kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy



czy ten koń w ogóle ma jakikolwiek moment, kiedy mu się "opłaca" być z człowiekiem.

Sankaritarina, sorki za post pod postem ale już nie mogę edytować, a do tego powyżej chcę się odnieść, bo ujęłaś super dokładnie to, co forsuje ostatnio spłycony mainstreamowo modny R+, behawiorystyka i inne - co ja osobiście widzę dokładnie odwrotnie.

Uważam, że dopóki koń jest w procesie rozważania "czy mu się coś z nami opłaca" (tu mówimy o podstawowym "być z człowiekiem", dopóty jesteśmy na przegranej pozycji.
Moim zdaniem niestety idea "najpierw budujemy relację"( rozumiane i opierane właśnie na tym, że koniowi się opłaca) jest przyczyną produkcji wielu łez w poduszkę, niejezdnych koni, czy wręcz koni agresywnych i krąbrnych - wtedy, gdy im się "nie opłaca " w ich mniemaniu.

Moim zdaniem koń musi bezwzględnie wiedzieć, że ma wykonywać polecenia, zawsze, bo inaczej dotknie go "karząca ręka SPRAWIEDLIWOŚCI". Gdzie słowo i idea "sprawiedliwość" jest kluczem. Konie uwielbiają jasne i fair zasady. To, co dla nas jest brutalne, dla koni często jest akceptowalne o ile jest fair. Jeden koń drugiemu zasadzi solidnego kopa w naszym mniemaniu "o pierdołę", a kopnięty nawet uszu nie połozy- bo wie, że zarobił sprawiedliwie.

Koń nie ma w naszej obecności w ogóle wchodzić w rozważania, czy mu się opłaca, czy będzie coś miłego do żarcia, czy mi endorfinki od smaczka skoczą. NOPE! Koń ma zaakceptować, że teraz jego życie jest nierozerwalnie związane z człowiekiem. I to nie jest tak, że związane tylko gdy on ma w tym korzyść. Nie. takie są realia świata - Pan jak jest koło mnie, to robię co każe.
To, jak chętnie i z jakim zaangażowaniem koń będzie robił dla nas rzeczy to sprawa wtórna i "na potem" i tu owszem, przydaje się wzmacnianie pozytywne przy niektórych koniach.

Imho niestety najpierw uczymy posłuszeństwa. Z dobrze i fair wyegzekwowanego posłuszeństwa koń przez lata zbuduje sobie zaufanie do nas. I tak, piszę przez lata bo imho ten proces międzygatunkowej przyjaźni, jednak wymaga lat. Może gdyby każdy z nas miał konia pod domem, spędzał z nim minimum 12h dziennie to by to szybciej szło. Ale mało kto tak ma.
Dlatego w moim rozumieniu równie istotne, co wzmacnianie pożądanego zachowania jest egzekwowanie naszej przewagi i pozycji i stawiania granic przy zachowaniach niepożądanych.
Koń musi wiedzieć, że jestem silniejszy- zawsze. I musi wiedzieć, że jestem sprawiedliwy- zawsze. Żeby np. przy bolesnej zmianie opatrunku zadniej nogi nie zdecydował sobie "zakwestionować" relacji, albo stwierdził, że od stania spokojnie i dostania smaczka, bardziej "opłaca mu się" tą nogą w osobę, która powoduje ból, wycedzić.

I żeby nie być źle zrozumianą. To nie chodzi o np. całkowita kontrolę - bo przecież choćby w wkkw ludzie chcą dać koniowi z tempa samodzielnie wybrać miejsce odskoku - ale to jest na innych zasadach: daję ci przestrzeń do wyboru odskoku bo teraz tak wygląda obcowanie ze mną, a nie, że zawsze sobie będziesz wybierać, a ja ci wzmocnię, to czego oczekuję.

Nie neguję pozytywnego wzmacniania (głos, głaskanie, pochwała, samczki). Neguję tworzenie sytuacji albo wyszukiwanie momentu, gdzie można użyć pozytywnego wzmocnienia w relacjach, gdzie ewidentnie, koń sobie sam próbuje zadecydować czy mu się opłaca.


Ja jeszcze nie trafiłam na osobnika który miałby zamiar się zabiegać. Bardzo ważne jest odczytywanie sygnałów wysyłanych przez konia (które mówią o tym, że ma dosyć). Są konie które te sygnały dają bardzo subtelne i jak ktoś tego nie widzi to faktycznie koń będzie biegał aż nie padnie...
Jasne, trzeba to robić w bezpiecznych warunkach, tj. nie na lodzie, w błocie, wśród wielu koni itd...
Jak ktoś nie ma takich warunków to wiadomo, nie ma co.
kotbury, bardzo dobrze napisane!
Ja rozumiem, ze trzeba sprawdzić zdrowie przede wszystkim w przypadku wszelakich buntów, ale "czy robota jest ok? " to zakładamy że koń jest katowany czy jak? xD
Moja kobyła przez pierwszy rok nie miałą "jazd ok" to była jedna wielka droga przez mękę, łacznie z rzucaniem moją trenerką o glebe i moim hamowaniem na ścianach, losowych poniesieniach itp. ja chciałam konia oddać w cholere i tylko chyba brak opcji pozbycię się jej, sprawił że została 😉 A nigdy w życiu nie miałam problemów ze ściąganiem, bo jak tylko okazało się ze z jezdnoscią mamy problemy, bardzo dużo poszło roboty z ziemi. I nie jakieś mistyczne zaklinania, tylko zwykła nauka szacunku, respektowania przestrzeni itp.
Do dzisiaj do mnie sama przyłazi, pomimo że praca już jest całkiem spoko, to nawet jak mamy total error na jeździe kon dalej daje sie złapać.
kotbury, - nie mogłabym się bardziej zgadzać 🙂

Mój też z tych, gdzie najpierw był wypracowywany szacunek i kultura w obyciu, a potem ta magiczna więź. W sumie to ona zrobiła się sama. Po prostu rutyna, jasne zasady i ich bezwzględne egzekwowanie. Mimo moich "wstrętnych wymagań" i tego, że bywało na treningach ciężko konik przytuptuje z padoczku, nawet w boksie podchodzi do drzwi. Niezmiennie jestem zdziwiona jak muszę się po konia pofatygować sama 😂
Jasne, za przyjście do mnie zazwyczaj jest smaczek. Jednak podstawą tej relacji jest szacunek do człowieka. On nawykowo przychodzi na padoku do każdego - czy to ja, stajenny czy inna osoba zajmująca się nim. Taki nawyk został wypracowany - nie są to rozważania, czy mu się opłaca, po prostu przychodzi człowiek to on idzie i daje się sprowadzić, tyle.
Chyba bardziej chodzi o to że konia może boleć, a jeździec może nie być tego świadomy. Może być po prostu źle jeżdżony, dostawać mocno sprzeczne sygnały itp. Miałam w stajni taki przypadek, koń był koszmarnie pogubiony, raz za to że dał się złapać dostawał smaczka, innym razem wpierdziel. Nie było siły go sprowadzić, w tym wypadku jedynie ciężka praca nad zaufaniem by pomogła. A że chęci ludzkiej nie było to poszedł w ogłoszenia i cena tylko leciała w dół 😉 Także różnie bywa.
magda, O, właśnie.
To dokładnie miałam na myśli.
Jeśli koń zaczyna mieć fazy "uciekam przed człowiekiem", to ja uważam, że należy się zastanowić nad sposobem jazdy, może wymaganiami, może zdrowiem konia, może sprzętem. Zwłaszcza jeśli rozmawiamy o koniu z rekreacji, koniu, który jest własnością rekreanta-amatora. Konia może coś boleć, wymagania mogą być za duże, trening może być głupio przeprowadzony.
Oczywiście nie musi - ale może.

I uwaga! To się zwykle nie dzieje przy koniu, który regularnie, normalnie, rzetelnie pracuje. Czyli, keirashara, Twój koń najwidoczniej czuje się dobrze, rozumie zadania przed nim stawiane, jest w dobrej kondycji, ma codzienną rutynę pracowo-ogólnożyciową, nie ma serwowanych jakichś regularnych, codziennych fakapów, których nie czai....

I uwaga! NIE chodzi mi o to, żeby koń zawsze i wszędzie czuł się wyjątkowo cudownie z człowiekiem, tylko o najbardziej "standardowe" sposoby trenowania i obchodzenia się z koniem - ale nie o "wieczne nagradzanie w kółko" czy "wieczne karanie w kółko"

kotbury, bardzo dobrze napisane!
Ja rozumiem, ze trzeba sprawdzić zdrowie przede wszystkim w przypadku wszelakich buntów, ale "czy robota jest ok? " to zakładamy że koń jest katowany czy jak? xD

xxagaxx, Nie widziałaś nigdy głupich treningów? Albo koni łażących ponad swoje siły w niedopasowanym sprzęcie? O takie sytuacje mi chodzi.

kotbury, Mooooooment.
Bo mnie KOMPLETNIE nie o to chodziło.
Nie wiem jak to się dzieje, że po niektórych Twoich postach człowiek musi się tłumaczyć.
I nie mam zielonego pojęcia co forsują begawioryści.
Sankaritarina, widziałam, natomiast nie widziałam koni, które przez "głupi" trening postanowiły nie dać się złapać. A uwierz mi niektóre konie to powinny przez płot spierdzielić żeby na ten trening nie isc wcale.
I nie mówimy o szkółce bo to zupełnie inna para kaloszy.
xxagaxx, No ja widziałam takie przypadki - kiedy poprawił się trening (po prostu się poprawił, żadne czary i magiczne więzi), to koń jakoś przestał uciekać przed człowiekiem. Ale jasne, że pewnie to też kwestia indywidualna i ciężko uogólniać do reguły.
Sankaritarina, konie naprawdę prosto działają. Jak się zacznie pracować nad ogólnym szacunkiem i co przy tym idzie zaufaniem, to raptem 99% problemów behawioralnych znika 😉 I nie ważne czy trening jest spoko czy coś nie idzie, czy konia coś boli czy nie. I często taki szacunek z ziemi w jakimś stopniu poprawia niektóre kwestie treningowe.
Większość (nie, nie wszystkie) konie które uciekają od ludzi po prostu mają tych ludzi w dupie, do tego często spory instynkt stadny. A to że zdarzają się wyjątki, które wraz z poprawą jakości treningu zaczynają przybiegać do czlowieka to tylko potwierdzają ogólną regułę 😉
Sankaritarina, - uwierz mi, pierwsze dwa lata to oboje byliśmy daleko od czucia się dobrze na treningu 😂 Może on czaił rzeczy, ale niekoniecznie się z nimi zgadzał, to była regularna wojna. Ani nie było top sprzętu, ani top warunków, ani jakiś super umiejętności z mojej strony.
Nie zaburzyło to budowania nawyków. Po prostu była nieuchronność losu, jasne zasady i tyle.
Ja tam myślę, że to się wszystko składa w jedną całość. Właściwe jechanie konia to też jest praca nad ogólnym szacunkiem. Regularny trening = rutyna codzienna i jasne zasady. Ale każdy ma też swoje doświadczenia.
Hej. Jak od strony prawnej wyglada robienie lekcji na prywatnym koniu? Czy oprocz ubezpieczenia jest cos o czym trzeba pamietac?

kotbury, Mooooooment.
Bo mnie KOMPLETNIE nie o to chodziło.
Nie wiem jak to się dzieje, że po niektórych Twoich postach człowiek musi się tłumaczyć.
I nie mam zielonego pojęcia co forsują begawioryści.

Sankaritarina, ale to w ogóle nie jest ad persona. Nic z tych rzeczy. Imho fajna dyskusja. Wyrażam swoje zdanie, bo tobie się udało synkretycznie zawrzeć to, z czym ja mam "problem". (to znaczy, to nie jest mój problem i ogólnie mam to w zadku🙂 - ale widzę sporo dramy, bo wiele osób właśnie prędzej będzie szukać "przyczyny w złym sprzęcie i nie takich treningach" (i owszem, wiemy, że patola się zdarza), a często sprzęt jest ok. trening właściwy- ale ponieważ koń nie jest nauczony, że ma akceptować stawiane przez człowieka wymagania to, ze wszystkim, co mu się "nie opłaca", "wymaga zmiany, włożenia większego wysiłku" będzie dyskutował wszelkimi sposobami.

Uważam, że koń, który "nagle" zaczął zwiewać na padoku, doszedł do wniosku po prostu, że może. Udało się raz to próbuję zawsze. Oznaki "sprzęt i trening" były by widoczne kroczkami. Nie chciałby być wyprowadzany z boksu, unikałby stania przy oporządzaniu itd.

I jeszcze kilka słów o "głupich treningach". Koniom szkółkowym wypracowanie rutyny zwiewania przed kursantami zabiera trochę czasu jednak.
Każdy trening w którymś momencie, co jakiś czas będzie nieprzyjemny ( zbyt wymagający w odczuciu konia)- inaczej nie ma progresu. Dla jednych koni "strasznie wymagające" będą wyzwania związane z chodami bocznymi, bo przerażać je będzie "myślenie" gdzie nogę postawić, dla innych praca nad zebraniem, a są takie, gdzie największy stres to będzie próba uzyskania elastyczności i zgięcia.

Z mojego doświadczenia- średnie konie, w średnim treningu- mały problem. Bo przy takim treningu to jak koń nie współpracuje, to się go przegalopuje solidnie i kończą się dyskusje.
Ale koń już w zaawansowanym treningu (jest siła i równowaga) to jak nie ma akceptacji tego, że człowiek jest od zadawania poleceń, a koń od ich wykonywania- to..uuuu... tu są schody. Bo często kończy się wręcz walką. Bo koń wie, że ma siłę i podstawę jeźdźca przetrzymać. I to wcale nie znaczy, że koń walczy, bo mu aż tak źle. Po prostu nauczył się, że "opłaca" mu się powalczyć.
Nevermind   Tertium non datur
05 sierpnia 2024 19:27
kotbury, Sankaritarina, ja z kolei jestem "anty" jeśli chodzi o pozytywne wzmacanienie żarciem (smaczki). Bo jak ktoś nie umie, nie czyta dobrze konia to może zrobić kuku.Nie przesadzasz trochę? Sposób ze smaczkiem za złapanie jest prosty i nie ma niebezpiecznych wad - najwyżej koń przestanie się łapać.

xxagaxx, koń nie musi być katowany, żeby nie lubić roboty. Czasem wyjdzie tak, że akurat jest dużo presji w treningu, tej nieprzyjemnej pracy aby nadbudować mięśnie etc. Albo za mało dni na przewietrzenie głowy, luźne potuptanie czy teren (często konie po jednym luźnym dniu chętniej wracają do trudnej roboty).

Osoba z mojej rodziny kupiła konia, który na każdej jedzie brykał, dębował, robił zwroty o 180 stopni. Na ziemi jeździec często lądował, każda jazda była walką. Z jednym trenerem, stałą, regularną pracą właścicielka (wtedy taka rekreantka bardziej) przewalczyła wszystkie bunty i konik się zrobił bezpieczny do tupania. Później wyszło, że były liczne problemy zdrowotne i zły sprzęt. Więc nie, fakt że da się coś przepracować nie oznacza, że nie ma żadnego problemu zdrowotnego. I warto go poszukać, by sobie odjąć roboty.
Nevermind, mój koń za złapanie na smaczek po pewnym czasie walnął by z zadu w delikwenta. Ten koń nie szanuje lodówek 😉

Nevermind, wiele koni nie lubi roboty a nie spieprza na padoku 😉 Dla mnie nie lubienie roboty to naprawdę jeszcze daleka droga do problemów z ziemi. Baa dobrze prowadzony z ziemi kon, nawet jak roboty nie będzie lubił, będzie się dawał ściągać 😉 Opisujesz problemy treningowe, a to zupełnie inna historia.

i niektórych koni NIE WOLNO absolutnie karmić z ręki, bo można tego któregoś karmienia wręcz nie przeżyć w jednym kawałku xD
Ktoś się pyta jak przepracować problem z łapaniem a znowu dyskusja idzie w kierunku anty smaczek.. przecież konie na wiadro z żarciem łapie się od lat czy to padok czy wgl delikwent który zwiał poza padok i wesoło cieszy się wolnością...
espérer, bo ludzie mają różne metody wiec otrzymasz różne odpowiedzi xD To ze ja czy Kotbury jesteśmy antysmaczek nie znaczy że nie można iść za radą Nevermind, .
Jasne rozumiem tylko zobacz padło kilka odpowiedzi, autorka pytania to widzę nowy użytkownik nie ciągła wątku nie zadawała dalszych pytań nie dała szczegółów co się zmieniło(np stado nowe często daje taki efekt) przestała być aktywna a my ciągniemy 2 stronę i idziemy w kierunku dyskusji która była już poruszana miliard razy czy te smaczki to dobre czy jednak nie dobre....

A szkoda bo w między czasie zgubi się w wątku ciekawe pytanie od kolor rozumiem ze chodzi ci o rodzaj ubezpieczenia? Sama się ostatnio nad tym zastanawiam nie ma zamiaru prowadzić jazd ale przychodzą do nas goście wiadomo są tam dzieci chcą z końmi pobyć - na psa mam w ubezpieczeniu domu taki pakiet jakby narobił szkód/ugryzł kogoś od szkód wyrządzanych przez konia też można ? To zawsze tylko zwierzę i tylko ludzie czasami wystarczy chwila
Co do smaczkow i metod to ja uwazam ze trzeba provowac roznych metod- kazdy kon jest inny i na kazdego konia dziala co innego. Swiat bylby zbyt prosty gdyby na wszystkie konie dzialalo to samo. Na uciekajace konie u mnie zawsze dzialalo- kon ucieka- gonie go, stoi- idę spokojnie. We wszystkich przypadkach wystarczyla jedna sesja (ale solidna, czesto dlugo trwajaca) zeby kon ogarnal ze lepiej jak postoi i poczeka bo i tak ucieczka sie nie uda. + lapanie nie tylko na jazde, ale na przyjemnosci, na danie marchewki (jesli kon nie jest agresywny przy smaczkach), na poglaskanie.
Szkolkowe to troche inny temat bo one zwykle lapane sa jedynie do pracy wiec ciezko im sie dziwic. Ale z prywatnymi nie spotkalam sie zeby spierdzielaly. Moja czasem potrafi sama przyjsc patrzac pytajaco- co dzis robimy?

Wlasnie nie moge sie doczytac co do ubezpieczenia ale to chyba powinno byc ubezpieczenie instruktora jezdziectwa. Odeszlam niedawno z pracy jako instruktor i caly czas mnie pytaja o lekcje, pomyslalam ze czasem moglabym kogos wziac ale chce to miec w miare ogarniete prawnie. W szkolkach tez sa podpisywane zgody rodzicow na wziecie odpowiedzialnosci- od jednej osoby dostala infomacje ze to wystarczy, ale czy aby na pewno?
Nevermind   Tertium non datur
05 sierpnia 2024 23:41
Wiecie co, jak ktoś nie umie złapać konia i dać mu smaczka na tyle bezpiecznie, żeby się głupot nie nauczył, to moim zdaniem nie powinien się tego konia tykać w ogóle. Kontrowersyjne, wiem 😅 Ale jednak przy treningu na presji konie też potrafią się odwinąć, nauczyć głupot byle kary uniknąć etcetera. Jakoś nie ufam, że ktoś kto nie widzi co nagradza będzie widział za co karze i przewidzi co koń za chwilę wymyśli.

Jasne, za przyjście do mnie zazwyczaj jest smaczek. Jednak podstawą tej relacji jest szacunek do człowieka. On nawykowo przychodzi na padoku do każdego - czy to ja, stajenny czy inna osoba zajmująca się nim. Taki nawyk został wypracowany - nie są to rozważania, czy mu się opłaca, po prostu przychodzi człowiek to on idzie i daje się sprowadzić, tyle.keirashara, A skąd ta pewność że nie idzie właśnie, bo może dostanie smaczka? Tak robię to zazwyczaj, ale to napewno nie dlatego! No ja nie kupuję tego tłumaczenia 😉 Znam dużo koni, które podostawały smaczki i nagle stały się łatwe do łapania, bo o, może smaczek będzie!

Iskra de Baleron, w momencie kiedy koń postanawia kogoś walnąć z zadu, to wiele rzeczy w treningu jest nie tak. I nie jest to winą samego smaczka. Już pomijam, że sytuacja nigdy się nie zdarzyła, i skoro takie bierzemy za przykład, to można sobie wymyślić i 50 nieprawdziwych 😉

espérer, dokładnie. Znam konia, który ludzi nie znosi, ale na swoje imię przybiega jak pies, bo był wołany na owies 🙂 Technika jak świat stara.

Jasne rozumiem tylko zobacz padło kilka odpowiedzi, autorka pytania to widzę nowy użytkownik nie ciągła wątku nie zadawała dalszych pytań nie dała szczegółów co się zmieniło(np stado nowe często daje taki efekt) przestała być aktywna a my ciągniemy 2 stronę i idziemy w kierunku dyskusji która była już poruszana miliard razy czy te smaczki to dobre czy jednak nie dobre.... bardzo mocno się zgadzam, ale w sumie wyniknęła z tego ciekawa dyskusja.

xxagaxx, no cóż, co koń to historia. Jeden nie przychodzi, bo mu wolno, inny bo praca się zmieniła na ciut cięższą. Ja tam niczego nie wykluczam 😉
Moim zdaniem często jest to taki bierny opór ze strony konia - przy człowieku nie można dyskutować, bo są konsekwencje, to ja uciekam od człowieka i jego konsekwencji.
Nevermind, jest różnica pomiędzy wykluczaniu a pisaniu, jakby to był główny powód do sprawdzenia. Zawsze są przypadki potwierdzajace regułę.
Już pomijam, że jeśli ktoś ma problem z koniem i z jego złapaniem (w takim sensie ze nie wie jak to przeproacowac) to w większosci jest "solidnym" amatorem, i na treningu to się koń nie przepracowuje xD
Nevermind, - yyyyy, ale gdzie ja napisałam, że jego przychodzenie nie ma nic wspólnego z smaczkiem? 😉
Po pierwsze - nigdzie. Po drugie napisałam, że podstawą pracy z nim był szacunek do człowieka, zanim pojawiły się smaczki i mile rzeczy było wypracowanie karności, posłuszeństwa i nawyków. Po trzecie on przyjdzie do każdego, czy ma smaczka czy nie. Tak, daje mu czasem za pożądane zachowania, natomiast jak nie mam nic przy sobie to zachowuje się tak samo, a ja mam takie same wymagania.
Nevermind, cieszę się że nie trafiłaś na konia z którym nie da się pracować na smaczki.
Konie bywają bardzo różne jak ktoś powyżej wspomniał i nie ma jednej uniwersalnej metody na wszystkie.

Więc albo nie spotkałaś takiego konia albo przebywasz z nimi na tyle krótko by nie zauważyć że niektóre stają się pobudzone, nachalne czy nawet agresywne, kolejne albo, ktoś je koryguje i na tyle trzyma w ryzach by pozostali mogli „smaczkowac”.

Sposobów skutecznego nagradzania na szczęście jest cała masa, wystarczy tylko obserwować co danemu koniowi sprawia przyjemność.

Ja jestem team tak pracować i spędzać czas z koniem by chciał ze mną go spędzać 😉
Najistotniejsze jest chyba zastanowić się nad przyczyną uciekania. Jak koń ucieka dla zabawy, to smaczki mogą to tylko spotęgować, ale jak ucieka bo nie chce iść na jazdę to mogą pomóc (ale odganianie też może). Czasem pomaga po prostu upierdliwa konsekwencja, przedreptane kilometry i spokój w łapaniu.
Mi się dobrze sprawdzało zarówno odganianie jak i smaczki w różnych sytuacjach i przy różnych koniach.
Z moją własną obecną kobyłą miałam epizod uciekania przy łapaniu (wystąpił dość nagle) - smaczki to ona miała w poważaniu, więc postanowiłam ją pogonić i skończyło się to mega zestresowanym koniem, który zamierzał się zabiegać na śmierć. Odpuściłam jej wtedy i wdrożyłam spokojne łapanie. Problem nie znikał, aż kiedyś po złapaniu wzięłam ją na plac (był po drodze z padoków do stajni) i pobawiłam się z nią w berka. Po trzech dniach takiego przystanku przed robotą koń zaczął sam do mnie przyłazić na padoku. Widać potrzebowała takiej interakcji na swobodzie. W sumie to też metoda na smaczek tylko zamiast smaczka była zabawa. Za to dawanie smaczków kucowi na padoku powoduje zbiegowisko i awantury i odpada z tego powodu. Co koń to inna sytuacja
Ja ogólnie żadnych smaczków nie daję i nie dawałam, "od zawsze" - ale akurat ta metoda mi się sprawdzała, kiedy trzeba odłowić konia ze stada z dużego pastwiska - ale pod warunkiem, że to nie jest koń nachalny, niewychowany, który potem "wychciewa" i ewidentnie nie szanuje człowieka oraz jego przestrzeni. Takie konie powinny mieć ban na smaczki/marchewki z ręki etc, do odwołania.... (a najlepiej do końca życia zapewne)

kotbury, Jeśli coś zawarłam w wypowiedzi, to kompletnie nieświadomie - po prostu nie chciałabym być jakkolwiek skojarzona z R+ czy jakąkolwiek inną metodą "z instagrama".

Jasne, masz rację, zawsze się pojawi jakiś moment nieprzyjemności w treningu - no ale właśnie, moment, fragment, część.
Aczkolwiek serio, ja mam więcej doświadczeń takich, że koń "ogólnie się poprawił" przez dobry trening w siodle, dobrą jazdę - nawet nie przez jakąkolwiek "pracę z ziemii" - i nawet nie mam na myśli nie wiadomo jak zaawansowanych treningów, ale takie "podstawy podstaw" (od nieponoszenia w stępie na przykład....).
No ale niech dyskusja trwa.

Kolor, Musiałabyś mieć działalność + OC instruktora. Tak mi się wydaje
Nevermind   Tertium non datur
06 sierpnia 2024 16:51
Iskra de Baleron, wiesz co, powiem tak - konia koryguje się tak czy siak, smaczki czy nie. I jeśli koń za taką pierdołę jak jeden smaczek zaczyna kopać to coś jest mocno nie tak z jego szacunkiem do człowieka. Nie napisałam nigdzie, że nie istnieją konie z którymi się nie da pracować na smaczkach - nie wkładaj mi tego w usta.

keirashara, tak to zrozumiałam, może nietrafnie.

Aczkolwiek serio, ja mam więcej doświadczeń takich, że koń "ogólnie się poprawił" przez dobry trening w siodle, dobrą jazdę - nawet nie przez jakąkolwiek "pracę z ziemii" - i nawet nie mam na myśli nie wiadomo jak zaawansowanych treningów, ale takie "podstawy podstaw" (od nieponoszenia w stępie na przykład....).Sankaritarina, ba, nauka ruszania i zatrzymywania w ręku potrafi sporo zdziałać, a są to przecież podstawowe podstawy podstaw 😉
Nevermind, nie napisałam, że napisałaś 😀
Nie ma co się zżymać. Różne konie, różni ludzie, różne doświadczenia a metod wiele.

Ja tylko ostrzegam że nie zawsze smaczek pomoże, zwłaszcza osobie niedoświadczonej która pyta o poradę na forum 😉

Takiej osobie zasugerowałabym raczej, sprowadzanie tylko żeby wyczyścić, po jeździe nakarmić ze żłobu

A jeszcze dopiszę: czemu tak ostrzegam? A no temu, że jak lata temu, kupiłam pierwszego zepsutego konia, to również chciałam wkupić się w laski smaczkami.
Skończyło się poważnym urazem 😁
Nevermind   Tertium non datur
06 sierpnia 2024 17:45
Ja tylko ostrzegam że nie zawsze smaczek pomoże, zwłaszcza osobie niedoświadczonej która pyta o poradę na forum 😉 Ja się tu nie zgodzę o tyle, że jeśli dla kogoś zwykłe nagrodzenie konia smaczkiem po złapaniu to zbyt niebezpieczna rzecz, to strach dać mu jakąkolwiek poradę. Niby nie wiemy kto siedzi po drugiej stronie ekranu, ale nie popadajmy w skrajności 😉 Akurat przy tej metodzie ryzyko jest naprawdę znikome. Nikt nie mówił przecież o całkowitym przerzuceniu się na r+ 😉 Tylko o tym jednym sposobie.
Nevermind, naprawdę nie widziałaś jak ludzie mają zepsute i niebezpieczne konie przez karmienie z ręki? To się zaczyna od jednego smaczka, potem jest grzebanie po kieszeniach, potem grzebanie nogą, przestawianie głową, wchodzenie do "naszej" strefy. I taki koń, z czasem, robi się naprawdę niebezpieczny.

Ja sama daje, ale moja kobyła totalnie nie ma charakteru na bycie niebezpiecznym żebrakiem.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się