Dzisiaj zrobiłam sobie porównanie przed i po leczeniu wrzodów żołądka, w sumie dla siebie, ale stwierdziłam, że Wam też pokażę, bo wiele osób uważa, że wrzody u konia to tylko kolki...
Więc popuchnę sobie... Troszkę z siebie, że nie przestałam szukać dlaczego mój koń jest taki niebezpieczny i nie przyjęłam do wiadomości, że mój koń to zabijaka tylko dlatego, że taki ma charakter... I bardzo sobie popuchnę ze skutków leczenia. 🙄 bo zawsze sobie mówiłam, "na pewno nie ma wrzodów, bo nie ma kolek, chudnie, bo nie ma trawy/bo trenuje, a chce mnie zrzucić, bo taki ma charakter" 🙄
Styczeń 2014 jak jeszcze nie wiadomo było o wrzodach żołądka, koń chociaż jadł dużo i nie trenował wyglądał jakby był zabiedzony 🙁 dopiero teraz widzę, że to chudnięcie-tycie-chudnięcie było zawsze w tych samych porach roku
Maj-lipiec udało się mu przybrać, ale jadł "pełnymi wiadrami", był nieznośny i niebezpieczny, na treningach i zawodach fruwałam nad siodłem. Pierwszy do "odstrzału" poszedł szpat, ale wszystko było pod kontrolą weterynarza i nie dawał reakcji bólowych, a koń nadal nie chciał współpracować i był nerwowy(a wręcz wpadał w furię)... i zaczął znowu chudnąć
W sierpniu po badaniu okazało się, że jednak ma wrzody żołądka i leczenie trwało aż do grudnia 2014...
A ostatnie zdjęcie z dzisiaj, może nie ideał, ale ja sobie cicho puchnę... koń standardowo żywiony, a wygląda lepiej niż jak rok temu jadł różnorakie muesli/pasze na przytycie. I w końcu mogę z nim normalnie nawiązać współpracę, charakter ma jaki ma, nie jest łatwym koniem, ale już nie pamiętam(i nie chcę pamiętać 😉 ) tych wszystkich chwil kiedy perfidnie chciał się mnie pozbyć z grzbietu.
Edit: Dziękuję, że mogłam się wygadać :kwiatek: