Ku przestrodze. Wypadki których można było uniknąć.

mi się nigdy są nie odpiął... raczej zawsze działanie człowieka - ktos złapał za niego zamiast za linke, albo konia- zębami -sam albo kolega (ta...mam magików 😉 )
no albo jak już luźny, popsuty jak pisze jestemzlasu
No - miałam nówkę sztukę - i ogiera, starszego, mega spokojnego. Płuczemy mu nogi pod stajnią, zjechała gromadka kucyków na konsultacje - w tym, jasne, klacze. Koń poczuł? usłyszał? (1/2 km dalej) i szybko uniósł głowę. Wystarczyło. Był Wolny  😜. Panika dzieciaków z kucykami gdy wparował w nie ogier - pamiętna.
I cóż - przyprowadzić trzeba było uwiązem wokół szyi, bo karabinkowi zaufać - nie dało się. Neva-eva "bezpiecznych" przy ogierach (ani przy klaczach, gdy w pobliżu ogiery), ani... w ogóle! Nie rozumiem tego: "żeby odpiąć gdy naciągnięty". A po co? Jak w ręku - można puścić. Jak uwiązany - tak ma być uwiązany, żeby jeden ruch i koniec odwiązać. A już "bezpieczny" w transporcie to w ogóle paranoja. Ostrego noża trzeba przy sobie i tyle.
Karabinek powinien być Niezawodny. Inna rzecz, że masa tych "nie-bezpiecznych" jest... do d*. Byle ruch - i bolec przelatuje na drugą stronę (podobnie jak w kantarach). Mam uwiąz z go-sportu, taki czarny, miękki. Karabinek po byku, nie ma mowy, żeby coś puściło. I to się sprawdza.
halo, tak, masz racje oczywiście - kazdy musi być niezawodny. i jedne i drugie zdarzają się tandetne (te nowe najczęsciej... )-jeszcze pękają przy byle szarpnięciu ;/
dlatego właśnie też wiąże ZAWSZE na bezpieczne. no ...tylko część koni umie je tak szybko jak ja rozwiązać... nawet z kilkoma pętlami (np mój magik ;] )
no i jak się mocno zaciśnie (część jest z takich podatnych linek - miekkie, mało zbite) to też czasem nei da się rozwiązać (tak było przy tym odsadzeniu... wywaliłam od razu ten uwiąz...
W sumie morał taki, że jest parę rzeczy, które kupować można dopiero po starannym "obmacaniu" i obejrzeniu. Uwiązy do nich należą. Trzeba posprawdzać "jak to działa".
Zgadzam się, że karabinki bezpieczne są do d... i dla bezpieczeństwa własnego omijam je szerokim łukiem. Wyjaśniałam tylko zasadę działania, bo jak widać niektórzy są przekonani, że one właśnie mają się same odpinać. Poza wszystkim odpinając taki karabinek na napiętym uwiązie ryzykujemy przyjęcie na siebie rykoszetu, dlatego to dla mnie wynalazek mocno nietrafiony. Ale w wielu sklepach królują...
No to przy okazji. Takie uwiązy są be:



Za gruby i za miękki materiał, zaciskają się na amen, a to się może źle skończyć.

Czasem lepiej jak uwiąz lub karabińczyk puści, a czasem wręcz przeciwnie.
Dava   kiss kiss bang bang
19 października 2013 06:31
Julie właśnie to są najlepsze uwiązy. Grube i miękkie tak, że nie poparzą rąk. Jak prowadzę konia to uwiąz się mi na niczym nie zaciskuje, bo nigdy nie obwiązuje nim dłoni  🤔
Wielkie nie dla uwiązów z 'bezpiecznym' karabińczykiem i cienkich jak glisty  😀iabeł:
Dava, chodzi o zaciśnięcie się supła jak przywiążesz. takie za miekkie się zaciskają nawet zawiązane na bezpieczny.
ja mam 2 takie - (pomijając ich błyskawiczne niszczenie się) to sa fajne, no i ładne - do prowadzenia czy lonżowania (ten patent od kantara miedzy nogami za kłąb), ale do wiązania nie - za krótkie i ryzyko zaciśnięcia 🙁
Julie ja np. je sobie chwalę. Kupiłam je rok temu z przypadku, po prostu omijałam inne z bezpiecznym karabińczykiem i trafiłam na te. Do dzisiaj się bardzo dobrze sprawują.
horse_art nawet jak się zacisną to odwiąże je szybciej niż inne, które posiadałam wcześniej. Miałam jeden o typowej grubości, nie był za cienki ani również przesadnie gruby i szczerze powiedziawszy to jak tamten "przykleił" mi się do słupa to jedyne co mi pozostało nazywało się nożyczkami. Odwiązać nie dało rady.
Dava, Tak jak mówi horse_art, - one się nie nadają do wiązania, w ogóle nie miałam na myśli prowadzenia. 
Kilkanaście razy w życiu zdarzyło mi się, że koń go tak zacisnął, że się nie dało odwiązać.
Dla mnie jedyne słuszne uwiązy to właśnie te "cienkie jak glisty" z bezpiecznym karabińczykiem. 😁 (ALE, tak jak mówi halo, nie dla ogra 😉 )
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ja jestem trochę inna i mam trochę inne doświadczenia, potrzeby i przyzwyczajenia związane z pracą polegającą m.in. na wiązaniu różnych koni, do różnych rzeczy, kilkanaście razy dziennie i/lub prowadzaniu w ręku kilku koni jednocześnie.
Trzeba więc jeszcze wziąć pod uwagę do czego i jakiego konia ma uwiąz służyć.
Ja też kiedyś przywiązałam konia na właśnie takim grubym uwiązie. Zacisnął się tak, że za nic nie mogłam tego odwiązać, a wiązałam bezpiecznie. Szczęście że koń dość spokojny, odsadził się, poszarpał chwilkę i się uspokoił. 
fajna idea tych bezpiecznych karabińczyków, jednak w ogóle nie życiowa. Prowadziłam konia z wybiegu do stajni wystraszył sie czegoś, szarpnął karabińczyk sie odpiął koń sam wrócił z powrotem mijając drogę asfaltową dosyć ruchliwą na wybieg. Never ever. Osatnio klacz zapięta na normalny karabińczyk, sztywny grubu wiąz odsadziła sie przy czyszczeniu uwiąz się sam rozwiązał, nie zacisnął. Fajne takie grube, sztywne uwiązy.
Zależy czy i na ile taki gruby, miękki uwiąz jest "pusty" w środku - no i na ile długi (mowa o wiązaniu). Ech, z tymi uwiązami - zmiennych tyle, że kolorem nie warto się kierować 😀
Te cienkie, krótkie "sztywne" mają często zakładki jak łuski - nawet w rękawiczkach potrafią dłoń załatwić 🙁 i utrudnić odwiązanie, te grube i miękkie - są, niestety, dość elastyczne - i to duża wada: nie trzeba dłoni owijać, żeby przy szarpnięciu zachował się jak naciągnięta sprężyna i ścisnął palce  - tak sobie załatwiłam serdeczny palec, po prostu naprężający się uwiąz, bez żadnej pętli, docisnął mi palce do siebie i zmiażdżył dwa stawy.
Dava   kiss kiss bang bang
19 października 2013 12:16
Aaaa  🤣 mówicie o przywiązywaniu.
Mój koń się nie odsadza itd. a do czyszczenia nie muszę go przywiązywać, bo stoi  🤣 więc nie mam tego problemu.
W stajni wszyscy przywiązują uwiązy do sznurków (zawieszka na ścianie, sznurek i do niego uwiąz-jakikolwiek) i to zestawienie sprawdza się najbardziej. Jak koń się odsadza to puszcza sznurek  😉 -> przynajmniej tak jest/było w przypadkach, które obserwowałam

Wiele osób nie potrafi też poprawnie zawiązać węzła "bezpiecznego", którego poprawna nazwa to węzeł flagowy. Zaczynają od zawiązania pojedynczego supła i dopiero na nim wiążą węzeł flagowy. Taki zestaw zawsze się zaciśnie. Sam wielokrotnie miałem problem z uwolnieniem odsadzającego się konia  przywiązanego nawet poprawnie zawiązanym węzłem "bezpiecznym".

Dlatego polecam wiązać konie za pomocą półwyblinki zabezpieczonej węzłem flagowym. Takiego węzła używa się w alpinistyce np. do tyrolek. Można taki węzeł bez problemu rozwiązać nawet kiedy jest obciążony siłą kilkuset kg. Nawet gruby i miękki uwiąz nie powinien się zacisnąć.


Tak się wiąże półwyblinkę:




A tak się wiąże półwyblinkę zabezpieczoną flagowym (karabinek zabezpieczający w przypadku wiązania konia jest niepotrzebny):



Aaaa  🤣 mówicie o przywiązywaniu.
Mój koń się nie odsadza itd. a do czyszczenia nie muszę go przywiązywać, bo stoi  🤣 więc nie mam tego problemu.
W stajni wszyscy przywiązują uwiązy do sznurków (zawieszka na ścianie, sznurek i do niego uwiąz-jakikolwiek) i to zestawienie sprawdza się najbardziej. Jak koń się odsadza to puszcza sznurek  😉 -> przynajmniej tak jest/było w przypadkach, które obserwowałam


Patent ze sznurkiem jest dobry, ale są konie które uczą się szybko, że wystarczy mocniej pociągnąć żeby się zerwać. Znam takie konie, które bez problemu stoją przywiązane, dopóki nie trzeba ich np. ogolić, przerwać lub podać zastrzyk. Wtedy zaczynają napinać sznurek, aż ten w końcu strzeli i już ich nie ma. 👀
A jak przepraszam ta półwyblinka się rozwiązuje w przypadku odsadzającego się konia, bo nie umiem sobie zobrazować?...
Dava   kiss kiss bang bang
19 października 2013 14:51
Perszeron obawiam się, że nie ma takiego patentu, który zatrzymałby konia co postanowi nawiać  😀iabeł: i z dwojga złego lepiej żeby nawiał, niż wywalił się na plecy i skęcił kark (bo coś go tak super przytrzymało i nie puściło)

Ja tam bym wolała urwany sznurek, niż oderwany karabinek lecący w moją stronę  😉
A jak przepraszam ta półwyblinka się rozwiązuje w przypadku odsadzającego się konia, bo nie umiem sobie zobrazować?...

Wydaje mi się, że wg zdjęcia "wisząca" linka z lewej strony to jest ta idąca do kantara, ta z prawej - wolny koniec. W przypadku odsadzenia się wystarczy wyjąć wolny koniec z karabińczyka (łapiąc za prawą pętlę przechodzącą nad karabińczykiem), a reszta sama się wysunie, jeśli koń nadal się będzie szarpał.
Kenna To nie jest samorozwiązujący się węzeł, tylko taki, który łatwo rozwiązać pod obciążeniem. Nie zastępuje on bezpiecznego karabinka, tylko jest to usprawnienie węzła "bezpiecznego", który lubi się tak zacisnąć, że nie sposób jest wtedy jednym szybkim ruchem uwolnić odsadzającego się konia.

Dava I tak i nie. Są sytuacje w których lepiej żeby koń się zbyt łatwo nie urwał. Oczywiście jak koń się porządnie odsadzi to coś w końcu strzeli i nie ma na to bata, ale w wielu przypadkach zanim się coś urwie, zdążymy zareagować i odwiązać konia ciągle jednak trzymając w ręku uwiąz.

Nie mam nic do metody ze sznurkiem, lub do nie przywiązywania konia wcale. Sam często stosuje te metody jeżeli sytuacja na to pozwala. Po prostu czasami konia lepiej przywiązać na sztywno i wtedy dużo lepiej przy odsadzeniu sprawdzi się węzeł, który pokazałem niż tradycyjny. Tylko tyle.



ja wiąże tak: (do koniowiązu - drąga też)

tylko przez to oczko przeciągam ponownie złożoną na pól wolna linkę - w to oczko kolejny raz... kilka razy - większa pewność. bo część uwiązów się też łatwo rozwiązuje sama jak jest jedno przełożenie.
oczywiście lepszy (jak zawsze) długi uwiąz. i taki "niezaciskający" - nie za miękki (splaszczanie, naciąganie), nie za cienki, nie coś tam 😉))
to wbrew pozorom bardzo łatwe,
zeby to rozwiązać do całkowitego uwolnienia -wystarczy pociągnąć za wolny koniec. przy dobrym uwiązie bez supłów nie ma opcji żeby się nie dało

taki pisząc "bezpieczny" mieliście na myśli?
O własnie, ja też tak wiążę jak  horse_art, nie bardzo wiedziałam jak to pokazać obrazowo. Sto lat temu 😉 jak jeszcze jeździłam w klubie, pokazali nam takie wiązanie i teraz wiążę w stajni tak wszystko. Fakt, wystarczy pociągnąć za koniec uwiązu i samo się rozwiązuje, a zablokować można wsadzając koniec linki w pętelkę. 
albo kilka pętelek - nie skraca czasu, a jest pewniejsze (samo-rozwiązanie czy przez konia) i uwiąż nie wisi (ja mam baaardzo długie 😉 )
Nirvette   just close your eyes
20 października 2013 00:08
Bedac poczatkujacym jezdzcem lonzowalam kuca. Mial kantar i na to oglowie (instruktorka kazala, nie wnikalam), lonze przypielam do kantara, kuc galopowal dookola, nie wyrywal, nie szarpal, grzecznie chcial sie wybiegac. Ja lonze trzymalam w obu rekach, a kuc sie rozmyslil i nagle wyrwal do stajni. Ciagnac mnie za soba, bo powiedziano, ze nie wazne co - lonzy nie puszczac. Efektem na szczescie tylko siniaki i starta skora.
Przypadek siodla wpadajacego pod brzuch niestety tez nie jest mi obcy. Jezdzilam na hucule w siodle westernowym, popreg strzelil, ale nie puscil do konca. Ja spadlam, siodlo pod brzuch, kon panika i biega dookola. Dwoch wielkich facetow jak juz go dorwalo to musieli go polozyc, zeby zdjac z niego to siodlo. Na szczescie kon mial tylko mala ranke na nodze i troche spanikowal.
A w te wakacje kon pyskiem rozwalil mi ucho 🙂 mam w uchu kolczyk, industrial. W wakacje mialam przy nim mala ziarnine. Stalam obok konia, ktory czekal na swoja kolej na myjce, trzymalam go na uwiazie i rozmawialam z kolezanka. W tym momencie kon stwierdzil, ze cos interesujacego jest za nim i machnal glowa w tyl, a moja glowa przypadkiem pojawila mu sie na drodze. Pyskiem strzelil mi w ucho, zalalam sie krwia, bo trafil prosto w kolczyk. Na szczescie kolczyk ocalal, ucho tez, a w efekcie zniknela mi ziarnina. 😁
Nirvette opisujesz wypadki, których można było uniknąć - przynajmniej częściowo
Po pierwsze lonżujemy zawsze w rękawiczkach - nawet kiedy jest mega upał
Po drugie przy koniach nie mamy nigdy żadnej biżuterii na sobie. Można stracić ucho, palec, itp. i to całkiem przypadkiem... Ot spadając z konia można zahaczyć kolczykiem o element rzędu
[quote author=_Gaga link=topic=92172.msg1903252#msg1903252 date=1382251434]
Nirvette opisujesz wypadki, których można było uniknąć - przynajmniej częściowo
[/quote]

i taki cel wątku 🙂

również przestrzegam przed kolczykami, bransoletkami, pierścionkami(!) itp. niezrywające się naszyjniki też nie najlepszy pomysł... 
od drobnych obtarć, na poważnych urazach kończąc...

kon pociągnął koleżankę za kolczyk. cud, że ten sie rozpiął i wypadł a nie rozerwał ucho. kolczyk został wypluty - drugi szczęśliwy traf 😉
obtarcia od pierścionków po jeździe (nawet w rękawiczkach)to standard, ale widziałam też amputacje, wyrwania ze stawów itp po tym jak o coś zahaczył (już nie końskie, ale tak samo jak zaczepi się o uwiąz, lonże, rząd przy spadaniu... )
Pisałam już tu gdzieś o odsadzaniu się koni przywiązanych... Uniknąć tego typu wypadków można oduczając konia odsadzania się. Większość osób żałuje na to czasu bądź boi się podejmować naukę stania na uwiązie tłumacząc ,że konik pewnie zrobi sobie krzywdę i będzie miał traumę. W efekcie takiego rozumowania używa się jakichś super karabinków i nawet przywiązuje cieniutki sznureczek ,który się zrywa jak koń odsadzi. Oczywiście uniknie się wtedy wieszania się i szarpania itd. ale właśnie dzięki takim zabiegom koń uczy się odsadzać! Koń dowiaduje się ,że jak szarpnie odpowiednio mocno to odzyska wolność i będzie się odsadzał coraz mocniej przekonany ,że mu się to uda prędzej czy później a w tym przekonaniu może zrobić sobie krzywdę. Kiedyś pierwszą cechą użytkową  przy zakupie konia było sprawdzania czy koń spokojnie stoi uwiązany. Dziś normalny jest strach przed przywiązywaniem...?
Sprawdzonym (powszechnym w USA) sposobem na oduczanie odsadzania jest uwiązywanie konia do mocnej,grubej DĘTKI TRAKTOROWEJ zamocowanej do mocnego słupa. Daje to taki efekt, że koń ciągnąc nic sobie nie uszkodzi ale też nie uwolni się. Przy okazji dowiaduje się ,że stanie w miejscu jest dla niego bardziej komfortowe. Sposób przeze mnie sprawdzony. Mój koń oduczony tak skutecznie ,że kiedyś bardzo mile mnie zaskoczył, otóż stał uwiązany do ogrodzenia na ujeżdżalni podczas gdy dziewczyna jeżdżąca po placu na kobyle artystce wjechała nią prosto między słupek a łeb uwiązanego. Kobyła połamała żerdzie i słupek też się złamał a konik cokolwiek wystraszony odsunął się wraz ze słupkiem ze dwa metry i dalej stał spokojnie uwiązany do słupka!
Źrebięta także przywiązuję do matek i do koniowiązów ,uważam taką naukę za podstawę.













Szczerze napiszę, że u nas też się to sprawdziło. Kobyła odsadzała się, aczkolwiek świeżym moim nabytkiem była, więc o tym nie wiedziałam dopóki nie zaistniała taka sytuacja. Zrobiła, co zrobiła lecz uwiąz nie puścił i tak się oduczyła. Do dzisiaj stoi jak zaklęta.
Tylko,że jak koń bardziej ekspresyjny w wyrażaniu swej frustracji i przekonany ,że się może uwolnić to na zwykłym, dłuższym uwiązie może coś sobie naderwać albo wyrwać słupek czy pierścień do uwiązywania a na takim fest słupie z dętką traktorową to będzie się tylko siłował i analizował pod czaszką. Słyszałam ,że ranczerzy przywiązują konie do ich własnych ogonów i też działa.
[quote author=_Gaga link=topic=92172.msg1903252#msg1903252 date=1382251434]
Nirvette opisujesz wypadki, których można było uniknąć - przynajmniej częściowo[/quote]
to chyba trafiła w temat wątku, nie? 😉
Po pierwsze lonżujemy zawsze w rękawiczkach - nawet kiedy jest mega upał
oczywiście, że tak, ale Nirvette nigdzie nie napisała, że lonżowała bez rękawiczek, otarcia mogły być równie dobrze na innych częściach ciała niż ręce - od przejechania się za koniem.

Po drugie przy koniach nie mamy nigdy żadnej biżuterii na sobie. Można stracić ucho, palec, itp. i to całkiem przypadkiem... Ot spadając z konia można zahaczyć kolczykiem o element rzędu

a tu się zgodzę. i jeszcze dorzuciłabym do tego zestawu zamianę okularów na soczewki na czas pobytu w stajni - to już z własnego doświadczenia, raz już naprawiałam oprawki, na widok których optyk zrobił: 🤔zok:, tak były pogięte po tym, jak rąbnęłam z konia... przy innych upadkach jakoś zawsze miały szczęście i przeżywały bez uszczerbku (choć raz spadłam za przeszkodą, poszłam złapać konia, nie zwracając uwagi, że zostałam bez "zapasowych oczu", idąc po konia, usłyszałam: "a gdzie twoje okulary", co skończyło się głośnym "panie trenerzeeee, niech pan tam nie jedzie!" - bo on skakał dalej, na szczęście nie trafił w okulary i też przeżyły 🙂😉.

z wypadków, których można było uniknąć - przypomniał mi się jeden. byliśmy w innej stajni na zawodach, wracając dostaliśmy telefon od kogoś, kto wrócił do nas z zawodów trochę wcześniej, że "gdzie jesteście, bo konie zerwały pastuch i nawiały" (stado kilkadziesiąt sztuk, zasadniczo wróciły na teren stajni, która była po drugiej stronie polnej drogi, więc nic poważnego poza tym, że biegały luzem i bawienie się z nimi samodzielnie było średnią perspektywą). dojechaliśmy, poleciałam pomagać, byłam w sandałach (no bo... był upał, pojechałam sobie na te zawody jako widz, w stroju codziennym, a jak wróciłam, to nawet nie bardzo było kiedy zmienić). pastuch był już naprawiony, część koni w boksach, część trzeba było wyrzucić z powrotem na pastwisko. dostała mi się "w udziale" kobyła elektryczna, idąca z głową w chmurach i w związku z tym nie patrząca pod nogi, generalnie zainteresowana w tamtym momencie wszystkim innym, tylko nie człowiekiem. idę z nią w stronę pastwiska, byłyśmy już przy bramie prowadzącej na tą polną drogę, usłyszałam, że gdzieś tam "w tle" gania inny koń (jedyny jeszcze nie złapany, taki dzikus trochę), odruchowo odwróciłam głowę, żeby sprawdzić, czy on nie nawieje przy okazji wyprowadzania kobyły... i kobyła mi wlazła na stopę. 😵 koniec końców rozwaliła mi tylko paznokieć, ale od tej pory never ever niezakrytych butów przy koniach, nawet z przypadku...

edit: poprawa cytowania
Pędzidełko jakoś bardziej od dętki czy wiązania do ogona ( ❓ ) przemawia do mnie bloker uwiązu.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się