Dzierzawa

okunka, cała twoja wypowiedź to wylewanie żali. Bym musiała chyba całość zacytować.
Do ciebie było skierowana tylko część wypowiedzi, nie wiem dlaczego całą resztę podciągnęłaś pod siebie, skoro jak sama napisałaś, pełnej dzierżawy nie miałaś, a ja o takowej pisałam. Nie wiem co jest dziwnego w tym, że właścicielka ci podziękowała, wzięła koszty leczenia na siebie i nie chciała żebyś zajmowała się koniem, skoro jak piszesz umowa została rozwiązana. Nie uważasz że byłoby dużo gorzej, gdyby ci podziękowała po tym, jak byś się tym koniom przez kilka miesięcy zajmowała?


Mi z Siwkiem stuknie za miesiąc 2 lata odkąd jest u mnie, jeżdżę sobie spontanicznie w teren, czy na zawody, czy robię mu 2 tygodniowe wakacje, obcinam grzywę, golę... i nie muszę pytać właścicielki. Konsultuje z nią wszelkie wyprowadzki, dalekie wyjazdy i informuje o badaniach weterynaryjnych i wynikach. Ale jak coś się stanie, to nie zwalę tego na właścicielkę tylko sama będę musiała ponosić wszelkie koszty, i finansowe i czasowe. Czyli prawie jak mój koń 😉
No właśnie to jest ten minus dzierżawy (pełnej też) - kwestia decyzyjności... Ani zdecydować, po którego weta zadzwonić, ani... wiele innych rzeczy. U nas to wszystko jest ustalane, zawsze mam prawo głosu i zwykle ten głos jest mocno brany pod uwagę, więc nie narzekam. Spieramy się o pierdoły typu wygląd konia - ale to są takie rzeczy, które spokojnie można przeżyć. Albo przeczekać, bo zdanie na jakiś temat zawsze można zmienić. 😂 Z wyjazdami czy w teren, czy z zabraniem konia na szkolenie do innej stajni nie ma problemu, akurat zdanie mamy to samo - że to tylko z korzyścią dla konia, jak się objeździ. Ale tak czy siak czasem się trafiają jakieś kwestie, które irytują, bo sama podjęłabym inną decyzję.
sumire No właśnie o to chodzi, że w pełnej dzierżawie nie musisz o takie rzeczy pytać i to jest już coś, co sprawia, że masz poczucie, że koń "prawie twój" i możesz czuć się odpowiedzialna za niego na dobre i na złe 😉 
W półdzierżawie z właścicielem musisz pytać o wszystko i co więcej - żadnej decyzji nie podejmujesz Ty. Ty tylko płacisz i w umówione dni robisz wszystko wedle wskazań, zadecydować to sobie możesz jaki czaprak ubrać albo czy zrobić dwie czy trzy wolty w trakcie jazdy (intensywność czy charakter trzeba konsultować) - więc jak tu się poczuwać "prawie jak właściciel"?
Z drugiej strony nawet jako półdzierżawca nie byłabym zainteresowana układem z właścicielem, który ma wylane na własnego konia i nie interesuje go ani co się dzieje z koniem ani ze sprzętem, a niestety też i tacy się zdarzają  🤔 tylko konia żal. Kurde ciężko sobie dogodzić 😉 tzn fajnie jeśli właściciele potrafią wypośrodkować i podejść obiektywnie zarówno do użytkowania konia jak i ewentualnych problemów.

xxagaxx Nie byłoby gorzej, bo dla mnie to żaden ból zajmować się koniem, z którym spędziłam tyle czasu, a który wymagał opieki - wręcz przeciwnie 🙂
no i kolejna sprawa, że miałyśmy podpisać całkowicie nową umowę zważywszy na milion zmian jakie zaszły przez prawie 2 lata <- i tylko o to mogłabym wylewać żale jeśli już.
sumire No właśnie o to chodzi, że w pełnej dzierżawie nie musisz o takie rzeczy pytać

Tak Ci się tylko wydaje. 🤣 Chyba, że mówimy o dzierżawie z przeniesieniem. Ale takiej zwykłej, gdzie właściciel często u konia bywa? O większości i tak on decyduje. To, że nie mam problemu z wyjazdami nie znaczy, że każdorazowo nie pytam właścicielki, czy nie ma nic przeciwko. 😉 No dobra, z wyjazdów w teren się nie spowiadam, ale też póki co nie jeżdżę często ani daleko, a koń ogarnięty. Nie mam też narzucone, co mamy robić na treningu, tylko tyle, żeby chodził regularnie i żeby go nie zostawiać bez żadnego ruchu, jak np. jest taka pogoda jak teraz i konie nie wychodzą na padoki, bo wszystko zamarznięte. Ale dla mnie regularna praca rozumie się sama przez się, mnie też zależy, żeby koń się rozwijał na miarę moich umiejętności. Z trenerem jeżdżę nie tylko dla siebie, ale i po to, żeby ta praca była przemyślana i adekwatna do wieku i poziomu umiejętności konia, choć generalnie go nie forsuję.
To, że w większości kwestii się z właścicielką zgadzamy i to nie są punkty zapalne nie znaczy, że mogę w tych kwestiach podejmować ostateczne decyzje. 😉
okunka, jeśli chcesz o wszystkim sama decydować, to kup konia... kompletnie nie rozumiem skąd te "problemy"? Przecież jeśli coś (tu: koń) jest moje, to nawet jeśli to podnajmuję to mam prawo decydować na jakich warunkach to robię... Przecież wynajmując mieszkanie też określam co można czego nie wolno w nim robić (w znaczeniu np. nie życzę sobie zmiany koloru ścian, czy przeprojektowania instalacji elektrycznej, ale nie przeszkadza mi jeśli ktoś zamieni miejscami szafę z łóżkiem ). Mogę też po jakimś czasie zmienić zdanie i pozwolić na przemalowanie ścian. Jednak również jako właściciel w każdej chwili mogę zrezygnować z układu - oczywiście zachowując warunki i terminy zawarte w umowie, ale mam do tego święte prawo bo to ja sobie "zabawkę" (vide zwierzaka, mieszkanie, itp.) kupiłam. Takie jest święte prawo właściciela

Swoją ścieżką jak sobie czytam takie posty, jak okunki, cieszę się ze mi szybko przeszła chęć na dzierżawę któregoś z moich koni  😉
Gaga "konflikt" jeśli można to tak ująć, polega na tym że tak jak pisałam, taki współdzierżawca ma się czuć prawie jak właściciel jak ma płacić, np jak koń się rozwali na padoku, a jak chodzi o jakieś decyzje nawet te najprostsze to już nagle nie jest "prawie jak jego koń" - super by było jakby właściciele potrafili tu wypośrodkować, żeby dzierżawca też nie czuł się jak za przeproszeniem dojna krowa 😉

Wyobraź sobie też, że nie każdego stać na kupno, a przede wszystkim utrzymanie konia 😉 stąd też chyba najczęściej ludzie dzierżawią, a nie kupują. Dochodzi jeszcze kwestia, że niektórzy wolą najpierw się sprawdzić w takiej właśnie dzierżawie, zobaczyć jak to wygląda w praktyce, ile czasu zajmuje, ile kosztuje, czego wymaga posiadanie konia, żeby przyszła decyzja o zakupie była jak najbardziej świadoma i przemyślana, a nie podjęta pod wpływem emocji 😉

okunka, jak mnie nie stać na zakup Mercedesa, to jeżdżę Oplem i nie rzucam jajkami w kierunki właścicieli Mercedesów. Trudno. Mam to, na co mnie stać. Podobnie z dzierżawą - nie stać Cię na konia - masz kilka opcji: jazda w szkółce za cenę i na zasadach przez szkółkę określonych, dzierżawa w cenie i na zasadach przez dzierżawcę określonych, rezygnacja z hobby... Nie wyobrażam sobie aby dzierżawca któregoś z moich koni podważał np. mój wybór lek weta, kowala, czy choćby bilansu pasz... Albo przynosił swoje niepasujące na konia siodło, bo mu się w nim dobrze jeździ... Oczywiście zawsze jestem otwarta na dyskusję, ale ostateczne decyzje podejmować będę sama. Sorry, ale jak mi się koń zestarzeje, trwale uszkodzi, przewlekle zachoruje (TFU TFU TFU!!) to dzierżawca się wypnie. Dlaczego miałby płacić za nieużytkowego konia? Kto poniesie konsekwencje złego wyboru lekweta przez czy kowala dzierżawcę? Oczywiście koń (zdrowotnie) i jego właściciel (finansowo i czasowo). Jeśli błędna decyzja wyjdzie ode mnie - to już mój problem... Mogę płacić za własne błędy, ale nie zamierzam płacić za cudze...
Reasumując: nie stać się, to albo bierz to, na co możesz sobie finansowo pozwolić, albo odpuść sobie jeździectwo. Do drogie hobby. Niestety nie dla każdego...
okunka, ale głupoty piszesz straszne... Jeśli właściciel dba o konia, i kupuje mu smary, psikadła, pasze, wcierki, etc to dlaczego dzierżawca ma się pod to nie podporządkować i również nie wykonywać tych zabiegów? Wydaje mi się, że Ty masz takie ohydne podejście jak Ci, którzy wynajmują mieszkania - nie moje, to mogę zniszczyć. Nie Twój koń, to możesz nie dbać, tak?
Gaga - No i dokładnie mogę się podpisać pod tym co napisałaś 😉 jesteś świadoma że dzierżawca to "najemca" i zawsze się może wycofać i tak też traktujesz dzierżawę i sama podejmujesz wszystkie decyzje - i chwała Ci za to - na tym polega różnica między posiadaniem konia a dzierżawieniem. Jak nie masz już możliwości dzierżawić, w życiu się zmieniło czy cokolwiek to możesz się pożegnać. Problem, na temat którego rozwinęła się dyskusja jest taki, że niestety ale sporo właścicieli ma inne podejście w tej kwestii. Podejmują wszystkie decyzję sami, a oczekują, że dzierżawca będzie się zachowywał i czuł jak właściciel - ale tylko pod kątem płacenia, żadnym innym - i to jest przykre.

Dlatego uważam, że zdrowe podejście w przypadku półdzierżawy jest takie, że właściciel decyduje o wszystkim - to jego koń na dobre i na złe, więc pokrywa koszty ewentualnego leczenia w przypadku jak koń się uszkodzi pod jego okiem lub sam np na padoku, a w przypadku jak uszkodzi dzierżawca, to płaci dzierżawca i tyle - to jest moim zdaniem sprawiedliwe. Część osób się z tym zgodzi, część nie - spoko, każdy ma prawo do własnego zdania i robi tak jak mu pasuje i na takich warunkach jakie uważa za słuszne 😉

I nie chodzi tu o dbanie o konia, bo to jest oczywista oczywistość, że każdy dba najlepiej jak może! Chodzi o to na kim spoczywa odpowiedzialność w razie "W". Tfu Tfu odpukać i nie życzę nikomu!

Olsen - w ogóle nie na ten temat jest dyskusja 😉 o konia dzierżawionego dbałam w trakcie dzierżawy jak o swojego, łącznie ze wszystkimi pastami wcierkami, glinkami, naprawami sprzętu i wszystkim innym, łącznie z kupowaniem takich specyfików, bo tu dzieliłyśmy koszty. W tej kwestii akurat się świetnie dogadywałyśmy z właścicielką 🙂 przeczytaj może poprzednie wypowiedzi, bo nie na ten temat jest rozmowa.

Ja rozumiem o co chodzi Okunce.
Tu chodzi o wzajemny szacunek.
Jesli ktos decyduje sie na oddanie swojego konia w dzierzawe, to ma swiete prawo wymagac zeby dzierzawiacy dbal, dokladal sie pienieznie, opiekowal sie.
Ale tozsamo jesli ktos decyduje sie na wziecie czyjegos konia w dzierzawe - ma prawo oczekiwac chociazby wysluchania pogladow/opinii/prosb przez wlasciciela konia.

Zaden to uklad ani dla wlasciciela miec dzierzawce, ktory nie liczy sie z dobrem konia.
Ani tez zadne szczescie dla dzierzawiacego  dzierzawic u kogos, kto ma go szczerze w dupie i liczy tylko na comiesieczny zwrot kosztow utrzymania.
Faith - amen  🤣
faith, ale z historii okunki nie wynika jednoznacznie, że właścicielka konia jej nie szanowała
Opisała serię nieszczęśliwych zdarzeń przez które koń był jakiś czas nieużytkowy, oraz zakończenie dzierżawy przez właścicielkę konia, właściwie nie podpisanie kolejnej umowy. Ma do tego właściciel prawo i nie widzę tu nic zdrożnego niestety...
I ja również nie widzę w tym nic zdrożnego, o czym piszę od samego początku  😵 - wyszło jak wyszło, było mi przykro, właścicielce też ale przecież to logiczne, że każdy ma prawo podejmować swoje decyzje - obie się z tym pogodziłyśmy i jest ok, więc serio uważam, że mimo tej serii niefortunnych zdarzeń, to historia się dobrze skończyła 🙂  btw. nieużytkowy przez pół roku, 2 razy w ciągu niecałych 2 lat (łącznie rok rehabilitacji) - to już po prostu gigantyczny pech, więc ciężko żeby ktokolwiek miał żal do kogokolwiek I NIE MA, PODKREŚLAM 😉 życie i tyle. Kolejna życiowa lekcja, że choćbyśmy nie wiem jak się starali to nigdy nie będzie wszystko ładnie pięknie 😉
No nie wynika jednoznacznie, ale poczulam o co jej chodzi - stad tez moje wyjasnienie.
Ja rozumiem Okunkę po części. Sama jako współdzierżawca jednego konia odczułam na własnej skórze, jak to właściciel wymaga od współdzierżawcy, który stara się wszystko wypełniać, a sam nie daje/pomaga współdzierżawcy. Koń, którego współdzierżawiłam chodził na padok bez kantara. Ok, decyzja właściciela. Ale koń na tym padoku nie pozwalał do siebie podejść, trzeba było go "łapać" przekupywać na przynętę, aby nie uciekał od razu, potrafił przy tym wierzgnąć/ugryźć. Uważałam i czasem 20 minut spędzałam na padoku, aby go złapać, założyć kantar, podpiąć uwiąz. I któregoś dnia  mnie kopnął, wcześniej tylko próbował. Prosiłam czy nie można mu zakładać kantara na padok - łatwiej złapać by konia było, mniejsze ryzyko niechcianych zachować., ale usłyszałam nie bo koń się obciera w kantarze. Dzierżawa trwała 2 miesiące, bo nie szło dogadac się, a ja nie chciałam czuć się ciągle zagrożona, że koń mi coś zrobi.
[quote author=_Gaga link=topic=1887.msg2476778#msg2476778 date=1452156161]
Kto poniesie konsekwencje złego wyboru lekweta przez czy kowala dzierżawcę? Oczywiście koń (zdrowotnie) i jego właściciel (finansowo i czasowo). Jeśli błędna decyzja wyjdzie ode mnie - to już mój problem... Mogę płacić za własne błędy, ale nie zamierzam płacić za cudze...
[/quote]

Ale niektórzy właściciele mają takie podejście jak Ty co do części tj. " Ja wybieram weta, kowala bo jestem właścicielem" ale ma już inne podejście niż Ty co do drugiej części. Ty piszesz "Jeśli błędna decyzja wyjdzie ode mnie - to już mój problem... Mogę płacić za własne błędy, ale nie zamierzam płacić za cudze... "
a wielu właścicieli pomyśli " Ja wybrałem weta ,kowala, popełnili błąd, ale jesteś współdzierżawcą więc płać"

Ja też rozumiem okunkę, jestem stroną którą współdzierżawi konia od kogoś. I nie znalazłam w jej wypowiedziach żadnego żalenia się na właścielkę, no może oprócz tego że przykro jej było że (jeśli dobrze zrozumiałam i pamiętam) umawiały się że czasu już nie będzie miała i kasy na konia, więc kończy dzierżawę, ale chętnie pomoże w rehabilitacji . A potem nagle właścielka zmieniła zdanie i nie chciała dopuścić jej do konia.
No to moim zdaniem ze świecą szukać dzierżawcy, który mówi że ma mało czasu, nie interesuje go jazda , chce tylko pomóc, przychodzić do np. kulawego konia i wykonywać przy nim różne zabiegi .

U mnie układ jest taki - ja jestem tylko użytkownikiem, nie wcinam się, czasem coś zaproponuje , jeżdżę 2x w tyg , jak jest potrzeba to dostaję informację : trzeba podawać leki - podaj jak będziesz, zabrakło leku (taniego) - kup , ale wszelkie koszty leczenia ponosi właściel i decyduje o wszystkim.
Ja nie odebrałam postu Okunki jako wylewania żali. Raczej z opisu wynika, że była dobrym dzierżawcą.

Myślę, że trzeba mieć naprawdę szczęście do dzierżawy. W jedną i drugą stronę.
Ale koń na tym padoku nie pozwalał do siebie podejść, trzeba było go "łapać" przekupywać na przynętę, aby nie uciekał od razu, potrafił przy tym wierzgnąć/ugryźć. Uważałam i czasem 20 minut spędzałam na padoku, aby go złapać, założyć kantar, podpiąć uwiąz. I któregoś dnia  mnie kopnął, wcześniej tylko próbował. Prosiłam czy nie można mu zakładać kantara na padok - łatwiej złapać by konia było, mniejsze ryzyko niechcianych zachować., ale usłyszałam nie bo koń się obciera w kantarze. Dzierżawa trwała 2 miesiące, bo nie szło dogadac się, a ja nie chciałam czuć się ciągle zagrożona, że koń mi coś zrobi.


Ja też mam konia, który obciera się od kantara i na padoku chodzi bez. Nie wyobrażam sobie narażać konia na obcieranie dla czyjejś wygody. Konia trzeba nauczyć, żeby nie uciekał. Założenie kantara nie psowoduje, że nie będzie uciekal.

Trudno powiązać kopnięcie z brakiem kantara, bo kantara koń nie nosi na nogach.
Prosiłam czy nie można mu zakładać kantara na padok - łatwiej złapać by konia było, mniejsze ryzyko niechcianych zachować., ale usłyszałam nie bo koń się obciera w kantarze. Dzierżawa trwała 2 miesiące, bo nie szło dogadac się, a ja nie chciałam czuć się ciągle zagrożona, że koń mi coś zrobi.

Akurat nie podciągałabym tego pod brak szacunku ze strony właściciela i wcale się nie dziwię, że "zdrowie" konia było dla niego priorytetem mimo wszystko 😉 raczej bym to ujęła jako zwykły brak porozumienia dwóch osób i tyle. Z jednej strony trochę się dziwię jak można wydzierżawić konia, z którym się człowiek nie dogaduje, dla mnie osobiście to jest priorytet, ale może jestem jakaś dziwna; a z drugiej strony dobrze, że szybko zakończyłaś współpracę, bo nie byłoby z tego układu zapewne ani korzyści dla Ciebie, ani dla konia, ani dla właściciela 😉
trusia, Okunka
Mój koń (bo wybrałam taką opcję) też obcierał się od kantara - odpowiedni kantar i problemu nie było. Teraz się nie obciera od żadnego kantara.
I nie uważam tego za narażanie zdrowia konia (chyba lekko przesadzone sformułowanie), tylko szukania rozwiązania - jeśli koń nie ma otarć, nie oznacza, że przy założeniu odpowiedniego kantara, będzie je miał.
Obecnie mój chodzi w każdym i problemu nie ma, a kiedyś był. Więc nie chodziło tam o moją "wygodę", ale raczej bezpieczeństwo.

Założenie kantara sie spowoduje, że nie będzie uciekał - ale może ułatwić złapanie go, ograniczenie chęci uciekania. A kopanie na padoku - to reakcja na podchodzącego człowieka, który chce założyć kantar. Ale OK, każdy ma inne zdanie. Ja nie czułam się bezpiecznie, ot tyle.

A czemu współdzierżawiłam tamtego konia? Po 2 jazdach nie da się powiedzieć czy koń pasuje, a zazwyczaj po 2-3 jazdach właściciel oczekuje decyzji-umowy. Dopiero czas pokazuje jaki koń jest i czy z "tej mąki będzie chleb" - miesiąc-dwa, bo konie inaczej się zachowują jak już kogoś znają, a inaczej jak dopiero poznają.
. A potem nagle właścielka zmieniła zdanie i nie chciała dopuścić jej do konia.



Właścicielka po tym jak umowa się skończyła (zaznaczam, skończyła) nie chciała żeby Okunka pomagała przy koniu, bo nie planowała ponownie udostępnić konia do dzierżawy. Dlatego nie wykorzystała Okunki, która poświęciłaby swój czas na opiekę nad koniem, który po powrocie do zdrowia nie byłyby jej udostępniony. Czy to jest zachowanie nie fair?

Ja codziennie się cieszę że mam taki układ jaki mam z właścicielką Siwego. Koń mi się trafił idealny, warunki dzierżawy idealne i nie mam co narzekać. I mimo że mam też swojego konia, to o oba dbam jakby były moje a chyba nawet mam większą korbę jeśli chodzi o zdrowie Siwka, bo czułabym się okropnie gdyby cokolwiek mu się stało kiedy jest pod moją opieką.

A potem nagle właścielka zmieniła zdanie i nie chciała dopuścić jej do konia.


Jedynie co ja mogłam odebrać nie fair, było to, że przy rozmowie o rozwiązaniu umowy przyczyną miał być fakt, że stara umowa miała już tyle aneksów, była przez to tak zagmatwana, że wręcz nieważna, a obie doszłyśmy do wniosku, że jak wszystko się już poukłada zarówno u konia jak i u każdej z nas = wrócimy do normy, to podpiszemy całkowicie nową umowę, ze zmianami, żeby była jak najbardziej klarowna i aktualna przede wszystkim. O tym, że nie będzie chciała ponownie udostępnić konia dowiedziałam się dopiero jak koń wrócił do stajni, miesiąc po wypowiedzeniu umowy. Serio, rozumiem to wszystko i decyzję o nie wydzierżawianiu konia, wręcz sama myślę, że może i dla konia lepiej jak będzie mniej tuptał, a przynajmniej zdrowy 🙂 To już takie sprostowanie odnośnie akurat mojej historii z dzierżawą.

xxagaxx z boku wygląda cacy  😎  ale nie ma co porównywać w ogóle: pełna dzierżawa z przeniesieniem, tym bardziej ze startami w zawodach i treningiem typowo sportowym Siwego. Ja bym chyba po nocach nie spała, boks wyłożyła poduszkami, a na padok puszczała w pełnej zbroi 🤣
marszylka, jaki kantar jest odpowiedni dla obcierającego się konia? Pytam, bo nie znalazłam takiego 🙁
_Gaga
Rozwiązaniem dla mojego był kantar podszyty polarem od środka, szczególnie na policzkach.
https://animalia.pl/york-kantar-lux/szczegoly/24287/
Przepraszam, że się wtrącę ale chyba jakoś wszyscy pominęli albo ja nie zrozumiałam. Przecież Okunka najpierw miesiącami angażowała się i czasowo i finansowo w leczenie konia. A potem, jak rozumiem koń doszedł do siebie to już baj baj?
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
07 stycznia 2016 19:55
Chyba miałam ogromne szczęście, gdy dzierżawiłam Portka, bo układ był dla mnie idealny. Jako dzierżawca byłam osobą decyzyjną pod każdym względem, maiłam konia na wyłączność i robiłam tak, jak ja uważałam za stosowne/dobre/odpowiednie/zdrowe. Właścicielki czasami się o coś pytałam, a ona odpowiadał, ale nic nie nakazywała, nigdy mi się nie wtrącała w wybór kowala, weta, sprzętu, w zawody, czy wyjazdy. Byłam zielona jak groszek, więc po nocach spałam, boksu nie wyłożyłam poduszkami, a na padok puszczała bez pełnej zbroi 😀  😉

Gdy Porciasty był już mój i wyszło tak, że musiałam go wydzierżawić, to w końcu zrobiłam to na tej samej zasadzie. Trafiła mi się świetna dziewczyna, która, choć równie zielona, jak ja wtedy na początku, okazała się bardzo dojrzałym i odpowiedzialnym dzierżawcą.

Teraz też Portek w "wiecznej" dzierżawie, u osoby zaufanej, z ogromnym doświadczeniem, wyprzedzającej mnie wiedzą i doświadczeniem przy koniach o lata świetlne, do tego w idealnym dla niego miejscu. Więc lepiej być nie może.

Myślę, że trzeba mieć naprawdę szczęście do dzierżawy. W jedną i drugą stronę.

Też tak  myślę. To jest sedno sprawy.
Przepraszam, że się wtrącę ale chyba jakoś wszyscy pominęli albo ja nie zrozumiałam. Przecież Okunka najpierw miesiącami angażowała się i czasowo i finansowo w leczenie konia. A potem, jak rozumiem koń doszedł do siebie to już baj baj?

Nieee, nie było nic pominięte i żadnego tego typu faux pas ani ze strony właścicielki, ani mojej, ani nawet konia 🤣 każdy starał się być jak najbardziej w porządku wobec drugiej osoby ale mimo wszystko dzierżawa i współpraca została zakończona, ot i tyle. Poruszyłam temat i opisałam swoją historię, żeby ktoś kto się potencjalnie zastanawia nad dzierżawą zastanowił się jeszcze dodatkowe 100 razy i założył nawet takiego pecha, kontuzje konia, zmiany życiowe itp 😉 i rozwinęła się dyskusja kto jest odpowiedzialny "gdy" oraz co jest poprawne politycznie, a co nie w rozumieniu różnych osób zależnie od punktu siedzenia  😎
Mój koń (bo wybrałam taką opcję) też obcierał się od kantara - odpowiedni kantar i problemu nie było. Teraz się nie obciera od żadnego kantara.
I nie uważam tego za narażanie zdrowia konia (chyba lekko przesadzone sformułowanie), tylko szukania rozwiązania - jeśli koń nie ma otarć, nie oznacza, że przy założeniu odpowiedniego kantara, będzie je miał.


Nie generalizuj. To, że dla swojego znalazłaś kantar, który nie obciera, nie znaczy, że z każdym będzie podobnie. Ja wypróbowałam wiele kantarów i każdy moją kobyłę obciera, na policzkach i na potylicy, też ten Yorka.

Obecnie mój chodzi w każdym i problemu nie ma, a kiedyś był. Więc nie chodziło tam o moją "wygodę", ale raczej bezpieczeństwo.

Dziwaczne wnioski wyciągasz. To, że twój koń chodzi w każdym kantarze nie ma żadnego związku z obcieraniem się konia, którego wtedy dzierżawiłaś (chyba, że właśnie tamtego kupiłaś). Mam wrażenie, że jednak chodziło o twoją wygodę, skoro skarżyłaś się, że 20 minut musiałaś go łapać na padoku.

Jasne, nie był to twój koń, to się nie przejmowałaś jego zdrowiem. Spróbuj jakieś swoje otarcie czymś podrażniać przez kilka godzin, może wtedy zrozumiesz, że nie jest to "zdrowe".

Nie dziwię się, że "nie szło dogadać się". Nie życzę nikomu takiego dzierżawcy. A przede wszystkim nie życzę żadnemu koniowi takiego pseudo-partnera.
marszylka, niestety ten kantar obciera mojego konia jeszcze bardziej, miałam nadzieję że pokażesz coś bardziej odkrywczego...

ps. sorki za OT
_Gaga
A skórzane kantary nie działają? Dla mnie to byłaby następna próba, bo mam popręg skórzany, który się sprawdza.

trusia
Nie generalizuję, tylko szukam rozwiązań. Co do drugiego cytatu: nie tak chiałam napisać, źle połączyłam zdania - mój błąd stylistyczny.

Przejmowałam się zdrowiem każdego konia pod moją opieką (dzierżawa, czy własny) i nadal to robię. Nigdy nie twierdziłam, że otarcia konia - to nie jest kwestia zdrowotna, o którą nie należy dbać. Oczywiście należy. Tylko dla mnie sformułowanie "narażanie zdrowia" odnosi się do np. skoków bez ochraniaczy, transportu konia bez ochraniaczy, które może doprowadzić do poważnych konsekwencji.
Nieraz do właścicieli koni dzwoniłam z pytaniami czego właścieciel oczekuje w danej sytuacji (np ugryzienia na plecach u konia), czy to jest normalne, że koń ma spuchnięte nogi rano (koń miał opoje), itp itd.
Zawsze dla mnie liczyło się dobro konia - zakup odpowiedniego sprzętu (nie czapraków, owijek pod kolor, a np. pasującego siodła, które ma być odpowiednie do konia, czy ochraniaczy dla dzierżawionego, bo te należące do właściciela były niesprawne)
Ale OK, masz prawo do własnego zdania. A ja miałam prawo napisać o kwestii bezpieczeństwa współdzierżawcy (koń kopał i gryzł w boksie).
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się