Nagroda Darwina - autopromocja.

Jest "Kącik Puchnących z Dumy". Może warto, żeby był kącik "Dumnych inaczej"  😜
Głupoty popełnione z końmi/wobec koni. Wszystko - od kretyńskiego najazdu, po bardzo poważne idiotyzmy.
Własne! głupoty.
Co sądzicie? Przyda się?
Bo... ech... chciałam gdzieś opisać swój dzisiejszy koszmar (na własne życzenie) - sytuacja opisana w "szybkich i martwych" to jedynie jeden punkt "programu"  🤔wirek:, ku przestrodze, i stwierdziłam, że nie mam gdzie  👀
Do KR zaglądam, ale "klubowiczem" nie jestem  😀iabeł:
http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,1408.0.html
"Koniokrytyka" może będzie pasowała/
Dworcika   Fantasmagoria
18 maja 2011 07:57
Chyba nie, bo koniokrytyka, to krytyka końskich głupotek. Samokrytyka może bardziej? Chociaż to w zasadzie wątek humorystyczny...
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
18 maja 2011 08:04
Halo: dawaj. co wam się przydarzyło?
To może ja zacznę...
Dawno, dawno temu (w czasach kiedy byłam juniorem) nauczyłam konia prosić o cukier "na dwóch łapkach" - jak psa. Wałach wzrostu 170cm i dość mocnej budowy ciała stawał dęba przed człowiekiem i machał przednimi nogami nad głową delikwenta prosząc o coś do żarcia. Jak człowiek się cofał to szedł za nim cały czas na tylnych nogach.
Miny ludzi "bezcenne'.
Potem okazało się że człowiek na grzbiecie nie przeszkadza w proszeniu o cukier w sytuacji kiedy do kogoś podjeżdżałam i zabawa przestała mi się podobać.
Zwierz był bardzo inteligentny i szczęśliwie procederu zaprzestał
W dzieciństwie mieliśmy klub jeździecki, gdzie był sad z jabłoniami.
Fajnie było po jeździe zrywać jabłka z drzewa i dawać koniom z siodła.
W efekcie, co mądrzejsze konie wiozły rekreanta pod drzewo i gryzły go w czubki butów do skutku.
kittajka   yellow power
18 maja 2011 09:20
Ze trzy lata temu nauczyłam swoją kobyłę (w sumie wtedy jeszcze nie moją) wycierania się o mnie po jeździe. No, bo to przecież takie fajne jest jak konik się wyciera. 🙇 Do dziś z tym walczymy, chociaż już prawie tego nie robi 🙄
O to moja historia tutaj idealnie pasuje: Kiedyś z kobietą, która opisywała źrebięta pojchałam do pobliskiej stajni a raczej do gospodarza mającego kilka pogrubionych koni, weszłyśmy na posesje, widzimy biegnącego w naszym kierunku konia, z domu wybiegł właściciel i krzyczał, żebyśmy uciekały. Okazało się, że nauczyli źrebaczka jak był mały wskakiwać człowiekowi kopytkami na barki, ten był już spory zimoszek, jakoś nie wyobrażam sobie żeby pół tony skoczyło mi z radością skoczyło mi na barki  🤔
CeraŁ   dużo dużo zmian..
18 maja 2011 12:23
ja nauczyłam kobyłę, że w terenie może sobie zawsze podgryzać jakieś gałązki, drzewka, liście itd teraz w terenach czasem mamy katastrofe szczególnie na kantarze, kobyła teraz potrafi z kłusa zatrzymać się do stój z chęcią zjedzenia jakiegoś liścia z drzewa  🙄

A kiedyś jeszcze właściciel konia na którym jeżdżę teraz nauczył, że uderzenie batem w zad znaczy coś a la 'capriolę', tzn. taki bryk od zadu i teraz jak musnę batem po zadzie podczas jazdy to mam 'rodeo'  😵

Stawania dęba też nauczyłam, z ziemi ale na szczęście nigdy się nie zdarzyło, że stanęła bez polecenia.
Dobra...to ja powiem, jak koniś zerwał ogłowie kieffera.  😡
Pojechałam w teren, ok. Zsiadłam z konia. Ok. Rozsiodłałam, żeby rozkręcić siodło i wyjąć z paneli wkładki, bo chciałam sprawdzić, jak będzie bez wkładek.
Ale w tym czasie trzeba czymś zająć konia, nie?

No więc wyjęłam z kieszonki czapraka lonżę, uwiązałam do kółka od wędzidła i przywiązałam do drzewa.
Nie raz tak robiłam i było ok, bo koń spokojny , niepłochliwy. (kiedy koń nadepnie na lonże, to podrywa lekko łeb i schodzi nogą z lonży- tak się nauczył sam.)
No dobra...ale to nie koniec, jak łatwo się domyślić.

Koń jadł trawę, ja rozkręcałam siodło siedząc na ziemi i pilnując konia jednym okiem.
Pilnuję i pilnuję i co widzę?
Oooo..koniś się zaplątał w lonżę.
I co? I NIC. Siedzę i patrzę dalej.  🤔wirek: Widzę, że zaplatał się TYLNĄ nogą i lonża może go smyrgnąć po tej nodze i może się spłoszyć.
I co? I NIC.  🤔wirek: zamiasy się %$^&^%#$ zerwac na równe nogi i odplątać konia zawczasu, zanim koń się zorientuje, ze jest zaplatany, to ja siedzę jak za przeproszeniem blondynka i patrzę na niego jaki to on zaplątany.
Pomroczność jasna chyba mnie dopadła.  😡
Koń oczywiście zauważył , że się zaplatał tylną nogą, odsadził się i porwał ogłowie Kieffera.
Na szczęście nie uciekł, tylko stał zdezorientowany. Koń cały. Ogłowie w 2 kawałkach. A ja mam nauczkę, żeby 1) nie wiązać jednak, 2) reagować NATYCHMIAST, zamiasta się głupia gapić jak sroka w gnat
No..autopromocja elegancka.
E tam takie historie.. Mój rudzielec jak miał jeszcze całe ze 3,5 roczku a ja zieleńsza byłam niż zielony szczypiorek, postanowił przy wprowadzaniu do boksu zrobić "w tył zwrot" i nawiać ze stajni. Jak postanowił tak zrobił. Ja natomiast jako osoba wprowadzająca dzielnie chciałam konia powstrzymać łapiąc go za zad, a dokładniej jedną z zadnich nóg. Próba ambitna aczkolwiek nieskuteczna  😁 Ofiar w ludziach nie było. 😉
Piękny zimowy dzień. Albo jakieś święto, albo weekend, w każdym razie jestem w stajni wcześniej niż zwykle- czyli jest jeszcze widno, do tego nie sama, tylko z siostrą. Konie dawno nie były w terenie, więc wpadamy na pomysł, że sie wybierzemy- na pewno mają już dość hali. Ale, ponieważ zmrok zimą zapada szybko, bardzo się śpieszymy. Decyduję nie wkręcać haceli (do tej pory robiłam to ZAWSZE przed zimowym wyjazdem z hali), bo ileż to czasu zajmuje u 2 koni, poza tym jest śnieg, dawno nie było odwilży...
Efekt? Koń pode mną w relaksującym kłusiku się poślizgnął i przewrócił, a ja straciłam przytomność.
Nigdy więcej nie pojadę zimą w teren bez haceli, najwyżej odbędę kolejny trening w hali, a koniom do relaksu pozostawię padok.
Strucelka   Nigdy nie przestawaj kochać...
18 maja 2011 13:02
Świetnym pomysłem jest stanie za koniem i psikanie mu ogona Super Sheenem w przypadku, gdy panicznie boi się sprayów 🙄 Nie zdziwcie się jak kopyto zostanie wystrzelone w okolicach waszego uda 😵
majek   zwykle sobie żartuję
18 maja 2011 13:02
Ja kiedyś za namową kolegi postanowiłam konia odczulać w terenie na różne strachy. Wyglądało to tak, że jak np. bał się kamienia, albo np. kapliczki ze wstążeczkami, to się przechodziło do stępa, podchodziło, stało, czekało, aż koń powącha itd. Dawało kostkę cukru

Efekty:
Jadę galopem drogą, nagle mój koń zatrzymuje się w miejscu, podchodzi do kapliczki i wącha wstążki

Teraz pracujemy nad tym, by strachy omijać, bez zmiany tempa i bez `spływania` z linii prostej... 
Efekty:
Jadę galopem drogą, nagle mój koń zatrzymuje się w miejscu, podchodzi do kapliczki i wącha wstążki


rozbawilo mnie to tak, ze sie poplakalam 😀
ja za malolaty bedac na obozie uzgodnilam z trenerem, ze jak on pojedzie z grupa w teren, to ja wylonzuje ogiera, ktory dosc dlugo stal. ale trener nie spodziewal sie, ze jestem tak bystra, ze bede lonzowac ogiera na kantarze 😵 poszlam do siodlarni, zobaczylam wedzidlo wpinane do kantara, ale mi sie nie spodobalo bo zardzewiale. to poszlam bez. po tym jak polatalam na lonzy za koniem, po tym jak spalilam sobie dlonie, przyszedl jakis pan i zlapal ogeira.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
18 maja 2011 13:26
Ponieważ moja lewa stopa żyje własnym życiem i mały mam wpływ na to co robi, z tego też powodu często gęsto wypada mi strzemię, a jak już wypadnie to trudno  mi łapać strzemię stopą nad którą nie mam żadnej kontroli. Dlatego, zanim odkryłam genialne zastosowanie gumek recepturek do przytrzymywania strzemienia, nauczyłam się uprawiać "woltyżerkę użytkową" w każdym chodzie, czyli wkładania stopy do strzemienia ręką nawet w galopie. Schylam się w lewo, łapię dynadające strzemię i nakładam na stopę.

No i kiedyś, kiedyś, jeszcze zanim nastapiła era gumek recepturek pojechałam sobie w samotny teren. Wyjechałam na galopopędną, która jako galopopędna świetnie się sprawdza, ale ma jeden feler. W 1/3 długości odchodzi od niej w prawo ścieżka prosto do stajni, w którą niepilnowane konie (a niektóre i pilnowane) notorycznie skręcają. No i galopuję sobie po tej galopopędnej, nie sprawdziwszy wcześniej, czy czasami lewe strzemię mi nie wypada (musze sprawdzać wzrokowo, bo nie czuję). No i myk strzemię mi wypadło (to już poczułam). No to nie zastanowiwszy się i nie zwolniwszy nawet schyliłam się, coby to nieszczęsne strzemię założyć, ale pech chciał, że akurat było to na wysokości ścieżki do stajni. Portek wykorzystał tą chwile mojej nieuwagi i myk skręcił sprytnie w stronę stajni, a ja zostałam leżeć na galopopędnej i w myślach wyzywać siebie od głupich C#@. Na szczęście Portek po tym wybryku wykazał się już tylko kulturą i jak tylko poczuł, że mnie zgubił to wrócił i czekał spokojnie aż się z tej galopopędnej pozbieram i łaskawie wrócę w siodło.
rybka   Różowe okulary..
18 maja 2011 13:40
Ja też mam historyjkę 🙂 Kiedyś jako licealistka jeździłam prywatne 4 koniki bardzo miłej rodzinki, które w tygodniu nie bardzo miała czas na jazdę.  Moim ulubieńcem był małopolski, gniady wałach. Jego właściciel często chodził w kaszkietówce, więc na początek nauczyłam konisia zdejmowania czapki z głowy jak człowiek pojawi się w boksie. Pan się uśmiał z dowcipu konia pochwalił, bo robił to delikatnie i było super 🙂 Wpadłam wiec na pomysł, że nauczę go szczypać człowieka w pupę podczas czyszczenia kopyt.... Kładłam na własnym zadzie cukier konik go zjadał smyrał dostawał kolejny cukier 🙂 Niestety właściciela nie smyrnął, a porządnie ugryzł z powodu braku cukru, tak, że biedak tydzień na zadku siedzieć nie mógł... 😡
Elmadziara niebezpieczny nawyk  😂 Mi też często odwiązuje się pasek od popregu west i dynda i tez zdarza mi się w galopie czy w klusie schylac po niego,zeby go złapać i spowrotem przywiązać . Kiedys tez sie skończy to dla mnie żle  🤣
Efekty:
Jadę galopem drogą, nagle mój koń zatrzymuje się w miejscu, podchodzi do kapliczki i wącha wstążki


Wyobraziłam to sobie i umarłam ze śmiechu  👍  😜
majek   zwykle sobie żartuję
18 maja 2011 14:42
Cieszę się, ze Was rozbawiłam.
Ja też się z tego strasznie śmiałam wtedy..

[quote author=k_cian link=topic=56024.msg1013886#msg1013886 date=1305719796]
Ja natomiast jako osoba wprowadzająca dzielnie chciałam konia powstrzymać łapiąc go za zad, a dokładniej jedną z zadnich nóg. Próba ambitna aczkolwiek nieskuteczna  😁 Ofiar w ludziach nie było. 😉
[/quote]

Kurcze nigdy na to nie wpadłam ( ale próbowałam zatrzymać konia ciągnąc za ogon )
Moja historia też powinna tu zagościć.
W poprzedniej stajni, w której trzymałam konia, na przeciwko maneżu, było pole i polna dróżka. Pewnego słonecznego dnia wzięłam konia na maneż, na jazdę. Niestety, jakiś bałwan postanowił pozbyć się starego dywanu i wyrzucił go właśnie na owe pole, zaraz przy dróżce. Mój koń, panicznie bojący się wszelkich tego typu udziwnień, za nic nie chciał nawet podejść do ściany maneżu, która z tym polem graniczyła. Przewracał oczami, chrapał, caplował itp. Postanowiłam zatem konia  z dywanem zaprzyjaźnić, wiecie, dać powąchać, zapoznać z bliska, żeby łoś zobaczył, że jednak dywan to nie potwór i go nie zeżre. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Koń należy do strachliwych, ale i ciekawskich, dywan obwąchał owszem. Pomyślałam, że skoro tak dobrze idzie, to może uda mi się konia nakłonić żeby na ten dywan stanął. Ja, głupia, ustawiłam konia po jednej stronie dywanu, siebie po drugiej i zaczęłam konia namawiać na uczynienie kroku w moją stronę. Koń krok owszem uczynił. Dywan przeskoczył, skoczył wprost na moją stopę, klata mnie odepchnął-stojąc dalej na mojej stopie. Ja straciłam równowagę i poleciałam do tyłu, a moja stopa została pod końskim kopytem...Skończyło się przyjazdem karetki i zabraniem mnie do szpitala. Lekarze nie mogli się nadziwić, że nie mam złamanych kości śródstopia, tylko porządnie strzaskane. Miałam stopę jak Flinston, L4 na trzy tygodnie i do tej pory mnie pobolewa czasami, chociaż cała sytuacja miała miejsce ponad dwa lata temu.
Moglabym ten watek zapelnic opowiesciami swoimi i reszty ekipy  😎 Z takich rzeczy za ktore mniej mi wstyd:

Kobylka (z avatarka) byla juz wiekowa i zeby jej nie obciazac zanadto, wsiadalam z paki w stajni. No i wsiadlam kiedys jak zwykle z paki, udajac sie na trening na czworobok. Bylo wczesnie rano, bo lato i slonce prazylo. Trenera jeszcze nie bylo, minelam czworobok i pojechalam na step na tor. A kobylka byla z takich, co jak cos bylo strasznego, to na dwie lapy, 180 stopni i w druga strone. No i wyjechal z lasu samochod terenowy, kobyle sie nie spodobalo, wiec swoim zwyczajem stanela deba, ja sie swoim zwyczajem pochylilam do przodu i... czuje jak bardzo, bardzo szybko zsuwam sie do tylu - o co k***a chodzi?? Zanim zalapalam co sie dzieje, siedzialam na ziemi, siodlo lezalo przede mna, a kon galopowal wzdluz toru. Otoz inteligentnie nie zapielam popregu, a wsiadajac z paki oczywiscie wsiadlam bez problemu - i rownie bez problemu zsiadlam :P



Mi się zdarzyło ściągać ogiera z klaczy za ogon ,myślałam tylko wtedy że koleżanka mnie zabije jak jej klacz pokryje . Musieliśmy zrobić inne zamknięcie dla ogiera bo klacze otwierały mu box jak były w rui .
Ja kiedyś jak dostałam pod chwilową opiekę niezłego końskiego świra, ktory jak wyczuwal brak czegos w pysku i ze nie jest przywiazany odpalal wroty, odwiazalam go zeby mu przemyc ranke. Odwiazałam, przemyłam a pózniej fruwałam za nim przez pół stajni  😵 Bliznę po tej wycieczce cały czas mam na kolanie, bo oczywiscie puscic nie chcialam  🙄
Maddie   Hucykowa demolka na wakacjach
18 maja 2011 19:37
Ja nie polecam w zimie połączenia gumowce + śnieg.
Ile razy ściągaliśmy ogierem siano z pola, tyle razy ja jechałam po lodzie na tyłku za koniem po lodzie  😁 Siano na takim wielkim panelu jechało za koniem jak na sankach, a ja niby obok miałam IŚĆ. Zawsze miałam darmowy ślizg i baaardzo bolący tyłek.
karolina_, obiecanki - cacanki 🙂 Nie czaj się - tylko zapełniaj! Ku przestrodze czytelników (i ubawowi - zapewne).

OK. Moja wczorajsza historia. Będzie długo - przepraszam, ale trochę się nazbierało  😡
Otóż - stale 'walczy' we mnie dusza sportowca i dusza rekreanta. Jako, że ostatnio koń ciężko pracował, wczoraj dusza rekreanta wzięła górę! i to z hukiem! Konikowi należy się relaks i frajda, prawda? OK to wymyśliłam: pojadę ma spacer do jeziora (przyjemne z pożytecznym) potem przewędruję do... ogródka pod domem, gdzie masa trawy, a on, biedaczek, konkretną trawę widuje tylko z ręki 🙁, 2000 m kw. trawy, dokładnie ogrodzone, konik się popasie, a ja sobie książkę poczytam - zerkając. Wrócę bezpieczną  🤔wirek: (acz nie sprawdzoną) inną trasą. Brzmi fajnie?
Z początku szło wg planu. Oprócz - jak drzewa przegradzają drogę, to grzech nie skoczyć, nie? Że - będąc samiutka!  🤔wirek: w terenie zabrałam się za (w sumie - regularne) krosówki (z 90 cm. na pewno) to już do mnie nie dotarło - dusza rekreanta miała się dobrze  🤣. Było wszystko ok, ale pierwsza nominacja się należy jak nic!
Potem - chodnikiem wzdłuż ruchliwej krajówki (wczoraj był ruch jak jasny gwint - jeden szum i gwizd), nadal jest ok.
Dojechałam pod dom, dzieci zamknęły bramę, rozsiodłałam, koń rzucił się na trawę, usiadłam z książką na końcówce zjeżdżalni - jest ok. Koń zrelaksowanym kłusikiem obejrzał ogród i pasł się spokojnie, jak to ma w zwyczaju (jeśli się pasie). Tu nastąpił wtręt rzeczywistości - zleciały się okoliczne dzieciaki chętne do głaskania konika (5 lat, ogier xx, w sumie - w nieznanym miejscu). Z westchnieniem interweniowałam, grzecznie przeprosiłam, że nowe miejsce dla konia, bla, bla - wyprosiłam za bramę. Synek poleciał się z nimi bawić - ok. No i było fajnie, konik się pasł, zdjęcia okolicznościowe etc. Do czasu... gdy "sąsiedzi" (Stado Ogierów) nie poczuli, że zbliża się karmienie... i nie rozdarli jap  😜. W 'mojego' demon wstąpił! Gdy usłyszał te wszystkie rżenia (a żadnego konia nie widać) odbiło mu totalnie. Zaczął zap* dzikim galopem po całym ogrodzie świstając zadem w powietrzu, że aż miło. A ogród do "tego" nieprzystosowany, o nie. A mogłam się tego spodziewać? Powinnam była  😡 - nominacja nr 2, albo i 3. Nieważne, że never-ever tak nie robił, że trzeba było poganiać na padoku, żeby raczył się kłusem ruszyć. Gdy świsnął mi kopytem przez kosmyk włosów (moich) przy twarzy - zrobiło się zupełnie niefajnie. Gdy prawie trafił w zaczep bukmanki - byłam już mokra i blada. A gdy zaczął się uważnie przyglądać bramie, galopując w jej kierunku - to przybyło mi siwych włosów na pewno. Nasza brama z pewnością nie nadaje się do "poczesania", o nie. Elegancko na ostro wykończona. Powinnam była pomyśleć o tym? Nominacja nr 4. Na to radośnie przybiega mój synek, i czemuś dzikie wrzaski: zamknij furtkę! do niego nie docierają. Upiekło się. Koń zapędził się, na szczęście, między sznurki z praniem (która to już nominacja?) i został schwytany. 0 możliwości występowania - koń zgrzany, wytarzany (to musowo), wszystkie żyły na wierzchu - w takim stanie nie widziałam go jeszcze nigdy. Lonży nie miałam (też by nie pomogła), tylko długi uwiąz. Ale o żadnych spacerach nie mogło już być mowy - zrywał się do galopu non stop. Nic - trzeba było takiego osiodłać. Oczyścić szczotką (do butów  😡, bo przecież sprzęt został w stajni). Przy pomocy córki udało mi się "to coś" osiodłać - sceny warte kamery. Ogłowie trafiło na kantar - mowy nie było, żebym ów zdołała zdjąć bezpiecznie. Wsiadłam i pojechałam. Uff... ale to... dopiero połowa historii  🤣 Reszta później.
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
18 maja 2011 20:09
wow, halo, no to miałaś wesoło 😲
Po przeczytaniu wszystkich wpisów doszłam do wniosku, że ja powinnam dostać Nagrodę Darwina  😎
Oczywiście nie ma się czym chwalić, ale...  :jogin: wszystkim ku przestrodze.

Konia trzymałam w miejscowości turystycznej, stajnia przy głównej drodze, później kawałek lasku i plaża.

Kilka lat temu środek lipca, było baardzo gorąco, a że od stajni miałam może 1-2 km do plaży postanowiłam siebie i konia schłodzić w morskiej wodzie.

Ubrałam się w krótkie spodenki i bez butów wsiadłam na oklep. Pojechałam laskiem dna plażę /był jeszcze deptak ale tam pełno ludzi chodziło, jeżdżono samochodo-rowerami, więc wybrałam leśną drogę/, fale były przeogromne, ale co tam  😎 mój koń uwielbia wodę  😎 ... weszłam po brzuch i nadeszła taaaka fala, że mnie zmyło z grzbietu a konia prawie przewróciła, wpadłam oczywiście do wody a koń w panice uciekał do stajni. Nie wiedziałam czy pobiegła deptakiem czy laskiem. Modliłam się w myśli, żeby nikogo nie zabiła i nie wpadła pod samochód bo do stajni miała do pokonania główną drogę do miasta, a że był środek sezonu wypadek był bardzo prawdopodobny.
Ja, cała mokra, bez butów biegłam ile sił w nogach przez las /myślałam że tamtędy pobiegnie/...Myliłam się, poleciała deptakiem, jacyś ludzie puścili famę, że koń staranował jakąś kobietę i zabrano ją do szpitala. Chciałam umrzeć.
Jak doleciałam do stajni /w błocie po kolana/ kobyła stała w boksie cała i zdrowa. Popłakałam się i czekałam aż ktoś przyjedzie/zadzwoni odnośnie wypadku tej kobiety, że kobyła niby po niej przebiegła. Na szczęście to tylko plotka była, nikt nie zadzwonił ani nie przyjechał.
W sumie jedynie co ucierpiało w tej całej sytuacji to moje stopy, pęcherze i rany miałam przez tydzień a przez dwa tygodnie wyciągałam drzazgi z podeszw... Jak biegłam nie czułam, ze depczę bosymi stopami po szyszkach, gałęziach, kamieniach itp... no i garść siwych włosów  😎
Dreszcze mam jak sobie przypomnę tą akcję. Bogu dziękuję, że nikomu nic się nie stało.
😵 😵 😵
O matko...tajna...jak sobie wyobraziłam sytuację jak biegniesz na boso, skąpana w morzu, myśląc o tym, że Twój koń stratował kobietę, która leży w szpitalu, to ..sorry, ale śmiać mi się chce.
Nieźle.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się