Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

No ja tak sobie tłumaczę zwyczajnie:
- w loterii życia wyciągnęłam los taki a nie inny.
Pech. Ale mogło być gorzej.
no jasne, zawsze może być gorzej...
tylko ja chce równać do lepszych 😉

trochę się wygadałam, wypłakałam, trochę mi lepiej 😉

zresztą humor chwilowo idzie mocno w górę bo zaraz do stajni  😅 a potem znów tydzień czekania  🙄
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
12 lutego 2009 11:54
Ale się rozpisałyście...

Kaprioleczka,  to ci z ojcem naprawdę nie zazdroszczę. Ja przynajmniej w swoim mam oparcie i wiem, że mogę na nim polegać.
Ale swoje odchyły też ma. Czasem jak chcę samodzielnie gdzieś pojechać [np. Woodstock czy na miasto] to zawsze ale to zawsze [o ile w trasie nie jest] wyrwie się z pytaniem 'to może cię podwieźć?' a jak odmówię to wielka obraza majestatu, że jestem niewdzięczna i powinnam przyjąć z otwartymi rękoma jego propozycję.

Mojej matki się akurat nie boję, ale jej opinie mam w glębokim poważaniu szczerze powiedziawszy. Bo co nie powiem to 'phiew, nie powinnaś się za to brać, bo przecież ty nie wiesz jak to zrobić' czy coś w tym stylu. To do jasnej ciasnej jak ja mam się życia nauczyć? Jak ja mam poznać je nie popełniając błędów?
Tak samo z pieniędzmi wielkie aj waj. ciągle mi wyrzuca, że wydaje na bzdury i ze jak będę na swoim to obejrzę każdy grosz z każdej strony zanim go wydam. Może tak, może nie. Ale dlaczego od czasu do czasu [nie mówię, że ciągle] miałabym sobie odmawiać małej przyjemności typu pójście na miasto ze znajomymi czy gdzieś na jakiś koncert mojego ulubionego zespołu?

Co do koni. Teraz nie jeżdżę, konia własnego nie mam, ale zaczynam odkładać pieniądze na jakiegoś niedrogiego malego konia. Też źle. Bo przecież ja nie będę umiała go utrzymać, a oni nie będą patrzeć na to jak ja się męczę z tym koniem sama i po co mi to w ogóle.
Ale to już moja sprawa, pieniądze już odkładam i gucio im do tego.

Teraz jak już mówiłam składam w piątek rezygnację ze studiów i wracam do domu. Zamierzam startować na ochronę środowiska, socjologię, lesnictwo i może znowu zootech, ale raczej nie.
Oczywiście każdy moj wybór kwitowany jest stwierdzeniem 'a czy sobie pporadzisz? Przeciez nawet nie wiesz o co chodzi na tym kierunku!' I to z taką pogardą w głosie, ze załamać się idzie.
A ja naprawdę chciałabym rok przerwy sobie zrobic, pojechać gdzieś pracować, odłożyć trochę kasy i wrócić na studia do domu. Bo na studiowanie za granicą mnie nie stać. Też źle. Bo jak poczuję kasę to nie wrócę do domu i zostanę na stale i znowu stwierdzą, że jestem wyrodną córką i niewdzięcznicą.
Tak czytam te wasze posty i nasuwa mi się tylko taka myśl: jej! Są tacy ludzie jak ja! A myślałam już że nikt tak nie ma... Kaprioleczka, doskonale cię rozumiem, z moim ojcem jest dokładnie tak samo! Tyle że ja studiuję w Lublinie (a mieszkam jakieś 100km od Lbn), też nawet chciałabym być tu w Białej, ale z jednej strony nie ma tu mojego kierunku studiów (w ogóle Biała jest mało rozwinięta) a po drugie nie wytrzymałabym w tym domu dłużej! Moi rodzice, choć kocham ich na swój nie do końca rozumiany sposób, po prostu wpędzają mnie w depresję... Oni uważają, że ja do niczego się nie nadaję, że każdy jest lepszy ode mnie a ja potrafię tylko wydawać ich cieżko zarobione pieniądze i hulać... Zawsze jak przyjadę staram się im w miarę możliwości pomagać, ale też nie jestem ideałem chodzącym który jest jakimś robotem do pracy... Ojciec dzisiaj się na mnie wydarł, że za późno wstałam, bo on jest chory i musiał rano zająć się młodszym bratem, ale nie obchodziło go to, że pół nocy nie przespałam bo zatrułam się czymś i co chwilę biegałam do WC a potem wiłam się po łóżku (chociaż mnie wtedy widział, bo akurat wstał). Skomentował to tylko tak, że na pewno biorę jakieś tabletki przeczyszczające na odchudzanie. Tak, oczywiście... ;( Mój tato jest po prostu cholerykiem. Ciągle o coś się czepia, czasem aż mi za niego wstyd, rzuca się na przykład o źle postawione buty, nie rozpakowanie zmywarki (!), choć staram sie to zawsze po śniadaniu zrobić, albo że na przykład na chwilę usiądę. I ciągle że jestem leniem... Przykro mi, bo naprawdę się staram. Moja mama ma natomiast obsesję na punkcie sprzątania... Brakuje mi takich chwil żebyśmy całą rodziną usiedli, porozmawiali, a tu ciągle nerwy... Chciałabym, żeby powrót do domu kojarzył mi się z rodzinna atmosferą, ciepłem a nie żebym liczyła dni do odjazdu. Bo po 3 dniach siedzenia w domu mam dosyć, to wszystko mnie strasznie dołuje, myślę tylko jak stąd wyjść, uciec, a jak pomyślę że miałabym tu mieszkać to aż mi słabo... Dobrze że już jutro wyjeżdżam, bo zbzikowałabym... I ciągle ten lęk, do czego tym razem się przyczepią...
Z czasem nauczyłam się wpuszczać te gadki jednym uchem a drugim wypuszczać, ale mimo wszystko te słowa bardzo bolą, szczególnie od osób, które piwinny wspierać, motywować a nie non stop obniżać samoocenę..

Sorry że tak długo, ale potrzebowałam tego  🙁
Zuziasta   Zakupoholik na odwyku...
12 lutego 2009 16:58
.
Patryska, to witaj w klubie 😉
jeśli chodzi o jeżdżenie do domu to kocham jeździć do domu, ale to dlatego że już od dobrych kilku lat mieszkam sama 😉 nie pamiętam czasu, żeby ojciec z nami mieszkał (raczej od czasu do czasu podmieszkiwał), a teraz to już w ogóle, moi rodzice nawet ze sobą nie rozmawiają, ale dlaczego - nie mam pojęcia  🙄 co jest dla mnie o tyle dziwne, że moja mama zawsze była jakimś takim "wentylem bezpieczeństwa", że ja jakkolwiek dawałam rade być z moim ojcem w jednym pokoju.
wszyscy się staramy, tak myślę, szkoda tylko że nie jest to doceniane w ogóle. ani trochę.

i nie napisałaś długo 😉 zobacz sobie moje wcześniejsze posty - TO jest dopiero długo, aż mi głupio, ale i tak myślę, ze większości nie będzie się chciało tego czytać 😉

Notarialna, ostatnio miałam problem z moim młodszym koniem, dla którego musiałam szybko znaleźć opiekę. ponieważ tylko mój ojciec jest w Lublinie (nie chciałam obciążać dziadków tym problemem) próbowałam go poprosić żeby poszukał na szybko kogoś do opieki, chodziło tylko o to, żeby popytać w kilku miejscach.
Skończyło się gigantyczna awanturą i komentarzem, że MUSZĘ tego konia sprzedać, bo nie umiem zapewnić mu odpowiedniej opieki.
moja nieumiejętność zapewnienia mu opieki polegała na tym, że koń kilka dni nie chodził pod siodłem tylko na wybieg. Na całe boskie szczęście koń jest mój, więc nie może mi kazać. Sprawę ostatecznie załatwiła moja świetna babcia i okazało się, że to wcale nie tak trudno wykonać 2 telefony.

a wiesz, ja mam mamę fajna 😉 to zawsze o jednego rodzica do przodu 😉

"Pewnego dnia
już dłuzej tego nie zniosę
pewnego dnia
będę wystarczająco dorosły by robić to, co chce
i już nie będę musiał uciekać
a ty nie będziesz mógł mi powiedzieć, że mi nie wolno
pewnego dnia"
a potem się ludzie dziwią, że ja uwielbiam simple plan. a co mnie obchodzi średniogenialna muzyka przy TAKIM tekście?!
to z piosenki "one day" 😉 polecam polecam polecam, ze szczególnym naciskiem na tekst 😉

Zuziasta - nie powiemy Ci co powinnaś zrobić. ja ci ewentualnie mogę powiedzieć co JA bym zrobiła, ale jak nie chcesz to nie czytaj, bo sie niepotrzebnie zasugerujesz. jedyne co mogę zapytać to czy moze udałoby ci się zamiast sprzedawać wydzierżawić komuś swojego ukochanego konia a potem jak Ci się poprawią finanse to mieć go dalej? ja jestem trochę dziwna 😉 ale wychodzę z założenia że zawsze jest jakieś inne wyjście, tylko my go przeważnie nie widzimy.



Jeśli miałabym stuprocentowo pewne miejsce dla ukochanego konia - to może bym sprzedała. z dużym naciskiem na to może.
Chociaż z drugiej strony ja wychodzę z założenia, że człowiek ma zawsze więcej niż jedną szansę - tylko "wykonanie zadania" opóźni się trochę w czasie.
pomyśl, co jest dla ciebie ważniejsze - czy naprawdę będziesz sportowcem, czy robisz to dla zabawy? jeśli celujesz w bycie zawodowym jeźdźcem, to tam nie bardzo jest czas na sentymenty.
Ale jeśli nie, to moze szkoda sprzedawac? ja bym nie sprzedała będąc w takiej sytuacji.
Zuziasta   Zakupoholik na odwyku...
12 lutego 2009 17:23
Kaprioleczka kombinuje tak od 2 tyg...
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
12 lutego 2009 20:17
Dołączam do zdołowanych...
Niby nic się nie stało, teoretycznie wszystko jest jak było, a mnie dopadł podły nastrój 🙁
Od tygodnia siedzę sama w domu (rodzinka wyjechała) i mam przerażająco dużo czasu na rozmyślania. Doszłam do wnioski, że moje życie ostatnio jest potwornie nudne i monotonne, najgorsze jest to, że niespecjalnie mam z kim wyjść się rozerwać, pobawić. Brakuje mi chyba szalonych imprez z moim towarzystwem, wspólnych wygłupów, czy plotek przy piwku w babskim gronie...
Chciałabym już wrócić do Olsztyna, na uczelnię, czymś się zająć, przestać myśleć...
I jeszcze wisi nade mną wizja zbliżających się walentynek  😵

Kurcze, nawet wesoła muzyka mi nie pomaga  🍴

Zuziasta
Nie zazdroszczę konieczności podjęcia takiej decyzji... ale cóż, nie można mieć w życiu wszystkiego. Zgadzam się z Kaprioleczką, sama musisz najpierw określić swoje priorytety.
Patryska, Kaprioleczka witajcie w klubie  😉 miedzy innymi dlatego skladam papiery na uczelnie w wawie.
busch   Mad god's blessing.
12 lutego 2009 20:50
Notarialna, Kaprioleczka, Zuziasta- wiem, że brzmi to jak zadanie niewykonalne, ale najlepiej jest się po prostu uodpornić. Z autopsji wiem, że takiem metamorfozy są możliwe. Teraz częściej słyszę wyrzut, że mam wszystko w tyle  😁 i za mało się przejmuję zdaniem innych, a przecież jeszcze kilka lat temu miałam opinię hiperwrażliwego dziecka- z resztą całkiem zasłużenie. I tak z emo głąba przeistoczyłam się w upartego osła.
I teraz jak rodzice mają wąty do moich planów na przyszłość, to nie widzę żadnej przeszkody by im powiedzieć "Ja was nie pytam o opinię, tylko informuję" 😉 . Z resztą mam sporą autonomię w dziedzinie tego, co robię, z kim i kiedy- a ojca mam choleryka-furiata wtrącającego się we wszystko, w co tylko się da.
Zmiana nie była gwałtowna- to był raczej proces stopniowego budowania poczucia własnej wartości, układania sobie w głowie poglądów na różne tematy i nabrania dystansu do rzeczywistości.

Pauli- ja teoretycznie powinnam się teraz nudzić bo siedzę chora w domu ale jakoś cały dzień mam wypełniony twórczymi zajęciami. Czytam pasjonującą książkę, uczę się na konkurs z filozofii, piszę różne bzdetki, gram w Simsu itp. itd. Magiczne hasło brzmi: jeśli rozrywka nie chce magicznie wyrosnąć przed tobą, to zasadź i podlewaj ją sobie sama  😉
Na pewno jest coś, co byś mogła zrobić bez tłumów innych ludzi.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
12 lutego 2009 20:58
busch
Cały problem polega na tym, że jest mnóstwo rzeczy, za które mogłabym się zabrać, ale kompletnie na nic nie mam chęci...
Zamówiony rysunek czeka, aż go skończę, ukochana książka leży i się do mnie uśmiecha, mam spore zaległości jeśli chodzi o końską prasę, ale humor mam tak beznadziejny, że nie cieszy mnie perspektywa zajęcia się którąkolwiek z tych rzeczy (które zazwyczaj sprawiają mi radość...).
Umówiłam się z kuzynem na piwko i szczerą rozmowę, może to mnie jakoś uratuje...
yga   srają muszki, będzie wiosna.
12 lutego 2009 21:02
Notarialna, Kaprioleczka, Zuziasta- wiem, że brzmi to jak zadanie niewykonalne, ale najlepiej jest się po prostu uodpornić.

najlepiej to jest porozmawiać i powiedzieć co wam lezy na sercu. Ale naprawdę przemówić do rozsądku. Żeby aż im się głupio zrobiło.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
12 lutego 2009 21:18
Ehh, tak czytam o rodzicach i w tym wszystkim mogę znaleźć tylko jeden pozytyw - świadomość, że nie jestem sama.

Nie chce mi się pisać o moich rodzicach, bo choć bardzo ich kocham, to chyba cieszę się, że mieszkam na tyle daleko że widuję ich bardzo rzadko.
W skrócie - nigdy nie czułam, że miałam w nich wsparcie. Zawsze byłam porównywana do siostry (bo się lepiej uczyła), do kuzynostwa (bo tacy pracowici), do bliższych i dalszych znajomych królika (bo zawsze się znajdzie coś, w czym ktoś inny jest lepszy)  🙁
Pominę rzucanie kłód pod nogi kiedy próbowałam się (choć trochę) jeździecko rozwijać. Pominę, że przez 4 lata startów moja mama była na zawodach raz, a w domu skwitowała - "ja nie rozumiem, dlaczego wy te konie tak męczycie".
Nie zapomnę jednak jednej wypowiedzi mojej mamy, kiedy wróciłam ze stajni spłakana po tym, jak nie znalazłam już w niej mojego konia (po 2 latach jazdy na nim, 4-5 dni w tyg.). Powiedziałam co się stało i pobiegłam na górę do swojego pokoju, ale zdążyłam usłyszeć mamę mówiącą do taty z ciszonym głosem: "To dobrze, przynajmniej jest szansa, że zda maturę"  😲
Maturę zdałam na 4 i 5 (oczywiście nie tak dobrze jak siostra   🙄 ), ale szczerzę wątpię, czy miałabym lepsze wyniki, gdybym mogłam przed nią jeździć.
Nigdy jej tego nie wybaczyłam, dla mnie to była kwintesencja niezrozumienia i ignorancji dla moich uczuć.

Teraz potrafię już nabrać do wielu spraw dystansu i wiele po mnie spływa, nawet to że wciąż traktują mnie jak 14-letnie dziecko. Najbardziej mnie jednak martwi to, że często odnajduję u siebie cechy matki, właśnie te, którymi się najbardziej brzydzę  🙁
yga   srają muszki, będzie wiosna.
12 lutego 2009 21:25
też mam kłopoty w domu. szczególnie w tamtym roku, choć myslałąm że będzie gorzej w tegorocznym gdy mam maturę.Wcześniej się mnie czepiali, ale od momentu kiedy się postawiłam jest inaczej, ale nie tylko dlatego. Mój ojciec przeprowadził się na wieś, aby doglądać codziennie konia i muszę przyznać, że jest mi z tym o wiele lepiej. Przyjeżdza wymordowany co drugi dzień i w sumie z nim nie rozmawiam, bo wypije kilka piw i idzie spać. w ogóle z czasem stwierdzam, że ja nie umiem z nimi rozmawiać, razem są zupełnie inni niż oddzielnie. 😲 Nie myślę jednak, że są dla mnie źli, wiem że dobrze mi życzą i wiele mi poświęcają, ale podejścia do dzieci to dobrego oni nie mają.
Pamiętam tylko tekst: jak chcecie mieć idealne dziecko, to je sobie zaprogramujcie! Nawet juz się pakowałam i do babci miałam przeprowadzać.
Czekam tylko na usamodzielnienie się  😉
Gillian   four letter word
12 lutego 2009 21:31
Teraz potrafię już nabrać do wielu spraw dystansu i wiele po mnie spływa, nawet to że wciąż traktują mnie jak 14-letnie dziecko. Najbardziej mnie jednak martwi to, że często odnajduję u siebie cechy matki, właśnie te, którymi się najbardziej brzydzę  🙁


caaaaały czas powtarzałam sobie - będe inna, będę lepsza, nie będę robic czegoś takiego swojemu dziecku itp itd. Niestety to nie działa!

mam dziś ciężki dzień, od rana był masakryczny wypadek, jedna osoba na miejscu bo nie było szans... drugi chłopaczek zmarł na izbie przy reanimacji, a dziewczynka 15 lat która leżała na oiomie w stanie krytycznym wieczorem jednak odeszła 🙁  rozumiecie to? dziewczyna nie chciała marznąc czekając na busa i zabrała się ze znajomymi... ujechali może 10 kilometrów, poślizg i czołówka 🙁

kurde, naprawdę, zaraz będzie 6 lat jak sie babram w ratownictwie a siedzę i beczę jak dziecko po takich sytuacjach 🙁
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 lutego 2009 21:50
Gillian, oglądając ostatnio serial o lekarzach ( amerykański w dodatku, wiec to słabe źródło prawd życiowych), zapadło mi w pamięć to, jak jeden z bohaterów powiedział, parafrazując, że najlepsze, co może być w lekarzu, to fakt, ze po latach spędzonych przy śmierci, ona cały czas go porusza, cały czas sprawia, że ma ludzki odruch. To dobrze, że się nie "uodporniłaś" i że dalej beczysz jak dziecko. I dobrze, ze jutro wstaniesz i pójdziesz do pracy z nowym zapałem i determinacją. Mi też jest lżej na serduchu wiedząc, że ludzie, którzy ratują innym życie przejmują się na prawdę, nie tylko w serialach.
...
Czekam tylko na usamodzielnienie się  😉


W książce "Rodzinne gniazdo" są opisane szympanse, których samice (dwie na samca) mają naprawdę ciężkie życie. Gdy zatem "córka" dorasta, jej ojciec zaczyna tak zatruwać jej życie, żeby w końcu uciekła do obcego samca 🤔

Gilian - to straszne. Kilka dni temu sto metrów jechałam po lodzie na czołówkę z innym samochodem. Z trójką moich dzieci. Poza jednym zderzakiem nikomu nic... a przecież to taka cienka granica...
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
12 lutego 2009 22:19
Lotnaa, Co do jeździeckich spraw.
Tak samo moja matka jest przeciwna 'wydawaniu pieniędzy na takie głupoty jak konie'. Raz przeszła samą siebie. Pierwszy raz wtedy zabrałam ją na swoją jazdę w rekreacji jeszcze. Uczyłam się wtedy zagalopowań [notabene teraz też jestem na tym etapie =/] i ona miala czelność wejść na ujeżdżalnię i z wielkimi pretensjami powiedziała instr. ze pozwala mi galopować. 5 min później ku jej wielkiemu oburzeniu galopowałam ponoć z całkiem składnym dosiadem 😁
Od tamtej pory nie zabieram jej do stajni, bo wiem, ze będzie swoje żale nt mojej jazdy wylewać wszystkim, którzy będą jej słuchali.



😲 😲 😲

wlaśnie przezyłam szok zycia.
mój ojciec jest dla mnie MIŁY.

chyba się boję co się dzieje.  🤔wirek: ponieważ w ogóle nic z tego nie rozumiem.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
13 lutego 2009 00:45
wlaśnie przezyłam szok zycia.
mój ojciec jest dla mnie MIŁY.

chyba się boję co się dzieje.  🤔wirek: ponieważ w ogóle nic z tego nie rozumiem.

Zauważyłam, że od kiedy studiuję mam dużo lepsze relacje z ojcem.
Wcześniej było tak, że nawet niespecjalnie mieliśmy o czym rozmawiać, a teraz wiem, że mogę mu coś opowiedzieć i wysłucha z większym zainteresowaniem niż kiedyś...
Zawsze nam się układało, ale teraz lepiej niż dawniej 😉 Ludzie się zmieniają  😀

Notarialna

Kiedy rodzice bywali świadkami moich jazd zawsze słyszałam, że ja tylko "siedzę na koniu i nic nie robię, a on sam chodzi", albo "po czym ty masz zakwasy, skoro to koń pracował a nie ty"  🤔wirek:
Takie podejście niesamowicie frustruje  🍴 , na szczęście rodzinka zrozumiała w końcu, ze jazda konna to nie to samo co jazda samochodem 😉 Teraz kiedy opowiadam o swoich (mikroskopijnych) postępach rozumieją i nawet są pod wrażeniem 😉

Gillian
Podziwiam za silne nerwy, dzięki którym nadal to robisz, ale też wielki szacun za to, że nadal Cię to rusza.


Po rozmowie z kuzynem mój humor trochę się "dźwignął", ale nadal mam jakiś "łzawy" nastrój... chyba czas iść spać...
Pauli, ale nie, nie rozumiesz. mój ojciec a) nie wydarł się na mnie; b) pochwalił mnie; c) nie stwierdził że jestem beznadziejna.

musi się dziać coś złego, bo on tak nigdy nie robi. ostatni raz jak z nim gadałam zadał mi 2 pytania, wcześniej ponad 1,5 tygodnia ze mną nie rozmawiał, a przed tym wydzierał się na mnie tak, jakby to było jego hobby 🤔

😲 😲 😲
dziwny dzień dzisiaj mamy... zaliczyłam jedyny przedmiot, którego się bałam, nie zostałam zawrzeszczana na śmierć, odzyskałam kubki które ktoś ukradł mi z szafki, nie spadłam z szurniętego konia... 😲

rozumiem, że od czasu do czasu nawet mi musi się trafić dobry dzień, a poza tym może to aura piątku 13. piątki 13 są dobre 😉
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
13 lutego 2009 00:59
Jesteś zbyt surowa... daj człowiekowi się wykazać 😉
Może to właśnie jest początek zmiany na lepsze 🙂
Nie mam pojęcia jak wyglądają wasze relacje, ale zainwestuj może w odrobinę optymizmu, bo po burzy zawsze przychodzi słońce  :kwiatek:
Moja rodzinka zaczela rozumiec moja pasja dopiero jakis czas po kupnie konia. A wlasciwie w momencie jak byl kulawy, bez diagnozy i widzieli jak to przezywam.
Wczesniej zawsze slyszalam, ze mi przejdzie, ze to strata czasu, ze powinnam sie wiecej uczyc, ze to niebezpieczne, ze to nie ma sensu, ze .... itp. itd. Kazde nawet najdrobniejsze niepowodzenie spadalo ta konie.
W koncu jakims cudem zrozumieli, ze mi nie przejdzie, zrozumieli nawet, ze jesli chce sie rozwijac to potrzebuje wlasnego konia. Kupili. Ich radosc z zakupu trwala moze ze dwa miesiace. Potem kon znowu przeszkadzal, tym razem bylo gorzej, bo nie mozna mi bylo np. zabronic isc do stajni. Kon sam sie soba nie zajmie.
Zaczelo sie: a po co tyle rzeczy, czy ten na prawde potrzebuje takich dziwactw, tyle kasy na jakies zawody, nie lepiej za nie cos tam kupic, nie masz na nic czasu, po co mu ta derka, dlaczego niby go golisz..... moge tak bez konca.
I niedawno nastapilo cos niesamowitego. Najpierw moja mama kupila caly zestawik Euro Stara kolorystycznie dopasowany rzecz jasna ze stwierdzeniem, ze bedziemy pieknie wygladac. Potem poszly pytania z kim teraz chce jezdzic, dlaczego znowu nie chce jechac zawodow. Pytania w stylu czy nie potrzebuje czegos tam.... Moja mam ogladajaca sklepy konskie i pokazujaca mi kolejne rzeczy ze slowami: zobacz jakie ladne bryczesy, jest twoj rozmiar..... Tata pytajacy czy nie trzeba mnie zawizc do stajni, czegos mi przywiezc?? Czy nie trzeba juz kupic paszy. Jaki konkurs jedziemy na najblizszych zawodach? Czy nie trzeba by przeniesc konia do lepszej stajni? Szok. Teraz na prawde jest latwij i mnie i chyba moim rodzicom.
Jesteś zbyt surowa... daj człowiekowi się wykazać 😉
Może to właśnie jest początek zmiany na lepsze 🙂
Nie mam pojęcia jak wyglądają wasze relacje, ale zainwestuj może w odrobinę optymizmu, bo po burzy zawsze przychodzi słońce  :kwiatek:


nie jestem zbyt surowa. czy ja gdzieś powiedziałam, że się nie cieszę?

to jest dziwne. bardzo mocno dziwne.
z optymizmem to ja tu wyskakiwać nie będę... na razie 😉 zobaczymy czy się tendencja utrzyma. Ja tam bym się bardzo cieszyła 😉

widzisz, Klami, Twoja rodzina zrozumiała że jak Twój koń jest szczęsliwy to Ty też. A u mnie to tak z tym rozumieniem jest połowicznie  🙄
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
13 lutego 2009 02:31
No OK, już nic nie mówię 🙂
Trzymam kciuki, żeby nadal było fajnie 😉
Trzymam kciuki, żeby nadal było fajnie 😉


no ba. ja też 😉
Moi szanowni Rodziciele po 14 latach są już pogodzeni z losem. Nie powiem, żeby byli szczęśliwi, że mam konia. Dodam, że od kiedy kupiłam swojego zwierzaka, sama zarabiałam na utrzymanie, sprzęt itp. Czasem tato podrzucił jakąś kaskę, wiedząc doskonale, że nie wydam na siebie, tylko na konia. Kiedy pierwszy koń musiał wyjechać na łąkę, drugiego smroda mi kupili. Myślałam, że może to jakiś przełom, bo kiedy zwierzak przyjechał, nawet przyjechali ze mną do stajni a Mama dała mu marchewkę. Teraz właściwie nie zauważają tego, że mam konia, nie muszą mi w niczym pomagać, ani fizycznie, ani finansowo. Mimo to Mama czasami lubi sobie zażartować, że powinnam go sprzedać i nie marnować pieniędzy na bzdury, chociaż doskonale wie, że ten żart jakoś mnie nie bawi. Tato chyba bardziej się z tym pogodził, nawet czasem przyjeżdża przykręcić mi jakiś wieszak w stajni, albo pomagał mi przy przeprowadzce.
Czasem jak widzę na zawodach czy na codzień, jak rodzice pomagają dzieciakom, przychodzą do stajni, luzakują, nie wspomnę już o finansowaniu całej pasji, a dzieciak nie potrafi okazać, że to docenia, szlag mnie trafia. Z jednej strony nie mój biznes, ale zawsze sobie myślę, że te dzieciaki nie wiedzą jak to jest, kiedy rodzic nie pomaga, a nawet działa przeciwko pasji.
😲 😲 😲

wlaśnie przezyłam szok zycia.
mój ojciec jest dla mnie MIŁY.

chyba się boję co się dzieje.  🤔wirek: ponieważ w ogóle nic z tego nie rozumiem.

To z powodu plusika everestowego.  😅
mój ojciec jest dla mnie miło 1 dnia jak przyjadę, potem są same rozkazy i nakazy...
Ale już dzisiaj wyjeżdżam hehe 😉
[quote author=Kaprioleczka link=topic=44.msg173998#msg173998 date=1234479516]
😲 😲 😲

wlaśnie przezyłam szok zycia.
mój ojciec jest dla mnie MIŁY.

chyba się boję co się dzieje.  🤔wirek: ponieważ w ogóle nic z tego nie rozumiem.

To z powodu plusika everestowego.  😅
[/quote]

Tania, to znaczy, że jednak gdzieś zaliczone? 😉

a ja się dowiem na co poszły pieniądze. chocby nie wiem co

byle na jakiegoś konia
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się