Kącik instruktora

no właśnie też mi się wydawało, niby proste i oczywiste, ale zwątpiłam. Zwłaszcza, że nazwanie czegoś tak a nie inaczej jednak zmienia sprawę, sama jak gdzieś pójdę do kogoś pojeździć (niestety rzadko) to nie raz dziwie się, że nazwanie czegoś inaczej daje zupełnie inne spojrzenie... Np. co się robi łydkami? Uderza, ściska, dociska, puka, napina? Niby to samo ale jednak nie. Do przejść w dół z reguły sotosowałam takie opisy typu "zatrzymać biodra", "przestać jechać razem z koniem" ale też np "usiąść tak jakby się chciało być cięższym". No a ostatecznie z tropu zbił mnie ten temat siadać-nie siadać.

aa, skoro juz piszę to jeszcze jedna sprawa 😉 Zasadniczo mam stajenkę rekreacyjną, żadnych "narybków" ani odmawiania komuś "bo nie ma talentu" (a niektorzy naprawdę nie mają! Ale dla mnie rekreacja = jazda dla przyjemności, relaksu, a do tego chyba każdy ma prawo). Dlatego przy wyborze koni na początkujące lonże kieruję się następującymi kryteriami: a) pewniak (nie bryknie, nie odskoczy itp), cierpliwe b) niezbyt czuły na dosiad tzn mający równe miarowe chody niezależnie od tego co się dzieje na górze. Nie przyspieszające od wahnięcia łydki. Nie wiem jak u was ale u mnie koni spełniających te kryteria nie można nazwać super ujeżdzeniowcami.. W tym mam dwa które niestety są trochę zaciągnięte, głównie od tych właśnie początkujących. Oczywiście nie tak jak to w szkółkach bywa że bez pehamu nie wsiadaj (praktycznie wszystko u mnie chodzi na 2x łamanych zwykłych lub oliwkach) ale od zaciśnięcia mocniej pięści to one może zrobią przejście w dół, ale jak ja wsiądę  i najpierw z pół godziny będę ten temat przerabiać...
Dajesz na lonze pod totalnie poczatkujacych konia który reaguje na male zmiany dosiadu? Ale nie o to chodzi, tylko glownie o  to czy siadac czy nie siadac i tez jak caloksztalt łopatologicznie wytlumaczyc poczatkujacej osobie, w tym dziecku. Taka osoba oczekuje prostej zrozumialej komendy typu wlasnie usiadz i cofnij lekko ramiona lub zacisnij kolana. Jesli lonze u was rozumieja w/w opisy to szacun....


Tak, większość koni chodzi od samego dosiadu - równiez te chodzące na lonży, bo chodzą wszystkie. Większość lonży jest na wypięciu.
Tylko, że my trzymamy ludzi na 'lonży' dopóki samodzielnie nie radzą sobie z większością koni na placu.
Do tego czasu jak już ogarniają temat to mają indywidualne zajęcia - czasowo tak samo jak lonża, ale wtedy już luzem dopieszczamy szczegóły, przejścia, pierdoły i robimy pierwsze zagalopowania.
To zajmuje więcej czasu, ale procentuje wynikami i jakością nauki. Tak samo w grupach - nie skaczesz dopóki nie ogarniasz każdego konia po płaskim i nie myślisz prowadząc go.

Tak, jak dziewczyny pisały wcześniej - esef - nie uogólniaj ludziom wszystkiego. Oni chcą mieć wytłumaczone, oni chcą zrozumieć.
Większość moich jeźdźców aż prosi żebym ja im przez 10 minut nawijała na jeździe (a lubię o pierdołach nawijać  🤣 ). Taka gadanina o motoryce ruchu konia i jeźdźca pozwala więcej zrozumieć.
Wiadomo oczywiście, że język trzeba dostosować do wieku 🙂
My mamy generalnie dobrze ujeżdżone konie, każdy sporo umie i czasem fakt, bywa to trudne dla początkujących, bo uczą się zagalopowań i np koń im robi kłus wyciągnięty albo lotne, bo coś nie tak użyją, albo krzywo siądą. Z drugiej strony - dzięki temu dużo uczą. Jeden z koni co chodzi pod najbardziej początkującymi chodził C w skokach a potrafi ich zrobić w balona jak nie wiem 😉 ale jak zastosują pomoce prawidłowo, to 'działa' i to na najlżejsze sygnały. Kucyk z kolei każdego testuje jak schodzi z lonży, próbuje wywieźć albo wyrwać wodze 3-4 razy i odpuszcza jak widzi, że dziecko ogarnia. przede wszystkim jest grzeczny jak dziecko nie jeździ na ręcznym - bo jak próbuje go zaciągnąć, to on ma to gdzieś i idzie sobie w inną stronę. Więc jak sie spuści ja za szybko z lonży, to wozi je to tu to tam, stąd jak wole zrobić 3 lonże więcej, ale wiedzieć że sobie poradzą. On jak zobaczy, że z wożenia nici, to reaguje już na lekkie pomoce.
No i na jazdy na lonży jak dla mnie obowiązkowo musi być koń, co dobrze reaguje na lonzującego. My się z kucykiem już rozumiemy na myśl 😉 bo po x lonżach on doskonale wie co ja chcę i bardzo dużo to ułatwia, mogę w każdej chwili go zatrzymać, itd. Duże konie zresztą też są super na lonże dla początkujących. Poza dwoma, które są dla lepiej jeżdżących, bo to odskoczą, to oddadzą na bata - dla człowieka co sie uczy kłusować to za dużo 😉
Btw z kolie my zawsze lonżujemy bez wypięcia. Konie mogą się swobodnie rozciągnąć, idą sobie w dole, myślę że tak im łatwiej z początkujacymi sobie poradzić.
a jak macie osobę ciężko ogrniającą to trzymacie na lonży do starości? czy tylko az się zniechęci? Przyznam szczerze że mi się zdarza spuścić kogoś z lonży  bo mi go zwyczajnie żal, ze jeździ już 5 x tyle co inni i dalej słabizna. I co ciekawe  dwa czy trzy razy takie osoby mnie poźniej pozytywnie zaskoczyły. Jak również zdarza się w drugą stronę, osoby ładnie ogarniające na lonży po kilku jazdach samodzielnie na pełnowymiarowym placu zaczynają się w szybkim tempie cofać.
Generalnie tak jak napisałam wyżej ja wychodzę z założenia, że każdy kto chce może jeździć konno - na miarę swoich możliwości. Nie szukam talentów. A te wasze wypowiedzi brzmią tak jakby u was wszyscy elegancko ogarniali, same talenty. A jak ktoś ciut słabszy to potrzymajmy go na zawsze na lonży, nie dajmy wodzy do ręki nigdy, jak się po 3 latach jeżdżenia porówna z kimś, kto jeździ gdzieś indziej to z pewnością okaże swą mądrość i podziękuje nam za to ze tak pieczołowicie dbamy o jego dosiad nie dając mu możliwości spróbowania praktycznie niczego... Chciałabym taką idyllę 😉
A co do patentów to ja się staram ich nie używać, chyba że naprawdę muszę lub ma to jakiś konkretny cel i zawsze jest tymczasowe.
esef Ja długo trzymam na lonży, ale nie w nieskończoność. Do momentu, w którym uczeń poruszając się do przodu nie sprawia koniowi krzywdy, tzn. ma co najmniej w stępie i kłusie w miarę spokojną, podążającą rękę, w miarę stabilny dosiad i ogarnięty jest psychicznie. 😉 Takim osobom jazdy staram się prowadzić "zadaniowo". To znaczy wymyślam zadanie, które mają ułatwić im rzeczy, z którymi mają największy problem. Wydaje mi się, że tak łatwiej sugerować uczniowi postęp. Zrobiłeś zadanie? Super. A że nie było zbyt wymagające i inni radzą sobie z tym dużo wcześniej? Przemilczam. Nie ma potrzeby podcinać skrzydeł.

Chyba, że ktoś przy tym wszystkim zadziera nosa  😀iabeł:

Ja na pierwsze jazdy samodzielne wypinam konie, wspieram spokojną rękę. Później stopniowo zabieram wypięcia.

Idealizowaniem się nie przejmuj. Klienci i podejścia do nich są różne. Dobrze, że mamy taką platformę komunikacji, ale jednak trzeba pamiętać, że chcąc nie chcąc przedstawiamy się w lepszym świetle.
Pytanie ile to jest długo. Ja puszczam z lonży jak delikwent umie ujechać w kłusie anglezowanym, w półsiadzie (wliczając w to pojedynczego drążka, chociaż to czasem odpuszczam) oraz chociaż trochę w ćwiczebnym z wodzami w ręce nie machając nimi, nie podszarpując i nie próbując łapać na nich równowagi  - oczywiście to jest poprzedzone kłusowaniem bez niczego w rękach. Ponadto musi umieć sam zrobić przejście stój-stęp i stęp-kłus w obie strony (Nie musi być piękne ale skuteczne) oraz w miarę precyzyjnie pokierować koniem w stępie (włączając w to wolty, półwolty, węzyki robione jako slalom pomiędzy czymś oraz przejazdy od konkretnego punktu A do B). Niektórym zajmuje to 5 lonż a innym  2 lata (dzieciom, ale u nich problemem jest raczej nieogarnianie psychicznie). To jest długo czy krótko? Nie umiem powiedzieć. W każdym razie to jak prezentują się na tym etapie jest zazwyczaj dalekie od ideału,  i jak potem cztam bądź widzę na jakichś pokazowych filmikach o "lonżach" na których kursant prezentuje nienaganny dosiad to się zastanawiam kto tu jest dziwny - ja czy oni.
Pytanie - po co się nad tym zastanawiać?

Jak Tobie i Twoim klientom, a nade wszystko koniom jest dobrze z taką metodyką pracy to nie ma co rozdzielać włosa na czworo, tylko dalej robić swoje.

Z resztą, ja co roku mogłabym poprawić swoje własne, zeszłoroczne metody. Nowe umiejętności, doświadczenia i eksperymenty otwierają oczy.
esef, tamta lonża to był ewenement. Dziś nigdzie nie ma takich warunków. Bo jeszcze trzeba dodać, że gdy na konia przypadało 6 kursantów to cała grupa te 2 godziny (bo jeszcze przygotowanie do jazdy, rozsiodłanie) była obecna, i oprócz swojej jazdy słuchali i podpatrywali. Ba! Można było kogoś zsadzić wcześniej, zalecić ćwiczenia naziemne - i potem znowu na konia.

Wiadomo, że jedni łapią szybciej, inni wolniej. Ja m.w. tak jak ty, plus koniecznie staram się, żeby delikwent zapoznał się z galopem, nie to, żeby umiał zagalopować (na tamtej lonży, owszem, delikwenci opanowali wszystkie zasadnicze przejścia, step-galop-step także), żeby ew. nie stracił głowy, jeśli "luzem" mu/jej koń zagalopuje.

Tu ponowię taką opowieść: Mój syn (wówczas 10 lat) nie bardzo koński, ale wiadomo - anglezować powinien umieć. Zatem trochę się uczył na lonży, a była okazja na pony games, to zabrałam młodego. Pony games pojechał na moim, z asystą z ziemi (mama biega z koniem), a potem się przesiadł na użyczoną kuckę (zdążyła dojechać) i wyjechał do dekoracji, bo wszyscy byli dekorowani. A potem runda honorowa. Kłusem, ale kucka mikra - to poszła w galop. Zdrętwiałam, bo złamałam swoją zasadę - młody nigdy wcześniej nie galopował. Tymczasem młody pojechał chwilę galopem , w niezłym półsiadzie, spokojnie przeszedł do kłusa, ona znowu w galop - on znowu spokojnie... Potem pytamy: Skąd?! wiedziałeś co robić??? A, bo to się mało napatrzę co radzicie jeźdźcom? 😀
Zawsze może być lepiej. Ja jestem zdania że całe życie się uczymy i nikt nie zjadł wszystkich rozumów.
Generalnie w każdym koniu mam "coś" co chciałabym poprawić (są to różne rzeczy) i zastanawiam się na ile zmiana metod jest w stanie na to wpłynąć. Czy jednak jak koń chodzi pod szeroko pojętą "rekreacją" to z góry jest skazany na mniejsze lub większe zepsucie? Z jednej strony jak porównuję się do znanych mi na żywo "rekreacji", na przykład takich w których sama kiedyś jeździłam, to uważam że jesteśmy rewelacyjni. Ale jak słyszę, że u innych same konie chodzące C klasę, ale oczywiście perfekt ogarniają też dupoklepów na lonży, a kursanci sami ogarnięci i nie schodzą z lonży dopóki nie mają dosiadu jak a niemieckich filmikach instruktażowych to się zastanawiam czy faktycznie takie coś jest możliwe... Bo jeśli jest - to ja chcę 🙂

halo, miałam pana który był na 2 lonżach, potem sam, na siódmej jeździe galopował. Pomijając że był ogólnie wysportowany to jak sam przyznał jak postanowił zacząć jeździć konno obejrzał multum filmików na youtube (analizując je przy tym) uśmiech Od tamtej pory często daję na zadanie domowe znalezienie sobie konretnego rodzaju filmiku w internecie i obejrzenie zwracając uwagę na cośtam

Plackowata - ja pytałam czy dajesz na lonżę dla początkujących konie czułe na dosiad a nie czy twoje konie chodzą na dosiad. Jak koń zmienia rytm kłusa dostosowując się do tego jak jeździec anglezuje to jest dla mnie koń "chodzący na dosiad" aczkolwiek trudno na takim koniu uczyć anglezowania...

Usunęłam zdublowany post.
Plackowata - ja pytałam czy dajesz na lonżę dla początkujących konie czułe na dosiad a nie czy twoje konie chodzą na dosiad. Jak koń zmienia rytm kłusa dostosowując się do tego jak jeździec anglezuje to jest dla mnie koń "chodzący na dosiad" aczkolwiek trudno na takim koniu uczyć anglezowania...


Zasadniczo koń na lonży ma słuchać lonżującego - i tego się trzymam. Owszem - zdaża się, że konie przechodzą do stępa kiedy jeździec gubi równowagę, ale ja zawsze staram się to wykorzystać w celach szkoleniowych- pokazać kiedy i jak zadziałało ciało, że koń stępuje. Nie każdy koń jest idealnie wyszkolony, ale chodzą na lekcje równo niezależnie od poziomu jeźdźca na lonży, w grupach się to zmienia.
Poza tym, u mnie każdy zaczyna od ćwiczebnego. Dopiero wtedy, gdy nienagannie (no czasami odpuszczam jak mam specyficzny przypadek) porusza ciałem w ćwiczebnym (nie trzymając się siodła tylko robiąc przy tym na przykład wymyślne ćwiczenia rękoma) zaczynam uczyć się anglezowania. Mi jest tak o wiele łatwiej, biorąc pod uwagę to, że staramy się mega pilnowac dosiadu.

Ale nie zawsze jest idylla - mam też przypadki 'nieusadzalne', ale to najczęściej kwestia głowy jeźdźca i braku przygotowania fizycznego  😀
Hmm musze to przetestowac. Ja zaliczylam idealny cwiczebny do rzeczy raczej trudnych wiec wymagam tego duzo duzo pozniej. Na lonzy tylko proby bez strzemion ale trzymajac sie  chyba ze komus dobrze idzie to bez trzymanki, a bardZiej sie skupiam na ogarnieciu anglezowania. Nie narzekam na tragedie dosiadowe wsrod moich ludkow, najgorsi dosiadowo sa ci co przyszli do nas juz jezdzacy. W szczegolnosci przychodza ludzie z jednej pobliskiej stajni gdzie jest wielkie parcie na cwiczebny i piluja go w nieskonczonosc i nie widac efektow. Większość mega sztywna i jezdzi na zacisnietych kolanach...
Pomóżcie! Przegapiłam, że licencję Instruktora szkolenia podstawowego PZJ miałam ważną do 31.12.2016 r.  🙇 taa  byłam pewna, że to do końca tego roku a tu patrzę i taka niespodzianka (a zaczęłam jużs zukać szkoleń liencyjnych..).

Zatem mam pytanie czy ktokolwiek miał kiedyś podobną sytuację i wiadomo coś wicej o tym wspomnianym w przepisach egzaminie przed CKE? Do kogo w ogóle w tej kwestii powinnam pisać, czy to są organizowane egzaminy przy okazji kursów czy też trzeba się indywidualnie zgłosić i to zdać?
Czy po zdaniu takiego egzaminu mogę juz przedłużać licencję czy jeszcze muszę zrobić te koniezne do przedłużenia szkolenia?

Ech nie miałam czasu w ciągu roku o tym pomyśleć to teraz mam za swoje, no ale trudno. A tak w ogóle to zmieniło się coś w sposobie uzyskiwania uprawnień ISP czy nadal nic nowego? Przyznam, że nie śledziłam ostatnio nowinek.
Jak się dowiesz co i jak to napisz 🙂
Generalnie jak przegapiłaś już z pół roku termin to chyba pozostawało w opcji już tylko zdanie u pPruchniewicza jakiejś teorii już bez licencyjnych i konferencji tak było jak pytałam rok temu i na razie sobie podarowałam. Ale zapewne trzeba będzie coś odświeżać a teraz po tych zmianach w PZJ i wszystkim to sama już nie wiem na czym stoimy...
BlueHorse Tak właśnie pisze na stronie, że zdanie egzaminu teoretycznego przed Centralna Komisja Egzaminacyjną tylko jestem ciekawa czy ktoś się już na coś takigo porwał.

A weszło w końcu to co tutaj było wrzucone (albo w innym wątku), że posiadająć II klasę można się ubiegać o wystawienie licencji ISP? Bo jeśli tak to może lepiej sobie postartować w przyszłym sezonie i tym sposobem odnowić.
Teoretycznie mam II klasę w ujeżdżeniu... I co? Mogę na nowo zrobić sobie licencje ISP? 🙂
Pisałam już do PZJ w mojej sprawie ale to był okres kiedy nie mieli nic zatwierdzonego i pewnego...
Chyba muszę jeszcze raz wysłać e-mail.
No właśnie w tym wątku gdzie była dyskusja o nowych przepisach był w którymś momencie plik ze strony pzj że jedną z dróg na ISP jest zdobycie II klasy i to upoważnia do wyslania wniosku o licencje ISP ale nie wiem czy to było ostatecznie zatwierdzone czy nie.

edit: napisałam maila do PZJ z pytaniem o ten egzamin teoretyczny i o to czy z II klasą można się ubiegać o ISP zobaczymy czy i co odpowiedzą
Witam Instruktorskie Grono!
Poszukuję rady. Czy macie może jeźdźców, z którymi jeździcie kilka lat, doprowadzacie ich  do zadawalającego poziomu i nagle klapa. Starasz się tłumaczyć jak mają używać pomocy, co zrobić w różnych sytuacjach a tam  ECHO.  Ty swoje, oni nic, konie się psują, ciśnienie się podnosi, treningi do niczego. Może zbyt długie jeźdzenie z jednym instruktorem zbyt długo powoduje brak przetwarzania wiedzy? Macie takie przypadki czy ja mam pecha do niektórych jeźdzców?
Kfanaberia, Nie wiem jak wyglądają Twoje jazdy - ale wiem, że regres jest zawsze. Progres może być szybki, błyskawiczny, ale powrót "szczebel niżej" zawsze w którymś momencie nastąpi. Może wpadasz w taki "trans" i później stawiasz tylko wymagania? A może jeźdźcy potrzebują trochę zwolnić, powrócić do czegoś łatwiejszego i za chwilę będą ponownie gotowi na większe wymagania?
Dzięki za odpowiedź. Jazdy prowadzę tylko indywidualnie, treningi ujezdzeniowe i skokowe. Zdaje sobie sprawę, że prędzej czy później następuje regres, ale bez przesady. Jeździec wykonujący trawersy, łopatki, pół piruety, w zagalopowaniu wjeźdźa w ogrodzenie i wyznaje zasade za morde i kopa, to już nie jest tylko regres. Gdy po kolejnym tłumaczeniu rykniesz to dodatkowo słyszę, że: "ja mam nie krzyczeć, bo wtedy się spinam i nic mi nie wychodzi".
Kfanaberia ja zobaczyłam coś takiego w przypadku gdy zbytnio "bratałam się" z podopiecznymi.
Zaczęłam utrzymywać dystans, uczeń-instruktor. Nawet mówienie per Pani pozwala utrzymać większy respekt (choć jestem dużym zwolennikiem bardziej przechodzenia z ludźmi na Ty, tak zauważyłam, że to się sprawdza).
Gdy tracą respekt, zaczyna im się za dużo wydawać.

I jeszcze jeden szczegół co zobaczyłam, głównie u młodych jeźdźców - widownia... loża szyderców, znajomi, ze stajni czy spoza, obojętne. Każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony przed innymi i przestaje myśleć nad porozumieniem z koniem tylko zaczyna rozkazywać, ostrzej pochodzić do zwierzaka i jak nie wychodzi to karać jego za błąd a nie siebie.
Jeśli wiem, że mam takich jeźdźców to proszę widownie o opuszczenie najbliższych okolic treningu (jak jest oczywiście taka możliwość). Polecam wtedy chwalenie się nagranym filmikiem jak coś wyszło na treningu, a z czasem dopiero przyzwyczajać się jak więcej osób patrzy 😉

To moje indywidualne spostrzeżenia, bo też wpadłam w pewnym momencie w taką sytuację. Teraz jest już wszystko ok, jak dopilnowałam kto stoi na dole i patrzy z boku, a kto ma słuchać, mysleć i wykonywać.
NIGDY na treningach nie krzyczę. Dochodzi do sytuacji takiej jak opisujesz (but i za ryj), mówię by przejść do stępa i sprawę wyjaśniam, bardziej z psychologicznej strony (co? gdzie? jak? i dlaczego w ogóle do tego doszło?)
Też miałam wrażenie, że im bardziej tworzy się atmosfera "przyjacielska" to często pogarszają się efekty treningu. Staram się zachować równowagę pomiędzy przyjacielskimi zachowaniami w stajni i podczas rozmów, a treningiem, w który jako instruktor daje siebie 100% i tego też wymagam od jeźdźca.

Piaffallo. Podziwiam wycięte nerwy, czasem moje wysiadają, gdy tłumaczenie prostej rzeczy odbyło się 20 razy na jednej jeździe a  efektu nie ma.

Kfanaberia, Aaa, to jeszcze inna sytuacja. A woda sodowa nikomu nie uderzyła do głowy? 😉 Nikt nie poczuł się "miszczem" świata i okolic - bo umie, to, to i tamto? A jak nie wychodzi - to tym bardziej "boli", bo przecież miszcz już wszystko wie i JAK TO może mu nie wyjść? 😉 Jeźdźcom też nerwy puszczają - szczególnie, jeśli coś wcześniej wychodziło bardzo dobrze, a teraz kompletnie nie wychodzi.
Przynajmniej nad takim przypadkiem zastanawiałabym się, widząc sytuację "za mordę i kopa". I w tym przypadku nie przejmowałabym się rykiem. Co innego, jeśli któryś "zamknął się w sobie" i nagle nie potrafi przejść ze stępa do kłusa, bo takie przypadki też są.
Z przyjacielską atmosferą zawsze trzeba uważać, bo ludzie - zwłaszcza młodzi - błyskawicznie potrafią człowiekowi wejść na głowę - ale też bym tego nie traktowała jako jedyny powód. Kto ma autorytet, wiedzę, rozwiązania trudnych sytuacji, albo choć propozycje rozwiązań - i ludzie to widzą - nie będzie miał dużych problemów z utrzymaniem szacunku.
To jest właśnie sedno problemu. Jeździec pojechał na wakacje, jeździł w innej stajni (o innym profilu, czyli jazda na ogonie)  i usłyszał, że jeździ wyśmienicie i nie ma się czego czepiać. Ja wyznaje zasadę, że zawsze można coś poprawić,  więc to, że ktoś ma srebrną odznakę to jeszcze nie jest mistrzem świata i okolic  🙂. Problem mam taki, że owy jeździec jest osobą dorosłą i wpadł na pomysł zakupu 2 letniego konia, którego będzie chciał w przyszłości zjeżdżać. A jak wszyscy wiemy może się to skończyć różnie z powodu braku doświadczenia i kompletnego braku używania mózgu w jeździectwie. Jak to mówią głową muru nie przebijesz, takie "gwiazdki" tez muszą być.
Kfanaberia, czegoś nie rozumiem. Dorosły jeździec jeździ kilka lat, tak? Jest na poziomie co najmniej srebrnej odznaki, tak? Plus "trawersy, łopatki, pół piruety". Czemu nie może kupić 2-letniego konia? Kilkuletnie doświadczenie powinno swobodnie wystarczyć aby za 1,5 roku konia zajeździć. A później, jeśli się okaże, że trzeba większych umiejętności, zawsze można wysłać konia na szkolenie. Ile lat, wg ciebie, i na jakim poziomie trzeba jeździć, żeby "dostąpić zaszczytu" pracy z młodym koniem?
Owszem, możesz mieć do czynienia z kuriozum, bo nie znam ani jednej osoby, która umiejąc jeździć "trawersy, łopatki, pół piruety" zniosłaby "jazdę na ogonie".
W twojej narracji jest jakaś niespójność.
A jeśli  błąd leży po twojej stronie? Jeśli nie doceniasz jeźdźca? Jeśli go spowalniasz, krytykujesz i krytykujesz (nawet w słusznej sprawie) a on się przeciw temu buntuje (bunt rzadko kiedy jest mądry)?.
Jestem ogromną zwolenniczką prowadzenia instruktażu tak, aby Wszyscy byli zadowoleni: instruktor, koń i jeździec. Jeździec Też - o tym się często zapomina.
Ale może być i tak, że masz do czynienia z totalnym bucem, "ten typ tak ma", najwyżej do czasu się maskuje, a ty to wiesz lub wyczuwasz - wtedy daj sobie spokój, bez żalu.
I nie licz na jakąkolwiek wdzięczność, choćby wyrażającą się uznaniem, szacunkiem i posłuchem. "Wdzięczność starzeje się najszybciej".
Nie chodzi mi o to kiedy można dostąpić "zaszczytu" pracy z młodym koniem, bo to jest dość indywidualna sprawa. W tym dokładnie przypadku stwierdzam, po wielu rozmowach i 3 latach wspólnych treningów, że to się dobrze nie skończy (najprawdopodobniej dla konia).

Znam moje konie i wiem ile potrafią i czego można od nich wymagać, a przez jazdę takich osób cieżka praca włożona w trening konia idzie w "las". Taka nasza praca, że trzeba to naprawiać i to rozumiem. Jednak wiedza owego jeźdźca i brak przetwarzania informacji mnie zwala z nóg.
W skrócie:
-jeździec z o 10 letnim doświadczeniem, ze mną jeździ od 3 lat, bo chciał nauczyć się "zbierać konia" 🙄
-zdana odznaka srebrna,
-kurs sędziowski (ujeżdzenie, skoki),
-skończone technikum hodowli koni.

Uważam, że to jest już jakiś poziom i od można trochę wiedzy wymagać.
Jednak:
-jeździec nie rozróżnia przeszkód i zna przepisów,
-uważa, że temperaturę u konia mierzy się po pachą,
-kowal młodego konia  może strugać raz na 4 miesiące, bo i tak nie pracuje.

Staram się zawsze rozmiawiać z moimi jeźdźcami o wszystkich sprawach dotyczących jeździectwa, począwszy od jazdy kończąc na opiece weterynaryjnej, licząc na to, że chociaż jedna osoba coś zapamięta i wtedy bardzo się cieszę.
W tym przypadku niestety wychodzi na to, że ja się "produkuję" bez sensu i właśnie moje pokłady cierpliwości się wyczerpały.

Zawsze niezależnie od wieku moi jeźdzcy mają wytłumaczone na czym polega dosiad, jak działać łydką, ręką, w jaki sposób wykonać dane ćwiczenie. Jeżeli ktoś potrzebuje więcej czasu a zrozumienie i przećwiczenie, zawsze zwalniam tempo i powoli wszystko zaczynamy od początku.
Na 95 % jeźdzców ta metoda działa, ale zostaje jeszcze 5 %, do których mimo wszystko chce się dotrzeć.

W wyżej opisywanym przypadku na razie również zwalniam tempo  do minimum i będę czekać na progres, chociaż liczę na fajerwerki. 🙁
Kfanaberia, uuu, grubo!
Znaczy - regularny buc. Radziłabym "zerwać toksyczną relację". Bo, żebym nie wykrakała, może być Znacznie gorzej 🙁
halo, gorzej to już być nie może. Zakończenie współpracy to ostatecznośc, której wolałabym nie wprowadzać w życie. Jednak na samą myśl o jutrzejszej jeździe mam odruch wymiotny, ale staram się być dobrej myśli.
to tak z innej beczki, jakie są wymagania do kursu sędziowskiego? Bo z tego wynika, że żadne...
nie chciałam poruszać tutaj wymagań do kursów sedziowskich, bo właśnie chyba dla "kasy" produkują przyszłych sędziów. Zasadniczo większość z osób zdających nie odbywa praktyk, bo robią kurs tylko dla przyjemności, ale sędziami się mianują. 🙁
To samo dotyczy również odznak jeździecich. Ja zauważyłam, że coraz więcej osób posiadających brązową czy srebrną odznakę nie grzeszy zbyt mocno umiejętnościami i wiedzą, a przecież teoria na odznakach również jest ( tematyka pytań również pozostawia wiele do życzenia).
Hmmm. Wydaje mi się, że "zrobić podstawowy kurs sędziowski", a "zostać sędzią" to dwie, różne kwestie. Wymagania na podstawowy kurs nie są wygórowane.
Co do odznak - no, może gdyby wymagania były bardziej wyśrubowane.... Chociaż ta srebrna chyba "jeszcze" coś tam przesiewa - aczkolwiek żadna odznaka czy kurs nie stworzy z człowieka osoby odpowiedzialnej i z głową na karku, niestety.

Kfanaberia, swoją drogą - podziwiam. Musisz być spoko instruktorem, skoro taka osoba tyle lat u Ciebie jeździ i 1) nie stwierdziła, że miszcz świata i okolic instruktora nie potrzebuje 2) że tak wytrzymałaś. 😉
Ale może tylko tak gada o kupnie tego konia.... Pamiętam, że sporo dyskusji wszelakich przebyłam z jeźdźcami, bądź jeźdźcami&rodzicami na temat pt: "kupno konia", a jakoś bardzo niewielu się po tego konia naprawdę pofatygowało.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się