KOTY

Moj Kocio wychodzi w sumie tylo na balkon i..na dach 😀 jako ze mieszkamy na poddaszu😉 zasiada na schodkach dla kominiarza i obserwuje okolice🙂 Ale na dwor wychodzi tylko w szelkach i tylko jak jest cieplo, bo leniuch z niego🙂😉

Btw, co wy na pomysl podania kotu kilku zdziebelek slomy do "wyrzagania" zamiast tych wszystkich trawek?? Bo wlasnie kocich trawek moj kot nie chce jesc, a podjada slomkowe ozdoby z choinki i tak sobie pomyslalam, czy to nie jest dobra alternatywa?tzn nie ozdoby, a ciutka slomy?
sloma? oo, sama jestem ciekawa, slomy mam caly bagaznik a z trawa krucho teraz .. chyba wieczorem przyniose moim i zobacze co z tym zrobia  💡
Bischa   TAFC Polska :)
14 grudnia 2010 15:28
Luna podgryza siano wystające z klatki królika.
dea   primum non nocere
14 grudnia 2010 15:33
Mój Simba poluje na papirusa. Muszę mieć oczy dookoła głowy... albo wreszcie coś mu zasiać. Liczę na to, że owies będzie ok (podkradnę garstkę zmiotków ziarenek ze stajni  😀iabeł🙂 tylko myślę w czym posadzić - jak posadzę w ziemi, to coś czuję, że rozgrzebią, zasikają i rozniosą ziemię po całej okolicy. Jakies pomysły? Hmmm a może na skrzynce zamontować gazę? Owiesek przerośnie przez nią, a one chyba nie zdemontują?

BTW. Na razie zostawiam chłopakom jajka. Nie widzę powodu, żeby ciachać. Nie znaczą. Jak mają duuużo piasku i czysto w kuwecie to pomysły na lanie poza się skończyły, smrodek też. Ze sobą się nie tłuką - wielka miłość, dziewczyn póki co nie widzą i nie słyszą, zamknięte sadystycznie na 4 spusty na 7. piętrze bloku, na pewno się nie rozmnożą... a niech sobie mają...
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
14 grudnia 2010 15:41
Ruda wyżera Agawę (nie jest trująca) i papirusa 🤔wirek:
Bischa   TAFC Polska :)
14 grudnia 2010 15:41
U mnie Salomon jak miał jajka i zaczęły hormony pod czachą buzować, to srał gdzie popadnie, nie znaczył terytorium moczem. Wycięliśmy jajka, skończyło się.
dea   primum non nocere
14 grudnia 2010 15:53
Srania gdzie popadnie też na razie nie obserwuję, więc póki mi się hopy nie narażą, mogą być "kotpletne" 🙂

Wymyśliłam: podstawka od skrzynki balkonowej, na to zwilżona wata, ziarenka i całość zawijam gazą. Powinno być stabilne 🙂
Mam dobre wiadomości odnośnie blokowego kota. Został wczoraj zabrany przez "właścicielkę", która znalazła mu nowy dom. Jest to informacja w 100% pewna 😉
Makrejsza   POZYTYWNIE do przodu :)
15 grudnia 2010 18:06
Mistral  👍 👍
Po prostu brawo!!!
To się nazywa akcja.
Przyszłam się wygadać.. w sobotę zamieszkał z nami odratowany kociak, po przejściach. Pies go szybciutko zaakceptował (wręcz traktuje kotka jak swojego szczeniaka, pielęgnuje go etc.). I wczoraj późnym popołudniem kociak nam zagorączkował (ponad 40st..). Od razu pojechaliśmy do kliniki, kociak został na obserwacji, dostał antybiotyk i zostało zlecone badanie na panleukopenię. Niestety wynik testu pozytywny 😕 Kociak ma raptem 30% szans na przeżycie. Robimy oczywiście wszystko co możemy, żeby kociaka ratować..w tej chwili mąż jest z nim w klinice (znowu gorączkuje), jak tylko uda nam się ustabilizować gorączkę, to kotu podamy interferon. Powinien jeszcze dzisiaj mieć transfuzję krwi od kota z antyciałami tego świństwa, ale niestety najlepsza krew byłaby pochodząca od kota 'ozdrowiciela' a nie poszczepiennego. Tyle, że przeżywalność tej choroby jest po prostu znikoma 🙁 Oby młody dał radę, przed nami kluczowe 72 godziny..żeby tylko gorączkę udało się opanować, żebyśmy mogli wejść z tym interferonem 🙁
zen, z jakiego miasta jesteś?

może na miau znalazłby się jakiś dawca?
zen, trzymam kciuki za kociaka.

Pochwalę się swoim, zabrany z ulicy, jechałam po niego ponad 500 km  😁
Świetliczek:
wistra, z Warszawy, ale byłabym gotowa pojechac w każde miejsce w Polsce. Tylko nie mamy czasu niestety 🙁 Poza znalezieniem kota 'ozdrowiciela', musiałby jeszcze mieć zgodność krwi (czy jakiś tam krzyżowych aspektów, nie znam się, przyswajałam fakty). Cała nadzieja w tym, że surowica plus transfuzja plus interferon pomogą. Kociak szczęśliwie ma apetyt (tzn. na puszkę popatrzył z miną 'nie, dziękuję', ale jak wyczuł mojego gotowanego indyka, to wystrzelił spod koca w iście olimpijskiej formie 😉 ).

W klinice odniosłam wrażenie, że jestem jakimś dziwnym właścicielem (dziwnym w pozytywnym sensie), bo przystałam na każde ich zalecenia- kontrola dwa razy dziennie w klinice, dwa razy dziennie kroplówka w klinice plus stała opieka kogoś w domu z kociakiem- stały monitoring temperatury, dokarmianie, dogrzewanie w razie potrzeby plus przyjazd do kliniki w razie potrzeby. Na wszystko powiedziałam ok, na drogi interferon (jedna dawka ok. 400zł, dawek pewnie będziemy potrzebować 2, 3) również sie zgodziłam. Kurczę, to z tego wniosek, że są ludzie, którzy by postąpili inaczej? 😲

Mam info, że jest pod kroplówką, za pół godziny powinno byc lepiej i będą wtedy mysleć co dalej..
Makrejsza   POZYTYWNIE do przodu :)
15 grudnia 2010 18:52
Zen, w której klinice leczycie kota?
W Multiwecie na Gagarina.
Makrejsza   POZYTYWNIE do przodu :)
15 grudnia 2010 19:05
Powiem szczerze, że jestem pozytywnie zaskoczona podanym przez Ciebie cennikiem - chodzi o podanie interferonu - ostatnio słyszałam, że ta "przyjemność" kosztuje ok. 600 zł. O tej klinice słyszałam dużo dobrego. Trzymam kciuki za sierściucha.
zen - przeczytaj wątek : chore zwierze - ratować za wszelką cene?
tam bys sie dowiedziala ze jestes egoistką bo nie dajesz kotu umrzec 😉

Ja bym zrobila dokladnie to samo i bardzo trzymam mocno kciuki zeby kicius z tego wyszedl.


Cenę konkretną będę znać najdalej jutro. Chociaż chciałabym, żeby już go dostał..ale w klinice będzie na rano i trzeba trochę ustabilizować stan malucha, więc realnie najwcześniej dostanie go jutro po południu.

Klinika jest cudowna. Trudno sie jedynie tam dodzwonić. Pierwszy raz musieliśmy korzystać z kliniki w tak poważnym przypadku. Przyznam, że pierwsze co zrobilismy, to był telefon do dr Karaś-Tęczy z pytaniem co dalej i gdzie dalej. Powiedziała, żeby jechać jak najszybciej do kliniki Multiwet (jest jej współwłaścicielką i miała wpływ na to, żeby kociak został przyjęty najszybciej jak to możliwe). Różne były podejrzenia- albo zapalenie płuc, albo przeziębienie albo zapalenie żołądka (kociak miał kłopoty żołądkowe- biegunka, jeszcze przed tym jak do nas trafił). Dobrze, że lekarze z miejsca powiedzieli, że może być to również ta cholerna panleukopenia i w jej kierunku zrobili test. Gdybym trafiła do kogoś, kto by zdiagnozował ostre zapalenie przewodu pokarmowego, to kociaka już by nie było z nami 🙁 W szoku jestem jak ta choroba szybko postępuje. Jeszcze wczoraj rano żywy, bystry, wszędobylski kociak- a o 16 już sflaczały balonik 🙁

Mam ostatnie info- temp. spadła, ale pilnie potrzebna jest surowica 😕

Marzena, wiem właśnie..trudno, nie pozwolę mu umrzeć, bo przyjmuje pokarm i cierpi tyle, co człowiek z grypą żołądkową.

EDIT: jest surowica!! I to od uzdrowieńca. To chyba cud jakiś 💃 Mój optymizm oczywiście wstępny, bo stan kociaka nadal jest krytyczny, do podania interferonu MUSI przestać gorączkować..a na razie niestety gorączkuje jak tylko leki przestają działać..nie wiem jaki byłby skutek podania tego leku w takim przypadku..
Makrejsza   POZYTYWNIE do przodu :)
15 grudnia 2010 20:23
Zen, masz konto na miau.pl? Załóż wątek chyba najprędzej tam znajdziesz ozdroweńca...
cieciorka   kocioł bałkański
15 grudnia 2010 20:39
zen, trzymaj się dzielnie, jesteśmy z Tobą i z kotkiem! Super, że trafiłaś do dobrej kliniki, dobrze też widzieć o niej (zapamiętam ją, bo też jestem z Warszawy, choć nie te rejony).
To się nie przeniesie na psa?
Wszystko się MUSI udać, kotek wiedział do kogo trafić!
zen, ode mnie mocne kciuki.

Będzie dobrze!
Zenka, duzo ciepelka dla malucha! oby sie udalo!

i jak tu nie wiezyc tym co mowia ze to koty sobie wlascicieli wybieraja 🙂
Dziękuję Wam serdecznie za miłe słowa! Kociak dostał już surowicę, to jego szansa na życie..lekarze są dobrej myśli, chociaż maluszek jest bardzo słabiutki.. oby mu tylko ta paskudna gorączka spadła na tyle, żeby można było wejść z tymi białkami. Ciężka noc przed nami.

Cieciorka, Multiwet to też nie moje rejony zupełnie, ale po przygodach z psem w innej klinice- jestem gotowa nawet przez pół miasta jechać. Surowicę mamy z ochoty, żeby było szybciej to mąż sam po nią pojechał. Jestem pod ogromnym wrażeniem zaangażowania kliniki w pomoc maluszkowi.

Musi być dobrze, może nasza determinacja w walce o kociaka będzie mogła podać dalej szczęście, może nasz kociak ma szansę być takim kolejnym ozdrowieńcem..ma sporo plusów za sobą- wczesna diagnoza, dostępna surowica, mozliwość stałej opieki, apetyt..oby tylko zaskoczył po tej surowicy, bo gorączka go niestety mocno osłabiła 🙁
dopiero teraz wrocilam do domku i przeczytalam o maluszku Zen. Kciuki zaciskam z calych sil!! ach, jest juz surowica od ozdrowienca , wiec juz nie moze byc inaczej jak tylko wygrac z tym chorobskiem!
zaba   żółta żaba żarła żur
15 grudnia 2010 23:03
Zenko!Trzymamy kciuki z moimi Ogonkami za Waszego maluszka!!!
Zen, musi się udać!!
Dziękujemy ogromnie :kwiatek: Kociak własnie wrócił z kliniki, pochłonął gotowanego indyka (pić niestety nadal niespecjalnie chce, ale mamy kroplówkę do podania nawadniającą) i teraz śpi. Zmykam tymczasem, bo mamy z mężem dyżury ustalone przy kociaku. Rano kociak jedzie na oględziny do kliniki (plus kolejna dawka surowicy) i oby w nocy nie miał gorączki- wtedy w południe dostanie interferon. I to właściwie będzie już wszystko co możemy dla niego zrobić..

Cieciorka, zapomniałam dopisać- nie, na psa się nie przeniesie. Tylko to działa w reakcji kot-kot.

Przez kilka dni mamy zakaz wizyt zarówno u ludzi z kotami, jak i w sumie żaden właściciel kota nie powinien nas odwiedzić..profilaktycznie nie jadę do stajni przez najbliższe 2, 3 dni- pomimo, że z kotami mam tam niewiele do czynienia, to po prostu już nie chcę przywlec niczego ze stajni- jak i do stajni. Mamy małe kociaki, z którymi nie mam styczności, ale może lepiej dmuchać na zimne?
zen małe kociaki się rozprzestrzeniły w stajni, więc moze lepiej nie przyjeżdżaj. Jakoś to Skaremu wytłumaczę i poczęstuje go marchewką  😉
trzymam za Was kciuki!
Forta- dziękuję ogromnie! Trzeba będzie zatem szybko te nasze kociaki stajenne zaszczepić, bo zarazki tego syfu podobno panują w dużej ilości 🙁 W sobotę jednak już się pojawię, koty będę omijać z daleka. Ważne, żeby mnie specjalnie nie dotykały ani nie wąchały. Kluczowe podobno są uniki kontaktów kot-kot, człowiek z zarazkiem np. na butach jest już mniej zagrażający, ale zawsze ten wirus nosi zwyczajnie na sobie 🙁

Noc przeszła spokojnie, kroplówka nawadniająca zeszła, kociak wykazuje ogromną wolę walki- zjada z dużym apetytem (nadal tylko 'mojego' gotowanego indyka, na swoje specjalistyczne puszki patrzy z miną 'mhm, fajnie, ale wolałbym coś innego', więc za zgodą lekarzy je to, co mu smakuje i jest lekkostrawne). Nie miał w nocy gorączki (ale też w klinice dostał solidny antybiotyk o przedłużonym działaniu)- więc jeśli ten wstępnie optymistyczny stan się utrzyma, to powinno być już tylko lepiej. Chociaż cały czas lekarze mówią, że przy tej chorobie to jest sinusoida- raz jest świetna forma, za chwilę wysoka temperatura i stan krytyczny 🙁

Wydaje mi się, że młody czuje, że chce się mu pomóc, bo wszystko znosi z godnością- długie podłączenie pod kroplówki, częste pomiary temp (no ok, tu już ma nas trochę dosyć, ale nie używa wszystkich kocich argumentów do okazania niezadowolenia).

Ale jestem zmęczona 😵 Od 4 nie śpię już, zaraz się zbieram do pracy- a kociak zostaje z mężem, który aktualnie odsypia swój dyżur 😵 Poczekamy aż poranne korki się rozluźnią i jedziemy na kontrolę do kliniki, gdzie zostaniemy do południa. Po południu do domu- a potem znowu do kliniki 😉 Oby tylko gorączka już nie powróciła.
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
16 grudnia 2010 07:10
zen, mocne kciuki wciąż trzymane! Z panleuko można wygrać - wierzę, że z Waszą pomocą maluch się z tego wykaraska.
I szczere gratulacje za walkę o Ogonka  :kwiatek:


I mendzący apel do wszystkich posiadaczy kotów domowych niewychodzących nieszczepionych - wirus panleuko naprawdę trzebi populację nieszczepionych kotów, doskonale czuje się poza kocim organizmem, cholernie łatwo wnieść go do domu.
Szczepionka dająca bardzo wysoką odporność na ok. 3 lata to 25-30PLN.

cieciorku, u psów odpowiednikiem jest parwowiroza. Mój poprzedni psiul przez nią przechodził - niestety, wtedy na surowicę było już za późno (o ile ktokolwiek by ją podał), a samo leczenie było koszmarem, który na zawsze odbił się na jego psychice. Nie było mowy, żeby spokojnie przejechać z nim przez dzielnicę, w której znajdowała się tamta lecznica. Pies dostawał prawdziwej histerii.
Czy warto było? Wciąż uważam, że mimo wszystko warto. Puńka znaleźliśmy chorego, jak miał ok. 6 miesięcy. Dożył 15 lat. Warto było, jak cholera.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się