Sprawy sercowe...

no właśnie tego brakuje mi teraz bardzo... 😕
mery, trzymaj się  :przytul: Tu potrzeba czasu.
mery, wstaniesz. Wszystko zależy jak przebiegło rozstanie, ale możesz mi wierzyć, że wstaniesz silniejsza :kwiatek:
niby po ludzku, no ale... no ale zawsze to rozstanie. każda chwila dnia kojarzy mi się z nim. nie mogę pogodzić się z tym, że jeszcze 3 dni temu wiedziałam co robi cały dzień, a teraz tylko się zastanawiam... i najgorsze w tym wszystkim to, że myślę o nim tylko w pozytywach... 😕
w pracy dziś się już jakoś trzymałam, ale wracam do domu i nie mogę się ogarnąć... 😕 😕
Mery,  na poczatku zazwyczaj tak jest, swiat sie rozsypuje na kawaleczki, boli nie tylko serce ale cale cialo i naprawde nic nie ma sensu.. ale z czasem to mija.. a potem pojawiaja sie nowe sytuacje, nowi ludzie.. i znowu jest pieknie.. Trzymaj sie  :przytul:
mery, a rozstanie było potrzebne?
ej, a tak z ciekawości... jeśli się z kimś rozstaje, to robi się to świadomie, bo ta druga osoba nam nie pasuje, a takich ludzi się nie żałuje, bo przecież z jakiegoś powodu rozstanie nastąpiło. a jeśli żal to po co rozstanie? wiadomo, że czasem tylko jedna osoba chce rozstania, wtedy żal jest oczywisty...
robakt   Liczy się jutro.
05 maja 2013 17:25
Muszę się wyżalić, wygadać... Strasznie dziwnie się czuję. Nie wiem czy to coś w rodzaju kryzysu, ale dobrze nie jest i to raczej chodzi o mnie. Z J. jesteśmy razem od ponad roku. Teraz mam takie odczucia jakby przestawało mi zależeć. Wcześniej czułam, że bez sms-a rano, bez rozmowy wieczorem świat mi się zawali, stał się moim prawdziwym przyjacielem, a teraz? Mam wątpliwości, o których On wie, dzisiaj przez to rozpłakał mi się do telefonu. Mówi, że nie wyobraża sobie kolejnego dnia beze mnie, że jestem najważniejsza, że chce się mną opiekować, ale ja nie wiem czy to mi wystarczy. Nie wiem po co z Nim jestem, czasem mam wrażenie, że dlatego, bo boję się jakby było mi bez niego.
Wyżaliłam się...
ash   Sukces jest koloru blond....
05 maja 2013 17:26
Mery trzymaj się  :kwiatek:
robakt Czyli chodzi o to, że Ty nie czujesz już potrzeby pisania rano i dzwonienia wieczorem ?
Czego tak naprawdę oczekujesz, jeśli nie wiesz czy to wszystko co powiedział, Ci wystarczy ?

Wiesz, chyba najważniejsze jest to co sama czujesz, czy faktycznie czy na Nim zależy. Po roku zazwyczaj mija ten okres patrzenia sobie w oczka i życia tu i teraz, zaczyna się myślenie o jakieś przyszłości, o myśleniu w kategorii 'my'  😉
Mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam  :kwiatek:

A ja powiem tyle, że wcześniej nie sądziłam, że własny facet może być najlepszym przyjacielem. Jakoś wcześniej nie umiałam tego pogodzić, a teraz pierwsze co to rozmawiam z G o wszystkim co mnie irytuje czy leży na sercu czy po prostu cieszy.
I jest pięknie  💃
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
05 maja 2013 19:28
robakt, dwukrotnie w zyciu dopadly mnie takie watpliwosci. Za kazdym razem nastepowala potem  faza irytacji na ta druga osobe, zaczynaly mnie wkurzac rzeczy, ktore wczesniej wydawaly sie niewazne, zaczely mnie draznic drobnostki. Ba, nawet to, ze on dzwonil, pisal i mowil, ze mnie kocha. To tez irytowala, bo nie czulam potrzeby odwzajemnienia. Za pierwszym razem po krotkiej chwili dalam nogi za pas. Uff. Za drugim zajelo mi to kolejne... poltora roku. Bez sensu zmarnowane poltora roku. Trzeba bylo uciekac od razu.
Byc moze, w Twoim przypadku to tylko taki moment, taka faza, ktora przejdzie. Wyobraz sobie, ze go nie ma. Co wtedy robisz, jak sie czujesz, jak zyjesz. Lepiej? Gorzej? Bez znaczenia? Tak uczciwie. Bo moze trzeba ten zwiazek troszeczke odswiezyc. Zrobic pare fajnych rzeczy razem, moze jakies nowe hobby, weekendowy wyjazd? Albo po prostu zwykle randki, a to kino, a to kolacja, zeby wrocilo to, co gdzies sie zagubilo, spowszednialo, ucieklo w codziennosci.
Powodzenia, w ktorakolwiek strone pojdziesz!

mery, Sa takie momenty w zyciu, kiedy budzisz sie rano i ze zdziwieniem zauwazasz, ze slonce wzeszlo, ptaki ciagle spiewaja, ludzie ida do pracy. No bo jak to, jak tobie runelo wszystko, do czego przywyklas i co stanowilo codziennosc.
Jesli rozstanie bylo dobra, przemyslana, wspolna decyzja (choc IMO zawsze ta decyzja jest bardziej 'czyjas'😉 to trzeba to po prostu przeczekac, pozwolic sobie na ten okres zaloby. W koncu stracilas kogos, kto zdawal sie  byc niezbedna czescia Twojego zycia. Tesknic bedziesz na pewno bardzo dlugo, ale z czasem mniej i mniej. Ktos inny Ci widocznie pisany.

szepcik Jak mniemam glownie argumenty czysto praktyczne trzymaja Cie jeszcze pod jednym dachem z tym czlowiekiem. Typu- skladkowe meble, mieszkanie, do ktorego przywyklas itp. Zastanow sie jak to rozwiazac (kwestie finansowe, bo wlozylas chyba sporo kasy w to mieszkanie), jak to sobie poukladasz, to bedzie Ci znacznie latwiej podjac wreszcie (!) ta pstateczna decyzje i wprowadzic ja w zycie.
robakt   Liczy się jutro.
05 maja 2013 20:37
Może wyda się to niektórym dziwne, ale... poszłam do kościoła na wieczorną mszę i wszystko jakoś przestało mi ciążyć. J. za chwilę zadzwoni i wiem co Mu powiem 🙂
Dzięki dziewczyny 😉
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
05 maja 2013 20:39
robakt, dlaczego dziwne? Jak Tobie pomoglo to swietnie, o to przeciez chodzilo. Mi sie od zawsze najlepiej rozmysla... zmywajac naczynia. Ciepla woda lejaca sie po rekach, machinalne, powtarzalne czynnosci. A normalnie nie cierpie zmywac 😉
dempsey   fiat voluntas Tua
05 maja 2013 23:47
Hm opolanka, jeśli robakt na mszy świętej przeszła jakieś przebudowanie duchowe czy np.  poczuła co Bóg chce aby zrobiła w tym momencie, to porównanie do gilania ciepłą wodą jest trochę nieteges 😉
Ale może się mylę


Wyżalę się, bo martwię się moją mamą.
Która bardzo martwi się moim bratem. Do tego stopnia, że zaczyna coś mówić o złym samopoczuciu i złym ciśnieniu (a jest sercowcem ciśnieniowcem na lekach) i miała dziś łzy w oczach podczas rozmowy..

Otóż mój brat jest znany z niechęci do formalizacji związku. Z dziewczyną mieszkają sobie razem od min. 6 lat. Oboje zupełnie dorośli,  lekko po trzydziestce, pracujący. Ona z tego co wiem, nie naciskała jakoś bardzo na ślub. Naciskali za to jej rodzice, czyli przyszli teściowie. Lekko naciskali też moi rodzice. Wszystko to powodowało tylko jeszcze większy opór. 
No i mam wieści że dziewczyna w końcu też zaczęła naciskać. A ten się dalej opiera.  Z tego co wiem, to już nawet cywilny wszystkich by bardzo ucieszył. Ale on nie i nie.
W związku z czym dziewczyna rozważa wyprowadzkę i powrót do rodziców.  🤔 🤔 🤔
Najbardziej się martwię moją mamą prawdę powiedziawszy.
Ech.
Ja akurat byłam jedyną osobą, która szanowała prawo brata do bycia nienaciskanym. Uważam zresztą, że naciskanie go chyba nic nie da. Kurczę idiotyczna jakaś sytuacja z tym ślubem i oporem.
Aha, i dzieci też nie planują (tu podobno oboje się zgadzają, przynajmniej na razie).
dempsey dlaczego nie teges? mycie naczyn moze byc dla kogos tak samo swiete i budujace duchowo jak wszystko inne... nie rozumiem budowania jakiegos dziwnego sacrum i monopolu na duchowosc.

a co do mamy... coz, tak to jest, jak ludzie martwia i zajmuja sie bardziej czyims zyciem niz to konieczne - takie "rodzicielskie" i troche nie do unikniecia. Moja tesciowa tez zawsze, ale to zawsze o wszystko i wszystkich sie martwi/la (bo, o dziwo, wyluzowala bardzo, ale to bardzo), i jest to ciezar nie dosc ze dla niej, to i dla wszystkich, o kogo to martwienie ma miejsce. Pogadaj moze z mama, ze przeciez syn jest dorosly, ma prawo do podejmowania swoich decyzji i musi przejsc przez zycie ze swoimi decyzjami i swoja wizja. Nie ma wplywu przeciez na niektore rzeczy i nie da sie kontrolowac zycia (w tym zycia innych). Od serducha z nia pogadaj i ja uspokoj, przeciez zadna tragedia tak naprawde sie nie stala 🙂
dempsey   fiat voluntas Tua
06 maja 2013 00:08
mycie naczyn moze byc dla kogos tak samo swiete i budujace duchowo jak wszystko inne

a to przepraszam

co do tragedii.
nie sądzę że mama się przejmuje rozstaniem.
ona się przejmuje tym, że nie rozumie własnego syna: dlaczego nie można zrobić jednego ustępstwa aby uratować kilkunastoletni związek.. i czego on się właścicwie boi.
no ale oczywiście, to wyłącznie jego sprawa.

poza tym sytuacja o tyle fatalna, że rodzice obojga "młodych" to starzy znajomi, od 40 lat bawiący się na imprezach w jednym wielkim gronie towarzysko-rodzinnym. i taka informacja dociera do mamy zupełnie z boku.. jest to absolutnie fatalne. stare plotkary  😫 które zamiast zając się własnymi problemami, wolą szepnąć "A to ty nie wiedziaaaałaaaaaaś??..."  :bum:
trzynastka   In love with the ordinary
06 maja 2013 00:21
ona się przejmuje tym, że nie rozumie własnego syna: dlaczego nie można zrobić jednego ustępstwa aby uratować kilkunastoletni związek.. i czego on się właścicwie boi.


Powiedz mamie, że widocznie związek jest nie wart ratowania.
Jakby brat był szczęśliwy i faktycznie sobie życia bez tej dziewczyny nie wyobrażał to w ogień by skoczył.
Ludzie nie są głupi, każdy o swoje szczęście walczy i "miłości życia" z rąk nie wypuszcza, a tym bardziej z powodów "bo tak".
Może pożyje bez niej chwilę i padnie na kolana[-o] 😉 a może wie co robi i wspólne, pozornie szczęśliwe życie, okazało się być jedynie wspólną egzystencja.
Nikt nie wie co się dzieję pomiędzy dwojgiem ludzi, czasami nawet oni sami nie wiedzą.

mery - współczuję, trzymaj się. Nie ma ludzi, których się nie da przepłakać.  :kwiatek:
dempsey   fiat voluntas Tua
06 maja 2013 01:05
masz rację nine
tutaj czas (naście lat) gra na niekorzyść, wszyscy b. przywykli..
trzynastka   In love with the ordinary
06 maja 2013 01:41
Nie będę już tu opowiadać jak u mnie było podobnie, jak mama się bała, ze popełniam "błąd życia" i jak jej to wszystko na żołądku leżało, bo to sensu nie ma 😉

Matki chcą tylko szczęścia dla swoich dzieci. Niech brat usiądzie z mamą, albo Ty usiądź i mamie wytłumacz, ze nikt nie chce być nieszczęśliwy, i że brat podejmuje dobre dla siebie decyzje, które niespecjalnie ludzie postronni muszą rozumieć. Powinni je natomiast uszanować, bo poza paroma przykładami które pamięta historia, nikt nie robi z siebie męczennika 😉
robakt, dwukrotnie w zyciu dopadly mnie takie watpliwosci. Za kazdym razem nastepowala potem  faza irytacji na ta druga osobe, zaczynaly mnie wkurzac rzeczy, ktore wczesniej wydawaly sie niewazne, zaczely mnie draznic drobnostki. Ba, nawet to, ze on dzwonil, pisal i mowil, ze mnie kocha. To tez irytowala, bo nie czulam potrzeby odwzajemnienia. Za pierwszym razem po krotkiej chwili dalam nogi za pas. Uff. Za drugim zajelo mi to kolejne... poltora roku. Bez sensu zmarnowane poltora roku. Trzeba bylo uciekac od razu.

Też tak miałam. Na początku nie wyobrażałam sobie poranka i wieczoru bez chociaż jednej wiadomości, ciągle słuchałam jak on mnie kocha, jak będzie się opiekował, itp. Wtedy myślałam, ze czuję to samo, ale z czasem doszło do mnie, że mi wcale aż tak nie zależy. Zaczął mnie denerwować tym pisaniem (które wcześniej przecież lubiłam), potem już wszystkim. Zajęło mi pół roku, zanim zdecydowałam się zerwać i nie żałuję, wręcz przeciwnie - myślę, że mogłam to zrobić dużo dużo wcześniej. Też się bałam, że go zranię, ale jeśli chodzi o takie sprawy trzeba czasem pozwolić sobie na odrobinę egoizmu, bo w końcu o Twoje szczęście tu chodzi. Po rozstaniu było na początku dziwnie, a potem byłam szczęśliwa, że jestem wolna, czułam wielką swobodę, właściwie to cały czas czuję ulgę gdy o tym myślę. Albo nie nadaje się do związków, albo ten był wyjątkowo pechowy...
dempsey mam podobną sytuację z mamą. w sensie ciśnieniowiec. do tego jeszcze inne komplikacje zdrowotne, przez które w ciągu ostatniego pół roku była ponad 3 razy w szpitalu.. wiem, jak to jest. bo nawet problemy z uzyskaniem przez ojca renty spowodowały "pobyt w szpitalu". a matki jak matki. martwią się o te swoje dzieci jak szalone (widzę to nawet po sobie  😡 choć staram się to kontrolować i dawać maluchowi poznawać świat samemu).
co do brata i jego "nie-żony". ciężko będzie jakoś mame uspokoić, skoro docierają do niej ploty. a ploty, jak wiadomo, zawsze z "takiego robią taaaaaaaaakie" niestety. a może niech Twój brat z nią porozmawia, jeśli rozumie powagę sytuacji. jeśli nie to spróbuj dotrzeć do mamy od "dupy strony". a więc właśnie, że w plotkach jest tylko ziarno prawdy. a brat naprawdę ma już swoje lata. i to on i jego kobieta wiedzą, co jest dla nich lepsze. właśnie tego wyboru próbują dokonać. no i żyli przecież przez te 6 lat razem szczęśliwie. więc po kiego jakiś tam ślub. tym bardziej skoro dzieci nie planują. im to tyle lat nie przeszkadzało, więc po co zmieniać coś co u nich się sprawdza. a naciski ze strony osób trzecich na "zmuszanie do szczęścia" prowadzi, jak widać, do nieporozumień między nimi. przypuszczam, że ktoś Twojej "nie-bratowej" nawciskał enty raz, że powinni wziąć ślub i bla bla la. a efekt jest jaki jest.
no i fakt. może odczują dlaczego tyle już ze sobą są/byli, kiedy ona się na jakiś czas wyprowadzi. a miłość się odrodzi jeszcze głębsza...
więc Twoja mama niech się nie martwi i głowa do góry. dzieci nie zawsze się rozumie. ale i tak się kocha. a to chyba dla obu stron najważniejsze.
Dziewczyny, u mnie się sprawa wyjaśniła. Wróciliśmy dzisiaj z wyjazdu, mieliśmy czas tylko dla siebie, na godzinne rozmowy, uważam, że bardzo nam to pomogło, powiedziałam wszystko, co mi leży na sercu, on tak samo, znaleźliśmy punkt środkowy.

Całe zamieszanie, o którym tutaj pisałyście wynikło z  tego, że chyba nie do końca wam opisałam nasz związek. Jego krzyki i nerwy wcześniej nie miały miejsca. Mimo tego, że ostatnio było gorzej, to on się mną naprawdę opiekuje, pomaga. Dobrze, że już wiem co było powodem i wszystko zostało wyjaśnione 🙂. Oczywiście nie pochwalam tego, że na mnie najłatwiej było mu się wyładowywać, powiedziałam mu o tym, mam nadzieję, że sprawa się nie powtórzy nigdy więcej.
dempsey w mojej rodzinie była podobna sytuacja. Mój brat, lat 35, synuś mamusi, był ponad 10 lat z jedną dziewczyną. Dziewczyna trochę młodsza od niego (może z 5 lat), bardzo zakochana. Brat w domu miał wszystko podane na tacy, więc mimo że mama kupiła mu mieszkanie, jeszcze 1,5 roku mieszkał z nami, bo było mu wygodnie (dodam, że nie jest maminsynkiem i nieudacznikiem, jest zaradny, dobrze gotuje - tylko żyje dla własnej wygody - narty, nurkowania, żagle, imprezki). Do tego jego dziewczyna się do nas wprowadziła. Po pewnym czasie, jak już moja mama zdecydowała się go pogonić do własnego mieszkania, zasugerowała jej, żeby od razu za nim nie szła, niech się oświadczy albo zdeklaruje, bo on miał wszystko jak chciał i nie musiał się sam starać. Ale ona, zapatrzona w niego jak w obrazek, od razu się przeniosła razem z nim. Oczywiście, dziewczyna chciała założyć rodzinę, być żoną, etc. Po 10 latach nie wytrzymała i się wyprowadziła. Mój brat się załamał, teraz on za nią latał, zabiegał. Ona jeszcze przez ponad pół roku go zwodziła, dawała się zapraszać na różne wyjazdy, wycieczki, wakacje, do restauracji; mój brat oczywiście w tej sytuacji chciał się nagle żenić, mieć dzieci. Po tym czasie dziewczyna powiedziała, że to definitywny koniec, żeby już do niej nie dzwonił, nie zabiegał. Nawet jej rodzina miała pretensje do mojej mamy, że próbowała porozmawiać z dziewczyną. I jak to mamusia synusia - też to przeżywała. Brat się pocieszył, ma już nową dziewczynę (z innego miasta, już znalazła pracę w naszym mieście i się do niego wprowadziła sic!). Jak poprzednia dziewczyna się o tym dowiedziała to też była afera, że jak on mógł znaleźć nową skoro mówił, że tak kochał starą 😉
Patrząc na to uważam, że takie naciski nie są złe, bo dla tej konkretnej dziewczyny to strata najlepszych lat życia, gdyby trafiła na kogoś innego to może by miała już odchowane dzieci, a tak trzeba zaczynać wszystko od nowa.
robakt   Liczy się jutro.
06 maja 2013 09:57
dempsey wyszło tak, że poszłam do kościoła, objawił mi się Bóg i powiedział co mam zrobić 😉
bardziej chodziło mi o to, że siadłam sobie, w spokoju wszystko przemyślałam.
dempsey   fiat voluntas Tua
06 maja 2013 10:01
dzięki za wszystkie odp
zaraz lecę do mamy, zobaczyć jak się czuje i pogadać
mój brat nie pogada z nią, bo to dziwak jakich mało i nie daje dostępu do siebie nikomu  🤔

espana u mnie troszeczkę inaczej. po pierwsze mój brat zupełnie nie żeruje na rodzicach, przeciwnie, gdyby miał coś wziąć to by był chory (zresztą rodzice dziewczyny właśnie kusili go, że dadzą im mieszkanie ale tylko po ślubie! i to właśnie m.in. wprowadza go w taki antyślubowy radykalizm  :icon_mad🙂
Po drugie zarówno on jak i jego dziewczyna od kiedy ich znam zarzekają się, że dzieci nigdy w życiu.
Cóż, też się tak zarzekałam, ale wyrosłam z tego. Oni ponoć wciaż nie. Tzn. mój brat na pewno nie, a o dziewczynie nie mogę powiedziec na 100%. Może ona właśnie też dojrzała do tej decyzji a on wciąż nie...
ale bardzo Ci dziękuję za opowiedzenie historii.

Aha i jeszcze tło romantyczne. Poznali się jako małe dzieci na wspólnych wyjazdach.. Po pierwszej dziecięcej przyjaźnio-miłości przestali się kontaktować i dorastali unikając się czy też nie dążąc do kontaktu. A potem z racji tego, że ich rodzice się kumplują, w końcu w wieku 18 lat zeszli się ponownie - tym razem już na stałe (a przynajmniej tak się wszystkim wydaje..)
Byłaby cholerna szkoda gdyby mój brat tylko dla zaznaczenia swej Najświętszej Życiowej Niezależności spieprzył coś, co jest ważne.
Ale już się zamykam, i nie oceniam nic.

robakt, to super  😀
ja ostatnio mam różne mniej i bardziej udane powroty i nawroty do duchowości własnie w wymiarze dosłownym, przeżywania Mszy św i wsłuchiwania się w sens Ewangelii (taktatak wiem bardzo tu niepopularne sprawy, zaraz zmykam 😉 ), więc mi tak jakoś tak zabrzmiał Twój wpis

szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
06 maja 2013 11:35
dempsey, ja wpis robakt zrozumialam wlasnie, jako takie pobycie sam na sam z wlasnymi myslami, z msza i kosciolem w tle, stad wyskoczylam z tym zmywaniem. Zadnych duchowo-oczyszczajacych ryutualow nie kojarze z brudnymi naczyniami 😉 Jedynie mysli, ktore w koncu ukladaja sie w calosc i daja odpowiedz, jakas pewnosc i recepte na to co dalej.

A problem z mama rozumiem. Jesli brat nie stanie na wysokosci zadania i spokojnie nie postara sie wytlumaczyc jej swojego stanowiska, tak by miala szanse je zrozumiec (bo nie rozumie ni w zab jak sadze), to niestety spadnie to na Ciebie. Bo mama pewnie czuje sie zagubiona w tym, ze dzieje sie cos, co ja przygniata, smuci, a ona nie ma pojecia dlaczego tak sie dzieje.
Swoja droga- cos musi byc na rzeczy, ze brat tak sie ostro broni.

ale człowiek chyba tak ma. jak go się namawia, nakłania zbyt intensywnie i w niezbyt delikatny sposób, to się zapiera jak osioł. chyba często tak jest. "bo co mu ktoś będzie mówił, co ma zrobić czy jak się zachować".

a sytuacja dempsey jest bardziej skomplikowana przez wzgląd na mamę. i doskonale ją rozumiem i jej obawy. powiem tak, ja się boję każdego telefonu z mojego domu rodzinnego. boję się, że kiedyś odbiorę i usłyszę....nawet napisać się o tym boję. może się to wydawać głupie, że baba prawie 30-letnia a tak się tego momentu boi. ale tak jest. jestem z moją rodziną, rodzicami, rodzeństwem strasznie związana. dlatego mojej mamie boję się nawet powiedzieć, że się gorzej czuję, że mnie przewiało i na bark nie mogę, że tu mnie boli tam strzyka. boję się, bo każdy stres jest dla niej niebezpieczny, nie chcę jej martwić. więc u dempsey brat też powinien zdać sobie z tego sprawę i skoro jest dorosły to wziąć (delikatnie mówiąc) "dupe w troki" i uspokoić mamę, omijając pewne szczegóły mógłby jej powiedzieć dlaczego u niego się dzieje jak się dzieje. tyle mógłby dla niej zrobić.
na moją mamę w kwestii mojego małżeństwa mam łatwy sposób. widzi jak się traktujemy i uświadamiam ją, że jestem z T. szczęśliwa. widzi że się szanujemy, wygłupiamy jak kilka lat temu, rozmawiamy jak kilka lat temu, nawet czułość okazujemy sobie jak kiedyś..
u mnie troszeczkę inaczej. po pierwsze mój brat zupełnie nie żeruje na rodzicach, przeciwnie, gdyby miał coś wziąć to by był chory


Ogromne szczęście to dla całej Twojej rodziny. U mnie główny bohater opowieści jest pasożytem, który ma w głębokim, bardzo głębokim poważaniu to, jak jego ciągłe życiowe problemy i problemiki wpływają na rodziców (już nie młodzieniaszków). Oni martwią się o pasożyta, reszta rodziny martwi się o nich, bo cała ta sprawa, ciągnąca się już od dłuższego czasu, odbija się na ich kondycji psychicznej i fizycznej.  🤔

edit: poprawiłam cytat.
heh altiria to mi przypomina moją "cudowną szwagierkę". takich ludzi w rodzinie i w otoczeniu nie życzę. ale niestety egoiści też po tej ziemi stąpają. i to stąpają tak, aby tylko widzieć czubek własnego nosa 😵 naprawdę strasznie szkoda się roi w takich sytuacjach osób opętanych wokół palca przez owych. choć oni tego nie dostrzegają.
chyba to mam też za złe owej szwagierce: brak szacunku do innych i "dalszego pola widzenia". między innymi mojego męża. którego ja szanuję, kocham nad życie i dała bym mu wszystko co tylko może. bo dla mnie naprawdę utrzymywanie od 18 roku życia najpierw 5 osób, później jeszcze jej rodziny zasługuje na uznanie. a sposób, jaki ona traktowała i traktuje go i jego rodziców błaga o pomstę do nieba. a że ja z zewnątrz weszłam, to widzę dokładnie. no i że ja z zewnątrz i innych wartości nauczona, inaczej wychowana, to mam za złe sposób traktowania bliskich mi osób.

a co by tak z tematu nie uciec i optymizmu trochę więcej zasiać, streszczę co u nas: kurcze jak ja go kocham i czuję się kochana  💃
Hehe a mówi się, że to jedynacy to rozpieszczeni egoiści 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się