Czy tak musiało być?

Karmelita, chyba nie śledzisz sprawy od początku i nie wiesz kto zaczął robić sensację z tego wydarzenia...

Pan Leszek. Na podstawie maila rozentuzjazmowanego widza.

Wydaje mi się , że do dyskusji bardzo wiele wnosi najnowszy artykuł na śk, przedstawiający czwarty, najbardziej obiektywny punkt widzenia.  http://www.swiatkoni.pl/news-display/781.html I myślę, że ostatnie zdanie w tej wypowiedzi wiele zmienia.
zen - czy czytałaś mój post ?, napisałam wyrażnie że nie - nie pomogli WSZYSCY -tylko ci którzy mogli pomóc w kwesti transportu , tak czy nie ?( napisałaś przecież to samo ) bo opolanka naskoczyła na mnie że jednak WSZYSCY nie pomogli , czyli nie pomógł NIKT , no jesli policja , straż pożarna , organizator zawodów , weci lub wet to NIKT to wychodzi na to ze nasza ziemia to bezludna wyspa .
zen, mamy identyczne doświadczenia. A z autopsji wiem, że takie zachowanie weterynarzy jest na porządku dziennym zarówno w woj. łódzkim jak i mazowieckim. Po prostu rzucają wszystko i jadą jak po ogień do tego, który najbardziej potrzebuje pomocy.

Dlatego też uważam, że coś się w tej historii kupy nie trzyma.

edit:

Przeczytałam oświadczenie dr. Golonki i wnioskuję z niego, że jednak pan Parzydło musiał źle zrozumieć lekarza, bo rzeczywiście trzymanie konia z otwartym złamaniem kilkanaście godzin jest absurdem.Ciężko nawet powiedzieć skąd się zrodził taki pomysł.

Jedno jest pewne. Potrzeba było natychmiastowego transportu, jak tylko koń był względnie do niego gotowy. Może konieczne było podwieszenie na pasach?
Ale skoro był konieczny natychmiast, to dlaczego nie został załatwiony natychmiast, tylko trzeba było czekać tyle godzin? Co tu się nie zgadza do jasnej ciasnej?
Obawiam się że tego się nigdy nie dowiemy. Każda ze stron zapewne będzie utrzymywała swoją teorię.
To widocznie tylko ja mam pecha i jak coś się nagle złego działo to ściągnięcie weta 20 km od W-wy było wielkim osiągnięciem (w nagłych wypadkach). Kiedy raz dzwoniłam o kolkę, część weterynarzy nie odbierała telefonu (rozumiem, że pewnie byli gdzieś u pacjenta), jeden był "po kielichu" inny na wakacjach. I tak sobie dzwoniłam a czas płynął... Zdeterminowana zadzwoniłam do powiatowej lecznicy i udało mi się "wyprosić" dyżurnego lekarza o przyjazd. Pojawił się z lekami, ale niechętnie podchodził do konia. Domięśnowo leki podawałam sama. Niestety nasza lecznica oblegana jest przez psio/kocich klientów i lekarze do koni niechętnie jadą.
Inny przypadek kiedy niefortunnie źrebiła się kobyła jkobus. Czas był bardzo ważny, żaden z wzywanych lekarzy z końskiego położnictwa nie przyjechał. Szczęściem w tym wszystkim, że w stajni był w czasie porodu weterynarz, wezwany do innego konia by podać sterydy. Zapytał Nas czy może zostać obejrzeć poród, kiedy klacz dopiero oznajmiała nam,  że "się zaczyna".Wet nie miał wcześniej okazji widzieć "na żywo"porodu. Dzięki temu zbiegowi okoliczności i instrukcjom telefonicznym klaczy została udzielona wtedy pomoc. Boję się myśleć co by było, gdyby tego wieczoru inny koń nie miał nasilenia COPD.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
08 maja 2009 18:18
zen - czy czytałaś mój post ?, napisałam wyrażnie że nie - nie pomogli WSZYSCY -tylko ci którzy mogli pomóc w kwesti transportu , tak czy nie ?( napisałaś przecież to samo ) bo opolanka naskoczyła na mnie że jednak WSZYSCY nie pomogli , czyli nie pomógł NIKT , no jesli policja , straż pożarna , organizator zawodów , weci lub wet to NIKT to wychodzi na to ze nasza ziemia to bezludna wyspa .


blucha to ty bwyraźnie nie czytasz ze zrozumieniem. Napisałam że NIKT Z ZAWODNIKÓW I ICH EKIP. Napisałam również, że NIKT poza oczywiście organizatorem.

Wybacz, ale nie chce mi się już nawet cytowac własnych wypowiedzi.

W tej chwili to już nie ma większego znaczenia, bo i tak nie wiemy, jak było w rzeczywistości.

P.S. I nie naskoczyłam na Ciebie.

EOT


Edit: dobrze, że pojawiły się także wyjaśnienia dr Golonki.
.
Ze smutkiem tu zaglądam, ale zaglądam - bo może ta tragedia kiedyś mi (komuś) pomoże nieodwracalnego błędu uniknąć.

Lektura wątku bez przerwy przypomina mi usłyszaną kiedyś radę:

"Gdy masz kłopoty z podjęciem decyzji, wyobraź sobie, że jesteś dowódcą czołgu pod obstrzałem i nie wiesz, czy jechać w prawo? czy w lewo? Jedź gdziekolwiek! Ale już! Bo gdy będziesz stać na rozdrożu i się wahać - ustrzelą Cię na pewno!"
Tu chyba wielu było "dowódców czołgów"  🙁
Tomku, dokładnie. Życzę panu Doraczyńskiemu, który w sezonie potrafi być co tydzień jednym z organizatorów zawodów, żeby nikt go w takiej sytuacji nigdy nie postawił, w jakiej postawił sam pana Parzydłę. Poraz kolejny bardzo zawiodłam się na Świecie Koni.
Moze ktorys z forumowiczow byl tam (jako zawodnik/luzak/widz) ?
Czy wiadomosc faktycznie rozeszla sie/ dotarla do ludzi juz w trakcie zawodow ?
Śledzę wątek od początku, nie wypowiadam się bo chyba już wszystko zostało powiedziane, zreszta jakoś brakuje mi słów na tą całą sytuację.
W tym wszystkim najbardziej mi żal konia, który przez wiele nieprzemyślanych (głupich) decyzji, zbiegów okoliczności, tragicznych wydarzeń tak cierpiał.
A Kasia razem z Princem stała kiedyś w mojej stajni więc dodatkowo jest mi przykro bo to był piękny i słodki koń. Nie raz podziwiałam go na treningu.
Witam

Właśnie skończyłam czytać ten wątek i mam propozycje, żeby zakończyć pytania, dyskusje i dywagacje, bo to niestety już niczego nie zmieni 🙁. Wydarzyła sie tragedia, koń stracił życie, człowiek przyjaciela i teraz to już nie ważne co,dlaczego i kto zawinił.

Najważniejsze, żeby było to przestrogą dla wszystkich i żeby było jak najmniej takich i innych wypadków.

Najszersze wyrazy współczucia dla właścicielki i szacunek dla Wszystkich, którzy starali się pomóc, a dla pozostałych no cóż oby nigdy nie potrzebowali pomocy.

Pozdrawiam :kwiatek:
donka, temat umarł, ostatni post z 11 maja, zakończono pytania, dyskusje i dywagacje. Odkopując go, jest możliwość, że na nowo się zaczną.

EDIT: Ciii, teraz już nic nie piszmy 😉.
sorry ale jakoś z poślizgiem na niego trafiłam i tak jakoś nie zwróciłam uwagi na daty - może w takim razie proszę o usuniecie i jeśli to możliwe 'cofnięcie' na stare miejsce 😡
Ja byłam jako luzak i widz do końca zawodów,
na zawodach nic nie słyszałam, nikt, bynajmniej mnie i znajomych zawodników/luzaków nie prosił o pomoc..
wracając do domu mijałam miejsce wypadku, ale nie wiedziałam co się stało,
widziałam tylko konia z opatrzoną i zabezpieczoną nogą.
Wszystko wyglądało tak, jakby za 5 minut miał dotrzeć jakiś transport.
Jak było na prawdę dowiedziałam się dopiero ze Świata Koni..
trzynastka   In love with the ordinary
06 czerwca 2009 12:52
Mnie zastanawia jedno. Dobrze, że odkopałaś temat, bo inaczej bym sobie nie przypomniała.

Ostatnio byłam w lecznicy dr Golonki i jest pod nią zaparkowanych 5 przyczep. Rozumiem, że nie wszystkie są lecznicowe ale myślę, że nie było by problemem poprosić by podjechali, bo z tego co się dowiedziałam właściciele stajni przy której znajduje się lecznica niejednokrotnie jeździli po chore konie.
A ja moge enigmatycznie napisac, ze ta cala stajnia i stosunek tych ludzi do kliniki to cala przebogata historia.
A przyczepy niekoniecznie sa tamtejsze. Jak przywiezlismy konia na zabieg to przyczepa tez stala sobie 2 dni pod klinika.
trzynastka   In love with the ordinary
06 czerwca 2009 19:35
A ja moge enigmatycznie napisac, ze ta cala stajnia i stosunek tych ludzi do kliniki to cala przebogata historia.
A przyczepy niekoniecznie sa tamtejsze. Jak przywiezlismy konia na zabieg to przyczepa tez stala sobie 2 dni pod klinika.


O żadnej przebogatej historii nie słyszałam a moja przyjaciółka stała tam z koniem 7 lat wiec zawsze we wszystkich plotach byłam na bieżąco.

Z tymi przyczepami to racja - nie pomyślałam ale jestem pewna, że właściciele stajni mają przynajmniej jedną.
ninavet, jak zasugerowalam, nie bede nic pisac. (Zapewniam, ze wiem o czym mowie.)

Odezwalam sie tylko dlatego, ze chcialam zaznaczyc, ze owa pomoc nie jest taka oczywista.
Klinika nie ma swojej przyczepy, większość stojących tam przyczep należy do osób prywatnych (pensjonariuszy i osób zostawiających konie w klinice). Właściciele stajni też dysponują przyczepą, ale często sami z niej kozystają (np. wyjazdy na zawody itd.).
Myślę jednak, że zorganizowanie transportu w miejscy wypadku ma więcej sensu. Zwłaszcza gdy to jest miejsce sporo oddalone od Gliwic.
Czytałam o tym artykuł w gazecie i powiem że ostatnie zdanie autora było bezbłędne. (nie pamiętam go dokłądnie ale chodziło mniej więcej o to)
"Czy dotychczas to ja miałam tekie szczęście że ludzie pomagali (przykłąd z złapaniem gumy w przeczepie) cże nie wiem jak wygląda sytuacja naprawdę (czyli przypadek opisany)...

Mi się do teraz to w głowie nie mieści...
Moon   #kulistyzajebisty
07 czerwca 2009 16:20
Szczerze powiem, że przeczytałam dopiero teraz całą historię w ŚK nowym i włos mi dęba stanął...
A propos 'jeździeckiej rodziny', (patrz artykuł w ŚK) to nasuwa mi się powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się tylko na zdjęciu.
I jak zwykle tylko konia żal...


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się