Sprawy sercowe...

Nie wróciłam wczoraj na noc do domu. Jestem dzisiaj po południu, on nie zadzwonił a ja nie wytrzymałam i się go pytam o co tak w ogóle kaman???? Czy sie nie martwił?
on: "a to ciebie w ogóle nie było w domu? bo ja usnąłem o 21 a wstałem o 10 a ty pewnie już u konia" i tak generalnie że wraca do sypialni, że się nie odzywał bo nie chciał nic głupiego powiedzieć i że na przeprosiny kupił wino, i żebym się poprzytulała do niego. Powiedziałam mu żeby się wyprowadził (a on siedzi i ogląda tv) jaka ja jestem głupia

Dzięki ninevet
Averis   Czarny charakter
16 kwietnia 2011 18:21
kasia&figa, czyli on chciał przeprosić, a Ty mu kazałaś się wynosić?
Livia   ...z innego świata
16 kwietnia 2011 18:27
Averis, tyle że gdyby ona nie spytała o co chodzi to facet pewnie do teraz by się nie odezwał 😉
Nalle   Klapiasty & Mała Cholera
16 kwietnia 2011 18:35
To raz. Dwa, że NIE ZAUWAŻYŁ, że narzeczona nie wróciła do domu na noc! Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Trzy, że tłumaczenie było wyjątkowo marne jak na kogoś, kto z własnej woli przestał się odzywać. I jeszcze ten tekst o poprzytulaniu..  🙄
ja mialam ostatnio chwile załamania i jakoś sama nie widziałam czego oczekuje od mojego B. Troche czulam taką monotonie no nie wiem jak to inaczej okreslic. Wyobrazacie sobie widziec sie w szkole codziennie i na dodatek siedziec ze sobą w lawce ( ah! to juz koniec bo skonczylismy szkołe  😅  😁 ) poza tym ciągle sie uczyć do matury, jezdzic na korki ( tez razem) i widziec sie w weekendy jak przyjedza do was na troche?  😵 powiaaało nuuudą. okropną . I jako ze zanim bylismy razem ( o cholera to 2 lata mineły :ke🙂 to był moim swietnym kumplem/przyjecielem i widzi od razu ze cos jest nie tak. Kilka dni temu powiedzialam ze zjadlabym lody orzechowe i co? nagle zadzwonil ze widzi ze cos jest nie tak i musimy pogadac i przyjechał do mnie... z wielkim pudełkiem lodow orzechowych 😍
No i jeszcze mam pewne wątpliwosci dotyczace mieszkania razem na studiach. Nie chce sie czuć jak stare małzenstwo po jakimś czasie 🤔wirek: Pewnie skonczy sie na tym ze zamieszkamy w osobnych mieszkaniach i mam nadzieje ze w tym samym miescie. Jak wyglada w praktyce mieszkanie razem? Gorzej jesli nie dostaniemy się do jednego. bylyscie kiedys w takim związku na odległosc?
Nasz związek wczoraj się rozpadł z hukiem... Dużo problemów nawarstwiło się, za dużo wiecznych pretensji do mnie, które niekoniecznie uważałam za słuszne. Niektórzy lubią popadać w paranoje...
A kulminacją było, kiedy usłyszałam, że ja nie potrafię kochać, bo nie zaznałam w życiu rodzinnej miłości.

Poczułam się z tym bardzo niefajnie, jak jakiś emocjonalny wrak...

Burzliwy wiek, ot co.  😉
galopada_, Myślę, że zamieszkanie razem nie będzie najlepszym wyjściem. Już teraz masz wrażenie monotonii. Myślę, że oddzielne mieszkania w tym samym mieście byłyby najlepszym rozwiązaniem dla waszego związku. Takie odnoszę wrażenie, nawet patrząc po Twoim niezdecydowaniu. Po co się spieszyć?

kolebka, trzymaj się.
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
16 kwietnia 2011 20:08
Eee, a nie lepiej zamieszkac właśnie teraz, ewentualnie znudzic się (lub nie!) i poszukac innego, zanim będzie za późno?

Ja powoli dochodzę do wniosku, że człowiek jednak NIE JEST monogamistą  🙄 Nie, żeby mi było źle, kocham swego chłopa, dobrze mi z nim, ale ludzie- my już 10 lat razem, znamy się, jak łyse konie, ale co będzie za 20 lat??
żużka doszlismy razem do takiego wniosku wlasnie no ale nie wiadomo jak to wyjdzie 😉 mam nadzieje ze te wakacje po maturze bedą suuuuper!

AleksandraAlicja no wlasnie nie chcialabym sie poczuc jak w takim starym dobrym malzenstwie gdzie zaczyna wiać rutyną...
wątek dotyczy tylko spraw damsko-męskich czy inne swoje sercowe rozterki też można tu wylać? 🙁
AleksandraAlicja, wybacz, ale szlag mnie trafia przy takich wypowiedziach. Związek to nie jest połówka jabłka, no to nie przedszkole, dla mnie związek to stała praca. To chyba ten XXI wiek, kiedy chcemy mieć wszystko szybko i na już, jak nie ten to inny, jak inny mi się znudzi to kolejny na pewno będzie idealny. Nie potrafimy pracować nad tym co już mamy. Myślę, ze nikt nie jest gotowy od tak zamieszkać ze sobą i przeżyć ze sobą do końca życia. Przed zamieszkaniem człowieka się poznaje, a skoro galopadzie zależy na tym facecie, to chyba nie chce z nim zamieszkać po to, aby się to rozpadło  🤔wirek:

fruity_jelly
, twedy i ja się dołączę z problemem :P
yga   srają muszki, będzie wiosna.
16 kwietnia 2011 20:54
No tak, ale jeżeli teraz się sobą nudzą to co będzie po ślubie?
Ot tak przestaną?

Mam tą samą sytuację. Chłop robi magisterkę, ja kończę swoje. Planujemy razem zamieszkać. Też się boję- tej monotonii: budzę się-on, zasypiam-on, "kochanie zrób kanapki"-on. Ale przecież jak nie spróbujemy to się nie dowiemy. Nie wierzę w jakąs super przemianę "teraz nam nie wyjdzie, ale za parę lat owszem". Jest to dla nas WIELKA próba. Jak wytrzymamy ze sobą-bosko, możemy planować coś więcej, jeśli jednak nie-to po co się męczyć? Kochamy się fakt, ale skoro nie potrafimy razem mieszkać to nie widzę sensu być para małżeńską na odległość  😉
(oczywiście biorę pod uwagę wszelkie starania się i prace nad związkiem podczas wspólnego mieszkania)

Haha, ale co ja mówię. Maciej wpadł do mnie wczoraj do Lublina, a już się posprzeczaliśmy. Właśnie siedzi na podłodze i bawi się prostownicą sfochowany, bo go z łóżka wygoniłam  😂

fruity- jasne, dawaj!
galopada_ moja znajoma jest ze swoim chłopakiem już 5 lat i myślą o wspólnej przyszłości, jednakże nie mieszkają razem i nawet tego nie planują. Pozostawili sobie wolny teren, by każdy na swoim czuł się swobodnie. Ona do niego jeździ, co jakiś czas i po prostu nocuje ileś dni, po czym wraca do siebie. On robi to samo. Takie rozwiązanie uważają za odpowiednie i nie wymagające pewnych wyrzeczeń, bo jeżeli już z kimś chcesz zamieszkać to musisz poznać jego zasady, a on twoje. Później przychodzi czas, iż musicie się dostosować, działać na bazie kompromisu. Mieszkanie razem to poważna próba.
jak można użyć, w stosunku do drugiego człowieka wyrażenia, że mi się znudził? Jak można sprawdzać, czy jak pomieszkamy trochę razem, to czy się sobą nie znudzimy? To moja mama mówi, że może to kwestia innych priorytetów, bo kiedyś to były wspólne cele: małe mieszkanie, większe mieszkanie, dzieci, jakieś meble. Ciągle się na coś pracowało, ciągle małymi krokami się coś zdobywało. A teraz wszystko mamy. Spotyka się dwóch ludzi i po dwóch miesiącach idzie razem mieszkać, żeby sprawdzić, czy się sobą nie znudzą. Schodzimy do poziomu traktowania się jak jakieś zabawki, którymi się pobawię i odłożę, albo pobawię się nią dłużej i stanie się moim ulubionym kocykiem, bez którego nie zasnę. Yga, powiedz mi więc, czego oczekujesz od przyszłego męża? Codziennych fajerwerków, które utrzymają Cię na stałym poziomie adrenaliny?
yga   srają muszki, będzie wiosna.
16 kwietnia 2011 21:01
A jak wygląda ten ich plan na przyszłość?
pony   inspired by pony
16 kwietnia 2011 21:02
a ja po wakacjach przeprowadzam sie do miasta,  w ktorym mieszka moj chlop i nie mam zamiaru z nim mieszkac poki co, no way, nie ma takiej opcji!
yga   srają muszki, będzie wiosna.
16 kwietnia 2011 21:12
[quote author=żużka link=topic=148.msg979022#msg979022 date=1302984063]
jak można użyć, w stosunku do drugiego człowieka, słowa, że mi znudził? Jak można sprawdzać, czy jak pomieszkamy trochę razem, to czy się sobą nie znudzimy? To moja mama mówi, że może to kwestia innych priorytetów, bo kiedy to były wspólne cele: małe mieszkanie, większe mieszkanie, dzieci, jakieś meble. Ciągle się na coś pracowało, ciągle małymi krokami się coś zdobywało. A teraz wszystko mamy. Spotyka się dwóch ludzi i po dwóch miesiącach idzie razem mieszkać, żeby sprawdzić, czy się sobą nie znudzą. Schodzimy do poziomu traktowania się jak jakieś zabawki, którymi się pobawię i odłożę, albo pobawię się nią dłużej i stanie się moim ulubionym kocykiem, bez którego nie zasnę. Yga, powiedz mi więc, czego oczekujesz od przyszłego męża? Codziennych fajerwerków, które utrzymają Cię na stałym poziomie adrenaliny?
[/quote]
Pisząc "się sobą nudzą" chodziło mi o sytuację Galopady, która już czuję monotonię (a to chyba jest jakaś forma nudy?). Oni nie są ze sobą 2 miesiące, 3 czy 5. Ale 2 lata- chociaż to w tym momencie ma najmniejsze znaczenie. Po prostu nie rozumiem faktu odłożenia wspolnego mieszkania tylko dlatego, ze człowiek się kimś nudzi i zarazem bania się o to, że wspólne mieszkanie wprowadzi jeszcze większa nudę. Jeżeli już człowiek przyzwyczaił się do drugiego na tyle, że czuje te poczucie monotonii to jak to ma się zmienić w przyszłości? Rozumiem, że ktoś nie jest gotowy do wspólnego mieszkania- to inna sprawa.

Po to podejmujemy próbę wspólnego mieszkania z chłopakiem, aby sprawdzić NAS, nasz związek. Jak nam się uda będzie cudownie, jeżeli nie to będziemy nad sobą pracować. To chyba normalne że dwoje ludzi myślących o sobie poważnie chce ze sobą w przyszłości zamieszkać, gdzieś głęboko w głowie planuje wspólną przyszłośc😀om, dzieci itepe itede. Więc wg mnie należy podjąć te jakże trudne wyzwanie i spróbować.
Czego oczekuje? Ojjj zbyt dużo wymieniać  😎
A fajerwerki jak już to tylko od czasu do czasu, bo by mnie ZNUDZIŁY.

Podsumowując:  Nie wierzę, że ludzie którzy są sobą teraz znudzeni- jutro już nie będą.
nie będę się odnosiła do galopady, bo nie znam jej i jej sytuacji także, jednak wydaje mi się, że wspólne mieszkanie, małżeństwo, życie (kiedyś zawierało się to razem, teraz w sumie jest ułożone wartościująco) to trochę inne priorytety niż nie wpadanie w nudę. Właśnie to sprowadza do rozpadu związku. Jestem zwolenniczką stabilności, poczucia bezpieczeństwa i prywatności. I nie potrzebuję do tego codziennego zastanawiania się, co tym razem wymyśli mój partner, aby urozmaicić nasze wspólne mieszkanie razem. To nie randki, nie chęć zaimponowania. Skoro z kimś mieszkam to wiem na co go stać, jaki jest, poznałam go w wielu trudnych sytuacjach i teraz mogę być go po prostu pewna. I to jest to do czego chciałabym dążyć w przyszłym małżeństwie. Stabilność i oparcie. Ale może jestem inna. I tego nie da żadna próba, bo próba, z definicji ma być sprawdzianem, a na sprawdzianie trzeba się mocno starać, zabiegać, zapewniać stałe atrakcje. I ma się to nijak to małżeństwa. Przynajmniej do takiego jakie znam i jakie chciałabym stworzyć.
yga   srają muszki, będzie wiosna.
16 kwietnia 2011 21:30
Dobrze, zgadzam się z Tobą. Chodziło mi tylko o to, że jeśli człowiek już się z kimś nudzi to nie widzę nadziei na zmianę tego.
Yga- Patrząc po tym co napisałaś mogę wywnioskować, że Ty i Twój partner macie po około 25 lat. A Galopada kończy LO. Kurcze, przecież to jeszcze dzieciaki, po co mieszkać razem? Przecież to są ludzie totalnie jeszcze nieukształtowani, zmieni im się wszystko pińcset razy, więc po co teraz mieszać razem? Pozmienia się, mam nadzieje, że będzie wtedy lepiej i wtedy zamieszkać. Mam nadzieje, że nikogo nie urażę, ale czasu LO to taki "związek", a nie związek po co się gdzieś spieszyć?
ale ja zdaje sobie z tego wszystkiego sprawe  😉 i małe sprostowanie odnosnie tego ,,znudzenia". Moze troche niefortunnie sie wyrazilam. Nie znudzil mi sie on (czytaj my) tylko chodzi mi o taką sytuacje ze jestesmy przez cały dzien razem ale jednak osobno. Wiadomo szkoła, lekcja, korytarze - brak całkowity prywatnosci. Takie bycie ze sobą a bycie całkiem osobno jakby za szklaną scianą 😂 Wakacje spedzilismy calkiem razem, chodzil za mną do stajni, nauczyl sie jezdzic, gotował mi jak moi rodzice pojechali na wakacje ( bo ja przypalam nawet wode) no i jezdzilismy to tu to tam... A teraz przez cała sytuacje związaną z maturą i przygotowaniami do niej ( taaak wiem pojde na studia to bede się z tego smiała) wpadlismy w taką rutyne nie z naszej winy. Nie mamy się dla siebie tylko tak... Może przytocze słowa piosenki Hey ,,gdybyś był a nie bywał"
Nalle   Klapiasty & Mała Cholera
17 kwietnia 2011 08:16
[quote author=żużka link=topic=148.msg979086#msg979086 date=1302985458]
nie będę się odnosiła do galopady, bo nie znam jej i jej sytuacji także, jednak wydaje mi się, że wspólne mieszkanie, małżeństwo, życie (kiedyś zawierało się to razem, teraz w sumie jest ułożone wartościująco) to trochę inne priorytety niż nie wpadanie w nudę. Właśnie to sprowadza do rozpadu związku. Jestem zwolenniczką stabilności, poczucia bezpieczeństwa i prywatności. I nie potrzebuję do tego codziennego zastanawiania się, co tym razem wymyśli mój partner, aby urozmaicić nasze wspólne mieszkanie razem. To nie randki, nie chęć zaimponowania. Skoro z kimś mieszkam to wiem na co go stać, jaki jest, poznałam go w wielu trudnych sytuacjach i teraz mogę być go po prostu pewna. I to jest to do czego chciałabym dążyć w przyszłym małżeństwie. Stabilność i oparcie. Ale może jestem inna. I tego nie da żadna próba, bo próba, z definicji ma być sprawdzianem, a na sprawdzianie trzeba się mocno starać, zabiegać, zapewniać stałe atrakcje. I ma się to nijak to małżeństwa. Przynajmniej do takiego jakie znam i jakie chciałabym stworzyć.
[/quote]

Odniosę się nie tylko do tej, ale również poprzedniej twojej wypowiedzi.
Przede wszystkim, współczesne związki, tak nieformalne jak małżeństwa, funkcjonują zupełnie inaczej niż te kilkadziesiąt lat temu, z uwagi na znacznie bardziej sprzyjające okoliczności. Codzienna walka o zapewnienie rodzinie bytu zapewne pochłaniać musiała mnóstwo energii, toteż nie było czasu na nudę, nie było czasu na wyodrębnianie w ramach związku swojego własnego JA i rozważania, czy za płotem trawa nie jest zieleńsza. Ze strony kobiety natomiast miała być głównie wdzięczność, jeśli facet okazywał się być wystarczająco obrotny. A że jest w domu taki, siaki czy czasami uderzy - no trudno, przynosi przecież pieniądze.
Obecnie sytuacja jest zupełnie inna, a miejsce codziennej walki zajęło dążenie do szczęścia i samorealizacji, co moim zdaniem samo w sobie nie jest niczym złym. Nie mniej, sprawia to, że relacje międzyludzkie ukierunkowane są inaczej. Ludzie wiedzą, czego chcą, lub energicznie próbują się dowiedzieć, a związki stały się zbyt kruche, ponieważ często nie potrafią ustać w poszukiwaniach, często poddają się zbyt szybko, nie ma także finansowej zależności, która tak bardzo ograniczała kobiety. W rozsądnych granicach to popieram - po prostu nie każdy związek wart jest walki, czasami popełnia się błędy pod wpływem początkowego zaślepienia. Niestety często niewiele trzeba, żeby kogoś odrzucić, uznać za nie dość idealnego - takie są znaki tych czasów.

Odnośnie wspólnego mieszkania napisałaś, że takiego człowieka już się zna, jest przewidywalny itp, itd... No zgadza się, ale nie znasz go tak dobrze w momencie podejmowania tej decyzji, bo to po prostu niemożliwe. Zupełnie inaczej wygląda związek na etapie spotykania się w uroczych kawiarenkach i spacerowania po parku, i inaczej podczas codziennego przebywania razem. Nie twierdzę, że trzeba to wykonywać na próbę, ale nawet mimochodem, to jest dla związku pewien egzamin do zdania. Kiedy spotykanie się samo w sobie wymaga pewnych starań, wszystko jest specjalne i kobieta taka się czuje, i lubi to. Po wspólnym zamieszkaniu może przyjść moment uderzającej rutyny i dopiero wtedy para uczy się, co oznacza codzienna "walka" o związek. I decydują się na to, lub nie. To jest ta część twojej wypowiedzi, z którą absolutnie nie mogę się zgodzić - jeśli uważasz, że nie należy dalej się starać, dalej o siebie zabiegać, to masz chyba na myśli współlokatora, z którym wiele o sobie wiecie i świetnie ogląda się wieczorem telewizję, ale wasze życie toczy się różnymi torami. Bo tu nie chodzi o fajerwerki i wielkie atrakcje, ale zapewnienie poczucia, że jest się ciągle kochanym i dla siebie ważnym - nie są to teatralne gesty, ale czasami bardzo drobne rzeczy, których wcale nie trzeba robić. Ale robiąc pokazuje się, że się wie i pamięta.
Ze strony kobiety natomiast miała być głównie wdzięczność, jeśli facet okazywał się być wystarczająco obrotny. A że jest w domu taki, siaki czy czasami uderzy - no trudno, przynosi przecież pieniądze.

no bez przesady! 😀 nie mówiłam o kilkudziesięciu latach wstecz, domach na wsi i robieniu w polu, ale o kilkunastu, mówiłam, a raczej moja mama mówiła, o swoim pokoleniu. I tutaj pewno Cię zaskoczę, ale już wtedy (moi rodzice pobrali się jakieś 30 lat temu) istniało coś takiego jak niezależność finansowa. Moja mam rozwojała się, studiowała, miała pracę i zawsze mieli rozdzielność finansową, więc o żadnej wdzięczności nie było tu mowy. Miałam na myśli raczej wspólne cele, które razem młode małżeńśtwo zdobywało. Teraz dostaje się gotowe mieszkanie od rodziców, full wypas, a o dzieciach myśli się po trzydziestce. Brak wspólnych celów, jesty tylko, wspomniana przez Ciebie, samorealizacja, która sięga niemal szczebla rywalizacji i chęć wrócenia do domu na gotowe. A jak są jakieś kłótnie, sprzeczki, toż to tylko problem. Nie dogadujemy się? To się rozstajemy, po co po nerwach w pracy, nerwy w domu. Zero pracy. Stale chcemy gotowe. Jak to się mówi: generacja fast food.

Odnośnie wspólnego mieszkania napisałaś, że takiego człowieka już się zna, jest przewidywalny itp, itd... No zgadza się, ale nie znasz go tak dobrze w momencie podejmowania tej decyzji, bo to po prostu niemożliwe. Zupełnie inaczej wygląda związek na etapie spotykania się w uroczych kawiarenkach i spacerowania po parku, i inaczej podczas codziennego przebywania razem. Nie twierdzę, że trzeba to wykonywać na próbę, ale nawet mimochodem, to jest dla związku pewien egzamin do zdania. Kiedy spotykanie się samo w sobie wymaga pewnych starań, wszystko jest specjalne i kobieta taka się czuje, i lubi to. Po wspólnym zamieszkaniu może przyjść moment uderzającej rutyny i dopiero wtedy para uczy się, co oznacza codzienna "walka" o związek. I decydują się na to, lub nie.

nie zgodzę się. po prostu. Dlatego chodzi się ze sobą 5, 7 lat a nie 2, żeby się poznać w różnych sytuacjach. I nie wierzę, że przez ten czas zatrzymają się na kawiarenkach i nie będzie walki o związek, nie będzie człowiek widział, jak drugi reaguje na różne sytuacje i problemy, czy rzuca brudne skarpetki koło łóżka, czy wyrzuca je do pralki. Poznaje się człowieka całego i nie trzeba do tego wspólnie mieszkać. Takie jest moje zdanie. A jeżeli ktoś przez te ileś lat tworzył jakąś maskę, jakiś pozór osoby, która nie istnieje (co jest raczej niemożliwe przez taki czas) to współczuję tylu lat z taką osobą.

To jest ta część twojej wypowiedzi, z którą absolutnie nie mogę się zgodzić - jeśli uważasz, że nie należy dalej się starać, dalej o siebie zabiegać, to masz chyba na myśli współlokatora, z którym wiele o sobie wiecie i świetnie ogląda się wieczorem telewizję, ale wasze życie toczy się różnymi torami. Bo tu nie chodzi o fajerwerki i wielkie atrakcje, ale zapewnienie poczucia, że jest się ciągle kochanym i dla siebie ważnym - nie są to teatralne gesty, ale czasami bardzo drobne rzeczy, których wcale nie trzeba robić. Ale robiąc pokazuje się, że się wie i pamięta.


wiedziałam, że ktoś do tego wróci. Nawet miałam dalej tam pisać, ze nie chodzi mi o to, aby w małżeństwie już się nie starać i sobie olać drugą osobę, bo już jesteśmy po ślubie, absolutnie nie. Ale stwierdziłam, że nie będę się już rozgadywać. A więc tak, zgadzam się z Tobą w stu procentach 🙂
galopada_, Odpocznijcie od siebie na chwilę. Jesteście młodzi, nie musicie być ze sobą przez 24 godziny na dobę. Ja to widzę tak, że byliście ze sobą za często [jakkolwiek dziwnie to brzmi] i dlatego wkradła się nuda albo wydaje się, że to nuda, a to po prostu najzwyczajniejsza codzienność. Ogólnie to zgadzam się z Nalle w całej rozciągłości, mieszkanie razem złe nie jest tylko.... ja bym spróbowała najpierw przeżyć przynajmniej pierwszy rok nie mieszkając razem, a dopiero później się decydować. Dajcie sobie chwilę czasu. 🙂
No chyba, że najbardziej dogodną sytuacją będzie zamieszkanie razem, bo np. tanio, nic innego się nie znajdzie, blisko do uczelni, idealne miejsce... Różne są możliwości.
dziewczyny  :kwiatek:
Galopada myślę, że po całym stresie okołomaturalnym sytuacja się poprawi 😉 macie stres, naukę, ważne, żeby się po prostu wspierać. Taka obecność drugiej, bliskiej osoby w trudnym okresie życia jest czymś bardzo ważnym, a wspólne przechodzenie przez ważny okres życiowy zapewne was wzmocni, bo nie piszesz o konfliktach w tym czasie.

Ja myślę, że mieszkanie razem jest jakąś formą poznania się. No bo ok, pomieszkuję czasem u mojego faceta, właśnie wyjeżdżamy drugi raz razem, on wie, że siedzę długo w łazience i "robię się na bóstwo", ja wiem, że on potrafi nie ścielić łóżka przez dwa dni, razem pijemy prosto z butelki zamiast nalać sobie do szklanki i takie tam, ale mieszkając pod jednym dachem wiele innych rzeczy może wyjść na jaw.
Jego poprzednie związki rozpadły się zaraz na początku wspólnego mieszkania, ale mimo to zaproponował mi, żebym w lecie przeprowadziła się do niego. Rzucił to mimochodem, ale widziałam, że to dla niego ważne, i że bardzo by tego chciał.

No chyba, że najbardziej dogodną sytuacją będzie zamieszkanie razem, bo np. tanio, nic innego się nie znajdzie, blisko do uczelni, idealne miejsce... Różne są możliwości.


Właśnie wspólnie ustaliliśmy, że ich związek rozpadnie się, gdy razem zamieszkają, a teraz mają to zrobić, bo wyjdzie tanio  🤣 niestety jak się rozstaniecie i tak jedno się będzie musiało wyprowadzić. na to samo wyjdzie.

galopada_ trzymam za was kciuki  :kwiatek: byle zdać tę maturę i dostać się na te studia. U mnie strasznie dużo się mówi o parach, które wyszły ze szkoły razem i są do tej pory ze sobą. To jest niesamowite.
znam tez kilka takich par ktore mają... dzieci strasze ode mnie 😉
Właśnie oprocz tego przedmaturalnego zamieszania jest dobrze. nawet bardzo dobrze. Nie kojarze sytuacji ze np sie poklocilismy, bo bedac non stop ze soba ( tak tak w szkole) nie da sie w czyms takim trwać. Wszystko wyjasniamy sobie na bierzaco zanim mała sprzeczka przerodzi sie w jakąs batalie  😂
incognito   W życiu należy postępować w zgodzie ze sobą.
17 kwietnia 2011 09:07
Ja jestem w LO moj M na studiach jestesmy ze soba ponad dwa lata razem i uwazam,ze jestem juz na tyle dojrzał emocjonalnie i odpowiedzialna i mam na tyle poukładane w głowie oraz na tyle go poznałam,podobnie on,ze zamieszkanie razem nie byłoby dla nas niczym złym,a wiek według mnie nie jest wyznacznikiem tego czy człowiek jest gotowy czy nie.
Chodziło mi o sytuację, w której na serio i naprawdę nie będzie innej możliwości. W życiu zdarzają się czasem tak irracjonalne sytuacje, że głowa boli. Ale tak, najlepiej by było gdyby jeszcze razem nie zamieszkali 😉

I również trzymam kciuki za Galopadę i jej chłopaka🙂
mnie strasznie dużo się mówi o parach, które wyszły ze szkoły razem i są do tej pory ze sobą. To jest niesamowite.
Koleżanka poznała w 3 czy 2 gimnazjum pewnego chłopaka....i są razem do dziś. Ona ma 22 lata, on 24. Para idealna, zakochana i  "razem na zawsze".🙂

incognito na serio sądzisz, że wiek nie jest wyznacznikiem tego czy człowiek jest gotowy na mieszkanie razem czy nie? Mnie to się wydaje, że poniżej 25 roku życia facet ma zazwyczaj nikłe ciągoty, by się ustatkowywać, mieszkać razem, być mega-odpowiedzialnym i tak dalej co oczywiście nie znaczy, że wszyscy przed 25 rokiem życia uciekają przed związkami. Wszystko i tak idzie etapami i pewnych doświadczeń nie można przeskoczyć.
Jasne, że każdy może być bardzo dojrzały emocjonalnie jak na swój wiek, jasne, że znam "zadeklarowane narzeczeństwa", które się poznały w liceum i są ze sobą do dziś, zakochane i w ogóle, ale... no, jakoś tak nie olewałabym tego wieku tak kompletnie sądząc, że on absolutnie nie ma nic do rzeczy. Już nie mówiąc o tym, że niektórzy potrafią i po 30stce być niedojrzali do czegokolwiek.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się