Koniec z jeździectwem?

Smok10, nie uważam zarabiania na koniach za niemożliwe, ale, jakby to delikatnie ująć, musi być spełnionych wiele warunków.
W tym ten najbardziej znany: żeby Najpierw być miliarderem.
To, oczywiście, przesada. Ot, zwykły kapitalizm, obdarzony nieco przesadnym ryzykiem. Zgodnie z klasyczną regułą inwestorów: "nie inwestuj w nic co sra, musi urosnąć i co trzeba namalować".
Pozostaje co najwyżej pytanie: na co tracić już zarobione pieniądze, jak nie na konie? I, ew. to jest w koniach fajne (finansowo): że koniarz - znalazca kwiatu paproci czy Złotej Kaczki nie miałby najmniejszych problemów żeby wydać "na siebie" niezmierzone skarby.
Konie to fajne zajęcie, także zawodowo. Ale jako dodatkowe. Źródło. Ewentualnych. Przychodów.
Przytoczę tekst kumpla wziętego podkuwacza: Chłopie! Nie szkoda ci kręgosłupa? Pyknie ci i co zrobisz? A ja ci mogę łatwo załatwić x,y,z na handel! W twoim wieku to już wypadałoby zarabiać głową.
To, oczywiście, przesada. Ot, zwykły kapitalizm, obdarzony nieco przesadnym ryzykiem.


Nie większym jak giełda , na której jedni zarabiają krocie a inni zostają golasami  😁

Masz rację halo  😉

,, Nigdy nie inwestuj w biznes którego nie rozumiesz "

Warren Buffet

🤣 🤣 🤣
Pauliszon13, Ojjjj, to czas najwyższy z frustracji wyjść! 🙂 :kwiatek: Zawsze jest opcja jazdy za pracę, opcja dzierżawy, półdzierżawy, albo ewentualnie możesz spróbować wyjechać na obóz do jakiejś konkret-stajni.
Są i "kwiatki", są, ale fajne miejsca też są. Kiedy znajdowałam stajnię typu "pięknie, ładnie, ale instruktor drący się, używający epitetów albo wyrażający skrajne olewactwo w stosunku do jeźdźców, bądź plotkujący podczas prowadzonej jazdy", jakoś instynktownie wiedziałam, że to nie tu. 😉 Też po rekreacji nie ma co oczekiwać nie wiadomo jakich cudów. Już poźniej będąc instruktorem i widząc sprawę "od kuchni", też miewałam różne "kwiatki" np. jedna taka się znalazła, co chce skoki, ona chce TRENING, ona będzie jeździć 2-3 razy w tygodniu. No i zrobiłam jej ten trening, coś tam skoczyła (jak się można domyśleć - szału nie było z jej jeździectwem), ale wiadomo, że jej nie postawię 120 na "dzieńdobry". No i później przypadkowo usłyszałam jak narzekała przez telefon w stylu "Krysia! nie uwierzysz, jakie tu mają paskudne siodła! twarde! a jakie konie! nawet metr nie stał!". No sorry...
Ale zdarzali się też jeźdźcy, którzy umieli bardzo dużo (jeśli nie więcej ode mnie).
Sankaritarina, ta druga strona medalu... 😉. Ludzie, którzy na "dzień dobry" krzyczą "w teren". Siedzieli na koniu 2 razy w tym za drugim razem byli w Bieszczadach na rajdzie. Nie wiem jak te rajdy wyglądają, ale muszę na spokojnie przekonywać ludzi, że warto pierwszą jazdę odbyć na padoku. "Pani pozna konia, koń Panią, a ja zobaczę umiejętności". W 99% okazuje się, że ludzie nie wiedzą jak trzymać wodze, a jeśli tą umiejętność posiedli to ponoszą klęskę przy próbie zakłusowania. Biorę na lonżę i tak się kończy ich przygoda z jeździectwem 😉.
Nie prowadzę szkółki, czasem się trafiają na jazdę znajomi, sąsiedzi czy okoliczne dzieciaki. Więc nie mam typowego przemiału bo zwykle 1-2 jazdy w tygodniu. Zimą wcale. A i tak pełno kwiatków i od początku (2-3) jazda widać w kogo warto inwestować gadanie, a kto zrezygnuje, po kilku lonżach.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
27 sierpnia 2016 08:35
Sankaritarina, ta druga strona medalu... 😉. Ludzie, którzy na "dzień dobry" krzyczą "w teren". Siedzieli na koniu 2 razy w tym za drugim razem byli w Bieszczadach na rajdzie. Nie wiem jak te rajdy wyglądają, ale muszę na spokojnie przekonywać ludzi, że warto pierwszą jazdę odbyć na padoku.


No jak to jak - koń za koniem idzie stępem i możesz z niego spaść chyba tylko jak nie pomyślisz, żeby schylić się przed gałęzią  😂 Ewentualnie jak się potknie na kamieniu. Magia hucułów  😉 A nawet i tam zdarzają się kwiatki, nigdy nie zapomnę, jak ojciec dwóch dziewczynek koniecznie chciał je wysłać w teren bo one startują w zawodach! Ok, startują, na stępa niech jadą skoro konie spokojne.. skończyło się bardzo szybko jak przed halą poprosiłam jedną o skrócenie strzemion a ona rozpięła wodze  😜 😉
smarcik, wg opowieści poza stępem był kłus i galop po łąkach. Ja rozumiem, że są konie, które idą za ogonem i jedyne co trzeba to nie spaść 😉. Sama miałam takiego konia i spokojnie można było uczyć ludzi galopu w terenie. Z swojego konia wyciągnięty kłus wyciskałam, a ślązaczka musiała doganiać. Tak mój mąż uczył się galopu. Ale jednak nie wyobrażam sobie puścić w teren kogoś kto nie anglezuje, choćby z litości dla konia 😉
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
27 sierpnia 2016 08:53
I tu są dwie możliwości - albo ktoś był oprowadzony przed stajnią i uważa, że to był teren  😂 albo trafił na stajnię gdzie w teren wezmą każdego, bo niestety takich też nie brakuje  🤔

Swoją drogą jak prowadziłam jazdy nad morzem to przychodziło milion turystów, którym marzył się galop po plaży. I były jasno ustalone zasady - przed wyjazdem w teren każdy klient MUSI mieć jazdę na ujeżdżalni, niezależnie od tego co mówi, jakie ma odznaki czy nawet papiery instruktorskie. No po prostu nie zaryzykuję wyjazdu na plażę pełną ludzi z kimś, kto może nie mieć 100% kontroli nad koniem. Rany, ile ja się wtedy nasłuchałam obelg i pretensji! Że specjalnie to wymyśliliśmy żeby wyciągać od ludzi pieniądze  😵
smarcik, z opowieści to ta druga akcja. Zdziwiona jestem tylko jak o takich akcjach opowiada mi matka 2 małych dzieci. Że sama nie wpadła na to, że to nie jest bezpieczne.
Raz byłam w stajni nad morzem i chciałam pogalopować po plaży. Facet poprosił byśmy sami ubrali koni, na ujeżdżalni kilka min stępa, kilka kroków kłusa i zagalopowanie kółko. Po stwierdzeniu, że nie pospadamy mu po drodze zabrał nas w teren.
Ja naprawdę nigdy nie mogę się nadziwić ludziom, którzy nie umiejąc jeździć w ogóle nie boją się pojechać w teren w obcej stajni. Mają myśli samobójcze? Ja się sama boję, bo zawsze się zastanawiam jakiego konia dostanę i co z tego wyniknie. Jeżdżę w gruncie rzeczy słabo, a zdarzyło mi się już np. dostać wyrywającego ogiera folbluta i jechać na nim za kopiącą klaczą. I jeszcze tekst "jak dostaniesz następnym razem na niego czarną wodzę to sobie bez problemu poradzisz".
Pauliszon13, to dlaczego godzisz się na takiego konia? Nie lepiej zrezygnować z jazd? Przecież widzisz jakiego konia Ci dają. Wiadomo, że koń nawet najspokojniejszy może się spłoszyć, uskoczyć itp. ale dla ludzi, którzy słabo jeżdżą daje się konie człapaki.
A skąd miałam wiedzieć jaki ten koń jest zanim w teren na nim nie pojadę? Próbowałam go wcześniej i na ujeżdżalni był aniołek, twierdzili, że w terenie jest taki sam. Zresztą nie jeździłam jakoś mega słabo wtedy żeby ledwo się trzymać na koniu.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
27 sierpnia 2016 09:51
Pauliszon Twoje dwa ostatnie posty wykluczają się wzajemnie.
Smarcik dlaczego wykluczają się wzajemnie? W sensie, że w  jednym napisałam że jeżdżę słabo, a w drugim, że nie jeździłam wówczas na tyle słabo, żeby ledwo trzymać się na koniu? Moim zdaniem to się wcale nie wyklucza, bo można jeździć słabo, ale na tyle, żeby utrzymać się w siodle w większości sytuacji. To że nie spadnę z konia galopując czy nawet  skoczę te 70 cm i się utrzymam nie znaczy niestety że jeżdżę dobrze. Choć niestety w kiepskich stajniach z dużą dozą prawdopodobieństwa tak stwierdzą i potem dadzą konia jakiego dadzą 😵.
Pauliszon13, jazda na ogierze za kobyłą? To pachnie szarpaniną i walką cały teren. Dawanie ogierów pod słabych jeźdźców jest dla mnie nieodpowiedzialne. Nawet najspokojniejszy ma prawo do instynktu. To zagrożenie nie tylko dla tego kto siedzi na ogierze, ale też dla innych jeźdźców.
W stajniach u fajnych instruktorów na ogiera dostawał najlepiej jeżdżący. Najczęściej jechał na nim prowadzący teren instruktor.
bera7 to nawet nie wyglądało tak tragicznie, bo byłam przekonana że prowadzący weźmie wałacha. Dopiero jak wyjeżdżaliśmy to mnie oświeciło, że wyjechał na klaczy. Ale twierdzili, że koń się nie ogierzy. A ja głupia wtedy byłam i nigdy nie jeździłam na ogierze wcześniej- nie wiedziałam co będzie.  Dobrze, że ścieżka szeroka, bo kilka razy musiałam ostro odbić w galopie w bok żeby kopa nie dostać.
Tia, jeździectwo nie jest niebezpieczne, wcale a wcale 🙁 I to Smok10 założył wątek na końskich  🙄 Tia, wypadki zdarzają się tylko nieumiejętnym, tia.
Kazdy jeden kon stapajacy po tej ziemi powinien miec na imie Heroina.
No nie sposob sie odczepic 🤔
Naboo dokładnie!
Po 5-ciu miesiącach bez koni czuję się jak narkoman na głodzie...  🙁
busch   Mad god's blessing.
01 października 2016 14:31
Oj tam oj tam, ja nie liczę ale będzie już dobre kilka lat (jak zerknęłam na fejsika, to ostatnia fotka na koniu jest sprzed 3 lat, więc mniej więcej tyle, może trochę mniej) i nadal w ogóle mnie nie ciągnie. Wręcz przeciwnie, odrzuca mnie na myśl o powrocie do stajni 😀

Także... jest nadzieja :P
Wczoraj pierwszy raz w życiu widziałam jak umiera koń. Nie potrafię się otrząsnąć. Patrze teraz na zdjęcia i wszędzie widzę tykające bomby... nie wiem czy to nie będzie mój koniec z jeździectwem. Ktoś wie jak skutecznie przerzucić się na szachy, jogę?
.
Mnie wczoraj naszły refleksje, masa wspomnień i... pustka. Uświadomiłam sobie dopiero, gdy postanowiłam przejrzeć cały mój sprzęt jeździecki i powystawiać go na sprzedaż, bo... po co mi to?
Dopiero to uświadomiło mi, że to jednak koniec pewnego etapu. Do tej pory nie dopuszczałam do siebie tej myśli, dopiero wczoraj to do mnie dotarło. Niby konia nie ma już jakiś czas, ale takie sytuacje uderzają najmocniej.
Może kiedyś wrócę.

.
Dzięki za ten post kochana  :kwiatek:.
Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że jest więcej plusów niż minusów tej sytuacji 😉. W sumie koń i tak nigdy nie był mój, ale jednak te 10 lat wspólnej pracy i dorastania robią swoje, w końcu to kawał mojego życia 😉. Jestem teraz w takim życiowym momencie, że na dobrą sprawę nie wiem, gdzie się znajdę za tydzień, dwa, miesiąc czy rok, także to mi akurat bardzo odpowiada. Naleciał mnie tylko sentyment i świadomość, że jednak to już jest koniec tego etapu.
Cieszę się, bo koń jest w dobrych rękach, wiem, że ma się dobrze i że w każdej chwili mogę ją odwiedzić. Ta sytuacja jest dobra zarówno dla mnie jak i dla niej. Zwyczajnie jakoś tak smutno widzieć puste podwórko, bez koni, bez psa. Jutro będzie już lepiej 😉.
Kwestia jest też taka, że jeździć tak po prostu nie chcę. Jestem meega szczęśliwa, jak ktoś ze znajomych da mi pojeździć przez 10 minut, przypomnieć sobie, jaka to dla mnie frajda. Czy zwyczajnie pogładać, wymiziać i dać siatę marchewek. Ale to tyle, to mnie w zupełności satysfakcjonuje. Nie chciałabym jeździć w szkółach, czy kupować jakiegokolwiek konia. Na ten moment wiem, że gdyby kiedykolwiek było mnie na konia stać, to tylko i wyłącznie na nią 😉.
Może za rok, dwa, nastawienie mi się zmieni. Nie mówię, że nigdy nie kupię, czy nie wydzierżawię innego konia. Życie zweryfikuje 😉.
Myślę, że i tak na ten moment trzyma Cię bardziej sentyment do sprzedanej klaczy i stąd takie, a nie inne wnioski. To nic złego, człowiek się przyzwyczaja do zwierzęcia, angażuje i samo jakoś tak wychodzi, chociaż nie miało. Też tak miałam, ale tutaj czas wspólnej "zabawy" był zdecydowanie krótszy. "Leczyłam się" prawie dwa lata, chociaż z ciężkim bólem serca, bo mimo wszystko nie chciałam, by to był nasz koniec. Nie ja jednak wybrałam taką drogę, narzucono mi ją. Ty przynajmniej wiesz, gdzie ta klacz jest i w jakich rękach. Ja natomiast nie mam w ogóle pojęcia, pomimo że szukałam. Jak już "wyzdrowiałam" to kupiłam swojego pierwszego rumaka, ale miłość to to nie była. Pojawiła się z czasem, z paroma wydarzeniami, nowym doświadczeniem itd.
Dlatego uważam, że w tej kwestii czas nie gra roli i jeżeli kiedyś zaświta Tobie myśl o kupnie to powoli, bez "spiny".
Masz stuprocentową rację 😉. Chodzi tu przede wszystkim o sentyment, bo kobyła była sporą część mojego młodzieńczego życia. Sama naciskałam na sprzedaż, kiedy właściciel nie mógł się końmi odpowiednio zająć i musiał polegać na pomocy kogoś z zewnątrz, a wiadomo, że różnie bywa. Mnie na miejscu już nie bylo (studia 300km od domu), więc konie w zasadzie stały w stajniach, puszczane na trochę na dwór.
Tak jak piszesz, bardzo uspokaja mnie fakt, że wiem, gdzie jest. Zaraz po sprzedaży dostałam obszerną relację z jej przyjazdu, usłyszałam o problemach, jakie z nią były i o tym, jak doszła do siebie, uspokoiła się i znalazła nić porozumienia z dziewczyną w podobnym do mnie wieku 😉. Najbardziej bałam się właśnie tego, jak to będzie, jak ktoś ją kupi. Koń raczej niezbyt przyjemny w obejściu, 10 lat swojego życia spędziła na jednym podwórku, nie jeździła przyczepą, nie widziała obcych stajni, koni, a chodziły przy niej 3-4 znane osoby. Problemy z nią mieli dość spore, ale wszystko było kwestią czasu. Bardzo mnei cieszy, że trafiła tam, gdzie trafiła, że dano jej szansę 😉.
Póki co nawet nie myślę o kupnie konia. Raz, że muszę skończyć studia, dwa, znaleźć pracę i utrzymać siebie. Gdzieś się zaczepić, znaleźć swoje miejsce na ziemi. Jest mi teraz smutno, ale to minie. Dzięki temu, że wyciągnęłam wczoraj ten cały sprzęt, uświadomiłam sobie, że czas to pozamykać, zająć się sobą i swoją przyszłością 😉. Póki co konie idą zdecydowanie na drugi plan. Może kiedyś... 😉
Najważniejsze to ułożyć sobie życie tak, aby nas satysfakcjonowało. Jeżeli będziesz chciała je ubarwić koniem to oczywiście, kiedy tylko starczy Tobie sił i zapału. Jak pisałam wcześniej - na wszystko przychodzi odpowiedni moment. Kiedy będzie Twój? Kiedy tak naprawdę sama będziesz tego chciała. Życzę powodzenia!
Dziękuję serdecznie  :kwiatek:. Potrzebowałam się uzewnętrznić i wyrzucić to z siebie. Już mi lepiej, dzięki Wam 😉
.
Wierz mi, że mnie teraz w pełni satysfakcjonuje mizianie, tulenie i karmienie toną cukierków i marchewek  😍
Dziękuję za zaproszenie 😉. Tymczasowo jeszcze jestem w domu, ale na dniach niestety wyjeżdżam 🙁. Przy kolejnej wolniejszej chwili na bank Was odwiedzę!
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się