... ślub :) ...

ash   Sukces jest koloru blond....
23 sierpnia 2013 07:12
zen, fajnie, że się tak idealnie wszystko układa! Gratuluję i mocno trzymam kciuki za pomyślność planów.
Dziękuję :kwiatek:
hanoverka , porównałam jedynie, że i jedni i drudzy nie są w 100% skupieni na parze młodej i nie zawsze się bawią z całą resztą , a nie dzieci do psów i tyle 🙄

Takie porównania zdarzają ci się nagminnie a ty nie czujesz tego, że wciąż porównujesz ludzi do zwierząt. W sumie już mi się nie chce z tobą dyskutować, po raz kolejny pokazałaś swój poziom i ja już nie mam ochoty tego komentować. EOT
Na ślubie, na którym ostatnio byłam, była moja ciocia ze swoim psem. Tyle, że tu pies mógł być spuszczony ze smyczy, a ona mogła się swobodnie bawić z innymi. Pies nie przeszkadzał, czasem gdzieś mignął tylko. Wieczorem wrócił z moją babcią do domu.
U nas cała ekipa zwierzakolubna, ale też i zwierzak całkiem niekłopotliwy. Nikt się nie musiał izolować z jego powodu.

No i tu chyba pies pogrzebany. Pewnie inaczej sprawę by zapamiętano, gdyby pies w oczach gości nie był czyjąś kulą u nogi z powodu smyczy (nawet, jeśli właściciel tak tego nie odbiera).
Nie miałabym nic przeciwko, gdyby ktoś z mojej rodziny przyjechał na mój ślub z psem, o ile wyglądałoby to mniej-więcej tak, jak na ślubie, który opisałam wyżej. Gdyby miało być tak, że goście z psem dużo czasu są odizolowani od reszty, czułabym, że powinnam do nich zajrzeć, jakoś się interesować. Dochodziłoby poczucie jakiegoś obowiązku, pewnie i winy. A nie o to chodzi...
Na przyjazd z psem pewnie bym się zgodziła, wychodząc z założenia, że jak ktoś pyta, to nie ma wyboru i będzie z psem, albo wcale. Nawet, jeśli nie byłaby to dla mnie komfortowa sytuacja.

[]Breva[/b] ja tam jestem zakochana w Waszej historii i ślub w moich oczach był perfekcyjnie ogarnięty! Też chcę zobaczyć cały film! 😉
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
23 sierpnia 2013 08:51
zen o kurka, ale news. Gratulacje!  😅


Co do ślubów i zwierząt - ja swoją sunie ciągnęłam do Zakopanego. Pies lubi jazdę samochodem, a na górskich polanach mogła się wyszaleć. Miałam do wyboru: jechać z psem, lub nie jechać w ogóle (co wiązałoby się z wielką obrazą w rodzinie). Na czas imprezy została wprawdzie w hotelu, ale co jakiś czas do niej zaglądałałam. Prawdziwym horrorem było tylko znalezienie ośrodka w Zakopanem, który zaakceptowałby psa.
Jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi wychodzić za mąż, to moje zwierzęta będą ze mną. I tak samo goście będą mogli zabrać swoje pociechy. Choćby psy miały być na smyczy przy gościach, a kanarki czy chomiki stały w klatach na siedzeniach obok.
Edytka  😍

Jesli ja będę kiedykolwiek wychodzić za mąż (co powinno się okazać w sumie niedługo, po zapowiedziałam, że jeśli w ogóle jakiś slub to teraz póki jestem jeszcze młoda i ładna 😀 ), to piesio będzie z nami. Wesela żadnego absolutnie nie będzie, najchętniej zrobiłabym ślub gdzieś na mazurach i potem casualową imprezę przy grillu w domkach nad jeziorem. Mogą być nawet i takie w których nie ma łazienek i trzeba zasuwać do pawilonu (kocham to słowo), łóżka to niewygodne tapczany (to słowo też kocham) przykryte kocem, a w środku śmierdzi starym drewnianym domkiem -  domyślam się, że nie wszystkim to by się spodobało, ale cóż, mam już w tym wprawę 🙂 Anyway, żadnej sukni ślubnej, zero spiny.
Pokazałabym Wam zdjęcie mojej siostry z jej ślubu cywilnego, ale obawiam się, że ona mogłaby sobie tego nie życzyć - w każdym razie ich ślub (cywilny, w środku lata, w Warszawie na Panieńskiej (ślicznie tam jest btw i fajna pani urzędnik, w przeciwieństwie do gbura z pl. Zamkowego) był najgenialniejszym ślubem, na jakim byłam. Oboje się ubrali wedle swojego gustu, fajnie i przemyślanie ale totalnie na luzie. Gości była garsteczka, pogoda była wspaniała, a po całym evencie poszliśmy wszyscy najpierw na piwo, potem na indyjskie żarcie, potem na rajd po knajpach na Mokotowskiej/Placu Zbawiciela (jeszcze wtedy nie był Placem Hipstera), potem na sushi i skończyliśmy o północy pijąc szampana w ogrodzie saskim. To była jedna z fajniejszych imprez, na których byłam - głównie dlatego, że na totalnym, totalnym luzie.

zen - wow 😀 szybko! Ale czasem lepiej szybko niż czekać na Godota 😀 Gratki 😉
Zen CO ZA NEWSY!!!! GRATULACJEEEEEEE!!!!!!!!!!  😅

Hiacynta Takie śluby są super. Ja mojego K. też już poinformowałam, że w przyszłym roku się pobieramy (miało być w tym roku, w przyszłym pewnie znów się przesunie o rok  😁 ), bo mi lata lecą, a tu końca konkubinatu nie widać. 😉 Wysłałam mu już nawet wzór pierścionka zaręczynowego jaki mi się podoba. Bez zaręczynowego nie chcę, bo znając życie później na starość będę mu wypominała, że się nie oświadczył. Poza tym czemu mam mieć odebraną przyjemność z bycia narzeczoną??? Nie chcę przeskoczyć od razu z dziewczyny/konkubiny (jak ja nie cierpię tego słowa!!!) do żony. :/ No i chcemy cywilny (w tym się zgadzamy oboje), ze spędzeniem późniejszego dnia właśnie tak na luzie, a weekend później wyprawić ekstra bibkę grillową dla najbliższych znajomych. 🙂

Jedne z najpiękniejszych ślubnych zdjęć zrobiła Aife właśnie na ślubie cywilnym: http://blog.anitasuchocka.com/2012/05/maly-wielki-slub-w-zielonej-gorze/ I o czymś podobnym bardzo mocno marzę (pomijając, że od kiedy znam bloga Aife od wtedy marzę o niej jako moim ślubnym fotografie).
Rewelacja, po prostu coś pieknego - i oni sami i zdjęcia!
emptyline   Big Milk Straciatella
23 sierpnia 2013 10:20
sandrita, piękne zdjęcia, takie tez bym mogła mieć. I podzielam wasze zdanie co do ślubów, też najchętniej zabrałabym rodzinkę na działkę na grilla i wszystko zrobiła na luzie, bez stresu, wielkich sukni, drogiej imprezy, kapel, rozsadzania gości i zamartwiania się o to, czy będzie dobrze.

Co nie zmienia faktu, że dziewczyny śluby miały boskie, bo...takie jak chciały. Widać, że są szczęśliwie i spełnione i to jest najważniejsze. Każdy ma inne marzenia, fajnie jak się spełniają. 🙂
maleństwo   I'll love you till the end of time...
23 sierpnia 2013 10:28
zen, oooo, proszę! Powinszować! 😀

U nas też wesela nie będzie, bo to za droga impreza - i przynajmniej nie ma rozterek. Swoje wesele wspominam dobrze, ale nie jest mi więcej takich atrakcji potrzebnych do szczęścia, K. nie chce w ogóle, no i dobrze 😉
ash   Sukces jest koloru blond....
23 sierpnia 2013 10:50
maleństwo, macie już jakieś plany?
maleństwo   I'll love you till the end of time...
23 sierpnia 2013 10:59
ta, plany. Marzenia ściętej głowy 😉 Ale przecież marzenia też potrzebne.
ash   Sukces jest koloru blond....
23 sierpnia 2013 11:24
eee Ty do wszystkiego podchodzisz na zasadzie " nic się nie da, pomarze sobie".
Trochę wiary w siebie dziewczyno!
maleństwo   I'll love you till the end of time...
23 sierpnia 2013 11:31
Powiedzmy, że do kwestii szczęścia w życiu podchodzę z pewną rezerwą 😉 Wiele rzeczy się da, owszem, ale akurat ślub to konkretny wydatek, a na taki w tej chwili nijak nie możemy sobie pozwolić. Ale kiedyś na pewno 🙂
Hiacynta, u nas tez był pies, golden więc duży. Biegał po pałacu miedzy gośćmi a później spał. Mi to nie przeszkadzało, i z tego co wiem gościom też nie. Wręcz przeciwnie. Tyle , że nie był od samego początku a dołaczył w trakcie.

Nasz pies w tym czasie siedział w domu z kotem cały czas. Z tym , ze on na spacery wychodził symbolicznie wiec ten problem nam odpadł.
trzynastka   In love with the ordinary
23 sierpnia 2013 16:25
Powiem wam, ze z perspektywy gościa, zapisy o "kopertowych" prezentach jednak bolą.
Nie stać mnie by dużo do tej koperty wsadzić, wiem, że nikt nie spodziewa się kokosów, ale jednak stresuje mnie to.
Mam dostęp do dostawcy Rosenthala, mam pomysły na ciekawe i przydatne prezenty, które wyglądały by dużo lepiej niż biedna kopertka od studentki.
Naprawdę mnie to stresuje, bo wesele wiejskie, kto wie czy potem nie będą o tym gadać... :/ 
nine  jeżeli prezent fajny to nie masz czym się stresować 🙂
trzynastka   In love with the ordinary
23 sierpnia 2013 16:30
Ale właśnie zrezygnowałam z prezentu, bardzo wyraźnie jest zaznaczona prośba o koperty.
Za kopertę będzie mi zwyczajnie wstyd, bo nie pokrywa "talerzyka" dla mnie i osoby towarzyszącej.
A po zestawie filiżanek porcelanowych nie widać ile kosztują, jak porządne, firmowe, wręcz kolekcjonerskie... :/ ale nie. Kopertki. Kura.
nine, co ty!!!! Po to Cie zaprosili bo im na tobie zależy a nie na kopercie!
Poza tym daj filiżanki i sie nie przejmuj, kurde!
trzynastka   In love with the ordinary
23 sierpnia 2013 16:34
arma- wiem, wiem, ale jednak odczuwam naprawdę spory dyskomfort z tym związany... 🙁
A ja bym uszanowała wolę zapraszających i dała tyle ile mogę. Trudno. Wolałabym dostać te 50 zł niż jakieś filiżanki, które się potem walają po chałupie i które w końcu wylądują na śmietniku ( osobiście np nie znoszę filiżanek, nie używam, nie podaję w nich gościom, bo goście są zwykli i pijają w kubkach, nie miałabym gdzie ich ustawiać, ani nie lubuję się w ustawianiu czegoś takiego nigdzie)
Więc wolałabym te 50 zł, bo to się zawsze przyda. W przeciwieństwie do filiżanek, które NIE KAŻDEMU są potrzebne.  😉

Najwyżej dołożyłabym jakąś kartkę z tekstem "pieniążków mało, ale serce wielkie i życzenia OGROMNE". I już. Chyba widzą, żeś studentka, nie? Nie sądzę by oczekiwali kokosów.  😉
trzynastka   In love with the ordinary
23 sierpnia 2013 16:38
Te filiżanki to akurat przykład, bo nie zainteresowałam się nawet zastępstwem dla koperty.
Chociaż rozważam czy z moich prywatnych zbiorów nie wytargać wazonika i do niego nie włożyć pieniędzy z życzeniami.
Zawsze wygląda to ciut okazalej...

Zobaczcie na moim przykładzie jakie to jest dla gościa stresujące, że chciałby a nie może, a jednak wypada :/
nine, niestety jest to przykre, sama kiedyś to przeszłam ale uwierz mi liczy sie osoba a nie kasa. Wolałabym Cie na ślubie z filiżankami ale usmiechnietą niż z groszem "przepraszajacą ze zyjesz". My tez mieliśmy taki wpis w zaproszeniach o kasie i nie każdy ja dał bo nie każdego było po prostu stać. A juz najbardziej urzekła mnie jedna osoba, biedna, która przyszła z prezentem z nizszej półki ale jak ja tylko zobaczyłam to sie zbeczałam bo byłam pewna , ze nie przyjdzie własnie ze wzgledów finansowych. Nie jestem w stanie tego opisać.
I też dupereli zbierac nie lubię ale jak kogos zapraszam to nie dla pieniedzy tylko dlatego ze najzwyczajniej mi na nim zależy.
Dla gospodarzy stresujące. Dla gości stresujące.  😁
Myślę, że ile ludzi, tyle pomysłów na rozwiązanie takiej sytuacji.
- jeden da mało kasy w kopercie i nie przyzna się, że to jego koperta
- inny ( jak ja) da tyle ile może i przyzna się w zapisanych w kopercie szczerych życzeniach od serca ( a nie w takich standardowych, nie daj boże jeszcze ...wierszykach)
- inny da prezent rzeczowy bo uzna, że tak będzie lepiej
- jeśli dobrze się zna zapraszających można spytać, czy wolą te nędzne 50 zł, czy kupić za to fajny komplet filiżanek, bo masz dojście po znajomościach do wielkich upustów
I nikt ci nie poradzi idealnie, bo nikt oprócz ciebie nie zna gospodarzy wesela i ich charakterów.  😉
tunrida,  ładnie to napisałas w pigułce!  😀
trzynastka   In love with the ordinary
23 sierpnia 2013 16:54
Chyba dam ile mogę, dorzucę jakiś ładny rzeczowy z własnych zbiorów [niewielki ale jednak], zapakuję w kwiaciarni.
Co się nie dojedzie to się do wygląda. No trudno.  😉 Chociaż z innym nastawieniem wolałabym tam iść.
A ile teraz wypada dać?
Ja żyję powiedzmy skromnie, ale w ubiegłym roku miałam 3 wesela najbliższych i za trzy tygodnie kolejne. W zeszłym roku wydałam jak na siebie fortunę na te imprezy (chociaż nie kupowałam nowych butów - e jedne przy okazji urodzin za stówkę sobie zafundowałam, sukienki miałam z ubiegłych lat, włosy i makijaż też sama robiłam), plus kasa 'do koperty' i tu się przyznam, że wszyscy mnie przekonywali, że 200zł od osoby to MINIMUM, więc tyle dałam (a że mamy z facetem wspólny budżet, to wyłożenie 3 razy po 400zł zabolało).

No ale to wszystko były bardzo bliskie nam pary.  A teraz do tego mój facet jest świadkiem, zatem też 'nie wypada' dać mniej. A komputer i prawko moje się 'troszeczkę' znowu muszą odsunąć w czasie. Z drugiej strony para, na której ślub się wybieram jakiś czas temu przy piwie wyznała, że oni dawali zawsze po 100-150 max (edit: od osoby), a są znacznie 'zamożniejsi', więc trochę mnie kusi, żeby nie dawać aż tak wiele (dla mnie, nie wiem jak wy to postrzegacie).
My dajemy zwykle 300 (od pary).
Honey  Trudno powiedzieć ile dać, ale my zawsze z narzeczonym dajemy 500zł (i jak do kogoś z rodziny idziemy i jak do znajomych), bo zawsze chcemy zapłacić za nasze 'talerzyki' i żeby Młodym coś zostało. Póki nas na to jako tako stać to pewnie tak będziemy dawać. Ale nie uważam że każdy MUSI tak dać.

Nine myślę że twój pomysł, żeby dać tyle ile możesz i jakiś mały gadżecik do tego, jest super! Bo będzie tak jak chcieli Młodzi, a ty będziesz się lepiej czuła, że dałaś jeszcze coś od siebie.


honey, z perspektywy osoby która co dopiero otwierała koperty - standard to właśnie 300-400 zł od pray. Ale dostawaliśmy bardzo różnie - i 100 zł od pary (ale wiem że kumpela jest studentką i ma mnóstwo wydatków ostatnio, plus specjalnie na nasze wesele pędziła z dolnego śląska i potem tam wracała zaraz w niedziele rano więc i tak jestem w szoku że była!), po nawet 1500-2000 zł od pary. ale to tylko parę przypadków jak mama, siostra, babcia, chrzestny czy dobrze usytuowany przyjaciel mojego taty. poza tym 300-400 zł.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się