Blow, no to super, że Piesek znalazł swojego człowieka, trochę pewnie inaczej, niż planowałaś, ale wiesz, all's well that ends well 😉
A my pojechaliśmy spontanicznie nad morze. Sporo obaw, czy nie doładujemy Leeloo za dużo przeżyć, no ale zaryzykowaliśmy. Piesa w samochodzie bardzo grzeczna, większość drogi przespała na siedzeniu, czasem ładując mi się na kolana. To ważne, bo parę razy w roku będzie pokonywać trasę podobnej długości do Warszawy.
Na miejscu spodobało jej się od razu, była wesolutka, kicała po pokoju, przyjęła wieczorem gości (kierownik ośrodka to znajomy mojego P i przyszedł z żoną na pogaduchy, piesa dostała kawałek kiełbasy i już ich uwielbiała...).
Ale największym przebojem było morze! Ja się martwiłam, ze ją przerazi... A ona oszalała! Wpadła do wody, skakała, atakowała fale, biegała, tarzała się w piachu, znów do morza. Dzika radość.
I co ciekawe, do morza szczekała tak samo, jak do psów. Czyli może to jednak entuzjazm, nie agresja?
Opiła się wody, więc potem był piękny pawik, poopalała się w ogrodzie - znów się uśmialiśmy, bo jak zaczęła się tarzać w trawie, to była w tym tak gwałtowna, że jednocześnie się tarzała i pełzała - no komicznie!
I relacja:
testujemy linkę treningową, fajny wynalazek, ale tak jak uwiąz/ lonża - można sobie popalić łapy.
morze, baw się ze mną!
mokra i szczęśliwa