Koniec z jeździectwem?
aż przeszukałam wątki aby zobaczyć jak wygląda Muchozol 😲 😲 😲 bo spodziewałam się do najmniej skrzyżowania Lindy Evangelisty z Cindy Crawford.
BTW - może po 2 latach wrócę do jazdy. Może.
Pracuję nad tym.
Jeden koń out - na pastwiskach po przejściach - nie nadaje się do jazdy.
Drugi koń - ja się na niego nie nadaję
Ale zobaczymy
Po co wątki skoro jest galeria 😉
I tym sposobem oglądalność galerii Muchozol wzrosła o 100000% 😂 Bo jak wygląda Zen, wiedzą wszyscy 😀 😁
A ja na przekór wszystkiemu, mimo że mój koń ma diagnozę raczej dającą małą nadzieję na przyszłość pod siodłem.. nadal mam głupią nadzieję, że go z tego jakoś wyciągnę. Powinnam się tu wpisać, bo nie mam ochoty wsiadać na JAKIEGOKOLWIEK innego konia, niż Egon, ale jakoś ciąglę wierzę...
kenna, o rany, co ten Egon no...
O rany, zajrzałam do wątku o kończeniu z jeździectwem a trafiłam do ... W sumie nie wiem do czego... Reality show? Żona dla rolnika? Ukryta kamera? 🤔wirek:
halo :kwiatek: Jak zwykle mnie rozwaliłaś... Normalnie to o mnie chyba... 😁
zen, też się dziwię, że zareagowałaś na tak prymitywną zaczepkę. Zawsze pokazujesz, że masz pewność siebie i brak kompleksów i zabolało, że ktoś nazwał Cię szkaradą? No ja bym się na twoim miejscu dobrze uśmiała i zaproponowała lepszy dobór szkieł 😉
W sumie moje jeździectwo też umiera, koń mi z mięśni opadł, wypadało by go co drugi dzień na lonżę brać chociaż a tu doopa, nie ma jak 🙁
Offtopa ciagnąć nie będe, bo i po co... 😉
Ja rzuciłam konie w maju, nie tęsknię nic a nic. Myślałam, że to będzie cieżkie, a tymczasem nie pamiętam okresu, żebym się czuła tak dobrze jak teraz 🙂 na wszystko mam czas i pieniądze, jednak fajnie zainwestować w końcu w siebie i w swoje otoczenie, a nie tylko koń-koń-koń (i to nie mój!). Mam w końcu własny samochód, który jest mega ułatwieniem, a o ktorym dalej marzyłabym jeżdżąc konno 😉
Wiem, że wrócę, wiem, że bede miała własnego konia który będzie ślązakiem i wiem, że w końcu pojade w jakiś super fajny teren 🙂 w sumie to jedyne o czym myślę, żeby móc sobie na luzie pojechać w teren i w ogóle zająć się końmi.. na luzie 😉 bez planów startowych i intensywnych treningów itp
Ja chyba rzuce jezdziectwo , bo JARA notorycznie grzebie w mojej pace, zagoscila sie w niej i jeszcze kaze mi w niej sprzatac!
maleństwo, Egon ma kissing spines i na razie, czy chodzi pod siodłem, czy nie chodzi 1-2-5-8 tygodni, czy lonżuję, czy sruję, czy wpatruję mu się w oczka - to i tak bolą go plecy. Aktualnie czekam na możliwość przyjazdu wetki od pleców, 3 ciego weta z kolei... 😉 (masażystów i fizjotrerapeutów, którzy już byli i "działali" już nie zliczę)
Zaczynam coraz poważniej myśleć nad sprzedaniem konia i rzuceniem tego wszystkiego. Mam dość codziennej walki o konie z rodziną i mężem. Mam dość braku pieniędzy na cokolwiek. Mam dość braku czasu. Mam wrażenie stania nad przepaścią. ..
Ocholera... no to brzmi powaznie. anai ja sobie wyobrazam skale problemu, ale jakbys chciala sie wygadac czy cokolwiek - wal smialo. moze jestes przemeczona, tak ogolnie, zyciowo, a nie stricte konsko?
To i ja się dopiszę. W końcu mam swojego konia, który obecnie jest wystawiony na sprzedaż i wspoldzierzawiony. Kompletnie nie mam ochoty jeździć zwłaszcza jak nie radzę sobie z koniem. Zawsze wiedziałam że jest trudny, że mam za mało umiejętności, więc chciałam trenować, startować... Ostatnie zawody to był kataklizm. Przejrzałam na oczy. Ten koń potrzebuje innego jeźdźca, z innym charakterem niż mam ja. Ze mną się tylko marnuje. A że przy okazji chce w końcu zacząć żyć, założyć rodzinę to nawet mi nie szkoda, nie tęsknię za jazdą. Wolę popatrzeć jak trenerka jeździ na moim koniu.
anai, Kaarina No właśnie. Ja mam problemy takie jak Wy: dziecki mówią - kochasz tylko konika, mąż już nic nie mówi, w pracy kibluję naokrągło, czasu i kasy nie mam , z koniem sobie nie radzę, a na dodatek jestem stara i gruba...
Chyba już czas sie przerzucić na jakieś szachy czy inne bierki... 😂
rosek0 moja propozycja: zamaist rzucać jeździectwo, rzuć Jarę.. 😁
Nie rady jej rzucic ona jest jak kleszcz jak jej kon 😂 😁
faith, każda kłótnia czy ostrzejsza wymiana zdań kończy się "te twoje konie". Moi rodzice zawsze byli przeciwni koniom więc wsparcia u nich nie mam po co szukać. Mam fajnego konia ale on wymaga regularnej pracy aby był progres. Tego nikt nie rozumie. Zaczynam się zastanawiać, czy go nie sprzedać i nie mieć po prostu świętego spokoju.
anai ciężka sprawa. Nie zazdroszczę, ale mimo wszystko mam nadzieję, że jakoś się u Ciebie ułoży :kwiatek:.
Bardzo lubię oglądać Was z Szarakiem i bardzo wpisujecie się w nurt jeździectwa, który mi się podoba.
anai Zastanów się, czy faktycznie będziesz miała święty spokój bez koni?
Co będziesz wtedy robić? Zapisz sobie na kartce najlepiej.
Ja też miałabym już całą masę fajnych rzeczy i mniej zmartwień bez konia.
Na progres czekałam 5 lat. Na to żeby powiedzieć - nie, nie chcę jej sprzedać.
Dopiero jako 8 letnia klacz zaczyna przypominać konia, którego chciałam mieć.
Timing is everything. Nie masz wsparcia? Mnie też nikt nie rozumiał, do czasu, jak nie uświadomiłam im,
że albo zaakceptują to co, tak długo jak zdrowie pozwoli, będzie nieodłączną częścią mojego życia,
albo ja nie mam czasu na to, żeby ktoś na siłę mnie uszczęśliwiał uporządkowując mi życie.
To jest moje życie i moja droga i absolutnie nikomu nic do tego i to się nazywa zdrowy egoizm.
anai Nie daj się! Bo potem będziesz żałować...
Kurczę, jakbym o sobie słuchała, tylko u mnie w wersji: taa, konik/pieski/kotki są ważniejsze niż mąż i dzieci... 😕
Na całe szczęście w chwilach przytomności umysłu małżonek uznaje, że lepiej mieć żonę/matkę rzadziej w domu, ale za to zdrową (zdrowszą) na umyśle... 😁
Ponadto małżonek posiada hobby rozliczne, w tym strzelanie , a ja mu na strzelnicę nie bronię (staramy się jakoś dzielić nielicznym wolnym czasem).
Moi rodzice również nigdy mnie w mojej pasji jakoś specjalnie nie wspierali, a i praca w korporacji mi nie pomaga ("organizują" mi czas jak tylko mogą :mad🙂
anai, Kto nie przeżył - nie zrozumie. Chociaż zaskoczyłaś mnie tym postem, bo zawsze Ci zazdrościłam (no tak pozytywnie!). Trzymam mocno kciuki za najlepsze rozwiązanie tej sytuacji. Może faktycznie najlepiej z "zimną głową" siąść i rozpisać na kartce wszystko, co jest dla Ciebie ważne w rodzinnym oraz jeździeckim temacie.
Bo też inna sprawa jak się ma tego "przysłowiowego" rekreacyjnego konika "do kochania" - a co innego trenować, jeździć zawody i poświęcać na to wszystko ogromne ilości siły, kasy, czasu, dni...
Jeśli jeździectwo daje Ci szczęście, czujesz się spełniona, usatysfakcjonowana i zadowolona - to walcz.
Jeśli naprawdę Ci ciąży, przeszkadza, czujesz frustrację na samą myśl o kolejnym treningu czy wyjeździe do stajni - no, to już sprawa wymagająca poważniejszego kroku.
Tak swoja drogą - raaany, przeraża mnie to 🤔 Matka = egoistka, bo ma konia, ale mąż&dzieci (i w ostateczności rodzice matki) to już egoiści nie są, wytykając matce jeździectwo...? Wiem, że się ten temat przez forum przeciagnął już pińćset razy, wiem, że w 90% przypadków tak to jeździectwo "boli", bo kieszeń mocno boli + koniowi się poświęca więcej czasu niż wyskoczenie 1 w tygodniu na jakiś fitness, ale, no.... moja buntownicza natura nie umie się z tym pogodzić. Raz byłam w sytuacji "podbramkowej", gdzie koń był przeszkodą w budowaniu wspólnego życia (tzn - nie usłyszałam takich słów, nie był to powód rozstania, ale wszyscy wiedzieli o co chodzi) i.... no cóż, zostałam z koniem. I tego akurat nie żałuję.
Chociaż z drugiej strony - przecież każdy sport uprawiany w miarę "serio" = dużo czasu poświęconego na ten sport. Ciekawe czy zawodowej, nie wiem, fitness-kobiecie (nie wiem jak nazwać kobietę ćwiczącą na siłowni i wyjeżdżającą na zawody - kulturystka?) też mąż wytyka, że codziennie się na siłowni poci....
Sankaritarina, dzięki za ten wpis. Uwielbiam jeździć. I staram się być twarda i nie odpuszczać. Ale argumenty mojego męża są tak nie fair, że czasem nie mam już siły.
Dziewierz, piąteczka. Mój też ma swoje hobby, tak samo czasochłonne. Ale tak jak napisałam, nie da się z nim normalnie dyskutować (poziom dyskusji i argumentów porównałabym do tego reprezentowanego prze polityków, głównie PIS u 😉))
Euphorycznie, kiedyś bym postawiła wszystko na szali i po prostu rozstałabym się. Ale nie teraz. Więc muszę dojść do jakiegoś innego rozwiązania.
lusia722, dzięki. Trochę ochłonęłam.
anai Ja Ci powiem tylko tyle, że trzymam kciuki za Twoje szczęście 🙂
Anai - moze jakis kompromis? Zmiana pracy, grafiku zajec, ustalenie jakichs zasad, pewnie probowalas, ale moze moze? Albo moze poddzierzawic konia na raz w tyg chociaz?
anai rozumiem Cię aż nazbyt doskonale 🙁 Walczę z tym samym i też mi już witki opadają, uwielbiam mojego konia ale często myślę o tym, że to już ponad moje siły, to użeranie się i tłumaczenie, które i tak trafia jak grochem o ścianę.
anai, ja bym się nie dała wgnieść w rolę matki polki cierpiętnicy, która tylko w domu z dziećmi siedzi, bo ktoś tak chce. Jeśli lubisz to robić i jest to twoja pasja, to czemu ktoś ci to ma odbierać? Nawet mąż :P Tak jak faith pisze, pogadaj o jakimś kompromisie, bo na to możesz się zgodzić. Na olanie jeździectwa - nie.
No, ja tak to widzę. Do jakiegoś konsensusu na pewno sama dojdziesz 🙂 Powodzenia.
anai, Oooo, to walcz, walcz. Mocno trzymam kciuki! Mężczyźni potrafią tak odwracać kota ogonem, że głowa boli. Tzn, nie chcę powiedzieć, że Twój mąż jest zły, straszny i w ogóle, tylko, pomimo wszelkich zalet męskiego ramienia, męskiego punktu widzenia, męskiej logiki....... oni chyba naprawdę mają zapisane w genach bycie momentami totalnie ślepym na stanowisko swoich żon/dziewczyn oraz na swoje zachowanie.... Już nie mówiąc, że do tego czasami dochodzi bycie totalnie upierdliwym. 😵
Przepraszam dziewczyny, ale mnie ostatnio wszystkie witki opadły w temacie damsko-męskim, stąd nieco "bojowe" nastawienie. Niemniej jednak, uważam, że kobieta/matka/żona/opiekunka/ostoja domu/opoka rodziny/strażniczka domowego ogniska/itepe... TEŻ ma prawo do posiadania swojego hobby - jakiekolwiek by ono nie było.
Dokładnie - pomiędzy sportem jeździeckim (sportem!), a rzuceniem jeździectwa i sprzedażą konia - są jeszcze inne opcje :kwiatek: :kwiatek:
anai, tryb "kaczuszka, splywa to po mnie" to jedyne sensowne rozwiazanie. Wiem, bo zyje z takim samym egzemplarzem. Jezeli TY masz pewnosc, ze posiadanie i praca z Szarakiem daje ci wiecej plusow niz minusow, to w zadnym wypadku nie ulegaj tylko dla swietego spokoju i rzekomego dobra rodziny. Dyskutowac tez nie ma sensu, jak leca same argumenty "z d*py wziete" - bo to nie twoj poziom. Czasem po prostu okolicznosci przyrody sa niesprzyjajace do wszelkich rozmow o kompromisie; wtedy trzeba cierpliwie poczekac na zmiane okolicznosci i dalej robic swoje.
PS. Moj trawil "problem" konia jakes 3 lata. I dalej fuka i strzela focha, dalej potrafi dokuczyc lub szpilke wcisnac, ale coraz czesciej juz ogarnia sie i wraca na wyzszy poziom.
Dziewierz, niezmiennie ajlawju 🙂
Wiedziałam że można na Was liczyć! :kwiatek:
Alvika to jest faktycznie rozwiązanie, bo ile razy próbuję dyskutować, argumenty są takie, że nawet nie wiem co odpowiedzieć. (U nas staż dłuższy, prawie 10 lat, konie są w moim życiu dwa razy dłużej. Więc niby czas na przyzwyczajenie się był. No niestety mamy kryzys i konie są świetnym pretekstem do kłótni ).
anai, - ja co prawda jestem w dość świeżym związku (niecałe 2 lata) i młoda wiekiem, ale jak brakuje argumentów/powodów do kłótni/cokolwiek, to też słysze "bo Ty tylko te Twoje koniki...". Mimo, że wyraźnie uprzedzałam, że konie były, są i będą w moim życiu, a jak się nie podoba - to o tam są drzwi, mimo, że sama akceptuje jego pasje, mimo, że od konia trzymam z kilometra, czasami ew. poprosze o podózke lub przetargania wora z paszą, jak mi biodro akurat o sobie przypomina. Mimo, że całkowicie zaakceptowałam, a nawet polubiłam jego 2, a obecnie 3 cholerne koty, mimo, że sporo ze sobą spędzamy czasu itd, itp, to dalej, jak coś jest nie tak - "bo te Twoje konie...". Argument na wszystko normalnie i jak zacznie, to jak zacięta płyta.
Co nie zmienia faktu, że nie raz mi sam kombinuje transport do stajni, albo nie śpi całą noc, żebym na zawody na czas dotarła. Jak jednak cos się między nami burzy, nie wiadomo co powiedzieć i jak zacząć się kłócić, ma zły humor, jest na coś na mnie zły, to zawsze obrywa się koniu.
Mam wrażenie, że koń w zwiazku często pełni role takiego "chłopca do bicia" w związkach, jak się nie wie co powiedzieć, to najlepiej wyjechać z tym, że liczą się tylko konie i srutututu. To wkurza, boli, czasami się odechciewa jechać do konia... no ale, kurcze, nie można sobie całkiem dać wejść na głowe.
Dla mnie konie to jest to taka granica, tego co moge poświęcić w związku, granica, dzięki której dalej mam kawałek siebie na własność, która mi przypomina o zdrowym egoiźmie. Nawet jeśli sytuacja by mnie zmusiła do ograniczenia bywania z końmi, to za nic bym nie zrezygnowała. Pamiętam jak jeszcze moi rodzice byli razem i ojciec zawsze wszystkie pasje i pragnienia mojej matki hamował - ona tego żałuje bardzo do dziś, że kilka lat dała się tak za nos ciągać. Z pozycji dziecka i obserwatora powiem jeszcze tak - dzieci na prawdę dużo rozumieją i wcale nie potrzebują rodziców ciągle obok, a zdecydowanie wolą uśmiechniętą, zadowoloną z życia mame z pasją, niż mame złą jak ose siedzącą w domu 😉
Sama z resztą piszesz, że konie to po prostu świetny pretekst 😉
Taaaak "bo konie" to 'najlepszy' argument, gdy już nie wiadomo co powiedzieć. 😎 Trzech z tego powodu pogoniłam, znaczy się - koń był przed nimi i uprzedziłam, że będzie cały czas, bez nich też.
Teraz mąż sam mi sponsoruje drugiego konia i wspiera mnie w tym wszystkim, mimo że na stajni cholernie się nudzi to znosi dzielnie.. No czasem burknie, że głodny, albo jak długo jeszcze, ale nigdy nie użył "końskiego" argumentu w jakiejkolwiek sprzeczce. 😀
Także troche się dziwie, że faceci nie akceptują, skoro od początku wiedzą, że konie są w czyimś życiu..0
Myślą, że konie się w końcu znudzą, od tak, bo się przecież ma faceta/męża? 🤔wirek:
anai u mnie stażu już 17... A żeby było śmieszniej- przez konie się poznaliśmy...
Generalnie to jest chyba tak, jak napisała keirashara - jak małż sfrustrowany i zmęczony tudzież wściekły, to temat "mojego konika" wyciąga... A jak w lepsiejszym humorze, to mnie zagrzewa do wyjazdu do stajni i wspiera moją pasję (chociażby przez siedzenie z dziećmi gdy ja jadę do stajni).
W ogóle w naszym przypadku to te wszystkie kłótnie są głównie wynikiem naszej frustracji spowodowanej notorycznym brakiem czasu, zmęczeniem obowiązkami i ogólnym nieogarnianiem kuwety... (obydwoje w korporacji, dwójka dzieci, dom).
Tak że jedyny sposób to szukać kompromisów, wyraźnie artykułować swoje potrzeby (i nie kazać się domyślać-to nie działa :hihi🙂.
Trzymam kciuki, że dacie radę! 🏇
Alvika 😅