Co mnie wkurza w jeździectwie?

Odnoszę wrażenie, że koniarze pracujący w "z grubsza usługach" po jakimś czasie zaczynają mieć hejt na ludzkość... :P
Moon   #kulistyzajebisty
18 czerwca 2024 08:56
Sankaritarina, nie na darmo się rzekło że "im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta..." 😎
Dziewczyny- wdech, wydech, stajemy przed lustrem i ćwiczymy:
- Niestety nie mam aktualnie możliwości poświęcić czasu pani dziecku, ale chętnie umówię się z Panią na inny, konkretny termin, tak aby nasze spotkanie na pewno było bezpieczne dla dziecka i przyjemne dla konia. Do widzenia.

Tylko tyle i aż tyle.
Przestańcie dolewać emocji do CUDZEGO nierozumienia świata.
Baba pyta- bo nie kuma. To ona odchodzi z kwasem i poczuciem braku (jeśli nie che do siebie dopuścić innych emocji i możliwości)- a wy głupie to wpuszczacie do siebie. To nie są emocje wasze, ani dla was. Sio z tym z życia bo wam zabraknie miejsca i energii na wasze dobre emocje.
Nevermind   Tertium non datur
18 czerwca 2024 14:30
Sankaritarina, szczera prawda niestety 🤣

kotbury, jak myślisz, co odpowiadam? ,,Niech mnie pani pocałuje w d?" 😉 Tylko ich roszczeniowość jest przerażająca. Z babką która pytała o półgodzinki nie miałam czasu pogadać nawet, bo byłam w środku jazdy i zdążyłam zamienić z nią dosłownie dwa zdania. A ona za mną krzyczy czy mam półgodzinki 😂

Wątek jest o tym co nas wkurza, niestety tacy ludzie zawsze będą się zdarzać i nie da się tego zmienić
Teraz chyba trochę "takie czasy", że wszyscy się wszędzie umawiają, bo mają napięte (faktycznie bądź sztucznie) grafiki.

Nevermind, u mnie w okolicach chyba większość się umawia, nawet na te oprowadzki. Wszyscy wyszkoleni 😀 Ale też nie pracuję już w rekreacji na pełny etat, więc trochę wypadłam z obiegu.
Sezon w pełni, ładna pogoda, to się znajdą "apacze" (a ja tylko patrzę....), oprowadzkowicze spontaniczni.... Mnie tylko wnerwia jak ludzie wyciągają telefony i te konie nagrywają/robią zdjęcia. Niby nie ma w tym nic takiego - ale i tak mnie to wnerwia.

Natomiast x lat temu funkcjonowała stajnia, która miała kilka-kilkanaście kucyków, można było przyjść "z drogi" i oprowadzać, jeśli kucyk był wolny. Oprowadzali rodzice 😉 rodzic dostał kucyka, mógł zrobić x kółek wokół hali, ktoś (instruktor albo wolontariuszki) z grubsza pilnowały tematu i nikt z tym kucykiem nie odchodził daleko.... Nie mnie oceniać czy to było dobre rozwiązanie - ale takich rozwiązań chyba już nie ma za bardzo.
Sankaritarina, oj w życiu bym nie dała kucyka rodzicowi,jak widziałam jak rodzice puszczali uwiaz bo koń szarpnął do trawy 🙃

Miałam sytuację jak Nevermind, I odpowiedziałam że chętnie porozmawiam ale za 15min bo wtedy skończę jazdę. Ona dalej , że "jej dziecko chce na konika i czy można i jak" no to ja znów to samo że odpowiem na pytania za chwilę bo w tym momencie prowadzę jazdę.
Ja głupia myślałam że to dobrze że prowadząc jazdę nie rozpraszam się i chce skupić uwagę na tej jednej osobie, że to pozytywnie wpłynie też na Panią bo zobaczy profesjonalizm i będzie wiedziała że jej dziecko będzie zaopiekowane

Po tych 15min poszłam do stajni a Pani już nie było.
Za to w necie był piękny obdarowujący komentarz , że Pani została bardzo źle potraktowana, zwyzywana i w ogóle brud i smród 🙃
Nevermind   Tertium non datur
18 czerwca 2024 21:23
Sonika, ja odesłałam państwa do drugiej koleżanki, która też była zajęta, ale szczęśliwie prowadziła akurat kucyka i dała dzieciakom go pogłaskać w ramach kompromisu.

Do nas rzadko kiedy przychodzą spacerowicze, ogłoszeń na drodze też nie mamy. Nie rozumiem czemu ludzie sprawdzając trasę dojazdu nie zadzwonią pod podany numer telefonu. Przecież to jest wożenie dzieci na darmo.

Odnośnie negatywnych opinii to mam hit. Państwo dopraszali się o oprowadzankę, końcówka sierpnia, po całym lecie kolonii i godzina akurat taka, że instruktor musiałby iść po całych 8h pracy. Właściciel odmówił, jak naciskali to wytłumaczył, że instruktorki są zmęczone. Rodziców ten argument nie przekonał oczywiście, w końcu właściciel dogadał się ze mną, że wezmę ich na 15 minut. Napisali nam opinię ,,instruktorka wyglądała na zmęczoną” 🤣
Sonika,
Miałam identyczną sytuację. No kropka w kropkę łącznie z opinią w internecie. Bo przecież nie raczyłam rzucić wszystkiego żeby się nimi zająć więc wg nich byłam niemiła bo przecież jaśnie państwo nie poczekają.
My mamy sam pensjonat ale z racji polozenia, osrodek nie jest ogrodzony wiec sporo ludzi, zwlaszcza na rowerach sie zatrzymuje popatrzec i ok, ale przy wszystkich sciezkach jest znak ze teren prywatny i zakaz wstepu. Oczywiscie zawsze zdazy sie jakis rodzic z dzieckiem ktorzy przejda centralnie przez znak i przyleza na plac popatrzec po czym maja pretensje jak sa poproszeni o opuszczenie terenu.

Hitem byl pan ktory wryl na osrodek sobie posiedziec, a poproszony o wyjscie napisal negatywna recenzje na google ze brak kultury i szacunku i ze go wyrzucili.

Nie wiem co ci ludzie maja w glowach, i co by powiedzieli jakby obca osoba im wlazła na ogródek bo chciala sobie na kwiatki popatrzec.
Moon   #kulistyzajebisty
19 czerwca 2024 08:55
Remson, no przecież koniki to dobro wspólne, czego się pani czepia - popatrzeć, pogłaskać, nakarmić trawką (albo drożdżówka, czy inną szynką) to przecież żadna szkoda! 🤡

Ale czasem, jak się tak porówna:
co by powiedzieli jakby obca osoba im wlazła na ogródek bo chciala sobie na kwiatki popatrzec.
to części się jednak rozjaśnia pod beretami i zaczynają łączyć fakty.

U nas jest pensjonat + szkółka + jeszcze otoczenie ogródków działkowych, a po drugiej stronie las ze ścieżkami, gdzie latem jest coraz więcej rowerzystów, także "warunki idealne" 🤣 Ale jakoś tak, na przestrzeni lat obserwuję, że jednak jak ludzie wchodzą przez bramę, to pytają czy można, czy nie będą przeszkadzać jak pooglądają koniki (bo są najcześciej z dziećmi), ew. pytają o szkółkę... Ale takich co przez płot głaskają (od strony działek) czy trawę zrywają, to wciąż na pęczki 😤
To jednak w dużej mierze kwestia mentalności. Trzymam konia w de gdzie jest też infrastruktura z restauracją, placem zabaw, rzeką nad którą przyjeżdżają rowerzyści i ogólnie przychodzą tu rodziny z dziećmi itd. i część ośrodka jest dla nich otwarta, ale jak jest tabliczka zakaz wstępu to nie wchodzą. Ostatnio nawet 1 kucyk uciekł na trawkę przy restauracji to ludzie wcale na niego tłumnie się nie rzucili tylko patrzyli ze stolików a on spokojnie się pasł. Więc to wszystko jednak zależy od mentalności. Nigdy nikt nie pchał mi się do konia żeby go pogłaskać, zawsze patrzą z daleka, trzymają odstęp mimo że widać że dzieci są zainteresowane to jednak nie ma problemu i nikt nie ma pretensji.
Może średni wątek ale nie wiem co myśleć już. Potrzebuje albo kopa w tyłek albo potwierdzenia, ogółem opinii ludzi dłużej ode mnie siedzących w koniach i z większym doświadczeniem życiowym.
Moje otoczenie po prostu przyjmie moją decyzję 😅

Problem - nie wiem czy kupować konia czy nie
Jeżdżę od wielu wielu lat, technicznie i z treningiem sobie poradzę sama a mam też w stajni fajne osoby które pomogą w razie co. Także o to, że sobie z koniem nie poradzę to się nie martwię.
Przez ostatnie 4 lata miałam pod opieką konia, tak naprawdę w papierach nie mój ale traktowałam go jak swojego. Także też wiem z czym wiąże się bycie właścicielem. Koń niestety zachorował i nie jestem w stanie wsiadać ani nic trenować. Jedynie co to go czyszczę i daje marchewki. Kosztuje mnie tylko kowal w tym momencie i nie zamierzam rezygnować. Mam też trochę sprzętu już, tak naprawdę brakuje tylko siodła, które mogę pożyczyć przynajmniej na początku od znajomego.
Powiedzmy że stać mnie na zakup mam te 20tys odłożone ( patrzyłam w ogłoszeniach to konie które mnie by interesowały są po 15tys więc lekki zapas na weta i transport)
Stajnie jestem w stanie zorganizować za 800-900 zł niedaleko mojego domu, jestem w stanie to miesięcznie płacić.
Powiedzmy że te 1000-1200zl miesięcznie na konia jestem w stanie przeznaczyć ( czyli odkładałabym te kilka stówek w dobrych miesiącach na tzw czarna godzinę)
Konia potrzebuje do chillu w terenie i rajdów kilka razy w roku tak naprawdę, niestety nie mam możliwości wydzierżawić ani jeździć na czyichś.
Być może udałoby mi się też dogadać w stajni że za pracę byłby tańszy pensjonat czy też prowadziła bym jazdy na moim koniu.
Wygląda niby fajnie ale:
- kupię konia, mogę zapomnieć o wyprowadzeniu się od rodziców, po prostu nie uciagne finansowo obydwu spraw
- niby mogę sprzedać jak coś się wydarzy ale nie ma nigdy pewności że koń się nie kontuzjuje i że będzie kłopot ze sprzedaniem
- nie mam rodziny swojej ale nie ukrywam że zaczynam o tym myśleć
- wiecznie wszystkim mówię że własny koń to tragedia XD że nie warto kupować bo to stres obowiązek i jak już się kupi to mniej się jeździ a więcej zmienia opatrunki
- boje się że to tak pięknie wygląda a w realu nie dam rady utrzymać i będę żyć od 1 do 1.
- boje się że przy pracy 8-16 będzie i tak problem żeby być u konia te 3-4 razy w tygodniu.
- nie wiem czy w ogóle się łapać za to w momencie w którym posypało mi się życie prywatne , zostałam sama i nie wiem czy to nie jest chwilowa chęć po prostu posiadania jakiegoś celu w życiu
Sonika, to chyba faktycznie niezbyt dobry wątek. Ale z tego co piszesz, to bardzo kiepski pomysł. Ja zrobiłam dokładnie to co piszesz, jak miałam 23 lata. I co się okazało? Że mialam siano w głowie, byłam nieszczęśliwa w zwiazku i chciałam uciec na koniec świata, co zrobiłam zmieniając pracę gdzie zamieszkałam na miejscu. Ten rok przypłaciłam ciężka depresja, bo nie miałam kasy, nie mogłam związać końca z końcem, nie miałam samochodu, żeby być u tego konia. No ogólnie, po tych kilku latach wiem, że koń tylko i wyłącznie wtedy, kiedy ma się stabilne zaplecze życiowe i finansowe.
Sonika, z jednej strony rozumiem chęć posiadania konia, ale naprawdę uważam ze konie to worek bez dna. Nie dość że może się kontuzjować, z byle czego, to jeszcze się zabić bo ciśnienie nie to 😅 i jelitka się skręca.

Co zrobisz jak będzie potrzeba wydać na weta ten 1/2 tys zł? A to nie jest wcale abstrakcja, byle jaka diagnoza tyle, gastro czy broncho... a jak będzie kolka operacyjna ? Można ubezpieczyć ale to i tak jest zwrot ok. 15 tys gdzie teraz kolka to zwykle od 20 w górę. Jesteś na to gotowa?
Oczywiście możesz mieć farta i najbliższe kilka lat się nic nie będzie działo.
Skoro stajnię zorganizujesz za 900zł, a miesięcznie jesteś w stanie płacić za konia 1000 do 1200 zł, to… to od razu Ci powiem, że utrzymanie konia za 300 zł miesięcznie to stąpanie po kruchym lodzie 😉

Jakakolwiek pasza to jest 100 zł za worek i mówię o tańszej, podstawowej paszy. No tak, można karmić owsem, tyle że nie każdego konia i nie zawsze. Jakikolwiek suplement to też 100-200 zł na opakowanie. A może być tak, że będziesz musiała podawać więcej niż jedną rzecz. Kowal co 6 tygodni to jest tak naprawdę comiesięczny koszt. Nie wiem gdzie mieszkasz i ile u Ciebie kosztuje werkowanie, ale co, jak nagle trzeba będzie kuć ortopedycznie i każda wizyta co 6 tygodni to będzie kilka stów?
Nie mówię już o wzywaniu weta…
Dla mnie to niestety nie brzmi jak warunki finansowe na zakup konia. Wymieniłam tylko najbardziej basic koszty.
xxagaxx, wiem że tak to wygląda

Jakby finansowo mnie to aż tak nie przeraża, ubezpieczyć też bym ubezpieczyła. Z wypłaty miesięcznie odkładam w tym momencie jakieś 2tys i tak i tak ( mogę odkładać więcej ale nie mam tak naprawdę po co), nie wydaje pieniędzy bo nie mam na co, kupie sobie sukienkę raz na dwa miesiące.
Bardziej się boje że to może być chwilowa chęć ucieczki od wszystkiego i zajęcia się koniem
Bo na ten moment nie mam ( poza pracą) żadnego celu w życiu, nic mi się nie chce robić bo nic do niczego nie prowadzi a tak bym miała stworzenie pod opieką, które np trzebaby przygotować do rajdu i potem pojechać rajd jako cel i się dobrze bawić, nie martwić że nie mam konia bo jak chce to jadę i w teren na cały dzień, nikt mi nie odmówi
Głupie szukanie po volcie kantara zajmie czas i będzie to czas potrzebny dla konia
Sonika, chyba jesteś w okolicy Lublina tez. Tu nagle wezwanie weta do kolki to jest 500zl i w górę, zależy w jakich godzinach. Jeśli już ktoś dojedzie. Jak nie dojedzie, zostaje Służewiec. Ogólnie jest słaby dostęp do lekarzy i przez to czasami koszty są dużo wyższe niż w innych rejonach. Np ostatnio gastro i kastracja w klinice do której trzeba dojechać, czyli z dojazdem koszt 3x taki, jak w terenie w regionach gdzie jest więcej wetów terenowych i większa konkurencja. To niestety nie są sprzyjające warunki, jeszcze jak chcesz trzymać gdzieś w przydomowej stajni gdzie jest parę koników to w ogóle jest ryzyko że ani wet ani kowal Ci nie dojedzie.
karolina_, stajnia jest taka gdzie dojeżdża sporo wetow i kowali, blisko Lublina. Buckamnka na miejscu a jak zajęta to inna w promieniu 15km.


Bardziej argument Ollala, do mnie przemawia bo mam siano w glowie
Sonika, no to jak masz dobrze ogarnięty ten temat i jesteś pewna że w razie nagłego przypadku ktoś dojedzie to ok. Żeby zawieźć ta bukmana na Służewiec też musi Ci najpierw przyjechać wet, chyba że masz i podasz leki na transport żeby dojechał. Dostęp do wetów (kowali tez) to jest potężny kłopot i duże źródło zmartwień jeśli chodzi o posiadanie konia tu lokalnie. Poza tym są jeszcze wszystkie aspekty o których inni tu mówią, ale posiadanie konia gdzieś w Wielkopolsce, na Śląsku, albo pod Wrocławiem to jest troche inne doświadczenie niż w okolicach z kiepskim dostępem do wetów.
Sonika, jak kupiłam konia to pensjonat kosztował 450 zł miesięcznie, worek paszy 55 zł za 20 kg i werkowanie 30 zł. Teraz każda z wymienionych rzeczy to koszt minimum x3. Jeśli teraz stać Cię „na styk” to nie kupuj konia, bo ceny będą tylko rosły. Naprawdę można znaleźć sobie inne hobby dla zabicia czasu i poczucia celu niż branie sobie na głowę zwierzęcia, które ma specyficzne i drogie potrzeby.
Potwierdzam, dostęp do wetów, kowali i dobrych pensjonatów robi ogromną różnicę w kwestii posiadania konia.

Sonika, - jesteś w miejscu, gdzie nie masz zobowiązań większych, możesz spakować walizkę i jechać na drugi koniec świata. Z koniem tak nie będzie 😅
]owiem szczerze, że po nastu latach posiadania jestem w niebie mając jakąś formę współdzierżawy gada, a więcej własnych chyba nie przewiduję. Niby z kowalami nie mam źle, a potrafię się 3 tygodnie ganiać, bo sensownych jest mało. Koszty dodatkowe w miesiącu to nie 300zł, a bliżej 500zł. Kowal, pasza, suple to jedno, ale dochodzi też spray do ogona, smar do kopyt, spray na muchy, a to derka, a to wyprać derkę, a to kantar, bo się zżarł na padoku... no tyle mi pi razy oko wychodzi przy koniu szanującym sprzęt i ekonomicznym w żarciu, kuty na przody bez większych wynalazków 🤷
Z drugiej strony - ten koń uratował mi psychikę w ciężkich okresach, dlatego ma dożywocie w najlepszych warunkach, jakim tylko podołam.
Sonika, 14 lat temu kupiłam 1 konia (miałam wtedy prawie 20 lat), mieszkając u rodziców, bez pracy, ucząc się jeszcze. Było ciężko ale jakoś z chłopem daliśmy radę. Czasami po wypłacie chłopa zostawało 100zl do końca miesiąca..... Mieszkam w miejscu gdzie wetow końskich brak, do kliniki daaaleko. Przez to co działo się w pensjonatach kupiliśmy dom na wsi. W pewnym Momencie były 3 konie. Teraz są 2. I szczerze nie wyobrazam sobie innego życia. Było prawie zawsze nam pod górę, teraz też nie zawsze jest kolorowo. Ale ja sobie innego życia bez koni nie wyobrazam. Fakt nie jeżdżę prawie wcale. Po pracy ogarniam konie, kury, dom. Wszystko się kręci wokół tego. I szczerze, nie żałuję, tego że nie mogę wyjechać na urlop czy coś. I mam zawsze dobry powód z wyjścia imprezy czy świat wcześniej bo zwierzęta czekają 🙂
I żeby nie było tak mieliśmy akcje wzywania wetow po nocy, wydawania kuuupe kasy na leczenie.
keirashara, naprawdę jestem świadoma kosztów jakie są u mnie w okolicy, te 2 z 4 lat miałam konia na wyłączność, finansowo też i bywało różnie, był wet i leki, była konieczność kupowania jedzenia i sprzętu
Tylko właśnie czy koń żeby ratować psychikę to dobry pomysł, bo próbowałam innych hobby- pole dance basen rower- ale po kilku miesiącach stwierdziłam że nie ma sensu dalej. Z końmi tak nigdy nie miałam bo wiedziałam że no to żywe zwierzę i muszę pojechać choć polonzować, ruszyć tyłek z domu bo nikt tego za mnie nie zrobi. Też sam fakt, że coś ćwiczymy, coś co się np przyda w terenie później, coś co ma sens.
A pole dance no fajnie fajnie ale po kilku miesiącach już wiedziałam że na zawody nie pojadę, progres jest niewielki i tak naprawdę nie wiem po co to robię.
Że siła ale wychodzę do ludzi, z którymi mam o czym gadać o co pytać, że jestem w temacie długo i jestem szanowana też z własnym zdaniem.
Też własny koń- moje zasady , moja decyzja co je, kiedy chodzi i czy psikam ogon czy nie psikam.

Kowal jest w stajni regularnie, z resztą i wet i kowal mieszkają 3km od stajni. Z wetami fakt bywa różnie, szczególnie w nocy jak się coś dzieje ale nie było sytuacji w przeciągu 15 lat jak jestem w koniach żeby nikt nie przyjechał. Kowal jest co 6tyg i tak do innych koni, kupa prywaciarzy więc jest się pod kogo podłączyć

W sierpniu będę mieć 3tyg urlopu i tak planowałam żeby koń przyjechał, żeby na początku spędzić z nim jak najwięcej czasu.
Już nawet widziałam 3-4 które chciałabym obejrzęć
Wiem że potrzebuję jakiegoś sensu w życiu, też mieć powód żeby nie być zwolnionym z roboty, bo teraz to mi wszystko jedno czy pracuje czy nie. Mogą mnie zwolnić.
Tez widzę tych wszystkich ludzi co sobie trenują, cieszą się z postępów, jadą kiedy chcą i jak chcą i o ile jeszcze nie dawno nie rozumiałam z czego się cieszą tak teraz im zazdroszcze.
Bo wiem co znaczy więź z tym jednym koniem, dogadanie z Nim i praca na naprawdę drobnych sygnałach.
Sonika, - totalnie to rozumiem, bo mi posiadanie konia dawało siłę do parcia na przód, motywacje do rozwoju zawodowego itd. Z drugiej strony momentami się przez to zajeżdżałam i też organizm dał w pewnym momencie znać, że nie tak nie bardzo na dłuższą metę. Mimo wszystko to chyba wyszło na plus dla mnie 😉 Na pewno był taki okres, gdzie brutalnie mówiąc musiałam wyjąć z domu lub wytrzeźwieć i ogarnąć, żeby jechać do niego. Nie wiem czy bez tego zwierza bym wyszła lub kończyła imprezy z piątku na wtorek...
No, ale w pewnym sensie jest to też ograniczające z decyzjami, bo np. zwlekałam ze zmianą pracy mając konia w kontuzji, bo jakby trzeba było iść w kredyt na klinikę to na umowie próbnej nie bardzo go dostanę, nie mówiąc o tym, że nie mogłam sobie pozwolić na przerwę w pracy, nie dostać tej comiesięcznej wypłaty. Nie wezmę i nie przeprowadzę się z dnia na dzień, bo muszę ogarnąć stajnie. Koszty w ostatnich 5 latach urosły tak, że autentycznie mnie to boli, bo mimo podwyżek itd to czuję to posiadanie konia mocniej w budżecie i nie podoba mi się ta tendencja 😅
Co do innych sportów to mam podobnie, biegałam czy chodziłam na siłkę, ale to nie to. W sensie fajnie, fajnie, ale wolę konia.
Sonika, z tego co piszesz, to masz doła spowodowanego zawodem miłosnym. I serio, jeśli jesteś tak naprawdę na początku samodzielnego życia (napisałaś że mieszkasz z rodzicami, nie założyłaś jeszcze rodziny) to wszystko jeszcze przed tobą. To, że teraz ci źle nie znaczy, że za pół roku, rok nie zmieni się całe twoje życie. I ok, kupisz konia żeby wypełnić sobie pustkę w sercu a potem poznasz kogoś, zakochasz się na zabój i nagle to będzie problem. Bo nagle się okaże że chcesz się wyprowadzić, a pieniędzy na najem mieszkania i utrzymania konia nie starczy. Bo chciałabyś gdzieś pojechać na wakacje, bo znajomi cię zapraszają co weekend na imprezę, a koń wtedy się rozwalił. Ja po tym epizodzie w życiu zostałam z psem. I to już był kosmiczny problem- nie miałam gdzie mieszkać, pies chorował więc nadal byłam wiecznie na minusie, poznałam faceta i musiałam kombinować na sto sposobów żeby ktoś się zajął pieskiem, żeby np. pojechać na Woodstock. Już nawet nie chce myśleć jak by to wyglądało z koniem. A też mi się wydawało, że nic mnie już dobrego nie spotka, nigdy nie wyjdę z długów i w ogóle to nie mam po co żyć. Teraz, po 6 latach widzę jakie to było niewiarygodnie głupie, bardzo tego żałuję 😒
Sonika, weź sobie pieniądze na konia przeznacz na terapię u jakiegoś dobrego psychologa. Wyjdziesz na tym zdecydowanie lepiej.
Drugiej strony kon to nie pies. Jak się zmieni w życiu to można sprzedać. Jeśli uważasz że dasz radę finansowo w razie awarii zdrowotnej konia to kupuj. Jeśli praca z koniem daje ci opcje odpoczynku, kochasz spędzać czas w stajni to myślę ze opieka nad własnym koniem pomoże ci w życiu.
Sonika, ja proponowałabym zostać przy dzierżawie, najpierw usamodzielnić się, potem kupić konia. Jeśli dzisiaj jesteś w stanie odłożyć 2 tys msc mieszkając z rodzicami, to dąż do tego by być w stanie odłożyć tyle mieszkając u siebie i niczego sobie nie żałując.

Ja pierwszego konia kupiłam w wieku 18 lat, ciężko pracowałam, studiowałam i ledwo wiązałam koniec z końcem by go utrzymać. Nagle gdy masz na utrzymaniu ukochane zwierzę wszystko staje się poważniejsze, musisz mieć pracę i stałe źródło dochodów, na mniej możesz sobie pozwolić, dużo łatwiej Cię wykorzystać. Twoje marzenie staje się Twoim obowiązkiem, niezależnie od tego jaki masz dzień, czy jesteś zmęczona czy nie- masz konia, musisz go utrzymać. Może to głupie ale to powiedzenie „nie miała baba problemów- kupiła sobie konia” jest wiecznie żywe. Kup go koniecznie. Ale zachowaj zdrowy rozsądek i może przełóż to jeszcze… ja pierwszego konia sprzedałam, w najlepsze możliwe ręce, a pomimo tego strasznie to odchorowałam.

Kolejnego kupiłam już będąc samodzielna, ze znacznie wyższymi możliwościami zarobkowymi, dodatkowo wspierana przez najlepszego męża. Warto poczekać, pożyć, wyszaleć się, a potem wpakować się we własnego konia - bo to piękna przygoda, tylko wywołana za wcześnie może nie przynieść aż tyle radości.
Nevermind   Tertium non datur
23 czerwca 2024 22:47
Sonika, mam wrażenie, że już podjęłaś decyzję 😉 Chociaż ja zgadzam się z przedmówcami, że to nie najlepszy pomysł. Nie widzę żadnej wzmianki o trenerze, a planujesz oprzeć swoje samopoczucie na rozwoju. I koleżanka ze stajni, która pomoże w razie czego, tutaj raczej nie wystarczy. Domyślam się, że konia też poszukujesz w niezbyt wysokim obszarze cenowym, a niższe ceny zawsze mają powód… co przy ciasno wyliczonym budżecie może się źle skończyć. Plus fakt, że będziesz mieć problem z usamodzielnieniem się od rodziców… teraz może brzmieć dobrze, ale co jak to się pociągnie kilka lat i będąc X-latką nadal będziesz finansowo zależna od rodziców?

Na moje oko to szukasz dopiero drogi dla siebie. Jeśli chcesz iść w konie to radziłabym Ci na przykład: zainwestować w treningi z nowym trenerem, spróbować luzakować w innej stajni, porozbijać się po świecie, no ogólnie spróbować czegoś nowego, zainwestować w swój rozwój. Zastanawiasz się nad przywiązaniem się do jednego i tego samego miejsca które odwiedzasz od lat, ograniczeniem sobie możliwości finansowych, czasowych i do tego Twój plan ma wiele punktów, w których może się posypać, pogorszyć Ci samopoczucie i zamieszać w życiu. Powiedziałabym, że nie jest to najlepszy pomysł 😅
Moon   #kulistyzajebisty
24 czerwca 2024 07:15
Sonika, piszesz mając na myśli, jak mniemam, jakąś konkretną stajnię - A nie masz żadnej opcji dzierżawy/współdzizerżawy, nawet z opcją pierwokupu? to by Ci sporo rozjaśniło, tak myślę ;-)
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się