stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

Wojenka   on the desert you can't remember your name
10 lutego 2014 20:00
Zdrowy, dobrze czujący się koń z nadmiarem energii chętnie bryka. Codziennie jeżdżę po mniej więcej 6 takich koni  😉
Też mi się tak wydaje, zwłaszcza, że aktualnie nic po tej kontuzji siwemu nie dolega. (: W humorze był wyśmienitym, pracował dobrze, a nazbierała się w nim energia z tego faktu, że ostatnio rzadko i mniej efektywnie chodzi.
strzemionko   w poszukiwaniu szczęścia przemierzamy cały LAS ;)
10 lutego 2014 20:10
ćwiczyć z koniem pracę w przejściach. Nie trzaskać kilometrów wokół ujeżdżalni w jednym chodzi tylko właśnie co i rusz przejście. Nie pedałować z koniem wyłącznie po wielkim kole ale włączać inne figury jak wolty 15 m, półwolty.


jeśli chodzi o naszą jazdę - nigdy nie jest to wyłącznie jeżdżenie w kółko.
Drągi, zagalopowania, wolty w galopie, w kłusie, skoki, cofania.

Też mi się tak wydaje, zwłaszcza, że aktualnie nic po tej kontuzji siwemu nie dolega. (: W humorze był wyśmienitym, pracował dobrze, a nazbierała się w nim energia z tego faktu, że ostatnio rzadko i mniej efektywnie chodzi.


robi tak pod siodłem?  😉
strzemionko, jeśli chodzi ci tylko o tamtą jazdę, to chyba wyraźnie napisane, że pod siodłem. (: A jeśli chodzi o ogół, to brykania kiedyś (z początków naszej pracy) były na każdej jeździe. Teraz co którąś nam się zdarza, z różnych powodów, wiadomo - mi się zdarzy źle usiąść, konia zaboli, to bryknie, rozumiem. Albo ma nadmiar energii i bryknie po przeskoczeniu krzyżaczka. Ale te pomijam. Bo tak to czasami zdarza się podobnie jak w te sobotę. Pracujemy zgodnie, spokojnie, koń rozluźniony. Jest na przykład wieczór, działa jedna lampa na dużym padoku więc tylko połowa placu lepiej oświetlona, reszta lekko pogrążona w mroku. Przez 45min po obwodach padoku jeździmy, woltujemy, przez środek, najróżniej... Koń się słucha, chodzi jak w zegarku, zmiana tempa na zawołanie, żucie wędzidła etc. A tu nagle mu się przywidzi coś i stoi jak wryty nagle na środku padoku, nie chce wejść dalej tam, gdzie ciemniej. Mimo tego, że wcześniej już parę razy tam taką drogą wjeżdżaliśmy. I nie to, żeby się bał, bo nic go tam nie ma prawa płoszyć, a i on płochliwy nie jest. Po prostu mam wrażenie, że czasami zdarza mu się, że w końcu jazda mu się nudzi i on stwierdza, że już mu się nie chce, ot. Są łydki i wypychanie do przodu, łagodnie, to stanowczo, prośby, nakazy - różnie. Zwykle (nie zwykle na każdej jeździe, tylko w te, gdy się nam to zdarza w mroku takim jeździć) po prostu opiera się "niewidzialnej barierze w powietrzu" i się kręci w miejscu, czasem uniesie leciutko przody i zawróci w miejscu.
Kiedy bryka, bo jak coś sknocę, to wiem, że to moja wina i nie karce konia. Gdy w skoku nie zadbam dobrze o półsiad przykładowo i go klepnę niechcący po grzbiecie, albo stracę w jeździe chwilowo równowagę i go przykopię zbyt mocno gdzieś a on delikatnie baranka zrobi czy uszy skuli, to rozumiem. Mam szacunek do jego grzbietu etc. Ale właśnie zdarza się, że wszystko współgra ze sobą, a on zupełnie bez żadnego powodu nagle traci zainteresowanie współpracą i buntuje się. Ja już dobrze ogarniam jego sztuczki i wiem kiedy zaczyna kombinować, to w 99% przypadków wygrywam te bunty po prostu nie spadając, tylko spokojnie wysiadując je. Po tym dalej pracuje jak wcześniej, bo chyba czuje, że nie wygra i na nic mu się to nie zda.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
10 lutego 2014 22:53
Też mi się tak wydaje, zwłaszcza, że aktualnie nic po tej kontuzji siwemu nie dolega. (: W humorze był wyśmienitym, pracował dobrze, a nazbierała się w nim energia z tego faktu, że ostatnio rzadko i mniej efektywnie chodzi.


mam nadzieję i tego ci życzę, że to tylko nadmiar energii. Jeśli to nadmiar energii i z tym nadmiarem jest problem to należy się wpierw tego nadmiaru energii u konia pozbyć wcześniej, przed jazdą. Może zmniejszyć dawkę treściwych, może wylążować przed jazdą, może to i to.

Może ty coś robisz nie tak.

Ja tam osobiście nie wierzę w "radosne" bryki i baranki notorycznie występujące pod siodłem u konia. Za dużo było forumowych przykładów na " radosne" brykanka i baranki które z upływem czasu się okazywały wcale nie takie radosne a wynikające z różnorakich dolegliwości, choć ludzie prawie zawsze starają się to tłumaczyć radością konia  tak wyrażaną bądź nadmiarem energii właśnie.

Po prostu mam wrażenie, że czasami zdarza mu się, że w końcu jazda mu się nudzi i on stwierdza, że już mu się nie chce, ot. Są łydki i wypychanie do przodu, łagodnie, to stanowczo, prośby, nakazy - różnie. Zwykle (nie zwykle na każdej jeździe, tylko w te, gdy się nam to zdarza w mroku takim jeździć) po prostu opiera się "niewidzialnej barierze w powietrzu" i się kręci w miejscu, czasem uniesie leciutko przody i zawróci w miejscu.

Dość typowe objawy konia nieustawionego na pomoce => należy go prawidłowo wyszkolić jeśli chodzi o podstawowe odpowiadanie na łydkę, wodze.


Albo objawy konia któremu coś dolega. Którego siodło jest niedopasowane.

Kiedy bryka, bo jak coś sknocę, to wiem, że to moja wina i nie karce konia.


Co aż tak drastycznego i niepoprawnego trzeba zrobić by koń na to brykaniem odpowiadał? W ręku masz beton? Na zaciągniętej czarnej jeździsz?

Skoro jest to koń po rekreacji to chyba jest przyzwyczajony do różnych mało perfekcyjnych jeźdźców i ich ciągłego knocenia?


Gdy w skoku nie zadbam dobrze o półsiad przykładowo i go klepnę niechcący po grzbiecie, albo stracę w jeździe chwilowo równowagę i go przykopię zbyt mocno gdzieś a on delikatnie baranka zrobi czy uszy skuli, to rozumiem.

to po co skaczesz skoro aż tak równowagi nie masz że koń się aż tak wkurza że baranki strzela. I znów tak jak wyżej: koń rekreacyjny tak też by nie zareagował.

Albo w skoku też go coś pobolewa i tak reaguje.


Ale właśnie zdarza się, że wszystko współgra ze sobą, a on zupełnie bez żadnego powodu nagle traci zainteresowanie współpracą i buntuje się.


skoro wszystko jest OK, a koń mimo to się buntuje to jedno z dwojga: coś go pobolewa = reakcja na ból  albo ten ten ww. nadmiar energii w który ja osobiście wcale nie wierzę gdyż nadmiar energii  by się przejawiał tym że koń tak chce iść do przodu i napiera na wędzidło, ty mu nie dajesz, trzymasz, koń się wkurza i podbrykuje bo tak chce czym prędzej ruszyć z kopyta)
RedScissors, pewne jest to, że perfekcyjnie ujeżdżonego konia to ty nie masz. Ani wyrozumiałego rekreanta. Na twoim miejscu spokojnie(!) przejeżdżałabym bunty/kombinowania/"strachy" ale baczyła pilnie, czy sytuacja z jazdy na jazdę się poprawia - czy wręcz przeciwnie. Jeśli się pogarsza, to popełniasz istotne błędy - a jakie, to nikt jasnowidzem nie jest 🙁 Ale chyba nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś za bryknięcie karciła konia Zawsze? Niekoniecznie batem, skoro się boisz - choćby głosem: NIE! EJ!
I jeszcze taka zasada: koń NIGDY, ale to NIGDY nie może pójść w kierunku, który sam sobie wybrał - tzn. wyniósł, próbował wynieść, wykręcił, zawrócił, skręcił - wbrew woli jeźdźca. Trasę wybierasz ty, tempo wybierasz ty, chód wybierasz ty - zawsze, nawet u całkiem surowych koni. Dopiero potem dbasz o rozluźnienie. Najpierw naucz konia nie zmieniać tempa - czyli np. nie wrywać się w ziemię, nie przyhamować przed bryknięciem - potem przejmuj się rozluźnieniem. Będzie trasa (niewymagająca), tempo i rytm - przyjdzie rozluźnienie. Bo koń ma być rozluźniony wtedy, gdy pełni swoją służbę - czyli - zawsze pod siodłem, a nie wyłącznie wtedy, kiedy mu "pasuje". A sztuka jeździecka na tym polega, żeby właśnie koń był optymalnie luźny i zadowolony - realizując wolę jeźdźca - a nie swoją. Nie zgadzam się z EląPe - znam masę koni, które brykają a zdrowe i nic nie boli. Ali nie znam ani jednego konia, który dałby radę zrobić COKOLWIEK przeciwko jeźdźcowi, jeśli - trzyma rytm i tempo! Żeby COKOLWIEK "zmajstrować" koń musi tempo/rytm zmienić. M.in. dlatego na początku przejścia w górę (a bywa, że i w dół) są trudnymi momentami - bo to jest moment zmiany rytmu = okazja do niesubordynacji. Kto nauczy siebie i konia robić przejścia miękko, gładko, płynnie - to i wtedy nie będzie miał NIGDY problemu (chyba, że faktycznie z koniem/jeźdźcem coś "niehalo" - wtedy rzeczywiście niesubordynacje będą rozpaczliwą próbą komunikacji).
Czasem trzeba po prostu troche ruszyc lepetyna...
mam teraz do jazdy mlodego  konia. nie raz i nie dwa slyszalam od 'zyczliwych' - czemu tylko siedzisz na ujezdzalni, wez w teren pojedz, mlody sie musi wygalopowac, bez sensu tylko tak po placu, co ty tam robisz tyle czasu?!
A tymczasem dla mnie zasady sa podstawowe:
PRIMO - kon ma byc bezwzglednie posluszny najpierw w znanym sobie otoczeniu, w tym wypadku na placu/ujezdzalni. Poki nie jest - nie jedziemy w teren.
SECUNDO - Zaczynam od spacerow w rece, przyzwyczajam konia do lazzenia po okolicy, od bliskiej po dalsza.
TERTIO - nie robie nic nowego jesli poprzednie latwiejsze zadania nie ida dobrze. Czyli np. w pierwszym terenie nie dziduje galopem tylko jade na 15min stepa po jezdzie, jak step wyjdzie okej, to nastepnym razem moze na pare min zaklusuje.
I najwazniejsze - nie jade w teren wystanym/nafukanym koniem. Generalnie staram sie po przerwie stopniowac rozklad 'atrakcji', czyli np. najpierw jeden dzien lonzuje, drugi jezdze na placu, trzeci jade do lasu.
Zadna filozofia, troche ruszyc makowka wystarczy zeby ulatwic sobie zycie.
Albo objawy konia któremu coś dolega. Którego siodło jest niedopasowane.
To pomijam, wszystko jest cacy z siodłem.

Co aż tak drastycznego i niepoprawnego trzeba zrobić by koń na to brykaniem odpowiadał? W ręku masz beton? Na zaciągniętej czarnej jeździsz?
Chyba wyraźnie napisałam, że jak coś akurat sknocę, czyli to chyba logiczne, że akurat w danej chwili coś mi nie wyjdzie, a nie że przez cała jazdę ma spiny? Każdemu się zdarzy stracić równowagę, bo coś kątem oka zobaczy i odwróci głowę. Cokolwiek. Albo mam kiepski humor i konia akurat zbyt agresywnie łydką przycisnę (tak, tak, straszna jestem i jeździć nie powinnam, bo to pewnie jakaś niestabilność psychiczna? (: ) a on mi odpowie skuleniem uszu. Przecież nie pisałam, że po takich małych błędach on od razu staje dęba i kwiczy.

to po co skaczesz skoro aż tak równowagi nie masz że koń się aż tak wkurza że baranki strzela. I znów tak jak wyżej: koń rekreacyjny tak też by nie zareagował.
Skaczę wystarczająco dobrze, by sobie nizutkiego krzyżaczka przejechać z nim, uwierz. (: Ale czasem zdarzy się, 1 raz na 43124 skoków, zapomnę skupić się na półsiadzie i w tym siodle źle wyląduję, to wiadomo, że jemu to wtedy się nie  podoba i się napina, czy zadnia nogą odda w tył. Ale zaraz potem znów jedziemy normalnie dalej.

skoro wszystko jest OK, a koń mimo to się buntuje to jedno z dwojga: coś go pobolewa = reakcja na ból  albo ten ten ww. nadmiar energii w który ja osobiście wcale nie wierzę gdyż nadmiar energii  by się przejawiał tym że koń tak chce iść do przodu i napiera na wędzidło, ty mu nie dajesz, trzymasz, koń się wkurza i podbrykuje bo tak chce czym prędzej ruszyć z kopyta)
Jak on mi napiera na wędzidło, to nigdy się z nim staram nie przeciągać, jeśli o to chodzi. Wtedy na woltę, półparady, różnie. Ale nie szarpię się z nim.



halo, jak pisałam, te bunty zawsze spokojnie wysiaduję. No i zapomniałam dodać, że tak jak radzisz, głos na niego czasem podniosę, bo na to zwykle najlepiej reaguje. A co do tego: "koń NIGDY, ale to NIGDY nie może pójść w kierunku, który sam sobie wybrał", absolutnie wiem. Zawsze gdy gdzieś mi ucieka z zakrętów czy wyrywa czy zmienia kierunki to zawracam go i naprowadzam jeszcze raz na tor, którym ja chciałam jechać.
"Żeby COKOLWIEK "zmajstrować" koń musi tempo/rytm zmienić" - po rekreacji mu tak zostało, że po galopie gdy zwalniamy do kłusa, zdarza mu się dalej pędzić i chce wskoczyć w galop (przy regularnych jazdach).  Jedna osoba ze stajni mi podpowiada, że podobnie jest z jej klaczą, która też po rekreacji jest i to wnika z tego, że gdy dzieciaki chciały galopować na prawidłową nogę, to były właśnie takie ciągłe, szybkie zmiany: kłus-galop-kłus-galop-kłus-galop... I teraz nasze konie się tak czasem nakręcają na to. Oczywiście, pracuję z siwym nad tym, nie myślcie, że nie. (:

I tak jeszcze co do mało wyrozumiałego konia, który powinien być wyrozumiały po rekreacji - nie mam pojęcia, jak on się w rekreacji zachowywał. (: Może od zawsze tak odpowiadał, gdy jakiś dzieciak mu zbyt mocno przykopał, to wtedy siwy barankował albo łbem zarzucał? Rzecz chyba zwykła, żeby koń okazał niezadowolenie po takich błędach.
Prawdą też jest, że lat to on już mało nie ma, a i przez tą rekreację pewnie kręgosłup troszkę ma zjechany. Zdarzyło mi się przy wsiadaniu na oklep mu przykopać niechcący, to wtedy mocno bryknął, bo na pewno go zabolało. Z doświadczenie więc już bardzo uważam na ten jego kręgosłup i dbam, żeby nic go tam nie bolało. Ale oczywiście nie jest on aż tak biedny, by na nim nie jeździć - po prostu nie jestem na niego zbyt ciężka i już wiem co go irytuje a co nie, a gdy druga osoba do dzierżawy chciała dołączyć, a ważyła sporo więcej ode mnie, to konisko się irytowało i przez to wynikły małe problemy zdrowotne, związane z wcześniejszą kulawizną także.
RedScissors ale z tego co piszesz to jednak wychodzi na to, że konia coś boli. Sama zresztą wyżej to napisałaś. Weterynarz kontrolował końskie plecy ostatnio? Jeśli nie, to może warto by było o tym pomyśleć, zanim zaczniesz końskie bunty "przejeżdżać". Może go ten kręgosłup boli i stąd raz na jakis czas daje Ci znać, że dla niego to już za dużo.
pamirowa, ale w takim razie czemu dawałby o tym znać raz na jakiś czas? Jak coś mu dokucza, na przykład gdy dostał kiedyś w zad kopa od pewnej klaczy, to pokazywał niezadowolenie ciągle, że go boli. W końcu wtedy oczywiście nie jeździłam, jak zobaczyłam, co mu jest. Ale wtedy cały czas się irytował i było to widać, a nie że chodzi grzecznie i stara się, i nic po nim złego nie widać, a potem nagle *pstryk* i bryka.
Poza tym, to nie jest każda jazda, że coś takiego robi. To jest może jedna jazda na dziesięć, reszta zupełnie spokojnie przebiega, bez żadnego brykania.

Cóż, w sumie to nie ma co spekulować, bo do prawdy i tak się tak nie dojdzie chyba. W ferie jeden tydzień z siwym będę, to będę jeździła i lonżowała to zobaczymy, jak jest.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
11 lutego 2014 14:39
Temu że może to niekoniecznie jest to ból ciągły, ale chwilowy, taki nagły, przeszywający ból. Ktoś kto miał np ból pleców tzw lumbago wie że może być OK w jednej pozycji a jak się zrobi nagły ruch w nieodpowiednim kierunku to człowieka jak błyskawica przeszywa nagły ból.

RedScissors a co powiedział weterynarz?
strzemionko   w poszukiwaniu szczęścia przemierzamy cały LAS ;)
11 lutego 2014 14:46
Temu że może to niekoniecznie jest być ból, ale chwilowy, taki nagły, przeszywający ból.


🙂

no właśnie, to miałam pisać 😉

A może i ja powinnam wezwać weterynarza?
Ale z punktu medycznego - jak nie plecy, to może być coś jeszcze nie tak?
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
11 lutego 2014 15:09
Chodziło mi o to, że niekoniecznie może być to ból ciągły, a chwilowy, napadowy, taki przeszywający jak błyskawica.

Z innych, nieplecowych przypadłości powodujących ból mogą to być:

- problemy zębowe
- bóle głowy
- bóle brzucha spowodowane wrzodami
- gnijąca strzałka
- syndrom trzeszczkowy
- problem ze stawami/stawem skokowym/kolanowym itd
- cysta w kości kończyny
- jednostronnie przeciążona kończyna z powodu odciążania innej kończyny z jakichś powodów
- inne?
Ja trochę z innej beczki, ale też w temacie - jak sobie radzicie z wybrykami typu wierzganie czy kopanie na bat, na koniu który po przerwie wraca pod siodło ? Wiadome jest, że koń jest nakręcony, obok inne konie chodzą, więc okazji do podniet jest co niemiara  😁
Przerwa niespowodowana urazem, gdzie wiadomo że rehabilitacja z zegarkiem w ręku to rzecz niepodważalna.

Karacie czy spokojnie wysiadujecie? Ja staram się po prostu jechać dalej swoje - czyli jak był kłus w prawo, to kłus w prawo, a nie szaleńczy galop w lewo, bo koń akurat ma taką ochotę... Bo w sumie jak ukarać?
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
11 lutego 2014 15:19
to chyba niezbyt dobra kombinacja karanie batem za szaleńczy galop.

Bat raczej służy do podkreślenia nierespektowanej pomocy łydki
strzemionko   w poszukiwaniu szczęścia przemierzamy cały LAS ;)
11 lutego 2014 15:20
wierzganie czy kopanie na bat, na koniu który po przerwie wraca pod siodło ?


co do konia, który wraca pod siodło nie umiem powiedzieć ale jeśli chodzi o mojego konia, który wierzga po bacie na zad (jeśli na łopatkę nie pomoże) - kontynuuję "bicie" jeśli się nie uspokoi - kop - łyda + bat, koń przestaje od 2 do 4 takich bryków 😉
Gdybym karała mojego konia batem, kiedy mu się styki palą w głowie, to patolog zbierałby mnie z bandy 😉

Może źle się wyraziłam - chodzi mi o sytuację, kiedy jeżdzę na wstanym koniu, oczywiście początkowy okres bez bata, ale kiedyś trzeba wrocić do cywilizacji. Jadę jadę, robie pyk po zadzie, bo chcę dostać lepszą reakcję, a koń w tym momencie z radości zapewne wierzga albo kopie w bandę.
W tym momencie przejechałam już ten problem, bo koń wrocił do pełnego treningu (akceptuje ostrogi i bat, szaleństwo 😉 ), więc mamy zajęcie, energia jest spożytkowana w dobrym kierunku; ale ze dwa tygodnie temu nie do końca wiedziałam, co mam zrobić w tym fantem, to też pytam o Wasze doświadczenia  :kwiatek:
strzemionko   w poszukiwaniu szczęścia przemierzamy cały LAS ;)
11 lutego 2014 15:46
ja właściwie też nie wiedziałam i nadal do końca nie wiem co wtedy robić 😉
dlatego już zmykam  :kwiatek:
kolebka, podeszłabym do tego tak: skoro jest ok - to twoje decyzje były słuszne 🙂 Bo czasem mikro-różnica: sytuacji, reakcji konia i postępowanie zupełnie inne.
[quote author=kolebka link=topic=7002.msg2009620#msg2009620 date=1392131786]
wierzganie czy kopanie na bat, na koniu który po przerwie wraca pod siodło ?


co do konia, który wraca pod siodło nie umiem powiedzieć ale jeśli chodzi o mojego konia, który wierzga po bacie na zad (jeśli na łopatkę nie pomoże) - kontynuuję "bicie" jeśli się nie uspokoi - kop - łyda + bat, koń przestaje od 2 do 4 takich bryków 😉
[/quote]

Nie wiem może się mylę, ale bat pod siodłem służy do wzmocnienia sygnału łydki, a zatem przykłada się go kawałek za łydką, tak przynajmniej mnie uczono. Jaki cel ma przyłożenie koniowi bata w łopatkę lub na zad?
strzemionko   w poszukiwaniu szczęścia przemierzamy cały LAS ;)
11 lutego 2014 16:05
pamirowa po łopatce to przecież standard.

po zadzie - zostałam kiedyś nakierowana na to, aby nie po zadzie, a właśnie za łydką.
Ale wydaje mi się, że i tu i tu będzie problem.

No i oczywiście, że bat to wzmocnienie łydki. Ja używam go, gdy na łydkę koń nie reaguje odpowiednio.
halo fakt, najważniejsze że zadziałało 😉 Mój koń lubi się przypalić i wtedy trzeba zachować stoicki spokój, mimo że w środku białko mi się ścina z irytacji - koniu, masz 12 lat, a nie 3 😀

Generalnie znam też metodę pt.używam bata aż do skutku, ale tak strasznie nie lubię bić koni, że zawsze mi z tym źle  🙄
Myslałam, że może coś magicznego jest jeszcze 😉
Na jakiej zasadzie po łopatce to standard? Nie rozumiem co masz na myśli.
Jedyne zastosowanie bata na łopatce konia, które mi ktoś kiedyś wyjaśnił, to skorygowanie kierunku. Kiedy np. koń wywozi, to bat pilnuje na łopatce po zewnętrznej stronie.
W innym przypadku nie słyszałam by batem celowało się w końską łopatkę.
strzemionko   w poszukiwaniu szczęścia przemierzamy cały LAS ;)
11 lutego 2014 16:16
mnie zawsze mówiono (w paru stajniach, nie jednej), że bat daje się po łopatce.
I od zawsze tak robię, i chyba wszyscy moi końscy znajomi też. I inne osoby, które widywałam w stajniach też...
Długość palcata jest dopasowana aby przykładać go do łopatki co innego bat ujeżdżeniowy.
Skoro już się zgadało, to mam pytanie. O użycie bata za łydką. Przy dzisiejszej modzie na pady i ekstra-grube pełne czapraki. Mi wychodzi, że to... fizycznie niemożliwe 🙁 Przy założeniu, że ręka w miejscu i zero "efektu" na wodzy. Jak to rozwiązujecie? Ew. jakiej długości i giętkości powinien być bat, żeby rzecz była wykonalna? (uderzenie czy klapnięcie, nie "posmyranie"😉 Czy wręcz - jaki konkretnie bat?
ushia   It's a kind o'magic
11 lutego 2014 16:29
ja jezdze z gietkim 110
nie latajacym, ale gietkim
aczkolwiek tak z reka na sercu to ja raczej po zadzie klepie niz za lydka 😉
Ja mam 120, używam za łydką, problem z wodzami się skończył. Jak miałam krótki bat to koń mi wyskakiwał do przodu ilekroć puściłam wodzę.
halo, hehe, jak mam nie ruszać ręką to mi nawet moje wielkie udo przeszkadza, żeby dać bat za łydką 😉. Fizycznie to raczej jak dla mnie średnio możliwe 😉. Mam bat 120cm, ale to jest fleck superflex (czy jakoś tak) i on jest mega giętki. Mikro ruch rączką powoduje spory ruch bata na końcu - na zasadzie przenoszenia duzych drgań  niż faktycznego ruchu bata. W przeciwnym razie nawet użycie bata na zad zmuszało do dużego ruchu rączką a co za tym idzie wodzą.
Thymos, weterynarz nic nie mówił, a kowal. Gdzieś na początku jesieni druga osoba zaczęła dzierżawić ze mną siwego i tak z miesiąc jeździła niecały, a koń zaczął kuleć. Pomijam już takie sytuacje, że jestem u konia w piątek wieczorem (nie ostatni piątek, tylko początek jesieni), koń żadnych oznak kulawizny etc. a tamta osoba dowiaduję się, że była w sobotę rano, pokłusowali chwilę, bo dużo czasu nie miała. Ok, przyjeżdżam ja ze trzy godziny po ich jeździe i biorę konia dla siebie, bo skoro tylko chwilę kłusowali to energii jeszcze mu musiało zostać... A tu koń kuleje. Podobno tamta osoba na jeździe nic nie zauważyła, no ale na logikę coś wtedy stać się musiało, bo lekko to on nie kulał. Ominę kwestie braku jakiejkolwiek możliwości dogadania się z tą osobą, bo to kwestia na osobną, piekielną historię.
Zaczęło się oczekiwanie na weterynarza, który co chwila odkładał wizyty. Tak więc właściciel tylko siwemu smarował nogę, na którą ten kulał, ja go czasem brałam na lonżę sprawdzać czy coś się zmienia. Czasem kulał mniej, czasem bardziej, zdarzały się dni, że w ogóle! W końcu weterynarz dotarł, zrobił prześwietlenie - okazało się, że gdzieś przy stawie pęcinowym siwy ma malutką narośl, okiem niewidoczną, no i ona czasem go pobolewa, a czasem nie. Nic się z tym zrobić nie da ponoć, usunąć czy coś. Już tak ma być, ale jak koń dostanie solidną przerwę to miało wrócić do normy. I rzeczywiście przy smarowaniu nogi po dłuższym czasie bez forsowania konia, przestał kuleć. Zaczęłam znowu jeździć, czasami lekko znaczył tą nogą, ale z czasem przestał to w ogóle robić. Teraz już nie kuleje ani trochę, od dawna.
W okresie tej kulawizny raz kulał niby to na prawy przód niby to na lewy, ale to pewnie wynikało z tego, że odciążał czasem tą nogę z naroślą i dlatego druga go bolała. Takie moje domysły. Teraz jak pisałam, już wszystko w tej kwestii jest okej, nie kuleje ani trochę, ale może jednak czasem źle postawi tą nogę i jednak go boli, i dlatego bryknie...?
(Zapomniałam wcześniej dopisać, a już nie chcę w poście mieszać - ta wzmianka o drugiej osobie była dlatego, że najprawdopodobniej była ona zbyt ciężka i konisko przeciążyło wtedy nogi, dlatego zaczął kuleć. Bo przed tym okresem, przez cały rok naszej pracy, nie kulał nigdy. Teraz już ta osoba w stajni się nie pojawia i ma nie wrócić, co właściciel siwego uzasadnił jej wagą, żeby siwego znów dręczyć).
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się