskaniu kopyta ziemi. Dlatego profilowanie podkowy mnie nie przekonuje, bo metal się nie odkształci przy dociskaniu do ziemi. Chyba, że coś mi umyka?
Nie jestem przekonana, czy wgłębienie w podkowie plus róg ściany na prosto = wgłębienie w ścianie plus prosta podkowa. Mam wrażenie, że w obu przypadkach siły rozkładają się nieco inaczej (i nadal mogą powstawać pęknięcia w rejonie przedkątnym). Ale może to kwestia mojego braku wyobraźni 🙂


wgłębienie o ile się orientuję, jest tylko dla zwiększenia przyczepności, ponieważ podkowa jest bardzo zaokrąglona, w szczególności z przodu gdzie jest najgrubsza i w żadnym miejscu zapewniam Cię nie jest prosta. Pęknięć żadnych nie było 🙂. Mam zamieścić inne zdjęcia? w tym po rozkuciu? 🙂. Najlepiej idź do Arpavu i obejrzyj je.
dea   primum non nocere
23 kwietnia 2010 16:01
branka - Ja już nie wiem, spytałam zainteresowanych, zobaczymy jak się ustosunkują  😎

lechita - dziękuję, wujek google podziałał, mam już w głowie dokładny model 3D NBSów  😀iabeł: Do tej pory kojarzyłam tylko kształt i przesunięcie punktu odbicia, nie wgłebiałam się w "wybuchtowania".
No widzisz, czyli to jest zupełnie co innego niż to o czym mówię. Tamto wgłębienie zapewnia pracę kopyta, to najwyżej za "bieżnik" robi. Troszkę więc nie w temacie jest Twój komentarz, że "robi się" taki łuczek w podkowach...

przy rozczyszczaniu pod podkowę delikatnie robi się spadek do środka za białą linią.
A tu już jest masakra, bo w czym się "delikatnie robi" ten spadek? W materiale podeszwy... Robi się go bardzo delikatnie, nożykiem, w miejscu, gdzie podeszwy jest najmniej, pod brzegiem "nośnym" kości kopytowej....
(Dla tych, którzy mogą nie mieć modelu 3D kości kopytowej w głowie 😉 polecam link: http://www.all-natural-horse-care.com/coffin-bone.html)

lechita - no widzisz, czyli to jest zupełnie co innego niż to o czym mówię. Tamto wgłębienie zapewnia pracę kopyta, to najwyżej za "bieżnik" robi. Troszkę więc nie w temacie jest Twój komentarz, że "robi się" taki łuczek w podkowach...


teraz już wiem, a co wam chodzi 🙂, załapałem 🙂. Można zrobić tak jak mówicie, jak najbardziej 🙂, a można i puknąć w podkowę o odpowiedni sposób od strony podeszwy na wysokości ścian przedkątnych 🙂. Też powstaje łuczek 🙂, tyle że w podkowie.
dea   primum non nocere
23 kwietnia 2010 16:11
Tyle że jeśli się puknie w podkowę, to nie będzie to samo. Jesli łuczek jest w ścianie, to brzeg podstawowy ściany jest DŁUŻSZY i przy obciążeniu może się rozprostować (wydłużyć) - jak sprężyna. Jeśli zostawimy ścianę prostą i będziemy oczekiwać, ze wejdzie w "puknięte" miejsce w podkowie, to ona będzie się musiała WYDŁUŻYĆ (tak jakby wziąć materiał do robienia sprężyn, zrobić z niego prosty kawałek drutu i próbować go wgiąć). Stąd raczej na pewno będą pęknięcia - albo "wciągną się" pod kopyto piętki (jedno gorsze od drugiego  😲).

Robić rysunki tego brzegu i obu sytuacji?

[quote author=lechita link=topic=209.msg564498#msg564498 date=1272030990]
przy rozczyszczaniu pod podkowę delikatnie robi się spadek do środka za białą linią.

A tu już jest masakra, bo w czym się "delikatnie robi" ten spadek? W materiale podeszwy... Robi się go bardzo delikatnie, nożykiem, w miejscu, gdzie podeszwy jest najmniej, pod brzegiem "nośnym" kości kopytowej....
[/quote]

po co od razu takie słowa jak "masakra"? Napisałem delikatnie, nie dopisałem że nie wszędzie. Przepraszam za nie do końca precyzyjne tłumaczenie. Przygotowanie kopyta pod kucie, jest troszkę inne niż normalne rozczyszczenie. I nic za bardzo na to nie poradzimy. Zapewne lepszy będzie łuczek w kopycie, ale lepiej też mieć go w podkowie, niż w ogóle żeby go  nie było?
dea   primum non nocere
23 kwietnia 2010 16:42
Myślę, że lepiej, żeby go w ogóle nie było... Dlaczego? O tym traktuje załącznik. Wymaga komentarza? Może jednego: niebieskie - pęknięcia. Reszta powinna mówić sama za siebie.


...a masakra, bo tam jest praktycznie zawsze za mało podeszwy i stąd duża część problemów z rozkutymi końmi i uznawanie za "normę" pewnego stopnia opadnięcia kości kopytowej. Określenia niestety nie zmienię 🙁 Nie wiem czy tak zawsze się musi robić pod podkowę czy jednak można inaczej. Rozumiem, że powinno być płasko, rozumiem, że mustang roll pod podkowę jest bez sensu, ale można podeszwie dać spokój i można zrobić minimum "oddechu" na ścianie przedkątnej, można podkowiaki wbić bardziej z przodu.
A ja się pytałam na kursie co z tymi nogami i słyszałam, że po pierwsze mają pozwolenie, a po drugie muszą zutylizować kopyta i pokazać zaświadczenie o utylizacji ( zabijcie, ale zapomniałam komu 😡-inspektoratowi sanitarnemu? nie wiem komu, ale komuś "ważnemu" na pewno ), bo inaczej nie dostaną pozwolenia na następne nogi. Czyli aby dostać następne muszą wykazać się utylizacją poprzednich. I się wykazują.
Wiwiana   szaman fanatyk
24 kwietnia 2010 12:18
E tam z tymi pozwoleniami - idę do rzeźni i mówię, że poproszę parę nóg dla psów.
Nie dadzą? Dadzą. Gnaty tak brałam i dawali.

Potem kroję co trzeba i oglądam, resztki utylizują wspomniane psy 😉
dea   primum non nocere
26 kwietnia 2010 12:01
[quote="Zuzanna Palo"]Martwe kopyta na kursy pochodza oczywiscie z konskiej rzezni.  Aby moc je "zalatwic" na kurs potrzebne jest mnostwo papierow, m in pozwolenie od weterynarza, pozwolenie na transport, oraz oczywiscie bezwarunkowo zamowienie utylizacji. Kopyta nie sa nigdzie "zakopywane" - dzien po kursach przyjezdza transport ze specjalnym pozwoleniem na przewoz tego typu organicznych odpadow (podobnie jak ten, ktory kopyta do osrodka dowozi) i zabiera kopyta do utylizacji. Oczywiscie, kopyt z rzezni nie mozna wydobyc bez zezwolenia weterynaryjnego - zadne znajomosci nie wchodza w gre, sa przepisy, ostatnio dosyc ostre i tyle na ten temat.[/quote]

Nie ma jak walnąć sobie ze dwa oskarżonka, z których oba okazują się chybione  😀iabeł:
Wiwiana   szaman fanatyk
26 kwietnia 2010 12:29
Hehee, trza mieć zaprzyjaźnioną rzeźnię 😀

Zwariować można z tymi papierami. Niedługo bez pozwoleństwa, planu i stosownej bumagi od urzędu nie będzie można na własnym terenie wychodka z drągów postawić... Wkurza mnie ta cała kwitologia.  😵
Koniec OT.
[quote="Zuzanna Palo"]Martwe kopyta na kursy pochodza oczywiscie z konskiej rzezni.  Aby moc je "zalatwic" na kurs potrzebne jest mnostwo papierow, m in pozwolenie od weterynarza, pozwolenie na transport, oraz oczywiscie bezwarunkowo zamowienie utylizacji. Kopyta nie sa nigdzie "zakopywane" - dzien po kursach przyjezdza transport ze specjalnym pozwoleniem na przewoz tego typu organicznych odpadow (podobnie jak ten, ktory kopyta do osrodka dowozi) i zabiera kopyta do utylizacji. Oczywiscie, kopyt z rzezni nie mozna wydobyc bez zezwolenia weterynaryjnego - zadne znajomosci nie wchodza w gre, sa przepisy, ostatnio dosyc ostre i tyle na ten temat.

Nie ma jak walnąć sobie ze dwa oskarżonka, z których oba okazują się chybione  😀iabeł:
[/quote]

Dzięki, że się wywiedziałaś co i jak z tymi kopytami 😉
odpowiadając na pytanie zawarte w temacie, ze smutkiem muszę do sportowców napisać:niestety kuć.
kuć, bo bywa że przeglądy weterynaryjne na zawodach, odbywają się na płytach betonowych, których spasowanie bardzo odbiega od przysłówka "równo" 😤
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
27 kwietnia 2010 10:35
wrotki: mógłbyś dokładniej napisać o co chodzi?
o to że nie mogłem pojechać krosu Viktorią, bo nie przeszła przeglądu..."tętnienie' vet w holding boksie wyczuł, a kobyła na przeglądzie miała pokazać swoją zdolność do kolejnej próby, biegając po krzywych płytach betonowych.
ps., bosy Centurion miał więcej szczęścia...
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
27 kwietnia 2010 10:47

to jechałeś bosym Centurionem WKKW 1*? I jak wrażenia?
jakoś, poza przeglądem weterynaryjnym nie czułem żeby podkowy były mi do czegokolwiek potrzebne...alke muszę przyznać że i miejsce zawodów i pogoda były bardzo sprzyjające do pracy bez haceli (bo generalnie podkowy to są tylko potrzebne do tego, żeby było w co hacele wkręcać)
A jak resztę sezonu planujesz jeździć? Bez podków, czy okujesz jak będzie jakaś konkretniejsza trawa//będzie ślisko po opadach?
plany mam takie żeby kończyć zawody, a co do kucia, to tak szczerze i otwartym tekstem, więcej będzie zależeć od sędziów niż od opadów atmosferycznych i struktury nawierzchni...
No dobra, ale o ile dobrze pamiętam, pisałeś kiedyś jeszcze na starej volcie, że nie wyobrażasz sobie jechać na trawie bez haceli. Zmieniłeś zdanie czy po prostu w niższych klasach jest ok i koń się nie ślizga? Czy coś mi się piepszy i nic takiego nie mówiłeś?
zmieniłem zdanie...co chyba musiało nastąpić skoro Ktosina jeździ 130 bosym Integro 😎
No to teraz mi dałeś do myślenia. Ja nie przyjmuję do strugania chodzących skoki(poza jednym), bo nie chcę by się zabijały bose na trawce, a może niesłusznie 🙄
naprawdę trawiastych (w całym znaczeniu tego słowa) parkurów jest bardzo mało, na Pomorzu na dobrą sprawę tylko Starogard i Kwidzyn, reszta to piaski porośnięte trawą 😉
Hmm ja pamiętam z czasów jak luzakowałam, że większość parkurów w dolnośląskim i wielkopolskim, gdzie jeździliśmy, było jednak trawiastych i to tak porządnie. Ja nawet na Partynicach, gdzie trawy coraz mniej z roku na rok ślizgałam się jak mój koń był bosy. Może to zależy jeszcze od tego jak dany koń jest werkowany i jaką ma równowagę, nie wiem. Znam konie, które chodziły N z powodzeniem bose na trawie, ale znam też takie, które L nie były w stanie przejść normalnie.

Ale z tego co słyszałam od tych co dalej jeżdżą, że parkurów trawiastych jest coraz mniej, co by się zgadzało z tym co napisałeś. Dla mnie byłaby to dobra wiadomość.
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
27 kwietnia 2010 20:25
branka, w zeszłym sezonie wycofałam się raz - w Kwidzynie,gdy cały dzień,całą noc i cały ranek lało - ale nie wiem,czy wtedy gdybym nawet miała podkowy i możliwość wkręcenia haceli,wystartowałabym na takiej nawierzchni...
To bardzo optymistyczna informacja, bo ja się martwiłam jak sobie poradzi moja podopieczna jak zacznie z powrotem chodzić konkursy, myśleliśmy o butach, ale buty na wyższych wysokościach się nie sprawdzają.

Ktoś   Dum pugnas, victor es...
27 kwietnia 2010 20:35
branka, też myśleliśmy o butach,ale w końcu sobie darowaliśmy...w domu cały dzień praktycznie jest na pastwisku...trawa,trawa,trawa,górki,dołki - radzi sobie,tak długo jest już bez podków,że się zaadoptował.co prawda nasz strugacz-cudotwórca twierdzi,że za 3 miesiące do pół roku,kopyta będą absolutnie jak nowe i teoretycznie mogłabym go okuć,ale ani mi to w głowie,bo po co?😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się