Wkurzają mnie dzieci i presja macierzyństwa -wydzielony z "kto/co mnie wkurza.."

Averis   Czarny charakter
03 czerwca 2015 12:28
edyta, mówusz tak, jakby biedni rodzice nie pracowali..A to paradoksalnie oni siedzą po kilkanaście godzin na kasie w markecie, bo za ich stawkę 8-godzinny dzień pracy nie ma racji bytu. Moja mama brała dwa etaty bynajmniej nie po to, by się realizować w pracy, ale żebyśmy miały godne życie. Wszyscy niezamożni ludzie, których znam pracują ciężko i dużo.
Katija
[/quote]
owszem, zachodząc w ciążę trzeba liczyć się z tym, że będzie miało się rozstępy, luźną skórę i obwisłe cyce. gdzie jest nieprawda?
kobiety chcące mieć dzieci liczą się z tym, że taka może być tego cena. co bulwersuje cię w tym stwierdzeniu?
[/quote]
Bulwersuje to duże słowo😉 Uważam, że ciąża nie zawsze oznacza zdewastowane ciało. Ot, może się tak stać, jasne, ale nie musi. Zresztą wydaje mi się, że można z pewnym prawdopodobieństwem to przewidzieć.

Wkładając kij w mrowisko, napiszę jeszcze, że moim zdaniem posiadanie dziecka nie wiąże (albo nie musi wiązać) się z tak kosmicznymi wydatkami, jak jest to powszechnie postrzegane😉
DoSia, nie chodzi o kosmiczne wydatki. Tylko o "drobne" wydatki dzień po dniu. Przy czym... one rosną. Niemowlak to pikuś.
Ej, a gdzie ja napisałam, że ubodzy nie pracują? 😲
tak sobie czytam i czytam, i dochodze do wniosku, ze to jest bardzo smutny temat. Ze ludzie nie chca zadnej odpowiedzialnosci. Ze za trudnosciami, niepowodzeniami stoi zawsze "cos", nie oni sami. Ze cos jest ciagle im odbierane - pieniadze, wolnosc, radosc zycia.
I tak to wyglada ogolnie, i z jednej i drugiej strony barykady. Dziwne i smutne 🙂
Murat-Gazon, dokładnie. Jedna z babć w naszym wypadku nie ma szans na dogonienie dziecka. Sama porusza się o kulach, więc mam obawy nawet idąc do toalety czy zapanuje nad dzieckiem.

DoSia, może i dziecko to nie jest kosmiczny wydatek (mi wychodzi jedzenie + pieluchy + podstawowe akcesoria) ok 500zł miesięcznie. Ubrań nie kupuję (wydałam przez rok może 20zł na ciuszki), zabawek też nie. Konieczne wydatki jak fotelik do auta, jakaś piaskownica to moje propozycje prezentów od dziadków na różne okazje. Tzw. prezenty składkowe od rodziny.
Może to nie jest dużo, ale biorąc pod uwagę, że część mam nie mająca etatu, gdzie podczas opieki nad dzieckiem wpływa pensja zwyczajnie traci możliwość zarabiania lub te możliwości są znacznie ograniczone.
Mimo, że staram się dorabiać na różne sposoby zarabiam 5 razy mniej niż nie posiadając dziecka.

edyta, mi się wydaje, że trochę źle postrzegasz pewne sprawy. Jak kobieta, która przez długi czas nie ma 1 przespanej nocy od deski do deski, nie ma dnia wolnego, nie ma prawa do L4 kiedy choruje, wszystkie swoje potrzeby przekłada piętro niżej niż potrzeby dziecka ma czuć się w pełni szczęśliwa? Chyba mało jest matek co wolą kupić sobie markowe ciuchy czy perfumy niż zabrać dziecko na wycieczkę czy kupić dziecku rowerek.

Ta rozmowa zaczyna mi przypominać dyskusję z mężem:
JA: Nie pomagasz mi przy dziecku!
ON: Jak to nie?
- przywożę jedzenie dla koni
- sprzątam padoki
- naprawiam ogrodzenia, nawet ujeżdżalnię Ci zrobiłem, żebyś mogła jeździć 😉
- zarabiam
- robię zakupy
- pomagam gotować
- pomagam sprzątać w domu
- koszę trawniki
- nawet butelki małej myję i robię mleko! oooo!

A ja bym czasem chciała, żeby pobawił się z dzieckiem kiedy ja skoszę trawnik 😉

Nerka to nie tak. Ale opowieści o dzieciach z reklamy pampersów są fikcją. Dzieci są w różnym stopniu uciążliwe, a rodzice różne sobie z tym emocjonalnie radzą. I klepanie, że jak się chce to się da wkurza. Tak samo jak wmawianie komuś, że mu się odmieni i jego marzeniem będzie dziecko.
bera7, ale zrezygnowałaś z pracy w 1 dniu ciązy??
Wróć po macierzyńskim i już. Będziesz zarabiać 5x więcej jak piszesz - więc będzie i na opiekunkę czy na żłobek.
Dodofon, żeby zajść w ciążę musiałam zrezygnować z pracy. Nie mam macierzyńskiego. Nie ma opcji bym jako matka pracowała w takim systemie jak wcześniej i bywała w domu gościem. Zresztą wiemy dobrze, że matki małych dzieci mają dużo gorszą pozycję na rynku pracy i nikt by mi nie zaoferował takich warunków jak miałam. Ciągłe delegacje po kilka dni + praca przy kompie po nocach + małe dziecko? Matrix.
Poza tym często nie ma gdzie wracać...

trochę nie rozumiem - masz prace - po czym chcesz zajść w ciążę - informujesz o tym pracodawcę (po co??) i on Ci się każe zwolnić? Bo wyrażasz chęć bycia w ciąży?


Edit: dla mnie nie Matrix bo od 5 mies życia dziecka tak pracowałam
Dodofon, źle rozumujesz. Tryb pracy i ciągły stres były powodem, że nie mogłam zajść w ciążę. Rzuciłam pracę i dość szybko zaszłam. Nie byłam na etacie więc i tak długo bym nie popracowała.

Dodofon, ale pracowałaś już dla siebie?
kiedy?
Dodofon, no jak Jacol się urodził. Miałaś swoją firmę już czy etat?
Dodofon, no jak Jacol się urodził. Miałaś swoją firmę już czy etat?


Obie.

Zaszłam w ciążę pracując w koncernie. Będąc na legalnym ozusowanym normalnym bezterminowym etacie - umowa o pracę.
W 5-6 miesiącu ciąży poszłam na zwolnienie lekarskie (moja praca = ciągłe wyjazdy - odpowiadałam za pół Europy = loty, auto) + pracowałam w Krakowie (biuro) i co weekend jeździłam do domu do Poznania.
Poszłam na zwolnienie bo po prostu stwierdziłam, że się nie da a i tak będę na macierzyńskim kilka tygodni. (wtedy nie było roku)
Miałam zagwozdkę co dalej - czy wrócić do firmy (bez problemu), ale jak? Mieszkać w Krakowie z dzieckiem sama (+i tak 2 dni w terenie czasem) czy Poznań.
Firmę rejestrowałam więc w 7 mies ciąży w Poznaniu.
Jacol urodził się w lipcu. Od stycznia ruszyłam pełną parą, /znowu wyjazdy itd/

W koncernie byłam na macierzyńskim, 3 lata na wychowawczym i wróciłam sobie z dnia na dzień do pracy  🙂
DoSia, dziecko nie jest kosmicznym wydatkiem pod warunkiem, że nie choruje i nie wysyłasz go na żadne dodatkowe sporty ani obozy/kolonie itp.
No wtedy to jest mało kosztowne.
Berka o tym, ze macierzynstwo to nie bajka na szczescie zaczeto wreszcie jakis czas temu mowic glosno, i super, naprawde, bo duzo kobiet na pewno czuje ulge, ze nie jest sama i "idealna matka" nie istnieje. Tylko chodzi o to, ze dziecko to jest swiadoma decyzja - nawet jesli nie bylo planowane, to jednak padla decyzja, ze sie je urodzi i odchowa. Czyli podejmuje sie za nie odpowiedzialnosc. Czasem z wielu rzeczy sie rezygnuje, ale dalej jest to konsekwencja podjetego wyboru. Ale jak jest ciezko, czy to cialo nie takie, czy brak czasu, czy checi, czy cokolwiek, to "winna" nie jest nasza decyzja. Nie chcemy pamietac, ze taka odpowiedzialnosc na siebie wzielysmy. To dziecko/maz/cokolwiek sa winni naszemu nieszczesciu.
Sama piszesz, ze swiadomie zrezygnowalas z pracy, na pewno nie byl to chwilowy kaprys, a przemyslana, rozlozona na czesci decyzja. Wiedzialas, ze nie bedziesz zarabiac, nie bedziesz samodzielna, ze nie wrocisz szybko do pracy, ze x roznych rzeczy - i piszesz, ze odebrano Ci cos, kiedy sama o tym zdecydowalas. O to mi chodzi.

Bo ciezko jest bez dwoch zdan, szczegolnie, gdy nie ma sie/ma niewiele pomocy, oparcia. Ale o tym trzeba mowic glosno. Maz tez jest za dziecko odpowiedzialny, tez powinien miec obowiazki. Czemu nie powiesz - ja skosze trawe/pojade na zakupy Ty wez mala?
To, jak "przebrniemy" przez macierzynstwo jest skladowa wielu czynnikow, z ktorymi trzeba sie wziasc za rogi... Samo zycie!


DoSia, dziecko nie jest kosmicznym wydatkiem pod warunkiem, że nie choruje i nie wysyłasz go na żadne dodatkowe sporty ani obozy/kolonie itp.
No wtedy to jest mało kosztowne.


Ja mam jedno dziecko i szczerze mówiąc nie sądzę żebym poradziła sobie finansowo z np. dwójką. Moja córka ma właściwie wszystko co chciałaby mieć z rzeczy materialnych, chodzi na zajęcia dodatkowe, których będzie coraz więcej, jeździ na wycieczki szkolne/obozy, zabieram ją na wakacje- to wszystko kosztuje i to wcale niemało ale uważam, że zasługuje na to bo jest zdolna, dobrze się uczy, ma dużo talentów a przy tym jest dzieckiem o gołębim sercu. W momencie kiedy pojawiłoby się drugie dziecko musiałabym to wszystko mnożyć razy dwa albo dzielić wszystko na pół a żadne z tych rozwiązań mi nie pasuje.
nerechta, tylko, że teraz to już idzie w drugą stronę. Im bardziej bolejesz nad swym losem, tym lepiej.
A to nie jest tak, że wszystko jest czarno-białe.
Dziecko wg. mnie kosztuje.
Kosztuje dokładnie tyle ile zarobiłaby osoba idąc do pracy a nie zajmując się dzieckiem.
Dziecko kosztuje żłobek, opiekunkę itd. Nie liczę leków i jedzenia czy zabawek.
poki w sensie lepiej jak? Rozwiniesz mysl? 🙂
Pewnie ze nic nie jest czarno-biale, wiadoma sprawa 🙂
nerechta, przyznam, że słabo cię rozumiem. Tzn. rozumiem, ale...
OK. mogłabyś podać optymalny poziom przewidywań przyszłości, który gwarantowałby, że właśnie tę wersję przyszłości się wybrało? Tę, która się dzieje?
Ok. Dokonuję wyboru - licząc się z konsekwencjami. Rzecz w tym, że niektórych konsekwencji (albo wręcz - zrządzeń ślepego losu  😀iabeł🙂 nijak się nie da przewidzieć. Bardzo bym chciała, wytłumacz - jak poznać przyszłość?
Co jest optimum przewidywań: nastawić się na ZUE (bo przecież Odpowiedzialność! Wybrałam - to mam), czy na sam miód (dosyć modne, tylko bywają rozczarowania), czy jakoś inaczej? Wg jakich kryteriów? Z góry akceptacja wszystkiego co nieznane? Może. Ale czy to można nazwać świadomym wyborem? I czy taka akceptacja nie stoi w w sprzeczności z twierdzeniem "wszystko jest rezultatem moich działań, moich wyborów", które jest (chyba, może źle rozumiem) podstawą do apelu o taką postawę?
Mogłabyś bliżej określić, jakiej właściwie postawy oczekujesz (co do Przyszłości) od... Innych?
halo wydaje mi się, że nerechta ma na myśli coś takiego, że - mamy hipotetyczną młodą matkę i ona narzeka, że dziecko ciągle płacze, budzi się non stop, choruje, jest absorbujące w każdej sekundzie dnia, że ona nie ma czasu dla siebie, bo siedzi z nim sama... No ok, można współczuć, ale co, decydując się na zostanie matką, nie wiedziała, że dzieci płaczą, nie śpią w nocy, mogą chorować i wymagać ciągłego nadzoru? Nie wiedziała, że będzie z nim sama w domu, bo mąż w pracy, a rodzina 200 km dalej? Zakładając, że nie jest głupia, to chyba wiedziała, więc nie powinna teraz być zdziwiona, że jest tak, a nie inaczej.
Skoro ja, nie chcąc mieć dzieci, zdaję sobie sprawę, że jednym z powodów jest fakt, że dzieci płaczą, nie śpią, chorują i uzależniają matkę od siebie, to jakim cudem kobieta chcąca mieć dzieci miałaby nie zdawać sobie sprawy, że tak właśnie będzie/może być?
slojma   I was born with a silver spoon!
04 czerwca 2015 07:26
Znalazlam bardzo fajny krótki tekst, który w moim odczuciu idealnie obrazuje to o czym tu pisza dziewczyny. 
"There is a wave of women out there who are unashamed to say they choose not to have children. Not now, not in the future, not ever. These women are not “cold” or “overly career-driven”. They live lives filled with activity, adventure and passion, lives that they don’t feel a family would fit in. And that’s okay.
Then there are women who choose the child path. They want to share their love and knowledge with their own little family, and take the joys of parenthood with the struggles. The also live lives full of activity, adventure and passion both with their youngsters and outside of their family realm.
Both of these types of women are women. There is nothing about not having babies that makes you less of a woman, just as giving birth does not make you more of a woman. Womanhood is a separate entity from motherhood. Children are a choice, and whether you choose one way or another is not really anyone’s business but your own."



halo nie oczekuje zadnej postawy od innych - no, moze zdrowego rozsadku 😉 Mysle, ze przekombinowalas i na sile probujesz znowu nie zgadzac sie na inna (choc pewnie wcale nie inna, bo sama pisalas jak to u ciebie wygladalo) wersje niz swoja. Wymyslasz nielogiczne argumenty i nawet nie chce mi sie do nich odnosic.

Murat dobrze ujela to, co mialam na mysli. O to, ze da sie "przewidziec" chociazby to, ze jakis czas dziecko bedzie nr 1 - nawet przedszkolak to wie. Nie szukaj wiec dziury w calym...
Murat-Gazon, tylko okoliczności czasem się zmieniają. Deklaracje zostają bez pokrycia itp.  Właśnie wasze postawy sprawiają, że matka boi się przyznać do tego, że jest zmęczona, że rodzicielstwo ma różne oblicza.
nerechta, naprawdę cie nie rozumiem. Możesz wyjaśnić o co ci chodzi? Nie mogę nie zgadzać się z wersją, skoro nie wiem co to za wersja. Nie jestem bogiem ani telepatką, prosiłam o wyjaśnienie co masz na myśli. Żebym mogła zrozumieć. OK - nie potrafisz sprecyzować. To nie dziwię się już, że nie rozumiem. Bo obawiam się, że "tak se chlapnęłaś" i też nie rozumiesz "co miałaś na myśli".

Murat-Gazon, a skąd wiesz JAK BĘDZIE??? Może być tak, może inaczej. Gdyby człowiek zawsze wiedział jak będzie - nie istniałoby ryzyko. W żadnej dziedzinie. A istnieje. Ryzyka nie da się precyzyjnie oszacować. Ryzyko oznacza, że istnieją m.in. nadzieje i oczekiwania. I rozczarowania.
Nawet nie chcę wyobrażać sobie świata, w którym nie istniałyby te pojęcia (i wiele innych).
Naprawdę nie pojmuję, jak można cokolwiek oszacować decydując się na dziecko. Przecież można nawet umrzeć (paskudne, prawda?) decydując się. Dziecko może umrzeć, lub urodzić się chore (tfu - chyba jestem przesądna). Nie można też wiedzieć czy jako matka nie zanurzymy się w niezwykłej bajce, wcześniej niewyobrażalnej.
O to pytam. O granice wyobraźni. Skąd wiedza, że nasza wyobraźnia działa prawidłowo? Na pewno potrafimy wyobrazić sobie przyszłość? Dziecko to nie projekt. Dziecko to jedna wielka niewiadoma.
Dzieci płaczą? Są takie, że niemal nie płaczą. Pewne to mogą być 3 rzeczy: że żywa istota oddycha, wydala i... kiedyś umrze. Pewne też jest, że młoda, niesamodzielna istota wymaga opieki. Zdolność do sprawowania opieki jest jednym z wyznaczników jakości... człowieczeństwa wg wielu systemów filozoficznych. Może nie wg Nietzchego.
nerechta, mysle, ze wiele kobiet rozumie, ze z dzieckiem nie bedzie latwo ale nie da sie przewidziec np uczuc jakie zmiany zwiazane z dzieckiem wzbudza w czlowieku. Np nie wiadomo, jak zareaguje kobieta na wielomiesieczne ograniczenie kontaktu z innymi doroslymi, cos tak trywialnego moze zryc niezle beret. Dlatego ciezko by mi bylo powiedziec kobiecie, ktora cierpi z tego powodu "przeciez sama tego chcialas". Nie, ona chciala miec dziecko, nie kupe problemow z ktorymi czesto boryka sie sama. W naszym swiecie postindustrialnym, dziecko naprawde wiele zmienia i choc zmiany te prawie zawsze sumarycznie wychodza na plus, to po dordze moze byc naprawde nieciekawie.

i pewnie bobek, napisze, że to trauma czy zaburzenie. pewnie tak, niemal na pewno tak. i co z tego? mnie to nie czyni nieszczęśliwym człowiekiem,nie widzę powodu, żeby to terapeutyzować.

Pisalam o hejcie na dzieci, zanim sie pojawilas w watku wiec nie musisz brac tak do siebie. Fakt, ze podstawa terapii jest chec zmiany. Np ten kolega, ktory mial te swoje schizy okolodzieciowe zle sie z tym czul i opowiedzial terapeucie o tym przy okazji (on sie musi leczyc z innych powodow). Pogadali, poplakal i mu uzlylo. I dobrze bo tak by pewnie zostal ojcem (zawsze planowal jedno dziecko) i musialby sie wtedy na biezaco uzerac z samym soba i zmiana jednoczesnie. Swoja droga samo rodzicielstwo jest czesto gesto swietna terapia na takie rzeczy bo bardzo otwiera na wlasne dziecinstwo, relacje z rodzicem. Ale roznie to tez bywa.

mnie zastanawia to, dlaczego społecznie źle widziane jest stawianie własnej wygody za priorytet?
co w tym złego?

Moze dlatego, ze spoleczenstwo to organizm, w ktorym jeden organ zalezy od drugiego, a dobro wszystkich zalezy od tego ile poszczegolne organy sa w stanie dac calosci.

Osobiscie uwazam, ze osoby u ktorych danie komus z siebie wiaze sie z ciezkim bolem d.., maja w zyciu ciezej, od tych dla ktorych dac to jest normalna sprawa ale moge sie mylic 😉 Nie chce przez to powiedziec, ze jak ktos nie chce dac dziecku (miec dziecka), to nie umie dac w ogole nikomu. Byla to tylko taka ogolna uwaga na plus dla macierzynstwa. Bo czasami mam wrazenie, ze mlodzi ludzie patrza na wyrzeczenia zwiazane z rodzicielstwem jako wylacznie cierpienie, a wcale tak nie jest.

PS> prosze nie traktowac zadnej czesci mojego postu jako namowy do macierzynstwa.
bobek ale czy to wina dziecka? O to mi chodzi, naprawde zaczynam miec watpliwosci, czy pisze po polsku. X razy pisalam, ze jest ciezko, ma sie prawo byc zmeczonym, sfrustrowanym, zniecheconym, zrozpaczonym i trzeba o tym mowic glosno, ale nie rozumiem zwalania winy na dziecko czy tajemnicze "cos". Skupcie sie na tym, co podkreslone, a nie na tym, czy cos sie da przewidziec czy nie i czy wyobrazenia o macierzynstwie pokryly sie/nie pokryly z rzeczywistoscia. To jest zupelnie inna sprawa.
nerechta, to na co można "zwalać winę"? 🙂 Chodzi ci o to, że winne jest coś konkretnego? Bo nie ma opcji, żeby przewidzieć wszystkie rozczarowania, a próba brania wszystkiego do siebie pt. "Mogłam to przewidzieć, chciałam to mam" - to jest dopiero kanał. Proponujesz zmęczonym i rozczarowanym matkom, żeby winiły siebie lub swoją decyzję?
Człowiek, także matka, nie jest bogiem olimpijskim, nie zna przyszłości, ma średni wpływ na bieg zdarzeń i w życiu 😉 nie poradziłby sobie z życiem gdyby nie różne systemy obronne.
Czy chodzi o to, że poczucie winy nie istnieje? I rozczarowanie nie istnieje? Jak nie istnieje jak istnieje? Przeniesienie własnej np. frustracji na "coś" jest jednym ze skuteczniejszych mechanizmów obronnych. Frustracja dotyczy każdego człowieka, w wielu sytuacjach. Co, konkretnie, proponujesz zamiast mechanizmu przeniesienia?
bera7, ja akurat nie uwierzę żadnej matce, która próbowałaby twierdzić, że nie jest/nie bywa zmęczona swoim dzieckiem 😉 Bo ja jestem zmęczona niemowlęciem po dwudziestu minutach przebywania z nim, no chyba że akurat śpi, więc łatwo mogę sobie wyobrazić, jak zmęczona musi być matka tego niemowlęcia. I uważam, że dobrze się stało, że odczarowano macierzyństwo i kobiety nie muszą już udawać wiecznie uśmiechniętych matek-Polek jak z reklamy, tylko mogą powiedzieć, że są zmęczone, niewyspane i mają dość.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się