A ja opowiem
historię pewnej podeszwy. Koń koleżanki- Borys. Zdjęcia robione przed pracą, w trakcie pracy, więc kopyto może nie być obrobione idealnie. Proszę więc patrzeć NA PODESZWĘ, bo o niej ta opowieść.
Koń był wycinany przez kowala. Podeszwę miał ciętą nożem. Kowal jak to kowal, ciął także po żywej. I ponieważ cięta podeszwa była zbyt cienka, koń ją sobie wzmocnił i wyprodukował sobie taką podeszwę twardą jak kamień. Do tego płaską. Nawet kowal bał się wyciąć michę.
Marzec- wyjściowo- dostaję konia z płaską podeszwą, twardą jak kamień.
Początek kwietnia-Początek kwietnia- zauważam, że podczas skrobania NIC się nie zeskrobuje, za to moim oczom ukazują się krwiaki. Cała podeszwa jest czerwonawa. Czyli była na tyle cienka, że pojawiły się krwiaki. I ja je teraz sobie oglądam- w kwietniu.
Koniec kwietnia- nadal z podeszwą NIC się nie dzieje. Wszystko co mogę robić, to pilnować by ściany nie przerastały ponad podeszwę, obniżać ściany wsporowe i obrabiać ściany na grubość + mustang roll
Maj-coś się zaczyna dziać. Udaje się wyskrobać dwie dziury w podeszwie na wysokości grota strzałki. Reszta podeszwy twarda. Za namową dziewczyn z forum robię "podkopy". Czyli podkopuję się pod starą podeszwę i jeśli udaje się podkopać, to wychodzę z założenia, że to co nad podkopem jest na bank martwą i niepotrzebną już podeszwą i odcinam to po kawałeczku. W ten sposób powiększałam obszar dziur. Skupiałam się głownie na podkopach w tylnej części podeszwy. Callusa jako świętego nie tykałam.
Dalej- nie wytrzymałam i jak widać starą podeszwę w okolicach kątów sporowych lekko ścieniałam na grubość. Nie wycięłąm jej całej w cholerę ( tak pewno zrobiłby to kowal) ale ścieńczyłam ją, ułatwiając kopytu podjąć decyzję. ( ta dziura w ścianie wsporowej to po wykopywaniu starej ropy/brudu)
Czerwiec- hura, hura. Moja cierpliwość została nagrodzona. Koń sam z siebie pozbywa się niepotrzebnej starej podeszwy na callusie. Nadal ścieńczam podeszwę w tyłach. Delikatnie, stopniowo, patrząc czy jej brzeg daje się "podkopać".
Koniec czerwca- ze starej podeszwy zostaje nam już tylko sama końcówka, w okolicy samych kątów wsporowych. Pozbywam się jej znów robiąc podkopy.
Lipiec- mamy nową, prawdziwą, zdrową podeszwę. Ma pewno około tego 1 cm. Pojawiała się MICHA. Sama, nie wycinana nożem. Micha w nagrodę.
Teraz wychodzę z założenia, że podeszwa jest na tyle mocna, że mogę ostrzej sobie poczynić ze ścianami i likwidacją flar. Teraz mogę skupić się na mocniejszym obrobieniu na grubość, umożliwiając ścianom przyrośnięcie- koń będzie bardziej stał na podeszwie przez ten okres, ale teraz ma zdrową podeszwę może sobie na niej stać.
Postaram się również cofnąć kąty wsporowe, ale do tego potrzebna mi zdrowa strzałka, a właścielka konia nie bardzo idzie na współpracę w tym kierunku.
Może komuś się przyda taka historia podeszwy z obrazkami. 🙂
A żeby nie było, że sama podeszwa się poprawia, to pokażę, że pęknięcia też powoli zrastają. I jak mówiłam- teraz, mając zdrową podeszwę, zajmę się bardziej ścianami.
Jeden z przodów-
Jeden z tyłów-straszne, nie? Ściana w okolicy przedkątnej jest normalnie oderwana i tyle. Najgorzej, że sam kąt też wyglada na oderwany. I co z tym robić?
Można obrabiać na grubość sam koniec kąta wsporowego ????