Interpretacja zdjęć- koń+jeździec :)

No właśnie, a "prawda" jest chyba zawsze po środku. Przyznam, że zawsze mi ten tekst miesza w głowie ale lubię go 🙂 http://www.dorotaurbanska.pl/blog_wpis/23

aaa ten łysy z Francji nie robił tak też? Coś mi się kojarzy z kaset video hmm czyli, że taka metoda jest i to nie za stodołą. Pomijam kwestię słuszności.


Dokładnie o to mi chodziło.
To bardzo niedoładnie napisałaś, bo tu akurat nie ma ani słowa o "pracy nadgarstkami", wręcz przeciwnie, jest ostrzeżnie przed majzlowaniem. To tak zupełnie pomijając kwestię, czy metoda słuszna, czy nie.
O dzięki Kalmi, chętnie poczytam, bo mi to zawsze rozbijało myślenie o kontakcie. Niestety wypinacze dla mnie też mogą być takim sposobem na nie danie wyboru i pogodzenie się (nie mylić z akceptacją) "kontaktu".
W żadnym razie nie chodziło mi o żadne przeciąganie wodzy.
Widać nie umiem tłumaczyć tak całkowicie łopatologicznie.
Jeśli mam jeszcze bardziej uściślić to delikatnie zmieniać nacisk wodzy, ale nie ich długość.
Szara, Wiesz no... napisałaś:
Jeśli chodzi ci o zganaszowanie konia to musisz delikatnie pracować nadgarstkami
Początkowo w stój, potem w stępie, kłusie i w końcu w galopie.


a pani Urbańskiej chodziło o:
Równo nabieramy obie wodze  ( NIE MAJZŁUJEMY - TO WAŻNE!!!) i powoli dociskamy łydki. Nie chodzi nam o stały nacisk na bok konia, bardziej o kilka dociśnięć, bez niepotrzebnego trzęsienia stopą, lub co gorsza - kopania. I czekamy. Na co? Na moment, w którym koń puści w potylicy – aż taki zawias  między uszami rozluźni się i wtedy – NATYCHMIAST (to bardzo ważne) poluźniamy wodze, klepiemy, cukier itd.

Popatrz sama jak zabrzmiał Twój post...
Wbrew pozorom... to nie jest wcale takie łatwe, że hop siup i se będzie. Jak nikt nie pokaże w którym momencie jest dobrze to guzik wyjdzie.
Pani Karin Blignault pisze o takim działaniu dłońmi na wodzach jakby się wodę z gąbki wyciskało. Pisze też o lekkim i mocnym kontakcie. Ale to już chyba nie na temat? Szara za duży skrót myślowy zrobiła i tyle. Każdemu się przytrafia.
Może będę chamska ale po co Szara dajesz innym rady skoro nie potrafisz dobrze przekazać o co ci chodzi ? Jeszcze dziewczyna wzięła by sobie do serca twoje rady i próbowała konia zganaszować poprzez piłowanie mu w ryju ...🙁
Cocker, jeśli koń nie idzie na luźnej wodzy (wnioskuję, że się chowa), a na krótkiej się wylamia to IMO ma problem z przyjęciem kontaktu.
I - również IMO - samo pchanie zadu do przodu i pilnowanie stabilnej ręki niekoniecznie sprawi że koń magicznie przyjdzie do kontaktu...

I tak mnie zastanawia - wszystkie piszecie o skali ujeżdżenia, wchodzeniu na wędzidło, prawidłowych pomocach, nie majzlowaniu i idealnej reakcji - czytaj ZAD = ŁEB (w skrócie 😉) - a co jeśli to koń, który NIE ROZUMIE czego się od niego chce? Który NIE UMIE? iść w ustawieniu? dla którego naturalna jest taka pozycja, która jest utrzymana wyrobionymi mięśniami? hm?... ręka ZAWSZE działa - miękko, delikatnie, czasem mocniej, czasem słabiej - sprawdza, koryguje, zmienia się... ja rozumiem oburzenie na majzlowanie, ale zachowujecie się jakby jakiekolwiek użycie ręki to była zbrodnia.

edit: Dorota pisze o uczeniu konia - nie naprawianiu/oduczaniu... świeży koń to zupełnie inna sprawa niż taki z kiepskimi nawykami...
edit2: nie żebym była za mocną jednostajną pracą nadgarstkami 😉
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
24 listopada 2011 20:40
Wiadomo, że praca z koniem już zajeżdżonym jest zupełnie inna, to znaczy jest trudniejsza. Gorzej wyplenić nawyk niż uczyć od zera  😉 Ale z takim koniem też da się realizować skalę. Wałkować wszystko pokolei aż załapie i nagradzać każdą dobrą reakcję. Są przypadki skrajne, gdzie koń w ogóle broni się przed konaktem, ale to już inna bajka i najpierw ten koń musi wrócić do równowagi i rozluźnić się, żeby zacząć robotę. Ale nie wyobrażam sobie konia, który sztywny jak kłoda i spięty miał być zebrany, bo gdzie tu niby zebranie?
To jaki rodzaj pracy Anaa radzisz z koniem, który już ma nawyki? Nie pytam złośliwie, po prostu jestem ciekawa 😉
Odkopałam wątek w tej tematyce: http://www.voltopiry.pl/forum/index.php/topic,3339.0.html
Jest tam nawet moja i halo mini rozprawa nad efektem "rozczłonkowania" konia po takiej pseudo pracy nad puszczeniem w potylicy.


Bardzo fajne i mądre rzeczy można w podanym linku przeczytać!
Ale wiecie jakie mam nieodparte wrażenie ❓
Normalnie jakbym jakieś inne forum czytała! Dlaczego teraz nie ma takich rzeczowych dyskusji? Jakaś inna ElaPe tam pisze, nie ta co dziś, w ogóle wszystko jest inaczej...
Czy to tylko dlatego, że wszystko już zostało powiedziane?  👀
Mozii, ja nie wiem - właśnie pytam. Nigdzie nie twierdziłam, że znam odpowiedź na to pytanie 😉

Po prostu wszyscy są bardzo mądrzy - teoretycznie - do czasu 😉
A dla mnie takie gadanie o skali ujeżdżeniowej to bicie piany, które nic nie da w tym wypadku. Dla mnie najsensowniejszą odpowiedzią byłoby poproszenie o nagranie, pokazanie zdjęć, opowiedzenie o koniu itp. Nie znamy historii, nie wiemy nic o koniu, jeźdźcu...
A padają tylko książkowe idealistyczne zalecenia 😉

Poza tym - ustawienie a zebranie to też dwie różne rzeczy. Ciężko pracować z koniem nieustawionym, bo ustawienie (dobre ustawienie szyi, kontakt itd)  oznacza przyjęcie wędzidła i pomocy, chęć współpracy, rozluźnienie (do pewnego stopnia). Z koniem nieustawionym tak naprawdę nie ma pracy. Bo koń wylamiony to koń przede wszystkim z odwróconym grzbietem, który nie podstawi pod siebie zadu tak jakbyśmy chcieli, napęd nie będzie od zadu do ręki tylko od zadu w KOSMOS...
Julie, może dlatego, że dziś słowo "pokora" nie jest w modzie i wielu wydaje się, że jeśli jakoś tam jeżdżą, to już wszystko wiedzą i mogą "nauczać". I tym, którzy rzeczywiście wiedzą, może nie chce się już z nimi dyskutować? W każdym razie szkoda.
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
24 listopada 2011 21:14
Anaa, moje stwierdzenie na temat skali szkoleniowej nie było do samej zawodniczki i jej konia, a do stwierdzenia Szarej o "delikatnym pracowaniu nadgarstkami w pozycji stój"  😉 Z moim koniem prauję na podstawie skali i z innymi też tak pracowałam i pracowała będę, bo to przynosi efekty. Co do konia powiedzmy "wyryjonego" masz rację. odwrotny kręgosłup, to tak jakby się cofnąć 3 kroki w tył. Ale "proszenie" konia wyryjonego żeby zszedł na dół majzlowaniem w pysku też mi się nie bardzo widzi. Podstawienie zadu prowadzi do ustawienia i zebrania, a nie odwrotnie. Poza tym takiemu koniowi można zawsze pomóc pracą z ziemi. Może mam przedpotopowe podejście, ale to przynosiło i przynosi mi oczekiwane efekty, czyli konia rozluźnionego i czułego na najdelikatniejsze pomocy, więc dla mnie ta droga jest tą dobrą. Ale każdy może mieć inne poglądy😉 Ja tego nie neguję, byle koń był zadowolony.
izydorex: No wielka szkoda. Bo czy tak dużo czasu minęło między dyskusją w tym linku (2009) a dziś?
Może to nie kwestia samego czasu, tylko czasu pojawienia się na forum tych, którym wydaje się że wiedzą...

Sorry za offtopic, ale w tej chwili zatęskniłam za pewnym rozwiązaniem, z innego, nieistniejącego już forum, na którym pewnym osobom była przyznawana ranga "ekspert".
A może to było niegłupie...?  👀
Było by wiadomo, kto ma duże doświadczenie i wie co mówi... i mniej by się te mądre wypowiedzi gubiły w ogólnym bełkocie...
Julie, ale ta ranga była dawana za wiedzę (i kto wtedy to oceniał) czy za ilość postów? 😉
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
24 listopada 2011 21:24
izydorex: No wielka szkoda. Bo czy tak dużo czasu minęło między dyskusją w tym linku (2009) a dziś?
Może to nie kwestia samego czasu, tylko czasu pojawienia się na forum tych, którym wydaje się że wiedzą...

Sorry za offtopic, ale w tej chwili zatęskniłam za pewnym rozwiązaniem, z innego, nieistniejącego już forum, na którym pewnym osobom była przyznawana ranga "ekspert".
A może to było niegłupie...?  👀
Było by wiadomo, kto ma duże doświadczenie i wie co mówi... i mniej by się te mądre wypowiedzi gubiły w ogólnym bełkocie...


Jak dla mnie to jest bardzo dobry pomysł. Wiadomo byłoby kogo rad warto wysłuchać, a od kogo można spodziewać się jakiejś "jeździeckiej wtopy".
Kto umie, ten robi. Kto nie umie, naucza (w każdym bądź razie czuje wielką potrzebę pouczania i nauczania) 🙂
Pani Karin Blignault pisze o takim działaniu dłońmi na wodzach jakby się wodę z gąbki wyciskało. Pisze też o lekkim i mocnym kontakcie. Ale to już chyba nie na temat? Szara za duży skrót myślowy zrobiła i tyle. Każdemu się przytrafia.


No właśnie, jedna z lepszych książek jeździeckich napisanych przez "ludzkość".
Teraz jak słyszę wywody niektórych pseudo trenerów o "większym kontakcie zewnętrzną wodzą" albo "o zaangażowaniu zadu na lonży na wypinaczach jak koń jest" to pozostaje mi się tylko uśmiechnąć🙂
Na wspomnianym forum, było to tak, że można było samemu się do nadania danej rangi zgłosić, ale najczęściej to inni użytkownicy zgłaszali innych do nadania rangi eksperta.
Myślę, że to by się dało jakoś rozsądnie rozwiązać, na wiele różnych sposobów.
Tu i tak zapewne to nie przejdzie, więc koniec offtopa 😉
busch   Mad god's blessing.
25 listopada 2011 00:19
Myślę że wszelkie dywagacje nad majzłowaniem lub niemajzłowaniem koniowi w pysku wiążą się z głębokim niezrozumieniem zarówno samego pojecia kontaktu lub jego braku, jak i tego, w jaki sposób można - a w jaki nie można - do kontaktu dotrzeć. Tak samo dostaje się niesłusznie przeganaszowaniu, jako złu potwornemu i wynaturzeniu jeździeckiemu.

Żeby nie było że jestem taka mądra  😎 Przejrzałam sobie mój wpis z podlinkowanego tematu:
Ta metoda pierwsza nie polega na totalnym nicnierobieniu. Chodzi o nie robienie niczego szczegolnego reka (jak np. "proszenie" wewnetrzna). Staly stabilny kontakt na wodzach, troszke mocniejszy na zewnetrznej. Wewnetrzna nie robi nic. Zajmujemy sie aktywnym zadem a kon sam idzie do reki.
Ktos tu pisal, ze wymaga to umiejetnosci. Moze po czesci ma racje, bo kon jest prowadzony wlasciwie samym dosiadem a reka sobie jest.
W ten sposob (moim zdaniem) otrzymujemy bardzo fajny efekt.

Czy ja wiem czy wymaga specjalnych umiejętności? Ja tak robię z koniną, przychodzi do ręki a dobrym jeźdźcem to ja na pewno nie jestem- raczej bardzo, bardzo słabiutkim.
Jeżdżę na młodziaczku ale jakoś nigdy nie było potrzeby robić czegokolwiek innego od trzymania stabilnego kontaktu i jechania aktywnie do przodu.

Teraz starsza blondynka, :od zawsze: źle jeżdżona albo na urlopie, też ustawia się na stabilnym kontakcie, który po prostu sobie jest i tyle.
Czteroletni koń  ujeżdżony chałupniczo przez jakiegoś rzeźnika-konowała też nie potrzebował gmerania w pysku żeby zacząć pracować w ustawieniu. Po prostu jakoś to samo przyszło w tzw. międzyczasie.


Zabawnie się to czyta, kiedy teraz wiem, że rzeczywiście nie wymagało to specjalnych umiejętności i rzeczywiście nie byłam dobrym jeźdźcem, bo koń przeze mnie jeżdżony w zasadzie nigdy nie poznał, co to jest kontakt i do czego służy. Tak, tak, drogie dzieci, Gniadulec znany szerokiej rzeszy dzięki milionom opublikowanych fotek (których część można znaleźć w internecie, wpisując w google "piramida ujeżdżeniowa" hehehe  🤣 ), w zasadzie nigdy nie był przeze mnie jeżdżony na kontakcie, co sobie uświadomiłam dawno po tym, gdy skończyłam już na niej jeździć.


Pytanie do publiczności: czy ten koń jest na kontakcie?

A tu?

A tu?

Wszystkie trzy zdjęcia prezentują sylwetkę konia, który wydaje się być na kontakcie ponieważ jest zganaszowany, kroczy ambitnie zadem i nie jest odgięty krzyżem ale tak naprawdę jest to jedno wielkie oszustwo ponieważ jeździec zamiast rzeczywistej pracy nad kontaktem, uskutecznia grzeczne trzymanie licków i dojeżdżanie do tychże w nadziei, że koń sam zrobi całą resztę (na fotce poglądowej nr 3 widać nawet zaciesz z tego powodu  😁 ).
Typowa dla takiej pracy jest zaprezentowana muskulatura Gniadej, zwłaszcza jej szyi. Jest cienka, szczególnie tuż za kłębem, mimo że zdjęcia prezentują konia, którego dzielnie ujeżdżałam już od przeszło dwóch lat. Demaskuje też kształt szyi - prosty i drągowaty, w pozycji ni to nisko, ni wysoko. Dlaczego w ten sposób ją jeździłam? Bo była poza kontaktem, więc miałam średnią kontrolę nad wysokością ustawienia i jeszcze średniejsze czucie  🙂

Dlaczego przywołuję własny przykład? By zobrazować, że mylenie kontaktu ze zganaszowaniem to nie tylko domena quoniarek, które w stój zginają swojemu koniowi głowę do klaty. Jest bardzo wiele ludzi, którzy jeżdżą na swoich nieprzejechanych przez szyję koniach i nie widzą w tym absolutnie nic złego. Zwykle nie wyjeżdżają poza klasę P ponieważ jest piekielnie ciężko wytłumaczyć koniowi, co to jest ciąg i jak go zrobić, kiedy nie można bazować na solidnym kontakcie. Chociaż miałam okazję też obserwować z mieszaniną podziwu i zniesmaczenia osoby, które jakimś cudem przeskoczyły pułap P i nadal nie miały swoich koni na kontakcie 😉.

Kontakt jest połączeniem myśli człowieka z myślą konia. Jeśli nie jesteś w stanie zmienić wysokości ustawienia konia, to znaczy że z Twoim kontaktem jest coś bardzo nie tak. Jeśli nie jesteś w stanie poczuć na wodzach, w którą stronę patrzy się Twój koń, to również warto zweryfikować, czy nie uprawiasz kontaktowej fikcji.

No dobra - ale jak w takim razie uzyskać kontakt. Tutaj wkracza moje ukochane pojęcie - MAJZŁOWANIE. Tak wiele ludzi jeździ swoje konie na prostych szyjach i z udawanym kontaktem, bo boją się że będą majzłować. Są moim zdaniem tylko dwa poprawne użycia tego terminu:
1. Nazwanie bezmyślnego gmerania w końskim pysku - negatywne, ponieważ wszelkie bezmyślne działania na koniu są złe
2. Nazwanie nieprawidłowej techniki, czyli gmerania z nadgarstka - negatywne, ponieważ im więcej zgięcia nadgarstka, tym trudniej poczuć, czy działanie przyniosło rezultat.
Nie można nazwać majzłowaniem samego kombinowania z wodzami, ponieważ kontakt nie jest nam dany od bozi, a już na pewno nie jest nam dany przez konia. Nawet u najmilszego i najbardziej skorego do pracy konia kontakt się uzyskuje na drodze różnych ruchów ręką, dosiadem i nogami i tenże kontakt uzyskuje się tylko do momentu, gdy coś się nie zepsuje. Czasem jest to jedno okrążenie, a czasem tylko kilka metrów bierności.

Najważniejsze jest założenie ingerencji-odpuszczenia. Kiedy działanie ręką jest długotrwałe, zwykle jest też bezmyślne: nie można obrabiać wędzidłem w pysku konia przez kilka minut i cały czas uważać, że do czegoś sensownego się dąży. Jeśli nie działają lekkie metody, to trzeba zastosować silniejsze - tak, czasem trzeba używać siły rąk, ustawiając konia - ale kluczowe jest dążenie do pozostawienia konia na kontakcie bez naszej ingerencji tak długo, jak się da.

I po jednym obrazoburczym stwierdzeniu dorzucam jeszcze drugie  😀
Z moim koniem prauję na podstawie skali i z innymi też tak pracowałam i pracowała będę, bo to przynosi efekty.
Co to znaczy, że pracujesz na podstawie skali szkoleniowej?
Moim prywatnym zdaniem w codziennej pracy korzystanie ze skali szkoleniowej jest bezsensowne. Piramida ujeżdżeniowa to teoretyczny wymysł, nie dający się twórczo wykorzystać w pracy z koniem. Jedyny niepodważalny element piramidy znajduje się na górze - bo rzeczywiście do uzyskania zebrania należy mieć wszystkie składniki wymienione w skali niżej. Ale już reszta całkowicie nie trzyma się kupy. Czy ktoś potrafi wypracować rytm bez rozluźnienia? Czy można jeździć konia, gdy nie ma on impulsu - chociażby w podstawowych trzech chodach? Na co nam kontakt, który nie wiąże się z prostowaniem konia? Wszystkie elementy piramidy łączą się ze sobą i mieszają i doprawdy nie mam pojęcia, jak można by pracować nad jednym wydzielonym szczeblem piramidy (i niby w jakim celu).

Julie, imo rzeczowe dyskusje na tym forum są niemożliwe 🙁. Dlaczego? Ano dlatego, że zawsze występują różnice zdań, a przy zbliżonych opiniach - różnice wyrażania. To normalne - i niby podstawa dyskusji. To forum dawno przestało być dyskusyjne. Z powodu... strachu przypuszczam. Z powodu wściekłych ataków "ad personam" dlatego, że ktoś ma jakąś tam swoją opinię o danej rzeczy. Nie warto się szarpać, szkoda nerwów. "To tylko forum". No - forum - ale już dawno nie dyskusyjne. Żałuję - bo czasem chciałoby się przedyskutować właśnie pewne zdarzenia, obserwacje, wątpliwości, style pracy. Przy ogólnych regułach bywają też "indywidualne przypadki", reakcje i zdarzenia dające do myślenia. Nie da się. Tylko elementarne błędy da się "wypunktować", takie, że prawie wszyscy będą zgodni. I ładne obrazki pochwalić. No i jest kwestia opisu "case'u" - popatrz na "kopyta" - jak potężna dokumentacja byłaby potrzebna, żeby "rzeczywistość przybliżyć wirtualnie", żeby wirtualni rozmówcy naprawdę mieli porządną orientację w czym konkretnie rzecz.
Cejloniara, "niechcący" (jak przypuszczam) ważną rzecz napisałaś. Albowiem wychodzi mi, że nie ma mowy o prawdziwej akceptacji kontaktu, o ile wcześniej koń się z kontaktem nie "pogodzi" - można to nazwać "zaufaniem do ręki" ale istoty sprawy nie zmienia. Dobry wierzchowiec musi pogodzić (!) się zarówno z wymaganiami jeźdźca odnośnie "użycia motoru" jak i z wymaganiami od strony ręki. A potem - polubić, dobrze się poczuć, zaakceptować. Inaczej nie da się "odpalić" zamkniętego obiegu energii. Dopóki się będzie jeździć tylko jak koń lubi, jak mu pasuje - no, będzie przyjemna jazda (jeśli uniknie się błędów), a że konie mają sporą rezerwę sił fizycznych, to nawet dość trudne rzeczy mogą w ten sposób chodzić. No ale - gdzieś tam - rozważmy piruet  - tu wyjdzie, czy koń i akceptuje (min. dobrze) kontakt i ma (mni. dobry) impuls (i całą potrzebną "resztę"😉. Może się zdarzyć tak, że przez lata jazdy koń naprawdę zaakceptuje żądania jeźdźca - a może się zdarzyć tak, że przez lata przyzwyczai się do wyłącznie umiarkowanego wysiłku i przy dużych wymaganiach odmówi współpracy. Na każdym poziomie ujeżdżenia warto czasem sprawdzić, na ile koń faktycznie akceptuje "pomysły" jeźdźca - jakimś elementem ciut trudniejszym, niż akurat z etapu wspólnego wynika i pracować nad tym, co się okaże "mocno niedoskonałe". Konie trochę są jak woda - dążą tam, gdzie nie ma oporu. Gdy stawiamy tamę musimy się liczyć, że w grę wejdą duuuże siły (nieważne, że raczej psychiczne niż fizyczne). Mało kto ma konia, który zawsze (!) i wszystko (!) zrobi "z dobrawoli". Po to człowiek ma rozum, umiejętności, doświadczenie, żeby stawiać bariery tam gdzie trzeba, gdy trzeba, na tyle ile trzeba i przewidywać "ujście". I nie mieszać koniowi w głowie. I nie odpuszczać zupełnie.

edit: Odnośnie wypowiedzi busch na temat "piramidy" nie zgadzam się niemal całkowicie. Owszem, nie ma rytmu bez rozluźnienia, a rozluźnienia bez rytmu (i dlatego w jednym punkcie to występuje). Ale impuls? Jak może istnieć impuls bez akceptacji kontaktu? (definicja impulsu się kłania). Itd. Co prawda absolutnie normalne jest, że gdy się czegoś nie pojmuje, to się odrzuca, a "piramida" tak jak jest "serwowana" do pojęcia jest trudna (wiele rzeczy się myli).
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
25 listopada 2011 07:44
Moim zdaniem busch napisała bardzo ważną rzecz na temat kontaktu, ponieważ bardzo dużo ludzi uważa, że dobry kontakt to ręka zafiksowana w jednym miejscu, bo wtedy kontakt jest stabilny. A dla mnie jest to "kontakt" martwy. Dla mnie kontakt ma być elastyczny, dostosowujący się cały czas do aktualnej sytuacji i prowadzący dialog z koniem, a nie dający sztywną ścianę.
I to było jedno z serii wielu "olśnień", których doznałam, gdy po wielu, wielu latach jeżdżenia w szkółkach i samopas dorobiłam się własnego konia i zaczęłam jeździć pod okiem doświadczonej osoby 🙂  Podobnie jak to, że kontakt ma być 😉 A koń z przeszłością, nieakceptujący kontaktu wymagał wiele pracy w tym kierunku (i nadal wymaga). O wielu szkółkowych "mądrościach" trzeba było zapomnieć i uczyć się cały czas od nowa. Dlatego tak alergicznie reaguję, gdy laik udziela "rad" innym.
Kontakt

AS: Jaki powinien być kontakt?

KB: Zupełnie nie wierzę w mocny kontakt lub  mający na celu dawanie oparcia koniowi, lecz taki rodzaj kontaktu jest nieco łatwiejszy dla jeźdźca, ponieważ nie musi on być tak bardzo wyczulony. Gdy koń znajdzie swoją własną równowagę w zaokrągleniu – wtedy nie muszę już nic robić. W przypadku mojej klaczy posługuję się lekkimi, niewidocznymi wibracjami, na które natychmiast reaguje, chyba że zaczyna pędzić i wtedy nieodzowne staje się kilka mocnych półparad. Jestem przeciwna trzymaniu rąk w spokoju, bo w większości przypadków prowadzi to do ich ciągnięcia/blokowania. Pomimo tego, że koń ma swoją równowagę i pozostaje na ustępującym kontakcie, to ręce wyglądają na nieruchome. Oczywiście inną sprawą jest to, że każdy koń ma własny rodzaj kontaktu, z którym czuje się komfortowo. Mój poprzedni koń zaoferował mi doskonały kontakt od samego początku, ale dwa na których jeżdżę obecnie mają tego samego ojca i oba lubią wyjątkowo lekki kontakt, przez co jeździ się na nich dużo trudniej. Naprawdę mogę opowiadać o tym w nieskończoność, ale chyba będzie lepiej jak przyjadę do Polski na kurs.

To kawałek wywiadu z Karin B.
fajne zdanie to to o kontakcie innym odnośnie konia.
Moja 4 letnia klacz jest tak delikatna w pysku że pchychodzi do ręki tylko osobom które nie "mieszają" w pysku, przy takich próbach od razu nie chce iść i się lekko buntuje. Dlatego jej przypadku działa rozluźnianie tylko serdecznym palcem- każdy koń jest inny.
busch, respect, zgadzam się z Tobą w 100% 😉

halo - bullshit! da się dyskutować i myślę, że te osoby, które chcą - to to robią. myślisz że te voltopiry wyjadacze się boją wyrazić jedną i drugą sprzeczną z mainstreamem opinię? 😉
Druga rzecz - piszesz - "koń akceptuje kontakt" - i znowu dla mnie - to totalna bzdura. koń akceptuje kiełzno, koń akceptuje rękę - koń z Tobą rozmawia - i to JEST kontakt. Nie ma czegoś takiego jak akceptacja kontaktu. Kontakt jest wynikiem akceptacji pomocy jeźdźca...
Akceptacja kontaktu to IMO tak samo błędne i oszukańcze pojęcie jak równanie odpuszczonej głowy z zebraniem...
Jeżeli koń nie wymaga majzłowania tylko przyłożenia łydek i zamknięciem ręki, robi się krótki, miękki przy odpuszczeniu wodzy idzie za wędzidłem. To można powiedzieć, że koń akceptuje moją rękę?








Obiecałam sobie, że tu więcej zdjęć nie wstawię, bo pojechali mnie jak po łysej kobyle, ale im dłużej na forum, tym człowiek odporniejszy  😎
Anaa, odpowiem ci tak samo: bullshit. Pokaż te twórcze dyskusje w ciągu ostatniego półrocza.
A pojęcie "akceptacja kontaktu" nie jest wymyślone przeze mnie, występuje w Przepisach Ujeżdżenia np. w takiej formie: " (...) koń musi akceptować kontakt bez oporu w pysku, z przepuszczalną potylicą". Możliwe, że jest "skrótem myślowym", nie wnikam, "podstawowa forma" jest taka: "koń powinien akceptować kiełzno z zachowaniem lekkiego i stałego, miękkiego kontaktu".
Dyskutuj sobie z przepisami, także odnośnie kryteriów skali szkoleniowej (też zawartych w przepisach).
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
25 listopada 2011 11:53
Bush nie napisałam, że pracuję z jednym elementem skali. Jak sama napisałaś, i z tym się zgadzam, wszystkie wzajemnie się uzupełniają. W trakcie treningu realizujesz całą skalę, a nie jeden wybrany element, bo to jest kompletnie bez sensu. Poza tym tak jak napisała halo skala szkoleniowa jest ujęta nawet w przepisach więc nie są to jakieś teoretyczne brednie, które ktoś tam kiedyś tam wymyślił. Zostało to wypraktykowane, przynosi efekty, więc dlatego to tam trafiło.
Halo, zgadzam się z Tobą w 100%.
halo, pokazuję - ja próbuję dyskutować, Bush próbuje. Tu, teraz, w tym wątku.
a Ty z kolei zamykasz dyskusję stwierdzeniem - "a dyskutuj sobie" 😉
Anaa, bo z przepisami nie da się dyskutować. Przyjęłam założenie, że gdy mowa o ujeżdżeniu, to Przepisy obowiązują. I kropka. Inaczej - o czym mowa? O zupełnie różnych rzeczach? Nie ma żadnej dyskusji, gdy nie ma wspólnych podstaw - aksjomatów. Bez ustaleń o czym właściwie jest rozmowa nie ma dyskusji tylko rodzaj gry w bambuko, na zasadzie, że gdy komuś brakuje argumentów to np. "tylko krowa nie zmienia poglądów" - poglądy "magicznie" się zmieniają, ale żeby przyznać rację rozmówcy - to już nie. Dla mnie Przepisy, są i będą absolutnym (!) punktem odniesienia bo mowa o konkretnej dyscyplinie sportu, a jeśli nawet mowa o sztuce jeździeckiej, to są wyrazem ogromnego zbiorowego wkładu pracy, w miarę obiektywnym. A że niektórzy mają schizę na jakiekolwiek przepisy i niczym nieuzasadnione przekonanie o nieograniczonej wolności, dowolności etc. - to już inna sprawa, filozofii bardziej.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się