Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

efeemeryda   no fate but what we make.
10 maja 2018 11:40
szafirowa dziękuje bardzo ! na pewno zadzwonie  :kwiatek: jeśli powiem, że mam telefon z re-volty to będzie wiedziała o co chodzi ? Nie bardzo wiem, na kogo się powołać w takiej rozmowie ?

W sobotę będzie pani doktor, na razie widziała tylko film, a jednak nie można po samym filmie wyrokować, pomaca i powie czy widzi jeszcze jakąkolwiek możliwośc terapii.

Jedno jest pewne, nie chce niczego za wszelką cenę i nie zgadzam się na tzw. " uporczywe terapie", jeśli nie da się wyciąć z marginesem to się nie da, żeby tylko Kasta miała komfort życia ile by to nie było czasu  😕
Ascaia "znam" Cię wiele lat, rzadko się tak bezpośrednio odzywam, ale dzisiaj sobie pozwolę.

Po pierwsze, bardzo fajnie ujęłaś swoje podejście do portalu "randkowego". Miło nie być zupełnie odosobnionym w takich mało popularnych poglądach 😉

W temacie zawodowych przemyśleń, może warto, byś się zaczęła niezobowiązująco rozglądać? Teraz gdy zdrowie Ci niestety nie dopisuje może nie jesteś w nastroju do rewolucji i jak się domyślam, nie rozważasz zmiany miejsca życia, ale może zmiana branży to nie jest taki zły pomysł? Z jednej strony jak piszesz konkretna praca daje Ci satysfakcję, ale z drugiej nie daje adekwatnej "nagrody". Wnioskując tylko z tego, co pisujesz na forum, kosztuje Cię też niejednokrotnie wiele zdrowia fizycznego i psychicznego. To plus fakt, że musisz rezygnować z wielu rzeczy ze względów finansowych (domyślam się, że nie są to zachcianki z kosmosu)... na ile jeszcze wystarczy Ci siły i zdrowia, a jak zabraknie, co potem?

Wiadomo, znalezienie ciekawej i sensownie płatnej roboty to nie jest łatwa sprawa, ale co Ci szkodzi zrobić w tym kierunku pierwszy krok? Wysłać trochę CV na ogłoszenia, które wydają Ci się ciekawe, choć nie do końca Twój profil, pochodzić sobie na rozmowy, "wyczuć" trochę rynek. To wiele ułatwia. Wiem po sobie, gdy zmieniałam robotę po ponad 13 latach (swoją pierwszą nota bene). Każda rozmowa, każde spotkanie to okazja do poznania ludzi, organizacji w różnych miejscach itd. Niezły sposób też na to, by odpowiedzieć sobie na pytanie jakiej pracy na pewno nie chcesz, zanim trafisz na coś, co Cię zaciekawi. Może piszę trochę skrótami myślowymi, ale naprawdę okres przeglądania ogłoszeń i rozmów wspominam dobrze, bo dowiedziałam się paru rzeczy, których nie miałam szans się dowiedzieć pracując latami w jednym miejscu. Może coś znajdziesz, zmienisz branże, a może utwierdzisz się w przekonaniu, że jednak Twoje miejsce jest mimo wszystko tam, gdzie jesteś? 🙂

Na koniec dwie krótkie anegdoty z czasów, gdy werbowałam młodych ludzi do zespołu (finansowo-księgowego).
Młody człowiek nr 1 - absolwent matematyki stosowanej, z bliska zbyt wielu faktur w swym życiu nie widział. Wcześniej pracował w małej organizacji i robił różne rzeczy, trochę komputerowych. W kilka tygodni został jednym z silniejszych ogniw zespołu, po pół roku wywędrował do działu operacyjnego, wrócił, a potem otworzyli dział IT i się dostał. Teraz jest najbardziej kumatą osobą w tej dziedzinie w lokalnej organizacji.
Młody człowiek nr 2 - absolwent chemii, chwytał się różnych zajęć, jakby nie do końca wiedział, gdzie chciałby być. Ujął mnie szczerością, miałam wrażenie, że naprawdę chciałby w końcu mieć jakąś stabilną pracę i jest gotów się postarać. Przekonał mnie do słuszności mojej decyzji w kilka dni. Uczył się szybko, starał się, a do tego miał tak pozytywny wpływ na ludzi, że uspokajał atmosferę w gorących momentach.

Na logikę żadnego z w/w gentlemenów nie powinnam była zaprosić do zespołu, bo to przecież inna branża, mało doświadczenia i żadnego na podobnym stanowisku, a jednak. Najpiękniejsze jest to, że oni też byli bardzo zadowoleni z pracy. Może warto się wychylić? Spróbować czegoś innego? 🙂 Trzymam kciuki, tak ogólnie za całokształt 🙂
BASZNIA   mleczna i deserowa
10 maja 2018 16:01
efeemeryda, czerniak u mojej kycki został ostrzykany chemią.  U Was się nie da?  Taki rak to nie jest fizycznie guz?
Piszę o tym,  chociaż to pewnie było brane pod uwagę,  ale dla spokojnego sumienia...
Ściskam.
efeemeryda   no fate but what we make.
10 maja 2018 16:03
Basznia to jest guz ale i wrzodziejące rozpadające się tkanki, podaliśmy chemię, żeby nie odrośl po zabiegu - bezskutecznie  😕
desire   Druhu nieoceniony...
11 maja 2018 07:46
efeemeryda, o boziu, wygląda to strasznie.. Może niektórzy zlinczują mnie za bezpośredniość, ale po tym, co zobaczyłam to ja bym poddała kobyłke eutanazji... 🙁  (i tak, swojego konia przy czymś takim też. Jak już ostatni ząb mu wyleci i papki nie dadzą rady to również się pożegnamy 🙁 ).
trzymaj sie.  :przytul:


Wyje od wczoraj. Mam dziś urodziny przez to pewne plany, kredyt do płacenia i mam iść dziś na pierwszy dzień szkolenia w możliwe, że nowej pracy. Wpłacałam wczoraj niemałą sume do wpłatomatu, nastąpiła "awaria modułu", kasy na koncie brak, pokwitowania brak, karte wypluło i nara. Pani z infolinii twierdzi że muszą przeliczyć kase z bakomatu, potrwa to do tygodnia i traktuje mnie tak, jakbym sobie zmyśliła, że wpłacałam pieniądze.  🤔  😵 nie mam za co żyć, nie mam za co opłacić zobowiązań i rachunków. Nie mam nawet za co psu, bo sie kończy-zostało na 2 dni max.  😕
desire idź do oddziału banku i wierć im dziurę w brzuchu, do skutku. I wszystkiego najlepszego! :kwiatek:

efeemeryda przykra sprawa  🙁 Jestem pewna, że co by nie było, podejmiesz najlepszą dla Was decyzję, bo z tego co piszesz wynika, że masz "głowę na karku".
desire Miała kiedyś identyczną sytuację. Dzwoniłam wtedy i na infolinię wpłatomatu ido banku. Ci z wpłatomatu polecili kontakt z bankiem a bank nie robił żadnego problemu i już chyba po dwóch dniach miałam kasę na koncie. Tylko musiałam podać dokładny adres wpłatomatu i jego numer seryjny, datę i godzinę transakcji.
miałam podobną sytuację tylko ja wypłacalam kasę: z konta zeszło, a bankomat nic nie wypluł, spędzilam ze 2 h wisząc na infolinii. Babki też mówiły, ze zanim przeanalizują sytuacje, zapisy, rejestry etc. to i 2 tyg. może minąć bo procedury. Faktycznie kasa wróciła mi na konto po 24 czy 48 h.
efeemeryda   no fate but what we make.
11 maja 2018 08:28
desire nikt Cię nie będzie linczować, a już na pewno nie ja  :kwiatek: walczymy bo Kasta po takim ręcznym odetkaniu, biega, chodzi pod siodłem i jest szczęśliwa, dlatego będę jeszcze próbować..
z bankiem niestety nie umiem pomóc  🙁 może ktoś z bliskich Cię poratuje na pare dni ? Co do karmy to zooplus ma nową ofertę - zamawiasz i płacisz dopiero po 2tyg od otrzymania zamówienia.
efeemeryda, po tym co piszesz, wydaje mi się że decyzja o eutanazji (w przypadku pogorszenia, braku rokowań na poprawę) może być tą konieczną. Zaufałabym w tej kwestii specjalistom i własnemu sumieniu, czyli zrobiła dokładnie tak jak Ty.
Trzymaj się!
desire   Druhu nieoceniony...
11 maja 2018 08:52
nie wiem czy to magia re-volty, czy moje (wręcz chamskie i troche mi wstyd :icon_redface🙂 ponaglania przez facebooka i telefon, ale oddali mi część pieniędzy.. Brakuje jeszcze 300zł, ale wątpie że do tego dojdą jeszcze dzisiaj...  - dzięki za słowa wsparcia i trusi za pw. :kwiatek: :kwiatek:
Haha desire pisałam, że nękanie i uprzykrzanie im życia pomaga  🤣 Jeszcze jak dołożyć do tego odpowiedni ton wypowiedzi  👿  😀iabeł:
efeemeryda   no fate but what we make.
11 maja 2018 09:06
Dziękuje jeszcze raz wszystkim za dobre słowa, wczorajszy dzień był dobry, nie trzeba było jej odtykać, może ma jeszcze trochę życia przed sobą  🙂
Czekam na jutrzejszą wizytę Pani doktor i na pewno dam Wam znać jakie decyzje.
Jeszcze raz dziękuje, wiem, że jestem tutaj mało znana, ale re-volta dużo dla mnie znaczy  :kwiatek: :kwiatek:
A mówią, że pieniądze szczęścia nie dają. 😉
Od kilku lat odkrywam jakie to nierzeczywiste powiedzenie.

desire, dobrze, że się wyjaśniło. Te 300zł jeszcze "wisi w powietrzu" czy pojawiło się na koncie?

Lena, dzięki za mądry i życiowy wpis.
Już wiem, że nigdy nie należy mówić nigdy, więc nie wykluczam żadnych rozwiązań w sprawach zarobkowych.
Jakieś tam rozeznanie rynku czasem samo się zrobi. Miałam kilka lat temu propozycje podkupienia przez inną instytucję kultury. No ale, jak pisałam, Lubeland to niewielki... bardzo mały kawałek świata. Wszyscy się znamy w branży kulturalno-artystycznej. Inne instytucje nie proponują większych zarobków - wszystko jedna i ta sama budżetówka 😉 A ja tę budżetówkę mam dziedzicznie we krwi. 😉

Duże instytucje kultury to miejsca specyficzne - są zbiorem dziwaków, ludzi wrażliwych i przewrażliwionych. Są miejscami ciągłych starć i fochów pomiędzy artystami z głowami w chmurach, a pracownikami organizacyjnymi i administracyjnymi, którzy muszą dwa razy mocniej stąpać po ziemi. We wszystkim jest dużo pasji, ale przez to emocji i ekscytacji, więc nie jest trudno o konflikty.
Fizycznie praca kosztuje mnie o wiele mniej odkąd pojawił się w naszym dziale młodszy kolega - w końcu mam z kim dzielić noszenie, przesuwanie, ustawianie, itd. 😉
Psychicznie jest jak jest. Po pierwsze właśnie charakter placówki - nagromadzenie emocji. Po drugie moja kierowniczka, którą w sumie lubię i której sporo zawdzięczam - ale jest z niej niesamowity choleryk. Więc u nas w pokoju emocje do kwadratu, zawsze atmosfera na wysokim C i nerwy jak napięte postronki. Do tego dochodzi kiepski podział pracy i efekt taki, że coraz ktoś łyka uspokajacze. 😉
Za to mimo wszystko moje obecne miejsce ma sporo plusów ze względu na układy "społeczne" - elastyczność godzin pracy, takie ogólnoludzkie dogadanie się, możliwość zdalnej pracy. U nas nie ma nic na sztywno od godziny do godziny. Czasem to oczywiście wymyka się spod kontroli, w momencie kiedy są kulminacje projektów, bo nie ma tej granicy gdzie jest strefa i czas zawodowy, a gdzie prywatne życie. Ale przez większość roku to jest jednak bardzo wygodne.

Oczywiście być może los przyniesie konieczność przebranżowienia się, ale taka prawda, że moja praca to tzw. praca z powołania, "mam misję" 😉 To jest moje życie.
Jak już, to prędzej wolałabym pomyśleć jak przekuć swoje doświadczenia na prywatną działalność gospodarczą.

Co do pieniędzy... może to, że ta budżetówka jest dziedziczna powoduje, że finansowa opłacalność jest jakoś obok tych rozważań. Jestem... hmmm... przyzwyczajona do dość skromnego życia. Do takiego podejścia, że na wiele rzeczy spoza codziennego repertuaru trzeba zaczekać, trzeba oszczędzić. Mam na myśli np. zakup książki, ubrania czy wyjście do kina. I tak wyszło, że mając taki układ w domu rodzinnym, sama też tak żyję. Moja pensja wystarcza na podstawowe życie - opłaty, rata kredytu, utrzymanie psa i kota (suka przez chorą trzustkę niestety jest kosztowna), moje jedzenie. Na inne rzeczy muszę dorobić - i zasadniczo to się mi udaje, zawsze w okresie roku wpadną dodatkowe zlecenia. Tak, że mam na leki, kosmetyki czy właśnie to wyjście do kina raz na jakiś czas. Jest skromnie, ale nawet udawało się odłożyć. W końcu suma sumarum mieszkanie własne mam (tzn. mam ja i bank 😉 ), wyposażenie do mieszkanka też już w całości kupione. Do tego udało się w końcu po latach oszczędzania wymienić samochód na młodszy (stary 24 latek już się dosłownie rozsypywał). Stąd teraz ta kicha finansowa. Bo oszczędności wyczyszczone na rzecz autka, opłaty, opony, itd., a tu się zdarzył psikus losu i skręciłam nogę w bardzo złym momencie - uciekły mi przez to dwa coroczne zlecenia, które dawały spokój finansowy na to półrocze. Za to trzeba było ratować się prywatną rehabilitacją, kupić leki. Jeszcze akurat ślub przyjaciółki. No i wiosna czyli kwiaty - moja jedyna radość w ostatnich tygodniach. Przychodów dodatkowych nie było, za to ekstra wydatki spore. Skumulowało się i jest dziura finansowa. Taka solidna dziura...
Zawsze mam ratunek u rodziców, ale wiecie... to jednak plami honor i wchodzi na ambicję. Głupio jednak być starą d... i przyjmować pomoc finansową od rodziców. 
Efemeryda, cieszę się razem z Tobą z dobrego dnia Kasi, wyobrażam sobie jaka to dla niej ulga i wypoczynek zarówno fizyczny jak i psychiczny. Trzymam kciuki za jutrzejszą konsultację, mam nadzieję że doktor znajdzie jakiś pomysł na ten problem 

Ascaia, pomiędzy wsparciem przez rodziców w trudnym momencie a zerowaniu na rodzicach jest duża różnica  😎 Dla Twoich rodziców Twoje dobro jest priorytetm, pozwól Im pomóc sobie, pozwól sobie przyjąć od Nich pomoc  :kwiatek:
Ascaia, pomiędzy wsparciem przez rodziców w trudnym momencie a zerowaniu na rodzicach jest duża różnica  😎 Dla Twoich rodziców Twoje dobro jest priorytetm, pozwól Im pomóc sobie, pozwól sobie przyjąć od Nich pomoc  :kwiatek:


To samo miałam napisać. Popatrz, nawet obcych czasem się prosi o wsparcie jak sytuacja jest awaryjna... A ty byś będąc po drugiej stronie nie pobiegła do rodziców z zaskórnikami jakbyś wiedziała, że potrzebują wsparcia? Po to jest rodzina, przyjaciele... a nawet re-volta czasem. Świat prawie całkiem oszalał - pomagajmy sobie, żeby nie zwariował do reszty.
Ascaia, rozumiem co masz na myśli. Ja też wolę zacisnąć zęby - proszenie kogokolwiek, a już zwłaszcza rodziców o pożyczkę traktuję jako osobistą klęskę.
Ale dziewczyny chyba mają rację. Zresztą moi rodzice też zawsze powtarzają, że jestem ich dzieckiem i świadomość, że oni mają pełną lodówkę, a ja być może siedzę nad kromką chleba jest paraliżująca i mam tak nigdy nie robić. Póki co zawsze sobie jakoś dawałam radę, ale czasem to chyba nie warto się unosić tą źle rozumianą dumą.
Przyjmuję tę pomoc, ale jednak duma cierpi. Stąd m.in. ten post kilka dni temu.

A jeszcze dokuczają mi inne zależności. Bo potrzebowałam i przyjmowałam pomoc ze względu na "brak" nogi - a to spacery z psem, a to zakupy, a to odkurzyć mieszkanie... To jest okropne, być tak ubezwłasnowolnionym.
Ascaia, absolutnie nie chcę negować tego, że czujesz się w tej sytuacji bardzo źle, z wielu względów. To naprawdę przykre i bardzo ci współczuję...
Ale tak mi przeszło przez myśl, że tak naprawdę okropne to jest... nie mieć kogo o taką (albo inną) pomoc poprosić.
Trzymaj się i szybko zdrowiej  :przytul:
Ale tak mi przeszło przez myśl, że tak naprawdę okropne to jest... nie mieć kogo o taką (albo inną) pomoc poprosić.

Dokładnie...
Oczywiście, że tak. Być zupełnie samemu to jest wielka tragedia.
Bardzo, bardzo, bardzo doceniam pomoc rodziców. Tym bardziej, że tak rzeczywiście, namacalnie obok siebie mam tylko ich. Widmo samotności często nade mną krąży.
Więc jak najbardziej jestem za to wdzięczna.


Pisałam o tej zależności z innej perspektywy.
Chyba mogę powiedzieć o sobie nadal "młoda kobieta" 😉 skoro mieszczę się w przedziale 30-40 lat. Więc...
Młoda kobieta. Los sprawił, że bez dzieci. Wydaje się, że to powinny być moje najlepsze lata. Powinnam brać z życia pełnymi garściami. Powinnam czuć się jak królowa życia. Czuć pełną swobodę.
A tu du... 


Już się czuję "przeterminowana" w pewnych aspektach. A tu kolejny rok z ograniczeniami, znowu zmarnowany czas, którego się już nie odzyska.


Moim zdaniem masz złe podejście do tego wszystkiego. kontuzja nogi i już "cały kolejny rok z ograniczeniami  czas zmarnowany". Jeśli tak będziesz podchodzić do spraw to każdy rok będzie zmarnowany. Zawsze będzie "coś" co popsuje plany. Aczkolwiek moje zdanie dobrze znasz, więc tłumaczyć nie muszę. Jednak obiektywnie patrząc z boku, to ... Masz "złe" podejście. Takie.. pesymistyczne " od samej głębi"
Tuńczyku drogi, znam Twoje zdanie i nadal to dla mnie rozmowa ślepego z głuchym 😉
Nie napisałam, że CAŁY rok zmarnowany?!?!?!
Ja o Rzymie, Ty o Krymie 😉
Co przyniesie przyszłość to się okaże. Ja właśnie z dużą wiarą patrzę w przyszłość. Optymistycznie myśląc i egoistycznie sobie tego życząc mam nadzieję, że przez co najmniej 5 najbliższych lat nie dopadnie mnie żadna angina czy grypa. nic sobie nie skręcę, nie naciągnę, a lekarze znajdą przyczynę i radę na migreny. O!

Ale co ma optymizm lub pesymizm do tego, co już się zadziało czy dzieje?
To są fakty, że w tamtym roku miałam wycięte 3 miesiące życia, że w tym roku sytuacja się powtarza. I że czasu się nie da cofnąć i odrobić. Faktem jest, że przepadły mi dwa zlecenia i kasy nie zarobiłam, więc jej w portfelu nie mam. Faktem jest, że kolejny plan wyjazdu w góry wziął w łeb (majówka), a i kolejne stoją pod znakiem zapytania skoro mam dziurę budżetową. I faktem jest, że wesele przyjaciółki (pierwsze i myślę jedyne 😉 ) przesiedziałam na krześle, zamiast szaleć na parkiecie.
To są fakty, które już miały miejsce. I to nie są rzeczy pozytywne. Trudno się z nich cieszyć.


PS. Tak na marginesie jeszcze - w tym wątku odzywają się osoby, którym z jakiegoś powodu jest smutno, źle i świat ich przytłacza. Tu się pisze wtedy kiedy jesteś zdołowany, kiedy "nic mi nie wychodzi" - jak głosi tytuł. Więc chyba trudno tu oczekiwać optymistycznych wypowiedzi. I nieco to dziwne by akurat tutaj punktować "pesymistyczne podejście" 
desire   Druhu nieoceniony...
12 maja 2018 15:07
Ascaia, wisi w powietrzu.. nie wiem czy odzyskam, bo bank tego nie zarejstrował, ale na monitoringu widać..
O kurteczka 🙁 To trzymam kciuki dalej mocno, żeby do Ciebie wróciła ta kwota.
efeemeryda   no fate but what we make.
12 maja 2018 20:42
Była Pani doktor i niestety nie pozostawiła żadnej nadziei, operacja nie przedłuży życia, a może pogorszyć sprawę, dopóki pozwala sobie wyciągać kupę będzie żyć, w razie pogorszenia trzeba ją uśpić  😕
Efemeryda, mocno przytulam  :przytul:
efeemeryda, 🙁
Trzymaj się :przytul:
desire   Druhu nieoceniony...
12 maja 2018 21:26
Ascaia, mam nadzieje, że te leniwce w końcu zobaczą monitoring heheh. 😉

efeemeryda, czasami to najgorsze wyjście jest najlepszym.. 🙁  ściskam, na pewno będziesz wiedzieć kiedy nadejdzie "ten czas"...  :przytul:
efeemeryda Ściskam 🙁 !
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się