Sprawy sercowe...

Ja rozgoryczenie Brevy odbieram w ten sposob, ze rozsypanie sie malzenstwa to jednak jakies  przezycie, musi zostawic-chociaz na jakis czas - poczucie straty (jesli juz nie konkretnego partnera to milosci jako takiej, planow i tego wszystkiego czego doswiadczaja ludzie w udanym zwiazku), zalu - ze jednak nie wyszlo, cos co mailo byc na zawsze okazalo sie na moment. No a facet ktory jeszcze miesiac temu niby walczyl - jak lew - o odzyskanie Brevy, chwilke pozniej zachowuje sie, jakby to wszystko nie mialo w ogole miejsca - malzenstwo, rozwod, utrata zony, czyli w domysle ukochanej kobiety.  Po prostu splynelo po nim jak po kaczce. Czyli - ile to wszystko - zwiazek z Breva, malzenstwo tak naprawde dla niego znaczylo? Mam wrazenie, ze Breva moze miec pokuse aby pomyslec, ze z Jej strony byly uczucia, chec zbudowanie zwiazku, a z jego strony - jedno wielkie nic. To musi bolec.
Breva, trzymaj sie! Wbrew pozorom, troszke fajnych facetow chodzi jeszcze po tej ziemi, spotkasz jeszcze tego wlasciwego  :kwiatek:
edit pisalysmy raem z Nerechta, widze, ze tak samo odebralysmy ta cala sytaucje.
Brava, ja na forum praktycznie nie piszę, ale czytam od czasów jeszcze starej volty. Ściskam Cię mocno z całego serducha i bardzo podziwiam, jaką jesteś silną kobietą. Trzymaj się ciepło! :kwiatek:
Isabelle, a mi sie wydaje ze to Ty nie rozumiesz, co ma na mysli Breva. Ale pomijajac to, gdyby moj jeszcze maz szlajal sie z jakas dziewczyna i wyraznie mial z nia blizsze stosunki, przy mnie zachowywal sie jak skowronek, choc jeszcze niedawno plakal zeby wszystko naprawic, to jakkolwiek niefajnie nam bylo w malzenstwie - tak, bylabym rozgoryczona i zla. Ba, mocniej bym to nazwala. i co w tym dziwnego i zlego? Przeciez nie da sie odciac emocji ot tak. A jak ktos potrafi to jest cyborgiem a nie czlowiekiem.
Zejdzmy juz z Brevy, nie po to tutaj przychodzi.


nie rozumiem tego, może masz rację.
Dla mnie zachowanie psa ogrodnika "sam nie chce i drugiemu nie da" jest... no niezrozumiałe. Skoro ja chłopa nie chciałam, to dobrze rozstać się jak ludzie i cieszyć, że on sobie radzi. Może nie potrafię cieszyć się z cudzego nieszczęścia i nie cieszy mnie widok innego człowieka załamanego? Często komuś czegoś zazdroszczę, ale nie zawistnie. "Ale fajnie ma! też bym tak chciała! Co mogę zrobić, żeby też mieć tak fajnie?" a nie "Cholera, za dobrze ma, żeby miał mniej i gorzej!".

I chyba osobie, która jest "stabilna" emocjonalnie powinno jakoś zalezeć, zeby ta "nieudana druga połówka" sobie radziła, bo łatwiej ruszyc do przodu, nie patrząc na załamanego faceta za plecami...

to jakby sprzedać auto czy dom i być wkurzonym, że kupiec jest zadowolony. można załować, bo to był fajny dom czy dobre auto, ale nie czuć żalu do kupującego, że wziął coś, czego my nie chcieliśmy 😉 no nie umiem innego porównania wymyśleć, wiem wiem, człowiek to nie auto, ale to chyba najlepsze co mi przychodzi do głowy.

Isabelle, przeczytaj raz jeszcze post Nerechty, moze przeczyta tez moj - jest na tej samej stronie - bo naprawde nie zrozumialas, 'pies ogrodnika' nijak sie ma do Brevy  :kwiatek:
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
10 czerwca 2014 19:07
Isabelle
To może inaczej, jest chyba różnica między MÓWIENIEM o tym, że się jest zawiedzionym i smutnym, dawaniem wyrazu swojej złości i żalowi, a ROBIENIEM czegokolwiek, żeby tylko rzucić kłody pod nogi drugiej osobie.
Z pewnością "sobie nie weźmie", ale drugiemu też nie broni...
Twoje porównania są według mnie niezbyt trafione.
incognito   W życiu należy postępować w zgodzie ze sobą.
10 czerwca 2014 19:23
Popieram dziewczyny w pełni 😉 Breva- ciesz się życiem, a podobno rany po nieudanym związku leczy nowy lepszy związek-może to i sposób u Ciebie, jak podleczysz rany to nawet dla samego dowartościowania warto porandkować nawet jeżeli nic nie wyjdzie więcej, zwłaszcza po takich akcjach jak były Ci odstawiał
Isabelle, pisząc że rozwód a nie rozstanie z chłopakiem, porównywałam to w dół nie w górę. Czyli mimo wszystko (mimo krótkiego stażu itp) to jednak rozwód, a nie rozstanie jak z chłopakiem z liceum, z którym po prostu sobie byliśmy. Bo właśnie - już jakieś zobowiązanie choćby na piśmie powstało. Jestem baaaardzo daleka od porównywania swojego małżeństwa do związków w których tych zobowiązań jest jeszcze więcej - jak np Twój. Samo zawarcie małżeństwa na pewno nie jest ważniejsze od kredytów, wspólnego majątku czy już w ogóle dzieci! Ale jakieś zobowiązanie to jest. Nie doprecyzowałam o co mi chodziło - mój błąd.

Przyczepiłaś się do słowa "wygrał" którego użyłam tylko i wyłącznie w odpowiedzi na post nerechty. Sama tego słowa bym nie użyła bo pewnie nawet bym na nie nie wpadła. O byciu szczęśliwym na pokaz tez napisałam w odpowiedzi:

"ja nawet nie mam problemu z tym, że on faktycznie jest teraz szczęśliwy, zdrowy, że się z kimś spotyka. i nie odbieram tego jako ucieranie nosa. tzn trochę tak - patrzy na mnie z góry z triumfem pt "patrz jak sobie ogarnąłem życie, lepiej mi bez Ciebie" ale też ma absolutnie pełne prawo do tego! i jakoś szczególnie mnie to nie dziwi." - z tym patrzy na mnie z góry - wprost mi powiedział - jak chcesz to przyjdź do mnie - powiem Ci co masz jeść, jak masz ćwiczyć, jak sobie wytłumaczyć pewne sprawy i może się w końcu ogarniesz. Czyli rozmawiając ze mną "uciera mi nosa", ale nie napisałam że  w ogóle jest szczęśliwy na pokaz.

Poza tym pokaż mi proszę palcem gdzie napisałam (gdzie JA napisałam a nie gdzie dziewczyny rozkminiały i insynuowały), że:
- uważam że jest szczęśliwy na pokaz
- że nie ma prawa być szczęśliwy
- że czuję się rozgoryczona BO on kogoś ma (napisałam że czuję się wkurzona że nie dostalam rozwodu bo niby mamy szansę, a skoro on się z kimś spotyka uzasadnienie sędziego a więc i cały wyrok mijają się z prawdą zupełnie i szlag mnie trafia że muszę być jego żoną kolejny może nawet rok kiedy wiem że absolutnie nic i to z obu stron się nie zmieni)

DOSKONALE zdaję sobie sprawę że nie jestem pępkiem jego świata. Co więcej, uświadamiam sobie że nigdy nim nie byłam. WIEM że ma mnie w nosie i żyje dalej. Naprawdę wierz mi te fakty są mi w pełni znane...

edit - Isabelle - o, i jeszcze jestem niestabilna emocjonalnie? po raz kolejny poproszę - pokaż palcem gdzie napisałam - chciałanbym żeby mu było źle...

reszta dziewczyn - dokładnie o to mi chodzi! jak napisałam powyżej - wiem, że ma mnie gdzieś i ok, ale po prostu dociera do mnei że miał mnie gdzieś cały czas i wszystkie moje wątpliwości o szczerość i glębokość jego uczuć mogą być uzasadnione... no trudno!

dzięki Wam za zrozumienie, tylko tego potrzebowałam i po to przyszłam  :kwiatek:
Breva, jak bedziesz chciala sie wygadac a nie do konca  bedziesz przekonana, ze chcesz pisac o tym  na forum - uderzaj smialo na pw  :kwiatek:
Akurat rozumiem właśnie Isabelle. Przy założeniu "Breva nie chciała chłopa". Tu chyba leży kłopot - że chciała 🙂 I nie wyszło jak miało być 🙁 Dlatego krążą emocje, także takie pt. "Kto jest winien, że nie wyszło (i jeszcze są kłopoty, a miało być tak pięknie)? On? - no "nieładnie" tak myśleć 🤔 Czyli - JA?"
Przyczyny emocji rozumiem, tych i innych, które w tej sytuacji są nieuniknione.
Ale to chyba przesada twierdzić, że człowiek, który świadomie odcina się od niecelowych, zbędnych i "mieszających" emocji jest cyborgiem.
Z emocji i rozdrapywania po prostu NIC nie wynika. Nic konkretnego, nic posuwającego nasze życie w kierunku rozwoju.
"Otrząsnąć pył z sandałów" to jeden z najmądrzejszych tekstów w Ewangelii.
Ale to niełatwa sztuka - szybko otrząsnąć się z własnych przywiązań, oczekiwań i zawiedzionych nadziei.
Breva, jeśli tego nie zrobisz, nie strzepniesz ręki o rękę, nie zapomnisz, że jesteś nadal-mężatką, jeśli nadal będziesz o nim myśleć i roztrząsać przeszłość i "możliwe wersje" nadchodzący czas będzie dla ciebie niepotrzebnie ciężki 🙁  Twój nadal-mąż ma rację: pilnie potrzebujesz się ogarnąć, okrzepnąć.
I owszem, w pewnym sensie jesteś niestabilna emocjonalnie - bo fale emocji tobą rzucają. Poczucie własnej wartości i pewności siebie to nie jest coś, co zależy od czyjejkolwiek opinii.
Breva, ja Cię doskonale rozumiem. W wielu osobach masz zrozumienie i poparcie, także chill, nie ma co się przejmować.  :kwiatek:

Averis'owe podsumowanie jest majstersztykiem.
sanna, dzięki :kwiatek:

halo, dużo mądrości w tym co piszesz.. wiem, że trzeba tak zrobić. otrząsnąć się - na razie jest mi mega ciężko to zrobić.. ale chyba na najbliższe 2-3 miesiące pójdę do pracy do siostry jako jej sekretarka - praca którą będę przeklinać każdego dnia, ale zajmie mi głowę, zmusi do rutyny w ciągu tygodnia, zastrzyk gotówki też bardzo mi się przyda, a w końcu to tylko 2-3 miesiące. także jest szansa, że uda mi się pójść chociaż o krok dalej😉

buyaka, :kwiatek:
U mnie nie najlepiej. Przez przesunięcie czasu ciężej jest rozmawiać, ale da się. Skyp'owe rozmowy zamieniają się w kłótnie, słyszę, że ma mnie dość, że marudzę i zrzędzę. Pozytywnych emocji z jego strony brak. Dziś usłyszałam, że przecież mu zależy bo w końcu ze mną gada. Wydaje mi się, że to wszystko nie powinno wyglądać w ten sposób  🙁 Jeszcze 2,5 tyg, byłoby do zniesienia, gdyby kontakt był w porządku. Ale przy czymś takim - mnie to psychicznie wykańcza i sama nie wiem czy lepiej odpuścić rozmowy czy co ja mam robić? Bo spokojne tłumaczenie nic nie daje.
Kleik, może mała przerwa w kontaktach pomoże?
Sama nie wiem, nigdy nie byłam zwolenniczką przerw- ja zawsze wolę pogadać i wyjaśnić nieporozumienia od razu. On niestety ma do tego inne podejście. Dziś skończył rozmowę słowami, że ma mnie dość i się rozłączył. Przypuszczam, że rano jak wstanie (teraz u niego jest noc) to będzie myślał inaczej, chociaż jakiejś fali gorących uczuć od niego również się nie spodziewam. Dla mnie jego wyjazd też jest ciężki, nie siedzę i się nie użalam, pracuję, załatwiam wszystkie sprawy normalnie, ale wieczorami jest mi ciężko. Źle się czuję ze swiadomością, że jest tak daleko i jeszcze na dodatek tak jakby nie chciał? nie umiał? się ze mną dogadać normalnie.
In.   tęczowy kucyk <3
11 czerwca 2014 10:22
Kleik, wyjde na swinie, ale ja mu sie wcale nie dziwie.
In., spoko, chętnie poznam każdy punkt widzenia. Jak możesz napisz tylko jaśniej, co miałaś na myśli.
Kleik rozumiem co czujesz. Ja jestem taka, że ciężko przeżywam takie rozłąki z mężem. Nie bardzo wychodzi mi ogarnianie tęsknoty. I bardzo sobie w takich sytuacjach cenię możliwość pogadania z mężem, bo czuję po prostu wtedy wsparcie i jest mi łatwiej. Domyślam się zatem jak niesamowicie musi Ci być trudno słysząc od ukochanego, że ma Cię dosyć 🙁 Szkoda, że nie pomyślał, jaką przykrość może Ci tym sprawić. Być może on w taki sposób przeżywa tęsknotę i zmęczenie całą sytuacją? Chociaż nie jest to fajne. Ja bym pewnie w takim momencie przestała się odzywać, słysząc takie rzeczy. Nie fajna sytuacja.
Trzymaj się mocno :kwiatek:

Przyczyny emocji rozumiem, tych i innych, które w tej sytuacji są nieuniknione.
Ale to chyba przesada twierdzić, że człowiek, który świadomie odcina się od niecelowych, zbędnych i "mieszających" emocji jest cyborgiem.
Z emocji i rozdrapywania po prostu NIC nie wynika. Nic konkretnego, nic posuwającego nasze życie w kierunku rozwoju

W takim razie CO mozna czuc, skoro jednak jakies emocje sa w pewnych sytuacjach nieuniknione? Dla mnie owszem jest sie cyborgiem, jesli sie je wylacza. Raz, ze to niezdrowe, dwa, wyzuwanie sie z uczuc pozbawia nas w jakims sensie czlowieczenstwa. Tutaj jest mowa o smutku, rozczarowaniu, troche zlosci - przeciez to zadna patologia a naturalny i zdrowy stan wychodzenia z trudnych sytuacji. Jesli nie dopusci sie ich do glosu teraz, to kiedys wroca i tak. Nie bez kozery mowi sie o zalobie po zwiazkach i ze trzeba dac sobie czas na przezycie tego PO SWOJEMU. Jeden po miesiacu sie otrzasnie, drugiemu zajmie to 5 lat. I nie zgadzam sie ze z tych emocji nic nie wynika - dla mnie to zawsze powod na poznanie siebie i samorozwoj. Kryzys jest szansa na podjecie decyzji o zmianie swojego zycia na lepsze.

Kleik tez by mi sie srednio chcialo rozmawiac z partnerem, jesli by plakal i narzekal do sluchawki - taka sytuacja jest ciezka dla obydwu stron i po prostu nie ulatwiasz mu przystosowania. Faceci wola skupic sie na dzialaniu, nie mysla i nie roztrzasaja ze sa daleko, po prostu przestawiaja myslenie bo tak im latwiej funkcjonowac. To ze nie mowi ze teskni itd mozesz odbierac jako oddalanie sie, dlatego jestes zla i sie na to nie zgadzasz - ale musisz po prostu zrozumiec jego punkt widzenia. Skup sie na pozytywach - widzicie sie juz lada moment. Po co sie klocic o pierdoly? Musisz wyluzowac i nie jeczec mu juz wiecej 😉 🙂
In.   tęczowy kucyk <3
11 czerwca 2014 11:49
Kleik, ja po Twoim poscie dwie strony temu juz padlam. 3 tygodnie to nie 3 lata, Stany to nie ksiezyc. Wyjechal, zaraz wroci. Jak wyjechal, to mu kurde, daj odpoczac od siebie, a nie jeczysz na skajpie. Steskni sie, bedzie z checia wracal z delegacji.
Jakby mi Tony ciagle dupe zawracal i/lub jeczal do telefonu przy kazdej rozmowie, czy pultal sie, bo napisalam tylko jednego smsa w ciagu dnia jak jestem na miesiac w Polsce, to by mnie chyba szlag trafil, zmienilabym numer i trzy razy zastanowila sie, czy chce wracac do domu.
Gillian   four letter word
11 czerwca 2014 12:01
Kleik, wyjde na swinie, ale ja mu sie wcale nie dziwie.


ja też nie. Wyjechał, myślisz, że jemu jest z tym dobrze? dzwoni do swojej kobiety żeby pogadać a ta co? jojczy i joczy... no szlag trafi na miejscu. Odpuść mu. Opowiedz coś wesołego, że czekasz na niego, że nie możesz się doczekać - rób to z uśmiechem i bądź przekonująca a nie płacząco-marudząca. Dasz radę!
pamirowa, dzieki,  chyba z ta tesknota mamy podobnie, dzieki za wsparcie  :kwiatek:
nerechta, rowniez dziekuje, niby sama wiem o tym co piszesz, ale jednak jak ktos z zewnatrz da przyslowiowego kopniaka, to jakos jest lepiej.
In., spokojnie :kwiatek: ale rozumiem, ze masz na mysli mniej wiecej to samo co nerechta 😉
Dziewczyny, macie dużo racji, tylko weźcie też pod uwagę, że każdy człowiek jest inny, inaczej przeżywa, odczuwa, jeden poradzi sobie z tęsknotą lepiej, drugi gorzej, dla jednego to są tylko 3 tygodnie, dla drugiego aż. I każdy ma prawo odczuwać to po swojemu, nie ma w tym nic złego. Mężczyźni zresztą też różnie przeżywają tęsknotę, jedni przestawiają się na tryb działanie i starają się nie myśleć o tym, że są daleko, nie mówią o tęsknocie, drugim jest trudniej, potrzebują dłuższej rozmowy, częściej się odzywają i czuć, że tęsknią. Oczywiście, rzadziej niż my kobiety się rozklejają 😉
Ja tam rozumiem emocje Kleik, bo sama mam problemy z ogarnięciem tęsknoty w takich sytuacjach, chociaż oczywiście się staram. Nie łatwe to, bo tak odczuwam i tyle.
Była bym też ostrożna w sądach na zasadzie "nie dziwię się mu", bo tak naprawdę Kleik nie napisała, że co rozmowę jojczy facetowi do słuchawki, więc nie wiemy tak naprawdę wyglądają ich rozmowy, czy to jest litania narzekania czy krótkie słowo "tęsknię". Myślę, że powinnaś sobie Kleik przeanalizować jak wyglądają wasze rozmowy, czy faktycznie nie narzekasz jak z ukochanym rozmawiasz. Może być też tak, że jak mówisz facetowi jak Ci źle, to on może się wkurzać nie o sam fakt, że marudzisz, a o świadomość, że on wie jak Ci źle, a jest daleko i nie może Cię pocieszyć. Nie każdy facet wpadnie na to, że słowa też dają wsparcie.
Kleik, zastanów się czy zawsze tak emocjonalnie reagowałaś, czy to ta sytuacja tak Cię nastroiła. Być może Twój chłopak po prostu się pogubił, co jednak nie upoważnia go do takiego zachowania. W moim odczuciu powinien Ci po prostu powiedzieć, że jest mu źle/przykro kiedy Ty się rozklejasz. Może nie wie jak ma reagować? Przegadajcie temat jak się zobaczycie, przez komunikator to kiepski pomysł :kwiatek: Może coś wisi w powietrzu, u nas też mała wichura w raju 😉 Kumulacja emocji, ja zmieniłam pracę, nie do końca się jeszcze odnalazłam, mam sporo emocji w sobie, u niego w pracy też cięższy czas i wystarczył pretekst, żeby poszła krótka, nieprzyjemna wymiana zdań 😉 Ale przynajmniej oczyściła się atmosfera, każde powiedziało co go gniecie, ja mam mocną psychikę i ciężko się ze mną czasem rozmawia (a właściwie nie rozmawia, bo ja lubię sama ze sobą najpierw w ciszy coś obgadać, dopiero potem jestem gotowa do rozmowy), a on jest głupio uparty i na moje prośby, żeby dał mi chwilę, to nie, co chwilę mniej więcej tak postawione zdanie: 'ok, to daj znać jak będziesz gotowa. Bo jak nie chcesz, to nie musimy rozmawiać. To jak, o co Ci chodzi? No czemu nie możemy pogadać? Ok, jak nie chcesz, to nie. Ale to znaczy, że nie możemy normalnie pogadać?'. On po prostu musi od razu rozwiązać problem 😵 😉 Jak ochłonęliśmy, to uznał, że on moją prośbę o chwilę spokoju odebrał jako jakąś gierkę, że moje musi być na wierzchu 😉 Czasem będąc bardzo blisko siebie można się zwyczajnie nie zrozumieć, więc głowa do góry :kwiatek:
nerechta, odczuwać emocje to co innego a (przesadnie) dopuścić do głosu - inna sprawa. Nie przypadkiem zaleca się spokojne Obserwowanie własnych emocji. Umiejętność, którą naprawdę warto zdobyć. Całkiem praktyczna i do osiągnięcia na drodze praktykowania właśnie. W naszym kraju ciężka sprawa, bo powszechnie uwielbiamy "podbijać bębenka" 🙁
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
11 czerwca 2014 13:25
halo, jak wiesz, że czujesz złość, ale jej do głosu nie dopuszczasz, to nic Ci to nie daje. Złość np. trzeba wyrazić, inaczej ona dalej tam siedzi i nie robi, że Ty wiesz, że ona tam siedzi, nie znika od tego...
pomyłka
Strzyga, ale gdy widzę co się dzieje, mogę znaleźć sposób wykorzystania emocji "pro" moim prawdziwym potrzebom, a nie "kontra" - jak często dzieje się "z automatu". Ani nie w pustkę. Emocje to doskonały "petrol". Wieki cywilizacji wymusiły na nas kierowanie ich w pustkę lub wręcz przeciwko sobie. Bo "inni" nie chcą mieć z naszymi emocjami do czynienia (ani z nami sprawnie działającymi pod ich wpływem 🙂😉. Emocje można wykorzystywać konstruktywnie.
Taki przykład: rozdrażnił mnie jakiś buc na drodze, niespecjalnie mogłam coś z tym zrobić. Mogę: a) popłakać się z poruszenia i bezsilności b) zanim dojadę do domu zarysować komuś samochód przez utratę koncentracji c) "wykrzyczeć się" w domu po powrocie (biedni bliscy) d) burzyć się na x forach e) prasnąć czymś w domu konkretnie f) walić w piłkę, śpiwór, worek bokserski g) raz dwa wyciągnąć płótno i popełnić ekspresyjny obrazek 🙂 f) wziąć prysznic, nieco smakowitego napoju, pochodzić po ogrodzie, poćwiczyć jogę g) wziąć boken i poćwiczyć na trawie... Jeszcze parę możliwych działań jest 🙂 a zasada Marka Aureliusza nie traci aktualności.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
11 czerwca 2014 14:18
halo, porównujesz buca na drodze do rozwodu? Lol.
I tak i nie - uwazam ze trzeba emocje dopuszczac do glosu - w konstruktywny sposob. Przeciez one tak wiele mowia. Placz i krzyk (wykrzyczenie sie, nie na innych) doskonale oczyszcza i jest konstruktywny - bo uwalniam emocje "na miejscu zdarzenia" po czym moge sie pozbierac i isc biegac czy popelnic obrazek 😀 Albo od razu zrobic cos dynamicznego - mi to pomaga, bo musze od razu sie rozladowac.
Przy sprawach "przewleklych" jest troche inaczej, bo ciaza dlugo i wleka sie za nami. Tu juz nie jest tak latwo, choc prawde rzeczesz, ze warto dla siebie emocje ukladac konstruktywnie - ale tego tez sie jakos trzeba nauczyc 🙂 Obserwacja emocji owszem, ale to znaczy tez tyle, co pozwalanie tym emocjom BYC. Jestem smutna - w porzadku, teraz tak sie czuje i akceptuje to. Pozwalam sobie na smutek, bo teraz moja glowa tego potrzebuje. Wyraza sie to w sposob x i y - ok. A spokoj zawsze przychodzi z czasem.

Ale tez, "pierdolowate" sprawy jak ten buc w aucie nie maja takiej wagi jak rozstanie czy smierc. No nikt mi nie wmowi ze zalobe da sie przeskoczyc 🙂
Nigdy nie lubialam obrazka jak to kobieta placze przy mezczyznie, ale to kwiestia mojego charakteru (wcale nie twierdze, ze Kleik tak robi). U mnie zasada, jest taka, ze jak on nie placze to ja tez nie i trzeba sie wspierac. Gdy jest gorszy czas, to rozklejam sie dopiero po rozlaczeniu sluchawki lub do poduszki. Emocje przechodza, wiec nie lubie pogarszac dodatkowo sytuacji.

Jak moj maz wyjezdza, to mu glowy nie zawracam, chyba, ze sie nudzi. 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się