Po co laikom fachowe ksiązki weterynaryjne?

zimną krew trzeba zachować przynajmniej do końca czyjejś wypowiedzi, wtedy może ją zrozumieć
Gdy pisałam to Twojego dopisku jeszcze nie było. Tak mi przykro  😕.
halo
Nie napisałem, że właścicielka ma wiedzieć co jest w szczepionce, ma tylko pamiętać, żeby tego psa zaszczepić, i nie  😤 się, że uważam, że niektóre książki laikowi nic nie dadzą a czasem nawet zamieszają w głowie, bo mam do takiego zdania prawo. Nie chodzi tu tylko o weterynarię.
dodo
Myślę, że tu właśnie jest problem. Wiele poradników jest pisana albo tłumaczona przez kretynów
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
09 września 2009 15:35
Kochani moi! Ja naprawdę wiem, jaka jest różnica między: wiedzieć, a się wymądrzać. I może faktycznie wynika z moich wypowiedzi, że lubię tylko i wyłącznie właścicieli pacjentów- tłuków  🤣 Bo też i lubię, przynajmniej część z nich. Lubię też większość właścicieli-lekarzy, choć oni przecież niejednokrotnie mają wiedzę większą ode mnie. Nieprawdą jest, jak wcześniej napisałam, że nie trafił mi się właściciel mocno oczytany, a mimo to miły- bo mam takie panie- kociary, które często przynoszą mi obcojęzyczne artykuły np. dotyczące leków będących jeszcze na etapie badań, a które mogłyby pomóc w przypadku X  😀 Tak więc, jak to ktoś już podsumował- cham zawsze chamem zostanie, czy przeczyta BMK, czy też nie. Niemniej według mnie  żadnemu właścicielowi konia nie przyda się książka PK-konie (o której była mowa w pierwotnym temacie, z którego zrobiono ten). A dlaczego? No bo czy naprawdę potrzebujecie wiedzieć, że: "główne objawy ostrej niewydolności nerek to: oligonuria lub anuria, wzrost substancji azotowych we krwi i niezdolność do utrzymania prawidłowej równowagi wodno-elektrolitowej (izowolemia, izojonia) (...) Pierwsza faza nerkowej (narządowej) ostrej niewydolności nerek jest rozpoznawalna poprzez skąpomocz lub bezmocz, wysokie stężenie sodu w moczu i izostenurię. Równocześnie stężenie mocznika i kreatyniny w moczu jest obniżone. Jeżeli wstrząs hipowolemiczny zostanie wyeliminowany, niezależnie od tego z powodu retencji sodu i potasu istnieje ryzyko silnych obrzęków i arytmii sercowej. (...) Kliniczne objawy to: apatia, brak apetytu, obrzęki klatki piersiowej i brzucha w ich dolnej części (...), tachykardia, zmniejszenie lub brak perystaltyki i skąpomocz/bezmocz (ONN hemodynamicznie istotna) lub wielomocz (nefrotoksyny)" - cytat z PK-konie, książka otwarta na chybił-trafił.
Jest mnóstwo innych książek przeznaczonych dla właścicieli koni nie będących lekarzami weterynarii. Akuratnie żadnej z nich nie mam, ale przeglądałam i mają naprawdę przydatne rzeczy (sama się kilku ciekawostek z nich dowiedziałam). Baa, nawet są książki pisane przez lekarzy weterynarii i dla lekarzy weterynarii, a przydatne właścicielom- np. "Zarys dermatologii koni" lub książki dr Sikory dotyczące schorzeń układu oddechowego czy pokarmowego. Ale PK-konie wg mnie (co podkreślam!) do nich nie należy, podobnie jak nowość na rynku: "Zabiegi chirurgiczne u koni w warunkach pozaszpitalnych".  
KONIEC  😅
Zaczełam pisać, ale widzę, że mój wpis pokrył się z Dodo, brak mądrej literatury dla tych niewetów ale chcących wiedzieć
Czytamy bo chcemy wiedzieć o do Nas mówią. Przykład z przed kilku dni: na stacji kontroli pojazdów "Pani, sworzeń jest do wymiany w...." no to lecę do mechanika, "proszę Pana mam sworzeń do wymiany". Na to mech po odkręceniu koła: " Pani, nie sworzeń tylko tuleje wahacza, o widzi Pani te gumeczki?... to one do wymiany, bo już się wyrobiły....wie Pani, tu się kółko nie urwie, ale będą drgania to się zaraz co inne wytłucze...itd".
Widzicie różnice? Chcę wiedzieć co się dzieje, z czego się bierze, jak zapobiec i po czym poznać, że jest coś nie tak i muszę wezwać weterynarza. I dlaczego mam milczeć kiedy widzę zaniedbania weterynarza. I tak mi brak praktyki i wiedzy by z wetem stawać w szranki, ale czytam i wiem już z doświadczenia jak weterynarz fachowo ogląda np. kulawego konia. I nawet dzięki mojej Pani wet wiem jak na USG wyglądają blizny na ścięgnie. I wiem wiele rzeczy od niej... ale czy to znaczy, że będę sama leczyć konia? Nie, bo ona ma sprzęt, ona wie jak go użyć żeby widzieć ten obraz, ona zna na pewno  dziesiątki jak nie setki takich koni jak mój wie co najlepiej pomaga.
Za to raz wzywałam weta do odrobaczania. Bo tak niby trzeba, że będzie sprawdzał czy zdrowe, mierzył temperaturki, bzdurki. I co? Przyjechał nie zadał sobie trudu by któremukolwiek z wielu koni zajrzeć w oczko czy dziąsełko. O badaniu większym też nie było mowy. Ale po 50zł od sztuki "za usługę" zainkasował. Dziękuję. Wcisnąć pastę potrafię sama.
Wracając do tematu po co laikom fachowe książki weterynaryjne ,każdy może czytać ile wejdzie ale czy zrozumie ,każda choroba jest opisana ale jeszcze zostaje rzeczywistość ,różne badania ,przyczyny ,leki i skutki tego drodzy nie nabędziemy od samej przeczytanej książki .A żeby mieć praktykę to chyba nikt się nie odważy praktykować na swoim koniu.
Są różne książki które są skierowane do normalnych hodowców czy jeźdźców i są tak napisane aby po przeczytaniu jakiś hodowca mógł ewentualnie pomagać swoim koniom nie wyrządzając im krzywdy .
Monia wg mnie właśnie brakuje tych dla jeźdźców i hodowców, które miałby trochę więcej wiedzy niż "rady dziadka masztalerza". Sama mam w domu sporo starych książek wet, które odziedziczyłam. Nie czytałam PK, ale chętnie korzystałam z innych, np. "badanie układu krążenia" czy białego kruka "Podkuwacz koni". Jasne, że nie każdy jest w stanie wszystko zrozumieć, choć np. zootechnikom, którzy mieli zajęcia z wykładowcami z weterynarii część pojęć obca nie jest.
Brakuje pozycji o tym jak dobrać prawidłowo witaminy dla danego konia (kto robi badania krwi?), na czym polega rozwój poszczególnych układów w procesie rozwoju w czasie treningu? Co to jest dług tlenowy, niedokrwistość i z czym wiąże się migotanie przedsionków.
rozumiem że dla weterynarza najlepiej by było gdy klient wiedział tylko .... gdzie ma pieniądze  🤣 i skąd je pożyczyć jeśli kwota żądana będzie większa niż posiadana :-)


poza tym nie róbmy z tych 5 lat studiów jakiejś wiedzy tajemnej której nikt poza wybrańcami nawet kawałka posiąść nie może :-)

a potem czytamy nawet na tym forum ze ten czy inny tajemny guru zleca kowalowi jakieś ciągnięcie ścięgien w kopycie bez zdjęcia RTG :-) i wiedzy na temat jak ułozona jest kość kopytowa
I tu trafiłeś Pawle w samo sedno. Warto wiedzieć, kiedy lekarz zaczyna jakieś bzdury nam wciskać i wymienić szybko na innego, zanim pierwszy wyrządzi nieodwracalne szody.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
09 września 2009 17:15
po waszych wpisach zaczynam wierzyć w ludzi  i ich nastawienie do odpowiedzialności za posiadane zwierzę.
Ja zaczęłam czytać fachowe książki od kiedy się przeprowadziłam na takie zad... że łoj. Wcześniej miałam weta-znajomego pod ręką 20 min drogi ode mnie i jeszcze trzymał konia u mnie w pensjonacie, więc konie miały wizytę weta codziennie 😀. Kiedyś dał mi kilka książek, część starych m.in. "Leczenie schorzeń kolkowych u koni". Nigdy się nie przejmowałam podawaniem zastrzyków, poprostu podnosiłam słuchawkę i za chwilę miałam weta na podwórku. Teraz najbliższy sensowny człowiek jest 50 km ode mnie i kilka razy się zdarzyło, że był np. w Warszawie czy Poznaniu i mógł być np. o 23. Nie powiem, bo człowiek bardzo sensowny i przyjeżdżał w nocy, z drogi. Druga opcja to najbliższy wet 10 km - którego trzeba przywieźć, ba najpierw odwalić przed nim taniec błagalny, powiedzieć co jest koniowi, oraz podać co i ile ma zaaplikować. Masakra.
Rozumiem, że weci mogą się wkurzać, jak się ich poucza, ja czytam aby wiedzieć, potrafić pomóc koniowi, a do zaleceń weta stosuję się zawsze. Inną stroną jest to, że zdarzyło mi się kilkakrotnie, że wet przyjechał, obejrzał konia, coś pomruczał, zawalił zastrzyki i pojechał. Gdyby nie szybkie czytanie etykiet na środkach nie wiedziałabym co koń dostał.
ogurek może zanim zaczynasz obwiniać własciciela psa czyli mnie o zaniedbanie to może byś się łaskawie i w miarę spokojnie zapytał. Odpowiadam: TAK- pies był szczepiony, TAK- były w klinice robione badania . Nie uratowali psa bo było juz za późno, gdyby ten pierwszy wet do którego sie zgłosiłam po wysłuchaniu jakie objawy ma mój pies, zalecił badanie u niego albo w klinice może dałoby się go uratować, a nie leczył na korzonki!
No bo czy naprawdę potrzebujecie wiedzieć, że: " (...) Pierwsza faza nerkowej (narządowej) ostrej niewydolności nerek jest rozpoznawalna poprzez skąpomocz lub bezmocz, wysokie stężenie sodu w moczu i izostenurię. Równocześnie stężenie mocznika i kreatyniny w moczu jest obniżone. Jeżeli wstrząs hipowolemiczny zostanie wyeliminowany, niezależnie od tego z powodu retencji sodu i potasu istnieje ryzyko silnych obrzęków i arytmii sercowej. (...) Kliniczne objawy to: apatia, brak apetytu, obrzęki klatki piersiowej i brzucha w ich dolnej części (...), tachykardia, zmniejszenie lub brak perystaltyki i skąpomocz/bezmocz (ONN hemodynamicznie istotna) lub wielomocz (nefrotoksyny)" - cytat z PK-konie, książka otwarta na chybił-trafił.
Jest mnóstwo innych książek przeznaczonych dla właścicieli koni nie będących lekarzami weterynarii. Akuratnie żadnej z nich nie mam, ale przeglądałam i mają naprawdę przydatne rzeczy (sama się kilku ciekawostek z nich dowiedziałam).

A ja zupełnie nie rozumiem, dlaczego te informacje miałyby być nieprzydatne  🤔 I co w nich takiego trudnego do zrozumienia  🤔 Może to właśnie przez to, że najwyraźniej część "nieludzkich" uważa swoją wiedzę za "hermetyczną" nie ma porządnych podręczników "dla laików"? Bo nie ma - nie chodzi przecież o "ciekawostki" ale o porządne opracowanie zbiorcze, żeby osoba odpowiedzialna za konia wiedziała dlaczego np. ma koniecznie dopilnować "zejścia" odpowiedniej ilości kroplówki.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
09 września 2009 18:28
AleksandraAlicja, Ale ty widzisz tylko TAKICH co się lubią wymądrzać, a nie takich co chcą widzieć z praktyczności. A to jest różnica.
I czy ktoś tutaj powiedział, ze leczy na własna rękę bez konsultacji z wetem? Jeśli tak to wskaż mi. Bo traktować nas jak tępaków... Przynajmniej takie wrażenie sprawiasz...

Czytaj dokładnie, a nie między wersami.
Już chyba wiem, co w tym wątku tak mnie irytuje (szybka jestem  😀iabeł🙂. Pomysł, że ktokolwiek w XXI wieku może uważać jakąkolwiek wiedzę za szkodliwą, z jakiegokolwiek powodu  🍴
I to, że księgarnie zalane są książkami, w których nie ma nic, żadnej wiedzy, tylko parę kolorowych obrazków "dla idiotów". Bo przestano już tworzyć książki po to, żeby ktoś z nich skorzystał - teraz tworzy się je po to, żeby się sprzedały i dały wydawcy zarobić. A skoro większość klientów stanowią przygłupy jakieś (taki wniosek się nasuwa z przeglądu wydawnictw) to lepiej założyć, że wszyscy są przygłupami i np. co to jest tachykardia - nie zrozumieją.
Nie ma nabywców - nie ma dobrych książek. Nie ma dobrych książek - nie ma wykształconych nabywców. Błędne koło.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
09 września 2009 21:21
halo, Ale zależy też w jakich księgarniach też się szuka takich książek. ja np wolę pójść do jakiejś dobrej księgarni uniwersyteckiej, która ma w ofercie książki nt zagadnień, które mnie interesują niż do takiej co ma encyklopedię typu 'jazda konna na weekend'.
Tak samo w jeździeckich niekiedy brak dobrych pozycji. Bo albo to są książki typu 'Zaklinacz koni' albo 'encyklopedie' dla szalonych quoniarek.

W Łodzi są dwa sklepy, gdzie znalazłam satysfakcjonujące mnie pozycje książkowe po dobrej cenie...

Taaaak lepiej zostać przygłupem niż poszerzać swoją wiedzę. Chociażby dla własnej satysfakcji i zrozumienia tego co aktualnie nie rozumiemy.
Dochodzimy do sytuacji gdzie przyjeżdża lekarz do chorego konia (psa, kota...) i właściciel mówi :mojemu zwierzakowi jest to i to i trzeba mu podac to i to - lekarz służy do sprzedania leku, najlepiej po cenie hurtowej bo zawsze jest za drogo, a właściciel to zastrzyki też sam poda bo przecież umie i nie będzie konowałowi płacił skoro nie musi - to jakaś paranoja
Teraz możecie mnie linczowac 😀iabeł:
[quote author=зірка link=topic=5191.msg332455#msg332455 date=1252562089]
Dochodzimy do sytuacji gdzie przyjeżdża lekarz do chorego konia (psa, kota...) i właściciel mówi :mojemu zwierzakowi jest to i to i trzeba mu podac to i to - lekarz służy do sprzedania leku, najlepiej po cenie hurtowej bo zawsze jest za drogo, a właściciel to zastrzyki też sam poda bo przecież umie i nie będzie konowałowi płacił skoro nie musi - to jakaś paranoja
[/quote]

Nie wiem, czy rzeczywiście są tacy ludzie , o których piszesz.

Nikt nie kupuje książek weterynaryjnych, jak nie ma takiej potrzeby :/
A wybór ubogi - niestety.

Zastanawiam się nawet- jak dokształcają się weterynarze?
Bo przecież medycyna  idzie do przodu ostro.
Lekarze "ludzcy" robią specjalizacje , szkolą się nieustannie.
A co z weterynarzami?

Dodatkową sprawa, o której nikt nie pisze , to  podział Polski na A i D.
Regiony, gdzie lekarzy do wybory i Polska D, gdzie znaleźć weterynarza specjalizującego się w koniach - nie sposób.
Są tylko ogólni- albo tylko małe zwierzęta tzw miejskie, albo wiejskie, czyli zdarzają się krowy.

I niech zdarzy się poważna choroba .
Dopiero zaczynają się schody.
Badań krwi nie można zrobić od ręki, bo brak laboratoriów.
Aparatów RTG, czy USG nikt nie posiada .
Weterynarzom nie opłaca się kupować sprzętu, bo zarobią na kotkach i pieskach.
Nie mam nic przeciwko zarabianiu przez nikogo  , obrazuję tylko jak to wygląda z moim terenie.
Przeszłam drogę przez mękę przy ochwacie konia.
Znalazłam jednego chętnego weterynarza , ale musiałam za każdym razem po niego jeździć i odwozić ok 20 km w jedną  stronę  .
Co dwa dni jeździłam przez przynajmniej rok.
Na moją sugestię, żeby zrobić badania krwi- zawsze słyszałam: nie ma potrzeby.
Jak nie chciało mu się ze mną jechać, to dawał mi lek w strzykawce, żebym zrobiła sama 🤔
Ja nie potrafię tego zrobić- niestety.
Zdarzało się, że jeździłam po kowala , który umiał robić zastrzyki- 40 km w jedną stronę.
Jeden z miejscowych lekarzy robił zastrzyk strzelając igłą z palcy w stronę szyi konia 👿

Oczywiście leczenie było bezskuteczne.
Zaczęłam szukać różnych opracowań nt ochwatu- dręczyłam telefonicznie róznych znanych lekarzy.
Oczywiście żadnemu nie opłacało się przyjeżdżać do jednego chorego konia - mimo zwrotu kosztów transportu.
A poważnych, merytorycznych opracowań  o tej chorobie - brak.
W końcu zaczęłam jeździć do tzw wiejskich weterynarzy , którzy nie ukrywali , że nie mają odpowiedniej wiedzy, ale przynajmniej umieli wyliczyć odpowiednią dawkę leku, szukali w książkach.
No i robili zastrzyki, pobierali krew.
Też najchętniej dawali mi lek w strzykawce do zrobienia samej 🤔

Najwięcej pomocy otrzymałam od ludzi- laików  , którzy przysyłali mi zdobywane materiały.

A lekarza z RTG znalazłam prawie 200 km ode mnie!
Ale przynajmniej z innego, lepszego świata, bo ze sporą znajomością tematu.
Można było spokojnie porozmawiać, choć rozłożyła ręce , bo ochwat.
Moje przemyślenia w tym temacie.
Bardzo brakuje wiedzy o chorobach koni, możliwości leczenia,
A weterynarze różni.
Im mniej wiedzą, tym bardziej aroganccy.

Dla kontrastu -  usługi weterynaryjne w Anglii, które widziałam.
Dzwoni się do kliniki, opisuje rejestratorce objawy i ta decyduje, czy potrzebna karetka dla konia do przewiezienia, czy wystarczy wizyta domowa z odpowiednim sprzętem.
Lekarz przyjeżdża dokładnie o umówionej godzinie,  ma to co potrzeba, bada dokładnie  i wszystko wyjaśnia, co robi, dlaczego, jaką chorobę diagnozuje i jakie podaje leki.
Ustala również odpowiednią dietę dla konia i od razu uzgadnia następny termin do kontroli .

I wcale nie czuje się dotknięty, że laik o wszystko wypytuje, zgłasza swoje obserwacje, czy wyczytane inne opinie.
Jeśli nie zgadza się z nimi, to spokojnie przedstawia swoje stanowisko.
Nie serwuje tekstów często przeze mnie słyszanych " " co za bzdury pani wygaduje, lub kretyni piszą takie rzeczy  ".
Albo stek obelg pod adresem innego weterynarza 🤔




No nie, nie będę linczować. Napiszę tylko sytuację. Koń po złamaniu trzeszczek pęcinowych (z widocznym zgrubieniem stawu), zawsze  "znaczy" tą nogą - lewy przód. Zaszalał zdrowo na pastwisku, coś sobie naciągnął i zakulał na prawy tył. Jeden dzień chłodzę, zostawiam w stajni, drugi dzień w południe sprawdzam zero poprawy i dzwonię po najbliższego weta. Przyjechali w dwóch, do konia na dwa metry nie podeszli. Mówię, że koń po złamaniu to mi wcisnęli, że to nie ta noga złamana była - cholera nogi chyba sobie w nocy pozamieniał czy co??? Mówię, że kuleje na prawy tył - oni nie, że na lewy - dobra daję na luz. Wyciągnęli dexametazon, pół godziny debatowali ile koń waży i ile podać, to zaproponowałam dawkę - ulżyło im, ale do zrobienia zastrzyku musiałam ich zachęcić jak małe diecko do pójścia do szkoły a i tak robili to przez drzwi boksu, a koń to oaza spokoju. Za dwa dni przyjechał kowal i usuną ropę - z prawego tylnego kopyta.
Następnym razem musiałam ich wezwać (pojechać po jednego), bo mój wet był 200 km ode mnie, a koniowi trzeba było podać natychmiast leki. Fachowiec powiedział co i ile, a konował podał.
Po co laikom fachowe książki weterynaryjne? 🤔
Czy mają takie hobby?
Lubią siedzieć  godzinami przebijając się przez trudne dla nich teksty?
Szukając wyjaśnień w internecie ,  pana doktora zapytać nie można, bo obrazi się ? 🤔

Ile wątków na tym forum dotyczy chorób koni, diagnozowania przez rok, albo dłużej ?

Ja chciałabym zupełnie nie interesować się tymi tematami.

Niech to będzie zajęcie dla fachowców, ale prawdziwych.

A nie takich, którzy właścicieli konia mają za tumanów, mimo, ze wywiad jest najważniejszy dla diagnozy.
Ale z koniem wywiadu nie przeprowadzi się.
[quote author=зірка link=topic=5191.msg332455#msg332455 date=1252562089]
Dochodzimy do sytuacji gdzie przyjeżdża lekarz do chorego konia (psa, kota...) i właściciel mówi :mojemu zwierzakowi jest to i to i trzeba mu podac to i to - lekarz służy do sprzedania leku, najlepiej po cenie hurtowej bo zawsze jest za drogo, a właściciel to zastrzyki też sam poda bo przecież umie i nie będzie konowałowi płacił skoro nie musi - to jakaś paranoja
Teraz możecie mnie linczowac 😀iabeł:
[/quote]
Ale to już było...
Czym innym jest wiedza, a czym innym to, co się z ta wiedzą robi. Jeśli ktoś jest kulturalną, rozsądną osobą- nie wyobrażam sobie, żeby narzucał vetowi swoje opinie, jakiej by wiedzy nie posiadał - przecież i veci wzywają kolegów na konsultacje i mimo posiadanej wiedzy, jeżeli potrzebują pomocy - nie wciskają swojego "ja". Natomiast buc pozostanie bucem, "zosia - samosia" - "zosią". I tak lepiej, żeby posiadali wiedzę, niż jej nie posiadali. Jeśli już ktoś uprze się, żeby samodzielnie diagnozować i prowadzić leczenie (przypominam, że w tym wątku nikogo takiego nie było!), to lepiej, żeby ta kuracja była oparta na konkretnej wiedzy a nie z nieba wzięta.
Przeczytałam ten przykry wątek raz jeszcze. Poza osobistymi przytykami pod adresem jednego użytkownika, z którym wymieniłyśmy wzajemne przeprosiny, nie bardzo widzę co obraźliwego napisałam.
Natomiast nasuwa mi się jeden wniosek. Re-volta mogła pochwalić się ,że ma wśród dyskutantów kilku lekarzy weterynarii. I korzystać z ich wiedzy i doświadczenia. Wybrano inną drogę.
Mam żal do Moderatorek za tolerowanie określeń : „złamas” , „konował” /radzę przemyśleć źródło tego określenia/ i wdzięczne sformułowania typu „buc pozostanie bucem” .
Jestem lekarzem weterynarii od 22 lat .W mojej rodzinie ten zawód obejmuje już trzecie pokolenie.
Zawód wykonuję z należytą starannością tak jak znakomita większość moich Koleżanek i Kolegów.
Wiem ,że praca lekarza podlega publicznej ocenie i godzę się z tym. Jednak przebieg dyskusji  zaskoczył mnie bardzo niemiło. Myślę, że podobnie odczuliby lekarze weterynarii, którzy świadczą usługi Waszym koniom.
Wątpię ,żeby Re-voltowi lekarze weterynarii mieli , po tym co przeczytali, ochotę na udzielanie rad na tym forum, ale mała strata –są przecież książki.
Mam żal do Moderatorek za tolerowanie określeń : „złamas” , „konował” /radzę przemyśleć źródło tego określenia/ i wdzięczne sformułowania typu „buc pozostanie bucem” .


zapraszam do wątku o moderacji
To jest typowa polska hipokryzja - nam nie wolno oceniać nikogo, a im owszem i to tylko w samych "superlatywach".
Gdy my oceniamy mając naprawdę na pęczki codziennie takich dokładnie domorosłych "weteryniarzy", to ocenia się cały weterynarski "ród" na podstawie 2/3 przypadków.
W 80 - ba śmiem twierdzić w 90% przypadków, gdzie winny wg Was jest weterynarz, tak naprawdę zawinił właściciel, bo czekał aż samo przejdzie, próbował rad babci, dziadka, wujka od kuzynki strony.
Jednak o tym oficjalnie nie napiszecie.
Dużo łatwiej jest opluwać kolejnych lekarzy.
I nie mam zamiaru tłumaczyć się za innych, ja wiem, co ja robię, ja wiem, że ze mną też się trzeba umawiać czasem z tydzień do przodu, bo doba ma tylko 24 godziny.
Zastanawiam się nawet- jak dokształcają się weterynarze?
Bo przecież medycyna  idzie do przodu ostro.
Lekarze "ludzcy" robią specjalizacje , szkolą się nieustannie.
A co z weterynarzami?

A ten tekst, to już jest w ogóle żałosny. Robią dokładnie to samo.
I mamy USG, RTG i robimy badania krwi.

I co - i tłumaczę się przed rozdartą tłuszczą żądną krwi. Prawie jak Czarownice z Salem.

Moje przemyślenie jest takie:
WY WSZYSCY WSZYSTKO WIECIE LEPIEJ
Nie znając mnie, Tani i innych, nie wiedząc W OGÓLE jak wygląda nasza praktyka oceniacie, że jesteśmy beznadziejnymi lekarzami, bo książek Wam zabraniamy czytać  😵 i że wolimy właścicieli debili.

Ja myślę, że powinno sie odbyć jakieś odgórne nasze zebranie i skoro oczekujecie usług jak w Anglii, Zimbabwe czy Francji, to będziecie też musieli za nie tak samo jak tam płacić. Za zwykłe dzień dobry kilkadziesiąt euro. Może to Was nauczy rozumu.

A teraz proszę plujcie jadem dalej, biedni ciemiężęni właściciele przez ciemny weteryniarski krwiożerczy i zazwyczaj mocno podejrzany element.
Ja i tak głównie zaglądam do dwóch wątków na towarzyskich i do szmatoholików.
Rzetelni i terminowi weterynarze pewnie zdarzają się.
Ale znajomy w głuszy medycznej czekał 4 miesiące na pojawienie się lekarza do kulejącego lekarza.
A ten zwodził, zamiast odpowiedziec, że nie przyjedzie bo.... nieważne co.
W końcu w trosce o cenny czas lekarza zaproponował jeszcze inne zabiegi przy innych koniach - z takim samym skutkiem.

Książki i weterynarze.
Jak kupiłam pierwsze w Polsce wydanie "Ochwatu" , to zaproponowałam przejrzenie ( pożyczyłam) tej książeczki weterynarzowi , argumentując, że ja laik więc niewiele z niej wyniosę .

W końcu wziął,  na moje niesmiałe prośby zwrotu po kilku miesiącach odpowiedział, że dał ją koledze po fachu , który ma konia z ochwatem.
Nawet był zadowolony z ksiązki, bo jak powiedział, wreszcie zrozumiał, czemu tamten werkuje konia , a koń kuleje.
Ale książka przepadła- widocznie weterynarza nie stać było na jej zakup. 
Zresztą , po co laikowi  taka książka  , choć skierowana do laików też 🤔
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
10 września 2009 10:31
pokemon, Ale zważ na to, ze nie wszyscy na was plują 😉

Bo ja nie zamierzam kłócić się z kimś kto wie dużo więcej. To nie moja natura.
trzynastka   In love with the ordinary
10 września 2009 10:31
Ja zakupiłam i przeczytałam taką książkę w jednym celu... by wiedzieć co robić do przyjazdu weterynarza.
Koń mi wpadnie na płot/ samochód czy gdzie indziej się poharata to chce wiedzieć czy mam uciskać, nad , pod , obok, postawić do boksu, chodzić ,polewać wodą, chce wiedzieć czy mam dotykać ciało obce w ranie czy je unieruchomić czy co.  Wiadomo, że czasami od telefonu do przyjazdu weterynarza mogą minąć wieki przerażenia i paniki (wieki dla właściciela i konia okazujące się 20-60 minutami ).

Cała pozostała dyskusja wydaje mi się co najmniej śmieszna.
Chcecie, czytajcie, leczcie sami, wymądrzajcie się przy wetach - wasze konie, one zazwyczaj na tym cierpią najbardziej.
Mnie jest po prostu wstyd czasami tak zrobić. Wam nie?
Cieszę się, że mam wiedzę wystarczającą na tyle by zrozumieć co wet mówi i co zaleca, cieszę się, że potrafię zadać właściwe pytanie ale czerwienie i nerwowo uśmiecham się gdy palnę głupotę 🙂

Pozdrawiam wszystkich wetów  :kwiatek:

P.s. to jest tak jak z moim dziadkiem, nigdy na koniu nie siedział a ciągle poucza mnie jak mam jeździć.
Zastanawiam się nawet- jak dokształcają się weterynarze?
Bo przecież medycyna  idzie do przodu ostro.
Lekarze "ludzcy" robią specjalizacje , szkolą się nieustannie.
A co z weterynarzami?

A ten tekst, to już jest w ogóle żałosny. Robią dokładnie to samo.
I mamy USG, RTG i robimy badania krwi.




Pokemon,
ale dlaczego sie wzburzasz za to pytanie?
Dla mnie też jest ono ciekawe. Nie wiem czy studia kończa naukę weterynarza - czy sa jakieś specjalizacje, czy są jakieś szkolenia poźniej, czy jakieś egzaminy?

Ja nie wiem jak to z weterynarią jest. Może jako wet nas oświeć? Merytorycznie. A nie że text jest żałosny.
Dodo - w kontekście tutejszych wypowiedzi zabrzmiało to na zasadzie, bo tamci to się szkolą, a weteryniarze to już nie, bo po co. Chwile potem pada tekst, że USG, RTG nie trzeba, bo się zarabia na psach i kotach, to dokładnie wychodzi, jak ktoś piszący na ten temat -czyli guli - ma bardzo małą wiedzę, ale oczywiście wypowiedzieć się można. I o to nam wszystkim chodzi - nie macie pojęcia, ale i tak wiecie lepiej 🙂
I nasze studia też trwają 6 lat. Specjalizację można zrobić po min dwóch latach praktyki, chyba, że coś się zmieniło. Sympozja, konferencje są cały czas. Człowiek często musi decydować, którą wybrać.
W żadnej pracy nie da się osiąść na laurach, ponieważ właśnie medycyna idzie do przodu.
Jeszcze raz zacisnę zęby na nieuprzejmy ton wielu postów /za oknem tak ładnie,że nie chce mi się tego psuć/ .
Po pierwsze chyba już na pytanie zawarte w temacie się wypowiedziano wyczerpująco i może warto kolejny wątek założyć o relacjach lekarz weterynarii /tak,tak-lekarz weterynarii mamy na dyplomie napisane-nie weterynarz-ale to już kwestia braków  w wiedzy ogólnej,dość powszechna szczególnie na wsi ,zatem tylko wspominam,nie przeszkadza mi to/ - posiadacz zwierzęcia.
Jeśli ktoś ma potrzebę-niech założy.
Po drugie warto zerknąć do wątku Apteczka -gdzie niemal Ci sami dyskutanci,którzy wylewają tu wiadra pomyj - wymieniają w składzie apteczki -leki ,które są wyłącznie do użytku lekarza weterynarii.
Posiadaczom tych leków nie spadły one przecież z nieba. Jakiś lekarz w dobrej wierze je zostawił.
Pewnie znów ten "konował"?
Inna sprawa- dyskutant dość szczególnie niegrzeczny w tym wątku -domaga się od lekarzy weterynarii obecnych na forum-komentarzy na temat własnych,dość oryginalnych wywodów na temat ochwatu.
Wątpię,żeby znalazł się odważny i odpisał.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się