Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

kokosnuss, zgadzam się z tym. Dlatego ja nie ciągnę jej siłą ze sobą, bo po co ma swój urlop spędzić w totalnym stresie? Zupełnie bez sensu. Z turystycznymi miejscami racja, dlatego staram się unikać popularnych kierunków w sezonie
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
26 sierpnia 2018 10:50
borkowa., to nie jest straszne. Pierwszy raz w zyciu tez leciałam sama. Jest masa obsługi na lotnisku, każdy pomoze 🙂 jak znasz angielski, to sie wszędzie jakoś dogadasz 😀 na zorganizowanej wycieczce, to juz w ogóle nic nie musisz wiedzieć. Ale ogólnie ludzie na świecie są bardzo, ale to bardzo pomocni. W wypadku jakichkolwiek problemów, osoby z ulicy nawet starają sie pomoc 🙂
borkowa też nie mam z kim jeździć i właśnie leniuchuję w Grecji, pierwszy raz z biurem (wcześniej organizowałam wyjazdy sama). Nie jest to moja ulubiona forma spędzania urlopu (w sensie, że z biurem), ale zdecydowałam się w dwa dni i niczym się nie muszę przejmować. A jeździć z kimś na siłę też jest bez sensu, bo albo chrapie, albo się wysypia do południa, zawsze trzeba iść na jakiś kompromis. A tak robię tylko i dokładnie to co chcę.
infantil jak znajdziesz czas to proszę o kilka słów jak się zabrać za takie samotne podróżowanie :kwiatek: :kwiatek:
dzięki za wszystkie odpowiedzi 🙂 ogólnie z natury jestem osobą dość średnio ufającą i myślę za dużo, w sensie, że coś pójdzie nie tak, że coś się stanie i finalnie rezygnuję z wielu rzeczy, chociaż wiem, że to złe podejście to nie umiem się tego oduczyć 😵 jeśli chodzi o moją znajomą, to ta sytuacja mi uświadomiła, że jest bardzo niedojrzała i nie warto po prostu 🙂 temat naszych wakacji zaczął się po wielkanocy, byłyśmy umówione na to, że jedziemy we wrześniu, nagle teraz okazuje się, że nie 🙄 a ja odmówiłam moim znajomym wyjazdu wcześniej, bo mam jeszcze pracę, bo miałam we wrześniu jechać, a tak to z nią nie jadę, a z nimi nie mogę, bo na początku września wyjeżdżają na erazmusa 🙁 teraz już wiem w stu procentach, że za bardzo się martwię innymi, zamiast dbać o siebie i o spełnianie swoich marzeń, a lepiej chyba jechać samemu ze sobą niż z kimś fałszywym 😉 i pewnie podróżowanie samemu nie jest tak straszne, jak się może wydawać, ale ciężko mi się przełamać, ale serio, pocieszyłyście mnie, mój angielski nie jest zły, tak myślę 🙂 na pewno lepiej mi pisać niż mówić, ale też nie miałam takiego dużego obycia, zawsze się martwię, że coś powiem źle, przekręcę i mnie to stresuje 😡 mimo świadomości, że to nie jest nic złego, raz z zaskoczenia pan zaczepił mnie na dworcu, żeby pomóc mu kupić bilet i nie miałam oporów, więc to kwestia wyćwiczenia 😉 niemniej, przyjmę każde słówko jak zacząć, bo nie ma co marnować swojego czasu na czekanie, czy inna osoba z łaską będzie chciała jechać :kwiatek:
Averis   Czarny charakter
26 sierpnia 2018 17:35
Podróżowanie samej to jedno z najlepszych doznań w moim życiu. Im dalej, tym lepiej. Polecam z całego serca 😉
borkowa, to ja bym Ci faktycznie poleciła couchsurfing. Znajdź osobę, która ma dużo dobrych opinii i sprawia wrażenie interesującej i jedź do niej 🙂 dobrze mieć kogoś kto zna dane miejsce i zwyczaje i Ci to wszystko pokaże. Będziesz się czuła pewniej, a też bardziej wsiąkniesz w klimat danego miejsca niż w trakcie wycieczki organizowanej. na CS są fajni ludzie i sporo znajomości zostaje 🙂
Tak to bywa ze znajomymi. Jak byłam młodsza to dużo jeździłam w grupie, ale niewielkiej. Zawsze ze znajomymi, teraz też się czasem zdarzy, ale rzadziej. W tym roku też miał ktoś z nami jechać, wszyscy oczywiście napaleni, już zaraz organizujemy wyjazd, a jak przyszło co do czego to ten nie ma urlopu, tamten kasy, ogarnęłam wszystko sama bo nie bylo na co czekać, coraz mniej było w miarę tanich noclegów, porezerwowałam wszystko na 2 osoby a teraz nagle - czemu nic nie mówiliśmy, bo jeszcze 5 osób jest chętnych na Włochy i Słowenię 😉 jedna koleżanka chciała żeby wyjazd się zmieścił w jakiejś tam kwocie, ale niestety nie jestem jasnowidzem i tanio to tu nie jest...
Zwiedzamy co chcemy, trochę jemy w knajpach i trochę gotujemy sami, śpimy ile chcemy i nie jesteśmy zależni od nikogo. Akurat ja sama nie jeżdżę, bo mam męża i to drugie nasze wakacje tylko we dwoje, ale chyba tak najlepiej podróżować. Ewentualnie w 4 osoby max i to ludzi podróżujących podobnie do nas samych (tzn organizacja całości lub częściowa na własną rękę, dużo przemieszczania się i chodzenia, trekkingu, maks 3-4 dni w jednym miejscu, ostatnie dni koniecznie trochę plaży etc). Zimowe wyjazdy w grupie są zdecydowanie lepsze.
Kiedyś byłam w 12 osób i uważam, że zmarnowaliśmy trochę potencjał miejsca, a drugi raz nie będziemy tam jechać, szkoda. Najgorsze było czekanie 30 min aż dziewczyny umyją włosy idąc na plażę 😀
W Wietnamie jak byliśmy spotkaliśmy bardzo dużo osób podróżujących w pojedynkę, bardzo dużo par. Sami dzięki temu nawiązaliśmy sporo relacji, jedna przypadkową przetrwała do teraz. Gdybyśmy byli w grupie to byśmy nikogo nowego nie poznali. Język też na tym zyskuje - musisz dużo mówić sama, nikt za Ciebie czegoś nie załatwi 🙂 Każdy na pewno będzie chciał Ci pomóc, nawet nie znając języka.

Jeśli chodzi o samolot to akurat ciesze się, że latam z kimś a nie sama, ale ja tego nie lubię, odczuwam lekki dyskomfort lecąc a pierwszy lot był beznadziejny bo tylko do Gdańska Ryanairem, zdecydowanie wolę długie loty 🙂
No niestety umawianie się z ludźmi to zawsze ryzyko. 😉
Chociaż wierzę, że często nie ma w tym winy z premedytacją. Komuś coś wypadnie albo ma niespodziewane wydatki i plany szlag trafia.
Sama jestem typem pomiędzy vanille a jej przyjaciółką. Żeby czuć się bezpiecznie i komfortowo muszę mieć zaplanowane pewne ramy wyjazdu, np. pewny nocleg spełniający moje potrzeby. Ale już detale mogę ustalać na bieżąco, czasem nawet dość spontanicznie.
Teraz jestem w takiej sytuacji, że powinnam nauczyć się jeździć sama, ale... jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić. Kwestie bezpieczeństwa to jedno, ale druga, chyba nawet ważniejsza sprawa, to... nuda. Może to nienajlepsze słowo, ale mam na myśli sens bycia gdzieś samemu. Nie czuję w tym radochy. Jakoś nie widzę tak wielkiej różnicy pomiędzy czytaniem książki w domu, a czytaniem książki w innym mieście.

Ascaia, a podróżowałaś kiedyś sama? Ja zaczęłam tak jeździć poniekąd przypadkiem. Po prostu tak mi się układało, że gdzieś jechałam sama w konkretnym celu (Erasmus, jakiś kurs etc) a wychodziłam z założenia, że jak już jadę w nowe miejsce, to chciałabym przy okazji zobaczyć jeszcze to, to i może jeszcze to. A i to miasto fajne też jest niedaleko, to może też pojade. I ostatecznie okazywało się, że warto wziąć dwa-trzy dni przed kursem i może ze 2-3 dni po kursie. I tak to się jakoś zaczęło. Powiem szczerze, że to co robisz i co widzisz, co zwiedzasz i co poznajesz to jest trochę drugorzędna kwestia. Dla mnie niesamowite było to, ile się sama o sobie dowiedziałam i ile się wciąż dowiaduję. Ile rzeczy do mnie dotarło. Bo jednak człowiek staje często w obliczu nowych sytuacji, odnośnie których mógł tylko spekulować, jakby się w nich zachował. A tu się często okazuje zupełnie inaczej. Mnie strasznie wyciszają takie wyjazdy, pobudzają kreatywność, jestem dużo bardziej otwarta na ludzi, wsłuchana w siebie, spokojna. Jestem 100% sobą, nic mnie nie rozprasza, nie muszę dostosowywać się. Dla mnie każda kolejna podróż to przede wszystkim podróż w głąb siebie, kierunek geograficzny jest mniej istotny. I wcale się nie nudzę, wręcz przeciwnie. Będąc samemu ma się większe parcie na poznanie nowych ludzi. Jak się jest w grupie to człowiek się rozleniwia i pozostaje chętniej w strefie komfortu. Poza tym w grupie ma już nadaną jakąś rolę, a samemu w konfrontacji z nowymi ludźmi jest się białą kartką papieru. Dla mnie to niesamowite uczucie i śmiem twierdzić, że zanim nie zaczęłam zdawać się na siebie samą podczas wyjazdów to nie znałam siebie nawet w 10%. Teraz mam do siebie dużo większe zaufanie, wiem, że mogę na sobie polegać w różnych sytuacjach, że sobie radzę sama, nie muszę się na nikogo zdawać.
Bardzo ładnie napisane.
🙂

Nie podróżowałam sama. W ogóle niewiele w życiu podróżowałam. Po Polsce to jeszcze, za granicą byłam bardzo mało. Główny powód jest prozaiczny czyli kasa. Choć są i inne.
Ale jak czytam, co napisałaś to nie czuję w tym punktów stycznych do siebie, swoich potrzeb, swoich doświadczeń.
W ogóle to chyba trzeba by było rozróżnić wyjazdy-podróżowanie, a wyjazdy-relaks i rekreacja. 😉 Bo to są jednak nieco inne sytuacje.

A w temat "nic mi nie wychodzi" i "wyjazdy wakacyjne" z dniem dzisiejszym wpisuję się idealnie. 😉
Nici z moich planów, czy to Bieszczady, czy Jura. Jeszcze próbuję obmyślić alternatywę, ale marnie to widzę.
Szkoda, bo chodzenie po szlakach jest dla mnie przyjemnością.
Ale też prawda taka, że zostając u siebie będę miała także całkiem fajne zajęcia, a o wypoczynek od strony relaksacyjno-regeneracyjnej to nawet będzie łatwiej na miejscu.

Ten rodzaj podróżowania jest bardzo uzależniający. Jak się raz człowiek podda takiemu doświadczeniu to chce więcej. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Czasem znajomi pytali, czemu jadę sama, czemu im nie powiedziałam, bo mają czas i też by chcieli jechać. A ja po prostu nie chciałam, żeby ktoś na ten konkretny wyjazd ze mną jechał. Uwielbiam towarzystwo, wspólne wyjazdy są super, dzielenie się z kimś momentami, wrażeniami to niesamowite uczucie i wszystko cieszy o wiele bardziej, jeśli przeżywasz coś z kimś. Ale czasem mam potrzebę zwinąć plecak i jechać sama, w konkretnym kierunku ale bez konkretnego planu, bez stresu, bez przejmowania się gdzie będę spała, czy zostanę gdzieś dzień, czy dwa dni, bez martwienia się, czy komuś spodoba się nocowanie na lotnisku, czy komuś będzie się chciało wstać o 6 rano na pociąg - lub wręcz przeciwnie - wstać przed południem, czy ktoś nie będzie narzekać, że go bolą nogi, że jest głodny, że jest za gorąco albo zimno, albo plecak ciężki albo jest już ciemno, czy niebezpiecznie albo jeszcze coś innego. Bo wtedy wypada brać to pod uwagę, a ja czasem nie mam na to ochoty, a sama jestem bardzo wytrzymała, mogę chodzić kilometrami z plecakiem, długo wytrzymuję bez żarcia, bez toalety czy bez spania w łóżku. I nie oczekuję od innych, że tak będą spędzać swoje wolne dni, ale też ja czasem mam takie wyjazdy, kiedy po prostu nie chcę uwzględniać cudzych potrzeb. Mam jedną koleżankę, która pod tym względem jest taka sama jak ja i z nią nie waham się jechać na żaden wyjazd, bo we wszystkim jesteśmy zgodne i żadna drugiej nie dezorganizuje podróży
vanille, trochę z czapy tu trafiłam, ale muszę napisać - jakim ty musisz być fajnym człowiekiem 🙂 Jakbyś kiedyś potrzebowała mety w Szkocji, to dawaj znać :P
honey, dziękuję serdecznie, to kierunek, który wciąż jest przede mną (-: W związku z tym prędzej czy później na pewno się odezwę!
borkowa., no widzisz. Dziewczyny dobrze piszą - chwytaj chwile!
Jesteś w takim wieku, że lepszego czasu na to nie będzie.
Masz możliwości, bo i wakacje/urlop i odłożone pieniądze. Więc szybko szukaj opcji jak to spożytkować na wypoczynek. Espana dobrą opcję podpowiedziała też. Skorzystaj z oferty ogólnie zaplanowanej z biura podróży, a wypełnij to poznawaniem swoich własnych potrzeb. Może rzeczywiście złapiesz jak dziewczyny bakcyla podróżowania bez względu na towarzystwo.

Co do "oglądania się na innych". Jak masz taki charakter, tak zostałaś wychowana, to pewnie zawsze będziesz miała takie odruchu. Ale z własnego doświadczenia poradzę Ci - nie zatracaj się w tym. I np. planuj sobie te kilka razy do roku sytuacje, które są dla Ciebie, pod Ciebie. Egoistycznie, na sztywno i dbaj o to, by je zawsze realizować i nie przekładać w czasie.


vanille, czuć od Ciebie pasję - super sprawa! 😀
Świetnie rozumiem tę potrzebę autonomiczności, to jest ogromna wartość. Zazdroszczę takich możliwości. I trzymam kciuki, żebyś dalej się w tym realizowała.
Również lubię samotne podróże, ale to na rowerze albo na piechotę. Nie muszę na nikogo patrzeć, do nikogo się dostosowywać. Fajnie czasem spędzić z kimś wieczór, ale jechać czy iść w dzień wolę sama. Wbrew pozorom znacznie łatwiej wtedy poznać ludzi, a świat jest przychylniejszy.
Natomiast nie znoszę braku towarzystwa w kontekście wspinania. Uprawiam ten sport ponad 4 lata i nadal mam problemy z partnerami. W zeszłym roku już myślałam, że koniec z tym problemem, bo oprócz jednego wyjazdu zawsze miałam z kim jechać, ale teraz wróciłam do stanu standardowego. Może się ludzie i zgłaszają na wyjazdy, ale jak przychodzi co do czego, to nikt nie może jechać. Parę osób wiem że nie chce się ze mną wspinać, bo za proste drogi robię i za długo mi schodzi na niektórych drogach. Fajnie by tylko było jakby mi nie ściemniali że nie jadą wcale, skoro potem siedzą w skałach tylko w innym towarzystwie. Ehh, może kiedyś doczekam się normalniejszych znajomych...

Ja pamietam, jak kiedys duzo podrozowalam sama I tak sama do siebie marudzilam, ze jaka to szkoda, ze nie ma nikogo ze mna, zeby pogadac, zeby poprzezywac to wszystko razem, zeby bylo po prostu razniej na duchu... Potem wzielam raz, drugi, trzeci kolezanki I Jezusie, kochany:
"Po co tam idziemy"
"Dlugo jeszcze bedziesz na to patrzec, ja chce isc"
"Szkoda kasy na lokalne tradycyjne jedzenie, idziemy do McDonald's"
"Ty chcesz wejsc na ta gore? Porabalo cie? Nogi cie nie bola?"
"Jeezzzuuu co za nudy"
itd, itp.

Wkurzylam sie I spowrotem jezdzilam sama 😁 Teraz mam partnera, z ktorym mamy podobne upodobania, wiec razem z nim jezdze po roznych miejscach, ale jakiejs tam kolezanki na pewno juz ze soba nie zabiore 😁
No cóż z braku inaczej zatytułowanego wątku to nadal "moim" będzie ten.

FATUM nadal wisi.
Ledwo napisałam tutaj, że w sumie będzie mi i tak dobrze, bo urlop, bo spadek temperatury i że miło spędzę najbliższe tygodnie...

Moja Mam wylądowała dzisiaj w szpitalu. Z niedowładem lewej strony, lekko opuszczonym kącikiem ust. Podejrzenie lekkiego udaru niedokrwiennego. Na razie została na obserwację. Więc teraz to takie czekanie co się będzie działo dalej, czy będzie się cofać, postępować... 
Ascaia, o rany, trzymam za was kciuki!
Ascaia, nie fatum tylko choroba. Ona łapie każdego, czy to szczęśliwego, czy nie. Moim zdaniem wielkie szczęście, że to tylko lekki udar. Utrudnia życie, ale znam paru ludzi, którym przy lekkich przypadkach rehabilitacja była bardzo pomyślna. Zamiast martwić się zawczasu bądź po prostu oparciem dla mamy
ikarina, kumulacja "tylko chorób", "tylko wypadków", tylko tego i tylko tamtego. Od kilku lat non stop jakieś "tylko". Autentycznie, jak zażegnuje się jedno i drugie to zaraz spada konieczność poradzenia sobie z trzecim i czwartym. 
Oczywiście, że z każdym takim "tylko" da się iść do przodu. I się idzie! 😀
I oczywiście, że jestem pewna, że nic wielkiego nie będzie Mam dolegało. 😀 Musi być dobrze.
Ach, rozumiem. Nie wiedziałam że pozostałe problemy to też choroby. Przepraszam  :kwiatek:
Nic się nie stało. 🙂
Z Mam nie jest gorzej, a to dobre wieści.
Dziękuję za kciuki i proszę o jeszcze.
🙂
Ascaia życie takie jest... nie doszukuj się w tym serii, zwykły ślepy los. Rehabilitacja wcześnie i umiejętnie wdrożona, od razu gdy stan pacjenta na to pozwoli, działa cuda. Powodzenia, trzymam kciuki.
Dziękuję.

Ślepy los - cholernie celny i to tak od ponad dwóch lat... 
Ode mnie też kciuki, zdrowia dużo dla Mamy a siły i spokoju dla ciebie... Trzymajcie się  :przytul:
Ascaia, dobrze, że lekki 😉 u nas lekarze dawali nikłe szanse na przeżycie, a Mama już jako tako drepcze sobie o własnych siłach. I, szczęście w nieszczęściu, że udar prawostronny. Z perspektywy funkcji mózgu to jednak sporo korzystniejsze, jeśli w ogóle można tak powiedzieć...
Bosz... powinnam sie cieszyc urlopem a tymczasem...

Sprzedałam auto 2 dni temu a dziś do mnie wraca. Jakaś ukryta usterka silnika, myslalam ze jest zrobione na tyle zeby nie sprawiac powaznych problemow - sprzedalam, a tu dupa, wysypalo sie zaraz po sprzedazy.
Tym oto sposobem zostane z zepsutym autem.
Bez kasy.
Musze sie zapozyczyc na naprawe.

Bez auta tez do dupy, nie ma jak za bardzo do konia dojezdzac, tzn jest ale w jedna strone ok, godziny.
Z kasa ogolnie krucho... kombinuje jak sobie dorobic, ale no... nie jest lekko.

W dodatku mam dzis taka migrene ze ledwo dysze.

A, no...zapomnialabym. Nie mam kregoslupa moralnego! Tak mi ostatnio powiedzial ktos kogo uwazalam za przyjaciela i za kogo bylam sklonna reke dac sobie uciac. Jak sie mylic co do ludzi to z przytupem. Tak to tylko ja umiem...
Odnośnie migreny, pocieszę Cię - z jaką osobą nie rozmawiałam to każda ją ma. Łączę się z Tobą w bólu. Zaraz idę łyknąć tabletkę i może będę miała święty spokój.

borkowa również polecam samotne podrozowanie czy wycieczki! wcześniej jakoś nei było okazji a w te wakacje gdy moja koleżanka, z którą byłam na praktykach okazała się 'mniej' (to łagodnie powiedziane;d) altywnym człowiekiem niz ja, zaczełam jezdzic sama i było extra! Super było takie samotne włóczenie się po ciekawych miejscach, bez presji ze ktos juz chce wracac, ze ktos chce jesc a ktos inny isc jescze gdzies indziej. Wszystko okazało się duzo prostsze niz sobie wyobrażałam i juz nabrałam ochoty na ponowne podróże!
faith, trzymam kciuki, żeby Ci się sprawnie wszystko poukładało.
Wygraj w loterii, dostań premię albo mega intratne zlecenie płatne z góry. I samochód służbowy do tego. 😀

Na migrenę to jednak najlepiej łyknąć/wypić coś przeciwbólowego, wyłączyć bodźce typu ekrany - dźwięki i przespać. 
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się