Po co laikom fachowe ksiązki weterynaryjne?

AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
02 marca 2009 10:15
WYDZIELONY Z "Ksiazka: Praktyka kliniczna:KONIE "


A ja tak czytam ten temat i jestem coraz bardziej przerażona- oto laicy kupują sobie fachowe książki w sumie nie wiem, po co  🙄 Chyba tylko po to, żeby utrudniać życie lekarzom weterynarii. Każdemu się wydaje, że weterynaria to jest szalenie prosta- ot, zrobić "zaszczyk" i po problemie... A Ci wstrętni weterynarze to zdziercy i oszuści, więc teraz nic, tylko kupić sobie książkę i leczyć samemu- taniej wyjdzie... Tyle tylko, że 6 lat studiów nie da się zamknąć w jednej, nawet tak grubej książce...  🤔
AleksandraAlicja, chyba trochę zbyt pochopnie to oceniasz bo w książce, nie ma jako takiego leczenia jest mase przydatnych informacji chociażby na temat opatrunków, czy też badań przed zakupem konia, nie uważam za bzdure kupowanie tej ksiązki przez laika, wiadomo, że nikt nie będzie sam leczył swojego konia, ale czasmi warto wiedzieć więcej ! Ja kupiłam tą książke, ponieważ jestem prawie technikiem weterynarii i jest to jedyna pozycja na rynku w języku polskim gdzie wszystko jest pogrupowane, napisane przystępnym językiem, opatrzone schematami i zdjęciami. I nikt tu nie twierdzi, że weterynarze to oszuśći i zdziercy.
Skoro już ktoś tą kwestię poruszył...Sama się zastanawiałam w zasadzie po co? To tak, jakbym ja posiadająca auto kupowała książkę o silniku i udawała potem przed mechanikiem, że wiem o co mu chodzi, albo co gorsza, że wiem lepiej od niego. Ja jestem z tych, którzy takich co sami leczą gonię od siebie, wolę mieć taką reputację  😫
Edit - bo Justyna coś naskrobała  🙂
to w takim razie dlaczego książka dla laików ma tytuł - praktyka kliniczna - mi się to z jednym kojarzy  🙂
A$A. Skąd wiesz, że laicy? Skąd wiesz po co ta książka?
Ja tam bym chciała wiedzieć co do mnie Golonka mówi, czasu by to zaoszczędziło i nie trzeba by w pośpiechu szukać kartki i pisaka, żeby rysować itepe :hihi
Pewnie, dla "nieprofi" to tylko "Jazda konna w weekend" bo takie durne towrzystwo. A veci genialni - najczęściej już piąty postawi właściwą diagnozę.
Pokemon - ja tam lubię wiedzieć o co chodzi w silniku i nie muszę udawać.Nie jeden raz podsuwało się pomysł: a może to coś takiego?
Nikogo nie oceniam. Mi także inaczej rozmawia się z kimś komu nie muszę tłumaczyć, że koń nie ma z przodu kolan  🙂
Ale - dodam, że książki nie widziałam - dla mnie tytuł kojarzy się jednoznacznie, czyli praktyka - czyli dla takich co praktukują  🙂
Ja jestem z tych, co nie czytają instrukcji i jeżeli idę do jakiegokolwiek warsztatu, czy urzędu oczekuję rzeczowej i fachowej porady, a nie takiej, że muszę jeszcze książkę o silniku czytać  😵
Pokemon wie o czym pisze. Każda z nas ma to pewnie na codzień.
Klient oczytany po uszy -zamiast poprostu odpowiedzieć na pytania układa wizytę pod własny scenariusz.I trzeba się z nim męczyć ,żeby wydobyć prawdę. A jak wydobywamy-to widać w jego oczach pogardę,urazę,rozczarowanie i wyższość. Właśnie jestem po takiej rozmowie.Jednej z wielu jakie mnie dziś czekają. Brrr....
pokemon, Tania,  owszem macie racje, ale co w przypadku kiedy jeden, drugi, trzeci weterynarz rozkłada ręce i nie wie co jest, albo inna sytuacja wie co się dzieje ale poprostu chcąc nie chcąc nie umie tego wytłumaczyc takiemu właścicielowi, bo poprostu nie jest w stanie przełożyc tego na zrozumiały język, ja jestem z tych bardziej dociekliwych i lubie wszystko dokładnie wiedzieć 🙂
Sama ostatnio miałam praktyki i wiem jakie to męczące, ale są też tacy, którzy poprostu chcą wiedzieć więcej 🙂
Tacy są najgorsi  🤬 szczególnie jak przyjdą, gdy ktoś jest po kilku zabiegach, paru "akcjach powypadkowych", a ten chce wiedzieć dlaczego  😁 a człowiekowi już mózg dawno się zawiesił i gada głupoty.
Ja w pełni popieram ludzi, którzy kupują różne książki po to, aby pewne rzeczy zrozumieć, ale wielu jest takich, bo chcą być "mądrzejsi" od kogoś i tyle.
Dawkowanie pewnego leku znieczulającego na ulotce jest napisane 0,15 na kg, w 90% przypadków, taki klient już się nie obudzi - ale my to wiemy z praktyki, a nie z ksiązki, w której jest napisane, że tak trzeba.
Mam nadzieję, że wiecie o co w mojej logice chodzi. Pewne rzeczy teoretyczne mają się nijak do rzeczywistości, jak ktoś popracuje parę lat, to będzie wiedział.
OT będzie trochę. Czego nie znoszę jako wet?
Takich prostych spraw. Kiedy Klient sam zaniedba sprawy a do mnie ma pretensje. Czyli zwleka z wizytą aż stan jest fatalny i jeszcze kłamie, że się wczoraj coś stało. Kiedy odrzuca proste pytania o higienę, żywienie i profilaktykę – bo on na pewno wszystko robi dobrze. Kiedy obraża się na proste diagnozy- pchły, robaki, zła dieta. Kiedy mówi : „chciałbym z Panią skonsultować” –oj, tego nie lubię – z reguły mówię : dobrze, jak już Pan będzie lekarzem-zapraszam. Kiedy spycha rozmowę/wywiad/ na możliwie najbardziej skomplikowane tematy – patologii, immunologii –żonglując terminami, których nie rozumie/źródło-net czy właśnie podręczniki fachowe/- ja nie umiem się wtedy dostroić do jego poziomu. Kiedy nie stosuje się do zaleceń i myśli, że ja o tym nie wiem a potem zgłasza pretensje, że nie pomaga leczenie. Kiedy wpada w histerię i obsesję, że się zarazi, że się dzieci zarażą i panikuje. No i oczywiście kiedy nie płaci w terminie.
I jeszcze nie lubię /ale to już się czepiam /
jak się mówi: lekarstwo na robaki,szczepionka na wściekliznę -i jak mam zły humor poprawiam: przeciwko robakom,wściekliźnie. I jak Klient wchodzi i mówi: chciałbym zrobić badanie ... to mówię:pozwoli Pan,że może my zrobimy.  😁 😁
Szczerze nie widzę nic złego w czytaniu fachowych książek. A problemy o których Tania piszesz to kwestia ludzi (charakter i logika w głowie) a nie tego czy książke przeczytali czy nie.
Jeśli taka książka kogoś nastraszy i wbije mu do głowy że zaleceń się trzeba trzymać od a do z a nie dwa dni z zapałem a później jak akurat sie uda to moim zdaniem warto żeby ją dwa miesiace studiował.
A tacy co sami złamanie będa leczyć są i będą niezależnie od książek.
Chęć wiedzy i ciekawość to nie są wady 😉
😉 przeciez wezwali weta. Ja wiem że oczyma wyobraźni widzisz jak ktoś sam to w domu nacina bo tak u kogoś wet robił. Ale jeśli ludzie mają troche oleju w głowie i w ten sposób ułatwiają sobie czekanie na weterynarza to spoko 😉
Zawsze to łatwiej jak sie usłyszy od 10 osób że widzieli takie coś i wet to w tydzien załatwił 😉

No chyba ze lewa reka na klawiaturze a w prawej skalpel (cyrkiel?  :ke🙂 gotowy do działania. Wtedy to już problem.
😉 przeciez wezwali weta. Ja wiem że oczyma wyobraźni widzisz jak ktoś sam to w domu nacina bo tak u kogoś wet robił. Ale jeśli ludzie mają troche oleju w głowie i w ten sposób ułatwiają sobie czekanie na weterynarza to spoko 😉
Zawsze to łatwiej jak sie usłyszy od 10 osób że widzieli takie coś i wet to w tydzien załatwił 😉

No chyba ze lewa reka na klawiaturze a w prawej skalpel (cyrkiel?  :ke🙂 gotowy do działania. Wtedy to już problem.

Wiesz,nawet nie o to mi chodzi-tylko o mało precyzyjny opis zmiany. I czyjąś teorię o ropie. Z księżyca zupełnie.
Dobrze,że jest zdjęcie. Jednak już słowo-twarde- nie jest jasne.
Nie wiem jak to wytłumaczyć.Lekarzy uczy się dokładnych opisów z mnóstwem przymiotników i porównań. I jakoś im się w toku kształcenia to układa w głowie w całość. I cały sęk w tym,żeby jakoś znaleźć porozumienie z właścicielem zwierzęcia.Łamigłówka.
ps.
a ta książka to już jest etap końcowy- po kursie,anat-pat,fizjo-pat,diagnostyki,interny,epizoocjologii,połoznictwa ,chirurgii etc,etc.
No tu niestety jest problem. Jak mam jednego konia u którego pierwszy raz coś zobaczę to brakuje porównania, skali zeby np stwierdzić czy to twarde, miękkie czy galaretowate. Dlatego mimo szczerych chęci oczami weta sie nie da być.
Tzn rozumiem że przez to np opis z książki jest dla laika mocno umowny. Ale nawet to nie przeszkadza jeśli to nie ma być "praktyczna" wiedza dla owego laika 😉
Aż się prosi osobny wątek na to.
To może faktycznie koniec OT 😉
Może jakiś litościwy Mod wydzieli? 🙇
Condina   Charakter, Charisma, Klasse.
03 marca 2009 08:22
Nierozumiem o co ten halas... chce ksiazke i stac mnie na nia to kupuje / kseruje itp.. Praktykowac, nie praktykuje, ale na podworku biega 40 sztuk koniowatych, wiec wet - staly gosc u nas. A to, ze chce rozmawiac z nim tym samym jezykiem, to komu to przeszkadza. Znam swoje miejsce w szeregu i moj wet takze... wiec gdzie problem? Jak mam maly problem z jakims skaleczeniem - poradze sobie sama.. jak jest wiekszy problem dzwonie po weta.... jak jest mega problem ... dzwonimy razem po  zagranicznych kolegach z prosba o porade/konsultacje/leki.. itp.
Wiec nie rozumiem po co ta cala dyskusja odnosnie ksiazki???!! To nie jest kurs weterynari w tydzien...
Condina, nikt Ci nie zarzuca tego.
Niestety zarówno ja, Tania i inni koledzy po fachu spotkali się niejdnokrotnie z "fachowcami", do którego bez kija nie podchodź - stąd to "oburzenie". Uwierz mi, jeżeli przewinie Ci się chociażby jedna taka osoba na dzień, to Ci się odechciewa wszystkiego, a najlepiej, jak robi awanturę na całego przy pełnej poczekalni ludzi. Ja nie wiem wszystkiego, czegoś mogę nie wiedzieć, ponieważ nie potrzebuję tłumaczyć kociego kataru na poziomie biochemii, bo to jest bez sensu.
Mam szacunek do ludzi, którzy chcą się uczyć dla samego siebie, ale nie dla tych, którym się wydaje, że wszystkie rozumy pozjadali, bo nakupili sobie książek  🙂
Ty przedstawiasz racjonalne argumenty, ale ilu jest takich, którzy kupują właśnie po to, żeby samemu leczyć?
Ja Was vetbaby świetnie rozumiem. Też nie lubiłam gdy prezes firmy daltonista decydował o wyglądzie grafiki 😜
Mam specyficzną sytuację. Najpewniej będę użytkowała jako instruktor ponad 10 starszych koni (ogierów i byłych ogierów). Weterynarz teoretycznie jest na miejscu. W praktyce jego dojście do stajni (50m) może zająć i 2 tyg. (prezes musi wypisać zlecenie na usługę). Potrzebuję argumentów dla prezesa i pewności, że (w drobiazgach) moje/koniuszego działania - wystarczą. Muszę wiedzieć kiedy ogłaszać "emergency" i stawać na uszach, żeby veta ściągnąć. W porze jazd na terenie nie ma praktycznie nikogo (tylko niewiele znający się na koniach dyżurny - ma karmić wg rozpiski i patrzeć czy któryś nie kolkuje, drzwi nie rozwalił, czy ktoś konia nie kradnie - i tyle. Raczej stróż niż stajenny.) A różne rzeczy mogą się zdarzyć (oby nie). Z tym vetem mam takie sobie doświadczenia. Kiedyś koniowi nad koronką pojawiło się coś, co wyglądało na grzyba (ale nie gruda). Po tygodniu dotarł vet. Obejrzał i mówi: no to jest takie ni to ni sio. I poszedł 🍴 Inny przypadek: "Samo przyszło, to może samo przejdzie? Poczekamy, zobaczymy."
No i dzieciaki pytają: A co ten koń tu ma?? On od tego umrze?? Wolałabym bzdur nie gadać. Wiem, że vet wie co "staruszkom" dolega/może dolegać. Ale on mi tego nie powie (taki charakter). Więc jestem  :jogin: Moich kłopotów podręcznik "urazy i choroby w weekend" nie rozwiąże. Nie palę się do wydawania 400 z własnej kieszeni - ale jednak to rozważam. Wiedza zaszkodzić nie może. Leków nie mam i mieć nie będę, leczyć i diagnozować nie planuję. Ale gdy idę i mówię: jest coś co wygląda na to i na to, a może na coś innego - proszę, znajdź czas i przyjdź to efekt jest lepszy: "dobrze, zajrzę do niego". Koni w stajniach jest multum.
WYDZIELONY Z "Ksiazka: Praktyka kliniczna:KONIE "


A ja tak czytam ten temat i jestem coraz bardziej przerażona- oto laicy kupują sobie fachowe książki w sumie nie wiem, po co  🙄 Chyba tylko po to, żeby utrudniać życie lekarzom weterynarii. Każdemu się wydaje, że weterynaria to jest szalenie prosta- ot, zrobić "zaszczyk" i po problemie... A Ci wstrętni weterynarze to zdziercy i oszuści, więc teraz nic, tylko kupić sobie książkę i leczyć samemu- taniej wyjdzie... Tyle tylko, że 6 lat studiów nie da się zamknąć w jednej, nawet tak grubej książce...  🤔


Jasne.. bo po co sie rozwijac.. lepiej przez cale zycie byc nieogarnietym laikiem? Po co tak na to patrzysz? Dobrze ze cos czytaja, i chyba lepiej, ze siegaja po taka lekture, a nie ksiazki typu "moj wlasny kon"?
Co do "leczenia" na wlasna reke to sie  absolutnie zgadzam.. ksiazki mozna sobie czytac ale bez przesady.. bo predzej ktorys zrobi krzywde biednemu zwierzeciu niz wyleczy.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
04 września 2009 11:38
montwiak, Mam podobne zdanie jak Twoje.
Kiedyś kupiłam książkę o kopytach (z kowalskiego punktu widzenia) i przynajmniej nie będę sie czuła niedoinformowana jeśli coś się stanie. Wolę wiedzieć za dużo niż nie wiedzieć nic.
osobiście nie widze nic złego w czytaniu książek weterynaryjnych przez osobę która wetem nie jest

dla mnie to tak samo jakbym miała nie czytać książek dotyczących jazdy konnej, bo mam od tego trenera? ?
Chyba chodziło konkretnie o Praktykę Kliniczną- droga,ogromna "biblia".
Teraz mój syn ją zglębia i widzę,że to rzeczywiście dobry podręcznik.
Ale osoby bez przygotowania mogą być poprostu nią rozczarowane- bo się nie przebiją przez treść.
A mnie bardzo nęci chęć posiadania dobrego atlasu końskiej anatomii. Należę do beznadziejnego przypadku wzorkowców i bez zobaczenia mało co zapamiętuję. Teraz kiedy wśród moich podpiecznych tu zwyrodnienie, tu naciągnięcie, tu zapalenia chciałabym po wizycie weta nadal mieć pewność że wiem gdzie problem jest umiejscowiony.
Może przy okazji polecicie mi tego typu książkę?
Jest taki Atlas Anatomii Klinicznej Konia - ładnie wydany,ale taki w sumie niezbyt fajny.
Ja nie mogę tam nigdy znaleźć tego czego szukam.
Popesco chyba jest lepszy.
Kupiłam ten Atlas nie dawno, ale nic ciekawego nie stwierdzę, bo na razie nic konkretnego z niego nie potrzebuję.
Ładne zdjęcia ma 😉.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
04 września 2009 12:11
Tania, Ten atlas w księgarni uniwersyteckiej kosztował 99 zł  🙄
Ty mówisz o takim, co miał twarda oprawę z niebieskim tłem?
Tania, Ten atlas w księgarni uniwersyteckiej kosztował 99 zł  🙄
Ty mówisz o takim, co miał twarda oprawę z niebieskim tłem?

No ten.
Niby dużo zdjęć .Niby ładny. Ale tak jak pisałam,poza obejrzeniem z dwa razy -nie znalazłam tego,czego szukałam.
Może akurat mnie się tak trafiło.
99,00 zł- to drogo czy tanio?
Ja anatomii szukam w necie. Jakoś tak mi łatwiej.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
04 września 2009 12:20
Chciałam go kupić rok temu. Ale jak mi pani sprzedająca krzyknęła cenę to oczy w słup i z niesmakiem odłożyłam.
Faktycznie. Więcej w nim schematów i obrazków niż konkretnych informacji. A przez kilka osób (moich znajomych) był bardzo wychwalany i polecali mi go kupić.
Jednak stanęło wtedy, ze kupię książkę o kopytach. Bardzo dobrze opisana ogólna budowa i przypadki zaniedbań tez są pokazane.
Notarialna, która o kopytach?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się