Wkurzają mnie dzieci i presja macierzyństwa -wydzielony z "kto/co mnie wkurza.."

bera7, ja wiem, ze to nie jest malo, ale tez nie jest to jakas zawrotna kwota siegajaca 2 tysiecy zlotych za samo jedzenie.
Ja nie twierdzę, że nie można schudnąć niskim kosztem (w sensie finansowym). Oczywiście, że chcieć to móc, ale nie o samo schudnięcie chodzi.
Zauważcie, że obie nasze "miss fitness" mają już dzieci odchowane. Przecież nie wyglądały tak teraz mając niemowlęta.
Tryb życia pod hasłem "fitness" wymaga już jakichś nakładów finansowych i czasowych (własnych i/lub osób które opiekują się dzieckiem gdy mama ćwiczy).
Jeszcze inna sprawa, że często przechlapane mają dziewczyny po c.c. i najgorzej właśnie te szczupłe.
Nie dziwię się frustracji szafirowej. Nawet gdyby jakaś dieta i ćwiczenia mogły zmienić/poprawić wygląd jej brzucha, to uwierzcie, że przy jej dziecku niewiele da się nadal zrobić, a przez pierwszy rok jego życia nie dało się nic. Niestety, w niektórych przypadkach żadne "chcenie" nie ma racji bytu.
Nadal uwazam, ze to kwestia wyborow. Co z tego, ze mam syna w miare odchowanego, skoro wychowuje go sama i pracuje na caly etat? 😉
zen, ale pracujesz chyba w szkole, więc godziny pracy nieco inne i chyba ćwiczysz też w pracy o ile pamietam. Może coś się już zmienilo.
zen, Oczywiście podziwiam Cię, ale myślę, że to kwestia wyborów tylko do pewnego stopnia. Osoba z naprawdę trudną sytuacją finansową, trudnym dzieckiem i zerową pomocą przy dziecku nie ma zbyt wielu wyborów.
Z moich obserwacji wynika, że to często matki małych dzieci stają się zgorzkniałymi jędzami - bo je te dzieci ciągle wk.... .
A mogłyby przecież "skończyć studia, mieć fajną pracę i faceta, zwiedzac świat" itp itd są totalnie sfrustrowane.


Hehe, to troche o mnie.
Tez zaczelam byc zgorzkniala i sfrustrowana, bo nie moglam dostac fajnej pracy, bo mam dzieci i nie jestem tak dyspozycyjna jak sobie zycza tego polscy pracodawcy, dzieci wszyskich wkurzaja itd

Teraz mam fajna prace, mimo posiadania dzieci, bo jakby to normalne, ze matka tez chce pracowac.
Ide do restauracji, a kelner przynosi dzieciom menu w formie kolorowanek, z kompletem kredek dla kazdego dziecka. A starsza para z sasiedniego stolika wychyla sie, zeby zobaczyc jak dzieci rysuja i pytaja, czy juz wiedza co chca zamowic do jedzenia. I dziesiatki takich szczegolow powoduja, ze matka- zgorzkniala jedza znika, bo sie nie czuje jak piate kolo u wozu. Przynajmniej u mnie tak to zadzialalo. 🙂
zen, ale pracujesz chyba w szkole, więc godziny pracy nieco inne i chyba ćwiczysz też w pracy o ile pamietam. Może coś się już zmienilo.


To znaczy jakie masz na mysli? Nie pracuje w polskiej szkole. Mam normalny etat, 8 godzin dziennie. Wychodze z pracy o 16 jestem w domu ok. 17. W pracy nie cwicze teraz, cwicze zima, ale to tez wymaga ode mnie WYBORU, zeby przyjechac tu na 6:30, zeby skorzystac z basenu lub silowni.

Osoba z trudna sytuacja finansowa moze zrobic cos, zeby ja poprawic, ale naprawde chyba nie jestem w stanie sie wpisac w schemat. Widocznie to moja wina, ze nie umiem sie uzalac nad soba i swoja sytuacja, tylko szukam rozwiazan. Wczoraj mialam dopilnowac mlodego z czytaniem ksiazki i lekcjami, wzielam go na trening, kolega z nim na sali odbijal pilke i powtarzalismy w tym czasie tabliczke mnozenia. Da sie? Da sie.
cranberry   Fiśkowo-Klapouchowo
03 czerwca 2015 10:37
Z moich obserwacji wynika, że to często matki małych dzieci stają się zgorzkniałymi jędzami - bo je te dzieci ciągle wk.... .
A mogłyby przecież "skończyć studia, mieć fajną pracę i faceta, zwiedzac świat" itp itd są totalnie sfrustrowane.
Pewnie jest też tak, że i bez dziecka nie zrealizowałyby swoich marzeń, z różnych innych powodów, ale to też temat na inną dyskusję.
I szarpią te dzieci i wrzeszczą.

I nie wiem mają te dzieci bo ktoś je naciskał? bo tak wypada? bo wpadły? żeby "miał kto na starość szklankę wody podać" (tak to bardzo altruistyczna postawa 😉)

Zawsze mówiłam, że dzieci nie chce i nie mam. Nigdy nie lubiłam małych dzieci, denerwują mnie i nie odmieniło mi się 😉
Nie czuję się też z tego powodu zgorzkniałą jędzą  😉


Co do napięcia u niektórych młodych mam to tez to widzę. Daleko nie patrząc, kumpelka na dziecko zdecydowała się, bo jak myślę trafiła na dobrą partię tatusiową no i wiek - rocznik 80. Choć z radością i miłością opowiada o swoim malcu, to bardzo często wyczuwam w niej jakąś ogromną frustrację. Wcześniej dziewczyna była wolnym duchem. Niezależna  i poukładana. Teraz jakby ją coś przygniatało. W moich oczach jej macierzyństwo jest takie mega poukładane i zadaniowe, az tak ...no nie wiem do przesady.

Dzieci  nie planuje, bo tego kompletnie nie czuje. I tak wiem jestem inna, i  nawet uważam to za swego rodzaju przekleństwo. Chciałabym, zeby posiadanie dziecka było dla mnie takie  oczywiste i naturalne, ale z jakiegoś powodu nie jest.  Jednak nie uważam siebie za jak to ktoś napisał "narcystycznego wampira".
Tak co do diety to matką nie jestem ale się wepchnę - zen i tak dużo Ci wychodzi. Ja płacę ok 180-200zł na tydzień za jedzenie swoje i chłopa. Jak tylko przestanę robić zakupy 1 na tydzień z lenistwa, to wydaję 3 razy tyle łażąc codziennie i kupując jakieś syfy.
Naboo,
nieraz próbowałam się wcielić w takie osoby. I myślę, że tego wkur... generuje głównie bezsilność i niemoc kierowania własnym losem.
Świadomość, że nic nie mozna zmienić, że jest się uzależnionym od dzieci, partnera. A jeszcze jak kobieta jest z tym sama, to w ogóle. Więc pewnie tak, przy zmianie sytuacji zewnętrznej - finanse + pozytywne otoczenie mozna również wyluzować psychicznie.

zen,
no własnie chodziło mi o ilość godzin spędzanych w pracy, bo w polskich szkołach to generalnie chyba mniej, niż 8h dziennie się pracuje. Absolutnie nie atakuję Cię za brak malkontenctwa, ale wykazałabym jednak trochę więcej empatii dla osób, które mają małe dzieci i np. brak jakiejkolwiek pomocy na co dzień. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że można "paść na pysk". Poza tym ludzie też mają różne priorytety. Dla jednych nr 1 w życiu będą ładnie zarysowane mięśnie, a dla drugiego np. kolejna przeczytana książka, czy rozmowa z domownikami.
to ja was może zaskoczę... ja za moją wegańsko- bezpszeniczną- redukcyjną dietę, jak dobrze rozplanuje posiłki płacę ok 100 zł/ tydzień.
Kiedys wydawało mi się to niemozliwością, ale postanowiłam trochę przyoszczędzić na jedzeniu i naprawde, troche pomyslunku i da się.
wodę pije głownie w pracy, z dystrybutora lub butelkowaną (mamy do dyspozycji w kuchni bez limitu) 😉
dla mnie nie ma wytłumaczenia - trzeba zadać sobie pytanie - czy przed dzieckiem biegałam? dbałam o dietę? ćwiczyłam? - te co to robiły = robią to nadal, te co nie robiły nie będą robić raczej
Ja jestem leniwa, mega leniwa, nie ćwiczę itd. A mogłabym - od 1 dnia po urodzeniu. Ale użalałam się, wymyślałam wytłumaczenia, powody. BO DZIECKO.
Kasa? Jaka kasa.
W marcu kupiłam wypas buty do biegania za kilkaset zł + cały profi strój. Ile razy biegałam??? ZERO!!! Bo nie ma co ukrywać jestem leniwa. Zamiast ruszyć d. gram w kulki.
A ludzie biegają w butach za 50 zł z Lidla dzień w dzień i w koszulce z Biedry. I nie mają wytłumaczenia, ze brak kasy. Bo chcą, bo tak.

Zawsze dla mnie wzorem jest pewna Bizens łoman. Matka uwaga 10 dzieci. DZIESIĘCIORO. (Wiadomo - później dzieci się same "wychowywały", zajmowały sobą)
Kobieta prowadząca firmę  na skale światową. Zatrudniająca ludzi, mająca zakłady produkcyjne.
Zaczynała w kuchni w bloku z dzieckiem przy cycku i drugim pałętającym się w okolicy kolan. Od zera.
Bez kasy, bez wsparcia. Z mężem. Ale to ona jest tym fajterem, motorem.

Kiedyś ją spytałam że tyle dzieci, że jej się chciało, ze firma itd. A ona odparła że dzieci są dobrym wytłumaczeniem dla leniwych bab.
Że łatwo zwalić: "bo dziecko".

Wystarczy sobie odpowiedzieć na pytanie - czy bez dziecka byłabym / byłam super laską, z dietą, ćwiczeniami, miałam super pracę, rozwijałam się?


Dodofon,

dziesięcioro dzieci ?! 👍

i o tym pisałam w kontekście, czy te sfrustrowane kobiety zrealizowałyby swoje marzenia bez dzieci. Oczywiście, że bardzo, bardzo często dziecko to jedynie wymówka. Ale chyba to nie jest czarno-białe.
po co jej aż tyle dzieciów? :P
Może to te dzieci nakręcały ją do działania?  👀
Kiedyś ją spytałam że tyle dzieci, że jej się chciało, ze firma itd. A ona odparła że dzieci są dobrym wytłumaczeniem dla leniwych bab.
Że łatwo zwalić: "bo dziecko".


Podpiszę się pod tym.
Nie wiem, jak to jest wykonalne w związku ze mną. Dzisiaj jestem w pracy od 9 do 20. A potem jeszcze idę na siłownię. BO CHCĘ. I nie mam wymówki.
Fakt, że ma mi kto przy dziecku pomagać. No tak, przecież to babcia! Niech podniesie rękę kto babci nie ma. Jednostki.
Ja się pytam - ile stękających to są faktycznie samotne matki bez ojca, babci, czy niani.
BTW - mam lepsze cycki po ciąży i ani jednego rozstępu.
Murat na dziecko też trzeba mieć oszczędności wiec można i mieć na operację plastyczna. I jedno i drugie jest dla względnie zamożnych.
pokemon, nie wiem, czy jestem stekajaca, ale ja bylam przez jakis czas tak zupelnie sama z dwojka i to jest taka masakra, ze gdybym wiedziala, ze cos takiego w zyciu mnie spotka, to bym sie na dzieci nigdy nie zdecydowala.
I jedno i drugie jest dla względnie zamożnych.

Taaaa jasne. W teorii. Gdyby tak było, to nikt zarabiający poniżej średniej krajowej nie miałby dzieci.
Każdy kij ma dwa końce - ile to spotykam mam, co to świetną karierę robią, potem na siłkę śmigają a na koniec na kolację z przyjaciółkami - tylko co z takiej mamy ma dziecko? Pewnie, że chciałoby się prowadzić aktywny styl życia, dobrze wyglądać i jeszcze nie potracić relacji ze znajomymi, ale jak decydujemy się na dziecko to nie możemy udawać, że nic się nie zmieniło i teraz będę super-woman i pokażę, że z niczego nie musiałam rezygnować.
Ciężko jest znaleźć balans między tym, co opisałam wyżej, a zapuszczeniem się, przytyciem i byciem zrzędliwą żoną i sfrustrowaną matką.
Biedne te matki, czego by nie robiły to zawsze źle ;P

Edit: Jeszcze a propos tych mam, co to i ćwiczą i pracują i swoje pasje po pracy pielęgnują - wiecie że w Warszawie się szkoły gdzie dzieci siedzą do 19? Prywatne oczywiście. Po normalnych zajęciach dzieci mają dodatkowe (oczywiście wypasione, typu robotyka, ceramika), potem odrabiają lekcję a na koniec... jedzą kolację :O I to są dzieci po 6-7 lat które ja mam w terapii, z tej właśnie szkoły. Matce i ojcu nikt nie zarzuci że się nie realizowali przez dzieci  😎
Dzionka, nic dodać, nic ująć.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
03 czerwca 2015 11:39
Dzionka dobrze powiedziane.
Murat to ze mają dzieci bez kasy i oszczędnosci jakichkolwiek  to żaden wzór do naśladowania wg mnie. I jest to nie odpowiedzialne. Teoria? W praktyce tym dzieciom może przez głupotę rodziców czegoś brakować. Nadal uważam ze dzieci są dla względnie zamożnych, średnia to już nie bieda z założenia prawda?


Dzionka szkoda trochę takich dzieciaków ale z drugiej strony nie wydaje mi się to dramatycznie złe. Co lepsze, mało rodzica, mało kasy na dziecka zachcianki i edukację czy może dużo sfrustrowanego rodzica?



escada moim zdaniem najlepsze jest dużo rodzica kochającego dziecko i poświęcającego mu czas, nawet jeśli ten rodzic nie jest bogaty.
Gdyby dzieci mieli mieć tylko bogaci, to ludzkość by nie przetrwała, biorąc pod uwagę, że większość naszej historii to podział społeczny 5-10% bogatych i reszta biedy z nędzą.
escada, ale Ci rodzice spędzają czas na "realizowaniu się" nie na pracy.
To tak jak kiedyś wyższe sfery oddelegowywały dzieciaka w wieku 6 lat do szkół z internatem.
A bliższe dzieciom były nianie, niż rodzice.

No niestety. Doba ma 24 h i nie wierzę, że można w nią wcisnąć wszystko co by się chciało.
Ja też obecnie nie poświęcam na dbanie o siebie tyle ile bym chciała, a dziecka nie mam. Ale jak mam wolną godzinę, to wolę ten czas poświęcić dla męża lub popracować przy kompie, niż ćwiczyć. I cóż, w lustrze nie widzę to co bym chciała, ale na te chwile mam inne ważniejsze cele.
Życie to podobno sztuka wyborów.
Na pewno jeśli się chce, to się da. Można założyć rolki i biegać z wózkiem, starszaka wozić rowerem. Wszędzie wykroty? W necie można znaleźć ćwiczenia razem z dzieckiem - jako odważnikiem 🙂 Itd.
Z tymi kosztami, to różnie. "Tania" dieta za 24-5 PLN dziennie? Razy 5 osób daje 3 000 miesięcznie.

Murat-Gazon, może teoretycznie koń jest droższy niż dziecko. Ale to teoria. Koszta "końskie" są niczym wobec, choćby podstawowych, potrzeb potomka. I jakoś tak jest, że potrzeby dzieci spełnia się w pierwszym rzędzie (w odróżnieniu od operacji plastycznej).

Ale wrócę do tego "miodzio". Niezadowolenie też po coś jest. Tworzy napięcie - i motywację do zmian. Nie jestem pewna czy "śmiać się jak głupi do sera" (w skrajnych przypadkach) jest dobrą postawą. W drugą stronę też niedobrze. Ciągłe marudzenie przesłania wszystkie blaski, odbiera radość życia. Kiedyś myślałam, że tak jest "szczerze": skakać z radości gdy super, rozpaczać, gdy jest powód do rozpaczy, zachowywać pogodę ducha przy drobnych trudnościach itd. Mieć nastawienie emocjonalne zależnie od okoliczności. Dziś myślę, że w tym też trzeba umiaru, może z odrobiną przewagi pozytywnej interpretacji wydarzeń. Myślę, że dla ludzi bardzo ważna jest nadzieja, szczególnie jako napęd do działań. Bez nadziei kiepsko się żyje. Ale nie tylko totalna frustracja odbiera nadzieją. Ustawiczne zadowolenie też sprawia, że nadzieja znika. Bo na co (nadzieja)? Skoro co by się nie działo, to jest "miodzio"?

Wydaje mi się, że nikt kto się rozwija nie jest nieszczęśliwy. Rozwijać można się bardzo różnie. Macierzyństwo, owszem jest dość szczególne. Ma dużą siłę rozwojową (nie wszyscy korzystają z tego napędu). Coś jak adriena pisała: najciekawszy "eksperyment". Coś pójdzie nie tak? A w jakiejkolwiek sprawie ktoś ma gwarancje, że wszystko pójdzie zgodnie z wyobrażeniami?  To już zależy od człowieka, jak podchodzi do przeszkód i utrudnień, "zwija się" czy rozwija.
bera7, ja wiem, ze to nie jest malo, ale tez nie jest to jakas zawrotna kwota siegajaca 2 tysiecy zlotych za samo jedzenie.


Jak się ma tą kasę ton nie robi różnicy 😉. Jak się ledwo spina budżet to człowiek każde 10zł obraca 3 razy zanim wyda.

Dodofon, nie byłam laską, ale miałam super pracę i się rozwijałam, teraz mi to zabrano i stąd zgorzkniałość trochę.

Fakt, że ma mi kto przy dziecku pomagać. No tak, przecież to babcia! Niech podniesie rękę kto babci nie ma. Jednostki.
Ja się pytam - ile stękających to są faktycznie samotne matki bez ojca, babci, czy niani.


Jedna babcia 180km, druga 90km i absolutnie nie zajmie się dzieckiem nawet 3 minuty. Moja mama w ciągu roku była u mnie 3 czy 4 razy po kilka dni, abym mogła np. pójść do fryzjera. Też nie ma opcji, żeby została np. weekend z dzieckiem. Kika godzin to maksymalnie co mogę oczekiwać. Kolejna wizyta już za miesiąc 😉

halo dość skomplikowany temat. Można być niezadowolonym z jakichś aspektów swojego życia, a nadal uważać się za szczęśliwą osobę. Można mieć "pod górkę" i nadal uważać się za szczęśliwą osobę. A można mieć wszystko, pasję, pieniądze, rodzinę etc. - i wciąż czuć się nieszczęśliwym, bo coś tam. Dlatego napisałam, że szczęście jest w głowie, a nie w okolicznościach zewnętrznych. Natomiast z nadzieją i rozwojem - masz absolutną rację, że one są do tego potrzebne.

W temacie babć - wystarczy, że rodzice dziecka mieszkają w innym mieście niż to/te, z którego pochodzą, i zostają z dzieckiem całkiem sami. Babcie mieszkające 200 km dalej nie są i nie mogą być żadną pomocą.
Nie wspominając ze pokolenie babć potencjalnych dzieci (czyli naszych matek) siedzi w robocie do 67 roku życia. 😉 moja mama pójdzie na emeryturę w okolicy mojej 40stki...
A z kolei babcia-emerytka może nie mieć już zdrowia na zajmowanie się "mobilnym" dzieckiem.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się