"Nie ogarniam jak..."

Mój brat lat 13. Nie jada słodyczy, nie pija słodkich napojów, ale to młody sportowiec  😉 Wielkim wyjątkiem jest pizza, albo burger.
CzarownicaSa - yep. To dla nich abstrakcja - ale jako dzieciakowi w przedszkolu, szło mi wytłumaczyć, że od nadmiaru czekolady będzie bolał brzuch i lęgną się owsiki (prawie każdy miał chyba jako dzieciak i wiedział, jak od nich tyłek szczypie...), od ziół i witamin w owocach ma się śliczne włosy, a od mleka zdrowe kości, co się nie będą łamać i będę silniejsza. Jak będę jeść za dużo cukru, to będę miała cukrzyce jak dziadek, albo powypadają mi zęby. Idzie dobrać przekaz do grupy wiekowej, tylko trzeba chcieć... wiadomo, że spora część to kłamstewka czy znaczne uproszczenia, ale się da.
I przede wszystkim trzeba też trafić do dziadków i rodziców 😉
Ok, ale on tak je "bo nie ma wyjścia" czy dlatego, że doskonale rozumie zależność zdrowe jedzenie=zdrowie?


Ma wyjscie, wspominalam wyzej, ze ma dostep do pieniedzy i do sklepu bez mojej kontroli. Doskonale wie, ze jak bedzie jadl same slodycze i same maczne rzeczy, to bedzie tyl i moga pojawic mu sie dziury w zebach.

Ale on akurat ma stycznosc z wieksza liczba sportowcow i ma naoczny dowod, ze zdrowe jedzenie jest rowne wynikom w sporcie i braku bebna, za to pojawia sie klata, bic i szesciopak.

I ja tez nie wmawiam mu znad puszki coli, ze ma pic wode i nie siedze na kanapie mowiac, ze ma wyjsc na dwor sie poruszac 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
05 września 2015 16:11
To teraz zadajmy sobie kolejne pytanie- ile dzieciaków ze zwykłej, klasycznej szkoły ma rodziców uprawiających sport, biegających z nimi i odżywiających się zdrowo?
To wszystko w teorii brzmi fajnie. Osobiście mnie bardzo cieszy, że coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne są ćwiczenia i zdrowe odżywianie. W porównaniu z tym, co było jeszcze x lat temu- widzę o wiele więcej sklepów ze zdrową żywnością, mówi się o tym w programach telewizyjnych, czyta w gazetach, siłownie są coraz popularniejsze, widok człowieka uprawiającego jogging nie jest już czymś niezwykły tylko normą 😀
Więc postrzeganie ludzi zmieniło się i to bardzo. Nie oceniam, czy usunięcie słodyczy ze sklepików to dobry bądź zły krok- bo to we mnie jako matce leży obowiązek zadbania o edukację żywieniową dziecka, a nie w usuwaniu mu sprzed nosa pokus. Bo jak mojej kontroli zabraknie... to będzie jak u mnie- mama z gadką nade mną nie wisi to mogę wpierdzielać co chcę.
Dlatego według mnie usunięcie słodyczy to... pójście na łatwiznę? Takie coś robione na pokaz- "usuniemy słodycze, nie będą nas oskarżać, że nic nie robimy".
Jak tak patrzę to niedługo może i w zwykłych sklepach zakażą umieszczania słodyczy na widoku, żeby dzieci nie prowokować do robienia histerii i proszenia o nie?  🙄
Dla mnie sklepik w szkole powinien być jak każdy normalny sklep, różnić się tym, że nie trzeba wyjść poza szkołę by coś zjeść.
Takie biadolenie, że dzieci otyłe.. ciekawe kto lata z dziećmi po zwolnienia z ćwiczeń do lekarzy, bo raczej same tam nie chodzą. W gimnazjum miałam połączone dwie klasy na wf i byłam JEDYNA która na nie uczęszczała, co skutkowało, że zawsze chodziłam z chłopakami, bo nie było innych dziewczyn. Reszta miała zwolnienia, bo za zimno, bo chlor, bo po lekcjach, bo sie dziecko wstydzi ubrać w strój.. Z biegów też mnóstwo zwolnień, raptem wszyscy astmę mają. A no i z ćwiczeń gimnastycznych też, bo przy przewrotach można się uszkodzić.
Za to powinni się wziąć.
TheWunia - a u mnie w gimnazjum stałe zwolnienie lekarskie miała aż jedna osoba, poza tym wszyscy ćwiczyli, a jak próbowali kombinować na własną rękę, z kiepskim zwykle skutkiem 😉
Za to spotkałam tylu tłuków kartoflanych jako nauczycieli wf-u, którzy o niczym pojęcia nie mają, ani o bezpieczeństwie, ani o sensie ćwiczeń, ani podejścia żadnego jako pedagogowie, że zastanawiałam się, czy trzeba być jakoś specjalnie opornym, żeby zostać wfistą  🤔wirek: Serio, jedynie jakaś 1/4 ze spotkanych była normalna, przy reszcie, to nawet najbardziej zapalonemu atlecie chęć do ćwiczeń nikła... a tylu młodych, fajnych, zapalonych ludzi kończy AWF  🙄
Wf w szkole to był jakiś poroniony pomysł. O 8 rano totalne przepraszam za słowo przeszmacenie, żeby potem do 16 czuć się nieświeżo i niekomfortowo. Wypadałoby pomyśleć i po wfie zrobić przerwę dłuższą niż 5 minut. Prysznic powinien być wpisany w część takiej lekcji, tak jak uzupełnienie płynów po niej.
Na uczelni było to już zupełnie inaczej rozwiązane, szatnie połączone z łazienką i prysznicami. W szkołach w których poprzednio miałam przyjemność trudno było szukać takiego rarytasu. Zresztą, nawet gdyby były to nie byłoby na to czasu, gdy w pośpiechu zmieniało się gacie i biegło na taką na przykład matematykę  😁.
A same lekcje... Też ogólnie najlepiej nie wspominam. Czasem lepiej czasem gorzej.
Przecież był i jest sposób na to, żeby dzieci w szkole nie jadły "śmieci". Wystarczy nie dać kasy. No nie dać. Za to można zapłacić z góry powiedzmy 50 pln w sklepiku, otwierając "kredyt" dla dziecka, z info, że "tylko zdrowe".
Nie wiem jak w szkołach-molochach 🙁, ale szkoły-molochy to...

keirashara, zasadniczo zgoda co piszesz, ale...
Albo jesteś nie doinformowana, albo jesteś... zwolennikiem opowiadania dzieciom głodnych kawałków. Sory, od czekolady nie dostaje się owsików. Ani cukrzycy od cukru. Paradontoza też dopada dość niezależnie od stylu żywienia. Próchnica ma związek z cukrem, tak.
halo - napisałam, ze to kłamstewka. Mnie, jako słodkosia skutecznie powstrzymywały przed konsumpją samej czekolady. To, że jak ją zjem na śniadanie bedzie mnie bolał brzuch to też ściema, ale podaj lepszy przykład jak wytłumaczyć, że nie bardzo ją jeść na śniadanie 3 latce 😉
tet   Nie odbieram wiadomości priv. Konto zawieszone.
05 września 2015 17:54
Ale naprawde nei mozna robic dziecku kanapki?
Zlikwidowac te sklepiki? Jak nie bedziemmialo cyrkla to sie swiat zawali czy co?
keirashara, prosto: że śniadanie to energia na cały dzień, i ważne, żeby była zdrowa, żeby brzuszek dostał wszystko co potrzebne i czuł się pełny. A czekolada nie wypełni brzuszka, za to rozwinie tłuszczyk.
Tłumaczyłam też (ogólnie o słodyczach), że owszem, smaczne, ale... zjesz, zacznie cię roznosić a potem będziesz flak.
No i jeszcze: Bo JA sobie tego nie życzę, bo cię kocham i chcę, żebyś był/a zdrowy/a, dlatego NIE.
Z tym, że ja nie mam nic przeciwko słodyczom. Jedynie przeciw nadmiarowi i uzależnieniu.
A co do czekolady na śniadanie... to zjeść paru kostek nie wolno, ale wypchać się "pysznym kakao" to już wolno???

tet, jak się ma 5 dzieci, a każde na inną godzinę, a ty do pracy... to z tymi kanapkami to tak słabo.
halo - ok, zgadzam się. Podałam przykładowo, co pamiętam, że mi mówiono i co na mnie "działało" 😉
Co do czekolady - to ja pamiętam awanture, że chciałam tabliczke zamiast śniadania zeżreć. Samą czekolade, nic poza tym  😁
tet - ja miewałam szczególnie w gimnazjum/liceum zajęcia czasami od 8 do 16-17. Powodzenia na samych kanapkach. Czasami ma się kilka dzieci. Czasami zapomni się czegoś do picia, a żar z nieba się leje.
Pozatym ludzie prowadzący sklepiki to też ludzie, a sklepik to ich praca. Nie wiem, czy byłabyś zadowolona, gdyby zamknięto Ci działający biznes, kiedy masz już pare lat na karku, rodzinę i tylko takie doświadczenie zawodowe. Na tym rzadko kto zbija kokosy na pół roku do przodu. Po prostu takie zamknięcie sklepików nie jest fair w stosunku do tych osób. I nie jest chyba nawet prawne? Bo część sklepików, to osoby, które wynajmują pomieszczenia od szkoły.

tet   Nie odbieram wiadomości priv. Konto zawieszone.
05 września 2015 18:33
keirashara, prosto: że śniadanie to energia na cały dzień, i ważne, żeby była zdrowa, żeby brzuszek dostał wszystko co potrzebne i czuł się pełny. A czekolada nie wypełni brzuszka, za to rozwinie tłuszczyk.
Tłumaczyłam też (ogólnie o słodyczach), że owszem, smaczne, ale... zjesz, zacznie cię roznosić a potem będziesz flak.
No i jeszcze: Bo JA sobie tego nie życzę, bo cię kocham i chcę, żebyś był/a zdrowy/a, dlatego NIE.
Z tym, że ja nie mam nic przeciwko słodyczom. Jedynie przeciw nadmiarowi i uzależnieniu.
A co do czekolady na śniadanie... to zjeść paru kostek nie wolno, ale wypchać się "pysznym kakao" to już wolno???

tet, jak się ma 5 dzieci, a każde na inną godzinę, a ty do pracy... to z tymi kanapkami to tak słabo.


Nas bylo 5 cioro, a czasy takie, ze nic kupic sie nie dalo. Nie sadze zebys ty sie w innych czasach wychowala. Wtedy dzieci mialy kanapki, a jak ktos byl majteny to mial codziennie nowy paier, reszta skladala paierek i chowala na kolejńy dzien.
Na studiach tez mialam nie tylko kanapki, mialam no termos z herbata. Jakos stara starsznie nie jestem, mam 36 lat, ale na studiach nie mialam kasy na frytki w barze, obwarzanka czy batonika. Tak po prostu. Teraz sie zastanawiam, czy ja zylam tak biednie czy dzis ludzie poszaleli i w sklepie musza byc ze trzy razy na dobe.
Naprawde ciezko bez jedzenia czegos innego niz kanapki w ciagu 8 godzin? Matko, ile mozna jesc?
A kanapki nawet można zrobić dzień wcześniej i włożyć do lodówki, dzięki czemu nie traci się czasu rano. Ja nieraz w liceum czy nawet na studiach potrafiłam większość dnia być na kanapkach i jogurcie, bo po szkole/zajęciach od razu do stajni a na 'przerwę obiadową' szkoda mi było czasu. Żyję i mam się dobrze🙂
zen, ale nie każde dziecko jest tak poukładane i słucha rodziców.

Nikt mi nie wmówi, że gdyby w sklepiku były do kupienia mango, kiwi, banany, kanapki (mogą być białe), tosty (u mnie w LO tosty z serem i szynką były hitem), woda, herbata, soki to sklepik by nagle upadł.

Magdzior, ale dzieci lubią kupić. Nieważne co, liczy się fakt.
tet, Ja jestem rocznik 81.
Do szkoły mama zawsze robila mi kanapki i dawała owoc.
W podstawówce miałam obiady wykupione ( przez cala podstawówkę ).
Do sklepiku zaglądałam po cos do picia.
W liceum ze sklepiku również nie korzystałam, bo po prostu szkoda mi bylo kasy ma na pierdoly.
Nadal nosiłam ze sobą kanapki albo sałatki albo dania na zimno.
I żyje. Mam się świetnie.

Dzis do pracy również zabieram ze sobą kanapki i obiad przygotowany wczesniej w domu.
Dla mnie ekonomiczniej i lepiej.

Nie wyobrażam sobie, nie przygotować śniadania dziecku do szkoły.

Mysle ze takie " kupowanie byle czego" to zachowania wychodzące z domu.
Rodzic rzuca dziecku 10 zl z tekstem masz kup sobie cos.
No to dziecko " cos" sobie kupuje.




Sorry,ale nie ogarniam,jak można przez ileś tam stron wałkować jeden i ten sam temat? Dziewczyny-litosci 🙇
A ja nie ogarniam lokalnie - pokazu pirotechnicznego na Saskiej Kępie.
Kawałek do Stadionu mam, a łomot taki... I tak długo...
Moje dziecko dostaje kanapki. Codziennie. Nie wiem jakby mogło nie dostawać.
Wodę maja w baniaku w klasie (jeden z rodziców płaci za to)
Sklepik tez maja - ale prowadzą go od zawsze ekoświry wiec wybór jest lepszy niż ustawa nakazuje 🙂😉)

bera7, wszystko zależy od domu. Ja do domu nie kupuje słodkiego, coli, czipsów itd. Nie lubię, nie kupuje (czasem okazjonalnie) i dziecko nie miało do tego dostępu (chyba ze u kogoś) i jakoś o to nie prosi, i sam sobie nie kupuje - pomimo ze kasę swoją ma. Kiedys pisałam - poszedł do sklepu po cos do picia - wrócił z wodą. Na moje pytanie dlaczego nie kupił sobie soku, coli - wolę wodę.
To nie o słuchanie rodziców chodzi - dziecko po prostu powiela schemat.
U mnie w domu nie je sie ryb. I on nie jadą ryb bo nie ma gdzie.
Gdybym mieszkała w Chinach jadłby psy pewnie. A tak nie je. Bo ja nie jem psów, tak jak nie jem czipsów.
Wiec skąd ma je wziąć?
niestety są domy i są babcie, gdzie jada się zdrowo,a w dziecko pcha się monte,danio, kinder niespodzianki, kaszki potrójnie słodzone,kakao
Nikt tego nie tyka sam, w dziecko pcha...bo to zdrowe, w reklamie mówili 🙄
Averis   Czarny charakter
05 września 2015 22:36
Teodora, u mnie Grochowie było słychać. A to już jest jednak te parę przystanków tramwajem.

Edit: ależ oni głośno grają...Słyszę muzykę u siebie.
Gniadata   my own true love
05 września 2015 23:04
Averis spoko, ja u siebie słyszałam muzykę i jakieś śpiewy (?). A do narodowego też mam dobre kilka przystanków...

Nie no, ogólnie - fajnie, że frajerwerki, fajnie, że coś się w mieście dzieje (chociaż nie za bardzo ogarniam nawet co dokładnie :hihi🙂, tylko naprawdę mogliby poprzestać na tych o 21 czy tam 22 a nie taki jazgot urządzać.
I jeszcze w temacie szkolnego jedzenia
U mnie jest tak samo. Mieliśmy super bufet, w ktorym wcale nie było syfiastego jedzenia - tzn. mozna było zamówić tosty lub hot doga, ale były też wypasione kanapki, ktore robiły szał. Było też dużo nabiału, typu monte, danio, serki wiejskie. Rzeczy typu kiśle, budynie.
Obecnie nie ma praktycznie nic. Gdy jesteśmy głodni to po prostu grupką wychodzimy ze szkoły - z wfu - wsiadamy w samochod i jedziemy do pobliskiej galerii do Maka. Nie ogarniam wprowadzenia tej ustawy w szkołach ponadgimnazjalnych, gdzie większość ludzi to ludzie pełnoletni a reszta niemłodsza niż 17 lat. Możemy się legalnie upić, możemy iść na wybory a nie mozemy kupić kanapki z majonezem...
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 września 2015 09:22
infantil, no jak widać, zbyt mądrzy to wy nie jesteście.
bo jedziemy zjeść obiad?
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
06 września 2015 09:53
infantil właśnie takie przypadki jak Ty i Wasza paczka wskazują jaka jest świadomość żywienia wśród młodych ludzi. I to jest przykre.
Zabrali wam cukier i zaczyna się zamieszanie- bo nie znacie żadnych innych produktów( prócz śmieci z Mc Donalda ), które są zdatne do szybkiego konsumowania.
Prawie jak dzieci we mgle.

Za moich czasów sklepik w L.O został zlikwidowany. Powstała stołówka która serwowała surówki, tanie zupy dnia itp. Nikt nie płakał ani nie tęsknił za nabiałem ,,typu Monte". Jedliśmy świeże bułeczki zapiekane z pieczarkami.  A do pobliskiej Biedry szło się po banany, sok wielowarzywny, jabłka i słonecznik ( kosztowały grosze).

Edit: Zamiast płakać za śmieciowym jedzeniem, może warto  zastanowić się nad swoim zdrowiem? I jeśli nie ma możliwości zakupu na miejscu ( ew. w okolicy) to uszykować sobie w domu pudełka i zacząć jeść w szkole porządne posiłki?
Trochę wysiłku w tym temacie nie zaszkodzi  😉
Nie jadam w Maku - bo w nim pracuję. Moja świadomość co można tam jeść a czego nie jest o dziwo wystarczająco wysoka. Nie jadam też słodyczy, nie używam cukru do niczego, nie pijam nawet takich śmieci jak herbata z torebek. A nawet jeżeli bym to robiła, to jest to tylko i wyłącznie moja sprawa. Rozumiem modę na bycie fit i prozdrowotne zycie, ale jeżeli mam ochotę to mogę być zupelnie poza tym.
Cała moja szkoła żywiła się kanapkami z serem, sałatą i szynką. Nie mamy alternatywy to żywimy się tym co mamy najbliżej. Ja nie siedzę w głowach moich znajomych, ale jestem zdania, że jeżeli chcą jadać niezdrowo dzien w dzien to maja do tego prawo 😉
Ja cześciowo rozumiem to mcdonaldowe towarzystwo. W liceum często zdarzało mi sie chodzić ze znajomymi na fastfoody bo mieliśmy w maturalnej klasie taki jakby indywidualny plan. Zajęcia były nie klasowo tylko całym rocznikiem i wybierało sie swoje fakultety i na nie chodziło, co powodowało powstawanie dużej ilości okienek. Potem na studiach znowu jest troche okienek, wykładów na które sie nie chodzi, ale siedząc na mieście od 8 do wieczora jeść cos trzeba. I tez chodziłam na śmieciowe jedzenie. Tylko to juz nie było smaczne, zaczęło mi przeszkadzać codzienne jedzenie frytek czy subwaya. I zaczęliśmy ze znajomymi na okienka jeździć do akademika,  gotowaliśmy szybki obiad. Jak było mniej czasu to w okolicy politechniki jest mnostwo barów z obiadami dnia, zwyczajny posiłek jakaś zupa albo drugie danie w przyjemnej cenie. Poza tym jestem w samorządzie, mamy w biurze mikrofalówkę i zawsze można odgrzać sobie obiad, ktory sie przyniesie z domu. Ja sie czuje lepiej, mój portfel jest cięższy i z dnia na dzien staram się coraz bardziej zmieniać moją dietę na zdrowszą. Ale to wymagało czasu, żebym to zrozumiała 🙂
infantil, jak to nie możecie zjeść kanapki z majonezem.
Możecie ,wystarczy zrobić ja sobie w w domu.
Serio to jest taka wielka filozofia zrobić sobie kanapki do szkoły???
Aaaaa nie przepraszam teraz to jest obciach mieć kanapki ze soba .
Teraz jest moda na zjedzenie byle czego byle gdzie.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się