Kim jestem i co robię...

omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
17 lipca 2013 05:43
I proszę wciąż powtarzam, źe fajni ludzie na RV. A. - 🙂, a które miejsce na Podlasiu? Żebym wiedziała jak daleko po tego kozła jechać żeby ukraść 😉. U mnie zmiany hmm jak to u mnie wymuszone 😉. Firma w której pracuję jeszcze zaczyna jak na mój gust lecieć w złym kierunku, więc coraz bardziej zmierzam ku zmianom. Co będzie? Zasadniczo kozy, hucki, kury, psie bidy z nędzą i cuda wianki 😉. W razie co będę szabrować drewno z lasu, łowić cichcem karpie ze stawów i źyć na jajkach i mleku 😉. Trudno się mówi. Ale będę mieć czarne bociany latające nad domem 🙂
Fajnie się to czyta. Takie krzepiące.  :kwiatek:
Ja zapraszam do wątku Vanilkę. Ciekawie pisała o ubojach i ma cudowny avatar. Zaintrygowała mnie bardzo.
Vanilka! Do tablicy!
Viridila, Bardzo fajny opis, bardzo ciekawego życia. Aż chciałoby się Ciebie poznać osobiście.  :kwiatek:

Inne opisy oczywiście też się miło czyta.  😀
Nie wiedziałam, że tak fajne, ciekawe osoby mamy na forum. I czuję podobnie jak BASZNIA, jest w tym coś wzruszającego.

Ja to bym chciała żeby taki np. jkobus coś o sobie napisał. Albo ElePe!
Chociaż, jak widać na przykładzie Viridili (btw: co oznacza i skąd się wziął ten nick?) bywa, że nawet bardzo młode osoby mogą mieć dużo ciekawych rzeczy do napisania.
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
17 lipca 2013 14:29
MissTake, w tym wątku chyba nikt się nie zamierzał bardzo rozpisywać - samo tak wychodzi, a przynajmniej w moim wypadku było podobnie 😉

Julie, na innych forach (chomikowe, myszowe, świnkowe czy jako pseudonim na larpy) widnieje zazwyczaj jako Risa (tak samo we wszelkich grach najczęściej nazwy kont lub postaci). Ale na RV był ten nick zajęty, a akurat czytałam Trylogię Nocnego Anioła (lubię tego typu klimaty - S. King, B. Weeks, od Harrego Pottera tez nie stronię, ale i nie pogardzę Trylogią Sienkiewicza - swoją drogą Potop czytałam będąc w Szwecji i łażąc po ich muzeach, a z Pana Tadeusza robiłam pracę maturalną 😉 ), a w tejże serii pojawia się imię skrytobójczyni Viridiana (od niej też moja chomiczka była nazywana Vi) - przekształciłam na Viridila i.. tyle 🙂 Ogólnie z tej książki wzięłam tez imiona dla myszaków: Durzo, Kylar i Jarl. W sumie w mojej historii życia brakuje zwierząt (chociaż w domu nigdy nie miałam pusto, ale do tej pory tylko w gryzoniowym wątku się odzywałam - psiaki i kot czekają na swój moment chyba, a kobyła co jakiś czas wrzucana była).

Co do poznania osobiście, to pewnie spotęgowało by ogólne wrażenie - wiek nie wskazuje na to co piszę, ale wygląd.. wyglądam na 16 lat (mój chłopak śmieje się, że przy mnie wygląda nieprzyzwoicie - żeby było śmieszniej to ja jestem ze stycznia 93, a on sierpień 93.. więc kilka miesięcy młodszy 😁 ) w dodatku "rozmiar kieszonkowy" blondynki 😉

E: Mały dopisek.
Mazia   wolność przede wszystkim
17 lipca 2013 14:50
Viridila ja z kolei imię dla swojego psa wziełam z filmu " Niekończąca się opowieść" tam był taki smok szczęścia latający, kudłaty, mój pies bardzo go przypomina i dlatego nazywa sie FALKOR  😉  sorry za  🚫
Facella   Dawna re-volto wróć!
17 lipca 2013 15:39
Viridila, pomimo tych wszystkich, nie zawsze przyjemnych przeżyć, strasznie Ci zazdroszczę. Tyle widziałaś i tyle już wiesz, jesteś bardzo dojrzała. Ja jestem rocznik '95, już po "wkroczeniu w dorosłość", a do dojrzałości mi jeszcze daleko. Nie widziałam tyle świata, głównie tkwiłam w domu średnio szczęśliwa ze względu na ojca... Na szczęście mama się mu nie dała, wzięła rozwód, przejęła prawo do opieki nade mną i bratem i po prostu zwiała od tego człowieka do miasta, gdzie żyjemy na nowo. Lekko nie jest, ale bywało gorzej. Moje życie jest nudne i nic się w nim nie dzieje, nie mam wspomnień z szalonych wakacji, bo nie mam przyjaciół. Ciężko nawiązuję kontakty międzyludzkie, dlatego istnieję głównie w internecie - tu nikt nie widzi moich emocji, nie muszę nikomu patrzeć prosto w oczy, to mi wiele ułatwia. Mam parę bliskich osób, ale co z tego, skoro głównie siedzę w domu. Nie lubię się narzucać, wtedy czuję się niepotrzebna i irytująca. Wolę, jeśli kto inny mnie z domu wyciągnie. Za rok piszę maturę, co z moim życiem dalej będzie - nie wiem. Średnio wierzę w dostanie się na medycynę, alternatywy mnie jakoś nie przekonują, no i będę musiała się przenieść do innego miasta - w tej mnie to przytłacza i przeraża. Dać sobie radę, jakoś tam, został jeszcze rok, więc dużo się zmieni.
Jeździecko? Mama mnie posadziła na hucuła, gdy miałam 3 lata - Bogu dzięki! Od tamtej pory jeździłam sporadycznie, kiedy się dało, głównie w ręku na festynach. Od ponad 5 lat jeżdżę regularnie. Przez prawie 4 męczyłam się w słabej stajni, zostawiona na jeździe sama sobie - jako gówniara 15-letnia uważałam, że skoro mogę jeździć sama i robić, co zechcę, to już muszę umieć jeździć. Jak bardzo się myliłam... Zmieniłam stajnię, zmieniłam trenera i okazało się, że nie umiem wysiedzieć galopu. Cały czas mam masę błędów w dosiadzie, chyba nigdy tego nie poprawię, tak byłam uczona od podstaw... Stajnię zmieniłam po raz kolejny w okresie wakacyjnym, niemalże dokładnie rok temu. To była jedna z lepszych i jednocześnie gorszych decyzji, ale nie żałuję. Pomimo półrocznej przerwy, która przyszła jakoś naturalnie, wynikała z mojej średniej chęci do jeżdżenia, w przeciągu roku rozwinęłam się niesamowicie, nauczyłam się mnóstwa różnych rzeczy i zaczynam rozumieć, jak działa koń...
Przede mną jeszcze długa droga, cele są niejasne i pewnie będę błądzić - trzymajcie kciuki, żeby ten dzieciak, który we mnie siedzi, poszedł sobie w agrest. No i żeby coś mi w życiu wyszło.
PS: Viridila, mnie oceniają nawet na 4 lata młodszą, niż jestem w rzeczywistości. Nie lubię tego, bo mało kto bierze mnie na serio...
PS2: Tyle naprodukowałam... W sumie nie trzeba tego czytać, bo nic ciekawego tam nie ma...
A.   master of sarcasm :]
17 lipca 2013 16:27
A. - 🙂, a które miejsce na Podlasiu?


Właśnie ujawniłam niedawno na mojej stronie, co prawda bez bardzo dokladnej lokalizacji ale jak kto zna okolicę to się domyśli  😎
To może i ja coś skrobnę, żeby kiedyś powspominać 😉 mimo, że mało się na forum udzielam, to dziennie spędzam tu kilka ( żeby nie powiedzieć naście godzin na czytaniu) :>

Tydzień temu skończyłam dopiero 16 lat, więc należę do chyba najmłodszej "grupy" na forum.
Początki jazdy konnej sięgają 2003 roku, kiedy to po raz pierwszy zostałam posadzona na dużego konia i zaliczyłam potrójne oprowadzanie, bo jak skończyło się planowe 10 min, powiedziałam, że absolutnie z konia nie zejdę i chcę jeszcze raz 😀 Potem o koniach zapomniałam i zainteresowałam się nimi ponownie w wieku prawie 10 lat, i po raz pierwszy odbyłam prawdziwe jazdy - prezentem urodzinowym był karnet 10 jazd w pobliskiej rekreacyjnej stajni. Pierwsze jazdy, pierwsze słowa instruktorek, pierwsza końska miłość i tak to się wszystko zaczęło. Po skończeniu karnetu rozpoczął się rok szkolny, a mimo mojego bardzo młodego wieku, w roku szkolnym nigdy nie było mi łatwo, ponieważ już w wieku 6 lat zdałam egzamin do Państwowej Szkoły Muzycznej i musiałam ciągnąć dwie szkoły. O koniach nigdy nie zapomniałam, lecz po prostu nie miałam możliwości jazdy, z wyżej wymienionego powodu oraz powodów finansowych.
Następnym zetknięciem z końmi był moment, kiedy to dowiedziałam się o istnieniu stajni MOSiR Zabrze. Tam jeździłam dość długo i większość moich umiejętności nabytych zostało właśnie w tej stajni. Zakochałam się w koniu imieniem Mustang, na którym przez większość czasu jeździłam.
Potem z powodu egzaminów i konkursów w szkole muzycznej musiałam więcej czasu poświęcić fortepianowi, zapisywałam się na jazdy coraz rzadziej, a atmosfera w stajni przestała mi odpowiadać - tworzyły się takie kręgi "swoich", a ja - dziecko, rzadko bywające tam, nie czułam się dobrze i z czasem zrezygnowałam.
Kolejnym i ostatnim do tej pory epizodem była prywatna, przydomowa stajnia z 5 wtedy końmi. Zaczęłam jeździć, najpierw na jednej, potem na drugiej klaczy - Dalii, którą szczerze mogę zaliczyć do najgorzej brykających koni, z którymi do tej pory miałam styczność  😁 (http://www.garnek.pl/magus06/23401693) Klacz ta nauczyła mnie ogromnie dużo i wtedy też zrozumiałam jak na prawdę wygląda jazda konna - przez cały ten czas jeździłam sama, bez żadnych instruktorów, trenerów. Miałam do dyspozycji konia, który nie zrobi niczego za jeźdźca, a jeżeli jeździec jest słaby, skończy jak ja = 3 upadki podczas jednej jazdy  😂 Potem również pracowałam z Diamentem - rocznym ogierkiem - synkiem Dalii, równie niesfornym, ale i równie kochanym.
Po pewnym czasie moja przygoda w tej stajni się zakończyła i teraz nie jeżdżę nigdzie, aczkolwiek jestem na etapie szukania dla siebie miejsca 😉

A teraz mniej końsko:
W tym roku skończyłam gimnazjum w klasie o profilu anglojęzycznym, dostałam się do LO na mat-fiz-inf.
Zawsze byłam osobą bardzo ambitną, czasem aż za, co potrafi przeszkadzać w życiu 😉 Wychowałam się pod okiem kochających rodziców, których zarówno ja, jak i mój o 6 lat starszy brat byliśmy oczkami w głowie. Tato jest z zawodu muzykiem i to z jego polecenia chodziłam do szkoły muzycznej, z której w tym roku zrezygnowałam, co było dla niego nie małym rozczarowaniem. Grać na fortepianie nigdy nie lubiłam..
Tato nauczył mnie ogromnej uniwersalności, dzięki czemu, mimo młodego wieku, mam opanowanych wiele różnych czynności, od skręcania mebli, poprzez szycie na maszynie, aż do tworzenia grafiki komputerowej i pisania stron internetowych  🤣
Kocham nad życie swoją 86-letnią babcię i nie wyobrażam sobie momentu, w którym będę musiała się z nią pożegnać. Nienawidzę historii, (może to sprawka nauczycieli w szkole, do których nie miałam szczęścia) uwielbiam narzekać, nie potrafię się obrażać, bo zaraz zaczynam się śmiać, a w swoim środowisku jestem postrzegana za najbardziej pozytywną osobę. Uwielbiam słuchać ludzi, ale jeszcze bardziej uwielbiam gadać, więc to pierwsze czasem mi nie wychodzi 😡 Pomagam przyjaciołom rozwiązywać problemy, a sama nie natknęłam się jeszcze na osobę, która potrafiłaby pomóc mi 😉 Najbardziej maltretowanymi literami na mojej klawiaturze jest "h" i "a", haha  😁
Miewam bardzo szalone pomysły i łudzę się, że niektóre z tych planów uda mi się zrealizować, co moi kochani przyjaciele próbują mi wybić z głowy (na szczęście nieskutecznie) i tak sobie żyję w tej wyimaginowanej rzeczywistości  😜
Podchwycam wszystkie nierealne pomysły, które wpadają różnym ludziom do głowy - często mówią to jako żart, a ja nieudolnie próbuję coś w tym kierunku zrobić, bo uwielbiam tworzyć coś nowego i zazwyczaj nie spotykam się z aprobatą ze strony moich znajomych i rodziny 🙁
Mam swojego małego sierściucha, a właściwie włochacza - podobno shihtzu  🤔 Jest najbardziej nieznośnym psem jakiego znam, ale jest strasznie śmieszna i za to ją wielbię. Przeżyła ze mną również swoich 8 zasłużonych lat koszatniczka, z którą byłam strasznie związana i nie potrafiłem się pozbierać po jego śmierci. Wszyscy mówili, że nigdy nie widzieli, żeby koszatniczka potrafiła się tak związać emocjonalnie z właścicielem 😉

Przyszłość wiązałam z kierunkiem bardziej zwierzęcym - od zawsze planowałam weterynarię, ale nie potrafiłabym usypiać zwierzaki, więc zdecydowałam na pójście w trochę innym kierunku i planuję architekturę i urbanistykę na gliwickiej polibudzie, chciałabym się zająć projektowaniem domów i stajni, i chyba jak większości z Was moim marzeniem (jeszcze nie spełnionym) jest posiadanie swojego konia, najlepiej w przydomowej stajni   😍 Drugim z marzeń jest wyjazd do Australii, dlatego jak czytałam Wasze historie i przewijało się tam słowo "Australia", wyglądałam mniej więcej tak : 💘

Co jest moim celem w życiu? Chyba po prostu przeżyć je tak, żeby móc pomóc jak największej ilości osób i nigdy nie zawieść swoich najbliższych i czerpać z tego wszystkiego radość 😉

Przepraszam Was za to ogromne wypracowanie  🙄 i gratuluję pomysłu na wątek! Oby było nas więcej, piszcie Kochani o sobie! Kto się jeszcze nie "wypisał" to już śmigajcie do tablicy! 😉
agatat, bardzo pozytywnie i dobrze się ciebie czyta 🙂. Czytam wątek i mówiąc szczerze, zazdroszczę tego jak w zasadzie łatwo potraficie o sobie pisać.  Ja nie potrafię, za dużo problemów.
Watrusia na pewno przeżyłaś w życiu wiele cudownych chwil i nie zapominaj o najważniejszym - coś nas wszystkich na tym forum połączyło - miłość do koni 😉 Możesz spróbować coś napisać o swojej końskiej przygodzie, na pewno z końmi dużo Cię łączy, lub też łączyło skoro tutaj jesteś 😉 A z autopsji wiem, że czasem łatwiej i lepiej z problemów zwierzyć się ludziom, których nie znamy. Jak będziesz miała kiedyś ochotę coś skrobnąć to ja na pewno z miłą chęcią przeczytam 😉
.
agatat, dziękuję :kwiatek:. Masz rację, jak sobie trochę poukładam, to przynajmniej końską część mojego życia, mogę opisać.
Jestem w szoku, że tyle re-voltowiczów ma takie lekkie pióro i tak pięknie pisze  👍 

Ale też trochę przerażona, że tylu czuje się samotnych i wyalienowanych...
Viridila,  - zawsze możesz zarobić pisaniem 🙂 Bardzo dobrze się czyta, to co piszesz.
Facella, agatat, - ciekawe co napiszecie za kilka lat 🙂

Jestem rocznik '79. Dzieciństwo miałam udane, choć raczej nie sielskie. Szczególnie pamiętam to, że mama zawsze dbała o wypoczynek wakacyjny i co roku byłam miesiąc w górach i dwa tygodnie nad morzem.
Konie pojawiły się w '91 roku, niestety nie mogłam sobie pozwolić na tyle jazd, ile bym chciała, bo mama twierdziła, że nas nie stać. Ale myślę, że to był strach matki i jednocześnie akurat w tamtym czasie dorastałam, więc mama się bała utraty córeczki. Oczywiście się buntowałam i to bardzo.
Przez liceum mieszkałam z babcią, z którą miałam jeszcze więcej konfliktów niż z mamą, tak więc wpadłam z deszczu pod rynnę. Na szczęście skończyłam 18 lat i rodzinne zakazy-nakazy przestały mnie obowiązywać. Do tego stopnia, że tydzień przed maturą wywołałam rodzinną burzę, bo powiedziałam, że na maturę nie idę.
Łaskawie zmieniłam zdanie- poszłam nieprzygotowana. Chciałam iść na historię, ale nie chciało mi się iść na egzaminy, chciałam iść na germanistykę, nie poszłam na egzaminy. Wylądowałam na położnictwie i napisałam odwołanie na pedagogikę, na którą się nie dostałam z konkursu świadectw. I dzięki Bogu mnie przyjęli, bo położnictwo to nie było moje powołanie.
Grzecznie sobie studiowałam, chociaż po pierwszym roku nie zdałam dwóch egzaminów ( nic się na nie uczyłam, bo głowę zaprzątnęła mi wielka miłość) i nie poszłam na poprawki...Zdałam te dwa przedmioty w listopadzie dopiero. I do końca już byłam wzorową studentką.
W tym czasie zaczęłam więcej jeździć, zaczęłam prowadzić jazdy ( chociaż w domu ciągle słyszałam: zostaw te konie, z tego pieniędzy nie będzie to akuratnie wyszło tak, że  z koni były moje pierwsze zarobione pieniądze), zrobiłam kurs IRR.
Poznałam G., który obecnie jest moim mężem i jest bardzo dobrym człowiekiem, o dużym poczuciu humoru, a wkurza mnie jedynie jego pesymizm. Ze spadku po babci jednej kupiliśmy kawalerkę, ze spadku po drugiej zamieniliśmy kawalerkę na 2 pokoje.
Pierwszą moją "prawdziwą"pracą był ZUS, doskonałe miejsce żeby dostać umowę na stałe i zajść w ciążę, co też uczyniłam i poszłam na zwolnienie na 8 miesięcy + macierzyński+ 4 miesiące wychowawczego. Ale pod koniec było mi ciężko już. Mimo, że moją córkę bardzo kocham, źle znosiłam "nic nie robienie" i trafiła mi sie wówczas praca w zawodzie. Iga poszła do żłobka, a ja do szkoły.
Niedługo potem wróciłam do prowadzenia jazd i jeździectwa w dużym ośrodku, a po jakimś czasie moje życie ( chyba już nierozerwalnie) zostało połączone z hucułami i tak sobie je już kocham czwarty rok.
Dwa lata temu zapragnęłam mieć dom na wsi - marzenie zrealizowałam, domek nieduży ale własny. Mam małe podwórko, więc większe zwierzęta odpadają, a bardzo bym chciała. Może jakieś kury sobie sprawię za rok. Mamy dwa koty, jeden jeszcze blokowy, który wspaniale odnalazł się na wsi i drugi, którego przywiozłam spod sklepu. Ale już nasz.
I jeszcze napiszę, z czego jestem dumna. Jestem dumna z mojej córki, która ma aktualnie 8 lat. Iga z kolei uwielbia wodę, chodzi na basen odkąd skończyła rok i teraz umie pływać 100 razy lepiej ode mnie, jeździ konno ( wspólne wyprawy po lesie), jest zuchem- teraz jest drugi raz na obozie pod namiotem i uwielbia się przytulać 🙂
Wszyscy bardzo lubimy podróżować, choćby to miały być godzinne wypady na rowerze.
Vanilka-  :kwiatek:
Jestem pod wielkim wrażeniem.Mogę Cię wirtualnie adoptować ?  😉
Facella napisała.... "Tyle naprodukowałam... W sumie nie trzeba tego czytać, bo nic ciekawego tam nie ma..."

...skąd u Ciebie taka niska samoocena? Jesteś mądrą osobą i dobrze się Ciebie czyta.
może i ja coś skrobnę w wolnym czasie?🙂
Mnie się w tym wątku podoba taki obiektywny ton. Nikt się nie przechwala, nie wynosi nad innych.
No i historie bardzo ciekawe.  :kwiatek:
A.   master of sarcasm :]
18 lipca 2013 11:23
Jestem rocznik '79.


O ranyjulek, a ja byłam pewna że Ty starsza jesteś ode mnie a tu się okazuje zupełnie odwrotnie...  😁 😵
Facella   Dawna re-volto wróć!
18 lipca 2013 11:32
Facella napisała.... "Tyle naprodukowałam... W sumie nie trzeba tego czytać, bo nic ciekawego tam nie ma..."

...skąd u Ciebie taka niska samoocena?

Życie, odtrącenie w podstawówce, nieciekawe sytuacje z rówieśnikami w gimnazjum, ciągłe wyalienowanie...
Mało dojrzała jestem, emocjonalnie i psychicznie, lepiej się dogaduję z młodszymi (moja przyjaciółka od czasów przedszkolnych jest rok młodsza, poprzednia była, nie ma co ukrywać, opóźniona w rozwoju emocjonalnym i psychicznym, moja obecna - 3 lata młodsza), trochę się dziwnie czuję w grupie rówieśników, taki introwertyk i outsider, trochę to dla mnie przykre.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
18 lipca 2013 11:40
Facella możemy sobie piątkę przybić 😉 Przez całą podstawówkę miałam jedną koleżankę, przez gimnazjum też, w technikum awansowałam do 3 😁 z czego do tej pory 2 zostały 😉
Facella   Dawna re-volto wróć!
18 lipca 2013 11:50
:piąteczka: teraz w liceum mam jedną najbliższą, właśnie 3 lata młodszą, poza nią są jeszcze 3, ale to taki luźny kontakt. Ogólnie nie lubię ludzi, odnoszę wrażenie, że jak ktoś się do mnie odzywa, to tylko dlatego, że czegoś chce ode mnie...
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
18 lipca 2013 11:53
No ja mam na odwrót- to mnie ludzie nie lubią 😉 Albo lubią tak jak znajomego, którego spotyka się raz na jakiś czas i wymienia grzecznościowe formułki. Ale co ja poradzę, pozostaje mi pracować nad sobą i tyle 😉

Dla mnie ten wątek to takie fajne porównanie, o jaki wiek można człowieka "posadzić" na podstawie sposobu pisania 😀 Już kilka razy szok przeżyłam gdy wydawało mi się, że dana osoba ma x lat, a tu nagle czytam, że jest o wiele młodsza/starsza! 😲
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
18 lipca 2013 12:35
marysia550, dziękuję, chociaż staram się nie przesadzić z objętością - nie chcę wyskakiwać z lodówek 😡 Pomijam, że 2 razy próbowałam zabrać się do pisania bloga w formie pamiętnika z podróży i nieco z życia.. Może kiedyś się w końcu zabiorę, póki pamięć jeszcze "młoda"

Tania, właśnie ten obiektywny ton nadaje jakby.. czaru. Dodatkowo, wątek nabiera dzięki temu formy skróconych opowiadań, które mają dodatkowy urok.

Facella, powiem Ci, że nie warto przejmować się otoczeniem. Aż do gimnazjum miałam tylko kolegów (byłam zwykłą chłopaczarą - ile to razy się pobiłam..), potem miałam 2 przyjaciółki, w liceum doszła trzecia - ale rok studiuję i widziałam się z nimi.. ze 2-3 razy? Stałym przyjacielem jest mój chłopak, z którym naprawdę się genialnie rozumiemy i szanujemy wzajemnie - a jak trzeba to jedno ochrzani drugie (zbyt konkretni jesteśmy na fochy itd.). Mnie zawsze wiele osób klasyfikowało jako "bogaczkę" - to rani, kiedy wychodzisz do ludzi z sercem, a oni za Twoimi plecami potrafią równo obrobić tyłek - stąd nie mam nawyku zapraszania do domu osób, których nie jestem w 100% pewna. Tylko to bogactwo to nic innego, jak praca mojego taty - którego nie ma 4 dni w domu w tygodniu, bo jeździ na giełdy, a mama przez 18 lat była zdana na siebie przez większość czasu (tyle nie pracowała - rok po skończeniu liceum medycznego urodziłam się ja, więc sporo odwagi mamę kosztował powrót do zawodu po tylu latach - a od października mama rusza z licencjatem i obiecałam jej pomóc, bo teraz ma czas, żeby spełnić marzenia - rodzice dbali, żeby spełnić moje, więc czuje się w obowiązku względem ich marzeń 🙂 ). Taka jest cena "dobrostanu" w naszym wypadku - tata pracuje sporo i nie ma go często w domu, a mama tyle lat była niemal sama i dopiero teraz widzę, ile ich to kosztowało - po 20 latach. Ale obcym łatwo powiedzieć "pier**** bogacze", bo łatwiej drugiemu zazdrościć niż zrozumieć. Obecnie na studiach z mojego kierunku nikt nie wie nic więcej niż "podstawy", a i tak zostałam zgnębiona za najlepsze wyniki po pierwszym semestrze - ludziom nie dogodzisz i nawet nie warto 🙂
A bycie outsiderem/samotnikiem to nic złego - jeśli komuś z tym dobrze, potrafi się wyciszyć i/lub zrobić coś dla siebie to.. to dobrze 🙂 Już dawno przestałam oceniać wartość człowieka ze względu na poziom "popularności", bo nie jest to ani trochę miarodajne względem tego co dana osoba tak naprawdę może przekazać - ludzie są zbyt różni.

deksterowa, skrob! 🙂

Muszę się w końcu zabrać za wątek z podróżami, chociaż w sumie nie wiem za bardzo jeszcze jak to napiszę.. Swoją drogą, to chyba jeden z sympatyczniejszych towarzyskich wątków na rv.
Mam na imię Aśka, 28 lat jeszcze nie skończone.

Od dziecka byłam zafascynowana końmi, zawsze jak coś rysowałam w domu, w przedszkolu to były potwory podobne do koni
W 1 klasie liceum zaczęłam jeździć, poznałam moją największą końską miłość… gniadego wałacha Dexstera, teraz nie wiem gdzie on jest i co się z nim dzieje, choć szukam go bardzo długo… okazało się w pewnym momencie, że był bardzo blisko mnie, niestety z tego ośrodka nie dowiem się już, gdzie poszedł dalej… potem rok przerwy w jeździe. Przyszłam na studia do mojego obecnego już miasta, tutaj poznałam wspaniałych ludzi związanych z jeździectwem. Super chwile na Krętej, w Rakowie, Jeżów... aktualnie jeżdżę w małej kameralnej stajni u przyjaciółki. Choć bardziej od samej jazdy, zaczynam doceniać czas, kiedy mogę być blisko koni, pomagać w pracach stajennych, czasem poprowadzić jazdę komuś, kogo lubię.. Justynę poznałam w taki sposób, że kiedyś pojechałam do niej dosłownie na 5 minut ze znajomym, cześć cześć  jestem Asia a ja Justyna,i tyle. Za jakiś czas (kilka tygodni?) miałam sesję ślubną. Zarezerwowany koń niestety nie wypalił i zadzwoniłam: Cześć Justyna, nie wiem czy mnie pamiętasz, jestem tą i tą osobą, mam do Ciebie prośbę… czy mogłabym dziś zrobić sobie sesję ślubną na którymś z Twoich koni tak za 15 minut? Tak? Ok.🙂 i tak się poznałyśmy..hehe… od tamtej pory nasza znajomość bardzo się pogłębiła.

Mój mąż (od 3 lat) nie jest koniarzem w ogóle. Zawsze chciałam mieć męża, który będzie ze mną jeździł konno, no ale cóż… teraz widzę bardziej plusy jego niezwiązania z końmi, bo każde z nas ma swoją pasję, coś, czego nie robi druga osoba- to dobrze mieć gdzie pójść, uciec, odpocząć od siebie… ja nie za bardzo rozumiem jego fascynacje chemią, rozwiązywaniem testów pożarniczych czy z fizyki przed snem, on kompletnie nie rozumie koni. Nawet czasem patrzy co robię i mówi: znowu siedzisz na tej rewolcie? albo na tym fotoblogu? Jak można tyle rzeźbić o koniach, przecież jaki koń jest każdy widzi.🙂

Moje dzieciństwo nie było traumatyczne. Choć pracoholizm mojego ojca policjanta porażał, rzadko był w domu, bo zawsze w pracy, praca najważniejsza. Teraz też jak chcesz z nim o czymś porozmawiać, to albo o jego pracy, albo o budowie. Wszystko wie najlepiej, najbardziej lubi dyrygowanie innymi. Ech… mój mąż jest inny i to mnie cieszy. Mama pielęgniarka, z każdego zadrapania robiła panikę- dlatego teraz nie o wszystkich moich kontuzjach wie 🤣 rodzice mieszkają 70 km ode mnie. Z 1 strony cieszy mnie to, z 2 strony to daleko… czasem moja mama przeżywa stany depresyjne… ale się nie leczy… i czasem boję się o nią..

A tak na co dzień, też mam mało koleżanek… raczej są to znajome. Mam 2 bliższe koleżanki i 2 że tak powiem przyjaciółki- ale z nimi kontakt utrzymuję głownie listowny… mieszkają w innych częściach Polski. Jedna została świadkową na moim ślubie i w niedzielę przyjeżdża… te prawie 300 km pksem 😎Zawsze wolałam pisać, niż mówić, i w ten sposób właśnie je poznałam- pamiętacie rubrykę w Koniu Polskim „Poznaj mnie” czy jakoś tak? No to dla tej rubryki kupowałam Konia Polskiego🙂

Pracuję w świetlicy socjoterapeutycznej- jestem wychowawcą (starsza grupa) i socjoterapeutą. Dzięki tej pracy jestem wesoła, bo lubię dzieci, czasem zdarzają się naprawdę śmieszne sytuacje, choć czasem zdarzają się też sytuacje trudne… kto pracował z młodzieżą z różnych że tak powiem środowisk, będzie wiedział o trudach tej pracy…. Nie da się nie myśleć po nocach…

Ludzie odbierają mnie za pewną siebie, ale poważną i smutną osobę. Pewnie przez mój wyraz twarzy. Często mnie pytają, czemu jestem smutna. A ja zazwyczaj nie jestem smutna, tylko się po prostu nie uśmiecham 😉

To tak w skrócie. Pozdrawiam Was!
A.   master of sarcasm :]
18 lipca 2013 16:28
deksterowa to witaj w klubie szczęśliwych i radosnych, nie uśmiechających się ludzi  😉 :kwiatek:
.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
18 lipca 2013 19:16
Co do kontaktów z (nie)znajomymi... to chyba nie do końca tak. Po prostu trudno dać się lubić innym, gdy nie lubi się samego siebie. Nie akceptuje własnego postępowania i charakteru i nie robi nic w kierunku docenienia lub zmiany jednego i drugiego.


prawda. ze mnie też taki odludek był. i to całkiem niedawno. gimnazjum spędziłam w stajni/ z nosem w książce. wszelkie wyjścia i imprezy omijałam szerokim łukiem. w pierwszej klasie LO też, a potem przyszła druga i zaczął się sezon 18stek i z domu wyjść musiałam, bo jak nie iść na 18stkę kogoś, kogo się zna 12 lat. i coś kliknęło, wskoczyło we właściwe miejsce i odkryłam że z ludźmi mi dobrze. nie zauważałam, że jakoś tak mimochodem znalazłam się w fajnej paczce.
a teraz to mam. mam z kim wyjść, mam z kim jechać, nawet do miasta oddalonego o 300km.
jak mi źle to mam wsparcie. i dobrze się bawię z nimi i cieszę się, że są.
i czuję się lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej w życiu. ze sobą mi dużo, dużo lepiej. z kontaktami z ludźmi żadnego problemu nie mam, znajomymi, czy nie. człowiek to zwierzę stadne jest 🙂
jeej tyle sie napisałam i mi sie skasowało 😵 w skrócie, cieszę się, ze znalazłam ten wątek, czytajac niektóre posty prawie płakałam. Wiec i ja sie przedstawie, mam 26 lat i pochodzę z Krakowa, dzieciństwo miałam raczej cieżkie i trudne, wiodłam skromne życie nawet bardzo, od zawsze miałam mnóstwo marzeń i nigdy nie wierzyłam, ze je spełnie. W gimnazjum moja mama cieżko zachorowała po wypadku w pracy, musiałam zarabiać, żeby było co jeść, roznosiłam ulotki itp. Dlaczego konie?? nie wiem ale jestem totalnie uzalezniona. Gdy miałam rok siedziałam na koniu, gdy miałam dwa dostałam pierwszego konia - na plakacie i mam go do dziś! W wieku 11 lat zaczełam swoją przygodę w Krakowskiej Ewelinie, niestety kasy brakło więc jeździłam u chłopa za pracę, poźniej długa przerwa, poznanie męża i spełnienie męża i po częsci gdzieś tam w srodku mojego marzenia, budowa rajdówki - przygoda nie trwała długo bo niektórzy ludzie sa nieuczciwi i nas okradli więc skonczylismy z tym na jakis czas. Pojawiło sie dziecko, ślub a ja stwierdziałam, ze chce wrócić do koni, zaczełam dzierżawic ujeżdżeniowego arabka, jednak przerwa sprawiła, ze zaczełam sie bać jeździć. Nie poddałam sie, zrezygnowałam z arabka i poznałam cudownego konia i jego właściciwlkę z którą utrzymuje kontakt do dzis. Podjełam decyzję o przeprowadzce, na wieś, wierzyłam, ze znajde prace kupie konie i bede prowadzić szkołkę i tu po raz kolejny zderzyłam się z przykrą rzeczywistością, pracy brak i koni też. Mąż otworzył sklep, zapożyczając sie na sporą sumę, ja w międzyczasie dostałam prace. Sklep nie wypalił, znów pożyczka i inny interes, z moją pracą też nie było dobrze, za minimalną krajową, gość spóźniał sie miesiąc z wypłatą a w zimie 5 st w hurtowni. Gdy się przeprowadzilismy, mąż powiedział, ze chce abym zrobiła prawko na cieżarówkę, wiedział, ze od dziecka mi się podobały trucki, liczyłam ze bedzie mi łatwiej o pracę, haaa za każdym zarem gdy dzwoniłam o pracę goście mnie wysmiewali. Los chciał, że udało mi się dorobić naczepę i wszystkie uprwanienia zawodowego. Rzuciłam prace i zaczełam pomagać mężowi w sklepie, jednak ten zaczą przynosić straty a ja po raz kolejny zaczełam zrezygnowana dzwonić po ogłoszeniach is ię udało przez rok pracowałam na wywrotce właściwie spłacając długi, poźniej wciągnełam meża i gdy juz wydawało sie być dobrze firma zaczeła upadać. Zaczeliśmy jeździć na miedzynarodówce - cudowna praca, od zawsze marzyłam od zwiedzaniu świata a jeżdząc cieżarówką mogłam połączyc przyjemne z pożytecznym. Jeździliśmy również na Ukrainę i to był powód, że zrezygnowałam z tej pracy, powiedziałam ze wole żyć spokojnie w domu za mniejsza kase niż tam jeździć, dzieciak tesknił, my też, a ja przez te wszystkie lata teskniłam za końmi. Od 3 lat studiuje diagnostykę samochodowa, niedługo obrona, kiedyś chce zrobić uprawnienia, dzis ciągle usiłuję naprawić stajnie i wprowadzić konie, ciąglę do tego dąże. Opisałam wszytstko w krótkim zarysie, ale nie miałam łatwo do dziś sie martwię i nie chce, aby powróciły czasy z dzieciństwa, mam małą paranoję, ciesze sie z tego co osiągnełam i wierze, ze w dużej mierze to zasługa mężą choćby wsparcie, bo kasowo cieżko. Cieszę sie, bo dotknełam cieżkiego chleba jeżdząc sama cieżarówką i wiem, ze kobiety potrafia, bo czytając te wpisy jestem pełna podziwu. Dzis pracuje - jestem na stażu, mój maż tez pracuje. Mieszkamy na podkapraciu w pierwszym roku myslałam, że się pochlastam taką dziurą mi sie wydawało, dziś wiem, ze to jedno z piękniejszych zakątków i codziennie sie zakochuje w tym miejscu, chciałabym tu zostać do konca i na zawsze mając swoje wierzchowce pod domem, posiałam nawet owies😀 staram sie być optymistką, choć jest ciezko mając bagaż doswiadczeń.
Bardzo fajnie się czyta Wasze historie... 😉

Może i ja coś naskrobię....
A.   master of sarcasm :]
18 lipca 2013 20:54
Hmmm wydawało mi się, że już się opisałam w tym wątku  😎 ale widocznie to było gdzieś indziej, w zeszłym roku, bo i ten wątek młody 😉
Jak się zbiorę, to się opiszę, bo to będzie długa historia raczej 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się